Dzień dobry, mimo, że pół dnia mamy za sobą.
Opowiem pewną historię bardzo dobrze mi znaną.
To był początek lat 80 – tych, zaraz po zakończeniu stanu wojennego. Polska wkraczała w demokrację, uwolniwszy się z pod systemu socjalistycznego. Wszyscy mieliśmy wielkie nadzieje i zaczynało się w naszym kraju powoli zmieniać.
Z Ameryki, na stare lata postanowiła wrócić pewna stara kobieta, gdyż po latach spędzonych na obczyźnie zatęskniła za Polską. Kupiła wielki dom w Milanówku, w zasadzie to taki mały dworek, osadzony w głębi ogrodu. Taki, że z głównej ulicy mało go było widać, gdyż przesłonięty był okazałymi drzewami. Nazwijmy starszą panią – Marią. Otóż wyjechała ona do tej Ameryki w latach trzydziestych, zostawiając w Polsce dwóch synów. Zostawiła ich na pastwę klasztorów, w których zostali wychowani. Jeden z nich podobno zginął w Powstaniu Warszawskim, a drugi po wojnie wyjechał na Ziemie Zachodnie, gdzie się ożenił i zamieszkał. Nazwijmy go Karol, a jego żonę Stanisławą, tak dla niepoznaki.
Nagle, niespodziewanie Karol otrzymał wiadomość, że po tylu latach odszukała go matka, która nagle przypomniała sobie, że ma syna w Polsce. Oczywiście było wielkie spotkanie, ale ja nie byłam przy tym, a więc nie wiem jak owo spotkanie wyglądało. Czy były łzy szczęścia, czy też wylewanie żali.
Po kilku miesiącach Karol otrzymał wiadomość, że jego matka nagle zmarła w tym Milanówku, a więc ponownie pojechali na pogrzeb, a także po spadek – tak sobie myśleli. Jednak po przybyciu zorientowali się, że już ktoś maczał rączki i wyniósł z domu wiele cennych rzeczy. Maria, ta amerykanka wiele przywiozła dóbr z tej Ameryki, jakich my w biednej Polsce nie widzieliśmy na oczy. Kryształy, pełne kufry przepięknej bielizny, ręczników i kolorowej, gatunkowej pościeli. Dywany, meble, żyrandole stanowiły obiekt pożądania, łącznie ze świecidełkami, biżuterią, bibelotami. W tamtych czasach, co dech w piersiach zapierało, stała sobie nowiutka pralka – włoski automat i wiele, wiele innych rzeczy, do których świeciły się oczy. Ale najważniejszy był ten dom, stojący w dużym, pięknym ogrodzie.
Dwie ciężarówki wypchane maksymalnie dobrami, pojechały na ziemie zachodnie, a dom został wystawiony na sprzedaż, gdyż Karol i Stanisława nie chcieli zamieszkać w Milanówku. Chcieli bogaci wrócić do siebie i oczywiście im się to udało, gdyż dom znalazł bardzo szybko nabywcę.
Bogaci, bo na tamte czasy ponad milion z dobrym kawałkiem to było coś. Wygrać w Toto – Lotka, taką sumę było marzeniem każdego, ale Karol i Stanisława nie musieli skreślać kuponu już.
Co zrobić z tymi pieniędzmi nie bardzo oboje wiedzieli, ale ich życie zmieniło się na lepsze. Nagle jeden z synów zaczął się budować, a brat Stanisławy też chciał postawić dom. Rozpoczęły się szybkie prace z zakupem materiałów budowlanych i robota szybko się rozkręciła. Brat Stanisławy kupił także sobie samochód, a Karol kupił samochód synowi, ale tylko jednemu, choć miał ich dwóch. Ten drugi syn, to jakby się dla Karola nie liczył i diabli wiedzieć czemu. Może to jakaś tajemnica rodzinna.
Stanisława, jak na bogaczkę przystało, zaczęła się wreszcie stroić, co budziło okoliczną zazdrość, a Karol aby pochwalić się, że jest bogatym człowiekiem, szedł do knajpy i pokazywał kumplom jakie pierścionki są w jego posiadaniu.
Oczywiście w rodzinie nastąpił rozłam, bo ktoś coś dostał, to znaczy mu skapnęło, a ktoś inny został co najmniej pominięty. Nikt nie przyznawał się, jaka sumka mu skapnęła. Pierwszy syn wystawił wspaniałą, piętrową chatę, a brat Stanisławy bardzo podobną. Tylko ten drugi syn został zepchnięty ze swoją rodziną do bloku.
Obserwując tę sytuację po latach, to Karol umarł, a Stanisława żyje teraz sobie bardzo skromnie, bo nie wiedzieć czemu i kiedy ta kasa się tak szybko ulotniła. Bogaci ludzie, a jednak biedni. Nie potrafili zainwestować pieniędzy tak, aby one im na stare lata procentowały. Na koncie zostało zero, a może jednak w tych domach są te pieniądze zainwestowane – a kto to wie!
Stanisława obecnie żyje bardzo skromnie, gdyż wszelkie dobra, wartościowe rzeczy podarowała najczęściej lekarzom i zostało z tego co kot napłakał. Pewnego razu zadzwoniła do tego syna, który figę dostał, że potrzebuje telefon w dużym wyświetlaczem i głośnomówiący. No więc ten pominięty syn, poleciał do sklepu na poszukiwania takiego telefonu. Kupił jej. Kiedy Stanisława potrzebuje jechać do lekarza, a zdarza się to bardzo często, to ten pominięty syn, wiezie starą matkę. Takich sytuacji jest wiele, że stara matka dzwoni z prośbami do pominiętego syna, bo ten co dostał, raczej nie ma dla niej czasu!