Archiwa tagu: powrót

Tylko usiąść i płakać ze szczęścia

 

Wiele lat milczała, nie śpiewała, nie pojawiała się na scenie. 18 września na rynku ukaże się nowy album Zdzisławy Sośnickiej „Tańcz ,choćby płonął świat”.

 

To pierwsza od 1998 studyjna płyta piosenkarki. Producentem krążka i – jak to określiła artystka – dobrym duchem został Romuald Lipko. Teksty napisali m.in. Jacek Cygan, Artur Andrus, Bogdan Olewicz i Andrzej Mogielnicki.

Na płycie znajdą się takie utwory jak „Dobranoc Ziemio”, „Pamiętaj to, co dobre” oraz „Sen”. Pierwszy singel z płyty został wydany 7 września i miał premierę w Polskim Radiu. – To jest dla mnie zaszczytem, dlatego, że ja jestem osobą, którą Polskie Radio promowało przez wiele, wiele lat. Nie ukrywam, że jestem z tym radiem serdecznie związana – mówi artystka.

http://www.polskieradio.pl/7/160/Artykul/1500384,Zdzislawa-Sosnicka-wydaje-plyte-po-18-latach-milczenia

A ja dodam od siebie, że jestem ogromnie szczęśliwa, że wróciła i znów dla nas śpiewa tym swoim mocnym i dobitnym głosem, a więc wklejam jej najnowsze dzieło, którego nie mogę się nasłuchać. Niech się wszystkie wokalistyki chowają od tej chwili, bo Pani Zdzisława po prostu zdeklasowała je. Pani Zdzisława w tym roku skończyła 70 lat, a jakby nic się nie zmieniła – pod żadnym względem. Posłuchajcie. 🙂

Cieszę się, że jest obok mnie

W błękicie mamy swój dom na wyspie słońca 
W błękicie mamy swój ląd zwyczajnych spraw 
Jesteś mój, czemu więc 
Tak często myślę, że 

Bez Ciebie wiosna dogoni mnie 
Bez Ciebie marzeń oduczę się 
Bez Ciebie pasjans nie wyjdzie mi w pochmurne dni 
Bez Ciebie zmartwi mnie byle co 
Bez Ciebie nic nie będzie mi szło 
Bez Ciebie na zawsze schowam się na serca dnie .

 

Niestety, ale przez dwa dni nieobecności mojego męża w domu, dotarło do mnie, że nie umiem bez męża żyć. Liczyłam godziny do jego powrotu z tej wycieczki, choć cieszyłam się, że zwiedzi te same miejsca, w których ja byłam przed laty. Nie chciało mi się ugotować sobie porządnego obiadu, bo stwierdziłam, że samej nie będzie mi smakowało. Stwierdziłam też, że trudno mi funkcjonować tak bez celu. Pierwszy dzień był całkiem spoko, ale w drugi dzień zaczęłam już tęsknić. Cisza w domu zaczęła mi doskwierać i momentami przerażać. 

Czy ze mną jest coś nie tak? Przecież oboje zbliżamy się do tej nieuchronnej chwili i wiecie czego boję się? Boję się, abym nie została kiedyś sama. Przeraża mnie ta myśl, choć nie  myślę o tym codziennie, bo bym się zadręczyła, ale podczas tych dwóch dni zdałam sobie dobitnie sprawę, że nie umiałabym być sama. To byłby najgorszy ze scenariuszy w moim życiu.

Miałam dużo czasu na przemyślenia i dotarło do mnie, że nie zdążymy chyba być na weselach naszych wnucząt. Moje córki wychodziły za mąż ok. 30 roku życia. Moja wnusia najstarsza ma dopiero 5 lat. Za mąż może wyjdzie za 15 lat, a więc nas już może nie być na tym świecie. Te wyliczanki trochę mnie przygniotły, ale może uda się wypić kieliszek szampana na weselu naszych wnucząt – może?

 

 

 

To była bardzo dziwna Wigilia!

Już w domu pachnie świątecznie. Już roznoszą się zapachy i tak fajnie na duszy się robi. Jestem szczęśliwa, że mąż mi pomaga i razem działamy jak wesoły tandem. Mąż robi zakupy z zaplanowanych i pomału idziemy do przodu. W międzyczasie robię jeszcze jakieś porządki, a doszlifuję przed samą Wigilią, aby było świeżo i świątecznie. Mamy śliczną, żywą choinkę, która także nadaje już klimat magii. Niektórzy nie cierpią świąt i mówią i piszą o tym, a ja lubię i już, choć stresuję się jak każda chyba kobieta. Póki co, wszystko idzie sprawnie i bez szaleństwa. Dzwoniła córka, jedna i druga, że na nasz adres będą przychodziły paczki dla dzieci i faktycznie mam już sporo pudełeczek i pudeł zgromadzonych dla wnucząt. Niestety, ale do końca nie będą wiedziały, co Mikołaj im przyniesie, bo wszystko jest u Babci, a więc w  swoich domach nie mają czego szukać – zonk ha ha.

Choinkę ubrałam najpiękniej jak potrafiłam. Powiesiłam bombki, wszystkie duże, w różnych kolorach, ale najwięcej jest niebieskości i zieleni,przeplatanej czerwienią. Do tego dodałam złote gwiazdki i jest naprawdę piękna, a jak pachnie!

Kiedy sobie tak drepczę powoli i coś tam, coś tam robię, to oczywiście jak to w grudniu, przed świętami myślę sobie o przeszłości. Jak to bywało w tym moim domu, przez te lata. Zawsze starałam się, aby święta były wyjątkowe, ale jedne były wręcz koszmarne. Przed samą Wigilią pojechaliśmy do mojego Ojca, do DOS, gdzie go umieściłam, gdyż nie dawał sobie już rady sam. Pojechaliśmy i pytam, czy chciałby z nami spędzić święta. Droga daleka i zostawiliśmy dzieci same, co było koniecznością. To One bardzo zaangażowały się, aby godnie przywitać nieznanego prawie im Dziadka. Pamiętam, że wyraził chęć i z ochotą wsiadł do samochodu. Jechaliśmy z powrotem, pełni nadziei, że wreszcie, po latach usiądziemy razem do stołu. Schowałam w sobie wszystkie urazy i marzyłam, aby się udało, a moje dzieci bliżej poznały Dziadka. Kiedy byliśmy w domu, wpadłam szybko w wir ostatnich przygotowań i pościeliłam Ojcu miejsce do spania, aby wiedział i czuł się jak najlepiej. Wszystko już było gotowe, aby ustawiać na stole i tylko zasiąść i zacząć wspólną Wigilię. Mój Ojciec był bardzo małomówny i zauważyłam, że coś jest nie tak. Poszłam do jego pokoju, z pytaniem, co jest grane, a On, że chce wracać do DOP. Łzy mi ciekły po policzkach na zawołanie. Wiedziałam, że nie mam co z nim dyskutować. Sprawa była przesądzona i żadne argumenty już nie były przez Ojca mile słyszane. Zaczął się dusić w naszym małym mieszkaniu i ja to zauważyłam. To już nie był jego świat, a moje dzieci były mu obce i nie potrafił się z nimi zaprzyjaźnić. Nie potrafił już żyć na wolności i z pewnością i ja i mąż przestaliśmy go już obchodzić. To w DOS miał już swój poukładany świat, a i większą przestrzeń, swój pokój i to był jego dom. Poszłam na rozmowę do męża i wyjaśniłam, że musimy odwieźć Ojca. Nie usłyszałam żadnego sprzeciwu i już wiedziałam, że pakujemy Ojca i jedziemy go odwieść do siebie. Dzieci moje kochane znowu zostały same, a my wróciliśmy o 23 na ciepłą Wigilię, którą odgrzały nam nasze dzieci.