Archiwa tagu: psychologia

Jeśli masz wroga, to go omiń i rób swoje

Wieczorne rozmyślania.

Jestem kobietą  wrażliwą i potrafię dostrzec wokół siebie wiele spraw i rzeczy, które wzruszają mnie do łez.

Płaczę jak bóbr, kiedy widzę krzywdę dzieci, a także osób dorosłych.

Płaczę, kiedy ludzie sobie pomagają w biedzie i to najbardziej mnie wzrusza i tu podam bardzo prosty przykład:

Jest powódź i zalewa całe wsie i osiedla, a więc pomoc innych jest niezbędna. Idą z pomocą strażacy, którzy napełniają worki z piaskiem, ewakuują,  ale i konsolidują się miedzy sobą poszkodowani, którzy się zrzeszają i pomagają sąsiadom, by jakoś wyszli cało z tragedii jaka wszystkich dotknęła.

Płaczę, kiedy jest nieszczęście i miasto dotyka trzęsienie ziemi i spod zawalonych budynków inni ratują ludzi.

Takich przykładów, kiedy płaczę ze wzruszenia jest dziesiątki, bo dziesiątki razy w roku telewizje pokazują nieszczęścia ludzkie różnej postaci.

Wzrusza mnie solidarność ludzka, tak po prostu.

Posiadam w sobie duże pokłady empatii i potrafię innym współczuć, ale nie zawsze wyszło mi to na dobre.

W moim życiu nie raz zostałam oszukana, nawet finansowo. Musiałam borykać się ze spłatą kredytu za kogoś, komu ufałam i współczułam sytuacji rodzinnej, a ten ktoś wystawił mnie do wiatru.

Jednak są takie sytuacje, że podobno najgorszemu wrogowi się nic złego nie życzy, a ja może nic złego nie życzę, ale i nie współczuję, bo nie potrafię.

Miałam w swoim życiu szefową, która nie była dla mnie dobra. Wrzeszczała o wszystko na tych, którzy w hierarchii byli trochę niżej i akurat pod nią podlegałam, a więc i mnie się dostawało, choć starałam się wykonywać obowiązki jak najlepiej.

Moja szefowa liczyła się tylko z tymi, którzy mogli coś dla niej załatwić, a więc bez mydła im wchodziła w de…

Kiedy odeszłam z tej pracy, bo mnie zaszczuła, to z czasem się dowiedziałam, że moja szefowa, to zwykła złodzieja  i okradła zakład pracy na ponad 200 tysięcy złotych.Nie będę opisywała jakim prostym sposobem, aby nie napędzać naśladowców.

Konkluzja jest taka, że rzucił moją szefową mąż i z pewnością nie znajdzie żadnej pracy, a więc sam Bóg wie z czego będzie żyła. Mnie w żadnym razie nie jest jej żal, a nawet odczuwam drobną satysfakcję, że złemu człowiekowi w końcu noga się powinęła. Nie mam skrupułów i dobrze mi z tym.

Spotkałam na swojej drodze także bardzo złą kobietę, która wirtualnie mnie za nic sponiewierała. Nie mam jej plugastw na tym komputerze, ale to co wydaliła z siebie w stosunku do mnie, kompletnie jej nie znanej osoby wprawiło mnie w osłupienie, a dlaczego?

Dlatego, że można tak fantazjować na temat nie znanej osoby i zmienić się w psychopatkę, psychofankę, która zaczyna dzień ze swoją ofiarą. Biedna jest taka osoba i kiedy przeczytałam, że jest ciężko chora, to w zasadzie serce mi nie zadrżało, mimo, że mam w sobie duże pokłady empatii.

Napisała:

 

„Ja od minionej niedzieli leżę jak betka
prawie bez ruchu, bo każdy minimalny ruch to potężny ból. W głowę mam wbite
kilka nożyczek i noży. Prawie wariuję z bólu. Obecnie po tygodniu zelżał nieco ból
całego ciała a nawet minimalnie głowy. Może leżąc kolejny tydzień wydobrzeję do
normalności. Nie wiem co za niespodzianka mnie spotkała”.

Nikomu złego się nie życzy, bo nawet wrogowi, ale można żyć też tak, że źli ludzie niech sobie sami radzą, ze swoimi demonami. Ja biegnę chwytać życie i szukam w swoim otoczeniu jeno dobrych i prawych ludzi, a kanalie niech się rozgrzeszają same i sądzę, że to jest zdrowe i uczciwe podejście i najważniejsze jest to, że mam czyste sumienie!

Reklama

Nie śmiej się nigdy z cudzych porażek

Uf, chodzę sobie tak po domu i szykujemy z mężem święta, a więc jak w każdym domu pachnie już bigosem i grzybami, a także to fakt, że trzeba przetrzeć, a tam odświeżyć i tak nam te dni wszystkim upływają. Chodzę więc sobie i coś mnie w środku wierci i uwiera i spokoju nie daje.

Ilekroć tak się dzieje, że w życiu coś nam się nie powiedzie i doznajemy życiowej porażki. Wznosimy wówczas oczy wysoko i pytamy Boga dlaczego tak nas doświadcza i pytamy dlaczego tak nas sromotnie karze. Zadajemy mu pytanie, bo czym sobie na to wszystko zasłużyliśmy, ale jak to bywa – odpowiedzi na nasze pytania znikąd nie otrzymujemy. Mielimy w sobie nasze porażki i upadki czasami dłużej, a czasami krócej, ale problem spędza nam sen z oczu.

Każdy z nas doznał w swoim życiu porażki i nie ma człowieka dorosłego, któremu wszystko idzie jak po maśle, a życie jest usłane płatkami róż, ale są ludzie, którym pod górkę w życiu jest cały czas. Od urodzenia do śmierci są skazani na cykliczne porażki i wciąż upadają i się podnoszą, ale często bywa też tak, że już nigdy nie są w stanie się podnieść i przegrywają.

Porażką może być dosłownie wszystko, bo już w dzieciństwie, kiedy to jedno z rodziców pije alkohol, albo oboje. Kiedy rodzice sobie kompletnie nie radzą, a swoje frustracje przelewają na swoje dzieci. Porażką może być życie młodzieńcze, kiedy to w szkole nie jesteśmy akceptowani z różnych powodów, a dojrzewanie psychiczne przebiega bardzo burzliwie i wówczas jakże często młodzież ucieka w narkotyki i inne używki.

Porażką może być wejście w niewłaściwy związek, pełen przemocy, a także mimo starań rodzicielskich, nasze dziecko wymyka się z pod kontroli i nijak nie można do niego dotrzeć i w końcu przestajemy nad tym panować.

Porażki życiowe skądś się biorą i osaczają nas. Jednych rzadziej, a drudzy wciąż tych porażek mają nadmiar i tu postawię pytanie, bo dlaczego tak się dzieje?

W swoim życiu miałam bardzo wiele swoich osobistych porażek, bo choćby moje małżeństwo na początku i trochę później było moją porażką. Podnosiłam się z jednej porażki, a za parę lat ponownie musiałam się podnosić. Różnie sobie to tłumaczyłam, a bo wyszłam może za wcześnie za mąż i mój wybranek się wystraszył obowiązków. Może mnie nie kochał zbyt mocno, a może jestem nie dość dobrą żoną i tych pytań w mojej głowie było dziesiątki. Musiałam sobie na nie sama odpowiadać i drobnymi kroczkami doszłam w końcu do poprawnej stabilizacji, ale wiecie co?

To jest tak, że po porażkach i poukładaniu sobie tego wszystkiego jest w człowieku taki czerwony guzik, który nie pozwala na sto procent cieszyć się z tego, co się udało poskładać, bo gdzieś tam w środku czujemy i boimy się następnej porażki, która może być tak mocna, że zmiecie nas z powierzchni ziemi i już nigdy się nie pozbieramy, a więc przynajmniej ja, jestem na wiecznym czuwaniu i nie potrafię tego wyluzować, bo moim motto jest, że nigdy nie mów nigdy!

Moje przemyślenia zrodziły się z wiadomości o synu Super Niani, która przeżywa kolejną swoją porażkę życiową. Najpierw się rozwiodła z wykształconym profesorem UW. Potem odeszło od niej dwóch synów, bo wolały z matką nie mieszkać, a więc już te dwie życiowe sytuacje, to były dla niej wielką porażką, ale nie wyciągnęła z tego ani grama nauczki.

Dlaczego tak sądzę? Kiedy powtórnie wyszła za mąż, za mężczyznę poznanego przez Internet, nagle zaczęła brylować w mediach i opowiadać na lewo i na prawo jakże teraz jest szczęśliwą kobietą, a to wszystko dokumentowała na swojej stronie fejsbukowej. Kwiaty od męża – zdjęcie. Spotkanie rodzinne – zdjęcie. Mąż gotuje dla niej – zdjęcie. Mąż sprząta – zdjęcie itd.

Nie, nie jest we mnie ani grama zawiści do tej kobiety, której świat realny pomylił się z wirtualny, bo jest ewidentnie uzależniona od sieci. Nie cieszy mnie jej porażka wychowawcza, bo przecież tych dzieci nie kształtowała w okresie, kiedy matka powinna być przy dzieciach. Nie cieszy mnie fakt, że syn definitywnie zakończył jej karierę, jako psychologa rozwojowego, bo nikt już nie zaprosi jej na wykłady, bo kto zaufa teraz Super Niani, kiedy syn siedzi w więzieiu? Nie cieszę się, choć nie przepadam za tą kobietą, ale się dziwię i to strasznie się dziwię, że wykształcona kobieta nie potrafiła wyciągnąć wniosków ze swoich porażek, że nie wszystko jest na sprzedaż. Nie zrozumiała, że nie powinno się wszystkiego opowiadać w mediach, a jest tego bardzo dużo. Nie cieszy mnie jej upadek, ale nie potrafię zrozumieć, że można tak bardzo zatracić się w celebryckim życiu. Wiem, że jest jej teraz ciężko i wiem, że nie powinno się aż tak chwalić tym szczęściem i je sprzedawać, kiedy za progiem może czai się następna porażka właśnie.

Bardzo jej współczuję i mam nadzieję, że się podniesie, choć sądzę, że nie prędko i wyciągnie teraz wnioski, że lepiej skromnie, a bezpiecznie i więcej dla siebie, a nie na pokaz.

Jeśli ktoś przeżywa teraz swoją porażkę, to wklejam taki chyba bardzo dobry przepis, aby się wygrzebać, otrzepać i iść dalej. 🙂

Świetnie obrazuje to tekst amerykańskiego milionera i przedsiębiorcy Jima Rohna pt.„Filozofia mrówek”

1. Mrówki nigdy nie rezygnują. Gdy postawi im się blokadę na drodze, zawsze znajdują inną drogę, która blokadę omija.

2. Mrówki w lecie myślą o zimie. Lato (sukcesy) nie trwa wieczność, warto mieć w świadomości, że może się pojawić zima (kryzys), warto się na nią przygotowywać, zbierać zapasy, budować bezpieczne miejsce do przezimowania.

3. Mrówki w zimie myślą o lecie. Przecież zima (kryzys) nie będzie trwała wiecznie. Kiedyś minie.

4. Mrówki robią wszystko, co konieczne. Podejmują każde możliwe działanie. Nie czekają na lepsze czasy, tylko cały czas znoszą pożywienie do mrowiska.

 

Nigdy bym nie chciała zobaczyć swojego dziecka w mediach z czarną przepaską na oczach – nigdy, ale nigdy nie mów nigdy!