Archiwa tagu: relacje

Magiczne słowo – „KOCHAM”

 

Taka jest kolej rzeczy, że my Matki rodzimy dzieci i chcemy wychować je tak, by były dobrymi i wartościowymi ludźmi, abyśmy były z nich dumne.

I ja urodziłam dwoje dzieci i jestem z nich szalenie dumna, choć wiem, że żyją one już własnym życiem, do którego nie mam prawa się wtrącać.

Kiedy ja już jestem na emeryturze, a dzieci mają swoje życie, swoje domy, swoich współmałżonków i w końcu swoje dzieci, to staram się o nich pamiętać i kibicuję, aby wszystko im się układało.

Odeszły z domu, zamknęły drzwi po tamtej stronie i pozostała pustka, z którą borykałam się 3 lata, aż w końcu zaakceptowałam fakt, że tak to wygląda, że dzieci odlatują z gniazda.

Z pewnością oboje z Mężem popełniliśmy jakieś błędy, które nasze Dzieci pamiętają, ale kto ich nie popełnia?

Kochamy nasze Dzieci, choć czasami się z nimi spieramy z powodu różnicy pokoleń, ale staramy się uczyć na swoich, popełnionych błędach.

Nie raz przepraszałam nasze Dzieci za te niedociągnięcia, bo któż ich nie ma na sumieniu i z tego powodu często się gryzę i robię rachunek sumienia.

Agnieszka Chylińska – rockowa piosenkarka, bardzo kolorowa i kontrowersyjna udzieliła obszernego wywiadu na temat relacji ze swoimi rodzicami i jak one wpłynęły na jej dalsze życie.

Wywiad jest szczery i uświadomił mi jak wpływa relacja każdego dziecka z rodzicami na dalsze życie i ile czasami nasze dzieci mają w sobie pretensji zapisanych w sercu i w duszy.

Wiem jedno, że należy naszym dzieciom mówić często jak są dla nas ważne i to, że je kochamy bez względu na orientację, dokonania życiowe i kontrowersyjne życie.

Agnieszka Chylińska jako piosenkarka nie jest z mojej bajki, ale szanuję ją jako dorosłą kobietę, która w swoim, burzliwym życiu przeszła przez wiele zakrętów po drodze.

Jednak kiedy powiedziała, że każdego dnia walczy o siebie (podobnie jak ja), to stała mi się bliska i zdałam sobie sprawę z tego, jak ważna jest relacja dzieci i rodziców i to, co wynosimy z domu rodzinnego.

Zdałam sobie sprawę z tego, że ja jako matka nie jestem wylewna i może trochę zimna i zbyt mało mówię moim Dzieciom, że je kocham do utraty tchu.

Moje Dzieci są największym osiągnięciem w moim, już długim życiu i postaram się okazywać swoje uczucia częściej.

Tak mało bywamy ze sobą, bo najczęściej podczas uroczystości rodzinnych, ale mamy dostęp do sieci i tam się spotykam ze swoimi Dziećmi, a więc tym sposobem postaram się okazywać Im tych uczuć więcej.

Może piszę banały, ale Agnieszka Chylińska otworzyła mnie na relacje ze swoimi Dziećmi i uświadomiła, aby nie zamykać się w swoich chorobach, czasami samotności, a być z Nimi i mówić, pisać jak są dla mnie ważne.

To moje Dzieci i moja duma!

„Warto mnie kochać, mamo”. Chylińska w szczerym wywiadzie opisała, co czują setki kobiet.

Odkąd został opublikowany, media rozkładają go na czynniki pierwsze. Boleśnie szczery wywiad, który pojawił się na oficjalnym kanale YouTube Agnieszki Chylińskiej to wyjątkowa publikacja. Nie dlatego, że piosenkarka przeklina, mówiąc o swej relacji z Jezusem, czy z powodu wyznania, że chciała popełnić samobójstwo, co wyłapały portale plotkarskie. Chylińska mówi o czymś, co dotyczy każdego z nas i towarzyszy nam do końca życia. O relacji z rodzicami.

Agnieszka Chylińska starszemu pokoleniu znana jest z wizerunku buntowniczki, mocnej muzyki z emocjonalnymi tekstami i ciętego języka. Młodszemu – z kolorowych fryzur, radiowej muzyki i programu „Mam talent”. W rozmowie, którą nazywa „wywiadem życia” wyjaśnia, co działo się za kurtyną metamorfoz.

Wilczy bilet
Przez 25 minut Chylińska porusza masę wątków. Z jej ust padają wyznania, że modli się, by przetrwać dzień, opisuje, jak trudny był początek jej kariery, dowiadujemy się, że jeden z mężczyzn zrobił z jej serca tatar. Jednak w tej historii pojawia się wątek, który łączy pozostałe w spójną całość.

To szczere i bezpardonowe opisy relacji z rodzicami. To ona zdaje się rzutować na to, co tu i teraz czuje Chylińska. W jej słowach odnaleźć można krajobraz uczuć dorosłej kobiety, za którą ciągnie się widmo udowadniania, że zasłużyła na miłość.

„Dostałam od rodziców wilczy bilet na odchodne. Wedle matki byłam artystką ze spalonego teatru, a wedle ojca wielkim rozczarowaniem” – mówi w wywiadzie Agnieszka. Ten zawód i brak wsparcia ze strony rodziców zdaje się ubytkiem, który nie znika nigdy.

Na pytanie Edwarda Miszczaka, kiedy poczuła, że rodzice jednak są z niej dumni, Chylińska odpowiada: „Wiesz, jak to jest w sercu dzieciaka? No i co z tego? (…) Nie jest miarą ten moment, w którym już osiągnąłeś sukces. Nawet jeśli to jest twój ojciec i twoja matka. (…) Nie mogłam tego pojąć, że obcy ludzie dają mi wsparcie, a oni nie (…) Potrzebowałam telefonu od matki i słów: córeczko, dasz radę. A nie milczenia”.

Te słowa Agnieszki to bolesny dowód, że niektórych błędów rodzicielskich nie da się odkręcić. Że nie jest sztuką doceniać własne dziecko, gdy jest ładne, mądre i podejmuje rozsądne decyzje. Sztuką jest widzieć w nim wartość i wspierać je, kiedy robi rzeczy niezrozumiałe, a jego osiągnięciami nie można pochwalić się przed znajomymi.

Te słowa Agnieszki to bolesny dowód, że niektórych błędów rodzicielskich nie da się odkręcić. Że nie jest sztuką doceniać własne dziecko, gdy jest ładne, mądre i podejmuje rozsądne decyzje. Sztuką jest widzieć w nim wartość i wspierać je, kiedy robi rzeczy niezrozumiałe, a jego osiągnięciami nie można pochwalić się przed znajomymi.

Platyny spadają
„Wszystkie trofea i płyty, które dostaję, przynoszę mojej mamie. (…) Cały czas udowadniam: warto mnie kochać, mamo. Warto mi zaufać, mamo. Ale jak tylko coś pójdzie nie tak, jest to samo: a widzisz, można było tę maturę zrobić. Wszystkie platyny ze ścian spadają, bo ta znowu ma wątpliwość” – mówi Chylińska w wywiadzie.

Platyny w opowieści Agnieszki są metaforą życiowych osiągnięć, które ma każdy z nas i które wiele z nas, tak jak Chylińska, przynosi na tacy rodzicom, by tylko poczuć, że są z nas dumni. Że w końcu są zadowoleni. Chylińska kilka razy powtórzyła w rozmowie, że nie potrafi niczego robić dla siebie. Że zawsze wydawało jej się, że jak uszczęśliwi innych, to inni uszczęśliwią ją. Na ten schemat „łapie się” wiele kobiet…

„Pani mówi o sobie? Mam wrażenie, że o mnie”
Gros internautów zareagowało na wywiad bardzo emocjonalnie. Zresztą na mnie (a nie jestem fanką Chylińskiej) i na moich koleżankach po fachu, jej słowa zrobiły wielkie wrażenie. I to nie dlatego, że wywiad jest znakomicie zmontowany, wyciszone są wszystkie wybuchy śmiechu, a słowa dobrane jak w dobrej literaturze. Artystka swoim wyznaniem trafia w sedno – ten błąd popełnia wielu rodziców, dlatego tak wiele z nas czuje się dziś tak samo.

„Demony, które krążą wokół mojej głowy, są okrutne. Są skazujące i osądzające. Są prokuratorami, a ja nie mam w swojej głowie adwokata” – mówi Chylińska. Ten stan zna masa kobiet – kiedy czujemy się niedostatecznie dobre i zamiast się pocieszyć, automatycznie wymierzamy sobie karę.

Internautki piszą: „pani mówi o sobie? Myślałam, że o mnie”, „widzę, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne”, „pełna identyfikacja”. Niektóre dziękują, bo są mamami córek i ten wywiad okazał się dla nich przestrogą i inspiracją.

Poza tym Chylińska mówi o zwykłych bolączkach wielu mam. „Bardzo chciałam być normalna, bardzo chciałam być w domu. A jeszcze najbardziej smutne jest to, że ja chciałam być w tym domu szczęśliwa (…) Nie jestem doskonałą mamą. Mam po ojcu to, że on był fantastyczny, ale było go bardzo mało w domu. Ja też jestem fantastyczna przez te chwile, kiedy jestem z dziećmi. Natomiast głównie mnie nie ma”.

Głośne przyznanie, że życie rodzinne może rozczarowywać, przynosi ulgę. Bycie mamą może być trudne, czasem nieznośne, a jednocześnie bywa dla kobiet najważniejszą rolą. Słowa Chylińskiej trafiają w samo sedno: „Musisz pomieścić: i dziwkę, i kobietę. I mamę, i dziewczynę, która jeździ Fordem Mustangiem. I jak to pomieścić, jak to poukładać?”

Agnieszko, tego wywiadu matki długo ci nie zapomną. Dzięki!

Reklama

Moje znajomości udane i mniej udane, a czasami tragiczne

Kochani, czy macie czasami tak, że położycie się do łóżka w celu odpoczynku po dniu bardziej lub mniej intensywnym i za Chiny Ludowe nie możecie zasnąć, bo w Waszych głowach kłębią się myśli od sasa do lasa? Ja czasami tak mam, że chcę koniecznie się już wyciszyć, a te wariackie myśli podsumowujące moje byłe życie, zaplątują mój mózg jak ośmiornica, wydalająca swój, podobno niebieski atrament. Nie da się przewracać z boku na bok. Nie da się liczyć barany, bo ten atrament jest zbyt intensywny i wówczas jedynym sposobem, jest wstać po cichu, by nie obudzić chrapiącego partnera. Cóż takiego mi się kotłowało?  Temat przyjaźni w moim życiu. Tak leżałam i analizowałam, że chyba jestem nie teges, bo nigdy w życiu nie spotkała mnie żadna przyjaźń. Naprawdę nie spotkało mnie to wielkie uczucie, o którym jest tak wiele cytatów i aforyzmów, wielkich ludzi, wielkich umysłów, a nie takie pikuś jak ja. Nie zdarzyły mi się w moim życiu przyjaźnie, a może ja tego nie dostrzegłam. Podczas swojej zawodowej pracy miałam dwie znajome, siedziałyśmy w jednym pokoju, w księgowości. Wiadomo, że przez 8 godzin takiego siedzenia i pracy przy wspólnej kawie, wymieniałyśmy masę informacji o sobie. Znałyśmy się jak łyse konie, ale zewu przyjaźni nie poczułam. Ot, zwykłe babskie rozmówki. Potem był następny zakład pracy i ponownie, duże biuro, piętra, wymiana dokumentów, ale nie wydarzyło się nic szczególnego, takie służbowe rozmówki. Tak się wciąż zastanawiam, że była we mnie i jest, wielka ostrożność, co sprawiło, że nie potrafiłam się jakoś zaangażować, np. na wyjazdach służbowych. Niby byłam, a jednak gdzieś z boku. Miałam w swoim życiorysie szpitale i chyba tam najbardziej zbliżyłam się do Wandy, która była starą panną, nie mającą szczęścia u płci przeciwnej i z nią spędziłam wiele godzin na rozmowach. Niesłychanie inteligenta i wyważona kobieta, bojąca się związków. Strasznie miło ją wspominam i szkoda, że rozdzieliły nas kilometry. Często o niej myślę, bo dała mi mimo wszystko straszny spokój i pocieszała bezinteresownie. 

Druga, znajoma ze szpitala – Madzia,  która chorowała na raka kości, młodsza o wiele lat, której nie tolerowała jej matka, zmęczona jej chorobą. Madzia przykleiła się do  mnie, jak do matki. Trochę mnie dziwiło, jak rodzona matka może odrzucić własne dziecko i w szpitalu starałam się dać jej ciepło i były rozmowy, wiele rozmów. Rozdzieliła nas jej choroba i ponownie kilometry. Nie wiem, czy Madzia żyje, nie mam kontaktu.

Omijając szpitale, poznałam swego czasu jeszcze jedną Wandę i połączyły nas strasznie podobne historie małżeńskie. Wspierałyśmy się przez jakiś czas, a kiedy jej mąż, szubrawiec, zginął w wypadku samochodowym, Wanda  wyjechała w poszukiwaniu miłości do Ameryki i tam wyszła za mąż i jest szczęśliwa. Mam jej zdjęcie z tego amerykańskiego ślubu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje życiowe znajomości z kobietami.

Sumując to wszystko, to chyba miałam w życiu  więcej wartościowszych znajomości z facetami, bo jako dziecko lepiej się dogadywałam z rówieśnikami płci męskiej, ale ja nie wiem dlaczego? Może dlatego, że są mniej tkliwi i stawiali mnie do pionu? Pomyślę nad tym 🙂

Mam jeszcze doświadczenie  w zawieraniu znajomości w necie, no to teraz będzie dramat. Posłuchajcie i nie zwierzajcie się nikomu w sieci, gdyż możecie trafić na hieny, rządne sensacji. Niejaka B z Hiszpanii, rodowita ponoć Polka, zwabiła  mnie na rozmowy na gg – pamiętacie ten komunikator? Pisałyśmy długo, o wszystkim. Zwierzałam się jej, bo akurat byłam w niezłym dole. Pocieszała, proponowała pomoc, kasę na rozwód, a potem coś się jej odwidziało i na wątkach przystawiała mi lufę do mojej skołowanej głowy, bo to taka  się okazała.

Druga aparatka, chora na serce,chyba jeszcze dycha, bo była ledwie dysząca, po operacji, wzbudziła we mnie współczucie o nicku An, i po drodze naszych rozmów zdobyła cichaczem o mnie intymnie wiadomości – ot głupia ja, pisałam o depresji, o swoim małżeństwie, a potem ten potwór, wyjawił wszystko publicznie, ośmieszając mnie, dodając niestworzone sprawy i wiecie co – mam gdzieś, w czterech literach takie znajomości i zwierzenia. Wolę być sama i tylko moja rodzina nigdy mnie nie zdradzi i nie ośmieszy 🙂 Jestem wciąż otwarta na przyjaźń, niczego nie skreślam, może przyjdzie jeszcze i zdąży 🙂

 

Ps. Pisałam kilka miesięcy z pewną Alą, bratnią duszą. Było wiele listów między nami, zwierzeń, ale też się dzisiaj skończyło i wypaliło, a więc chyba ze mną jest coś nie teges? Żałuję bardzo, ale wszystko kiedyś się kończy. Mam jeszcze Marylkę, moją blogową znajomą, o pięknym wnętrzu, wspaniałe pióro, wielka wyobraźnia i czas pokaże co z tego wyniknie. Ostrożna jestem, boję się zaangażować, a może już nie potrafię. Uśmiecham się mimo wszystko i wcale nie przez łzy.