Archiwa tagu: rozłąka

Dziwne to będą święta i niech każdy o bliskich pamięta!

 

Obraz może zawierać: tekst „N Nadziei”

Dom przygotowany na święta i jadło jest w lodówce.

Razem z Mężem kolejny raz daliśmy radę i szybko nam to poszło.

Zakupy, gotowanie, sprzątanie na wiosnę zrobione zgrabnie i bez bólu ze względu na starszy już wiek!

Kompletnie nie potrafię gotować tylko dla nas dwojga, bo z przyzwyczajenia, kiedy zjeżdżała się rodzina zawsze szykowałam więcej i tak mi zostało.

Wyszło tego dużo, ale zawsze mam z kim się podzielić.

Mamy kwarantannę i każdy będzie spędzał święta w swoim domu ze względów bezpieczeństwa.

Wszyscy chcemy żyć i dlatego nie narażamy się wzajemnie na zagrożenie,  bo się kochamy!

Jutro będziemy z Mężem spożywali świąteczne śniadanie tylko we dwoje, ubrani świątecznie i z pewnością zrobimy video konferencję, by nie czuć się samotnymi w tym trudnym i dziwnym czasie.

Wymyśliłam takie życzenia dla mojej Rodziny i dla Was, którzy tu zaglądają.

  • Dziwne to będą święta i niech każdy o bliskich pamięta!

Dziś wyglądając przez balkon rozmawiałam z sąsiadem, który z papierosem chodził w koło bloku i zwyczajnie był zasmucony.

Ma wnuki, którym niedawno zmarła młoda mama i on nie może się z nimi spotkać przy wspólnym stole. Widziałam w jego twarzy irytację na to, że są takie obostrzenia, ale tak trzeba!

Przez ścianę mam sąsiadkę, która samotnie wychowuje dziecko i zawsze na święta jechała do swoich rodziców, a tu wczoraj zapukała do mnie, czy mogłabym pożyczyć jej makutrę do ucierania ciasta i trafiła, bo mam takową liczącą sobie chyba z 60 lat odziedziczoną po babci mojego Męża!

Domyśliłam się, że będzie z dzieckiem sama w te święta.

Na FB dostałam wiadomość od znajomej, że w jej bloku ludzie planują świętowanie na klatkach schodowych, aby spożyć wspólne śniadanie, gdyż skoro władza może się gromadzić bez obostrzeń,  to i oni to zlekceważą!

Ja uważam to za głupie, ale ludzie w tej samotności już świrują!

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ten czas będzie dla wielu bardzo trudny, a zwłaszcza dla starych ludzi mieszkających samotnie i proszę nie zapominajcie o nich – dzwońcie do samotnej mamy czy też taty, albo cioci i wujka. Oni będą chcieli się po prostu wygadać – bądźcie dla nich dobrzy!

Dziś dostałam zdjęcie od kolegi z Gorzowa Wlkp., u którego byliśmy goszczeni jakieś 30 lat temu i zrobił nam wielką niespodziankę, bo wertując swoje albumy w czasie wirusa natrafił na nas – pięknych i młodych!

Dzięki Krzysztofie za pamięć i za to, co wyleciało z pamięci!

A teraz czas na życzenia dla wszystkich, którzy do mnie zaglądają i nie wymienię, bo mogę kogoś pominąć, a tego bym nie chciała – kochani dużo nadziei i niech ten koszmar się skończy, bo:

„Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina.
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy jej nima
Samotnyś jak pies”.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, kwiat, na zewnątrz i przyroda

Reklama

Małżeństwo na odległość

To było wielkie, wiejskie wesele, na które zaproszono ponad 200 gości. Rodzice młodych postawili się i na weselu było wszystko, co najlepsze i najmodniejsze. Kolorowe balony i wstążki, ogromny, piętrowy tort, a młodzi ubrani w najlepszych salonach prosto spod igły. Goście bawili się trzy dni, a może i dłużej i wciąż było im mało. Jadła i picia nie zabrakło, a orkiestry weselne się zmieniały.

Tym weselem żyła cała wieś i miasto w pobliżu, bo było głośno i radośnie. Rodzice Bożeny i Pawła byli dobrymi rolnikami z bardzo dobrym sprzętem mechanicznym i hektarami, Jednocześnie mieli hodowlę zwierząt rzeźnych, a więc pieniędzy nie żałowali na wesele swoich, zakochanych dzieci. Wesele rozświetliły fajerwerki, które 30 lat temu nie były praktykowane, ale ich było na to stać i to te fajerwerki rozświetliły drogę państwa młodych, aby żyło się im dostatnio i szczęśliwie.

Na początek dostali od rodziców piękne mieszkanie w bloku z trzema, ładnymi pokojami, dużą kuchnią i balkonem. Umeblowali młodych, aby niczego im na starcie nie brakowało i oto mieli żyć w szczęściu i miłości.

Bożena rok po roku urodziła najpierw syna, a potem śliczną blondyneczkę podobną do mamy. Byli szczęśliwi, ale Piotra zaczęło ciągnąć w świat. Miał zasadę, że już dużo dostał od rodziców i więcej już nie chciał. Zapragnął zarabiać duże pieniądze, ale nie w Polsce. bo w Polsce nie miał ambicji pracować.

Nie wiadomo jak, ale dostał kontrakt na pracę w budowlance w Holandii. Obiecał Bożenie, że popracuje dwa, może trzy lata i zarobione pieniądze przywiezie do Polski i wybuduje jej piękny, duży dom, aby żyło się im lepiej i by uskładać trochę grosza na studia dla dzieci.

Kochała go i nie miała ochoty na rozłąkę, ale w końcu przyznała mu rację i pojechał.

W tym czasie wychowywała dzieci, a sama nie miała potrzeby pójścia do pracy, bo Piotr, co miesiąc przysyłał jej pokaźną sumę pieniędzy i na nic jej nie brakowało.

Odwiedzał rodzinę raz, na trzy miesiące, ale wciąż przekonywał Bożenę, że tam dobrze płacą i  dwa lata poza domem zamieniły się w pięć, a potem dziesięć.

Dzieci rosły i kiedy ich syn był już nastolatkiem wpadł pod samochód i z ledwością przeżył. Bożena była przy synu i to ona wspierała go, aby się rehabilitował i stanął na nogi. Kiedy córka zakochała się nieszczęśliwie, to ona wyciągała ją z dołka i pocieszała, bo Piotr stał się ojcem na odległość i wciąż przeciągał pobyt za granicą.

Bożenie nie brakowało niczego, bo o czym tylko zamarzyła, to miała to na pstryk. Urządziła dom w stylowe meble, dobrej jakości dywany, a w kuchni miała najbardziej nowoczesny sprzęt.

Przyzwyczaiła się do nieobecności męża i radziła sobie bardzo dobrze z tęsknotą. Piotr często dzwonił, a potem rozmawiali dzięki technice komputerowej  i tak  im to małżeństwo płynęło.

Kiedy było jej smutno, to wsiadała w samochód i jechała do rodziców w odwiedziny, albo do siostry. Czasami jechała z dziećmi na wczasy, tylko we trójkę, a od czasu do czasu wpadały do niej koleżanki z winem. Wówczas na rozmowach upływało im pół nocy kiedy sobie narzekały na trudy życia i poplotkowały. To były jej chwile.

Jedna z koleżanek nie mogła patrzeć na taką dziwną rozłąkę małżeństwa Bożeny i namawiała ją, aby niespodziewanie odwiedziła męża bez zapowiedzenia. Bożena bywała w Holandii i nic jej nie podpadało, ale w sumie przyznała rację koleżance.

Zakupiła lot i wyleciała do Piotra zupełnie nie zapowiedziana.

Na miejscu zastała jego drugą rodzinę i drugą kobietę, z którą miał też dwoje już nastoletnich dzieci. Ukrywał się przez tyle lat, że niczego nigdy się nie domyślała. Nie była tam długo i czym prędzej wróciła do kraju, a koleżance powiedziała, że wszystko jest u Piotra w porządku i on nie zawiódł jej zaufania. 

Nie dała poznać nikomu, że mąż ją zdradzał przez tyle lat, a po mieście chodziła z podniesioną głową i nikt o niczym nic nie wiedział.

Wiedziała tylko ona, bo nawet dzieci nie wiedziały, ale jej w sumie to nie przeszkadzało, bo wciąż stać jest ją było na wszystko i tak miało zostać.

Obiecała sobie tylko, że kiedy będzie chciał zjechać do Polski, to ona go nie przyjmie i nigdy nie pochowa w razie czego. Napisała do tamtej kobiety list, że to jej zleca zaopiekowanie się mężem na starość, a swoim dzieciom wyjawiła w końcu prawdę.

Żałuje tylko jednego, że była mężowi wierna przez te wszystkie lata i wykupiła miejsce na cmentarzu tylko dla siebie i w przyszłości dla swoich dzieci, którym całkowicie się poświęciła.

Pozdrawiam kobiety z forum NetKobiety! 🙂

Na zawsze twoja – moje kino

Poniższa karteczka to odzwierciedlenie filmu jaki pozwoliłam sobie obejrzeć, czyli dla mnie melodramat, a dla krytyków tego filmu w komentarzach przeczytałam, że ten film to „dramat” i totalna nuda, a mnie się podobał, ale może ja nie jestem zbyt wytrawnym kinomanem? Nie sądzę, gdyż o gustach ponoć się nie dyskutuje, a więc?

Na zawsze twoja

(2013 Francja, Belgia)

Polecam ten film tym, którzy rozmiłowani są w melodramatach i romansach, choć ja nie zbyt często po nie sięgam, ale dziś mi się trafiło i napiszę, że nie żałuję ani minutki spędzonej przed ekranem.

Wartka opowieść o miłości od pierwszego wejrzenia, a potem związane perypetie dwojga zakochanych osób, które wiele lat czekały na to, by być ze sobą już na całe życie i by po drodze nie ranić nikogo. 

Film polecam, choć recenzje nie są pochlebne, a mnie się podobał i już 🙂

Małżeński konflikt interesów

Czas  świąt zbliża się z każdym dniem i niestety, ale trzeba podnieść cztery litery i zacząć dokładniej zaglądać w kąty i póki ma się jeszcze trochę sił, to nie ma się co oglądać na innych, a więc się codziennie mobilizuję i coś tam  robię. Dziś na tapetę wzięłam szkło, dywany i chodniczki, a na dokładkę mąż pytał, czy zrobiłam już listę zakupów, ale jeszcze nie zrobiłam, bo może jutro się za to zabiorę.

Tak się krzątając myślałam o tym, że całe swoje życie poświęciłam rodzinie i temu, aby moja rodzina była zawsze w całości. Różnie mi to wychodziło i były bardzo ciężkie chwile, bo jedna z drugą ubzdurały sobie, że mi męża zabiorą, ale figa z makiem im to wyszło, a więc po burzach i tornadach i zawieruchach, a nawet tsunami wciąż jesteśmy razem i będziemy.

Tak sobie myślałam, że skoro ludzie się pobierają i przysięgają sobie te wszystkie pierdoły na początku, weryfikuje później bezwzględne życie i zaraz Wam opowiem krótką historię mojej koleżanki, której ja, dość wyrozumiała i tolerancyjna do końca nie jestem w stanie zrozumieć.

Kiedy z moim mężem byliśmy młodymi ludźmi, to czasami udawało się nam wyrwać z domu na balety, choć dzieci były malutkie. Miałam idealną sytuację, że w razie co, moja Mama była skora, aby popilnować nasze dzieci kilka godzin.

Umówiliśmy się ze znajomymi na świętowanie sylwestrowej nocy, ale jedna z moich koleżanek nie miała partnera, ale mój mąż swojemu koledze zaproponował moją koleżankę i nie uwierzycie, ale jego swaty skończyły się po pół roku  ślubem.

Ojciec mojej koleżanki był rolnikiem, bardzo dobrym zresztą, a moja koleżanka była jedyną jego córką, bo potem było czterech synów i w związku z tym wyprawił jej weselicho jak się patrzy i bawili się jakieś trzy dni.

No i fajnie, że tak sobie przypadli do gustu i fajnie, że za trochę moja koleżanka powiła najpierw córkę, a za dwa lata syna. Powodziło się im bardzo dobrze, a ojciec mojej koleżanki wybudował dla nich pokaźny dom i żyli sobie szczęśliwie. Czasami zapraszali nas na grilla i ja się cieszyłam, że tak fajnie im się układa i stanowią udane małżeństwo.

Ona była na kierowniczym stanowisku, a on też nieźle zarabiał. Byli dość znani w środowisku z racji, że doskonale im się wiodło i niektórzy im zazdrościli, że na starcie tak dobrze się im wiedzie.

Mijały lata i nasze drogi się trochę rozeszły, ale wiedziałam, że dzieci mojej koleżanki skończyły studia i pojechały za pracą do dużego miasta. Tam wynajmowały spore mieszkanie i tam chciały układać sobie swoje młode życie. Coś jednak nie szło po myśli mojej koleżanki, coś się wydarzyło, że ona zwolniła się z pracy i pojechała z nimi mieszkać i je doglądać, a męża zostawiła. Wszyscy myśleli, że kiedy sprawy z dziećmi się ułożą, ona wróci do męża i będą żyli już tylko we dwoje.

Ale tak się nie stało, bo chciała sprzedać dom i ściągnąć męża do dużego miasta, a w międzyczasie znalazła pracę w dużym mieście i ani myślała o powrocie.

Mąż jej za nią pojechał, ale za nic nie mógł się odnaleźć w dużym mieście, gdyż czuł się bardzo samotnie spacerując po obcych mu ulicach z dala od kumpli i znajomych i postanowił wrócić. Ima się różnych prac, mając nadzieję, że jego żona w końcu zrozumie, że taka rozłąka im nie służy, ale jego marzenie raczej się nie ziści, gdyż dla jego żony dzieci są najważniejsze, mimo, że liczą sobie już po 30 lat.

Dlaczego o tym piszę? Chyba dlatego jak różne priorytety są ważne dla różnych kobiet. Wydaje mi się, że chyba nie o to chodzi, by znaleźć dawcę nasienia, aby mieć dzieci, a potem zostawić go jak samotnego psa, który chciałby być z kimś, a ten ktoś się od niego odgania.

To jest zupełnie nie po mojemu i tak szczerze, to wciąż trzymam kciuki, że ta moja koleżanka stuknie się w głowę, skoro nie ma tu mowy o rozwodzie, tylko o co kaman, to ja nie wiem kochani i nie osądzam, gdyż każdy się tak wyśpi, jak sobie pościeli. Mam nadzieję, że Wigilię spędzą razem. Oby!

Toksyczna matka w małym miasteczku

Kiedy szła ulicą pani Bogusia, ukłonom i pozdrowieniom nie było końca. Wszyscy w miasteczku znali panią Bogusię i ogromnie szanowali. Była niezmiernie lubiana i znana ze swoich zawodowych dokonań. Podziwiano ją za szyk i elegancję, gdyż codziennie była inaczej ubrana, a na głowie nosiła twarzowe kapelusze. Poruszała się z gracją na nie wysokich szpilkach, które zawsze były dobrane do pozostałego stroju.

Pani Bogusia była wysokim urzędnikiem w urzędzie miejskim i zarządzała bardzo sprawnie miejskim cmentarzem, który dzięki niej był doskonale zarządzany i utrzymany. To do niej przychodzili ludzie i w swojej rozpaczy i wypłakiwali się w gabinecie pani Bogusi. Zawsze miała dla tych ludzi w żałobie wiele słów pocieszenia i empatii. Przychodzili do niej jak do psychologa, bo potrafiła do nich mówić jak psycholog właśnie. Za to miała ludzkie uśmiechy i podziękowania.

Pani Bogusia zasiadała także w radzie miejskiej, uczestnicząc wiele godzin w sesjach i posiedzeniach. Potrafiła przemówić do samego Burmistrza, który liczył się z jej zdaniem. Wygłaszała płomienne przemówienia i zawsze była przygotowana, perfect ze znajomości zarządzeń i ustaw, a więc nikt nie mógł jej nic zarzucić. Pracowała ciężko dla lokalnej społeczności i robiła to z namacalnymi wynikami w samorządowej pracy.

Pani Bogusia wychowywała jedyną córkę, która obecnie liczy sobie 20 wiosen. Mąż pani Bogusi przebywa na wieloletnim, zagranicznym kontrakcie jako rozchwytywany inżynier i ciężko pracuje, aby niczego nie zabrakło jego rodzinie. To za jego przyczyną pani Bogusia ma wielki dom, a w domu wszystko ze smakiem. Pani  Bogusia zajmowała się amatorsko dizajnem i wiedziała, jak chce mieszkać. Kupowała najlepsze rzeczy i zadbała, aby jej dom był na wysoki  połysk. Kanapy, obrazy, dywany, to wszystko było z najwyżej półki. Ale łazienka pani Bogusi, to był już szczyt marzeń każdej kobiety, a do tego ogromna garderoba, gdzie mieściły się ubrania i buty pani Bogusi i oczywiście – kapelusze.

Córka pani Bogusi uczyła się bardzo dobrze, bo to zdolna, po ojcu dziewczyna była. Miała matematyczne uzdolnienia i lubiła się uczyć, a właściwie musiała, bo pani Bogusia tego od niej wymagała, a było to tak:

Pani Bogusia, kiedy przekraczała progi swojego domu, zdejmowała maskę, razem z kapeluszem, bo uważała swoją córkę za niedorajdę życiową i swoją wielką, życiową porażkę. Wpadała do domu i kiedy była w domu jej córka, obrzucała ją niewybrednymi epitetami i miała pretensję, że to, czy tamto w domu jest nie zrobione. Wymagała od niej perfekcji i wywiązywania się kategorycznie z obowiązków. Jej córka była dla niej brzydka i nie profesjonalna. Wszystko w niej krytykowała od wielu lat i znęcała się nad nią psychicznie, wyzywając od brzydot, a także, że nigdy w swoim życiu do niczego nie dojdzie. Dziewczyna wiele lat to znosiła, bo miała wrażenie, że matka ma zawsze rację. Kuliła się w swoim pokoju i zamykała drzwi, aby nie dochodziły do niej słowa krytyki, od najważniejszej osoby w jej życiu. Wbiła sobie do głowy, że chyba faktycznie nie jest nic warta i odsuwała się od rówieśników, mając wrażenie, że jest brzydka i odpychająca.

Ojciec nic nie wiedział, a kiedy przyjeżdżał do domu, dziewczyna kryła swoje emocje i nie chciała mu się zwierzać, że matka się nad nią znęca psychicznie przez wiele lat. Zakładała maskę szczęśliwego dziecka, aby tylko ojciec się niczego nie domyślił. To była jej gra, bo nie chciała rozwalać ich małżeństwa, choć po kątach wciąż płakała, kiedy ojciec wyjeżdżał. Grała swoją rolę po mistrzowsku i faktycznie ojciec nie miał bladego pojęcia, co się dzieje.

Chciała nie raz się wyprowadzić, ale matka zagroziła, że nie da jej ani grosza i nie będzie łożyła na jej edukację. Zastraszyła ją, że nie ma prawa żyć na własny rachunek i ma się jej słuchać we wszystkim i wykonywać karnie jej polecenia.

Pewnego razu córka pani Bogusi zaprosiła swoją sympatię do domu, bo matki w domu miało nie być kilka godzin. To był bardzo fajny chłopak, trochę poraniony przez życie, bo ojciec jego nadużywał alkoholu i jego matka tkwiła w tym chorym związku. Można powiedzieć, że się w sobie zadłużyli.

Nie wiadomo czemu, ale pani Bogusia wróciła wcześniej i nakryła swoją córkę  z chłopcem w jej domu. Zrobiła awanturę i chłopaka wywaliła za drzwi, stwierdzając, że jej córka nie będzie się zadawała z patologią i tu dziewczyna pękła i napisała na regionalnym forum taki wpis: 

„Z pozoru jest idealna, moja matka, szanowana Bogusia, urzędniczka naszego miasta  – radosna, kochana, troskliwa, pracowita, uczciwa. Przekraczając próg domu, zrzuca image. Zostaje sobą. Matką – potworem.
Mam już tyle lat, a nadal nie potrafię przestać płakać na samą myśl o niej. O tym, co zrobiła, co powiedziała. I co zrobi i powie. 
Nigdy nie mogłam na nią liczyć. Osoba, która płacze nad ranną pszczołą, z tak ogromną pasją niszczy swoją córkę. Zawsze byłam najgorsza. Mój gust był okropny, oceny najgorsze, włosy najbrzydsze a sympatie najgłupsze. 
„Pieszczotliwie” nazywa mnie wulgaryzm, szmatą, suką. 
Broń Boże nie może dowiedzieć się o moim najmniejszym potknięciu, bo z radością zacznie rzucać stekiem wulgaryzmów, wrzeszcząc przy tym i przeklinając Stwórcę.
Nienawidzi wszystkiego, co moje. Ubliża chłopakowi, chociaż wcale go nie zna. Kiedy nie ma mnie w domu, potrafi dzwonić setki razy i grozić, krzyczeć, straszyć… 
Zazdroszczę ludziom matek. Poważnie. Kiedy widzę, jak inne wspierają swe dzieci, to żal rozrywa mi serce. Jak pocieszają, radują i zwyczajnie kochają. 
Moja bywa miła, bardzo rzadko. Najczęściej – przy obcych. Czasem, gdy coś mi się uda. 
Ale nigdy przenigdy nie dała mi oparcia. Gdy jest źle – dobija. Chyba nawet cieszy z takich moich małych nieszczęść i niepowodzeń. 
Jaka będę dla swoich dzieci? Czy mnie też kiedyś czeka taka rola potwora? Czy będę potrafiła normalnie funkcjonować? Skąd brać przykłady? Jakim być człowiekiem, kiedy wciąż serce przepełnia gorycz, nienawiść i smutek?”

Stało się tak, że wielu ludzi powiązało ten wpis, zrozpaczonej córki z panią Bogusią, tę w radosnym kapeluszu, kroczącą dumnie przez ulice miasta i jakoś coraz mniej tych dzień dobry się pojawiło, a także coraz mniej tego uwielbienia dla pani Bogusi. Już panowie nie uchylali swojego nakrycia głowy i nie szli wypłakiwać się jej rękaw  po stracie bliskiej osoby. Ostracyzm stał się bardzo widoczny, ale najgorszą karą było to, że jej mąż zafundował jej mieszkanie w kawalerce. Sprzedał dom, zabrał córkę z jej narzeczonym i łożył na ich dalszą edukację za granicą i tak skończyła swoją karierę – pani Bogusia, bo Burmistrz już też z nią rozmawiać nie chce. Nie zwolnił jej, ale przeniósł na stanowisko, na którym robi ksero dla urzędu i rozpisuje pocztę  na poszczególne wydziały. 

Bo to zła kobieta była

Dziesięć lat temu rozwaliła jego małżeństwo kusząc jak tylko najlepiej umiała. On był w związku z taką kobietą, o których faceci wręcz marzą. Urodziwa była ta jego żona, a do tego nie musiała starać się o przyjaciół, gdyż sami do niej lgnęli. Posiadała niesamowity urok osobisty i uśmiech pełen pięknych zębów, ale miała pecha, bo ten jej mąż to był pies na baby, o czym oczywiście  długo nie wiedziała.

Nie wracał do domu bardzo często, bo bywał u tamtej i tam się dobrze bawił w towarzystwie jej znajomych, a więc jak był alkohol, to był także seks, a nawet dużo seksu. Tak się zatracił w tej miłości, że nie zauważył, że jego żona dowiedziała się o wszystkim i złożyła papiery rozwodowe – bez awantur, bo to dumna kobieta była.

Nie próbował się tłumaczyć i się wyprowadził cały happy, że tak gładko poszło, zostawiając żonie mieszkanie, bo choć tyle miał w sobie godności.

Jego miłość kwitła i była namaszczona dzikim seksem, co mu bardzo pasowało i był szczęśliwy, że na taką kobietę trafił. Obnosili się z tą miłością obściskując się nie tylko w domu, ale dosłownie wszędzie. Na spacerze, w sklepie, na imprezach spijali sobie z dzióbków i obłapiając się na każdym kroku.

Minęło trochę czasu i on nagle znikał na dwa, trzy tygodnie. Okazało się, że w życiu nie ma nic za darmo i żona wysłała go do pracy w innym kraju. Musiał zarabiać duże pieniądze, bo ona miała duże potrzeby. Musiała mieć wszystko, co najlepsze, a więc pięknie wyposażone mieszkanie i samochód, jakiego by się nikt nie powstydził. Szastała tą kasą na lewo i prawo, a koleżanki jej zazdrościły tak zaradnego męża i takiego pracowitego. 

Kiedy wracał stęskniony do domu nie zawsze miał na przywitanie ciepły obiad i nie zawsze był dziki seks. Jakoś nagle ta ich wielka miłość zgasła w oczach, a kiedy wspominał coś o dziecku, pukała się w czoło i zastrzegła, że żadnych dzieci nie będzie.

Skruszony jechał ponownie do pracy i marzył, aby dawna namiętność wróciła. Czuł się człowiekiem przegranym, ale miał nadzieję, że kiedy na dobre wróci do domu, wszystko wybuchnie od nowa, ale tak się już nigdy nie stało, bo kiedy wracał zastawał w domu wampira, który wiecznie domagał się większych pieniędzy. Stał się w oczach ukochanej zwykłym nieudacznikiem. Kiedy wampir wpadał w złość, musiał iść spać na działkę w altanie, bo tam był wyganiany – jak pies!

Pewnego razu spotkał kumpla i poszli razem na piwo i się po czterech latach związku z wampirem dowiedział, że kiedy on wypruwa sobie żyły tam na obczyźnie, jego ukochana wyprawia w ich domu dzikie orgie, znane w całej okolicy. Alkohol leje się strumieniami za jego krwawicę, a rogów nie pozbędzie się nigdy. Kolega mu to wszystko opowiedział, bo widział jak ten się postarzał i zmarniał i zrobiło mu się kumpla żal.

Po tym jak prawda wypłynęła na wierzch, przyszedł do domu i spakował swoje rzeczy i się wyprowadził od wampira. Dostał lekcję na całe życie, że zła karma wraca jak bumerang i przyrzekł sobie, że już nigdy nie wda się w związek z kobietą, która pracą się nigdy nie zhańbi. Ma nadzieję, że spotka jeszcze taką kobietę, jaką była jego pierwsza żona.

Przyjechał na stałe do kraju i kiedy jest ciepło, sypia w altanie, a kiedy nadchodzą chłody przenosi się na kilka miesięcy do kumpla, który też dźwiga potężne rogi, bo tak mu się w życiu ułożyło, choć nigdy swojej żony nie zdradził.

Na ratunek matce!

Siedemnastoletnia Oleńka wybiegła ze szkoły bardzo szczęśliwa i koniecznie chciała się komuś tym pochwalić, a więc wbiegła do domu niczym wiatr i rzuciwszy plecak w kąt, od progu zawołała – mamo, mamo, gdzie jesteś, jestem taka szczęśliwa bo zdałam ten angielski i wiesz, że dostałam piątkę. Mówiłam ci, że zdam, prawda, że mówiłam!

Jednak nikt jej nie odpowiedział, choć wiedziała, że jej ukochana mama, która tak ją wspierała jest w domu.

Weszła do kuchni, a tam nikogo, a więc zahaczyła o sypialnię rodziców, a tam też pusty pokój, a więc zajrzała do salonu i tam… Tam na skórzanej kanapie leżała jej mama, niedbale przykryta pledem. Jej głowa oparta była na zagłówku i usłyszała, lekkie chrapanie.

Pewnie zmęczona, pomyślała sobie i poprawiła zwisający pled, aby przykryć mamie nogi, ale coś ją zaniepokoiło, bo w salonie unosił się nieznany w ich domu  zapach, tak jakby alkoholowe opary. Wiedziała jak pachnie alkohol, bo nie raz czuła go od swojego wujka, który lubił sobie wypić.

Zamknęła cicho drzwi i otworzyła w swoim pokoju komputer i zauważyła, że ukochany jej tata, pracujący na innym kontynencie chciał się z nią spotkać w sieci.

Chciała połączyć się z ojcem i on od razu podjął rozmowę, pytając, co u nich słychać, a więc powiedziała, że wszystko jest dobrze, a mamusia śpi, bo jest zmęczona. Pochwaliła się, że egzamin zdała na piątkę, z czego ojciec strasznie się ucieszył i obiecał, że jak wróci będzie miał dla niej prezent, specjalny na tę okazję.

Kiedy skończyła rozmowę z ojcem,  z salonu usłyszała, aby poszła do sklepu po piwo, bo matka umiera i koniecznie musi wypić to piwo, aby stanąć na nogi.

Oleńka założyła pierwsze lepsze buty i wzięła pieniądze z torebki matki. Za niedługo postawiła przed mamą wymarzone piwo, które postawiło mamę  faktycznie na nogi. Nagle mama stała się rozmowna i zainteresowała się tym nieszczęsnym egzaminem. Ucieszyła się i ją przytuliła, choć w sercu miała niepokój.

– Mamo, co z tobą się dziś stało, spytała? – Wybacz mi moja maleńka, ale to się więcej nie zdarzy, ot po prostu miałam zły dzień, tłumaczyła się jej ukochana mama.

Nic się więc nie stało, pomyślała Oleńka i zabrała się za odrabianie lekcji. Postanowiła, że tym razem będzie systematyczna w nauce, aby nie mieć problemów w szkole i aby rodzice byli z niej dumni. Chciała być dla nich dumą. Mama jej wzięła prysznic i z powrotem się położyła, ale już w sypialni.

Kiedy rano się obudziła, jej mamy nie było już. Zdziwiła się, bo w kuchni znalazła karteczkę, aby zrobiła sobie kanapki do szkoły, gdyż musi pilnie wyjść, aby coś załatwić.

Spoko, pomyślała sobie, choć trochę dziwnym się jej wydało, bo mama zawsze szykowała jej śniadanie,

Kiedy wróciła ze szkoły, nadal mamy nie było w domu, co ją niezmiernie zdziwiło. Zaczęła wydzwaniać, ale każde połączenie było nie odebrane. To się nigdy nie zdarzało, a więc postanowiła na nią  czekać.

Nastał bardzo późny wieczór, a mamy w domu nadal nie było, a więc zaczęła się bardzo denerwować, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi i kiedy je otworzyła, jej ukochana mama wpadła do domu chwiejąc się na nogach i bełkocząc jakieś tam przeprosiny. Zaciągnęła ją do sypialni i nie rozbierając pchnęła na łóżko, nakrywając kołdrą, aby nie widzieć tego wieczora już tego żałosnego widoku. Kiedy obudziła się rano – matki znowu nie było w domu, choć przez sen słyszała jak rozmawia z jej ojcem.

Mijały tygodnie i kiedy jej tata rozmawiał z nią przez komputer, zapewniała go, że w domu wszystko w porządku i nie powiedziała mu, że lodówka jest pusta, a ona musi sama sobie radzić, a więc sprzątać, robić zakupy, gotować i prać, bo jej matka woli towarzystwo szemranych ludzi, gdzie upija się z nimi i zupełnie o niej zapomniała. Spytała tatę, kiedy wróci do domu, bo tęskni.

Usłyszała, że może za pół roku, bo jego wieża wiertnicza ma bardzo dobre wyniki i w konsekwencji zarobi kolosalne pieniążki dla nich, bo dla nich to wszytko robi, a więc niech będą cierpliwe. Spytał jeszcze dlaczego mama jest taka milcząca, bo on dzwoni, a ona nie podejmuje połączeń i się martwi.

Wyjaśniła, a raczej skłamała, że mama bardzo tęskni, ale podjęła pracę w salonie fryzjerskim i ciężko pracuje, ale kocha to co robi i oddała się całą sobą, a także w ten sposób niweluje swoją samotność. Zmyślała i kryła matkę, choć ona leżała w domu zazwyczaj nie przytomna. Kiedy rano trzeźwiała, sama dzwoniła do męża upewniając go, że wszystko jest pod kontrolą, a więc ma się o nie martwić.

Czasami Oleńce udało matkę połączyć z mężem przez komputer, kiedy była w miarę trzeźwa, aby jej tata nie czuł się taki samotny. Nawet podpowiadała mamie, co ma mówić, choć ta była zazwyczaj trzeźwiejąca, ale Oleńka dbała, żeby matka miała makijaż, który miał zakryć, to czego jej tata widzieć nie powinien.

Pewnego razu dwóch dryblasów wciągnęło jej mamę do domu, bełkoczącą coś o samotności i, że więcej tego nie wytrzyma i ze sobą skończy. Oleńka długo po tym płakała, samotnie w pokoju i był to ostatni dzwonek. Na drugi dzień, wybrała się do miejscowego psychiatry i opowiedziała wszystko jak jest, że je matka stała się pijaczką, chorą kobietą, która chyba nie radzi sobie z rozstaniem. Prawie natychmiast w domu był lekarz, aby sprawdzić, czy faktycznie tak jest!

Lekarz podał sprawę do sądu, który zadecydował o przymusowym leczeniu, dając wiarę dziecku, które jest bezsilne, a jednak silne, aby pomagać matce wstać z kolan.

Leczenie trwało pół roku i kiedy jej tata wrócił do domu, jego żona czekała na niego z domowym obiadem i ciastem najsmaczniejszym w świecie. Była szczęśliwa, że wreszcie się zobaczą, ale jej tata nie dowiedział się, że Oleńka korzysta z poradni psychologicznej.