Archiwa tagu: sanatorium

Seks Seniora!

Mój znajomy z Facebooka, urodzony w 1945 roku poślubił jakieś dwa/trzy lata temu  piękną kobietę – blondynkę – istne bóstwo.

Nie podaję danych osobowych, bo bym była niedyskretna, ale On jakże często pisze, że jest okrutnie zmęczony, bo cóż to była za kobieta!

Strasznie mi się to podoba, bo my ludzie starsi w młodych budzimy zdziwienie, że uprawiamy wciąż seks.

Seks po 50-tce, to jest seks najbardziej świadomy i najpiękniejszy w życiu, bo nie trzeba się zabezpieczać i nie grozi niechciana ciąża, oraz dlatego, że lepiej znamy swoje ciała i potrzeby.

Ludzie jadą po seks do sanatorium i np. w takim Ciechocinku dzieje się w temacie bardzo dużo, bo do południa zabiegi, a wieczorem balety.

Tam na tych baletach ludzie się poznają i jakże często potem dokazują! 🙂

Zdradzają małżonków też!

Istnieje statystyka, że tylko 40% ludzi starszych przyznaje się do uprawiania seksu w wieku Seniora. Reszta przmilcza!

Natura tak stworzyła człowieka, że w pewnym wieku nam opada i kobietom piersi, a mężczyznom wiadomo co – ha ha.

W tym jest jednak niesprawiedliwość, bo mężczyzna może wziąć tabletkę i stane, a dla kobiety lekarstwa nie ma – no chyba, że chirurg! 😀

Autorka książki – Ewa Wąsikowska-Tomczyńska zebrała kilkanaście wywiadów o seksie w starszym wieku i tak powstała książka pt. ” Polaków seks powszedni”.

Może warto zakupić i poznać bliżej naszych Seniorów – po drugiej stronie lustra.

Czytamy fragment:

Polaków seks powszedni

Kazimierz (79 l.) chciał uprawiać dziki seks ale „był za miękki”. Tabletka prawie go zabiła / „Polaków seks powszedni”.

Polaków sex powszedni

Autor: SHUTTERSTOCKPolaków sex powszedni

Wdowiec Kazimierz (79 l.) od 50 lat był szczęśliwym mężem Heleny. Ona choć nie przepadała brać go do buzi, robiła to. On kochał ją za spore piersi i to, że była trochę przy kości. Byli szczęśliwi, również w łóżku aż do pewnego wieczoru. – Wiesz, ostatnio coś się zmieniło… Prawie w ogóle nie czuję Cię w sobie – powiedziała Helena. Wtedy rozpoczęły się dramatyczne poszukiwania rozwiązania tego problemu.

Kazimierz zdecydował się sięgnąć po pornografię a potem tabletki na potencję. – Zaraz potem poczułem kłucie w klatce piersiowej – opowiada mężczyzna. Oto jedna z historii opisanych w książce „Polaków seks powszedni” której autorką jest Ewa Wąsikowska-Tomczyńska, dziennikarka Super Expressu. Osobny rozdział autorka poświęciła seniorom i ich życiu seksualnemu.

Seks seniorów. Czy to w ogóle możliwe? – pyta w tytule 10. rozdziału Wąsikowska. Poznajemy tutaj między innymi historię Kazimierza (79 l.) który zmaga się  problemem potencji. – Tak, właśnie to chciałam powiedzieć: jesteś miękki. Ale nie martw się. To nie jest ważne (…) Starzejemy się, Kaziku – usłyszał od żony Heleny. Kazimierz jednak nie zamierza rezygnować z udanego życia seksualnego, szuka inspiracji w filmach pornograficznych i sięga po środki farmakologiczne na potencję. Jak się zakończyła ta historia? Zachęcamy do lektury.

Wszystkie historie opisane przez Wąsikowską są autentyczne. Bohaterowie opowiadają o swoim życiu seksualnym barwnym ale prostym językiem.

„Pisząc tę książkę, założyłam, że zostaną w niej przedstawione wyłącznie prawdziwe historie prawdziwych bohaterów, którzy osobiście opowiedzą mi o swoich doświadczeniach(…) Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania, bo czytając tę książkę, sami się przekonacie, że życie pisze najlepsze, najbardziej poruszające i wywołujące dreszcze historie, a diabeł tkwi w szczegółach, również w słowach czy przekleństwach, których używają bohaterowie” – mówi Ewa Wąsikowska-Tomczyńska.

Każdy z rozdziałów zawiera cztery historie: dwie kobiece i dwie męskie. Każda część kończy się mini wywiadem z Sylwią Bartczak, psychoterapeutką, która okiem profesjonalisty spogląda na opisane historie i problemy.

Książka „Polaków seks powszedni” ukaże się nakładem wydawnictwa Harde. Premiera 15 maja. Już teraz możesz zamówić ją TUTAJ. 

Zobacz wideo: Pierwszy seks dopiero po ślubie? Jaka jest prawda na temat tego mitu …

Na deptaku w Ciechocinku!

Jestem niepoprawną domatorką i najlepiej czuję się we własnym domu – taka ze mnie dziwaczka.

Byłam w swoim życiu tam i tam, ale najchętniej wracałam do swojego domu, gdzie mam swój spokojny azyl i nie muszę niczego udawać.

Mogłabym starać się o sanatorium i z pewnością bym je otrzymała, ale mi się to nie uśmiecha.

Byłam raz – kiedy byłam jeszcze stosunkowo młoda, ale jeśli nie chodzisz na fajfy ha ha – to wieje nudą, bo na zabiegach nikogo ciekawego nie poznasz, a dopiero na tańcach i swawolach.

Wiem co piszę, bo było tak bardzo podobnie do opisanego życia Seniorów w Ciechocinku!

Kto ciekawy niech sobie przeczyta, bo w Ciechocinku dzieje się sodoma i gomora, a łóżka trzeszczą w szwach! 😀

Ciechocinek po godzinach. “Dopiero tutaj, po 50-tce dowiedziałam się, czym jest seks”

 

 

 

 

 

Poprosił tylko, by podlewała kwiaty!

Kiedy pan Jan otrzymał skierowanie do sanatorium, na które czekał dwa, długie lata, to bardzo się ucieszył. Potrzebował podratować swój kręgosłup i układ kostny, bo często z bólem nie dawał sobie rady.

Kupił kilka nowych rzeczy i wrzucił to wszystko do walizki, a także niezbędne przybory toaletowe. Jechał w nieznane miejsce i trochę się obawiał, czy się tam odnajdzie i czy pozna kogoś ciekawego, Miał obawy, gdyż nigdy nie należał do osób towarzyskich. Zawsze odpowiadało mu przebywanie ze swoją, ukochaną żoną, z którą był najszczęśliwszym facetem na świecie.

Była dla niego całym światem i kochał ją tak bardzo, że kiedy odeszła 7 lat temu, to długo nie potrafił się pozbierać i kompletnie stracił chęć do życia. Tęsknił tak bardzo i gdyby nie córka, to może skończyłoby się to dla niego bardzo źle. Po śmierci żony zamknął się w domu i wychodził tylko po zakupy, aby nie umrzeć z głodu.

To córka Marta zachęcała go, aby starał się o to sanatorium, ponieważ miała nadzieję, że może ojciec pozna jakąś kobietę, którą jeśli nie pokocha, to przynajmniej polubi. Miała nadzieję, że w związku z tym zmieni się jego sytuacja i stanie się odrobinę szczęśliwszym człowiekiem. Marta bardzo kochała ojca, bo przekazał jej najpiękniejsze wartości i zawsze tłumaczył, że w życiu nie kariera i pieniądze są najważniejsze, a najważniejsza jest miłość i rodzina.

Przyszedł czas wyjazdu i Marta podwiozła ojca na dworzec, a ten oddał jej klucze od domu i poprosił, by dbała o kwiaty, które tak kochała jego żona. Tylko o tyle poprosił córkę. Kiedy pociąg odjechał – Marta odetchnęła z ulgą, że w końcu udało się gdzieś ojca wysłać i zabrała się do pracy.

Miała podpisane dwa tygodnie urlopu i wkroczyła z ekipą remontującą do mieszkania ojca. Natychmiast rozpoczęło się wielkie malowanie i sprzątanie mieszkania ojca. Ekipa malowała ściany, a inna odświeżała kanapy i dywany. Jeszcze inna ekipa robiła w kuchni meble na wymiar i szybko mieszkanie ojca nabierało nowego wyglądu i świeżości.

Pomierzyła okna, aby kupić ojcu nowe firany i zasłony, a także zmieniła narzuty na kanapy, oraz wymieniła poduchy, aby wszystko ze sobą współgrało i naprawdę zrobiła to z wielkim gustem i wyczuciem estetycznym.

Spakowała do kartonów ubrania mamy, której już tak długo nie było z nią i ojcem, a do innych kartonów spakowała stare firany i to wszystko na razie wyniosła do piwnicy z myślą, że kiedyś to wszystko odda potrzebującym.

Śpieszyła się bardzo z tymi pracami, bo ojciec za tydzień miał już wracać. Cieszyła się tak bardzo, że udało się jej stworzyć na nowo gniazdko dla swego ukochanego taty. Z dumą oglądała swoje dzieło i była strasznie z siebie dumna i zadowolona.

Pojechała po ojca na dworzec, a ten się spytał, czy zadbała o kwiaty mamy, bo bał się, że o nich zwyczajnie zapomniała.

Kiedy wszedł do domu, to myślał, że się pomylił. To nie było jego mieszkanie, w którym tyle lat spędził ze swoją żoną w szczęściu i w zgodzie.

Usiadł i zaczął płakać. Miał żal do córki, że to mu zrobiła i pozbyła się zapachu ubrań ukochanej żony. Kiedy ochłonął, kazał, a właściwie rozkazał, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce, łącznie z firanami i zasłonami. Zażądał kategorycznie, aby ubrania żony znalazły się na tych samych półkach. Zagroził Marcie, że jeśli tego nie uczyni, to przestanie się do niej odzywać do końca swoich dni.

Emeryt wiecznie żywy – bawić się chce :D

Na początek mojego wpisu, wklejam dość prowokacyjny wiersz, aby wprowadzić czytelnika  w temat dzisiejszy, a więc:

Jacek Dehnel

* * *

Nie rżnięcie, nie pieprzenie, ale uprawianie
miłości. Dyscyplina dawna i szlachetna.
Jakbyśmy wykreślali szpalery, wznosili
trejlaże i pergole. Jakbyśmy orali
czule. Jakbyśmy stali na drewnianym ganku
w żółtym słońcu wieczoru, ukośnym, ciągliwym
i patrzyli na ogród: „Wszystko to urosło,
a już się wydawało, że nic z tego. Róże,
ostróżki i powoje. I te dziwne kwiaty,
których nazwy nie znamy, choć są takie piękne.”

Warszawa, 7 X 2003

Około miliona ludzi korzysta z wyjazdów, jak to dawniej się określało, czyli do wód, a obecnie nazywa się mało górnolotnie, bo ludzie jadą do sanatorium, aby podreperować swoje zdrówko przy pomocy różnych zabiegów, kąpieli, borowin i czego tam jeszcze.

Bo sanatorium uzdrowiskowe to ośrodek położony w pięknym krajobrazowo, czystym klimatycznie, obfitującym w naturalne surowce lecznicze i klimatu regionie kraju. Jego głównymi zadaniami są: leczenie chorób przewlekłych oraz prowadzenie rehabilitacji.

Wielcy też jeździli do uzdrowisk
Prekursorem europejskiego leczenia uzdrowiskowego był żyjący w XVI w. Paracelsus, który pacjentom zalecał wodne terapie. W Polsce pierwsze takie kuracje oferowano w Iwoniczu Zdroju i w Cieplicach, a korzystała z nich m.in. królowa Marysieńka Sobieska. Prawdziwy rozkwit uzdrowiska przeżyły w XIX w., a leczono w nich wówczas prawie wszystkie choroby – włącznie z wadami wzroku i słuchu. To wtedy popularna stała się m.in. Krynica Zdrój, gdzie stałymi bywalcami byli Jan Matejko, Henryk Sienkiewicz i Józef Kraszewski, a w okresie międzywojennym: Helena Modrzejewska, Władysław Reymont i Jan Kiepura. Nie mniej uznanych gości miał Rymanów Zdrój – leczyli się tam np. Kornel Makuszyński i Stanisław Wyspiański, oraz Nałęczów, gdzie bywali: Zofia Nałkowska, Bolesław Prus, Ignacy Paderewski.

http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/41688#.U0FDqvl_uQd

 Emeryci chcą też tak jak to drzewiej bywało, a więc:

Eros na emeryturze

http://wiadomosci.onet.pl/cala-prawda-o-polskich-sanatoriach-czyli-uzdrowiskowe-my-love/ebvz9

O sanatoryjnych romansach krążą legendy, a co poniektórzy bywalcy bez znieczulenia  określają szpitale uzdrowiskowe mianem „kurwitorium”.  Z badań OBOP-u wynika, że faktycznie, dla 15 proc. kuracjuszy płci męskiej pobyt w sanatorium jest głównie okazją do romansowania. Najczęściej w miłosne historie wdają się pacjenci po 50. roku życia, a mężczyźni mogą wybierać w partnerkach, bo są w mniejszości – ponad 60 proc. leczących się w uzdrowiskach to kobiety. Niektórym wszystko jedno – panna, wdowa, rozwódka, zaś co dziesiąty sanatoryjny Don Juan specjalnie wybiera mężatki, bo wiadomo, z nimi mniej kłopotów. Nawet jak się zakochają, to nie przyjadą mu potem pod blok na drugi koniec Polski. Za to jest szansa na „sanatoryjne małżeństwo”.

– Wszyscy o nich wiedzą. Pani z Bytomia i pan spod Poznania, spotykają się od czterech lat w uzdrowisku. On ma żonę, ona męża, który ją zawsze przywozi i rozlokowuje w „dwójce”, bo pani twierdzi, że nie znosi mieszkać z obcymi babami. Dwa, trzy dni później dojeżdża pan i instaluje się u niej w pokoju. Na zabiegi chodzą razem, po parku pod rączkę, przedstawiają się jako małżeństwo. Nie oni jedni, takie związki zna każde sanatorium – mówi Kasia. – A personel ma ubaw, jak niespodziewanie w odwiedziny przyjedzie prawdziwy współmałżonek i kochanek pryska przez balkon do sąsiadki.

Albo autorka pisze: 

O buzujących hormonach emerytek Kasia przekonała się, gdy raz zabrakło jej coli

– Był wieczór, nie chciało mi się wychodzić do sklepu, zeszłam więc na dół do sanatoryjnej kawiarenki, zwanej przez kuracjuszy „Piekiełkiem”, bo mieściła się w dawnej kotłowni. No i tam zobaczyłam, że naprawdę w starym piecu diabeł pali! Kobitki w wieku mojej matki i sporo starsze, kiecki do pół uda i wysokie skórzane kozaki, tapir, oko zrobione i dawaj, „Jesteś szalona” na parkiecie! Czułam się jak na Marsie, z jednej strony wizja sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatek bawiących się jak licealiści była rozczulająca, ale z drugiej musiałam się wyrywać, bo jakiś wstawiony pan koniecznie usiłował zmusić mnie do tańca. Tańce odbywały się dwa, trzy razy w tygodniu, a na zabiegach podsłuchałam, że niektóre panie mają rozpisany grafik, i jak u nas nie ma imprezy, to idą do „Górnika” albo sanatorium wojskowego, albo na dancing w mieście. Chciałabym w ich wieku mieć takie zdrowie, bo z tego co wiem, na tańcach się nie kończyło.

Pani Alicja L, napisała receptę jak spakować się do sanatorium. Uśmiałam się setnie:

Swego czasu nasłuchałam się o tym co dzieje się w takich placówkach, w sanatoriach leczyło się wielu moich znajomych, oraz kilka osób z rodziny.
Kiedy oznajmiłam, że jadę do sanatorium usłyszałam jeszcze więcej. Każdy mi doradzał jak mam się pakować i każdy chciał być bardziej dowcipny od drugiego. Usłyszałam, że mam w walizce układać warstwami: bluzeczka-pół litra, spódniczka-prezerwatywa, spodnie-afrodyzjak, majteczki z koronki-jakieś winko i tak dalej. Dostałam też masę dobrych rad w stylu – nie zapomnij adresu kiedy już pozbędziesz się dresu, stresu i okresu-, lub zabierz ze sobą szpilki, aby oznaczyć drzwi, gdyby współlokatorka zbyt wcześnie wróciła ze spaceru.

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=59541

A więc około miliona ludzi wyjeżdża rocznie do sanatorium i emeryt czeka na taki wyjazd czasami latami, a więc kiedy przychodzi jego termin, pakuje się i jedzieeee!

Emerytowi też należy się dawka borowiny i dawka dobrej zabawy i wszystko jest okej, jeśli nie krzywdzi tego, kto na niego czeka, bo to uważam za drańswo, ale jeśli nikogo nie krzywdzi, to niech ta miłość trwa te krótkie trzy tygodnie, aż do następnego wyjazdu, bo niestety emeryt to jest taki tonący Titanic, a więc niechaj się zdąży wyszaleć, bo drugi raz nie zaproszą nas wcale. 😀