Archiwa tagu: sąsiedzi

Bo to mądra kobieta jest!

Sąsiedzi dziś wzięli się do roboty pod swoim balkonem.

Wcześniej już był tam mini ogródek z kwiatami, a dziś postanowili go poszerzyć.

Wycięli żywopłot i iglaki i tak powiększyli ogródek o jakieś 1,5 metra.

To odzyskane miejsce już jest obsadzone, a oni pielą i podlewają i mają zajęcie.

Sama im dałam roślinkę do posadzenia jaką miałam w domu.

Sąsiedzi są trochę młodsi od nas i tak znaleźli sobie sposób na życie.

Mam więc nową perspektywę z balkonu.

A teraz wkleję tekst, jaki znalazłam w sieci – nowy, bo z 2022 roku zamieszony na ONET i ciekawa jestem Waszego zdania, bo ja osobiście uważam, że to mądra kobieta jest, bo wszystko przewidziała i tak:

„Zaakceptowałam kochankę. Postawiłam warunek, święta i sylwestra mąż spędza ze mną”

– Wiele kobiet mówi w takiej sytuacji: „albo ja, albo ona”. Mąż mówi – „ona” i te żony zostają w kiepskiej sytuacji. A to błąd – mówi Wanda. I dodaje, że wielu facetów wcale nie chce odchodzić z domu, zwyczajnie chcą spełnić jakieś swoje fantazje.

Dlatego ona nie stawiała sprawy na ostrzu noża. Uznała, że w jej sytuacji jest to kompletnie bez sensu. Byli razem ponad 30 lat. Razem się dorabiali, on w dużej mierze osiągnął sukces zawodowy właśnie dzięki niej.

– To ja zajmowałam się domem i dziećmi, kiedy brał dyżury, robił specjalizację, pisał doktorat, a potem habilitację. Ja dbałam o wszystko, żeby mógł się rozwijać. Nie żałuję, takie mieliśmy priorytety, ja też korzystałam z tej sytuacji. Dlatego nie miałam zamiaru oddać nikomu swoich przywilejów – opowiada Wanda.

Mąż był wziętym lekarzem, profesorem, kierownikiem kliniki, swego czasu nawet dziekanem. Znał odpowiednich ludzi, miał kontakty, zarabiał ogromne pieniądze.

– Przyjmował trzy razy w tygodniu w prywatnym gabinecie w domu, ludzie przynosili też przecież koperty. Ale nigdy niczego nie warunkował ani nie wymuszał. Ne brał też grosza, kiedy widział, że sytuacja jest beznadziejna – podkreśla Wanda.

Ona przez jakiś czas też pracowała, potem została w domu, kiedy już mocno stanęli finansowo na nogi. Organizowała pracę gabinetu męża, zapisywała pacjentów, prowadziła rachunki. Dzięki jego pozycji ona też była ważna. Pani profesorowa, hołubiona, zapraszana, towarzysząca mężowi na bankietach czy podczas spotkań towarzyskich.

Czy mąż wcześniej ją zdradzał? Wanda nie ma złudzeń.

– Nie był klasycznie przystojny, ale miał w sobie taką męską siłę, a to przyciąga kobiety. Do tego pozycja, pieniądze, myślę, że miewała jakieś przygody na boku. Ale na poważnie zaangażował się, kiedy byliśmy obydwoje dobrze po pięćdziesiątce – mówi Wanda.

W klinice pojawiła się nowa lekarka, 15 lat młodsza od męża i to ona zawróciła mu w głowie. Była po rozwodzie, przyjechała do pracy z innego miasta, żeby życie na nowo ułożyć, żeby zapomnieć o tamtym związku. Wanda z przekąsem mówi, że szkoda tylko, że tak szybko zapomniała, jak miło jest być żoną męża, który ma romans z inną kobietą.

– Przecież wiedziała, że jej ukochany ma żonę. Ale zostawmy ją na boku. Cóż, kobieta kobiecie zrobi przecież wszystko – mówi Wanda.

Romans jej męża stał się tajemnicą poliszynela. Mówiło o nim chyba pół miasta. Wanda też się w końcu dowiedziała, nie było jej miło, ale też postanowiła nie przejmować się zanadto.

– Po tylu latach małżeństwa przynajmniej ja miałam inny stosunek do sprawy. Nie czułam się już tak strasznie w kobiecej dumie urażona. Uznałam raczej, że muszę zrobić wszystko, aby nie stracić tego, co mam – mówi Wanda.

To ona zainicjowała rozmowę, rzeczową i spokojną. Nie było żadnego „ona albo ja”. Stwierdziła, że kochankę zaakceptuje, byle by było bez nadmiernego afiszowania. Wystarczy, że jeżdżą razem non stop po całym świecie na różne sympozja. Wystarczy, że ona wie, że jej mąż odwiedza ją w jej domu. Ma jednak swoje warunki – święta, sylwestra on spędza z Wandą, z nią pokazuje się na oficjalnych przyjęciach. I niech nie liczy na to, że ona, Wanda, zgodzi się kiedykolwiek na rozwód.

– Widziałam po jego minie, że poczuł wielką ulgę. On też nie miał ochoty zaczynać od nowa, dzielić majątku, robić w swoim życiu ogromnej rewolucji. Więc żyliśmy dalej na moich warunkach – opowiada Wanda.

Pieniędzy miała pod dostatkiem, kupowała najlepsze ubrania, jeździła z koleżankami na wycieczki, do sanatorium. Dalej bywała na oficjalnych bankietach, wyjeżdżała z mężem na zagraniczne wakacje w towarzystwie innych miejscowych bonzów.

– Byłam kimś, osobą, z którą należało się liczyć. Gdybym uniosła się ambicją, zostałabym praktycznie z niczym. A tak żyliśmy dalej, jakby nic się nie stało. Spędzaliśmy święta z dziećmi, Sylwestra na najlepszych balach w mieście. To ona siedziała wtedy sama w domu – opowiada Wanda.

Kilka lat temu jej mąż nagle zachorował i zmarł dość nieoczekiwanie. To Wanda stała z dziećmi przy trumnie, to ona odziedziczyła po nim pokaźny majątek. Dalej jest kimś, z kim wiele osób nadal się liczy, wdową po znanym profesorze.

– Ona była na pogrzebie, stała z boku, no niby jako koleżanka z kliniki. Została sama tak jak i ja, ale to ja jestem na wygranej pozycji – mówi Wanda. I podkreśla, że czasami warto zrezygnować z niepotrzebnych ambicji. Choćby za cenę wygodnego życia, bez trosk finansowych i zamartwiania się o przyszłość. Ona ma niezłą emeryturę po mężu i jeszcze z życia chce korzystać.

Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.

Źródło:Kobieta XL

Reklama

Wesołe jest życie staruszka!

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

U mnie robi się cudnie, zielono tak jak na tym zdjęciu – zrobionym własnym aparatem.

Wiosna, to chyba najpiękniejsza pora roku, kiedy wszystko odradza się po zimie i ludzie też patrzą na świeżą przyrodę, a więc  robi się od razu lepiej na sercu i w duszy. Nowa nadzieja!

Wraz z tą nadzieją Mąż ośwadczył mi, że dinozaury spotykają się w ulubionym miejscu na drinka.

Kiedy słyszę  – zrób nam jajka na twardo w majonezie, to wiem, że mają zamiar pobiesiadować sobie i się po prostu rozerwać, gdyż wielu z nich wciąż pracuje.

Zostaje ich coraz mniej, bo z każdym roku ktoś z grupy dinozaurów odchodzi niestety.

Niedawno odszedł Pan Darek, którego bardzo lubiłam, a zmarł tak szybko na zwał, że jeszcze do dziś nie możemy uwierzyć, że go już nie ma.

Cieszę się, że panowie się spotykają, a niektórzy są już po 70-tce, albo dopiero. 🙂

Nie spotykają się tylko na drinka, ale razem w ciągu roku jeżdżą na wycieczki po Polsce, organizowane przez ich związek zawodowy.

Jest to fajna grupa ludzi, którzy mimo upływu lat wciąż się lubią i czasami spotykają się w miejscowej restauracji, aby także spędzić miło czas.

A teraz chcę zmienić temat i napisać o pewnej starszej pani, która kupiła wraz z mężem mieszknie przez ścianę z moim.

Pani liczy sobie też, a może dopiero  chyba z 70 lat, ale lubi się udzielać i nie siedzi na kanapie przed telewizorem, a sadzi roślinki przed naszym blokiem.

Od razu dała sie polubić, bo zależy jej na tym, aby było ładnie i zielono, a więc zaskarbiła sobie naszą sympatię.

Mój Mąż jest w zarządzie Wspólnoty Mieszkaniowej i także lubi sadzić różne drzewa przed naszym blokiem i razem z panią od sadzenia działają i nawet przeszli na „Ty”. 😀

W naszym bloku jest fajna ekipa, której zależy na tym, aby się nam tu mieszkało przyjemnie i w zgodzie.

W mojej klatce mieszka mężczyzna chory na raka. Jest już po serii naświetlań, ale nie jest pozostawiony sam sobie.

Mężczyzna nie ma za wiele pieniędzy, a więc my – jako sąsiedzi go dokarmamy.

Która gospodyni ma za dużo np. zupy, to zanoisi  mu w słoiku, aby nam sąsiad zdrowiał.

W swojej klatce mam sąsiada, że gdybym potrzebowała pomocy pod nieobecnośc Męża, to zawsze mogę na Niego liczyć i to jest też budujące, bo otwarci jesteśmy tu na drugiego człowieka.

Czasami lepiej się żyje z sąsiadami niż z własną rodziną. Noszę się z zamiarem kasowania częściowego rodzinnych numerów w telefonie!

To takie miłe migawki z mojego codziennego życia –  z mojego małego podwórka.

 

Obraz może zawierać: jedzenie

Odbyła się taka korespondencja z „Kobietą z klasą”!

Bardzo kibicuję wyzdrowieniu Pani Syna. Jednak jest mi przykro, że w tym samym bloku, umiera moja Matka, która w bloku nie zrobiła nikomu nic złego. Nikt z bloku jej nie odwiedza, bo w końcu kto to jest Pani „B”? Jest mi strasznie przykro, że nikt  nawet nie pyta – jak  się czuje!?  Taki mamy świat, że ludzie umierają w samotności. Nie oczekuję niczego, a pragnę zwrócić uwagę na fakt, że interesujemy się tylko i wyłącznie swoim sprawami, a inni odchodzą po cichu! Pozdrawiam.

Dzień dobry Pani „E” – gorzka wiadomość. Ma Pani rację. Ale na swoje usprawiedliwienie powiem. Nigdy nie odwiedzałam Pani Mamy gdy była zdrowa i nie mam w zwyczaju chodzić do sąsiadek, ale to jest inna sytuacja i ma Pani rację, że powinniśmy o tym pamiętać. Odwiedzę Pani Mamę. Pozdrawiam.

Dzień dobry Pani. Przepraszam za śmiałość moją, ale to takie przykre, kiedy mieszka się w jednym bloku tyle lat, a jednak jeden o drugim nie pamięta. Wczoraj z goryczy napisałam ten list, bo tylko Pani „M” odwiedziła Mamę. Z pewnością będzie Jej przyjemnie, że na koniec życia, ktoś z Sąsiadów Ją odwiedzi. Na chwilkę! Mama jest kontaktowa, a więc proszę się nie bać. Będzie mi okropnie miło. Niech Mama ma na koniec taką niespodziankę. Będę wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie i życzę Synkowi i Pani Rodzinie spokoju i wyzdrowienia Synka.

 

Pani „E”, dziś jeszcze jestem w „T”, ale jutro będę i na pewno odwiedzę Panią „B”. Dobrze że Pani mi wytknęła moje zachowanie. Czasami tak trzeba. Jeśli chodzi o „B”, to po wynikach jakie  otrzymał, leczenie idzie w dobrym kierunku ale, długa droga jeszcze przed nami.

Ja nie wytknęłam Pani niczego, tylko mam taki cichy żal, że na świecie tak się porobiło, że każdy z nas zamyka drzwi w mieszkaniu i żyje jedynie własnym życiem. Ja też taka jestem – niestety, bo tak teraz jest! Jesteśmy samotni w naszych domach – wszyscy. Dziękuję za zrozumienie, ale ja bym chciała dać Mamie wszystko, co dobre na sam koniec, a więc chwytam się może i niezbyt elegancko. Przepraszam jeśli uraziłam. Proszę się nie gniewać. Pozdrawiam serdecznie i proszę pozdrowić Pana „B”  – ode mnie i mego Męża.

Pani „E”  – nie czuję się urażona jest mi wstyd, że nie pomyślałam sama o tym.

 

Nie, nie, nie! Proszę o to, aby Pani  nie obwiniała się. To jest problem naszego społeczeństwa.

 

Teraz już nie ma żadnych stosunków sąsiedzkich!

Kiedy byłam dziewczynką, to pamiętam, że w miejscu zamieszkania były bardzo poprawne stosunki sąsiedzkie. Ludzie jakoś byli siebie bliżej i chyba każda kobieta w moim wieku pamięta moment, kiedy nasze mamy szyły do sąsiadki obok, by pożyczyć szklankę cukru, albo mąki, bo akurat do czegoś zabrakło, ale nie było to na wieczne oddanie, bo pożyczka była zawsze honorowa.

Pamiętam, że w naszym bloku mieszkała dobra krawcowa, która tanio szyła dla sąsiadek sukienki i ubrania dla dzieciaków. Pamiętam panią która robiła cudnie na drutach i potrafiła wyczarować fajny sweterek dla dziecka, czy zimową czapkę.

To były czasy, że ludzie nie zamykali się na siebie i ze sobą po prostu rozmawiali. Ktoś rzucił hasło, że wie, gdzie kupić dobre i tanie ziemniaki, albo gdzie najlepiej kupić świeżutkie jajka. To była informacja wymienna z korzyścią dla wszystkich sąsiadek i mieszkańców.

Można było w wyjątkowej sytuacji poprosić sąsiadkę o przypilnowanie dziecka, albo w razie wyjazdu podrzucić klucze, by sąsiadka podlała kwiaty w domu i nikt niczego się nie obawiał i nikt niczego się nie bał.

Dzieciaki w wakacje z tego samego bloku, szalały na podwórkach do późnego wieczora, a kiedy chciało im się jeść, czy pić, to matki wisiały na oknach i po prostu tym sposobem dokarmiały dzieciaki wiecznie zaganiane za piłką, czy wiszące na trzepakach. Nikt nie bał się pedofila i nikt nie zakładał monitoringu, by pod blokiem i w bloku było bezpieczniej.

To były czasy, kiedy ludzie ze sobą rozmawiali i sobie ufali, a teraz?

Opowiem krótką historyjkę, jako przykład, że tamte czasy już nie wrócą:

Moja Mama uparła się, że sama kupi sobie dużą butlę wody, taką pięciolitrową, choć przeważnie rodzina jej donosi, ale się uparła.

Wchodząc po schodach, ta nieszczęsna butla wymsknęła się jej z rąk i poturlała się po schodach z wielkim hukiem, odbijając się o każdy stopień.

Nikt nie wyszedł, choć w klatce mieszkają przeważnie osoby już nie pracujące. Nikt nie wyszedł sprawdzić, że to może człowiek zleciał ze schodów i może potrzebuje pomocy, Nikt nie uchylił drzwi i nie wychylił nosa, by to sprawdzić.

To jest właśnie znak naszych czasów, a tamte, dobre lata przyjaźni sąsiedzkiej już idą w zapomnienie. Przykre.

Uwierzyć w człowieka jest coraz trudniej, ale może nie wszystko jest stracone

Nie wiem czy mam wierzyć, czy nie! Jeśli to prawda, to serce rośnie, a jeśli nie prawda, to i tak serce rośnie, że ktoś taką historię wymyślił. Ale miejmy nadzieję, że to wydarzyło się naprawdę.

Miłego dnia 🙂

Bardzo inspirująca historia…
Na naszej klatce schodowej mieszka staruszka. Pięć lat temu straciła męża, córkę, zięcia i wnuków w wypadku. Kiedy tydzień przed świętami wracałam do domu, na drzwiach klatki schodowej zobaczyłam ogłoszenie napisane odręcznie:
Zgubiłam 100 złotych. Uczciwego znalazcę proszę o zwrot do mieszkania nr 76, emerytura bardzo skromna, nie mam na chleb.

Mieszkanie nr 76 to lokal tej starszej pani. Wyjęłam z portfela 100 złotych, odłożone na prezent dla mamy, i zapukałam do drzwi mieszkania nr 76. Kiedy oddałam staruszce pieniądze, rozpłakała się i powiedziała:
– Jesteś dwunastą osobą, która przyniosła mi pieniądze. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i poszłam do windy, a wtedy starsza pani dodała:
– Córeńko, zdejmij, proszę, to ogłoszenie z drzwi, to nie ja napisałam… – starsza pani stała przed drzwiami swojego mieszkania i płakała.
Dziewczyna poprosiła, aby ta historia poszła w świat. Aby ci, którzy nie widzą w innych nic dobrego – dowiedzieli się, że na jej klatce schodowej mieszka co najmniej 12 wspaniałych osób.

Autor nieznany

http://http://www.dobrewiadomosci.net.pl/historie/1232-dwunastu-wspanialych