Chyba każda kobieta w moim wieku, od czasu do czasu przypomina sobie, swoje macierzyństwo. Same się dziwimy, kiedy ten czas minął, że oto nasze dzieci zbliżają się do czterdziestki, albo mają więcej lat niż czterdzieści.
To były niełatwe czasy dla wychowywania dzieci, bo prawie wszystkie pracowałyśmy, bo z jednej pensji żyć się nie dało.
Dlatego kiedyś kobiety pracowały, a urlop macierzyński wynosił bodajże trzy i pół miesiąca.
Pamiętam, że był problem ze żłobkiem dla mojej pierwszej Córki, bo też było wszystko po znajomości i po ukończeniu urlopu oddałam Dziecko na służbę państwową.
Tak samo było z drugą Córką, która trafiła po opiekę cioć żłobkowych, a potem trzeba było się starać o miejsce w przedszkolu.
To były takie czasy, że nikt nie znał słowa weekned, bo pracowałyśmy także w soboty i jeden dzień jaki był do spędzenia czasu z rodziną, to była tylko wolna niedziela.
Żłobek, to miałam bardzo blisko domu, bo nawet nie potrzebowałam wózka, gdyż nosiłam Dzieci na rękach, bo był zaraz obok miejsca zamieszkania.
Jednak do przedszkola miałam daleko i musiałam wstawać o 5 rano, aby siebie przygotować do pracy, a potem budziłam dzieci i je karmiłam obowiązkowo.
Sadzałam obie na rower i jechałam dwa kilomety do przedszkola, aby samej nie spóźnić się do pracy.
Codziennie pokonywałam rowerem 4 kilometry tam i z powrotem i tak przez wiele lat, aż dzieci urosły i poszły do szkoły.
Podczas mojego macierzyństwa miałam słabe momenty, że płakałam i myślałam, że nie dam rady.
Kiedy urodziłam pierwszą Córkę, to ta dużo płakała i okazało się, że nie mam na tyle pokarmu, aby ją nakarmić do syta. Musiałam przejść na butelkę.
Moja druga Córka zachorowała i znalazła się w szpitalu, a mnie jako matce nie wolno było jej odwiedzić, bo takie były wówczas przepisy.
Płakałam, kiedy dzieci przechodziły w przedszkolu z grupy do grupy i one płakały, bo ciocie się zmieniały.
Jednak najwięcej płakałam w stanie wojennym, kiedy brakowało wszystkiego i nie miałam czym karmić swoje dzieci, bo w sklepach był tylko ocet.
Trzeba było wstawać w nocy, aby wystać w kolejkach kawałek masła, sera, czy mleka w proszku, albo za bucikami i dziecięcymi ubrankami.
Dobrze, że miałam w rodzinie osobę szyjącą na maszynie, to jakoś się to zapinało i szło do przodu.
Teraz matki mają roczne urlopy macierzyńskie, a w sklepach jest wszystko i tylko mieć pieniądze, ale wiele z nich cierpi na depresję poporodową, gdyż są zamknięte w domach by opiekować się swoimi pociechami i wiece co?
Z pewnością by się nie zamieniły z nami Matkami Polkami, które pokonały masę przeciwności w czasach słusznie minionych, bo naprawdę miałyśmy pod górkę, a mimo to wychowałyśmy wartościowe pokolenie.
My nie miałyśmy pieluch jednorazowych i nie miałyśmy zupek gotowych, bo miałyśmy do prania górę pieluch tetrowych i same gotowałyśmy zupki marchewkowe, a także same robiłyśmy na drutach, czy szydełku szaliki i czapecki bo musiałyśmy kombinować.
Poniżej wklejam obrazki współczesnej Matki Polki i mnie to ominęło, bo moje dzieci w czasach słusznie minionych wychował system, który nie dał mi dłuższego urlopu macierzyńskiego, a mogłam cieszyć się dziećmi tylko w wolną niedzielę, ale żadna krzywda im się nie stała.
Może trzeba wrócić do dawnego sytemu w ochronie zdrowia psychicznego wspólczesnych matek! To nie był taki zły system!
Teraz rząd dał rodzinom 500+ i w wielu przypadkach wygląda to tak: Pijana matka w ciąży!