Archiwa tagu: syn

Teściowa kontra synowa!

Już? Tak prędko? Co to było?
Coś strwonione? Pierzchło skrycie?
Czy nie młodość swą przeżyło?
Ach, więc to już było… życie?

Leopold Staff

 

Znalezione obrazy dla zapytania teściowa

To było 42 lata temu, kiedy się poznałam z moim, przyszyłym mężem, choć w tamtym czasie tego jeszcze nie wiedzieliśmy, że pozostaniemy razem przez tyle lat.

Pamiętam, że moja niedoszła teściowa nie chciała mnie za synową, bo byłam w jej oczach złą partią, zbyt biedną, a ona miała na oku lepszą dziewczynę dla swego synka.

Marzyła o bogatszej pannie, którą  miała na oku, ale jej sen się nie spełełnił.

Nigdy się nie domyśliła ile musiałam włożyć pracy w jej syna, którego wychowała na człowieka, któremu w życiu wszystko było można – takiego sympatycznego cwaniaczka.

Pobralismy się i mąż pojechał na dwa lata do wojska, a ja poważna matka wychowywałam nasze dziecko.

Po powrocie z wojska nie wiedział dalej, że ma rodzinę i dalej cwaniaczkował i sądzę, że gdyby miał inną żonę, bo by go pogoniła i zostawiła, a ten by „popłynął”.

Dużo mnie kosztowało, aby zrobić z niego odpowiedzialnego, poważnego faceta i wciąż nad nim pracowałam.

Kochałam go bardzo i nie wyobrażałam sobie innego mężczyzny u mojego boku i dlatego zniosłam nie jedno, co powodowało, iż byłam zmęczona.

Po paru latach wspólnego życia moja praca się opłaciła i zaczęłam być w końcu szczęsliwą żoną, a moja teściowa zobaczyła, że wciąż byłam przy nim, choć było bardzo różnie, bo z górki i pod górkę.

Jednym słowem wychowałam sobie tego faceta, który też mnie zawsze kochał, ale błądził i z tego zdał sobie sprawę w końcu.

Tydzień temu jechalismy na obiad i on tak wtrącił, że gdyby miał taki rozum jak teraz, to by mnie nigdy nie skrzywdził, a ja zamilkłam i nie skompentowałam, ale było mi pochlebstwem, że opłacilo się!

Mam dwóch zieciów i nigdy się nie wtrącałam w życie i wybory moich Córek – nigdy nie komentowałam ich Mężów i nie wtrącam się w wychowanie moich Wnuków.

Nie pojawiam się w ich domach niezaproszona i zawsze szanuję ich, jako towarzyszy moich Dzieci.

Uważam, że są dorośli wszyscy i mają prawo układać sobie życie tak – jak jest im wygodnie i dobrze na tym wychodzę, ale nie zawsze tak bywa w rodzinach, bo czytamy, że teściowe potrafią zepsuć każdy związek, a ich ingerencja jest  toksyczna.

Walczę z nią nawet o miejsce przy stole. Opowiem wam o mojej toksycznej teściowej.

Wiele młodych kobiet skarży się, że ich model prowadzenia domu, wychowania dzieci jest ostro krytykowany przez zaborcze teściowe. Psychologowie tłumaczą, że konflikt teściowa-synowa ma podłoże ewolucyjne. Matka mężczyzny nie trawi wybranki syna, gdy – z jej perspektywy – nie stanowi ona dobrego materiały genetycznego dla potencjalnych potomków. Wszystko dzieje się na poziomie nieświadomym. Te dwie rywalki w rodzinie walczą o serce jednego mężczyzny. Czy konflikt jest do rozwiązania? List o kłopotach z matką swojego męża przesłała nam nasza czytelniczka.

Teściowa kontra synowa – jak na ringu
– Co powinnam zrobić? – pisze we wstępie 32-letnia Agnieszka, autorka nadesłanego listu. – Przeraża mnie wizja kolejnego, niedzielnego obiadu z teściową, ale mój mąż daje mi do zrozumienia, że bardzo mu zależy, żebyśmy poszli razem. Jesteśmy małżeństwem od 3 lat, a spotykamy się od 5.

 

– To dla mnie trudna sytuacja. Nasz konflikt jest już tak zaawansowany, że nikt nie chce wyciągnąć reki. Chłodna atmosfera na spotkaniach, złowrogie spojrzenia, docinki, kąśliwe uwagi na temat wyglądu i braku dzieci: „Jeszcze ich nie macie” – to norma.

– Tydzień po świętach poszłam do psychoterapeutki – po raz pierwszy. Przy teściowej udaje, że jej nietaktowne (niejednokrotnie prostackie) zachowania mnie nie ruszają. Choć prawda jest taka, że ruszają i to bardzo mocno. Wiele razy przymykałam też oko na to, co robiła i mówiła, ale dłużej już tego nie zniosę.

– A co takiego robiła? Lista jest długa. Zachowuje się, jakbym zabrała jej syna, dosłownie wyrwała z rąk. Jeszcze przed ślubem mówiła, że nic nie jestem warta. Nie akceptowała naszego związku i odradzała Adamowi zaręczyny. Raz wykrzyczała, że mam na jego syna zły wpływ. Podkreślała, że nasz związek to pomyłka. Według niej nie pasujemy do siebie. Rościła sobie prawo do decydowania, z kim ma Adam założyć rodzinę.

– Byliśmy już razem, a ona podsyłała mu linki do profili dziewczyn na Facebooku, córek swoich znajomych. Dziewczyn – według niej idealnych. Przypominało to aranżowanie związku jak w hinduskiej rodzinie. O mały włos się przez to nie rozstalismy.

Obiadki i rosół teściowej
– Obiadki nigdy nie były rodzinne. Panująca atmosfera zakrawała na absurd – sztuczne uśmieszki i kąśliwe pytania to norma. Moje zamiłowanie do zdrowego jedzenia otwarcie krytykowała, mówiąc, że to fanaberie. Gdy u nas w domu serwowałam np.: rybę i warzywa na parze, odsuwała talerz z wykrzywioną miną. – Ja jestem zdrowa, nie muszę tego jeść. Próbowałam nabrać dystansu, więc grzecznie odpowiadałam: – Wiem, że wolisz na obiad schabowego z kapustą, ale my jemy takie obiady. U siebie gotuj, co chcesz, a my wolimy cię przyjąć po swojemu.

Nie rozumiała i prowokowała mojego męża pytaniami: Ona cię tym karmi na co dzień? Kiedyś tak nie jadałeś, więc co się zmieniło? Może dlatego ostatnio bolała cię głowa, bo jesteś niedożywiony?!

– Zaczęła przynosić swoje jedzenie, nakładała ziemniaki, nalewała rosół na talerz męża. Mnie pomijała, bo ja takich rzeczy nie jem – założyła tak oczywiście bez pytania mnie o to, czy chcę spróbować. W międzyczasie potrafiła wejść do łazienki i skomentować, że w koszu jest dużo rzeczy do prania…

– W naszym własnym domu mój mąż sadza ją na honorowym miejscu. W sumie ona sama to wymusza. Kiedyś z nią walczyłam o miejsce przy stole…. Chciałam zająć TO miejsce pierwsza, ale mąż poprosił mnie o ustąpienie – dla dobra ogółu… To wszystko brzmi, jak komedia „Serce nie sługa”, w którym grała Uma Tuhrman i Meryl Streep, ale w rzeczywistości nie jest do śmiechu ani mi, ani mojemu mężowi.

– Bardzo kocham swojego męża i wiem, że on też ma tego wszystkiego dosyć. Oczywiście, to wpływa na naszą relację. Czasem przy chwilach zbliżenia przypominają mi się jej obraźliwe słowa – „Za niska”, „Za wolna”, „Jest blondynką, zawsze ładniejsze wydawały mi się brunetki”, „Ostatnio się chyba przytyło ci się w boczkach”. Może się za bardzo zafiksowałam, może… – sama nie wiem. Nasze rodzinne życie stało się koszmarem. I widzę, że coraz bardziej wpływa to na naszą relację.

– Na sesji terapeutycznej dowiedziałam się, że ogromną rolę w budowaniu naszej relacji jest to, aby między nami – dwoma rywalizującymi kobietami – zajął stanowisko mój mąż. On przez długi czas się w ten konflikt nie angażował, trochę jakby to nie był jego problem. Tak było mu wygodniej. Teraz staramy się o tym dużo rozmawiać, a on częściej zwraca swojej mamie uwagę. Żeby mnie nie krytykowała, że nie musi mnie lubić, ale ma darować sobie chamskie odzywki. Niewiele to pomaga.

– Wiem, że miłości między mną a teściową nigdy już nie będzie. Mnie już tylko chodzi tylko o odnoszenie się do siebie z szacunkiem, by nie ranić nikogo. Chciałabym zaznaczyć granice własnego życia i ich obronić.

I co tu robić?
To sytuacja z kategorii „zrozumieć siebie nawzajem”. Czasem, w imię zachowania relacji rodzinnych, warto iść na pewne ustępstwa. Czasem lepiej przemilczeć, przeczekać, zdystansować się od sytuacji. Gdy emocje są nasilone, ciężko o dobre rozwiązania.

Znacie inne historie o relacjach między teściową i synową?

Napisz do nas: wiktoria.drozka@mamadu.pl

 

Reklama

Wyrodna matka!

Tak sobie myślę od kilku dni na temat, kiedy to Dorota Zawadzka wypowiedziała się na temat agresywnych Polaków nad morzem.

Jej obserwacje są z pobytu w różnych miejscowościach nadmorskich, które odwiedza w ramach „Przytulmy lato”.

Dorota Zawadzka razem z mężem przemierzają nasze nadmorskie miejscowości i wykłada na temat wychowania dzieci.

Rozmawia z rodzicami w hotelach i ośrodkach wypoczynkowych, które relacjonuje na swojej stronie na FB i na fan-page pod nazwą „Przytulmy lato”.

W wywiadzie skrytykowała rodziny 500+, które hurtem nawiedziły polskie wybrzeże i jej zdaniem ta tłuszcza nie potrafi kompletnie się zachować. Gdzieś jednostkowo zauważyła, że matka obmywała dziecko z fekaliów w morskiej wodzie. Gdzieś jednostkowo nie podobało się jej zachowanie matek i ojców, którzy napychają się frytami, bigosem i ziemniakami, zamiast jeść lekko strawne i warzywne potrawy. Gdzieś jednostkowo jakieś dziecko odpowiedziało jej, że wydmy są po to, by robić tam kupę.

W jej wywiadzie było tylko krytycznie i ludzie według niej, to tłuszcza nieokrzesana, która przyjechała nad morze i rozrabia i chla piwsko i rozstawia te swoje parawany i zostawia w piachu pety.

Zawadzka jest osobą publiczną i za taką się uważa, choć jej światłość już dawno zgasła, ale niech jej tam będzie. Robi wszystko, by o niej nie zapomnieć.

Po tym wywiadzie spłynął na nią tysięczny hejt na różnych portalach – szmacianych też!

Ludzie pisali, że co to z niej za matka, skoro własnego syna nie potrafiła wychować, gdyż ten w 2014 roku dopuścił się próby gwałtu na koleżance i ją poturbował oraz wybił jej ząb. Za ten czyn odsiedział 3 miesiące w areszcie, ale sprawa jest jeszcze w toku.

I tu zadaję sobie pytanie, bo gdybym ja miała syna i byłabym osobą publiczną, której dobro dziecka jest najważniejsze, to bym zamilkła raz na zawsze w kwestii wypowiadania się o wychowaniu dzieci, bo sama zawiodłam.

Może Zawadzka jest odporna na hejt, którego były tysiące, ale czemu naraża na hejt swojego syna, którego na widelec wzięli hejterzy przede wszystkim.

Przecież musiała sobie zdawać sprawę z tego, że Internet jej dokopie, a mimo wszystko naraziła swojego syna na tysiące obelg skierowanych do jej dziecka, któremu zdarzył się taki incydent być może pod wpływem alkoholu.

Co to za matka, która naraża swoje dziecko i nie szkodzi, że już dorosłe, na mowę nienawiści i niewybredne komentarze.

Uważam Zawadzką za wyrodną matkę, która myśli tylko o własnej karierze, bo tego się nie robi własnemu dziecku! Trzeba myśleć pani psycholog – myśleć, a nie zaistnieć!

Jak się czuje jej dorosły syn, którego sprawa przycichła i nagle na nowo wybuchła dzięki własnej, rodzonej matce!

Ślepa miłość matki do syna!

Kiedy 20 lat temu jej syn oznajmił, że chce się żenić, to była bardzo szczęśliwa, jak każda matka. Znała dziewczynę syna i sądziła, że stworzą razem udany związek, taki do samej starości.

Kochała tego swojego synka miłością wielką i choć miała jeszcze córkę, to bardziej wpatrzona była w swojego syneczka, któremu by nieba przychyliła. Jej mąż często ją upominał, że powinna jednakowo traktować dzieci, ale jej serce biło mocniej do syna, który był bardzo podobny do niej, czyli jak to się mówi skóra zdarta.

Ludzie w mieście ją bardzo szanowali, gdyż z racji piastowania różnych, wysokich stanowisk wiele mogła robić dla ludzi i lubiła pomagać im. Była wykształcona i miała w sobie zapędy społecznika, taką wrodzoną charyzmę. Kiedy szła ulicą, to ukłonom nie było końca.

Zawsze elegancka i gustownie ubrana, rzucała się w oczy. Uśmiechała się do ludzi i w pracy jako szef zupełnie się spełniała swoją wysoką skutecznością w załatwianiu różnych spraw. Ceniona przez przełożonych, czyli jednym słowem – właściwy człowiek, na właściwym miejscu.

Ludzie coś tam między sobą szeptali, że małżeństwo jej syna nie jest za bardzo udane, choć pojawiły się w nim dzieci. O alkohol chodziło, że niby syn i synowa za bardzo spożywają, ale ona nigdy nie dała po sobie poznać, że coś w jej rodzinie jest nie tak.

Jednak nie wszystko dało się ukryć, gdyż bardzo często korzystała ze swoich znajomości, aby synowi załatwić jakąś pracę i załatwiała. Był kierowcą, a także woźnym. Był budowlańcem, a także pomocnikiem do spraw różnych w urzędzie, ale nigdzie długo nie zabawił, a powodem były ciągi alkoholowe i w  związku z tym wysoka absencja, co skutkowało utratą pracy.

Kochała swojego syna miłością tak ślepą, że ani razu nie powiedziała mu, by poszedł na odwyk, bo jeśli nie, to zakręci mu kurek  niemałych pieniędzy, które łożyła na swoje wnuki, a w rzeczywistości wszystko było przepijane przez syna i synową. Ani razu nie skierowała sprawy do sądu o przymusowe leczenie, bo go kochała, a może się wstydziła, że ludzie zaczną gadać, choć i tak gadali.

Przyszedł moment, że zmarł jej mąż, a to spowodowało, że zmniejszyły się też jej dochody, ale jeśli tylko synek przyszedł po pieniądze, to dawała – nawet ostatnie.

To wspomaganie syna pijaka poskutkowało, że sama nie miała na czynsz i opłacanie rachunków.

Wkradła się bieda i przyszedł komornik,który zabierał po kolei wszystko, co ma wartość i tak została z ręką w nocniku.

Musiała zmienić mieszkanie na sporo mniejsze i stało się tak, że dalej rosło jej zadłużenie, ale wciąż ratowała syna mając nadzieję, że kolejna wybłagana praca dla syna go zmieni.

Miała koleżankę, której mąż miał dochodową piekarnię i wybłagała, by zatrudnił jej ukochanego syna i tak też się stało.

Pracował zaledwie trzy miesiące i znowu wpadł w ciąg i pił przez miesiąc, a więc pracodawca mu podziękował.

Sama sobie kiedyś wypiła dla odwagi i zaczęła błagać, aby z powrotem syna przyjąć do pracy i ona ręczy za niego, że tym razem nie zawiedzie. Pracodawca się dał przekonać i przyjął go po raz drugi.

Niestety, ale  znowu trzy miesiące pracy i znowu ciąg alkoholowy. Polecał z roboty już definitywnie, a matka wydzwania po nocach i błaga o następną szansę dla swojego ukochanego syna. Sama wciąż pompuje w niego ostatnie pieniądze, a sama nie ma co do gara włożyć. Wie, że jej syn jest przypadkiem beznadziejnym, ale wciąż walczy o syna pijaka – nieskutecznie.

Ludzie w mieście patrzą z politowaniem na matkę, która oddała wszystko swojemu marnotrawnemu synowi, a ona pozostała w tym wszystkim bardzo samotna. 

Czy na taką zmowę milczenia sobie zasłużyła?

A może ze mną jest coś nie tak, a więc o najbardziej infantylnej matce na świeczniku!

Syn Doroty Zawadzkiej, osoby publicznej siedzi w więzieniu za usiłowanie gwałtu i pobicie swojej byłej dziewczyny. Siedzi w najcięższym więzieniu w Polsce, bo w Białołęce i tam pewnie stosownie jest traktowany, bo z takim oskarżeniem więźniowie zazwyczaj mają ciężkie życie.

Oboje byli na imprezie i ta dziewczyna chciała się u syna Zawadzkiej przespać tylko, bo mieszka z dala od Warszawy, a ten rzucił się na nią i w związku z odmową, pobił, zrobił siniaki i podobno złamał jej ząb, a więc dopuścił się ciężkiego przestępstwa. Dziewczyna poszła na policję i zgłosiła ten fakt i w związku z tym przyszła policja i syna Zawadzkiej skuła w kajdany i facet dostał za swoje. Na razie jest to trzy miesięczny areszt i do sprawy sądowej pozostało jeszcze trochę, a co robi jego matka Dorota Zawadzka w tym czasie?

Dorota Zawadzka nie rozpacza ani trochę, że jej dziecko i nie szkodzi, że ma 26 lat, bo dziecko zawsze jest dzieckiem. Dorota Zawadzka gra swoją rolę na swoim profilu na Facebooku i świetnie się bawi ze swoimi wyznawczyniami jej pedagogicznego talentu.

Dorota Zawadzka w noc sylwestrową w różowej peruce, robi sobie fotkę i wstawia ją na profil, a także organizuje sylwestra na swojej osi i wstawia przeboje to tańca i zabawy. W sukurs idą za nią młode matki, którym nie przeszkadza, że pierwsza, polska Super Niania, ta od wychowywania dzieci nie rozpacza nad tym, że być może jej syn jest gwałcony i poniewierany w tym więzieniu. Dorota Zawadzka swoim starym zwyczajem krytykuje wykonawców z nocy sylwestrowej, bo śpiewają  z playbecku, a Margaret kompletnie zawaliła swój występ i źle zaśpiewała, a więc Dorocie Zawadzkiej to nie umknęło i koniecznie musiała się tym jakże odkrywczym spostrzeżeniem podzielić na Facebooku. Dorota Zawadzka zawsze miała świetne  ucho krytyka muzycznego, któremu nic nie umknie.

Czy ja się czepiam? Może i się czepiam, ale gdyby mnie spotkało takie nieszczęście, bo dziecko w więzieniu to nieszczęście wielkie dla rodziców i byłabym osobą publiczną, to bym się zwyczajnie wycofała z mediów do wyjaśnienia całej sytuacji i na chwilę zamilkła pogrążając się w matczynym bólu i porażce wychowawczej. Nie wierzę, że D.Z. nie cierpi z tego powodu. Jeśli cierpi, to niech przestanie grać dziwną rolę, że ją to kompletnie nie interesuje, że jej dziecko dopuściło się tak haniebnego czynu. 

A może jest tak, że faktycznie ją nie obchodzą te jej dzieci, skoro odeszły od niej jako niedojrzałe nastolatki i ona mentalnie nie jest z nimi związana? Może jej to zwisa i powiewa, że synowi powinęła się noga i niech radzi sobie sam, a ona dalej będzie się świetnie bawiła na Facebooku, gdyż ewidentnie boi się stracić kontakt ze swoją resztką fanów. Tak, tak resztką fanów, ponieważ pozostali ci najbardziej lojalni, albo ślepi, a reszta dała dyla, a więc jakieś 50 tys. fanów kręci głową ze zdumienia tak jako i  ja kręcę, ale może ja się niepotrzebnie tylko czepiam. Wyjaśnię tylko jeszcze, że nie chodzi mi o to, by Zawadzka założyła worek pokutny, a chodzi mi tylko o zachowanie klasy w tej niełatwej sytuacji i tyle.

 

Mam postulat, aby jednak wszyscy śpiewali na żywo.. bo tak jak niektórzy nie mogą trafić w playback.. to żal.pl
Ostatnie minuty starego roku…

Ależ fantastyczną kurtkę z koników Pony ma Margaret…
Cudna:)
Szkoda, że nie za bardzo dziś śpiewa…

No przecież nie zabiję cię synu!

To było spokojne, niewielkie osiedle gdzie wszyscy się znali jak łyse konie. Codziennie spotykali się w osiedlowym sklepiku i codziennie przemierzali te same ścieżki. Spotykali się na spacerach ze swoimi pupilami i ich dzieci bawiły się na placu zabaw. Kobiety wymieniały się zdawkowym dzień dobry, ale czasami przysiadywały na parkowych ławeczkach i gawędziły. Mężczyźni mieli swoje pasje samochodowe, albo razem wybierali się nad jezioro powędkować. Ludzie starsi  z racji wolnego czasu mieli baczenie na wszystko i wszystkich i wiedzieli o mieszkańcach prawie wszystko.

Żyło się tu  spokojnie i przyjemnie, a osiedle okalał duży i zadbany las położony nad rozległym jeziorem. Tylko zimą robiło się ciszej i życie jakby zamierało, ale z wiosną ludzie wychodzili przed domy sadzić świeże kwiaty w ogrodach i pogrzebać w ziemi, aby zasiać nowe plony. Ogródki były niewielkie, ale każdy miał swój kawałek ziemi.

W jednym z domów urodził się chłopczyk i wszyscy gratulowali rodzicom nowego potomka. To było osiedle, gdzie dzieci się rodziły, bo mieszkali tu młodzi i starzy mieszkańcy. Kiedy ktoś odszedł z tego świata, także wszyscy go żegnali i tak toczyło się życie na tym osiedlu, jak wszędzie zresztą.

Chłopczyk rósł, ale ludzie zauważyli, że był innym dzieckiem i różnił się od innych dzieci. Unikał rówieśników i jakby się ich bał. Mama jego tłumaczyła sąsiadom, że jest bardzo nieśmiałym dzieckiem i dlatego.

Pewnego dnia okazało się, że ojciec chłopca opuścił rodzinę i wyjechał na drugi koniec Polski. Sąsiedzi, jak to sąsiedzi – byli ciekawi. Pokątnie się dowiedzieli, że chłopczyk jest chory umysłowo i dlatego ojciec się wyprowadził. Nie poradził sobie z chorobą syna i nigdy więcej go nie widziano na osiedlu.

Matka wzięła chłopca pod swoje skrzydła, bo jak to każda matka, kocha swoje dzieci. Kiedy podrósł, oddała go do specjalistycznego zakładu, aby rozpoczął nauczanie pod okiem fachowców i lekarzy.

Tak minęło kilkanaście lat i syn jej wrócił do domu, na prośbę matki i zapewnieniom lekarzy, że chłopak nie jest groźny i może funkcjonować pod jej opieką. Nikt, niczemu się nie dziwił i każdy wspierał tę matkę, ale do czasu.

Pewnego dnia sąsiedzi zauważyli, że matka i syn opalają się często na tarasie osłoniętym niedbale kocem. Zauważyli, że matka i syn opalają się na wpół nago. Ona bez biustonosza, a syn z odsłoniętym torsem. Jak by nie było, nie spodobało się to sąsiadom i poszła  po osiedlu fama, że w tym domu jest coś nie tak. Postanowili bliżej się temu przyjrzeć, nie zgłaszając nigdzie. Wydawało im się dziwne, że matka obnaża się przed dorosłym już synem. Nie podobało im się to wcale.

Sytuacja się powtarzała i pewnego wieczoru, upalnym latem, kiedy okna są otwarte na oścież, dwie osiedlowe sąsiadki usłyszały, że syn chce współżyć z matką, a ona się na to zgodziła, bo wiedziała, że nigdy nie spotka na swojej drodze żadnej kobiety, a ona jest dla niego jedyną kobietą w życiu!

Sąsiedzi nie raz widzieli i słyszeli, że matka szamocze się z ukochanym synem i pewnego wieczora na pół osiedla rozeszło się rozpaczliwe tej matki zdanie. – No przecież ciebie nie zabiję synu!