Kiedy byłam w Paryżu, a było to 17 lat temu chyba, to trafiłam do dzielnicy paryskiej bohemy na Montmartre.
Ileż tam spotkałam malarzy zakochanych w Paryżu, a jednocześnie setki turystów, którzy przemierzali wąskie uliczki, między kamieniczkami i podziwiali ludzkie talenty.
Zakochałam się w tym miejscu i ja, bo to była uczta dla duszy, a obserwowanie tych artystów podczas pracy, było wielką przyjemnością.
Pamiętam do dzisiaj, że byłam zauroczona, zachwycona i mogłabym tak chodzić w tamtym miejscu bez końca, bo wszędzie czaiły się kolory i niespodzianki.
Czemu o tym piszę?
Ano dlatego, że nie zostałam obdarzona talentem w kwestii rysunku, czy malowania obrazów.
Moja kreska ołówkiem zawsze była niezdarna i nie wiem jak udało mi się w szkole podstawowej zaliczać przedmiot – rysunki.
Zdradzę jak to sobie z tym przedmiotem radziłam.
Na kilku książkach kładłam szybę, a pod spód wkładałam zapaloną lampkę.
Na szybie kładłam rysunek do przekalkowania i na wierzch kartkę z bloku rysunkowego i tak powstawało dzieło uczennicy Eli.
Potem tylko trzeba było pokolorować i gotowe ha ha.
Skoro zabrakło talentu do przenoszenia na papier tego, co widziałam postanowiłam więc, że będę fotografowała to, co mnie zaciekawi i zauroczy.
Nie ruszam się w plener bez aparatu fotograficznego więc w ten sposób patrzę na świat.
Dzisiejsze zdjęcia są pełne słońca, bo u nas na zachodzie dziś go nie brakowało, kiedy na południu Polski już spadł śnieg.
Może kiedyś dorobię się lepszego aparatu, z większym obiektywem i bajerami, to dopiero będę szaleć.
Dobrej nocy. 🙂