Archiwa tagu: tragedia

Chwalmy wodę!

Po wybuchu w Szczyrku. Wstępne wyniki sekcji zwłok

To miał być normalny dzień, w którym ludzie się budzą i zaczynają nowy dzień.

To miał być normalny dzień, kiedy ktoś ubiera się do pracy, a inny je śniadanie i włącza sobie telewizor, by dowiedzieć się, co dzieje się w Polsce i na świecie.

Poranek, w którym matka ubiera dziecko do przedszkola, albo do szkoły pakując dziecku kanapki do tornistra.

Normalny  dzień, kiedy kobieta robi sobie makijaż, a mężczyzna się goli i też szykuje się do pracy.

Tyle czynności robią ludzie o poranku, bo życie i obowiązki tego wymagają, a kiedy emeryt może się nigdzie nie spieszyć i delektuje się poranną kawą, bo całym życiem sobie na to zasłużył.

Ja emerytka właśnie tak rozpoczynam dzień – niespiesznie z kawą i wiadomościami.

Myślę sobie wówczas, że to będzie dobry dzień i staram się go zaczynać optymistycznie, ale jakże często się nie da, bo życie i zdarzenia w nim stają się nie do zniesienia i to boli!

Szczyrk i w okolicach południa Polska dowiaduje się, że jeden z domów pod wpływem wybuchu przestrzennego składa się jak domek z kart!

Powstaje chaos i wszystkie służby są w pogotowiu i szukają 8 osób i w tym dzieci, które brutalnie zostały zasypane gruzowiskiem.

Masakra i nie ma na to słów, bo jesteśmy sparaliżowani taką wiadomością.

Złość nas ogarnia, kiedy słyszy się, że pracownicy pracowali bez planu i zahaczyli o rurę gazową – bezmyślność i brak odpowiedzialności za ludzkie życie.

Taki wypadek może zdarzyć się wszędzie, kiedy ktoś robi bylejakość, a potem następuje ogromna tragedia.

Zaczęłam mieć obsesję, że w każdej chwili i ja z Mężem możemy wyfrunąć w powietrze, a także wszyscy mieszkańcy naszego bloku, bo ktoś będzie robił fuszerkę dzięki, której następuje armagedon.

U mnie zdarzyło się parę razy, że zostały przecięte kable od Internetu, ale to pikuś, bo to wcześniej, czy później zostanie naprawione.

Jestem chyba trochę czarownicą, bo dziś u mnie wywaliła rura od wody, a więc przez jakieś 10 godzin nie mieliśmy jej w kranie.

Nikt tej wody nie miał nabrane, bo awaria stała się samoistnie, a więc byliśmy odcięci od wody płynącej z kranu.

Mąż był w pobliżu awarii i zrobił zdjęcia, które puściłam na swoim fan-page informując i uspokajając mieszkańców, że naprawa może potrwać jeszcze 3 godziny i faktycznie się tak stało.

Jeden z czytelników napisał mi tak:

„Nie potrzebna wojna wystarczy brak wody !!! Pralka nie wyprała aby zrobić obiad trzeba kupić wodę dobrze że jest to rzadko i w miarę szybko chłopaki sobie z tą awarią sobie poradzili !!!”.

Niby to tylko kilka godzin i niby była perspektywa na szybką naprawę, a i tak nie rozumiemy na co dzień i nie zdajemy sobie sprawy z tego –  jakim bogactwem i zbawieniem jest dla na woda!

 

Obraz może zawierać: noc, niebo i na zewnątrz

Obraz może zawierać: buty i na zewnątrz

Addio pomidory!

 

Obraz może zawierać: jedzenie

Uwielbiam zjadać pomidory pod każdą postacią, ale zimą są one właściwie nie zjadliwe.

Równiutkie, okrąge jak jeden mąż nie posiadają wartości smakowych i pewnie są pędzone jakimś świńtwem.

Kiedy jednak przychodzi sezon na nie, to staram się każdego dnia robić dla mnie i Męża przyszną, prostą sałatkę.

Dostałam kilka pomidorów z własnej działki, które wychodowane zostały w ziemi bez nawozów i choć nie są takie idelane z wyglądu, to ich smak i słoneczny zapach zapamiętam do następnego lata.

Walory odżywcze są nie do przecenienia, gdyż chronią nas od raka, a także nasz system nerwowy naprawiają, oraz dobrze je jeść na nasze serca.

Poprawiają krążenie i wzmacniają nasze paznokcie oraz włosy, a także posiadają dużo potasu, co sprawia, że pozbędziemy się skurczów mięśni.

Mają masę witamin łącznie z witaminą „C”, a o tym można poczytać sobie w sieci!

Kroję sobie w kostkę grubszą cztery pomidory i lekko  solę, pieprzę i dodaję kilka kropel oliwy, a także miażdżę duży ząbek czosnku, a na koniec dodaję łyżkę jogurtu naturalnego.

Pomidory pod wpływem soli puszczają swój natruralny sok, który miesza się doskonale z pozostałymi składnikami i to jest nasz deser po obiedzie.

Taką sałatkę można kombinować po swojemu i ja dodaję jeśli mam –  posiekaną natkę pietruszki, albo koperku. Można zestrzeć na tarce kawałek żółtego sera, albo dodać twarożek i wtedy powstaje jeszcze większa bomba witaminowa.

Dobrą wiadomością jest fakt, że pomidory nie tracą swoich wartości pod wpływem przeróbki termicznej i dlatego zimą warto jeść pomidory suszone, albo używać ketchupu, a także warto pić soki pomidorowe.

Jutro będę gotowała leczo z tymi pomidorami z własnego ogódka, a więc kocham pomidory pod każdą postacią, a kiedyś były uważane za trujące warzywo.

Kochani odżywiajcie się zdrowo. Jedzcie dużo czosnku jeśli możecie, choć ma on przykry zapach, a to dlatego, że w Polsce zaatakowała bakteria pod nazwą  „New Delhi”, która jest odporna na wszystkie antybiotyki i ludzie umierają w szpitalach, a lekarze są bezradni.

Bakteria atakuje słabe organizmy, niedożywione z niską odpornością, a więc korzystajmy z tego, że możemy latem podciągnąć naszą odporność.

A teraz mam inny temat.

Kto mnie czyta, to wie, iż napisałam notkę na temat tragedii w Darłówku, gdzie morze pochłonęło na raz – trzy, dziecięce istnienia.

Napisała o tym ratowniczka z WOPR, która odniosła się bardzo krytycznie wobec rodziców plażujących z dziećmi i ja się z tym zgadzam, bo to są tej Pani 10 letnie obserwacje.

Może przez  wpis tej ratowniczki zaczniemy my dorośli – myśleć!

Pszczółka Maja

PUNKT WIDZENIA RATOWNIKA…

Dziś chcę napisać kilka słów o tragedii w Darłówku ale przede wszystkim o tym jak wiele tego typu nieszczęść można było uniknąć…

Jak większość z Was wie pracuję jako ratowniczka już prawie 10 lat.
Widziałam dużo, naprawdę dużo nieodpowiedzialnych i niezrozumiałych dla mnie zachowań ludzi …

Ludzi którzy przyjeżdżają na wakacje i nagle zapominają całkowicie o odpowiedzialności za swoje dzieci…
Na basenie czy na plaży wychodzą z założenia, że ratownicy WOPR to darmowe opiekunki dla ich dzieciaków..

Jest ratownik jest impreza !
Można więc sączyć piwko na hotelowym leżaku czy na piasku przy szumie fal, czytać książkę, przeglądać internet… słowem robić wszystko to na co ma się ochotę poza oczywiście pilnowaniem swoich dzieci…
No bo przecież od tego jest Ratownik… naprawdę?

Sytuacja z dziś…
3 interwencje na basenie:

1. Mama rozmawia przez telefon na leżaku wówczas gdy jej około 3- 4 letnia córeczka wchodzi w kółeczku sama do basenu (1,35 m).
Podchodzę, zwracam uwagę…
Ona zdziwiona. Odkłada telefon idzie do dziecka.

2. Dwójka rodziców i na oko 8 letni syn ledwo unoszący się na wodzie. Obserwuję ich jak podchodzą do niego, coś mu mówią po czym oboje kierują się w stronę saun.
Podchodzę zatrzymując ich i pytam pod czyją opieką zostawiają dziecko?
Oni, że przecież my czyli ratownicy jesteśmy na basenie , a oni tylko na chwilkę do sauny idą.
Oczywiście mówię, że to wykluczone i jedno z rodziców musi zostać z dzieckiem w basenie !

3. Przychodzi kobieta sama z trójką dzieci ( dwójka okolo 8-10 lat i jedno na oko 2 lata).
Zostawia młodych w basenie i wychodzi z dwulatkiem na taras.
I znowu interwencja.
Zawracam ją z tarasu i tłumaczę, że nie może zostawiać dzieci samych w dodatku ledwie potrafiących pływać…
Znowu zdziwienie…

I teraz moja uwaga….
Ja dzieci nie mam i mieć nie będę… jak dobrze wiecie po prostu nie lubię i nie kręci mnie to ale za to swoje koty kocham tak samo mocno jak wielu z Was swoje dzieci .
I gdy wychodzę na spacer z Szajbą sprawdzam kilkakrotnie czy szelki są dobrze zapięte i zabezpieczone…
Na dworzu przed blokiemczy w parku czujność 100% i oczy dookoła głowy: czy nie ma żadnego zagrożenia czy pies nie biegnie czy szelki na swoim miejscu…
Nie spuszczam jej z oka bo przecież to mój kot którego kocham najbardziej na świecie i chcę dla niego jak najlepiej….
Kot !

Więc ja się pytam jak Wy rodzice ( oczywiście tylko niektórzy) możecie prowadzić dzieci nad morze i powierzać ich życie i bezpieczeństwo ślepemu losowi ?!
Uda się albo się nie uda …

Jak w ogóle można zostawić dziecko w basenie i iść beztrosko na taras opalać się lub saunować ?! Jak?!
Jak można zamknąć oczy na plaży gdy dzieciak w morzu się bawi? Nawet jeśli jest przy samym brzegu… jak?!
Gdzie jest respekt do tego potężnego żywiołu jakim jest woda?!

W tym roku w polskich wodach utonęło około 360 osób !!!
360 !!! Wyobrażacie sobie to?
Jaki procent tej liczby stanowią dzieci kochających rodziców którzy zajęci byli telefonem lub piciem piwa na brzegu morza/ jeziora bo przecież dzieciak świetnie pływa da sobie radę …

Wiecie co Wam jeszcze powiem ?
Ostatnio jeden z moich przełożonych powiedział, że ratownicy mają niskie oceny od gości hotelowych i ci nie są z nas zadowoleni… heh, zabawne nie?
A jak można chwalić pracę ludzi którzy co chwilą zwracają uwagi typu:
– nie skacz do wody
– nie biegaj
– proszę nie pić alkoholu na terenie basenu
– proszę opuścić basen bo jest Pan ppd wpływem alkoholu
– i znowu nie skacz do wody po raz trzydziesty
– proszę nie zostawiać dziecka samego w basenie …

Jesteśmy dla wielu tymi złymi którzy ciągle się czepiają, ciągle zwracają uwagę ! Ciągle coś nam nie pasuje !

Tymczasem jesteśmy Ratownikami WOPR…
Jesteśmy przede wszystkim po to aby zapobiegać tragedii.
Staramy się dbać o Wasze bezpieczeństwo nad morzem/ jeziorem/ basenem ale nie możemy prowadzić każdego z Was z osobna za rączkę…
Nie jesteśmy od tego by niańczyć Wasze dzieci… nie !

Wy drodzy rodzice w pełni odpowiadacie za swoje pociechy. Wy i nikt inny ! Woda to niebezpieczny żywioł, a żeby doszło do tragedii wystarczy kilkanaście sekund…

Tragedia do jakiej doszło w Darłówku wstrząsneła całą Polską ale z czystym sumieniem mogę Wam powiedzieć, że ludzie żadnych wniosków nie wyciągneli…
Żadnych !

Obarczanie winą ratowników jest po prostu kpiną !
Sztorm, wysoka fala, CZERWONA FLAGA na wieżyczce ratowników… nie było żadnych wątpliwości co do tego, że kąpać się nie można.
Dzieciaki które utonęły to nastolatki które musiały zdawać sobie sprawę z ryzyka i z całą pewnością wiedziały o zakazie kąpieli ! Nie były małymi dziećmi nie potrafiącymi myśleć racjonalnie !
Ktoś powie: każdy z nas był młody i głupi ! Młodość rządzi się swoimi prawami ! Ok. Jasne. Tylko w tym przypadku im akurat się nie udało…

Matka z czwórką dzieci…
Nie była w stanie ich upilnować sama ( nie wiem gdzie był ojciec). Nie powinna była ich zostawiać samych nawet na sekundę ! Nie powinna…
Ale teraz już za późno…
Teraz pozostała rozpacz i żal…

Pilnujcie zawsze siebie nawzajem ale przede wszystkim swoich dzieciaków bo chwila nieuwagi może bezpowrotnie zmienić Wasze życie, a ktoś najbliższy Waszemu sercu może to życie stracić…

Udostępnij. Podaj dalej. Bądź zawsze czujny nad wodą.

Maja Nować.
Kołobrzeg.

Miejmy respekt dla Bałtyku!

Znalezione obrazy dla zapytania dzieci nad morzem

Kiedy miałam siedem lat i mieszkaliśmy nad morzem, to pamiętam jak mój Ojciec wszedł do morza, kiedy było bardzo wzburzone i popłynął w głąb, pośród dużych fal.

Nie pamiętam, czy pokłócił się z Mamą, że zdobył się na taki desperacki czyn, ale pamiętam, że stałam na brzegu morza i darłam się w niebogłosy – tatusiu wracaj!

To wtedy zrozumiałam, że z morzem żartów nie ma i trzeba się liczyć z jego nieobliczalnością, bo może zdarzyć się wszystko.

Do dziasiaj pamiętam ten strach dziecka o życie swojego rodziciela i to mnie nauczyło, że z morzem żartów nie ma.

Ludzie dostali 500+ i masowo zjechali na wakacje do morskich miejscowości mniejszych i większych.

Rodzice zabierają swoje dzieci, które często widzą morze po raz pierwszy i nie mają wyobraźni, że trzeba te dzieci pilnować, bo morze jest nieprzewidywalne.

Wielka tragedia wydarzyła się w Darłówku, kiedy w falach ginie trójka dzieci porwana przez fale.

Matka zostawiła dzieci moczące się w wodzie i poszła z najmniejszym dzieckiem na siusiu, a kiedy wróciła, to jej trójki dzieci już nie było!

Zostały porwane przez fale i się utopiły w jednej, krótkiej chwili.

Tragedia nie do wyobrażenia i nie do przeżycia, bo tracąc trójkę dzieci w sekundę, to tylko się powiesić z rozpaczy.

Kochani – wklejam filmik ku przestrodze. Pokażcie go swoim bliskim, bo trzeba wiedzieć, iż morze jest zdradliwe bardzo i nigdy nie wiadomo jaką krzywdę może wyrządzić.

Stała się wielka tragedia, ale tragedią jest hejt na tę rodzinę. Hejterzy pisali, że dobrze, że te dzieci utonęły, bo budżet zaoszczędzi 5oo+x2=tysiąc złotych!

Takie kanalie żyją pośród nas!

 

Wpadła płotka do sieci!

„Kartoteki policyjne są często naszą jedyną przepustką do nieśmiertelności”.

I takiej nieśmiertelności doczekała się moja zaprzyjaźniona hejterka, a ja wracając z Policji zrobiłam kilka zdjęć, bo dzień był cudowny.

Prawie koniec listopada,  a jakby wiosna.

Na marginesie – Pani Agnieszko – jest Pani Wielka!

 

 

 

Ale ja nie o tym w zasadzie.

W mojej gminie mężczyzna – 20 letni zabił nożem swoją siostrę – 6 letnią dziewczynkę.

Przyjechała do nas telewizja TVN i tak staliśmy się niechlubnie sławni.

Ta masakryczna zbrodnia pobudziła mnie do myślenia – dlaczego?

Narkotyki, dopalacze, gry komputerowe, zła sytuacja w rodzinie, bo może ojciec alkoholik, a może matka też?

Od razu zadaję sobie pytania, co się takiego działo w tej rodzinie i dlaczego doszło do takiej tragedii?

Moja sąsiadka  – kobieta niby poważna i stateczna napisała w te oto słowa:

– „Chuja powiesić za jaja i niech zdycha”.

I wiecie co? Po takich komentarzach oceniam ludzi, bo każdy komentarz pozostawiony w sieci mówi coś o danej osobie i teraz jakoś inaczej na sąsiadkę patrzę. 😦

Chcemy wyrazić w sieci swoje zdanie, to zróbmy to w sposób uczłowieczony. Nie zachowujmy się jak ci, co mordują, kradną, ćpają, a zostawmy po sobie dobre mniemanie.

Od wielkiej miłości – do nienawiści!

Jeśli będziesz mi dawać trzy razy w tygodniu i dodatkowo w weekend, to będziesz widziała moją wypłatę, a więc Iza dawała, choć często nie miała na to zupełne ochoty!

Poznali się na studiach i od razu ze sobą zamieszkali, gdyż Paweł miał swoje mieszkanie, które kupili mu bogaci rodzice. Paweł miał się uczyć na prawnika i wszystko było dla niego, aby tylko tym prawnikiem został. Rodzice Pawła nie spodziewali się, że tak szybko zamieszka z nim kobieta, ale skoro się zakochał, to musieli to zaakceptować, bo Paweł, to było ich oczko w głowie.

Iza się wprowadziła dość ostrożnie, bo bała się jego rodziców, ale zapewniał ją, że wszystko jest w porządku i nie ma się czego obawiać.

Nie wychodzili z łóżka przez pół roku, w którym uczyli się do sesji, kochali i jedli. To była taka miłość, że inni im zazdrościli, że tak dwie połówki jabłka się odnalazły. Iza schudła od tej miłości, bo seks wyssał z niej przynajmniej z pięć kilogramów, ale była taka z nim szczęśliwa.

Od czasu, do czasu wychodzili na imprezy, mocno zakrapiane, a także zdarzyło się im wciągnąć kreskę. Było super, było tak wesoło i fajnie, a do tego ich seks był wciąż atrakcyjny, a więc kochali się rano i w południe, a w między czasie studiowali.

Iza brała tabletki anty, ale nie wiadomo jakim cudem zaszła w ciążę. Piotr był zły, bo nie planował dziecka, przynajmniej w tym momencie, ale Iza się uparła, że urodzi i koniec.

Trzeba było brać szybki ślub, a więc czas im upływał na planowaniu ślubu i wesela, bo rodzice bogaci tak sobie tego życzyli, a więc najlepsza restauracja, najlepsza orkiestra i dwieście gości.

Była w trzecim miesiącu, kiedy Piotr jej przysiągł, że w zdrowiu i w chorobie, a ona była w niego wpatrzona jak w obrazek i wierzyła w każde jego słowo i taka była szczęśliwa, że go ma.

Lekarz oznajmił jej, że ma w swoim łonie dwoje dzieci i jedno może być z zespołem Downa. Biegła do domu cała we łzach i tak spłakana, oznajmiła to mężowi. Przytulił ją i powiedział, że dadzą radę i to ją uspokoiło.

Brzuch jej rósł i zrobiła się wielka,  a do tego źle znosiła tą ciążę. Musiała leżeć, bo lekarz kazał się oszczędzać i dbać o siebie, ale dopadły ją stany depresyjne, bo bała się chorego dziecka.

Pierwszy raz uderzył ją, kiedy była w siódmym miesiącu ciąży, bo nie starła kurzu z mebli, a Piotr był perfekcjonistą. Popchnął ją i walnął pięścią w brzuch, a ona się przeraziła tego, co będzie dalej.

Na przeprosiny przyniósł jej kwiaty i klęczał przysięgając, że to się więcej nie powtórzy, że go poniosło.

Uwierzyła i kiedy urodziła dwoje dzieci i faktycznie jedno z nich było chore, to ją zostawiał samą w tym wszystkim i nie pomagał, ani w dzień, ani w nocy. Balangował i świetnie się bawił, a kiedy coś mu się nie podobało, to bił.

Bił matkę swoich dzieci, które kompletnie go nie obchodziły i wyzywał Izę od nieudacznic życiowych, złej matki, niezguły, brudasa, a ona wciąż mu wybaczała i starała się z całych sił ogarnąć dzieci i dom.

– Jesteś śmieciem, bo urodziłaś mi psychiczne dziecko –  wrzeszczał kiedy był trzeźwy i kiedy był pijany. – Nie nadajesz się szmato do niczego i zobacz jak ty wglądasz! – Umaluj się, bo wyglądasz jak z pod budki z piwem. – Wstydzę się ciebie. – Zostawię ciebie i te bachory. – Mam dość, bo nie nadajesz się, ani na matkę, ani na żonę!

Była zmęczona, bardzo zmęczona. Poszła do sklepu chemicznego i kupiła specyfik do przepchania rur i go wypiła. Lekarzom nie udało się jej uratować!

Kiedy mężczyzna staje się wielką pomyłką

                             

W niewielkim miasteczku mieszkało sobie małżeństwo w niewielkim mieszkaniu. To był pokój z wnęką i osobną kuchnią. Ona, to pani Lola, wzięta pielęgniarka w miejskim szpitalu, którą wszyscy szanowali za profesjonalizm, bo czasami była lepsza od lekarzy, a także za dużą dawkę empatii w stosunku do potrzebujących.

Pani Lola była śliczną kobietą, a jej znakiem rozpoznawczym była burza gęstych włosów, które upinała w charakterystyczny, wysoki kok. Zawsze była ciekawie ubrana i miała swój styl, a do tego na jej ustach nigdy nie zabrakło krwistoczerwonej pomadki. Miała ciekawą urodę, a oczy podkreślała zawsze dopracowaną kreską i była podobna do Bardotki.

Pan Wacław, mąż pani Loli, to taki zwykły pan, który pracował w branży naprawy samochodów i był dobrym fachowcem, bo jeśli zepsuł się komuś samochód, to pan Wacław tylko posłuchał pracy silnika, a wiedział, co samochodowi dolega.

Pani Lola nie mogła mieć dzieci i oboje nad tym ubolewali, ale najbardziej ubolewał nad niepłodnością swojej żony pan Wacław, ponieważ kiedy spotykał się w Banderosie, miejscowej knajpie z kolegami, to pił i płakał, że żona nie daje mu upragnionego potomka. Pił,a potem przychodził do domu i żonę bił i wyzywał od najgorszych.

Nie raz sąsiedzi słyszeli jak pani Lola płakała z rozpaczy przez uchylone okno, bo echo jej rozpacz niosło. Nie raz krzyczała, aby się wynosił i przestał zatruwać jej życie i nie raz ktoś wzywał policję, bo tam u nich w domu cuda się dzieją.

A potem następowała cisza i nikt już nie zastanawiał się, czy pani Lola cierpi i czy pan Władek już więcej jej nie zrani i nie dotknie, bo wizyta policji na trochę studziła jego zapędy do następnego razu.

Pan Władek kochał panią Lolę, bo kiedy był trzeźwy robił w domu porządki i sąsiedzi widzieli, że myje okna bardzo dokładnie jak na mężczyznę. Robił zakupy i gotował dla nich obiady, ale to były takie zrywy opamiętania, bo potem wszystko wracało do stanu upojenia alkoholowego. Pani Lola też kochała swojego męża, ale była to miłość przez łzy.

Nie potrafili się rozstać i tak przez wiele długich lat ze sobą się szargali. Przez wiele lat godzili się i kłócili na oczach ciekawskich sąsiadów, którzy byli kompletnie zdezorientowani.

Pani Lola była już w słusznym wieku i nagle mocno przytyła i pewnego razu idąc objuczona zakupami niebezpiecznie upadła i zbiła sobie kolana, a zakupy rozleciały się. Od tego momentu nikt więcej nie widział pani Loli, gdyż ta na zawsze zamknęła się w domu i nigdy więcej tego domu nie opuściła. Nikt nie wiedział dlaczego i właściwie nikt nie wnikał dlaczego pani Lola wybrała taki sposób na życie. Gadali po kątach, że może ten upadek tak ją zawstydził, a może jest tak bardzo chora, że choroba ją odcięła od świata zewnętrznego.

Bywały dalej jazdy pana Władka i sąsiedzi czasami słyszeli ja pani Lola rozpacza, bo czy zimą, czy latem okno mieli uchylone, ale nikt nie odważył się już zgłaszać tego na policję. Wszyscy wiedzieli, że jak pan Władek wytrzeźwieje, to wszystko jakoś się ułoży u nich.

Sąsiedzi byli ciekawi, co dzieje się z panią Lolą, która z osiedla zniknęła, ale nie byli w stanie niczego się dowiedzieć, bo w ich oknach wisiały bardzo gęste firany. Czasami ktoś zauważył jak odchyla się firana i pani Lola podlewa kwiaty na parapecie i poza tym niczego o pani Loli nikt nic nie wiedział. Domysłom nie było końca, bo może pani Lola jest leżąca, a może rozum jej odjęło. Byli ciekawi, ale nie wścipscy, gdyż uważali, że każdy żyje jak chce.

Nagle pan Władek zdjął te gęste firany i w oknach zrobiło się pusto, bo nikt nie zauważył i nie wiedział, że pani Lola  umarła i właściwie nikt nie poszedł na cmentarz ją pożegnać. Odeszła tak cicho, że pochowano ją w obecności tylko jej męża i kilku jego kumpli. Po pogrzebie wyprowadził się z ich mieszkania i jak ludzie mówili, przestał pić i wziął się w garść, gdyż na jego drodze stanęła nowa, dużo młodsza miłość, która miała nieślubne, czteroletnie dziecko. Mieszkała w niewielkim domu na wsi i tam pan Władek się zakotwiczył i pokochał jak swoje, dziecko nowej miłości. Ludzie szepczą, że to nie jest ten sam człowiek!

Nie wszyscy się podnoszą!

Jakieś 40 lat temu On i Ona stanęli na ślubnym kobiercu i przyrzekli sobie miłość, aż do śmierci. Ta przysięga magiczna jak zawsze, kiedy dwoje ludzie postanawia się związać i razem ciągnąć ten wózek, bo samemu jest źle, a czasami ciężko. Tak jesteśmy instynktem stworzeni, że nie lubimy samotności i życia w pojedynkę, choć są wśród nas wyjątki.

Minął rok od ślubu i urodziła się im dziewczynka. Śliczna blondyneczka i na szczęście zdrowa. Mama zajęła się wychowaniem dziecka, a tata chodził do pracy. Żyli skromnie, ale mieli swoje mieszkanie, choć nie wielkie.

Minęły dwa lata i mama powiła drugą córeczkę, a więc przybyło im obowiązków. Mama bardzo troskliwie zajmowała się swoimi dziećmi, które rosły jak na drożdżach. Widać było kobietę z wózkiem, kiedy robiła zakupy w pobliskich sklepikach. Często siedziała z dziewczynkami na ławce przy piaskownicy, kiedy maluchy bawiły się z innymi dziećmi. Kiedy było lato, zabierała prowiant i szła z dziećmi na cały dzień – na plażę, aby się wyszalały do woli. Opalone dzieciaki codziennie były na świeżym powietrzu, a tata wciąż pracował, aby zapewnić im godne życie.

Kiedy dziewczynki podrosły, ich mama poszła do pracy i było im coraz lepiej. Kupili samochód i wynajęli garaż blisko domu. Ludzie widzieli, jak często pakowali do samochodu sprzęt i prowiant i wyjeżdżali z dziećmi nad jeziora biwakować, albo na parę dni nad morze. Sąsiedzi nie posiadali się ze zdziwienie jaka to fajna rodzinka, a dziewczynki takie radosne. Każdemu się kłaniały, bo matka zadbała o ich dobre wychowanie.

Kiedy poszły do szkoły nie sprawiały rodzicom żadnych kłopotów. Były pilne i bardzo zdolne. Nie widać już było ich na podwórku, bo lubiły się dużo uczyć. Każda wywiadówka, to była czysta przyjemność dla matki.

Pewnego dnia, kiedy Ona wróciła do domu z pracy zastała swojego męża w łazience. Otworzyła drzwi, aby się przywitać i nagle ugięły się pod nią nogi. Jej ukochany mąż powiesił się w ich łazience, na rurze wystającej ze ściany.

Sąsiedzi usłyszeli rozpaczliwy krzyk, ale było już za późno. Jej świat nagle się zawalił i długo nie mogła się otrząsnąć z traumy. Wszyscy okoliczni sąsiedzi byli w szoku, bo tam za ścianą nie było nigdy słychać żadnych awantur. Nic nie wskazywało, że może wydarzyć się taka tragedia. Chodziły słuchy, że mężczyzna miał kłopoty z hazardem i w pewnym momencie go to przerosło, ale do dzisiaj nikt nie wie – dlaczego, a minęło już parę lat.

Kiedy dziewczynki wyszły już z domu i założyły swoje rodziny, był to następny cios dla kobiety. Nigdy nie stanęła już na nogi i teraz widać ją często, jak codziennie pokonuje drogę na sztywnych nogach, pochyloną i zaniedbaną –  z domu do monopolowego. Jak długo to potrwa?

A kiedy powiesz sobie dość!

Edyta weszła właśnie w wiek emerytalny po 40 latach pracy. Nie musiała jeszcze, ale chciała. Chciała odpocząć i mieć już czas tylko dla siebie. Była po ciężkim rozwodzie z mężem, który znalazł sobie młodszy model, a ponieważ zawsze świetnie zarabiał na kierowniczym stanowisku, to młodszy model nie miał żadnych obaw i skrupułów, to  właśnie udało się mu rozbić małżeństwo z 30 letnim stażem.

Edyta bardzo to przeżyła, aż tak bardzo, że musiała przez rok przeleżeć na kozetce u psychologa. Pomogło i odzyskała wiarę w siebie. Ponownie chciało jej się żyć i uśmiechać do losu, no bo któż tam wie, co zdarzyć się jeszcze może. Była otwarta na nowe znajomości, ale się nie spieszyła. Jeśli ma przyjść jakaś odmiana, to się zjawi.

Postanowiła na zasłużonej emeryturze dużo jeździć na wczasy, bo było ją na to stać. Odwiedzała muzea i galerie. Pragnęła chłonąć swoją wrodzoną wrażliwością – życie. Zawsze była otwarta na dobre kino i książkę, a więc sobie nie żałowała smakować sztukę.

Dzieci były za granicą, a więc kontakt z nimi rzadki, trochę ją smucił, ale od czego są w końcu telefony? Tak, są telefony, ale stały się one coraz rzadsze od koleżanek i znajomych z pracy. Nie chciała się narzucać i z czasem poczuła się osamotniona. Na początku znosiła to i nie było jej smutno, ale z czasem zaczynała jej ta samotność doskwierać. Lubiła swój dom, a więc przybyło w nim więcej kwiatów i zdecydowała się na zmianę wystroju. Kupiła nowe meble, zmieniła zasłony i po remoncie postanowiła być szczęśliwa. Remont trwał dość długo, ale zakupy nowych kafelek i innych towarów potrzebnych – sprawiało jej przyjemność. Nie miała czasu myśleć.

Pewnego poranka obudziła się, a za oknem już świeciło poranne słońce. Promienie skradały się nieśmiało otulając jej pościel i ją. Powinno to sprawić, że zacznie przyjemnie kolejny dzień, a jednak nie chciało jej się wstać. – Może jestem przemęczona, pomyślała i postanowiła ten dzień poświęcić na słodkie lenistwo z książką przez cały dzień. Zrobiła sobie śniadanie i wskoczyła ponownie do łóżka. Wieczorem obejrzała dobry film i tak minął jej dzień na nic nie robieniu.

Następnego poranka oblał ją smutek i znów nie chciało jej się wstać, tak jakby uleciało z niej życie. – Co jest ze mną – zaniepokoiła się. – Muszę zacząć normalnie żyć i z ledwością  wygramoliła się z pościeli.

Usiadła na fotelu i zastanowiła się dlaczego tak dziwnie się czuje. – Może to samotność i ta wszechobecna cisza tak ją zwaliły z nóg – zgadywała.

W telewizorze była pogadanka o seniorach, którzy uczą się obsługiwać komputery i z nich korzystać. Zaciekawił ją temat i po szybkim prysznicu postanowiła iść do sklepu i dowiedzieć się jaki sprzęt komputerowy będzie dla niej łatwy w obsłudze.

Za dwie godziny ustawiła swoje cacko tuż przy oknie na biurku. Była ciekawa tego świata tam, w tym niepozornym okienku. Nie była taka zielona, bo w pracy korzystała z programu komputerowego potrzebnego jej do wykonywania paru czynności. Wiedziała czego chce poszukać i wpisywała frazy w wyszukiwarkę i nagle znalazła się na portalu randkowym.

Ileż ludzi jest na tym świecie, poszukujących drugiej połówki – pomyślała. Zaczęła czytać ich oferty i wymagania i często się uśmiechała pod nosem, jakie to ludzie umieszczali wpisy, aby się zareklamować. Wszyscy bez  wad i niezmiernie rodzinni oraz wrażliwi. Akurat!

Drogą prób i błędów wgrała na portal randkowy swoje zdjęcie. Wyglądała na nim bardzo szykownie, w małej czarnej i w czerwonych szpilkach. Edyta była bardzo apetyczną kobietą i zawsze się podobała  płci przeciwnej.

Była ciekawa co z tego wyniknie i za kilka godzin miała na swoim profilu 15 ofert, którym pilnie się przyjrzała. Na kilka odpowiedziała, resztę ominęła jako nic nie znaczące. Cieszyła się, że jej profil wzbudził zainteresowanie.  – Może spotka jeszcze szykownego pana, który potowarzyszy jej w wędrówce przez dalsze życie – nieśmiało marzyła.

Pewnego dnia, kiedy odkryła swój profil, ktoś napisał, że jest bezwstydną, starą babą polującą na facetów. Wiadomość zawierała obraźliwe słowa i pisał to ktoś, kto ją zna. Nie wzięła sobie tego bardzo do serca, bo wiedziała już, że sieć rządzi się swoimi prawami i wywaliła komentarz na zawsze. Niestety, ale wpisy były coraz bardziej brutalne, naszpikowane wymysłami i obelgami. Ktoś miał bardzo rozbudowany słownik i skutecznie ją zaszczuł. Usunęła profil i już nigdy więcej tam nie zajrzała.

Korzystała dalej z Internetu, ale bardzo zachowawczo, jako obserwatorka bardziej, niż dyskutantka.

Pewnego dnia w jej skrzynce na listy znalazła list w kopercie bez adresu. List został przez kogoś włożony, a napisany był na klawiaturze, tak aby nie można było poznać charakteru pisma. List był z groźbami i wymyślonymi historiami, jakoby Edyta narobiła przekrętów w pracy księgowej, a także przekazania owych materiałów do prokuratury.

Nie miała nic na sumieniu, a więc list porwała na drobne kawałki wyrzucając do kosza. Zrobiła sobie kawę i włączyła telewizor, aby opadły ją emocje. Nie chciała już o tym myśleć, ale czuła, że ktoś chce ją zniszczyć i oczernić w miejskim środowisku.

Pewnego razu idąc ulicą po zakupy, zauważyła duży plakat na drzewie z napisem, że Edyta ta i ta z nazwiska jest złodziejką i okradła zakład pracy i sobie teraz dobrze żyje.

Zdjęła plakat nerwowym ruchem i skierowała się na policję. Okazało się, że takich plakatów w mieście było więcej i policja już o tym wiedziała. Obiecali jej, że zajmą się sprawą, ale na to trzeba czasu.

Uspokojona wróciła do domu, ale kiedy podeszła pod drzwi mieszkania, zauważyła, że jej drzwi oblane są śmierdząc mazią i zostawiono kartkę – zniszczę cię, to tylko kwestia czasu! Kolejny dowód trafił na policję i znów usłyszała, że sprawą się zajmą, ale muszą mieć więcej czasu.

Poczuła się zastraszona i zamykała się w domu na wszystkie możliwe zamki. Pozamykała wszystkie okna i zaciągnęła rolety, aby nie widzieć świata. Wyłączyła telefon, bo wciąż przychodziły sms-y z groźbami i wulgaryzmami. Zaszczutą Edytę widziano jak ukradkiem przemierza ulice, aby kupić sobie coś do zjedzenia. Policja milczała i poczuła się w tym wszystkim osamotniona.

Kiedy pewnego poranka zauważyła, że ma porysowaną karoserię samochodu, zgniecioną kamieniem maskę i przebite wszystkie opony, wzięła z samochodu linkę i….. – powiesiła się w piwnicy.

Po jej pogrzebie policja odkryła IP osoby winnej i namierzyła jej telefon. Okazało się, że sprawczynią tej tragedii był młodszy model, który był bity i katowany przez męża Edyty!

Temat z życia wzięty, tuż przed świętami w obliczu tragedii

Wczoraj wieczorem na pewnym forum przeczytałam wiadomość wstrząsającą, że jednej z użytkowniczek w małej wsi spalił się doszczętnie dom i zabudowy pobliskie. Spaliło się wszystko dosłownie, a pożar rozszalał się podczas snu gospodarzy. Starsze małżeństwo na szczęście uszło z życiem, ale spaliły się ich  ukochane zwierzęta. Zostali z niczym dosłownie. Wczoraj pomyślałam sobie, że ogromnie współczuję, bo mnie na tym forum już nie ma i w zasadzie nie mam już do niego żadnego sentymentu. Jednak w nocy nie mogłam spać, gdyż wyobraźnia w nocy jakby się wyostrza. Zobaczyłam tych starszych ludzi, schorowanych, jak koczują w jakieś komórce, bez prądu na progu czającej się zimy. Zobaczyłam ich bezradność i czekanie na jakąkolwiek pomoc. Na forum uaktywnili się ludzie spieszący z pomocą pieniężną i rzeczową i nie byłam w stanie przejść tylko ze współczuciem wobec takiej tragedii. Założyłam sobie konto, pod starym nickiem i poprosiłam o jakikolwiek kontakt do poszkodowanych, abym mogła ich wspomóc pieniężnie, na tyle, na ile mnie stać. Wiem, że bardzo potrzebne są leki dla tych starszych państwa, a także karma dla uratowanych psiaków. Wiele godzin nie otrzymywałam od koordynatorki akcji pomocowej odpowiedzi i namiarów, bo jestem na tym forum poddana ostracyzmowi. Okej, pomyślałam sobie, ale  od czego mamy wujka Google. Wpadłam do sieci, podzwoniłam to tu, to tam, po instytucjach i mam adres, na jaki można wysłać swoją cegiełkę, aby powoli Ci państwo mogli się dźwigać z tragedii. Do koordynatorki napisałam, że w obliczu tragedii nie mogą pozbyć się niechęci do drugiego człowieka i jest to wstyd i hańba. Za chwilkę otrzymałam odpowiedź, że nie nadąża z odpowiedziami. Może i tak, a może i nie! Niemniej moje pieniążki już poleciały do pogorzelców, bo idą święta przecież i mnie się bardzo spieszyło, ale niesmak pozostał.