Dwie dziewczynki mieszkały blisko siebie w malutkiej wiosce. Dwie dziewczynki prawie się nie rozstawały i wciąż były blisko siebie i nazwijmy je Kazia i Frania, bo takie imiona kiedyś nadawano dziewczynkom.
Bawiły się razem, kąpały w pobliskim jeziorze latem i wchodziły na te same drzewa, a także śmiały się z tego samego. Były tak bardzo do siebie podobne, że nawet ich rodzice się dziwili, że mimo, iż nie były siostrami, to tak bardzo się ze wszystkim zgadzały i były nierozłączne.
Nie dopuszczały do siebie innych dzieci, bo były szczęśliwe tylko w swoim towarzystwie i nigdy się ze sobą nie nudziły.
Kazia była trochę spokojniejsza i to Frania wiodła prym i wymyślała ciekawe zabawy, którym Frania się poddawała. Była wręcz uzależniona od Frani, ale w dobrym znaczeniu, bo nigdy Frania nie zraniła Kazi swoim szalonym pomysłem.
Siedziały w szkole obok siebie i razem odrabiały zadania szkolne, a i często razem nocowały za przyzwoleniem rodziców.
Płynęły lata i życie dla każdej z nich napisało swój scenariusz. Kazia została na wiosce, by pomagać rodzicom w gospodarstwie i została wydana za mąż, za chłopca, którego interesowała gospodarka. Frania natomiast wyrwała się ze wsi i pojechała do większego miasta po nauki. Uczyła się gry na instrumencie, bo miała do tego dryg i talent, a potem została przyjęta do szkoły muzycznej i tam przez lata wykładała muzykę i uczyła gry na fortepianie.
Kazia w tym czasie urodziła dwoje dzieci i pomagała mężowi w gospodarstwie. Mąż miał z nią dobrze, bo była wytrawną gospodynią i dobrze mu gotowała i za to to ją kochał, bo dobra żona z niej była.
Mijały lata i dzieci Kazi wyfrunęły z domu, ale ona wciąż była bardzo dobra dla swojego, spokojnego męża i była z nim szczęśliwa.
Pewnego dnia jej brat miał poważny wypadek samochodowy i leżał w miejskim szpitalu w śpiące. Kazia rozpaczała, bo to był jej ukochany brat. Każdego poranka wcześnie wstawała, robiła posiłki dla męża i potem wsiadała w autobus. Jechała do brata, do szpitala, aby być przy nim w razie, kiedy się obudzi.
Na tej samej sali szpitalnej leżał drugi mężczyzna, który po udarze mózgu się nie obudził, a siedziała przy nim siwa, ładna kobieta i modliła się, aby mężczyzna się obudził też podczas jej obecności.
Obserwowały się te dwie kobiety, a potem zaczęły ze sobą nieśmiało rozmawiać, aby zabić nudę i dodać sobie odwagi i nadzieję.
Od słowa, do słowa doszły do wniosku, że przecież się znają, bo razem wychowywały się w malutkiej wiosce. Nie poznały się, ponieważ obie się zmieniły, bo przecież miały po 70 lat.
Wpadły sobie w ramiona i nagle odżyły dawne wspomnienia i to jak było im dobrze razem w okresie dzieciństwa i jak bardzo się lubiły.
Okazało się, że Frania nigdy nie wyszła za mąż, a była w związku z kobietą przez wiele długich lat.
Kazia urywała się coraz częściej z domu i jechała niby do szpitala, a w rzeczywistości spotykała się z Franią, bo ponownie czuła się w jej towarzystwie szczęśliwa. Frania zabierała ją do muzeum, na koncerty i pokazała Kazi zupełnie inny świat, pozbawiony rutyny, a więc świat ciekawy i pełen życia.
Kazia bała się nowego uczucia, bo zdała sobie sprawę, że nie może sobie pozwolić na to, by zostawić męża, by związać się z Franią mimo, że kochała ją całym sercem.
Modliła się, aby Bóg przywrócił jej rozum, że nie może pozwolić sobie na to uczucie, a jednak nocami nie sypiała, gdyż jej myśli były blisko Frani i tak bardzo chciała być wciąż blisko niej.
Nie związała się z Franią, bo kochała męża, ale kiedy niespodziewanie staruszek umarł za zawał, to kilka tygodni po pogrzebie zadzwoniła do Frani, że jest gotowa na to, by być na zawsze już tylko z nią.