Obserwując realia w sieci, jeśli można to nazwać realiami, bo w sieci wszyscy jesteśmy nieprawdziwi – niestety, to stwierdzam, że ludzie się nie lubią w wielu przypadkach, a ja opiszę dwa. Kiedy np. kobieta napisze, że właśnie dowiedziała się, że mąż ją zdradza, a pisze, ponieważ nie ma gdzie się wyżalić i jest ze swoim bólem sama, to następuje coś takiego, że często potem żałuje, że się anonimowo zwierzyła.
Opisuje taka kobieta swoją historię, ze swojego punktu widzenia, że czuje się okropnie, bo mąż nagle stał się innym człowiekiem i nie uprawia już z nią seksu, albo ogranicza jej pieniążki i nie bywa kompletnie w domu, a jeśli bywa, to traktuje dom jak hotel. Kobieta pisze, że starała się na wszystkie sposoby utrzymać małżeństwo i staje się bardziej czujna, bo chce wiedzieć, co je grane i nagle w jego komputerze, czy komórce odkrywa zdradę jak na dłoni i że kobiety za nim latają jak bociany na Mazury.
Co robi taka kobieta? Zwierza się obcym ludziom na forach i bardzo często otrzymuje odpowiedzi, że może z nią coś jest nie tak, że facet szuka wrażeń gdzie indziej. Może nie jest na tyle dobra w łóżku, że on szuka uciech poza domem. Zaczyna się nagonka na kobietę niczemu nie winną, ale bardzo zrozpaczoną i zagubioną. Co dostaje za swoje zwierzenia? Bardzo często otrzymuje jakieś porady z klauzulą, że pewnie jest nic nie wartą żoną i niech cierpi jak nie umie upilnować chłopa.
Z tego wynika, że ludzie nie lubią zdradzonych kobiet, czego doświadczyłam na własnej skórze – w sieci, ale dałam sobie z tym radę, bo pomimo szczekaczy ja swoje życie wyprostowałam i teraz jestem szczęśliwa, co się innym w głowie nie mieści.
Ale przejdźmy do drugiego, zaobserwowanego zjawiska w sieci. Oczywiście to są moje subiektywne oceny i mogę się mylić, choć nie sądzę.
Kilka kobiet pisze ze sobą na forum. Kobiet w moim mniej więcej wieku, czyli 50+. Rano piją wirtualną kawę i opisują ze szczegółami, jak mija im dzień. Pewnego dnia pada propozycja, że fajnie by było się spotkać w realu. Przecież znają się jak łyse konie z forum właśnie, a więc obgadują datę i jadą, a potem następują niewiarygodne szopki, bo:
Jedna z nich przeszła poważną kurację raka piersi i się na tym forum zwierzyła, że walczy, choć jest ciężko. Pokazuje zdjęcia, że wyszły jej włosy i brwi i wygląda fatalnie. Od koleżanek z sieci płyną słowa pociechy i to ją wzmacnia, bo ma wirtualne, wielkie wsparcie. Jest podbudowana, a więc w każdej chwili zwątpienia wie, że koleżanki z forum ją pocieszą i dodadzą zawsze otuchy.
Jest spotkanie w Krakowie i ta chora, choć już lepiej się czująca, zgłasza swoją wolę, że spotka się z koleżankami, które tyle czasu ją wspierały.
Dochodzi do upragnionego spotkania, a więc zdrowe koleżanki idą w miasto zwiedzać. Zabrały ze sobą aparaty fotograficzne i gnają ja burza przez miasto i cykają na pamiątkę wszystko po drodze. Jednak ta chora za nimi nie nadąża, bo nagle poczuła się gorzej i w zasadzie źle oceniła swoje siły na zamiary.
Rozpętuje się piekło między kobietami, bo chora uważa, że koleżanki epatują siłą witalną, a ona ledwo dyszy i tu zaczyna się konflikt interesu.Niby nie wypada zostawić samotnie koleżanki, kiedy burzą się hormony na zwiedzanie miasta i co tu z nią zrobić – z taką zawalidrogą, która burzy świetne humory.
Chora krzyczy, a zdrowe, wciąż pełne wigoru dziwią się dlaczego ta chora ma do nich pretensje i co się stało?
Po skończonej wycieczce forum się podzieliło na te rześkie i zdrowe i na klakierki będące bliżej chorej, która nie sprawdziła się na tej wycieczce i wszystko popsuła. Żadna z nich nie zaproponowała chorej, że może powinna wrócić do domu pod opieką któreś. Lepiej było po powrocie obrzucić się błotem na publicznym forum, ku uciesze podglądaczy i odciąć się od i tak pokrzywdzonej koleżanki..
Jaki z tego wniosek? Współczujemy chorym wirtualnie, ale jeśli nie dotrzymują kroku w realu, to niech siedzą w norze i nie szwendają się pośród zdrowymi. Niech lepiej nie zawracają dupy. Niech nie epatują swoją chorobą, bo ich miejsce jest w chacie, bo światem rządzą ludzie zdrowi, a ludzie zdrowi brzydzą się chorymi.
Wniosek z tego taki jeszcze, że jednostki słabsze nie mają siły przebicia i jeśli ja tak może kiedyś chora będę, to dam sobie spokój bywania między zdrowymi, bo to się kończy zazwyczaj żałośnie – dla chorego rzecz jasna.
Jest takie przysłowie, że syty nigdy nie zrozumie głodnego, a zdrowy chorego.