Archiwa tagu: wódka

Niektóre kobiety nigdy nie zmądrzeją!

Zauważyliście, że  Internet opanował jakiś dziwny trend pod kryptonimem „taka sytuacja”? Z początku kiedy czytałam notki na FB, czy TT z tym stwierdzeniem, pod którym pojawia się  zdjęcie z wakacji, czy też obojętnie czego sytuacja dotyczyła, myślałam, że to jest jednostkowe i autor wpisu nie chcąc się rozpisywać, opatrzył swój wpis „taką sytuacją”

Niestety, ale jest to chyba nowa moda i wiele osób podaje coś od siebie i zawiera w wiadomości  te dwa słowa, co nie za bardzo mi się to podoba, ale i postanowiłam pierwszy i ostatni raz opisać taką sytuację 😀

Jest głęboka noc i śpimy z mężem sobie w najlepsze, a sen po północy podobno jest najlepszy i najwartościowszy, a tu ni z tego, ni z owego ktoś dzwoni na telefon mojego męża.

Po drugiej stronie telefonu  odzywa się bełkoczący, kobiecy głos, zachęcający mojego męża do nocnych pogawędek. Oczywiście mąż szybko pozbył się tej rozmowy i jasno i wyraźnie oświadczył, że to nie jest najlepsza chyba pora na nocnych Polaków rozmowy.

Dzwoniła z Irlandii dawna nasza znajoma, która wyjechała z Polski, a z którą zerwaliśmy kontakty ładne parę lat temu z powodu jej alkoholizmu, z którego jak widać nie wyszła i pije nadal. Ja wiem, że może czuć się nieszczęśliwa, bo mąż jej zginął jakieś 15 lat temu w wypadku, a syn powiesił się w więzieniu. Ja czuję, że ona jest nieszczęśliwa i topi swoje smutki w alkoholu i nie wyciągnęła dotąd żadnych wniosków, że jako, zawsze pijana matka i żona nie zdołała uratować swojego życia i pogrążała się w nałogu i pogrąża. Ja czuję, że tęskni za krajem i jestem w stanie ją zrozumieć, ale nie zrozumiem tego, że skoro wyjechała z kraju po lepsze życie i pieniądze – pije nadal.

Po tym telefonie na nowo przyłożyliśmy się do snu i zasnęliśmy, zapominając o tej sytuacji, tłumacząc sobie, że po pijaku człowiek jest zdolny do różnych zachowań.

Ale dzisiaj rano, parę minut po 8, kiedy jeszcze smacznie spaliśmy, odezwał się telefon z tego samego numeru, a więc akcja nawiązania pogawędki nie została odpuszczona mojemu mężowi, bo skoro nie chciał rozmawiać w nocy, to może skusi się rozmawiać o świeżym poranku?

Mąż odebrał, a tam o tak wczesnej porze znów odzywa się bełkoczący i w amoku głos – no kurza twarz – sobie pomyślałam. Co to znaczy, że po prawie dziesięciu latach nieutrzymywania kontaktu, ta kobieta sobie coś ubzdurała, a więc trzeba wkroczyć i ją wyprostować, bo mąż sobie tego nie życzy, a nie wie jak postąpić, by się delikatnie mówiąc – odchrzaniła, gdyż nie widzi sensu, aby ona traciła pieniądze dzwoniąc z zagranicy pod wpływem alkoholowego impulsu.

Dzwonię ja, aby uzmysłowić pijanej kobiecie, że sobie nie życzę, aby nagabywała mojego męża telefonami, a rozmowa wyglądała tak: 😀

– Czy to pani xxxx? – Tak – słyszę bełkot i przedstawiam się.

– Dlaczego wydzwaniasz po nocach do mojego męża – pytam stanowczo.

– Ja! – pada odpowiedź. – Chyba się coś ci pomyliło – zaprzecza stanowczo.

– No to jak myślisz, skąd mam twój numer? – zapytałam.

– No nie wiem! – konsternacja i jest zdziwiona.

– Słuchaj, ja jeszcze żyję i nie wysilaj się, ponieważ powtarzam, że sobie nie życzę, abyś budziła nas w nocy!

– Ale XXXXX jest moim przyjacielem – mięknie i przyznaje się, że jednak dzwoniła.

Słyszę, że ma dobrze w czubie o ósmej rano!

– I ty też jesteś moją przyjaciółką – zaczyna mi po latach wyznawać.

– Nie jestem twoją przyjaciółką i zaprzestań, bo powtarzam, że nie życzymy sobie twoich nocnych telefonów – cześć i zakończyłam rozmowę, ale za chwilę pijana kobieta ponownie dzwoni, ale już do mnie.

Nie odebrałam, uważając rozmowę z pijaną kobietą za zakończoną, choć głowy nie dam sobie obciąć, że telefonów już nie będzie i tylko szkoda mi, że po traumatycznych przejściach w swoim życiu, ta kobieta niczego w nim nie zrozumiała, a wciąż brnie po równi pochyłej, ku upadkowi, bo tak to się skończy!

Taka sytuacja!

Wódko, pozwól żyć!

Każdego poranka, niezależnie, czy to było lato, czy zima, wybiegała z domu i szybkim krokiem i wzrokiem utkwionym nie wiadomo gdzie. Była zazwyczaj ubrana w jakieś dresy i na szybko założone pierwsze buty z rozwichrzonym włosem. Widać było, że bardzo się spieszy i od niechcenia odpowiadała na dzień dobry. Miała w nosie te wszystkie mijające ją osoby, które znała i miała gdzieś te ich dzień dobry. Miała jeden obrany kierunek – do sklepu monopolowego tuż za rogiem. Wpadała szybko do sklepu z wyliczoną kwotą i pośpiesznie chowała do torebki pięć piw. To taka poranna dawka. Która pozwalała jej stanąć na nogi, bo przecież piła cały dzień, a więc rano męczył ją kac określany jako gigant. Między jednym, a drugim piwem, do których dolewała wódki, aby kop był większy, niedbale wieszała pranie na przyblokowych sznurkach. Alkohol sprawiał, że stała się bardziej rozmowna i już chętnie odpowiadała na dzień dobry. Jej dzieci zaczęły zaniedbywać naukę i uciekały z domu jak najdalej, znikając nie wiadomo gdzie na kilka godzin. Nie wiedziały dlaczego matka ich pije, bo przecież nie za bardzo je to obchodziło. Mogły i miały okazję też imprezować i nikt nie miał do nich pretensji. Monity ze szkoły sprawiły, że zaczęło do niej docierać, że ma poważny problem i trzeba chyba coś z tym zrobić. Miała w sobie jeszcze sporo wstydu i zdecydowała się na leczenie zamknięte. Udało się i teraz już się jej nie widzi biegnącej do sklepu monopolowego.

Krysia pracowała w wielkiej korporacji. Było w jej pracy wielkie ciśnienie i stres. Szybciej, więcej, dokładniej – tak naciskał szef. Siedziała w pracy codziennie po kilkanaście godzin. Kiedy wracała wieczorem do domu, zahaczała o sklep monopolowy i dla kurażu kupowała butelkę, dobrego wina, którą wypijała przed telewizorem, w samotności. Nie miała czasu nikogo poznać, bo praca była dla niej bardzo ważna. Miała ambicję na awans i lepsze pieniądze.

Kiedy w końcu dostała ten upragniony awans, pojechała do rodziców, aby się nim pochwalić. Rodzice otworzyli butelkę szampana i zasiedli do uroczystego obiadu. Cieszyli się wznosili toast za ich uzdolnioną córkę – za sukces. Nagle Krysia źle się poczuła i zemdlała. Karetka przyjechała i zabrała ją do szpitala. Rodzice zaniepokojeni w rozmowie z lekarzem, dowiedzieli się, że Krysia ma w organizmie 1,6 promila alkoholu. Zdziwili się, bo jakże to taki wynik po jednej lampce szampana?

Nie wiedzieli, że ich Krysia ma poważny problem z alkoholem, bo przecież ich córka nie wygląda na alkoholiczkę. Po długiej z nią rozmowie, szczerej do bólu, Krysia przyznała się, że alkohol pomaga jej przetrwać i w ten sposób radzi sobie ze stresem.

Dlaczego o tym piszę? Bo alkohol rządzi światem i jest tak dostępny, jak kupienie paczki zapałek. Na każdym kroku są sklepy tylko z alkoholem, albo alkohol jest dodatkiem do innych zakupów.

Lekarze, prawnicy, wysoko postawieni, sędziowie, prokuratorzy, a także ci szarzy ludzie wpadają w szpony tego jakże dostępnego trunku. Jakże często alkohol staje się produktem pierwszej potrzeby, bez którego nie da się żyć.

Przeczytałam dzisiaj opowieść Pani Barbary Falandysz, żony Leszka Falandysza, który był doradcą w gabinecie Prezydenta Lecha Wałęsy i wykładowcą na Uniwersytecie. Pani Barbara opisała swoją wielką walkę z mężem alkoholikiem. Tak, Falandysz był alkoholikiem i bardzo często wstawał i upadał na samo dno. Pani Barbara napisała znamienne słowa, że alkoholik nigdy się nie podniesie dla ukochanej żony. Alkoholik musi zrozumieć, że ma poważny problem i jeśli podejmuje próbę walki z uzależnieniem, to musi zrobić to najpierw dla siebie. Innej drogi nie ma!

Skoro umiem, to wstawiam piosenkę, dość adekwatną do wpisu :