Archiwa tagu: zawód

Wspomnienia i refleksja!

Był rok 1975, kiedy po maturze dostałam pracę w dawnym obozie Oflag II B w Arnswalde i tu wklejam krótką historię jak do tego doszło!

„Organizacja obozu – okres polski.

Obóz powstał w 1939 r. w Choszcznie na bazie koszar niemieckiego 3 batalionu 25 pułku piechoty zmotoryzowanej i 3 dywizjonu 2 pułku artylerii zmotoryzowanej. Infrastrukturę obozu stanowiły cztery dwupiętrowe bloki, sala gimnastyczna, dwa budynki administracyjne, cztery garaże, duży plac apelowy. Teren ten ogrodzono podwójnym płotem kolczastym o wysokości. 2,5 m i szerokości 1,5 m.

Nadano mu nazwę Arnswalde II B co oznaczało; Arnswalde – nazwa miejscowości, w której usytuowano obóz – Choszczno, II – numer okręgu wojskowego w tym przypadku Szczecin (PomorzeMeklemburgia), B – kolejność obozu w okręgu – drugi. Pierwszy transport liczący 2254 osób (1618 oficerów i 636 szeregowych) przybył do obozu 6 listopada 1939 roku z Dulagu w Stargardzie. Jeńcy wywodzili się z Armii „Kraków”SGO „Polesie” i z obrońców wybrzeża21 listopada przywieziono kilkuset rannych jeńców ze szpitali polowych. Następny większy transport (1067 jeńców) przybył 7 grudnia 1939 r. także ze Stargardu”.

Poniższe zdjęcia pokazują jak to w tamtych, smutnych czasach działało.

Po skończonej szkole o profilu ekonomicznym nie miałam szans w tej mojej pipidówce dostać pracy zgodnie z wyuczonym zawodem.

Na szczęście dostałam umowę o pracę w Jednostce Wojskowej i zostałam przyjęta do pracy w Garnizonowym Węźle Łączności, która polegała na łączeniu rozmów telefonicznych, ale także na pisaniu depesz do innych, odległych jednostek łącznie z Bydgoszczą!

Praca była na zmiany, a więc trzeba było pracować na zmianę ranną, drugi dzień na popołudniową i następny dzień na nocną, a potem miałam dwa i pół dnia wolnego.

Praca była ciekawa i spokojna, ale kiedy na świecie pojawiły się moje Dzieci, to przeniosłam się do drugiej pracy w innej jednostce jak księgowa – czyli zgodnie z zawodem.

Nie było jeszcze komputerów, a więc trzeba było  wszystko robić ręcznie.

Wypisywałam kartoteki na poszczególny asortyment  w ilości 3 tysięcy sztuk potrzebnych  do księgowania i rozliczenia – pamiętam, że były w kolorze różowym.

Potem pokusiłam się na większe pieniądze i przyjęto mnie do Żandarmerii Wojskowej i Kontrwywiadu i tam zderzyłam się z mobbingiem stosowanym przez wiecznie pijanych oficerów.

Zestresowani pili od rana do wieczora, bo przecież praca była stresująca, ale także taka była dla mnie i mojego współpracownika w kancelarii.

Kazano mi przepisywać książkę kucharską na maszynie, a przepisy dotyczyły np. jak oporządzić niedźwiedzia i jak przyrządzić z niego pieczeń.

Oni wszyscy zabijali zwierzynę!

Zapamiętałam z tego wszystkiego to, że do każdej potrawy z dziczyzny należ dodać skórkę ze startej cytryny!

Mój współpracownik zmarł na zawał serca w wieku 33 lat, a ja po trzech latach koszmaru się zwolniłam, bo ta praca mnie nie rozwijała, a tylko stresowała i opuściłam pijanych facetów w mundurach z gwiazdkami.

W tym miejscu przepracowałam 15 lat i kiedy tak biegałam między robotą, a domem, to nie zastanawiałam się nad tym, że pracowałam w historycznym miejscu zbudowanym na ludzkiej krzywdzie.

Te koszary stoją do dziś, choć wojska polskiego tam już nie ma, ale są chronione przez cywilne służby, a kiedyś by wejść na teren tych jednostek trzeba było mieć przepustkę specjalną.

Moje miasto miało w tamtych czasach profity z tego, że mieliśmy swoje koszary, bo ludzie znajdowali tam zatrudnienie i byliśmy miastem rodzin wojskowych!

Biegałam do tej jednostki codziennie po 2 kilometry w jedną stronę z Dziećmi, które prowadzałam do przedszkola i naprawdę nie miałam czasu zastanowić się nad historią tego miejsca, a teraz mam czas.

Potem pracowałam blisko mojego miejsca zamieszkania, bo tylko 10 minut drogi w Urzędzie Miejskim.

I tu dopadł mnie mobbing ze strony naczelniczki, która wciąż stawiała mnie do „pionu”, a sama okradła urząd na wielką sumę – fałszując faktury!

Zawsze wychodziłam z twarzą, bo do swojej roboty się przykładałam, ale nie miałam po prostu szczęścia do uczciwych ludzi!

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją, ludzie spacerują i na zewnątrz

Obraz może zawierać: na zewnątrz

Obraz może zawierać: na zewnątrz

Obraz może zawierać: na zewnątrz

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: niebo i na zewnątrz

 

Reklama

Alkohol nie rozróżnia wykształcenia!

W małych miasteczkach też ludzie przeżywają swoje, jakże wielkie dramaty. Małe miasteczka tylko z pozoru są spokojne i toczy się w nich leniwe życie, ale to tylko pozory, a więc do rzeczy  i od początku.

Jakieś 30 lat temu do małego miasteczka, równolegle przybyły dwa młode małżeństwa lekarzy. Jedno małżeństwo to pulmonolodzy od ratowania ludzkich płuc, a drugie to – on lekarz ginekolog, a ona lekarz pediatra.

Oczywiście, że fama szybko się rozniosła, że szpital dorobił się nowych lekarzy, lepiej z pewnością wykształconych, prosto po studiach. Nie dało się nie zauważyć w małym miasteczku nowych twarzy i każdy był ciekawy tej nowości i szeptano, że są tacy ładni, bo kiedy małżeństwo pulmonologów przechadzało się ulicą główną, to wszyscy patrzyli, że on jest tak strasznie przystojnym mężczyzną, a ona wysoką i ładną blondynką. Bardzo do siebie pasowali.

Lekarz ginekolog też niczego sobie, a obok zawsze pod rękę szła jego młoda żona i widać było, że są w sobie bardzo zakochani.

Kiedy moje dzieci były małe i potrzebowały lekarskiej pomocy, to często bywałam z nimi u pani pediatry, która wydawała się silną i stanowczą kobietą. Kiedy potrzebowałam pomocy ginekologa zetknęłam się z nowym lekarzem, ale muszę po latach się przyznać, że nie za bardzo przypadł mi do gustu, bo czułam, że za bardzo ma rozbiegane oczy, niczym Renata Beger,  co oczywiście mnie krępowało. Niby miły, niby solidny, ale coś mi w nim nie pasowało i dlatego w późniejszych czasach omijałam go szerokim łukiem i teraz mogę stwierdzić, że intuicja mnie nie zawiodła.

Po mieście rozeszła się plotka, że nad małżeństwem pulmonologów zawisła zdrada, ponieważ pan mąż został przyłapany na owej zdradzie w szpitalnej piwnicy z inną cycatą lekarką. Mogła się ona mu spodobać, bo była całkiem seksi i zupełnie różniła się od żony pulmonologa. Miasto widziało załamaną panią doktor, gdyż przemykała niczym cień ulicami miasta i widać było, że cierpi. Mieli jedno dziecko, ale z czasem się pogodzili i miasto ucichło, bo nikt już więcej nie usłyszał, że pan mąż ponownie dopuścił się zdrady.

Inaczej życie wiodło małżeństwo ginekologa i pani pediatry. Rodziły im się dzieci i zdaje się, że dorobili się czwórki, ale pani pediatra świetnie łączyła macierzyństwo z pracą lekarza. Zawsze była w pracy na czas i uważano ją naprawdę za dobrego lekarza.

Podobno ją zdradzał, ale ona robiła tak, aby ucinać wszelkie plotki i zawsze idąc razem prowadzili się pod rękę i nie było na jej twarzy śladu jakiejkolwiek troski.

Podobno ją zdradzał i kiedy w wypadku samochodowym stracili jedno ze swoich dzieci, to zaczął dodatkowo zapijać rozterkę alkoholem. W szpitalu szeptano, że nie raz na dyżurze był pod wpływem, ale maskowano skutecznie fakt, że lekarz lubił się napić.

Mijały lata, a środowisko lekarskie wciąż kryło lekarza alkoholika, ale kiedy podobno przez zaniedbanie tego lekarza jedna z matek straciła dziecko, wkroczyła komisja i lekarza zwolniono ze szpitala nie zakazując mu prywatnej praktyki.

Jednak lekarz nie wywnioskował z tego nic i przyjmował pacjentki w prywatnym gabinecie i pewnego razu jedna z jego pacjentek zgłosiła na policję, że dopuścił się wobec niej próby gwałtu.

Sąd i takie tam i skierowano lekarza na przymusowe leczenie dla alkoholików, aż nagle poszła plotka i przecieki w mieście, że ten lekarz powiesił się w tym ośrodku, ale ile jest w tym prawdy to nie wiem. Wiem jedno, że alkohol niszczy ludzkie życie i niszczy rodziny bez względu na wykonywany zawód.

Ja wiem jedno, a nawet jestem pewna, że jego żona znów podniesie się z kolejnej traumy i jako lekarz po sześćdziesiątce powróci do pracy, bo to jest lekarz, który kocha swoją pracę od zawsze i wbrew wszystkiemu wyjdzie z twarzą do ludzi. Takich lekarzy szanuję i stwierdzam, że alkohol jest najgorszym wrogiem człowieka, lekarza, sędziego, piekarza, strażaka, policjanta, wielu kobiet i wszystkich innych zawodów świata. Trzeba osiągnąć dno, by się od niego odbić, ale nie wszystkim się to udaje. 

Rządowe obiecanki cacanki – nie ze mną te numery już

Witam 🙂

No dobra, stało się. Dziś, tj. w dniu „blue monday” czyli najbardziej depresyjnym dniu w roku wg. jakiegoś tam naukowca – postanowiłam, że nie idę na zbliżające się wybory i zdania nie zmienię, dopóki coś w tym naszym kraju nie drgnie na lepsze. Mam nadzieję, że kiedy nasz Premier wróci wypoczęty z tych Dolomitów, to weźmie się uczciwie do roboty i zacznie zauważać, że coś tu jest nie teges. Odpalam rano poranne wiadomości i słyszę, że nic nie słyszę, że już żadnemu ministrowi w rządzie Premiera na niczym nie zależy. Dzieją się takie cuda, że są tylko cudami, a nie konkretami. Należy wiele zmienić i usprawnić, aby wreszcie zapanowała normalność i każdy na wysokim stołku odpowiadał całym sobą za wykonywaną robotę, ale powinna to być robota rzetelna, a nie po łebkach, bo w końcu podatnicy utrzymują ten cały chwiejący się cyrk, tfu – system. Premier chyba nam się w zastraszającym tempie starzeje, bo w jego wypowiedziach coraz częściej słyszę między dukającymi zdaniami takie eee i yyy, a tego ja nie lubię, gdyż wytrawny polityk powinien mieć wymowę gładką i płynną, a takie jąkanie odbiera mu wiarygodność i zakrawa na kłamstwa. Myślę, że na tych wywczasach nałykał się świeżego powietrza i dotlenił mózg, bo powietrze w kraju mu nie służy. Nie sztuką jest wymienić jednego ministra na drugiego, bo to są koszty, nasze koszty, a sztuką jest pogonić to tałatajstwo do roboty. Coraz więcej jest w rządzie Premiera kobiet i sobie myślę, że być może jest to doskonały ruch, albo ocieplenie wizerunku w blasku Elżbiety Bieńkowskiej, która stanowi realne zagrożenie dla naszego starzejącego się Premiera. Może kobieta jak to kobieta zrobi porządek w tym zaniedbanym gospodarstwie, bo mężczyźni stanęli w rozkroku i z kopyta ani rusz.

Weźmy np. takiego Ministra Arłukowicza. Przystojny z niego mężczyzna, ale jakoś jaj mu brakuje. Pojawia się tylko wówczas, kiedy dzieje się źle w państwie duńskim i jakoś nie ma charyzmy, aby choć w części uzdrowić naszą, kulawą służbę zdrowia. Jakoś też duka, kręci i zwala winę na wszystkich innych, przekonując, że jest ciężko zapracowany. Umierają dzieci w szpitalach, nawala system ludzki, panuje znieczulica wśród braci lekarzy i każdy, każdemu rączki myje. Czekam na wiadomości i wyjaśnienie zaniechania w szpitalu we Włocławku i mam nadzieję, że kiedy była zaplanowana cesarka tej biednej kobiety, tracącej dwoje dzieci, to mniemam, że w tym czasie nie odbywały się imieniny jakieś, albo inna balanga u pani doktor, czy doktora i stąd to oderwanie od rzeczywistości.

A co robią inni Ministrowie, bo jakoś o innych cisza i jakby ich wcale nie było. Pracują, czy tylko brylują w mediach i na korytarzach sejmowych piękni i pachnący, mający odpowiedź na każdy temat.

Nie zagłosuję też na opozycję, bo bym musiała z drabiny na łeb spaść i coś musiało mi się w szarych komórkach poprzestawiać. Wciąż się dziwię kto głosuje na partię oszołomów na czele z Hofmanem, Giżyńskim, Pawłowicz i wreszcie Macierewiczem. Szkoda mojej klawiatury na partię od Smoleńska i O. Rydzyka – kończę na ten temat, bo Prezes za bardzo by się cieszył, że poświęcam mu swój czas.

Nie obchodzi mnie zupełnie, w którym burdelo bum bum obcował z prostytutką, czy też w klubie goł-goł niejaki Ziobro, albo Hofman. Niech się tym zajmą ich żony. Mnie tam zwisa i powiewa z kim owi panowie się zabawiają, bo mnie, jako podatniczkę konkrety obchodzą, a nie długość przyrodzenia tego i owego. Do roboty drodzy panowie, albo do Brukseli, która płaci niezłą kasę. W Brukseli też są kluby uciechy dla panów, a więc tam zabawa, a tu robota.

Mój mąż ma pod sobą wielu ludzi i od kilku lat nie ma urlopu, bo zależy mu na pracy i na ludziach. Dba o to, by w województwie zagrożonym wielkim bezrobociem, ludzie mogli pracować i w miarę godnie żyć. Daje im pracę i dba o to, aby w firmie był porządek, zgodny w przepisami i regulaminem. Wymaga, ale i dba o wszystkich i każdego z osobna. Jeśli się podjęło jakieś obowiązki, to należy się z nich wywiązywać i na dole i na górze.

Od dziś będę wspierała tylko tych, którzy robią coś dobrego dla innych, tak jak wspieram Orkiestrę Owsiaka. Jeśli będę widziała słuszność i transparentność jakieś organizacji, czy też fundacji – będę za i od dziś nie obchodzą mnie żadne przedwyborcze obiecanki cacanki i już nie ze mną te numery panie Bruner, tfu, Panie Premierze!