Archiwa tagu: znajomość

Bosze, jakie to smutne, a więc Himalaje obłudy – kij w mrowisko!

Nie miałam dzisiaj tematu na bloga i trochę już zaczęłam się martwić, ale mówię do siebie w myślach, że spoko Ela – temat wcześniej, czy później zastuka. Jak znam życie i je obserwuję, to nagle następuje jeden impuls i już temat  jest. 🙂

Na forum Seniora na wielu wątkach spotykają się codziennie, od rana, do wieczora Seniorki, które wymieniają ze sobą wiele uprzejmości. Pamiętają o swoich imieninach, urodzinach, a także piszą o tym, co robią w danym dniu. Piszą jak się czują, że muszą iść do lekarza, bo coś tam już szwankuje, a także, co na obiad gotują, albo piją wirtualną kawę od rana, a wieczorem kieliszeczek na dobry sen.

Piszą ze sobą, kwiaty wklejają i wiele mądrych sentencji i aforyzmów i jest fajnie i jest spoko, bo miło się czyta, że Seniorki tak się pięknie integrują wirtualnie. Wspierają się w gorszych dniach, w dołkach psychicznych i potrafią cieszyć się szczęściem drugiej.

Czytam te wątki i podziwiam, że świat wirtualny zbliża kobiety do siebie i bez cienia zazdrości kibicuję, aby te ich przyjaźnie wirtualne trwały i trwały. Kibicuję samotnym, które w sieci znalazły zrozumienie i przez to nie czują się już takie osamotnione, bo w każdej chwili można stuknąć w klawiaturę, pożalić się i prawie natychmiast zjawia się grupa wsparcia i pocieszenie.

Swój wątek Panie nazwały „Szeptuszki” i tak od rana do wieczora Panie sobie szepczą do uszka i przychodzi czas, że skrzykują się na spotkanie w realu. Najpierw planują miejsce spotkania, aby każda mogła dojechać na czas. Potem zamawiają jakiś nocleg, bo spotkanie ma być dłuższe niż jeden dzień. Przygotowują elegancką garderobę i pakują się, nie zapominając oczywiście o aparacie fotograficznym, aby uwiecznić w kadrze swoje spotkanie, a także zwiedzanie miasta. Przecież się lubią. Przecież się doskonale znają z wątku, a więc stanowią silną grupę lubiących się starszych Pań i takie spotkanie jest odskocznią od dość szarego i monotonnego  życia. Piszą ze sobą parę lat, a więc znają się jak „łyse konie” i jedna za drugą da sobie uciąć nie tylko palec, ale całą rękę. 

Dochodzi do spotkania i radości nie ma końca. Wędrują po pięknym mieście, idą do restauracji coś zjeść, potem wypiją smaczną kawę i zjedzą deser i nagadać się nie mogą, bo przecież na wątku nie o wszystkim wypada napisać, a więc jest okazja, aby wymienić się doświadczeniem życiowym i poznać się jeszcze lepiej i oczywiście – polubić się jeszcze bardziej. 

Po powrocie na wątku pojawiają się zdjęcia, bo forum powinno się dowiedzieć, jak wspaniale sobie owe Panie umiliły koniec lata, dając innym do zrozumienia, że warto przenosić znajomości wirtualne – do świata realnego i niech inni zazdroszczą – a co!

Mija miesiąc od spotkania i czuje się jakieś napięcie na wątku. Wizyt coraz mniej, wpisów coraz mniej, jakieś aluzje i niedopowiedzenia. Któraś się obraziła, inna nic nie rozumie, a jeszcze inna udaje, że nie wie, o co chodzi, a więc pomału wątek umiera i spada powoli do archiwum niemalże! 

Dobremu obserwatorowi od razu zapala się czerwona lampka, że Panie się pożarły na tym wyjeździe, a privy się grzeją. 😀 Nagle się zauważa, że Panie przestały się lubić i pokłóciły się jak małolaty w gimnazjum, ale dlaczego się już nie lubią? Tylko one wiedzą przecież.

Panie się dzielą na dwie frakcje i po pewnym czasie powstaje alternatywny wątek, o nazwie, że ma być wesoło i miło i piszmy o wszystkim. Powstał odłam i nie wiadomo, czy Panie się podzieliły na te chude i tylko chude, bo grubsze nie mieszczą się w karze? Może to kolor włosów je podzielił, a może oczu? No właśnie, co podzieliło te Panie, że się nagle przestały lubić, choć kilka lat się lubiły? Już nie ma dzikich plaż…. jakie to smutne!

Wniosek z tego taki, że osobiście nie wierzę w wirtualne deklaracje i takie wirtualne sobie słodzenie i picie z dzióbków, bo real właśnie to zweryfikował. Ble, ble, ble – bądź sobą w wirtualu, myśl, wyciągaj wnioski, bądź szczera i nie daj się złapać na czułe słówka, bo te Panie już się nie lubią: 😀 A ja? Ja staram się wciąż wierzyć w człowieka i jego szczerość, bo byłoby mi trudno w sieci funkcjonować. 🙂

Dobrego popołudnia. 🙂

 

Zastępował jej kiedyś Ojca

Na przełomie lat 60 i 70, kiedy musiała z Mamą uciekać z domu do domu poznanej rodziny na innej ulicy, bo w domu było piekło, pojawił się w jej życiu on. Mąż młodej żony z jednym dzieckiem, wysoki, postawny i przystojny. Prawie każdą niedzielę tam spędzali, a bywały też dni w tygodniu, kiedy to trzeba było zwiewać z domu, aby zachować swoje życie.

Trwało to kilka lat i nawet przyzwyczaiła się do tego obcego domu, gdzie bardzo często odrabiała lekcje, gdyż w domu nie miała warunków, a uczyć się lubiła i mogła się schronić przed razami.

On zastępował jej ojca, choć wcale o tym nie wiedział, gdyż to była tylko jej tajemnica, z której się nikomu nie spowiadała. Podziwiała go za zaradność, bo był taką złotą rączką, a także za wielkie poczucie humoru. W tamtych czasach, kiedy nie stać było rodziny na zakup nowych mebli, czy na wynajęcie ekipy remontowej, dla niego nie stanowiło problemu, aby samemu sobie poradzić i tak powstawały oryginalne szafki i regały i za to go podziwiała.

Jego żona, młoda kobieta, zgrabna blondynka, także pracowała i robiła wszystko, aby żyło się im w miarę dostatnio. Podobało się jej to małżeństwo, które przygarnęło pod swój dach jej rodzinę i zaprzyjaźniło się z jej Mamą. Lubiła patrzeć na to małżeństwo i widać było, że się kochają.

Minęło trochę czasu i oni się wyprowadzili z tego jej miasta, ale przyjaźń z jej Mamą trwała cały czas. Dochodziły ją słuchy, że żona jego urodziła następne dziecko i za trochę następne , a więc  mieli trzy córki.

Żona jego po tych porodach bardzo się roztyła i w związku z tym, nie była w stanie robić wszystkiego, ale to jemu nie przeszkadzało, bo swoją zaradnością życiową sprawiał, że nie brakowało w domu niczego, a dzieci były zadbane i zdrowo rosły.

Kiedy ona miała kłopoty małżeńskie, on jakoś przyjechał do jej miasta i dowiedział się, że ona jest w rozpaczy i postanowił ją pocieszyć. Oczywiście wpuściła go do domu po starej, dobrej znajomości, bo myślała, że się o nią normalnie  martwi. Jednak za chwilę przekonała się, że pocieszenie miało odbyć się w łóżku i jak ochoczo wpuściła go do domu, tak czym prędzej kazała się wynosić i tak pękła mydlana bańka o tym, który zastępował jej kiedyś ojca.

Minęło trochę czasu i jej Mama otrzymała depeszę, że żona jego nie żyje i umarła zaraz kiedy ich córka zaczadziła się w łazience i jej nie odratowano. Żona jego nie chciała po tym żyć , bo zaprzestała wszelkiego leczenia – chciała odejść i nic nie było w stanie jej na tym świecie już zatrzymać. Wiedziała, że on ją zdradza. Wiedziała o tym od paru lat i odejście córki sprawiło, że się kompletnie rozsypała.

On zaraz ożenił się z koleżanką jego żony, wdową i żyli ze sobą parę ładnych lat, ale i ta kobieta odeszła od niego, gdyż rak ją pokonał.

Spotkali się w tamtym roku na pewnym weselu i jakoś inaczej na niego spojrzała, z niechęcią po tamtej propozycji i choć tłumiła ową niechęć, to do końca się jej nie udało. Kilka zdawkowych pytań i odpowiedzi i nie mieli sobie już nic do powiedzenia. Na tym weselu kleił się do każdej, młodszej od niego kobiety i w końcu z jakąś wyjechał z tego wesela i prawdopodobnie są razem, ale jej już kompletnie nie obchodzi los tego, który kiedyś zastępował jej tatę. 

Moje znajomości udane i mniej udane, a czasami tragiczne

Kochani, czy macie czasami tak, że położycie się do łóżka w celu odpoczynku po dniu bardziej lub mniej intensywnym i za Chiny Ludowe nie możecie zasnąć, bo w Waszych głowach kłębią się myśli od sasa do lasa? Ja czasami tak mam, że chcę koniecznie się już wyciszyć, a te wariackie myśli podsumowujące moje byłe życie, zaplątują mój mózg jak ośmiornica, wydalająca swój, podobno niebieski atrament. Nie da się przewracać z boku na bok. Nie da się liczyć barany, bo ten atrament jest zbyt intensywny i wówczas jedynym sposobem, jest wstać po cichu, by nie obudzić chrapiącego partnera. Cóż takiego mi się kotłowało?  Temat przyjaźni w moim życiu. Tak leżałam i analizowałam, że chyba jestem nie teges, bo nigdy w życiu nie spotkała mnie żadna przyjaźń. Naprawdę nie spotkało mnie to wielkie uczucie, o którym jest tak wiele cytatów i aforyzmów, wielkich ludzi, wielkich umysłów, a nie takie pikuś jak ja. Nie zdarzyły mi się w moim życiu przyjaźnie, a może ja tego nie dostrzegłam. Podczas swojej zawodowej pracy miałam dwie znajome, siedziałyśmy w jednym pokoju, w księgowości. Wiadomo, że przez 8 godzin takiego siedzenia i pracy przy wspólnej kawie, wymieniałyśmy masę informacji o sobie. Znałyśmy się jak łyse konie, ale zewu przyjaźni nie poczułam. Ot, zwykłe babskie rozmówki. Potem był następny zakład pracy i ponownie, duże biuro, piętra, wymiana dokumentów, ale nie wydarzyło się nic szczególnego, takie służbowe rozmówki. Tak się wciąż zastanawiam, że była we mnie i jest, wielka ostrożność, co sprawiło, że nie potrafiłam się jakoś zaangażować, np. na wyjazdach służbowych. Niby byłam, a jednak gdzieś z boku. Miałam w swoim życiorysie szpitale i chyba tam najbardziej zbliżyłam się do Wandy, która była starą panną, nie mającą szczęścia u płci przeciwnej i z nią spędziłam wiele godzin na rozmowach. Niesłychanie inteligenta i wyważona kobieta, bojąca się związków. Strasznie miło ją wspominam i szkoda, że rozdzieliły nas kilometry. Często o niej myślę, bo dała mi mimo wszystko straszny spokój i pocieszała bezinteresownie. 

Druga, znajoma ze szpitala – Madzia,  która chorowała na raka kości, młodsza o wiele lat, której nie tolerowała jej matka, zmęczona jej chorobą. Madzia przykleiła się do  mnie, jak do matki. Trochę mnie dziwiło, jak rodzona matka może odrzucić własne dziecko i w szpitalu starałam się dać jej ciepło i były rozmowy, wiele rozmów. Rozdzieliła nas jej choroba i ponownie kilometry. Nie wiem, czy Madzia żyje, nie mam kontaktu.

Omijając szpitale, poznałam swego czasu jeszcze jedną Wandę i połączyły nas strasznie podobne historie małżeńskie. Wspierałyśmy się przez jakiś czas, a kiedy jej mąż, szubrawiec, zginął w wypadku samochodowym, Wanda  wyjechała w poszukiwaniu miłości do Ameryki i tam wyszła za mąż i jest szczęśliwa. Mam jej zdjęcie z tego amerykańskiego ślubu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje życiowe znajomości z kobietami.

Sumując to wszystko, to chyba miałam w życiu  więcej wartościowszych znajomości z facetami, bo jako dziecko lepiej się dogadywałam z rówieśnikami płci męskiej, ale ja nie wiem dlaczego? Może dlatego, że są mniej tkliwi i stawiali mnie do pionu? Pomyślę nad tym 🙂

Mam jeszcze doświadczenie  w zawieraniu znajomości w necie, no to teraz będzie dramat. Posłuchajcie i nie zwierzajcie się nikomu w sieci, gdyż możecie trafić na hieny, rządne sensacji. Niejaka B z Hiszpanii, rodowita ponoć Polka, zwabiła  mnie na rozmowy na gg – pamiętacie ten komunikator? Pisałyśmy długo, o wszystkim. Zwierzałam się jej, bo akurat byłam w niezłym dole. Pocieszała, proponowała pomoc, kasę na rozwód, a potem coś się jej odwidziało i na wątkach przystawiała mi lufę do mojej skołowanej głowy, bo to taka  się okazała.

Druga aparatka, chora na serce,chyba jeszcze dycha, bo była ledwie dysząca, po operacji, wzbudziła we mnie współczucie o nicku An, i po drodze naszych rozmów zdobyła cichaczem o mnie intymnie wiadomości – ot głupia ja, pisałam o depresji, o swoim małżeństwie, a potem ten potwór, wyjawił wszystko publicznie, ośmieszając mnie, dodając niestworzone sprawy i wiecie co – mam gdzieś, w czterech literach takie znajomości i zwierzenia. Wolę być sama i tylko moja rodzina nigdy mnie nie zdradzi i nie ośmieszy 🙂 Jestem wciąż otwarta na przyjaźń, niczego nie skreślam, może przyjdzie jeszcze i zdąży 🙂

 

Ps. Pisałam kilka miesięcy z pewną Alą, bratnią duszą. Było wiele listów między nami, zwierzeń, ale też się dzisiaj skończyło i wypaliło, a więc chyba ze mną jest coś nie teges? Żałuję bardzo, ale wszystko kiedyś się kończy. Mam jeszcze Marylkę, moją blogową znajomą, o pięknym wnętrzu, wspaniałe pióro, wielka wyobraźnia i czas pokaże co z tego wyniknie. Ostrożna jestem, boję się zaangażować, a może już nie potrafię. Uśmiecham się mimo wszystko i wcale nie przez łzy.