Archiwa tagu: Mąż

Co oni z Polską zrobili?

W Polsce po raz wtóry zbierane są podpisy w sprawie refundacji in-vitro, które zostało rodzinom zabrane w 2016 roku, kiedy tylko te diabły dorwały się do władzy.

Wiele małżeństw nie może mieć dzieci z różnych powodów i jest to trend na całym świecie.

Powody mogą być cywilizacyjne, czyli stres, pośpiech, a także jedzenie jakie teraz spożywamy.

Dlaczego tak się dzieje, tego nie wiedzą nawet do końca lekarze i naukowcy.

Te diabły z PiS-u po objęciu władzy natychmiast wzięli się za rozrodczość w Polsce, oferując leczenie na zasadzie ziółek i zaklęć, które jest nieskuteczne, a nazywa się, to naprotechnologia i zawodzi kompletnie.

Cały cywilizowany świat stosuje in-vitro i w ten sposób pary doczekują się upragnionego potomstwa, ale nie w tym kołtuńskim kraju.

In-vitro jest efektem długich badań i jeśli istnieje taka metoda, to nikt nie ma prawa do tego, by brać małżeństwa w szach i im tego bronić.

Metoda ta jest droga i nie zawsze po pierwszym zabiegu kobieta zachodzi w ciążę, a więc ma prawo do tego, aby otrzymać pomoc od państwa, któremu powinno zależeć na zwiększeniu demografii.

In-vitro prowadzi do spełnienia marzeń wielu kobiet, a często trzeba wziąć po prostu kredyt, by to dziecko pojawiło się na świecie i w życiu stęsknionej kobiety i jej męża.

W tym kraju kobiety i mężczyźni będący małżeństwem są traktowani jako zbędne elementy i nikt w tym nierządzie im nie współczuje z powodu osobistego dramatu.

Wszystko opiera się na tym, że zamrożone zarodki, to są ludzie i nie mają prawa być zamrażane.

Naprawdę nie wiem o co chodzi tym draniom, bo wielu z nich nie powinno się nigdy urodzić skoro na czole dziecka spłodzonego tą metodą widzą bruzdę na czole jako naznaczone!

Sądzę, że dopóki te kołtuny będą u władzy zbiórka podpisów o refundację nie przyniesie przełomu i jest to daremny trud!

Aż tu nagle Polskę obiegła wiadomość, że kobieta rodzi piątkę dzieci metodą cesarskiego cięcia.

Dzieci są wcześniakami, ale nauka i opieka ja wierzę, że te dzieci uratuje, bo wiedza, oraz doświadczenie lekarzy otoczy je należytą opieką.

Kiedy usłyszałam, że to małżeństwo ma w domu już siódemkę dzieci, to mnie zmroziło, gdyż taki poród zdarza się raz na 52 milionów urodzeń.

Inna sprawa, że są na tym świecie kobiety, które rodzą się po prostu by być matkami i nie przeraża je ile tych dzieci rodzą, a więc nie zamykają kluczyka.

Na szczęście rodzina ta nie jest patologią, ale i tak sobie nie wyobrażam wychowywanie takiego plutonu!

Dziś wyłączyłam się na trochę z polityki, ale z wieczornych wiadomości dowiedziałam się, że znowu dziś coś ukradli i nawet z tym się już nie kryją.

I jeszcze o tym biednym panu Sebastianie Kościelniku, którego aparat państwa dręczy go od 6 lat, bo to limuzyna rządowa walnęła w jego samochód, a panu Sebastianowi zniszczono kawał życia.

Musimy tych bandytów odsunąć od władzy, bo ich bezczelność przyprawia mnie o mdłości, kiedy widzę jak matka byłego księdza Szydło kłamie, choć mieni się katoliczką!

Tfu!

Moja najstarsza pojechała do Karpacza z Mężem celebrując Walentynki!

Smutek!

Powyższy cytat jest bardzo wymowny, gdyż wielu z nas i ja także, często czuję się smutna na to wszystko, co się w Polsce dzieje od zaraz 8 lat.

Właściwie smutek dopada mnie każdego dnia, kiedy widzę i słyszę, co ten nierząd z Polską zrobił i sprawia, iż jestem taka bezradna i wielu z nas jest bezradnymi.

Okradają nas na miliardy i nikomu z tego powodu nie spadł dotąd włos z głowy!

Wszystko mają w swoich klejących się łapach i dochodzi do tego bieda i ubóstwo, kiedy oni pławią się w luksusach i kąpią w kasie ukradzionej.

Prokuratorzy palcem nie kiwną, by ich rozliczać i karać, bo są wszyscy upolitycznieni.

Przykładem może być Igor Tuleya odsunięty od orzekania przez 2 lata.

Smuci mnie , że mam dopiero jakieś wyjście przy urnie, oddając swój glos, ale martwię się, że mój głos zostanie sfałszowany i wszystko pójdzie na nic!

Zostanę z ręką w nocniku ze świadomością, że przegrałam i zostałam zgnojona, bo w tym kraju demokracji już nie ma.

Jak nie mam być smutna, kiedy taki Piotr Müller – rzecznik PiS mówi mi, że kto wie, czy w Polsce nie będzie wojny – rozumiecie?

Jeśli coś wiedzą, to niech to jasno nam powiedzą, a nie konfabulują dranie!

Pamiętacie jak Brudziński z Kaczyńskim wykrzyczeli, że „komuniści i złodzieje – cała Polska z Was się śmieje”

I faktycznie świat się śmieje, ale z Brudzińskiego, który za młodu kradł kolegom adidasy, a teraz wychodzi na jaw, jak przymuszał kolegów za stanowiska do wpłacania na jego kampanię wyborczą!

Zebrał prawie pół miliona cwaniaczek i nie on jest jedyny, bo i Szydło i jeszcze parę osób za stanowiska przyjęli kasę na kampanię do PE!

No więc zmierzam do meritum i przyznam się, że ja lepiej znoszę te draństwa, bo zdarzyło się parę razy, że mój M powiedział mi, bym go nie atakowała polityką, bo on ma tego dość.

Przeżywa bardzo Ukrainę i nie może patrzeć na Dudę i resztę tej bandy.

Prosi mnie o wstrzymanie w informacjach, a wiesz, że…

Idzie do pokoju, w którym też jest telewizor i ogląda swoje „kosmosy”, a u mnie zamyka drzwi, by mieć totalne oderwanie się od polityki!

Staram się to szanować, ale czasami jęzor mnie świerzbi!

Dwa miesiące temu jego Związek Zawodowy złożony z seniorów, ustalił wyjazd nad morze w celu zwiedzania i odpoczynku!

Mój M wczoraj spakował się, dał buziaka i wyjechał, a mnie pozostawił wybór, czy będę się katowała polityką, czy postaram się o umiar.

Postarałam się, bo zajęłam się sprzątaniem, by też odlecieć od afer, a potem szłam w programy rozrywkowe i oto zaczęłam serial „Biały lotos”

Jaki będzie, to napiszę.

M przysyła zdjęcia naszego Bałtyku i dziś wyglądał złowieszczo.

Zmarzły mu ręce, bo tak było zimno!

Jeśli jest zimno, to i marzną Polacy, którzy nie mają węgla i nie mają za co go kupić!

Między Ziobro i Morawieckim zgrzyta odnośnie KPO!

Ziobro ani kroku wstecz i stwierdzam, że jest to najgorsza kanalia w tym nierządzie!

Cnoty niewieście!

M  wczoraj był w lesie i nazbierał grzyby jakby już ostatnie tej jesieni.

Wiemy, że te grzyby są jadalne, bo nie raz je już jedliśmy, a są to siwki i miodówki – tak my je nazywamy.

Zrobiłam z nich obiad, bo z grzybów wyszedł mi smaczny sos w śmietanie i po prostu ugotowałam ziemniaki i obiad był inny niż zwykle.

W szerokim garnku rozpuściłam dwie łyżki masła i dolałam trochę oleju.

Dwie, duże cebule pokroiłam na piórka i rzuciłam na rozgrzany tłuszcz.

Potem dodałam dwa ząbki czosnku, ziele angielskie i liść laurowy, oraz łyżkę jarzynki i pieprzu sporo.

Kiedy cebula się zeszkliła dodałam przygotowane i umyte grzyby i wszystko podlałam niecałą szklanką bulionu.

Grzyby się objętościowo zmniejszyły po 10 minutach i zredukowałam wodę, a kiedy były miękkie dodałam śmietanę i garść zielonego koperku i cała to filozofia.

Zmieniam temat.

Oto nastała jakąś nowa moda jeśli chodzi o relację w małżeństwie, jakby na styl amerykański z lat 50 – tych, kiedy to kobiety całkowicie oddawały się swojemu mężowi, tak jakby kochały być dla nich służącymi, a nawet niewolnicami.

To zjawisko pojawia się w Polsce i coraz więcej jest takich kobiet, które rezygnują z kariery zawodowej, mimo dobrego wykształcenia.

Widziałam to tej niedzieli w „Mieście Kobiet” na TVN Style i to się nazywa – światowy ruch tradwife 

Marzena urodziła dwoje dzieci i kiedy minął okres urlopu macierzyńskiego postanowiła swojemu mężowi i rodzinie poświęcić się całkowicie.

Jej mąż Rafał ma za zadanie jedynie pracować na rodzinę, a ona w czasie gdy pracuje, oddaje  się wychowaniu dzieci, sprzątanku, praniu, prasowaniu i robieniu zakupów i uwielbia to.

Wstaje rano i robi mężowi śniadanie, a on w tym czasie bierze prysznic.

Po śniadaniu podaje mu świeżą, wyprasowaną koszulę i nawet wyprasowane skarpetki i bokserki.

Zawiązuje mu krawat, czyści marynarkę i tak odprowadza go do drzwi dając całusa, życząc miłego dnia.

Kiedy on wychodzi do pracy, to ona bierze się za siebie, a więc ubiera się i robi delikatny makijaż, a potem zaczyna zajmować się domem.

Okna myje raz na tydzień, a pościel zmienia co dwa dni.

Wszędzie jest wypucowane i dzieci zadbane, oraz kwiaty w domu także.

Mąż nie może się niczego doczepić, bo wszystko zrobione jest perfekcyjnie.

Kiedy Rafał wracał z pracy, to ona zawsze otwierała mu drzwi w szpilkach i bierze od niego aktówkę i pomaga mu się rozebrać z garnituru.

Kiedyś odwiedziła ją koleżanka, która przyszła pożyczyć książkę i zastała dziwną sytuację.

Otóż Rafał leżał na kanapie i poprosił ją o to, by dolała mu wody do herbaty.

Marzena się poderwała, zostawiając koleżankę, która przecierała oczy ze zdziwienia.

Nie wiedziała, że jest u Marzeny taki układ nie mogła tego zrozumieć, że wykształcona kobieta tak biga i robi za służącą. 

Marzena bała się, że jej koleżanka sobie poplotkuje na jej temat i tak też się stało.

Zadzwoniła do niej i uświadomiła ją, że nie ma prawa się wtrącać w jej życie, bo ona jest szczęśliwa w takim układzie i nikt nie ma prawa jej krytykować, bo ona kocha swojego męża i nie przeszkadza jej taki układ, który uwielbia.

W czasach, kiedy kobiety dążą do coraz większego rozwoju, a ich priorytetem jest nauka oraz kariera, dziwią osoby, które decydują się na poświęcenie całego życia rodzinie i wychowywaniu dzieci. Coraz częściej podobne decyzje utożsamiamy z pewnego rodzaju zacofaniem albo przynajmniej dziwactwem.

Trzeba chyba zadać pytanie, co taka kobieta zrobi jeśli nagle zabraknie jej męża, skoro przez całe życie nie zadbała o swoją przyszłość!

pani domu

1 listopad – rodzina!

Wciąż odkładamy wszystko „na potem”

na jutro, na kiedyś, na lepszy czas…

A czas nie biegnie tam i z powrotem,

zrobi na przekór, wbrew nam.

Przeminie; a my jak zawsze zwlekamy:

nie teraz, nie dzisiaj, nie już.

Ciągle myślimy, że czas wciąż mamy

a on nie czeka, no cóż.

Rozkłada ręce, po cichu odchodzi

byle do przodu, na czas.

I jutro z czasem też nie nadchodzi…

I nie ma kolejnych szans…

~Elżbieta Bancerz

Dziś w taki dzień – w Święto Zmarłych my rodzice zostaliśmy zaproszeni na obiad przez naszą Córkę.

Obiad był przepyszny, a zawsze furorę robi fasolka szparagowa zawekowana latem, a podana z bułką tartą i masłem.

Potem była kawa i ciasto i wspólne pogaduchy z Wnukami i sama nie wiem, kiedy one tak urosły i stały się prawie nastolatkami.

Było dużo śmiechu z ich opowieści i naprawdę było zabawnie i śmiesznie.

Był to naprawdę fajny czas, a dzieci zawsze wnoszą od siebie radość taką, że po pandemii na nowo je poznaję.

Bardzo mi zależy na tym, aby kiedy staną się dorosłymi wciąż były blisko siebie i kontaktowały się w przyszłości, aby te więzi trwały.

Moja śp. Mama nie zadbało o to nigdy i moje więzi z siostrą rozlazły się 30 lat temu.

Taki sam błąd zrobiła Matka mojego M, który ma brata i oni kontaktują się ze sobą tylko wówczas, kiedy trzeba uzgodnić wspólną opiekę nad nią i to wszystko.

Nie spotykamy się, bo po prostu jest między nami przepaść i nic już tego nie naprawi i jest to strasznie przykre.

Dobijam się do swoich Córek, by pielęgnowały więź między sobą, bo nigdy nie wiadomo, co może się w ich życiu wydarzyć.

Mam nadzieję, że będą się wspierać w każdej radości i ewentualnym nieszczęściu, bo to ważne zwłaszcza na te starsze lata.

Jakże zawsze zazdroszczę rodzinom, które się wspierają i spotykają się ze sobą podczas różnych okazji i składają sobie, tak po ludzku życzenia z różnych okazji!

Jednak wiem, że polskie rodziny często się nienawidzą i nawet przy grobach bliskich się nie spotykają, a jeśli – to z niechęcią raz na rok!

Kiedy stoję nad grobem moich rodziców, to mówię, że oto przyszła ta gorsza córka, którą ojciec bił, a matka nigdy nie powiedziała, że mnie kocha i muszę z tym jakoś żyć.

Nawet nie uwzględniła mnie w testamencie, narażając mnie na długą batalię w sądzie.

Z tego powodu czuję się często osamotniona, bo nie mam rodziców, ale na szczęście mam swoje Dzieci, Męża i Wnuki!

To był bardzo dobry dzień mimo, że smutny!

Żona i kochanka!

Jan i Beata od ponad 20 lat tworzyli bardzo udane małżeństwo.

Niesłychanie do siebie pasowali pod każdym względem.

Ona wysoka, szczupła brunetka, a on wysoki i przystojny mężczyzna, a i w łóżku od lat było im dobrze.

Dorobili się pięknego domu, bo finansowo doskonale im się wiodło i wychowali swoją, jedyną córkę, która była mądrą, studiującą panienką.

Jan miał dobrze, bo żona dbała o dom i ich wzajemne relacje, gdyż kochała swojego męża, a on kochał ją.

Przychodził do domu zadbanego i wszystko w tym domu miał, bo i dobre jedzenie, a także wspólne, spokojne wieczory przy boku Beaty.

Stać ich było na zagraniczne wycieczki i wypady do restauracji, by we dwoje zjeść wykwintną kolację przy świecach – dbali o swój związek.

Jan od jakiegoś czasu zaczął znikać z domu zasłaniając się nawałem obowiązków, albo delegacjami.

Beata w tym czasie nie czuła się najlepiej i chodziła do lekarza, a o tym wiedziała tylko jej przyjaciółka, bo mężowi nic nie mówiła nie chcąc go martwić.

Pewnego dnia Jan przyszedł do domu i oświadczył Beacie, że odchodzi, bo poznał o wiele młodszą kobietę i chce się z nią związać i nalegał na rozwód.

Beata wiedziała, że Jan ma kochankę, bo przypadkowo przeczytała w jego telefonie pikantne smsy.

Jednak nie zdradziła się z tym ani razu i tylko poprosiła męża, by do ślubu ich córki i wesela żyli tak samo jak do tej pory.

Nie robiła Janowi żadnych wyrzutów, ale jeszcze go poprosiła, aby sfinansował kupno mieszkania dla ich córki, a ten się zgodził.

Był zdziwiony, że żona nie robi mu awantur, nie płacze, nie rozpacza i planował sobie przyszłość z kochanką, o której Beta nie powiedziała ich córce.

Szykowali wesele dla córki w restauracji i w tym samym czasie Jan się zorientował, że jego kochanka jest z nim tylko dla pieniędzy.

Znalazł na stole pismo z sądu, że jego nowa kobieta ma potężne długi, a jednocześnie zorientował się, że ona wcale go nie kocha gdyż była dla niego zła i opryskliwa.

Pojawiła się w jego głowie myśl, że tak bardzo by chciał przeprosić Beatę i aby mógł wrócić do domu.

Zdał sobie sprawę z tego, że Beata zawsze była kobietą jego życia i marzy o powrocie do domu i oglądaniu wspólnie filmy z żoną w miękkim dresie wtulając się w nią przy lamce wina.

Zrozumiał, że kochanka to był błąd i fanaberia mężczyzny w kryzysie wieku średniego.

Kiedy po weselu poszedł z Beatą rozliczyć się definitywnie z restauracją Beata nagle zgięła się w pół i zawyła z ogromnego bólu.

Natychmiast zawiózł ją do szpitala, gdzie podjęto od razu operację!

Beata miała tętnika na jelitach, który się rozlał na stole operacyjnym i nie było dla niej żadnego ratunku.

Kiedy lekarz Janowi tę złą nowinę przekazał – ten zawył z rozpaczy i zdał sobie sprawę z tego, że nie zdążył powiedzieć Beacie jak bardzo ją przeprasza i jak bardzo kochał ją przez te lata.

Piszę o tym dlatego, że jakże często ranimy swoich bliskich, a jedna głupia decyzja może sprawić, że do końca życia nie zmażemy z siebie wyrzutów sumienia.

Moje trzy dni!

Zdjęcie latarni w Koszalinie, które zrobił mój M, a chodzi o to, że z grupą emerytów ze związków zawodowych pojechali na dwu dniową wycieczkę.

Ja nie jeżdżę, gdyż jestem domatorką, a druga sprawa, to bardzo źle sypiam w obcych miejscach i cenię sobie wolność.

Byłam samiutka więc, ale miałam wszystko zabezpieczone, że nawet nie musiałam wyjść do sklepu.

Robiłam, co mi się podoba, choć i tak robię co mi się podoba będąc na emeryturze.

Czas sobie zapełniłam i mimo, że tęskniłam, to przeżyłam.

Czekałam dziś na M, bo czułam, że zjawi się w domu około 14/15 i faktycznie tak się stało, ale nie wyglądało, to tak jakby się wydawało, że będę miała M w domu.

Wpadł do domu jak burza i rzucił swoje rzeczy w kąt i oznajmił mi, że musi wracać do Koszalina, a więc ponownie będzie miał do pokonania 140 kilometrów w jedną stronę, a ja zaniemówiłam, że jak to?

Okazało się, że jego kolega w hotelu – w szafce nocnej zostawił swój portfel z zawartością bardzo cenną, bo z pieniędzmi i kartami bankowymi i tak dalej.

Panowie nie noście pieniędzy po kieszeniach, a kupcie sobie męską torebkę!

Szybko zadzwonili na recepcję i miła pani zabezpieczyła ową zgubę.

Takie rzeczy, to zdarzają się chyba tylko mnie, bo nikt inny nie podjął się pomocy, a więc M wrócił do domu w końcu o 19!

M jest taki, że jeśli może, to pomoże, gdyż ma to w geneach.

Czy mi to przeszkadza – nie przeszkadza, bo wiem, że on tym żyje i żyje pracą.

Gdyby mu to odebrać, to było by bardzo źle i ja się do tego jego pędu przyzwyczaiłam od zawsze.

Nie wiem jak to będzie, kiedy zdrowie mu odmówi posłuszeństwa – nie wyobrażam sobie tego, bo to zawsze był pracoholik, a ja staram się nie przeszkadzać.

Na poniższym zdjęciu emeryci mają czas na integrację i na wspomnienia, ale trzeba zaznaczyć, że każdego roku ktoś z nich odchodzi i dlatego tak się razem trzymają.

Już pisałam, że zaczynam się podgrzewać elektrycznym kominkiem, bo niestety nasze Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej nie ma na składzie ani kawałeczka węgla, a zdjęcie jest dzisiejsze, które zrobił mieszkaniec naszego miasta.

Prezydent naszego kraju wczoraj zrobił rzecz haniebną!

Podpisał ustawę o neo – sędziach Izby Dyscyplinarnej i tym samym pozbawił Polskę dofinansowania z Unii Europejskiej i dlatego do Samorządów nie wpłynął żadne pieniądze na modernizację i rozwój regionów.

Stała się rzecz straszna, bo to oznacza, że dostaniemy od Unii kopa w w de i wylądujemy jako państwo na bruku!

Unii zaczyna brakować cierpliwości, bo Polska nie przestrzega praworządności i zostaniemy z średniowiecznym grajdole biedni i nędzni!

Tymczasem jest taka polityka, że nasz węgiel wywożony jest z kraju i tak samo jest z lasami.

Trzeba zadać sobie pytanie – co z nami będzie?

Jeszcze tylko wspomnę, że Anżej z Agatą polecieli na obchody pożegnania Królowej do Anglii.

Wyglądali bardzo dziwnie, bo Agata trzymała go za rękę, tak jakby był po alko!

Potem wpisując się do księgi kondolencyjnej – ściągał kartki z rękawa.

Bosze!

Prognoza pogody jest taka, że koniec września będzie zimny, a więc Polacy będą marzli i zaczną głodować.

Sierpień!

Jeżeli odlatują dzieci z domu, to już na zawsze.

Sierpień u nas, to taki rocznicowy miesiąc, gdyż 15 i 16 lat temu moje Córki odleciały z domu rodzinnego.

Młodsza odleciała 16 lat temu, a starsza 15, bo wychodziły za mąż rok po roku.

Ja 28 sierpnia mam urodziny, a więc miesiąc jest bogaty w rodzinne daty.

Odeszły z domu późno, gdyż obie wychodziły za mąż mając po 30 -tece i nawet się do dziś dziwię, że tak długo ze ‚starymi” wytrzymały.

Po prostu pewnego dnia oświadczyły, że wychodzą za mąż i tak jak w każdym domu w takich sytuacjach jest konsternacja, ale i radość, że znalazły sobie mężczyznę do wspólnego życia.

Nie było żadnego gadania z naszej strony, że może to nie ten, bo może niech się zastanowi – nic z tego!

Wybrały tak i koniec i kropka oraz całkowita akceptacja przyszłych zięciów.

Kiedy odleciały z domu, to zrobiło się tak pusto, a ja trzy lata nie umiałam tego tylko zaakceptować.

Musiałam się odnaleźć w tej ciszy, a także odnaleźć się z Mężem w powiększonej przestrzeni, ale to mnie nie było łatwo.

Nie wiedziałam, co ze sobą począć i jak zagospodarować swój czas i pamiętam, że pewnego dnia odpaliłam komputer, który mi zostawiły.

Wcześniej na tym komputerze pisały swoje prace licencjackie i na studia.

Szukałam swojego miejsca w sieci i uczyłam się serfować i tak mnie to wciągnęło i trzyma do dziś.

Kiedy Córki wychodziły za mąż, to ja nie byłam w najlepszej kondycji, gdyż cierpiałam na depresję z powodu mobbingu w pracy, a także na to nałożyły się i inne problemy nie do zniesienia.

Córki właściwie same organizowały sobie wesela, a ja z ledwością byłam w stanie kupić jakąś sukienkę na wesele.

Wszystko mnie przerażało i przerastało i teraz jak patrzę wstecz, to nie mogę zrozumieć, co się właściwie działo?

Mąż rozumiał, że się źle ze mną dzieje i był przy mnie, ale niewiele mógł pomóc, bo to wszystko działo się w mojej głowie.

Jakże trudne pamiętam było dla mnie błogosławieństwo pary młodej.

Uczyłam się wszystkiego na pamięć, a i tak okropnie się bałam, że nie dam rady tego zrobić.

Na weselu młodszej Córki o mało nie umarłam.

Z nerwów i emocji zakrztusiłam się kęsem kotleta i po prostu nie mogłam oddychać.

Nie pamiętam kto, to zauważył i tylko pamiętam, że wzięto mnie pod pachy i wyprowadzono do toalety waląc mnie dłońmi w plecy i tak oto żyję.

Ile razy ja uciekłam śmierci, to tylko ja wiem.

Jeśli jest ktoś tam u góry, to wiem, że mnie całe życie chronił!

Nie wyszłabym sama z tej depresji.

Lekarz mnie skierował na 3 miesięczną psychoterapię oddaloną o dużo kilometrów od od domu.

Nie chciałam tam jechać – bałam się, ale wyszło mi to na dobre, gdyż tam dowiedziałam się, że jestem wartościowym człowiekiem, a tylko natrafiłam w swoim życiu na złych ludzi – pomogło!

Tu chciałabym podziękować moim Dzieciom, że były tak wyrozumiałe i dzielne.

I tu chcę Wam powiedzieć w te słowa:

„Kim bym była, gdyby Was nie było?

Wiem, że tu gdzie jestem, jestem sobą.

Kochaną i kochającą kobietą.

Dopełnioną Twoim życiem Mamą ❤

Na te cykliczne rocznice życzę Wam miłości, zdrowia i Polski powrotu do normalności, bo kiedy mnie już nie będzie pamiętajcie, że od 7 lat walczę o Polskę, byście doznali tu spokoju i praworządności.

Spotkamy się rodzinnie w przyszłą niedzielę.

To będzie nasz czas.

Andrzej Rodan!

Jest to okładka do książki – biografii pisarza Andrzeja Rodana, którą napisał jego przyjaciel – Bogdan Gadomski, który odszedł z tego świata w dziwnych okolicznościach dotąd do końca niewyjaśnionych.

W tej książce jest jeden wpis z mojego bloga „Lustro codzienności”

Jest to taki mój malutki sukces.

Oczywiście zostałam zapytana, czy autor książki może pobrać mój wpis, a ja się zgodziłam.

Pisałam, że ludzie starsi zawsze mają szansę na miłość, jeśli tylko znajdą swoją drugą połowę.

Pan Andrzej Rodan poznał śpiewaczkę o ciekawym głosie – Bogumiłę Pawłowską i oni się w sobie zakochali i pobrali.

Kim jest Andrzej Rodan:


KIM JEST?

„Jest absolwentem wydziału filozoficzno-historycznego Uniwersytetu Łódzkiego, pisarzem, filozofem, historykiem i publicystą. Napisał 54 książki historiozoficzne i powieści, ponad tysiąc artykułów i felietonów prasowych oraz ok. dwóch tysięcy felietonów i postów na portalach społecznościowych, w tym Facebook”

Kiedy założyłam konto na Facebooku – może 12 lat temu, to od razu spodobała mi się grupa dyskusyjna na FB pod patronatem Andrzeja.

Weszłam w to i do tej pory jestem na FB tylko w tej grupie, która mnie nie zwiodła, a raczej ciągnęła do dyskusji politycznych, ale nie tylko.

Andrzej jest mistrzem w sumowaniu tego, co w Polsce się wyprawia i w swoich felietonach o tym pisze.

Niestety, ale przyszedł PiS i Administracja FB wiele razy go blokuje, bo jest niewygodny i ma cięty jęzor nie owijając nic w bawełnę.

Wiele razy dostawał bana, a ja i inni czekaliśmy na jego powrót – często nawet miesiąc.

Była kiedyś taka audycja w radio „Kocham pana – panie Sułku” a ja strasznie lubię Rodana choćby dlatego, że urodził się w Łodzi tak jak moi rodzice i urodziny ma w tym samym dniu, co moja śp. mama.

To nas jakoś złączyło, choć nigdy nie spotkaliśmy się w realu.

Jednak warto uwierzyć, że można kogoś polubić ot tak – wirtualnie, co trwa już tyle lat.

Nigdy w komentarzu nie nazwał mnie Elą, a zawsze byłam Elką, co mnie rozbawia i imponuje, bo Andrzej jest sobą.

A teraz wyjaśnię dlaczego o tym piszę.

Nie ma Andrzeja na FB i myślałam, że znowu dostał baba.

Delikatnie się pytałam żony Andrzeja – Bogusię ile mu jeszcze zostało tego braku kontaktu z nami.

Andrzej jest chory, gdyż dostał udaru i leży w szpitalu.

Rodzina walczy – lekarze walczą, a mnie kuźwa jest tak smutno.

Wierzę, że wyjdzie z tego, a myślami od kilku dni jestem z jego żoną i chorutkiem!

Posłuchajcie Panią Bogusię – cudo!

Moje drugie pelargonie o zupełnie innych kolorach!

Białe małżeństwo!

Bożena i Krystyna od 5 lat pracowały w jednym dziale, dużej korporacji w księgowości.

Nigdy nie były jakoś ze sobą blisko i w zasadzie niewiele się sobie zwierzały – ot były tylko koleżankami.

Nigdy nie spotykały się po pracy na damskich pogaduchach w kawiarni, czy retauracji.

Każda z nich po pracy biegła do domu, bo obie będąc mężatkami z małymi dziećmi spełniały się jako żony i matki, bo rodzina była dla nich bardzo ważna.

Pewnego dnia szef ogłosił, że w związku z podpisaniem intratnego kontraktu z bogatą firmą – organizuje wyjazd integracyjny i nie ma mowy, aby ktoś z tego się wymigał.

Wyjazd do ekskluzywnego hotelu z basenem i SPA miał trwać 3 dni i dwie noce.

Na początku była wytrawna kolacja z dobrym winem, a potem tańce przy mocniejszym alkoholu, a wszystko po to, aby załoga się bliżej poznała.

Zabawa była naprawdę wesoła, bo po wypitym alkoholu było, że panowie proszą panie, a także, że panie proszą panów do tańca.

Zabawa skończyła się około północy i wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi.

Bożena i Krystyna miały pokój tylko we dwie i zamówiły jeszcze po dwa drinki, bo buzie się im rozwiązały.

Bożena ośmielona alkoholem zadała Krystynie pytanie, czy byłaby ona zdolna do zdrady męża w takich frywolnych okolicznościach.

Krystyna się trochę zamyśliła i zdumiała pytaniem, ale po krótkiej chwili odparła, że ona z mężem po prostu nie uprawiają seksu.

W tym momencie Bożena zaniemówiła, no bo jak to – nie uprawiają seksu.

  • Ale macie przecież dziecko, a więc skąd się ono wzięło.
  • A wiesz Bożeno, bo kiedyś się upiliśmy i poszliśmy na całość, a ja po prostu zaszłam w ciążę.
  • Obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej tego nie zrobimy, gdyż oboje się seksu brzydzimy i uważamy to – za niehigieniczne.

Ale przecież musicie jakoś się zaspokajać spytała Bożena.

  • Nie moja droga, boja nie lubię być dotykana, a mój mąż to rozumie, bo i on taki jest.
  • Wystarczą nam nasze wspólne pasje, prowadzenie domu, wychowywanie dziecka, obowiązki i jesteśmy w tym szczęśliwi.
  • Wiemy, że spędzimy ze sobą całe życie, bo bardzo się kochamy, a ja wiem, że mój mąż nigdy mnie nie zdradzi.

Bożena zamilkła, bo trudno było jej pojąć taki model relacji między kobietą i mężczyzną, ale zadała pytanie – gdzie się poznali.

Krystyna chętnie odpowiedziała, że w grupie zamkniętej „Białe małżeństwo” na Facebooku i najpierw długo ze sobą pisali i od razu sobie wyjaśnili, że nie lubią seksu, a za rok wzięli ślub.

Zdradziła, że śpią osobno, a poranny buziak im zupełnie wystarcza i ona i on czują się szczęśliwi w takim układzie.

Mają zamiar być ze sobą na zawsze i ona nie boi się, że mąż ją zdradzi, bo wie, że i on brzydzi się seksem.

Po tej integracji obie kobiety się zaprzyjaźniły, bo Bożena zrozumiała, że Krystyna jej zaufała, a nikt w firmie się nie dowie jak ona żyje.

Spotykają się od czasu do czasu na kawie i lampce i Krystyna zdradza, że jej wieczory z mężem często wyglądają tak, że wymieniają opinie o wspólnie obejrzanym filmie, albo o przeczytanej książce i są w tym całkowicie spełnieni!

Los tak chciał!

Najładniejszy budynek w moim mieście po remoncie.

Do mojego miasta przybyłam z rodzicami w 1963 roku i była to zima dość ostra.

Miałam 7 lat i zamieszkaliśmy w dwuklatkowym budynku, tuż przy jednostce wojskowej.

W tym samym budynku, tylko w drugiej klatce zamieszkał z rodzicami i bratem pewien chłopiec o rok starszy ode mnie.

Kompletnie się nie znaliśmy i jako dzieci nigdy na siebie nie wpadliśmy, choć było tam jedno, wspólne podwórko.

W 1965 roku przenieśliśmy się do miasta, które jeszcze odczuwało wojenne czasy i powoli zaczęto je odbudowywać.

Zamieszkałam z rodzicami w nowo wybudowanym bloku – tym razem trzyklatkowym.

Miałam bardzo blisko do szkoły, a nowinką było, że mieliśmy na nowym miejscu gaz i ciepłe ogrzewanie z kotłowni.

W poprzednim domu tego nie było i trzeba było palić w piecu i gotować na kuchni opalanej węglem.

Minęło wiele lat i znowu nic nie wiedziałam o chłopcu mieszkającym obok mnie!

Ten budynek, który pokazałam stał na zupełnie innej ulicy i nie był taki piękny jak dzisiaj.

Był zbudowany z czerwonej cegły i po latach popadł w ruinę kompletną, gdyż zdewastowali go menele.

Po wielu latach dowiedziałam się, że do 15 roku życia mieszkał tam ten chłopak, którego nie znałam.

Przy budynku było duże podwórko, a na nim szopy gospodarcze, w których jego rodzice hodowali różne zwierzaki, a ten chłopiec z bratem właśnie tam dorastali.

Były też psy i koty i podwórko tętniło życiem, co znam z opowieści – później.

Na początku lat 70-tych do mojej klatki – piętro niżej sprowadziła się rodzina z dwoma synami.

Ja miałam 15 lat, a ten chłopak 16 i z początku żadne nie zwracało na siebie uwagi, choć chodziliśmy do ostatniej klasy w tej samej szkole.

Chłopak ten powtarzał klasę, a wiec rocznikowo oboje kończyliśmy jednakowo szkołę i pewnego dnia pojechaliśmy na wycieczkę do Poznania pociągiem.

Zwiedziliśmy Poznań, byliśmy na „Halce” Moniuszki i jeszcze jakąś oranżerię.

Kiedy wracaliśmy z powrotem stałam przy nim w korytarzu pociągu i oboje wyglądaliśmy przez okno.

Do oka wpadł mi kamyczek z węgla i ten chłopiec pomógł mi chusteczką pozbyć się bolesnej zadry.

Drugiego dnia poszliśmy na randkę nad nasze, cudne jezioro i tak randkowaliśmy 4 lata, aż pewnego dnia się pobraliśmy i tak oto „pykło” nam 46 lat.

Uważam, że los tak nami kręcił i manipulował, jakby specjalnie chciał, byśmy byli ze sobą na zawsze razem.

Minęło 46 lat razem, ale byłabym nieszczera, że nasze małżeństwo zawsze było sielanką, bo nie było w pewnych momentach.

Nie wolno się jednak poddawać i trzeba zawsze walczyć do końca i próbować naprawiać, a nie wyrzucać!

Gdybym miała drugi raz wybierać – wybrałabym tak samo!

Zdjęcie zrobione 1 Maja w 1974 roku – nie pamiętam autora.