Ania miała 14 lat i była bardzo zdolną i utalentowaną dziewczynką. Jej matka wychowywała ją sama, bo tak jej się w życiu ułożyło, że ojciec Ani zaraz po porodzie ją opuścił. Musiała się z tym pogodzić i musiała także pogodzić pracę z wychowaniem córki. Pracowała na dwóch etatach, bo musiała zarobić na dom i potrzeby swojego dziecka, a więc nie było jej w domu od rana do wieczora. Ania była bardzo samodzielną dziewczynką i w wielu obowiązkach domowych pomagała swojej mamie, bo wiedziała, że mama się dla niej poświęca.
Ania zapoznała w szkole chłopca, który od razu wpadł jej w oko i nawzajem. Chodzili nad jezioro razem się opalać i przy okazji uczyć. Uchodzili wśród rówieśników za parę zakochanych i nierozłączną. I tak było w rzeczywistości – wszędzie razem ich widywano. Mama Ani wiedziała o chłopcu i ufała mu, że nie zrobi jej córce żadnej krzywdy i spokojnie pracowała, ciesząc się, że Ania ma przyjaciela i nie czuje się taka osamotniona.
Pewnego dnia Ania zaprosiła swojego chłopca do domu i nie wiadomo kiedy stało się coś, co zmieniło życie Ani na zawsze – zaszła w ciążę. Nie powiedziała mamie, że coś się z nią dzieje, ale mama pilnie ją obserwowała, jak to matka i się w pewnym momencie domyśliła.
Co robić, zadawała sobie tysiące takich pytań, nie śpiąc po nocach. Jak uratować przyszłość córki, bo przecież marzyła o tym, aby córka się dalej kształciła i wyrosła na mądrą kobietę i urodziła swoje dzieci, ale na Boga – nie teraz!
Postanowiła, że Ania zaraz po porodzie odda dziecko do adopcji z zastrzeżeniem, że Ania nigdy nie będzie miała możliwości odnalezienia swojego dziecka.
Po porodzie przyszła obca rodzina i potajemnie, w zupełnej dyskrecji adoptowała córeczkę Ani o imieniu Lidia i to imię miała prawo nadać tylko Ania i z tym imieniem w głowie mijały jej lata. Chłopiec Ani wyjechał daleko od niej z rodzicami i także ślad po nim zaginął, bo nikt mu nie powiedział, że Ania była z nim w ciąży.
Ania dorastała i kształciła się i tak mijały lata, a kiedy mama jej zachorowała – Ania zupełnie oddała się pracy i opiece nad schorowaną matką. Była bardzo troskliwą opiekunką, dbającą o to, aby mama jej ostatnich lat dożywała pod jej troskliwą opieką. Kiedy pracowała, opiekę sprawowała wynajęta opiekunka, która miała w tym wysokie doświadczenie.
Minęło wiele lat i Ania nigdy nie założyła rodziny, ale pewnego razu tam gdzie pracowała zjawił się Paweł, który zwrócił na nią uwagę. Był to mężczyzna po przejściach i choć Anna była dziką w stosunku do mężczyzn, Paweł miał w sobie tak wiele delikatności, ale i stanowczości, że zgodziła się pójść z nim na randkę. Randka przebiegała dość burzliwie, bo Anna nie wierzyła, że jakiś mężczyzna ma szczere intencje wobec jej osoby.
Umarła mama i Anna poczuła niesamowitą pustkę w sercu i w domu. Kochała swoją matkę nad życie, mimo, że miała do niej żal, iż Lidia, jej córka poszła w obce ręce. Każdego wieczora myślała o swoim dziecku, które jest tam, gdzieś w innym miejscu, już jako 37 letnia kobieta. Zastanawiała się jak może wyglądać i co robi w życiu? Czy wyszła za mąż i czy ma już swoje dzieci. Myślała, że tak wiele ją ominęło i nigdy nie widziała jak robi pierwsze kroczki i wypowiada pierwsze słowa i do kogo mówi – mamo. Ze swoją matką nie rozmawiała na ten dla nich trudny temat, bo każda z nich bała się wzruszeń i wspomnień i rozdrapywania ran.
Paweł oświadczył się Annie i ona zgodziła się zostać jego żoną i pewnego wieczora Paweł widząc jej strapienie, namówił Annę do odszukania swojego dziecka. Anna się ogromnie bała, bo co powie jej, jeśli ją faktycznie odnajdzie. Co powie swojej córce, wychowywanej w innej rodzinie – jak się wytłumaczy, że to nie ona czesała jej dziecięce warkoczyki i nie ona kupowała dla niej sukienki.
Po długim przemyśleniu zdecydowali z Pawłem, że rozpoczną poszukiwania i udali się do domu adopcyjnego. Naprzeciwko nich siedziała starsza zakonnica i oznajmiła jej po sprawdzeniu w księgach, że rodzice Lidii zastrzegli sobie, ujawnianie ich tożsamości i adopcja odbyła się z taką właśnie klauzulą. Zakonnica zaproponowała, iż po tylu latach Anna powinna napisać list do córki, który zostanie zdeponowany w aktach i jeśli córka zechce ją odnaleźć, ten list zostanie jej przekazany.
Minął rok i nic się nie wydarzyło. Anna straciła nadzieję na odnalezienie swojego dziecka, kobiety, gdzieś tam żyjącej w świecie.
Pewnego dnia listonosz przyniósł Annie list powiadamiający ją, że jej córka umarła przy porodzie. Powiadomienie przyszło od zakonnicy, która powiadomiła ją jednocześnie, że Lidia także zostawiła list, tylko się on zawieruszył w aktach i dlatego się nigdy nie spotkały. Bardzo przepraszała za niedopatrzenie, ale już było za późno!
W tym samym ośrodku adopcyjnym inna, młoda rodzina adoptowała córeczkę Lidii, do której Anna prawnie nie miała żadnych praw, ale kiedy otrzymała od zakonnicy adres rodziny adopcyjnej jej wnuczki, wpadła w histeryczny śmiech i płacz. Okazało się, że jej wnusia mieszka na tej samej ulicy, tylko 5 minut drogi od jej rodzinnego domu.
Odzyskała po części swoją córeczkę, a oczy wnuczki przypominały jej spojrzenie swojej matki! Dowiedziała się jeszcze, że jej córka była zawodowo, wziętą prawniczką. 🙂