Pojechać do Ziemi Świętej z okazji 40 urodzin i walnąć na glebę, dziękując za miłość i to wszystko pokazać w sieci.
Wcale mnie by to nie obchodziło, że aktorka jednej roli Cichopek i jej towarzysz z pracy – Kurzajewski są już oficjalnie razem i oto ogłosili to całemu światu, choć od dawna byli razem.
Jednak przeglądając Facebooka w co drugim poście czytam, że już nie ukrywają swojego związku, bo się zakochali w sobie na śmierć i życie.
Taką miłość kiedyś deklarował Marcinkiewicz do Isabel – pamiętam wspólne okładki, Wenecję i wiadomo, co z tego wyszło i w tym przypadku raczej nie chcę być złym prorokiem.
Każdemu wolno kochać, ale ci mają rozmach i choć oboje są po rozwodzie, to mogliby tę swoją miłość zachować dla siebie, a nie ranić swoje dzieci!
Zainteresowałam się więc tematem i trochę poczytałam, bo FB mnie do tego zmusił.
Czytam więc, że ludzie są podzieleni i jedni gratulują im tej miłości, a drudzy brzydzą się taką hipokryzją.
Dosadnie im napisała Karolina Korwin Piotrowska i tak:
„Pamiętaj, zawsze, gdy się modlisz, daj zdjęcie na IG. Bozia lubi to. Bo lajki są najważniejsze, no i miłość. Szczególnie gdy pracuje się w stacji, która za pieniądze podatników od lat chamsko szczuje na wszelkie „inności” jak LGBT, in vitro, inne kolory skóry, wyznania. Brawo. Miłość jest najważniejsza. Kurde, zawsze, gdy myślę, że jest już dno, polski szołbiz puka od spodu…„
„Musiałem tam zajrzeć. I to co zobaczyłem to kurwa hit. Pojechała się gździć z kochankiem i wstawia takie dyrdymały, że Bóg, modlitwa itd. Jebani hipokryci”
Ja czytacie ludzie nie gryzą się w język, ale jeszcze przytaczam wpis z Facebooka i opinię na ten temat napisała Marta Marta i ja się z nią zgadzam!
„Patrzę sobie dzisiaj na internetowe prawicowe fora i widzę ogromny zachwyt katopislamu nad modłami Cichopek w Betlejem, do którego zabrał ją jej kochanek. Ten sam, któremu od miesięcy dawała doopy za plecami męża…
I wiecie, Cichopek jak Cichopek, nie pierwsza i nie ostatnia, której odjebało na punkcie chłopa. I nie pierwszy to chłop, który dla odreagowania kryzysu wieku średniego wymienia sobie babę na inną. Życie…
Tyle tylko, że tych dwoje to gwiazdy reżimowej, katopislamskiej telewizji, która przecież stoi na straży wszystkiego co święte. Święte wartości, święte związki małżeńskie, święte tradycje, święta rodzina…
A tu takie coś…
I myślę sobie, że cały ten Izrael to ustawka TVP.
Trzeba było więc ku*estwo przykryć miłością do Boga i załatwić parce hipokrytów coming out w miejscu dla chrześcijan świętym!
Pojechali. Cichopkowej zdjęć przy modłach napykali. Do sieci wrzucili oświadczenia, zapewniające o obopólnej, dozgonnej miłości. Dziewica Joanna wielokrotnie konserwowana Kurska parze kochać się nakazała, bo przecież „miłość jest najważniejsza”
No i teraz wrócą, z grzechów – rozgrzeszeni. A pelikany będą rączki w modłach dziękczynnych na ich widok składać. Oglądalność skoczy. I kto wie, moze juz niedługo znowu jaki huczny ślub w Łagiewnikach będzie. No bo skoro sama Kurska kazała się kochać, to pewnie rozwody kościelne po znajomości już załatwione… A i Jędraszewski rychło zapowiedzi ogłosi.
I w TVP ich potem pokażą… Jako wzór rodziny świętej i tradycyjnej.
Sex, zdrady, lewe związki, rozwody… Nic mi do tego. Róbta co tam chceta.
Tylko w to ku*wa przynajmniej Boga nie mieszajcie.
Jeżozwierzu! Jak ja nienawidzę tej pisowskiej hipokryzji!!! Jak ja się brzydzę tą prawicową moralną dwulicowością!!!
Na razie uciekam od polityki, choć codziennie trafia mnie szlag!
Obiecują Polakom znowu jakieś tarcze, dodatki, a u progu mamy jesień i ja już marznę w swoim domu, gdyż jeszcze kaloryfery są zimne.
Co będzie z Polakami w tej kwestii i innych, to lepiej sobie nie wyobrażać, bo:
Co my ich obchodzimy właściwie. Oni tylko chcą wygrać wybory, to dosypują. Reszta się sama stanie, a więc bieda z nędzą!
Jest jedno pocieszenie, że toną jak Titanic, choć na Titanic-u do końca był prąd i węgiel!
Przed chwilą swoje przemówienie zakończył Donald Tusk w Poczdamie na temat wojny w Ukrainie i ogólnej sytuacji w Unii Europejskiej z wielką klasą i szacunkiem do odbiorcy.
W Pruszkowie parę dni temu Kaczyński nagadał wiele bzdur i zaatakował ponownie osoby LGBT śmiejąc się im w twarz ze swoim bezczelnym wyrazem twarzy – poniżając ich.
Ten nierząd chce, aby rodzina, to tylko mama i tata i nie ma tutaj nic pomiędzy.
Oni nie biorą pod uwagę tego, że w tych rodzinach, jakże często jest przemoc i nie mają zamiaru nic z tym zrobić.
Idzie to wszystko w kierunku Rosji, gdzie także jest nacisk na rodzinę w tradycyjnym wydaniu, ale nikt nie wie, że w Rosji co 40 minut ginie kobieta z rąk oprawcy, który jest pod ochroną ja w Polsce.
Nikt nie wie, że jeśli kobieta zostanie zraniona nożem przez pijanego męża i ujdzie z życiem, to swoje blizny zakrywa tatuażem na znak, że zaczyna swoje życie na nowo, jednocześnie jeśli uda się jej odejść od bandyty.
W Rosji jest tak, że jeśli policja uzna, że doszło do przemocy, to nadaje rodzinie grzywnę z jej wspólnego budżetu i dlatego kobiety nie zgłaszają przemocy!
W Rosji co czwarte dziecko wychowywane jest bez ojca, bo oni są okrutnymi „przemocowcami”, a w Polsce nie publikuje się takich danych niestety.
W Rosji jest takie przysłowie, że jeśli mężczyzna bije kobietę, to znaczy, że ją kocha!
Czarnek w Polsce też tak chce i będzie kultywował cnoty niewieście!
Idzie oto rewolucja seksualna i żaden rząd nie będzie w stanie tego zatrzymać.
Ludzie będą wychodzili na ulicę z tęczowymi flagami w Polsce i na świecie.
Jest taka piosenka, że wszyscy chcą kochać tak jak chcą i kogo chcą i może się to Kaczyńskiemu nie podobać, ale tego nie zatrzyma nawet debilnym śmiechem.
W Rosji inność jest karana przez Putina, ale miłość ludzie uprawiają w podziemiu i może na większą skalę jak w Polsce pod jego okiem!
Skąd to wiem?
Z filmu dokumentalnego produkcji francuskiej.
Miłość i seks w Rosji
Love and Sex in Russia
film dokumentalny Francja 2020, 70 min
Państwo rządzone przez Władimira Putina to kraj sprzeczności, w którym miłość i seks zderzają się z patriarchalnymi obyczajami, a mimo stawiania na piedestał wartości rodzinnych czterdzieści procent dzieci wychowuje się bez ojca, a w rosyjskich domach nie brakuje przemocy.
Bohaterami dokumentu są m.in. Ksenia i Kirył, którzy zamierzają wziąć ślub.
Sama ceremonia, podobnie jak ich przyszłe życie, zaplanowana jest według tradycyjnych reguł.
W Putinowskiej Rosji bywają również związki poliamoryczne, takie jak Anzola, który żyje w szczęśliwym trójkącie.
Z kolei Tania organizuje w Moskwie kilkusetosobowe imprezy dla zwolenników niekonwencjonalnej erotyki.
Mam za sobą bezsenną noc, gdyż u mnie tak wiało, że nijak sen nie przychodził, bo wszystko się bujało i drżało!
Zmęczona więc jestem, ale powoli „wiatrzysko” cichnie, jednak za to się sporo ochłodziło.
Martwiłam się z związku z pogodą o WOŚP, bo u mnie zaplanowano wiele atrakcji, ale jednak na tę chwilę zebrano około 65 tysięcy, a to dużo jak na małe miasteczko.
Udało się jak do tej pory uzbierać ponad 85 milionów i zdaje się, że rekord kolejny zostanie pobity, mimo pogody, bo to nie koniec ze światełkiem do nieba!
Do tego wpisu skłonił mnie wiersz Wisławy Szymborskiej przeczytany dzisiaj, bo od czasu do czasu lubię czytać poezję.
Jak pisałam jesteśmy z Mężem razem 46 lat, ale warto sobie powspominać jak to się właściwie zaczęło!
Chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej, ale ja do VIII „B”, a On do VIII „A”
Mijaliśmy się w szkole na korytarzu i właściwie nic się nie działo, a więc nie było nam w głowie, że kiedyś połączy nas jakieś uczucie.
Jak w tym wierszu właśnie, że gdzieś się tam mijaliśmy, może zerkaliśmy na siebie i chyba nic by z tego nie wyszło, gdyby On z rodzicami nie przeprowadził się do mojej klatki i zamieszkali piętro niżej!
Mimo to wciąż nie iskrzyło, choć mi się podobał, a ja chyba Jemu, ale oboje byliśmy nieśmiałymi gówniarzami!
O wszystkim przesądziła wycieczka do Poznania w celu zwiedzenia „Palmiarni”
Kiedy wracaliśmy pociągiem z Poznania zaczęliśmy razem wyglądać przez okno i taki to był moment przesądzający, że jednak coś się zadziało.
Wpadł mi do oka okruszek węgla i On mi to oko ratował. które łzawiło.
Umówiliśmy się na drugi dzień na pierwszą randkę, którą pamiętam, jakby to było wczoraj i tak się pojawiła strzała Amora!
Tak się tułaliśmy po tych randkach 4 lata i jak dodać do 46, to wychodzi równe 50 – bycia razem.
Pamiętam, że „zarywali” mnie inni chłopcy też, ale niestety byłam już zajęta, bo to był ten i tylko ten!
Niektórzy nas nie znali i widząc nas jako parę myśleli, że jesteśmy rodzeństwem podobnym do siebie – tak było!
Szymborska tym wierszem wstrzeliła się w moje wspomnienia jak ulał!
Warto czytać wiersze, bo niosą one w sobie wspomnienia i przemyślenia!
Miłość od pierwszego wejrzenia
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność jest piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie
znali się wcześniej,
nic miedzy nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają –
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś „przepraszam” w ścisku?
głos „pomyłka” w słuchawce?
– ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Tamten chłopak się we mnie kochał, a byliśmy w szkole podstawowej i mieliśmy po 15 lat.
Pamiętam, że w szkole zorganizowano szkolną zabawę i on mnie zaprosił do tańca, a orkiestra grała piosenkę – „A na imię miałaś właśnie Beata”
Kiedy tak tańczyliśmy, to z piętra zszedł dyrektor szkoły i rada rodziców i patrzyli się na nas z ciekawością, bo tamten chłopak sięgał mi zaledwie wzrostem do brody i wyglądaliśmy dość komicznie.
Nie wstydziłam się, że był ode mnie niższy, bo na swój sposób go lubiłam, ale nie do końca wpadł mi w oko.
Pamiętam, że zawsze o mnie dbał i kiedy chorowałam, to przynosił mi do domu owoce i słodycze, a kiedy się potłukłam strasznie jeżdżąc na łyżwach, to osobiście mi je zdejmował z nóg rozwiązując sznurówki.
Niestety, ale moje serce biło w kierunku innego chłopca, który od 45 lat jest moim Mężem i tamtego chłopca odrzuciłam, ale zawsze mu życzyłam wszystkiego dobrego, bo na to zasługiwał.
Z czasem urósł i stał się naprawdę przystojnym mężczyzną, kiedy zobaczyłam go po latach.
Urodą przypominał Mela Gibsona z długimi włosami i z takim samym spojrzeniem, a do tego grał na gitarze.
Ja wyszłam za mąż i dowiedziałam się, że i tamten chłopak znalazł sobie dziewczynę bardzo ładną i się także pobrali.
Kiedyś byłam świadkiem rozmowy o tym, że jego żona była w nim strasznie zakochana i opowiadała, że wciąż czuje motyle w brzuchu, kiedy ją dotyka mąż.
Ja na takie słowa bardzo się ucieszyłam, gdyż jak pisałam – zawsze życzyłam mu jak najlepiej.
Był dobrym człowiekiem i zawsze pamiętałam, że jestem mu wdzięczna za dobroć i okazaną mi troskę.
Mieszkamy w tym samym mieście, ale nasze drogi rzadko się spotykały, ale wiedziałam, że urodziły im się dwie córki – udane i zdolne.
Parę razy spotkaliśmy się na ulicy i wymieniliśmy przyjazne uśmiechy i padło tylko „cześć”
Tamten chłopak ma z żoną konto na Facebooku i od czasu do czasu tam zaglądam, ale nie ma tam żadnych nowych zdjęć!
Pewnego dnia mój Mąż spotkał na ulicy tamtego chłopaka i parę chwil ze sobą porozmawiali, bo znają się od lat!
Tamten chłopak jest już na emeryturze i nagle się obnażył, że chyba będzie musiał się rozwieść ze swoją żoną, gdyż ewidentnie zaczął jej przeszkadzać w domu!
Wychodzi z domu jak najczęściej, bo ona wciąż się na niego wydziera, krzyczy i czepia niemal o wszystko!
O to, że nie umył po sobie szklanki, źle postawił buty i takie tam pierdoły.
Kiedy mi o tym powiedział Mąż, to naprawdę zrobiło się strasznie smutno i bardzo często myślę o tym, że nikt nie zasłużył sobie na taką starość.
Jakie to smutne jest, że właśnie na starość zamiast się wspierać, to ludzie się odpychają!
To był piękny wiosenny dzień, a w ogrodach zaczęły zakwitać wiosenne, pierwsze kwiaty.
W sadzie zakwitały owocowe drzewa, a w środku stał sobie piękny, duży dom.
Wszystko budziło się do życia, a mieszkańcy domu, przygotowywali się na przyjazd gości w związku z zaręczynami.
Jerzy, pan po pięćdziesiątce spotkał na swojej drodze Krystynę, kobietę urodziwą, w kwiecie wieku.
Po dłuższej znajomości pragnęli oznajmić swoim dorosłym dzieciom, że chcą spędzić resztę życia we dwoje i planują wspólną przyszłość.
W domu trwały ostatnie przygotowania w związku z uroczystością.
Szampan się chłodził, a przyszła para wyglądała bardzo podniośle i uroczyście.
Wyczekiwali z niecierpliwością na zjazd rodziny.
Pierwsza przyjechała Ola– córka Krystyny.
Mieszka na stałe z Paryżu, gdzie prowadzi prywatną szkołę dla dzieci.
Jest piękną, wysoką blondynką o niebieskich oczach.
Wygląda wspaniale pośród tych wszystkich wiosennych kwiatów.
Piękna kobieta, zgrabna i delikatna w wieku 27 lat.
Następnie w domku na skraju lasu, zjawiła się Alicja– córka Jerzego.
Przyjechała z Warszawy ze swoim narzeczonym Piotrem – bardzo przystojnym młodym brunetem z lekkim zarostem na twarzy.
Alicja zaś była rasową brunetką o gęstych, kruczoczarnych włosach.
Oboje z narzeczonym prowadzili biuro, w którym zajmowali się architekturą i urządzaniem domów.
Interes nieźle się im rozwijał i należeli naprawdę do grona szczęśliwych par, którym się udało.
Swój ślub zaplanowali za trzy miesiące, o czym pragnęli poinformować Jerzego i Krystynę.
Ola i Alicja nie znały się i to było ich pierwsze spotkanie w cztery oczy.
Jerzemu i Krystynie bardzo zależało, aby ich córki się polubiły i zaprzyjaźniły.
Kiedy nadszedł ciepły i pachnący wiosną wieczór, w domu na skraju rozbrzmiewały toasty i życzenia skierowane do narzeczonych, aby ich związek rozkwitał i byli szczęśliwi.
Słychać było muzykę i rozpoczęły się tańce, a atmosfera zrobiła się bardzo przyjazna.
Obie młode kobiety przypadły sobie do gustu i okazało się, że impreza zapoznawcza okazała się bardzo udana.
Jerzy i Krystyna okazywali sobie wiele czułości, co cieszyło ich córki.
Jerzy i Krystyna nie mieszkali jeszcze razem, a więc następnego dnia Krystyna zaprosiła Alicję do swojego domu, aby omówić ewentualną przebudowę swojego domu.
Pragnęła, aby to w jej domu, oddalonym kilka kilometrów od domu Jerzego, mogli oboje zamieszkać.
Krystyny dom miał piękne położenie, tuż nad malowniczym jeziorem.
Jerzy zgodził się na taki układ, a swój dom pod lasem planował zapisać Alicji.
Takie były to rodzinne plany.
Alicja widziała duży potencjał w domu Krystyny i zapewniła, że razem z Piotrem sporządzą plan przebudowy.
O poranku Krystyna usiadła na ganku i zaraz dosiadła się do niej, jeszcze w porannym stroju, zaspana Ola.
– Olu, zaproś Alicję na spacer i pokaż jej naszą uroczą okolicę – zaproponowała.
– Mamo, oczywiście, że zajmę się Alicją i zapewniam, że nie będzie się nudziła – odparła.
– Pójdziemy na spacer i popływać , a potem się poopalamy.
Piotr został z Jerzym, aby mu pomóc w układaniu drzewa, to zaopiekuję się Alicją – bądź pewna i nie martw się.
Znasz mnie, że jestem bardzo kontaktowa i otwarta.
Kiedy Alicja zeszła z piętra, Ola zaproponowała jej spacer, podając filiżankę, świeżo zaparzonej kawy.
Oczywiście, dziękuję Olu.
Wybierzemy się, bo dzień jest przecudowny i szkoda go na leżenie na tarasie – z uśmiechem oznajmiła.
Obie, młode damy poszły wąską dróżką przez las nad jeziorem, zabierając ze sobą koszyk z jedzeniem i koc.
Dzień zapowiadał się cudownie, a na niebie nie było żadnej chmurki.
Tylko lekki wiaterek od jeziora potrząsał młodymi listkami drzew.
– Tu sobie usiądziemy, zaproponowała Ola.
To jest plaża moja i mojej mamy. Tu najlepiej nam się odpoczywa. Tu czytamy książki i relaksujemy się.
Ola wyjęła z koszyka butelkę, czerwonego wina i nalała do plastikowych kubeczków.
– Zapalisz, – posunęła Alicji paczkę z papierosami.
– Chętnie, choć rzadko to robię, odparła Alicja, biorąc papierosa z paczki.
Ola, podała zapalniczkę Alicji, ale wiatr robił swoje i co chwila ogień gasł.
Ola wzięła zapaliczkę i udało jej się zapalić tego nieszczęsnego papierosa, nie spuszczając z oczu Alicji.
Ich oczy co trochę się spotykały, tak jakby chciały sobie coś ważnego powiedzieć.
Czuło się miedzy nimi napięcie, a może to była chemia.
Nagle Alicja niespodziewanie położyła pocałunek na ustach Oli, który trwał długą chwilę.
Nie był to pocałunek przelotny, a był to namiętny pocałunek dwóch młodych kobiet, które nagle poczuły do siebie dziwny pociąg.
– Nie, nie, nie, Alicja złapała się za głowę i zakryła rękoma twarz.
– Co ja robię, wybacz, nie chciałam.
Przecież mam Piotra. Za trzy miesiące ślub. Obrączki kupione, zaproszenia wybrane, co ja robię! Wstała szybko z koca i prędko zostawiła Olę na plaży.
Ola pobiegła szybko za nią i kiedy dogoniła, wpadły sobie w ramiona.
Nie mogły się sobą nasycić, a ich pocałunki były odwzajemnione bardziej i bardziej.
Nie wiedzieć kiedy znalazły się w domu, na pięterku i tam oddały się sobie w całości.
Ich miłość i kochanie były bardzo delikatne, sprawiające obu i każdej z osobna ogromną radość i satysfakcję seksualną.
Stało się, że te dwie, młode kobiety nie wiedzieć kiedy poczuły do siebie ogromną miłość i pożądanie.
Odnalazły się i nie miały ochoty nigdy skończyć.
Nie mogły się sobą nasycić i nic więcej, gdzieś tam ich nie obchodziło.
Spotykały się jeszcze wiele razy.
Alicja wykradała chwile ze wspólnego życia z Piotrem i leciała jak na skrzydłach na spotkania z Olą.
Oszukiwała Piotra, pudrowała malinki, kłamała, aby tylko być blisko ukochanej.
Nie mogły się nigdy rozstać, aby nie obsypywać się setką pocałunków i uścisków i rozstanie każdą z nich raniło.
Pewnego dnia, obejmowały się na ulicy, kiedy rozstawały się po spotkaniu w hotelu.
Pech chciał, że w tym samym czasie Piotr był też w tym mieście i zauważył Alicję i Olę, gdy obejmowały się czule, żegnając.
Kiedy Alicja przyszła do domu, zauważyła na podłodze samolociki zrobione z ich ślubnych zaproszeń.
Już wiedziała, że tajemnica jej wyszła na jaw i nagle usłyszała, że ma się wynosić.
Piotr siedział w ciemnym pokoju na fotelu.
To koniec, pomyślała Alicja.
– Zmarnowałaś mi siedem lat życia, ty lesbo – usłyszała zdrętwiała i przerażona.
– Wynoś się natychmiast, nie chcę cię znać ty, ty, ty!
Przerażona, szlochając, przyklękła przed Piotrem i wyłkała.
– Wybacz mi, wybacz.
Zawsze było ze mną coś nie tak.
Myślałam, że jak poznam mężczyznę i się zakocham, to będzie dobrze i będę mogła być szczęśliwa z tobą.
Wybacz, ale nie mogę się już więcej oszukiwać.
To wbrew mojej naturze.
Nie chciałam ciebie skrzywdzić, ale Olkę kocham ponad wszystko i nie wyobrażam sobie bez niej życia.
To jest silniejsze ode mnie i pójdę za nią na koniec świata i nie obchodzi mnie, co na to ludzie powiedzą.
Nie obchodzi mnie, jak to przyjmie Krystyna i Jerzy. Wybacz – łkała.
– Pakuj się i nie chcę cię znać. Piotr energicznie ją odepchną od siebie.
Zaczęła się pakować , zabierając wszystkie swoje rzeczy.
Niedbale wrzucała swoje ubrania do walizek, aby szybko opuścić Piotra i ten ich dom.
Chciała jak najszybciej znowu móc objąć Olę i być blisko niej.
– Olu, opuszczam Piotra, zdążyła jeszcze zadzwonić, kiedy Piotr przestał krzyczeć.
– Będę, bądź, wyjeżdżamy, tak jak ustaliłyśmy.
W torebce miała bilet do Paryża i czym prędzej udała się na lotnisko, na którym już czekała na nią Ola
Dzisiaj w południe małe piąstki zapukały do moich drzwi!
Poszłam otworzyć i oto zjawiła się u mnie Wnusia – lat 9 ze swoim pieskiem Maltańczykiem o imieniu Tessi!
Bardzo się ucieszyłam, gdyż w związku z pandemią spotykamy się rzadko bardzo!
Opowiedziała mi, że Tessi może być w ciąży i jeśli tak, to będą małe pieski!
Gadu, gadu i powiedziałam Jej, że zgrałam jej filmik z tańcem dla nauczycieli na swój kanał na YT!
Zaskoczona spytała – babciu, to ty masz kanał na YT, a ja jej odpowiedziałam, że i owszem, bo wszyscy trzymają filmiki w smartfonach, a ja mam wszystko na kanale uporządkowane.
Pokazałam Jej swój kanał z filmikami z różnych wydarzeń, a Ona, że będzie do mnie zaglądała i zrobiło mi się bardzo miło!
Mam na swoim kanale sporo filmików, które zaczęłam kręcić na wydarzeniach rodzinnych i takie opowiadające, co działo się w moim mieście!
Jest sporo filmików, kiedy Wnuki były młodsze, a wiec mam filmiki z Dnia Babci i Dziadka nakręcone w przedszkolu, a także takie, gdzie pojawiały się moje Wnuki – choćby z wakacji na naszym jeziorze.
Zasiadłyśmy więc przed laptopem i wspólnie sobie przypomniałyśmy zdarzenia nakręcone moim aparatem!
Staram się być tam, gdzie coś ciekawego się dzieje, choć teraz mniej, bo COVID!
Spytałam Wnusię jakiej muzyki lubi słuchać i weszła na piosenki francuskiej piosenkarki – o pseudonimie Indila, którą i ja uwielbiam, czyli mamy taki sam gust i wrażliwość.
Zaśpiewała mi jej piosenkę po francusku, choć nie uczy się tego języka!
Słów i melodii nauczyła się sama i strasznie mi zaimponowała.
Poczęstowałam Ją mandarynkami, winogronem, a także rosołem, który wiem, że uwielbia!
To były dla mnie bardzo cenne chwile, bo miałam z Nią kontakt w dobie koronawirusa i jak pisałam w poniższej notce, to nie wiadomo, czy się rodzinnie spotkamy na święta, czy też 1 listopada, bo wirus szaleje, a ja jestem seniorką i uważam na siebie i na bliskich.
Jeszcze tylko napiszę, że jeśli ktoś w moim wieku pragnie mieć pieska w domu, to tylko Maltańczyka!
Rasa ta jest tak strasznie rodzinna, że nie odlepia się od człowieka. Wciąż musi być blisko swojego właściciela i lubi być głaskana, przytulana, całowana.
Nie jest uciążliwa, bo dużo śpi w ciągu dnia, a kiedy nie śpi, to wzrokiem wodzi za człowiekiem, który daje pieskowi swoją miłość!
Ja gdybym była młodsza, gdybym była, to bym sobie takiego przyjaciela kupiła!
Po obejrzeniu tego filmu pomyślałam sobie, że kobiety żyją latami w toksycznych związkach, bo boją się cokolwiek zmienić, a także nie mają odwagi przerwać piekła domowego.
Pani Jola postawiła na siebie i wygrała!
Na samej końcówce życia doznała szczęścia i spełniała swoje marzenia skrywane przez lata.
Z nowym partnerem, który traktował ją jak swoją królową doznała tego, czego nikt jej nigdy nie dał!
Dlaczego tak długo trwała przy mężu pijaku?
Ksiądz na ślubie kościelnym powiedział, że „na dobre i na złe”, a więc 45 lat trwała w swojej przysiędze, ale w pewnym momencie postanowiła zawalczyć o swoje szczęście i powiedziała – dość!
„Lekcja miłości”: nie zawsze „na dobre i na złe” to słuszne rozwiązanie. Przekonała się o tym pani Jola
Wytrwała 45 lat u boku alkoholika, a potem powiedziała basta! Choć ksiądz odradził jej rozwód, nie przeszkodziło jej to w znalezieniu mężczyzny, który pokocha ją taką jaka jest. A pani Jola jest najbarwniejszą bohaterką polskiego dokumentu ostatnich lat.
Wystarczy, że pani Jola pojawi się na horyzoncie, a nie sposób oderwać od niej wzroku. Zawsze elegancka, w sukni, wystawnej biżuterii i mocnym makijażu. Ale życie przez długi czas nie pozwalało jej być na co dzień damą.
W młodym wieku związała się z Bogdanem, którego uwielbiała, gdy był trzeźwy. Jednak po ślubie coraz rzadziej można było go zobaczyć w takim stanie. Zaczęło się piekło: codzienne picie alkoholu i bijatyki. Ale pani Jola urodziła 6 dzieci i chciała zapewnić im pełną rodzinę. W końcu przysięgała przed Bogiem, że będą razem „na dobre i na złe”.
Dziś bohaterka filmu „Lekcja miłości”, który robi furorę na festiwalu Millenium Docs Against Gravity, jest przekonana, że trzymanie się tej ślubnej maksymy przyniosło jej więcej strat niż korzyści. Mimo że pytając młodego księdza o zdanie w sprawie rozstania, usłyszała, że powinna mężowi-alkoholikowi wybaczyć i trwać z nim do końca, bo przecież rozwód nikomu nie przyniesie nic dobrego.
Po latach upokorzeń postanowiła jednak zawalczyć o siebie. Spakowała siebie i dzieci i spod Kielc ruszyła pieszo aż do Szczecina. Stamtąd trafiła na włoską emigrację. Jej oprawca postanowił podążyć jej śladami i znowu z nią zamieszkał.
Dopiero gdy usłyszała śmiertelną diagnozę, poczuła, że w końcu może pozwolić sobie na bycie egoistką. Po operacji zaczęła chodzić na lekcje śpiewu i dancingi do szczecińskiej Cafe Uśmiech. Tam poznała nowych przyjaciół i Wojtka, który zdobył jej serce.
Nagrania do filmu powstawały przez 4 lata, przez co widać, jak pani Jola zaczęła zmieniać swoje nastawienie i rozkwitła u boku nowego ukochanego. Z osoby, która myślała, że wszystko co dobre jest już za nią, stała się spragnioną nowych przygód szczęśliwą seniorką.
Dziś bohaterka dokumentu śpiewa „szukanie swej miłości to nie stracony czas, może powróci, mam tą nadzieję, połączy znowu nas”. W swoim repertuarze oprócz własnych utworów ma też przeboje Hanki Ordonówny. Zawsze w torebce nosi ze sobą mikrofon i jeśli widzi smutnych ludzi na przystankach, to wyciąga go i śpiewem poprawia im humor.
Życiorys 70-latki to nie tylko historia trudnej drogi do miłości, ale też wolności. W ostatnich latach wiele osób próbowało nakłonić ją do rozwodu z Bogdanem. Postanowiła, że szkoda jej na to nerwów i zdrowia. Czeka aż Bóg ją wyręczy.
Fenomen pani Joli wykracza poza granice kraju. „Lekcja miłości” miała światową premierę na prestiżowym festiwalu IDFA w Amsterdamie, a po jego pokazie publiczność ustawiała się w kolejkach po zdjęcie i chwilę rozmowy z bohaterką filmu. Bo takich herosek nam trzeba.
„Lekcja miłości”: Jola i Wojtek na dancingu. (Materiały prasowe)
ZAMKNIJ
Dziś bohaterka filmu „Lekcja miłości”, który robi furorę na festiwalu Millenium Docs Against Gravity, jest przekonana, że trzymanie się tej ślubnej maksymy przyniosło jej więcej strat niż korzyści. Mimo że pytając młodego księdza o zdanie w sprawie rozstania, usłyszała, że powinna mężowi-alkoholikowi wybaczyć i trwać z nim do końca, bo przecież rozwód nikomu nie przyniesie nic dobrego.
Po latach upokorzeń postanowiła jednak zawalczyć o siebie. Spakowała siebie i dzieci i spod Kielc ruszyła pieszo aż do Szczecina. Stamtąd trafiła na włoską emigrację. Jej oprawca postanowił podążyć jej śladami i znowu z nią zamieszkał.
Dopiero gdy usłyszała śmiertelną diagnozę, poczuła, że w końcu może pozwolić sobie na bycie egoistką. Po operacji zaczęła chodzić na lekcje śpiewu i dancingi do szczecińskiej Cafe Uśmiech. Tam poznała nowych przyjaciół i Wojtka, który zdobył jej serce.
Nagrania do filmu powstawały przez 4 lata, przez co widać, jak pani Jola zaczęła zmieniać swoje nastawienie i rozkwitła u boku nowego ukochanego. Z osoby, która myślała, że wszystko co dobre jest już za nią, stała się spragnioną nowych przygód szczęśliwą seniorką.
Dziś bohaterka dokumentu śpiewa „szukanie swej miłości to nie stracony czas, może powróci, mam tą nadzieję, połączy znowu nas”. W swoim repertuarze oprócz własnych utworów ma też przeboje Hanki Ordonówny. Zawsze w torebce nosi ze sobą mikrofon i jeśli widzi smutnych ludzi na przystankach, to wyciąga go i śpiewem poprawia im humor.
OBEJRZYJ JESZCZE RAZ
Życiorys 70-latki to nie tylko historia trudnej drogi do miłości, ale też wolności. W ostatnich latach wiele osób próbowało nakłonić ją do rozwodu z Bogdanem. Postanowiła, że szkoda jej na to nerwów i zdrowia. Czeka aż Bóg ją wyręczy.
Fenomen pani Joli wykracza poza granice kraju. „Lekcja miłości” miała światową premierę na prestiżowym festiwalu IDFA w Amsterdamie, a po jego pokazie publiczność ustawiała się w kolejkach po zdjęcie i chwilę rozmowy z bohaterką filmu. Bo takich herosek nam trzeba.
Jakże często słyszymy od swojego partnera życiowego, że jesteś dla mnie ten jedyny, czy też jesteś dla mnie ta jedyna.
Jakże często ludzie mówią sobie, że nawet kiedy po latach którąś ze stron dopadnie ostateczność, to druga strona przysięga, że nie zwiąże się z nikim po raz drugi i pozostanie w żałobie do końca swoich dni.
Przysięgają, że nikt inny nie zamieszka w domu, w którym się spędziło z partnerką, konkubiną i w końcu z żoną czy mężem, a więc będzie zachowana pamięć o tej drugiej osobie.
Mam takie osobiste przeczucie, że to ja pierwsza odejdę z tego świata i mam przeczucie, że po mojej śmierci inna kobieta będzie robiła sobie miejsce na swoje ciuchy, buty i pozbędzie się po mnie wszelkich śladów.
Mąż mówi, że kocha, ale nigdy nie wiadomo jak będzie chciał żyć po moim odejściu z tego świata.
Wiecie dlaczego tak myślę?
Otóż w 2018 roku umarła Olga Jackowska zwana „Korą”.
Zdradziła swojego męża Marka Jackowskiego z Kamilem Sipowiczem, z którym potem żyła wiele podobno szczęśliwych lat!
Pobrali się dopiero, kiedy Kora mocno zachorowała, a tak żyli w wolnym związku i mieli jedno dziecko.
Podobno byli szczęśliwym związkiem i Sipowicz trwał przy Korze w jej strasznej chorobie.
Zorganizował jej piękny pogrzeb, a Polska cała płakała, bo odeszła legenda piosenki!
Ja też płakałam, bo uwielbiam jej dzieła, które do mnie trafiają w punkt.
Śpiewała:
„Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz”.
Autor: Olga Jackowska.
Mam w sobie chaos w związku z tym związkiem.
Mógł Sipowicz nie mówić w mediach, że zaledwie nie całe dwa lata po śmierci Kory – związał się z dużo młodszą Sylwią!
O Sylwii wiemy tylko tyle, że jest miłośniczką twórczości Kory, ale cóż się dziwić, kiedy konar wciąż płonie, a jak Sipowicz mówi, że Kora byłaby szczęśliwa z powodu jego szczęścia.
Ja będąc Korą bym go straszyła w nocnych koszmarach, ale zdaje się nie mam racji!
Jeśli chodzi o mnie, to jestem pewna, że gdyby Mąż odszedł pierwszy, to nigdy bym się z nikim nie związała w imię miłości jaką od lat mam dla Niego!
Oj może głupia ja?
Znam taki przypadek, że zdradził żonę 7 razy, co raz z innymi kobietami, ale nigdy od żony nie odszedł, bo żona była mądrą kobietą, a ta reszta nadawała się tylko do bzykania!
W ramach rekompensaty on nie żałuje żonie niczego i ona z tego korzysta, choć o wszystkim wie!
Powyższe zdjęcie zostało wykonane w 1957 roku, kiedy ja mogłam mieć jakieś 8 miesięcy.
Na zdjęciu są moi rodzice, którzy byli ładnie ubrani ze szczęściem w oczach, bo chyba się po prostu kochali.
Nie wiedzieli jeszcze, co się w ich życiu wydarzy i jak potoczą się ich dalsze losy jako rodziców i małżonków.
Ojciec służył w wojsku i był przenoszony z zielonego garnizonu, to drugiego i tak pakowali dobytek na samochód marki „Lublin” i pamiętam jak ponownie się przeprowadzaliśmy i jechaliśmy w strugach deszczu, a miałam wówczas 7 lat.
Mijały lata i pamiętam, że kariera wojskowa ojca się załamała i po prostu psychicznie tego nie wytrzymał, a trzeba pamiętać, że to były trudne czasy PRL-u.
Trzeba zaznaczyć, że w tym małżeństwie, to moja mama nosiła spodnie, a ojciec z roku na rok spadał na samo dno bo alkohol zrobił swoje.
Rozstali się po 17 latach małżeństwa na moją prośbę skierowaną do mamy, bo uważałam, że albo ona zwariuje, albo ojciec wykończy nas wszystkie.
Piszę o tym dlatego, że przed każdymi, zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia rozmyślam, że kompletnie nie pamiętam świąt ze swojego domu rodzinnego.
Nie pamiętam przygotowań, a tylko jedne mi się zapisały, kiedy zaczęła palić się nam choinka, bo zawinił ojciec.
Dlaczego ja tego nie pamiętam, bo przecież jakieś Wigilie były, ale przejrzałam swoje zdjęcia i nie ma w nich śladu najmniejszego, że te święta obchodziłam z rodzicami.
Po latach, kiedy jestem już seniorką dochodzę do wniosku, że wychowałam się w bardzo zimnej atmosferze, bo nie mówiło się w tym domu o uczuciach.
Matka zapędzona i obarczona obowiązkami, a ojciec oderwany od rzeczywistości i widocznie taki był powód, że wyparłam ze swojej pamięci świąteczne dzieciństwo!
Za tydzień Polacy zasiądą do wspólnej Wigilii i niestety, ale wielu w tych świętach nie poczuje żadnej magii świąt, bo wielu zostało poranionych właśnie we własnych rodzinach i ich świętowanie nie będzie wyglądało jak w reklamie.
Oglądałam pewną reklamę, w której ojciec wsiadł do samolotu, a jego córeczka pracowała jako stewardesa i wręczył jej biżuterię jako prezent.
Rozpłakałam się, bo ja nie pamiętam swojego ojca, który by mi chociaż raz powiedział, że mnie kocha!
Kiedy mama odchodziła także mi na pożegnanie nic takiego nie powiedziała i odeszła na tak bardzo sucho!
Muszę z tym żyć!
Kiedy zostałam mamą i żoną, to dbałam o to, by święta spędzić rodzinnie i w albumach mam na to dowody w licznych pamiątkowych zdjęciach!
DDA – w mojej rodzinie nie było Świąt.
Kiedy inni odczuwają radość z nadejścia Bożego Narodzenia, wiele DDA jest smutnych. Serdeczna, wszechobecna atmosfera często kieruje ich myśli ku własnej rodzinie – która była i jest, choć tak naprawdę jej nigdy lub prawie nigdy nie było i nie ma.
Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku budzi w wielu DDA złe skojarzenia i przykre emocje. Kiedy zbliża się ten czas, grupy terapeutyczne odwołują zwykle spotkania, gdyż ludzie zajęci są życiem rodzinnym i towarzyskim, ale wśród DDA jest inaczej – tu zwykle spotkania odbywają się normalnie, a najchętniej uczestnicy spędzili by wspólnie także Wigilię czy Sylwestra, gdyż czują się ze sobą wyjątkowo dobrze. Ze swoimi rodzicami tak się zwykle nie czują.
Wigilia, czyli oczekiwanie na bliskość z kimś dla nas ważnym
Boże Narodzenie kojarzy się w Polsce z rodziną, a to czuły punkt DDA. Podczas tych świąt zderzają się ideały i marzenia o „prawdziwej rodzinie” z rodzinną rzeczywistością. Marzenia o prawdziwej rodzinie to tęsknota za bliskością, wzajemną życzliwością, za byciem zauważonym, a nawet docenionym, za chwilą ciepła…Tymczasem rodzinna rzeczywistość to skacowany lub pijany rodzic, napięcie, rozdrażnienie, gwałtowne wysiłki, by „było jak u ludzi”, zmęczenie tych, którzy w stresie sprzątali, gotowali, podawali. I chwila skrępowania przy życzeniach… Bo czego życzyć komuś, kto i tak nie słucha życzeń, które (wiadomo z góry) się nie spełnią.
Potrzeby, które ożywają w święta
Często życzenia świąteczne dotyczą tego, czego sami byśmy sobie życzyli: „żebyś nie pił”, „żebyś nie była taka zmęczona”, „abyś się dobrze uczył”. W głębi serca pragniemy czegoś, o czym nie mówimy: by nasi bliscy się zmienili, by zmieniło się ich życie, by stali się dostępni dla nas, byśmy mogli cieszyć się nimi i ich obecnością w życiu.
Ale większość DDA nie ma złudzeń, co do tego, że prawdziwa bliskość w ich rodzinie nie jest możliwa. Stąd na forum ktoś pisze „Chciałabym zapaść w sen zimowy na ten czas. Nie widzieć blasku świateł, rodzinnego ciepła za oknem, świątecznej czułości.” Wtedy łatwiej nie czuć braku.
Samotność i tęsknota za bliskością, ciepłem, byciem razem
Chcemy czuć bliskość, ciepło drugiej osoby. Chcemy, by ktoś bezinteresownie chciał nam ofiarować swoją obecność, zainteresowanie, jakiś drobiazg mówiący „myślałem o tobie i twoich potrzebach – chciałbym je zaspokoić”.
Rodzina jest najważniejsza?
I święta, i rodzina mają formę i treść. W wielu domach forma jest zachowana: rodzina jest najważniejsza i święta muszą być bez względu na to, jakim kosztem. Tymczasem umyka treść: nikt nikogo nie zauważa i widać na co dzień, że wcale dobrze sobie nie życzymy. O bliskich nie myślimy jak o ciepłych pomocnych ramionach, na które można liczyć, kiedy życie jest trudne. A czasem nawet przemyka wizja, że łatwiej by było żyć bez…
Trudne wspomnienia: napięcia, awantury, problemy
Wracają wspomnienia wcześniejszych świąt, pełnych rozczarowania, osamotnienia, rozgoryczenia. Świętowanie nie mogło obyć się bez alkoholu, a to oznaczało awantury, wypadki, nieprzyjemne zdarzenia. Wszystkie one ożywają, kiedy DDA opowiadają, jak spędzali święta w domu. Ktoś pisze „Kiedy rok temu dzień przed Wigilią przyszłam do rodziców, żeby coś zanieść, to nie spodobało mu się, że moje obcasy za głośno stukają i też mnie wyrzucił za drzwi”. A zatem te nieprzyjemne doświadczenia świąteczne często nie kończą się wraz z dzieciństwem.
W dorosłości pojawiają się dodatkowe problemy: czy zapraszając rodziców, stawiać alkohol na stół? czy nadal znosić ich agresywne zachowania? Czy wchodzić ponownie w rolę dziecka, które odpowiada za dobry nastrój i udawanie, że jesteśmy kochającą rodziną? Czy moja własna rodzina może być ważniejsza niż rodzice? Problemem mogą być także oczekiwania rodziców, którzy chcą od swoich dzieci poświęcenia im czasu, uwagi, ciepła czyli czegoś, czego sami nie dali swoim dzieciom. Bliskość z sobą
A może, spróbujmy spędzić święta z kimś najbardziej nam bliskim. Spróbujmy w ten szczególny czas być blisko samego siebie, swoich potrzeb i zaspokajać je, jak ktoś, kto napisał: „Kilka lat temu spędzałam święta całkiem sama i wspominam je bardzo dobrze. Ugotowałam sobie, co chciałam, posprzątałam mieszkanie, ubrałam stroik, dużo słuchałam radia – „Trójki”, zrobili tam taki fajny nastrój, nie przesadny, taki rodzinny. Było to coś całkiem innego niż święta w rodzinnym domu. Był spokój, ciepło, które sama sobie dałam. Było to coś, czego się oczekuje od świąt.” Gwiazdkowe prezenty
Spraw sobie prawdziwy prezent, zrealizuj marzenie. Spędź czas z tymi, z którymi czujesz się dobrze i spokojnie. Bądź dla siebie czuły i uważny. Sprawiaj sobie radość i dziel się nią z tymi, z którymi chcesz.
Kto pamięta byłego Premiera Polski za rządów Kaczyńskich w 2005/2007.
To był Kazimierz Marcinkiewicz, który był Premierem zaledwie 9 miesięcy i zapamiętałam go od tego słynnego yes, yes, yes!
Potem pojechał do Londynu robić karierę finansową i tam zapoznał słynną Isabel – poetkę!
Podobno i ona pracowała w jakimś banku i zaczęli się pokazywać na okładkach tabloidów jako bardzo zakochana para.
Kiedy wrócili do Polski ten związek się posypał i odbyła się rozprawa rozwodowa.
Isabel Olchowicz – Marcinkiewicz wciąż nosi nazwisko Marcinkiewicz i nie potrafi się od niego odkleić, bo oto toczy wojnę z Kazem o alimenty z powodu doznanego wypadku i uszkodzonej na wieki ręki, gdyż tak przeżywała jego obojętność w Polsce.
Dziś przypadkiem obejrzałam na Polsacie program pt. „Skandaliści”, który prowadzi Agnieszka Gozdyra i zaprosiła więc do programu Isabel.
Isabel na swojej stronie na Facebooku od dwóch lat walczy o alimenty od byłego męża i stała się orędowniczką dla innych kobiet w podobnej sytuacji.
Kaz jest na nią wściekły, bo psuje mu opinię w świecie polityki, do której miał zamiar wrócić, ale stalkerka plany mu popsuła.
Ciekawa sprawa jest taka, dlaczego po powrocie do Polski skoczyła się ta namiętna miłość?
Złapałam ją w programie na dwóch kłamstwach, a mianowicie, że nie wiedziała będąc w Londynie, że Marcinkiewicz był w polityce – akurat nie wiedziała!
Drugie kłamstwo to takie, że nie miała wiedzy, iż Marcinkiewicz zostawił dla niej chorą żonę i czwórkę dzieci, a więc wskoczyła do łóżka facetowi, o którym nie miała żadnego pojęcia – akurat!
Ta kobieta, to jest leniwiec zasłaniający się ortezą, którą nosi o lat i na tym chce wyłudzić kasę od faceta, który być może nie jest w stanie jej zapłacić.
Nie bronię Marcinkiewicza absolutnie i jeszcze dodam, że ta kobieta zablokowała Kazowi start do Parlamentu Europejskiego dzięki, któremu miał duże szanse by ją spłacił!
Isabel, to kobieta modliszka, która od lat prześladuje faceta, z którym przeżyła i fajne chwile, a teraz jeździ po nim bez opamiętania.
Jak to się potocznie mówi – karma wraca, a Isebel to jest kłamczucha – kożucha!
Wydaje się, że kto buduje swoje szczęście na nieszczęściu drugiej osoby przeważnie kończy przykro i taka karma wróciła do Isabel bez wyobraźni!
Szkoda mi tego Kaza w sumie, którego zgubił syndrom wieku średniego!
wszystko co piękne ; rękodzięło,antyki z pchlich targów,ręcznie wytwarzana biżuteria,ozdoby do domu ,postarzanie mebli ,ozdoby z recyklingu,opisy ciekawych miejsc.
~Myślodsiewnia~ Ten blog jest dla ludzi, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co w dzisiejszym materialnym i sceptycznym świecie jest łatwo zapominane i odchodzi w cień. Sny, miłość, honor, wzajemny szacunek i ciekawość świata- o tym jest ten blog.
Ja – incognito w sklepie dla dorosłych, dopytuje o intymne sprawy kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych. W kraju bez edukacji seksualnej. W kraju gdzie zaglądanie do łóżka jest krajową rozrywką. Tamnadole.wordpress.com to blog poświęcony seksualnym historią kobiet i mężczyzn, które zgromadziłam pracując pod przykrywką w sklepach erotycznych w Polsce. Opowieści pozytywne, intymne, ale i pełne traum czy uprzedzeń i stereotypów. Bohaterkami są one – od tych wycofanych przez nazywane rozwiązłymi, aż po te bardzo świadome swojego ciała. W końcu udało mi się zauważyć pewną sekwencję. Z czym zmagają się kobiety w zaciszu swojej sypialni? Tamnadole to przestrzeń dla opowieści i dyskusji. Czy życie seksualne Polaków jest pełne perwersji czy granic?
Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze... Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy... Nauczyć się dawać, nie dając... Nauczyć się brać, nie biorąc... Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ....miłości nie kochając... Nauka jest sztuką!!!!
Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.