Archiwa tagu: świętowanie

Wiekowa matka, żona, babcia, teściowa!

Obraz może zawierać: roślina, tabela i w budynku

Nie lubię w roku miesiąca sierpnia, a tylko dlatego, że mam w sierpniu urodziny!

Chyba nikogo w starszym wieku, to nie cieszy, kiedy z roku na rok robimy się starsi i bliżej nam – niż dalej!

Urodziny mam za trzy dni i najchętniej bym się schowała do jakieś nory, by tylko ich nie obchodzić!

Jednak się nie da, bo bliscy pamiętają i już dziś otrzymałam w prezencie cudnego, niewinnego storczyka!

Muszę się zapoznać jak nim się opiekować, bo to są naprawdę trudne kwiaty do prowadzenia, aby zawsze były piękne i pełne nowych pąków!

Może ktoś podpowie?

Jeśli jesteśmy stosunkowo młodzi, to nie zastanawiamy się i nie martwimy, że jesteśmy o kolejny rok starsi i wydaje się nam, że mamy jeszcze kupę lat do przeżycia.

Inaczej jest, kiedy jesteśmy w wieku seniora, a wówczas w dzień urodzin robimy podsumowanie swojego życia i ja tak mam!

Mam tak, że pamiętam ludzi, którzy mi źle życzyli, albo odepchnęli, ale sobie z tym poradziłam!

Oliwa zawsze na wierzch wypływa i karma wraca!

Tylko mądrością życiową można pokonać ludzi chytrych, zawziętych i nieszczerych!

Sumuje się swoje życie i drąży, oraz analizuje, bo co nam w życiu wyszło, a gdzie spotkała nas totalna klęska, z którą sobie lepiej lub gorzej poradziliśmy.

Włączają się automatycznie wspomnienia niestety!

Sięgam więc do albumów ze zdjęciami i analizuję każde ze zdjęć,  na których zapisana była młodość i dość dobre życie.

Z biegiem dni – z biegiem lat wsłuchuję się w mój organizm i każdy ból sprawia, że oto odzywa się choroba, a może nawet rak!

Moja Mama dostała boleści w ciągu paru minut i w szpitalu okazało się, że ma raka, a więc uwrażliwiłam się , że może spotkać mnie to samo!

Póki co zdrowie jako tako dopisuje, choć mogłoby być lepiej!

Mieszkam z Mężem od 60 lat w tym samym miasteczku, pełnym zieleni i ścieżek spacerowych, gdzie jest spokój i cisza, a w środku miasta znajduje się  przepiękne jezioro.

Dla młodych ludzi to jest nuda, ale dla starszych, to raj na ziemi!

Jakże często robię zdjęcia i wstawiam na bloga i mojego fan – page!

Nie nudzę się jako emerytka!

Jedyne co mnie martwi, to to, że Polską rządzi grupa przestępcza, która w tej dumnej Polsce zepsuła wszystko, a tak bym chciała, by moje Wnuki żyły w mądrej Polsce!

Dzieci i Wnuki  są zdrowe i są szczęśliwe, a więc mimo upływu lat i ja staram się być szczęśliwa i cieszę się z małych rzeczy, drobnostek, z Męża a także nabywam nowej filozofii życia, co sprawia, że jestem mądrzejsza niż kiedy byłam młoda!

 

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Obraz może zawierać: niebo i na zewnątrz

Dziś są Imieniny Halinki, a więc mojej Maminki :)

Moja Maminka dziś ma Imieniny. 1 lipca, to piękny dzisiaj dzień, bo w końcu zrobiło się ciepło i słonecznie. Poszłam z prezentem do mojej Maminki i na kawę i ciasto. Zawsze jest zaopatrzona i mimo wieku nigdy o cieście nie zapomni. Telefony się rozszalały i kto nie mógł być osobiście, to chociaż zadzwonił i to jest bardzo miłe, że pamiętają.

Przy kawie i ciachu posiedziałam z moją Maminką i nawet się nie obejrzałam, kiedy minęły prawie trzy godziny, bo oto Proszę Państwa z moją Maminką można porozmawiać na wszelkie tematy – polityczne też, bo jest obcykana, że ho, ho.

Nie, nie skarży się absolutnie na swoje zdrowie, choć wiem, że wiele jej dolega, ale moja Maminka nigdy nie lubiła się skarżyć i wiele w sobie znosiła i znosi. Taka twarda z niej Kobieta.

Cyknęłam zdjęcie mojej Mamince, bo każda chwila z nią jest bardzo cenna, a zwłaszcza, że za chwilę skończy 84 lata. 

Mamo – kocham Cię. 🙂

Trzy lata, jak jeden dzień – urodziny mojego wnuka

 

Jeszcze tak niedawno drżałam, aby moje wnuki urodziły się zdrowe i zdrowo się chowały i nie wiedzieć kiedy, minęło w lutym 3 lata, podczas, których urosły i paplają jak najęte. Bardzo mnie to cieszy, bo mają kochających rodziców, którzy całkowicie się im poświęcają. Właśnie jutro mój wnusio skończy 3 latka, a wnusia obok 3 lata, skoczyła 1 lutego. 

Zostaliśmy całą rodzinką zaproszeni na uroczysty, urodzinowy obiad i wszyscy wybraliśmy się w kieruneku Szczecina. To tam, w domu mojej córy i zięcia wszyscy się spotkaliśmy, aby świętować. Był smaczny obiad, tort i dobra kawa, a także lampka wina za zdrowie naszych, rodzinnych dzieci, bo traktujemy dzieci w naszej rodzinie, a jest ich piątka, jako nasze skarby. Cieszę się, że mają dwie Babcie i dwóch Dziadków. Spotykamy się razem przy każdej sposobności i jest nam ze sobą bardzo dobrze. Nie ma fochów, nie ma niedopowiedzianych słów i nie ma plotek. Stanowimy zgraną paczkę i chętnie ze sobą przebywamy.

No czegoż mi więcej trzeba, jeśli w rodzinie jest zgoda, a wnuki rosną na fajnych i mądrych ludzi. Kiedy się z nimi rozmawia, to oczy ze zdumienia się szeroko otwierają, że teraz dzieci są takie rezolutne i mądre, a mnie rośnie serce z radości.

Dzisiejszy wpis trochę krótki będzie, bo jestem po wojażach trochę zmęczona, a więc życzę wszystkim dobrej nocy:)

Będziemy wreszcie razem świętować

Wyjaśnię na wstępie, o jakie świętowanie tutaj chodzi?

4 listopada mój mąż będzie miał kolejne Urodziny, a dzień później ja obchodzę swoje Imieniny, jako, że jestem jesienna Elżbieta. Było wiele lat tak, że nie zauważałam, albo inaczej – nie chciałam pamiętać o wspólnym świętowaniu i nie miałam ochoty na słowa wszystkiego najlepszego, a o buziaku mowy nie było. Nie czułam się z tym dobrze i uwierała mnie ta sytuacja i te chwile złe, które nas od siebie oddaliły. Cierpiałam straszne męki i było mi tak cholernie przykro, ale nie potrafiłam się przemóc, zapomnieć, wybaczyć. Mieliście w swoich małżeństwach takie sytuacje, kiedy jeden zły postępek, choć nie doprowadził do rozwodu, to jednak pozostawił rysę w Waszym serduchu? Tak tylko pytam, bo kto przeżył, ten wie, jak strasznie boli, że trudno się pozbierać i do kupy zebrać. Najgorsze jest to, że ta druga strona  nie potrafi się pokalać i przeprosić, oraz przyrzec, że więcej nie będzie! Takie domyślanie się, że może znowu – przyprawia o najcięższe męki, tam w duszy, głęboko wierci, zżera i zatruwa każdy dzień niepewności, bo noce były na tabletkach, aby dzięki nim chwilę odpocząć, a rano od nowa i od nowa i tak mijają bolesne tygodnie i miesiące, bez grama zaufania. Można odejść, a jakże i w cholerę pozbyć się cierpienia – tylko dokąd? Z czego żyć i za co opłacić rachunki, kiedy ma się niezbyt pokaźne dochody po wielu latach pracy. Co więc pozostaje – przeczekać, żyć bardziej dla siebie, czy zacząć proces wybaczania, jeśli zaczyna się dostrzegać dobre strony, dobre uczynki, troskę o mnie, czasami rzucone jakby od niechcenia – kocham Cię. Zaczął się więc u mnie proces przebaczenia i dlatego na nasze świętowanie upiekę domowe ciacho z owocami, bo takie wychodzi mi najlepiej. Proszę zauważyć jak krótki tekst mi wyszedł z powodu wielu lat cierpienia – czyżbym zaczynała zdrowieć?

Wkleję tu jeden list, który mną wstrząsnął. Ciekawa jestem oceny gościa, który przypadkowo tutaj trafi. List napisała jakaś kobieta prosząc Internautów o radę – oż Karol, gdzie rodzą się się takie kobiety i czym one myślą?

http://foch.pl/foch/1,132906,14814123,Zakochalam_sie_w_mezu_przyjaciolki.html

„Przeczytałam ostatnio u Was list od kobiety, która przyznała, że kocha dwóch mężczyzn – męża i kochanka. Zarówno sam tekst, jak i komentarze, które bardzo uważnie śledziłam, dały mi odwagę żeby podzielić z Wami swoim problemem. Bo zupełnie nie mam komu o tym opowiedzieć, a czuję się z sobą coraz gorzej i może jeśli zdołam tę sytuację rozłożyć na czynniki pierwsze i wysłuchać bezstronnych komentarzy, to wreszcie dotrze do mnie coś, co mi umyka, kiedy w kółko obracam ten problem w swojej głowie.

Choć to nie głowa jest chyba głównym problemem. To serce. Ale po kolei (przepraszam, pisanie na ten temat jest jednak dla mnie trudne). Zakochałam się w mężu mojej przyjaciółki. Nie wiem czy istnieje większy banał, ale wierzcie mi: jeśli Wam się przydarza, to przestaje być tak trywialny i godny wzruszenia ramion. Gdybym jeszcze zakochała się bez wzajemności, może dałabym radę jakoś to w sobie zdławić, ale niestety On ma wobec mnie podobne uczucia. Wiem to, choć nigdy nie padło między nami na ten temat ani jedno słowo. Jesteśmy przecież porządnymi ludźmi. Nie niszczymy małżeństw. Ja na pewno nie chcę zniszczyć małżeństwa mojej przyjaciółki.

Żeby było trudniej: to ja ich ze sobą poznałam. Byłam już mężatką (teraz jestem rozwiedziona), a moja przyjaciółka jakoś nie miała szczęścia do facetów: kolejne związki rozpadały się szybko i często w nieprzyjemny sposób. A ja chciałam, żeby była szczęśliwa – tak samo jak ja. Bez specjalnej wiary w powodzenie swojej misji poznałam ją z moim kolegą z pracy, świetnym chłopakiem, z którym zawsze miałam dobre porozumienie, zarówno w sytuacjach zawodowych, jak i towarzyskich. I stał się cud – tak wtedy o tym myślałam – moja przyjaciółka i mój kolega zakochali się w sobie! W dniu ich ślubu byłam chyba najbardziej wzruszoną osobą w kościele.

Żeby było jeszcze trudniej: moja przyjaciółka jest Wspaniałą Kobietą. Mądrą, silną, dobrą, ciepłą. Zawsze, przez całe lata naszej przyjaźni mogłam liczyć na jej wsparcie we wszystkich życiowych sytuacjach. Kiedy rodziły się dzieci, kiedy miałam zawodowe trudności, kiedy rozstawałam się z mężem. Tak, to moja przyjaciółka i jej mąż pomogli mi przebrnąć przez rozwód, to oni wyciągali mnie z domu, odbierali dzieci ze szkoły, wymyślali mi rozrywki, podsuwali rozwiązania. Godzinami rozmawialiśmy. I z nią, i z nim. I gdzieś po drodze stało się: zakochałam się.

Nie jestem osobą bezrefleksyjną. Rozumiem, że mógł tutaj zadziałać prosty psychologiczny mechanizm – ja, rozbita po rozstaniu z mężem, instynktownie szukam ciepła i uczuć. Łatwo w takim momencie o pomyłkę, o „wmówienie sobie” – fachowo nazywa się to chyba projekcją. Z początku tak o tym myślałam, chciałam przeczekać, starałam się ograniczać nasze kontakty – to znaczy moje z Nim, bo przecież nie z Nią, moją przyjaciółką. Ale trudno widywać się z Nią, nie widując się przy okazji z Nim – w tym kłopot. Tym trudniej, że on wyraźnie szuka mojego towarzystwa. Dzwoni. Smsuje. Jest zawsze pierwszy, by spędzić ze mną trochę czasu – choćby na wspólnej weekendowej wycieczce z naszymi dziećmi. I te dwie sekundy za długo, kiedy trzyma moją rękę w swojej, podając mi kluczyki do samochodu.

Nie zrobiliśmy dotąd niczego „złego”. Nie poszliśmy ze sobą do łóżka, choć napięcie seksualne między nami zaczyna być moim zdaniem coraz bardziej widoczne. Nie „grzeszymy” w żaden sposób – jesteśmy parą przyjaciół. A jednak czuję, że zdradzamy Ją, moją przyjaciółkę. Bo kiedy patrzę na wykaz połączeń w moim telefonie albo wiadomości na Facebooku, to choć ich treść jest przeważnie zupełnie niewinna – może jakieś drobne aluzje, czy niedomówienia – to już sama gęstość tych kontaktów daje do myślenia. Nie chciałabym aby mój mąż miał z kimś tak intensywny kontakt. Byłabym zazdrosna (nie, z moim mężem nie rozstałam się z powodu zdrady – mieliśmy inne problemy).

Czy Ona się nie domyśla? Ciągle zadaję sobie to pytanie i czuję się jak złodziejka, podstępna żmija, oszustka. Czy mogę spokojnie patrzeć jej w oczy, a jednocześnie ukrywać, że znów pół nocy przegadałam z jej mężem na Skype’ie? Bo z jakiegoś powodu to skrzętnie ukrywam. To znaczy z oczywistego powodu: wiem, że źle robię. Wiem, ale nie umiem i nie chcę przestać, choć sama się ranię w ten sposób. Wczoraj popłakałam się patrząc na zdjęcie, które Ona wrzuciła na Facebooka. Taka sobie fotka ze słonecznego jesiennego popołudnia: ona z uśmiechem w oczach patrzy w obiektyw. Z taką miłością i spokojem. A ja płaczę, bo przecież wiem, kto zrobił to zdjęcie i na kogo tak patrzyła. I zazdrość mnie zżera. I smutek.

Gdyby ktoś mnie zapytał jeszcze kilka miesięcy temu, powiedziałabym, że zakochać się w żonatym mężczyźnie to głupota, przejaw złej woli, folgowanie najniższym instynktom. Osądziłabym taką osobę jednoznacznie i bez litości. Właściwie nadal tej litości nie mam – dlatego tak źle się z tym wszystkim czuję. I nie umiem znaleźć sensownego rozwiązania. Pójść „na całość” i ignorować wyrzuty sumienia? Powiedzieć Jej wszystko? Zerwać z nimi kontakty? Nie liczę na to, że rozwiążecie mój problem, ale może podpowiecie, co robić, bo ja się pogubiłam.”

Paulina