Archiwa tagu: sens życia

Dzień dobrych wieści i złych!

Oglądam serial pt. „The Affarir” i jestem już w sezonie 4, a serial składa się z 5 sezonów i każdy ma po 12 odcinków i chyba miesiąc mi zejdzie!

Serial opowiada o losie dwóch małżeństw – bardzo burzliwych i strasznie wciąga – jak narkotyk!

Kiedy skończyłam sezon 3, zajrzałam na swojego Facebooka i tam czekała na mnie bardzo zaskakująca  wiadomość od przemiłej Pani z mojego miasta!

Jest ona działaczką w naszym mieście i bardzo dużo robi także dla mieszkańców i jej tożsamości nie zdradzę!

Dostałam wiadomość o treści:

„dzień dobry Pani Elu przypadkiem trafiłam na Pani bloga. Bardzo mi się spodobał i myślę nad tym by również pisać bloga. Kiedyś dawno temu zaczęłam ale jakoś nie wyszło, może uda mi się teraz. Pozdrawiam”

Oczywiście podziękowałam i dałam kilka wskazówek jak i gdzie najlepiej bloga pisać!

Na blogu ostatnio sporo piszę o depresji, która ludzkość dopada coraz częściej i już lekarze potrafią ją diagnozować, ale nie zawsze wyleczyć, gdyż depresja – depresji jest nierówna.

Jedni z niej wychodzą, a inni nie i dlatego jest ona zmorą dzisiejszych czasów, bo kiedyś to chyba się nazywało melancholią!

Depresja dopada znienacka i może się pojawić zaraz po obudzeniu, albo w trakcie prowadzenia normalnego życia.

On spada i poraża niczym piorun!

Dopada i zwala z nóg, kiedy na przykład odchodzi z tego świata ktoś nam umiłowany, bliski, kochany, niezastąpiony!

Przyznam się szczerze, że taką osobą dla mnie jest mój Mąż, bez którego nie potrafię żyć, bo tak bardzo go kocham!

Gdyby odszedł przede mną, to było by po mnie, gdyż wiem, że bez niego nie chciałabym dalej żyć!

W moim serialu, który oglądam kobieta o imieniu Alison straciła dziecko, a za chwilę wpadła w głęboką depresję i pół roku spędziła w szpitalu!

Tak się dzieje w wielu przypadkach ze stratą w tle, że ludzie sobie z tą stratą nie radzą!

Dziś przeczytałam wywiad, który niżej wklejam w całości z aktorem filmowym i teatralnym, a także z Senatorem – Jerzym Fedorowiczem!

Wywiad z nim przeprowadzili dziennikarze z TVN24 i jest on szczery do bólu i każde zdanie w tym wywiadzie jest strasznie ważne!

Płakałam czytając, bo depresję przeżyłam i wiem jaki to jest ból duszy, że aż serce wyrywa z klatki piersiowej, a w głowie powstaje jakaś dziwna pustka i czuje się wówczas, że nie chce się dalej żyć i walczyć!

W depresji się nie śpi! Nie chce się jeść, myć, robić zakupy, odwiedzać bliskich, bo wszystko staje się bezsensem i brakuje energii na cokolwiek!

Jest to wegetacja!

Czasami się zastanawiam dlaczego niektórzy popadają w depresję, a inni się z niej śmieją!

Dochodzę do wniosku, że depresja nie dopada ludzi silnych psychiczne, bezwzględnych, materialistów i ludzi dążących do bezwzględnej władzy!

Proszę przeczytajcie ten wywiad, bo warto przeczytać o człowieku, który swoją żonę – moją imienniczkę traktował jak największego przyjaciela w życiu i na całe życie.

Życzę Panu Fedorowiczowi powrotu do sensu życia, choć wiem jakie to jest kurwa trudne!

„- Jak Pan się czuje? – Źle. – Fizycznie? – (cisza) Mnie się nie chce żyć, w ogóle. – Tęskni pan za żoną? – Tęsknię za nią niemiłosiernie.

Gdybyśmy spotkali dziś Jerzego Fedorowicza na ulicy, prawdopodobnie byśmy go nie poznali. Sportowa sylwetka znanego polityka, aktora i reżysera gdzieś zniknęła. Pogodne oczy zapadły się głęboko w oczodołach i tylko szelmowski uśmiech, który w trakcie tej rozmowy pojawił się na twarzy dwa razy, przypomina człowieka sprzed lat. Sprzed śmierci żony – znanej scenografki, Elżbiety Krywszy-Fedorowicz, i tego, co przyszło po niej – choroby. Depresji.

Uprzedzamy Czytelników, że w tej rozmowie raz na jakiś czas padają przekleństwa. Nie „wykropkowaliśmy” ich przy edycji wywiadu, bo to wtrącenia bardzo „fedorowiczowe”. Oddają jego osobowość i w jego ustach brzmią jak przecinki, a nie jak wulgaryzmy. Taka aktorska poetyka.

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński (dziennikarze „Faktów” TVN): Piękne zdjęcia. (na ścianie niewielkiej sypialni wiszą zdjęcia zmarłej dwa lata temu Elżbiety Krywszy-Fedorowicz)

Jerzy Fedorowicz: Dzieci mi taki ołtarzyk zrobiły. Ale nie wiem, czy to dobrze.

Bo?

Bo cały czas patrzę na te zdjęcia i nie mogę przestać myśleć.

Ależ pan się zmienił.

Co ja mam wam powiedzieć. Znacie mnie. Jak radość, to na maksa, jak ból… to depresja. Tak, mam depresję – po raz drugi w życiu. Pierwsza dopadła mnie, jak Elunia zachorowała. Miała raka piersi. A moja żona miała najpiękniejsze piersi na świecie. Chorowała sześć długich lat.

Jak pan wtedy z tej depresji wyszedł?

Był moment, że jej się poprawiło, przyszły dobre wyniki, pojechaliśmy na wakacje, to i ja z tego wyszedłem. Byłem szczęśliwy. Najgorsze jest to, że ja wiem, jak się leczyć, a się nie leczę.

Czyli jak? 

Pierwsze, co mówią, to żeby nie myśleć o tym… o niej. Tyle, że te myśli przychodzą nawet w snach.

I co robicie w tych snach?

Jesteśmy razem. Rozmawiamy. Kochamy się. Elunia była wspaniałą kochanką.

Uśmiecha się pan…

Bo cieszę się, że mogę wam o niej opowiedzieć. Zobaczcie tamto zdjęcie. Zrobiłem je już, jak była chora. (zdjęcie wisi na ścianie w salonie. Pani Elżbieta ma na nim przeciwsłoneczne okulary.)

Piękna.

Najpiękniejsza.

Był pan przy żonie do końca?

Tak, byłem przy niej do śmierci. Spałem w tamtych dniach w szpitalu. Pamiętam ten moment jej ostatniego uśmiechu. Uśmiechnęła się do mnie i zgasła. To trwało dwa dni i po prostu zgasła. Na pewno nie cierpiała. I potem wnuczka Tosia zabrała mnie do siebie. Wyjechałem i odpoczywałem. Schodziło ze mnie całe te sześć lat: tych wizyt, tych lekarzy, tego załatwiania. W tamtym czasie koncentrowałem się na wspominaniu i upamiętnianiu Eli.

Często pan chodzi na cmentarz?

Ostatnio właśnie nie. (cisza) Nie mam na to siły, ale wiem, że tam jest wszystko zadbane.

Płacze pan czasem?

Wcale.

Duma nie pozwala?

Nie, nie potrafię. Nie mam siły. Naprawdę nie mam siły, żeby płakać.

Jaka była pana żona?

Silna, bardzo silna. Elunia była bardzo znanym scenografem. Są momenty, gdy scenograf rządzi sceną, krawcowymi, stolarzami… I ona robiła to świetnie. Ale była też trudna. U niej było: raz tak, raz tak. Zawsze stawiała na swoim. Każda kłótnia musiała wyjść na jej. No i ja ustępowałem. Jezu, jak my się kochaliśmy kłócić. (po raz drugi pojawia się uśmiech)

Pan ją poznał, jak miał 18 lat.

Tak, a ona 21. Opowiem wam jedno moje wspomnienie, które wam pokaże, jak bardzo się kochaliśmy i jak bardzo byliśmy dla siebie stworzeni. Podsłuchałem kiedyś rozmowę w towarzystwie, w którym bawiliśmy się na imprezie. Ona rozmawiała z koleżanką i pyta: jak Ty to robisz, żeby się nie kochać ze Staszkiem, jak nie masz ochoty? A tamta mówi: „no normalnie, idę do łazienki i czekam tam tak długo, aż Staszek zaśnie”. A Elka mówi: „to nie na Fedora, bo ten skurwysyn, jak wrócę z łazienki, to się obudzi i jeszcze gorzej będzie” (śmiech). Taka była. Znała mnie i kochała takiego, jakim jestem. A nie byłem święty…

Aktor-amant?

Wiele kobiet się mną interesowało – nie kryję. Elka potrafiła mnie opieprzyć, były awantury, ale potem wybaczała. Sama lubiła imprezować. Tańczyć, bawić się, była królową życia. Fenomenalną kobietą. Wszyscy mi mówili, że ja sobie nie zasłużyłem na taką wspaniałą kobietę.

Jak się w ogóle poznaliście?

Na balu pierwszoroczniaków. Tańczyła, była sama. Ja miałem dziewczynę, ale to już nie miało znaczenia. Pokochałem ją od razu. Mówię wam poważnie, od razu. No ale dupa, bo ona na początku mnie nie chciała. Że jestem gówniarz i smarkacz. Ale miałem charakter i mój upór jej chyba zaimponował.

I się udało.

Pojechaliśmy na wakacje, kupiłem wino i zaczęliśmy się kochać… Była ode mnie trzy lata starsza. I wyobraźcie sobie: jest szaleństwo, jest teatr, są imprezy, podróże, jest wszystko. I nagle poznaję kogoś takiego i idę z nią w całe życie. Do wszystkiego dochodziliśmy razem. Sami.

Był czas, kiedy wyjechaliście z Krakowa.

Bo ona dostała etat w Szczecinie. Dla niej zostawiłem Kraków i teatr. Ona wiedziała, że ma we mnie absolutną gwarancję bezpieczeństwa. Że choćby nie wiem co się działo, to zawsze jestem obok. Zawsze zdążę.

Ciężko się zostawia Kraków dla Szczecina?

Nawet mi, kurwa, nie mówcie. Ja zostawiałem Teatr Stary. Trela, Stuhr… To miało być całe moje życie. A rzuciłem to w sekundę dla Eli i ani przez minutę tej decyzji nie żałowałem.

Ależ pan ją kochał.

Ta nasza miłość była czymś takim, co trudno innym będzie ogarnąć umysłem. Taki to był rodzaj miłości. Był szacunek, namiętność, pasja, coś jak z kosmosu. Ja zawsze miałem dziewczyny, w końcu grałem Romea w „Romeo i Julii”. (śmiech)

(śmiech)

No a kto miał je mieć? Ten który grał, kurwa, aptekarza? Zawsze się mówiło: Fedor to dobre ciacho. I nagle zobaczyłem ją i koniec. Oszalałem. (cisza) Przepraszam, ale jak ja na takie zdjęcie popatrzę, to ja pierniczę…

Na to na ścianie?

Tak. Tu fotografowali nas jako najpiękniejszą parę w Krakowie. I tacy byliśmy. Pragnęliśmy tego samego. Były podróże. Było życie, była młodość i każdy wieczór był taki jak teraz, rozmowy, muzyka, tyle, że była wódka nasza własna i zakąski zrobione przez Elkę. I teraz pomyślcie… przychodzi moment choroby i ja… Ja, kurwa, choć wiem, że nie wolno mi, winię siebie.

Dlaczego siebie?

Że nie nakłoniłem jej wcześniej, żeby poszła na badania. Tym bardziej, że od początku byłem zaangażowany w akcje tak zwanej „różowej wstążki”. Chodziłem tu po rynku z dziewczynami i namawiałem, żeby robić mammografię, żeby się badać. I ja nagle nie dopatrzyłem tego u własnej żony. I teraz jestem w tym domu zupełnie sam.

Kiedy się wie, że się ma depresję?

Macie jeszcze czasem tremę przed wejściem na antenę?

Czasem tak.

No właśnie. Tylko trema w pewnym momencie „puszcza”, a mnie nie puszcza. Ja już za drugim razem wiedziałem, że ten ból tak przechodzi tu, po klatce piersiowej. I wiedziałem, że nie będzie snu.

I nie było?

Nic. Ja nie śpię. Dopiero jak wezmę pastylkę, tylko wtedy zasypiam. Ja mam świadomość, że gdyby nie koronawirus, to mógłbym z tego być może już wyjść. Zamknęliby mnie w szpitalu, zmusili do snu i tabletkami z tego wyprowadzili. A tak, jestem w domu, mam te pigułki, o to te (na stole leżą opakowania z lekarstwami)… które wiem, że mnie niszczą.

W jakim sensie niszczą?

No uzależniają. Bo to jest jak narkotyk. Z tą depresją jest tak, że ja ją czuję fizycznie nawet teraz, w tym momencie. Choć teraz trochę mniej, bo przyjechaliście, możemy sobie pogadać, za co wam dziękuję. Wiecie… Są ludzie, którzy dobrze znoszą samotność, a są też tacy, jak ja.

A kiedy to największe „walnięcie” choroby przyszło?

Niecałe dwa lata po śmierci. Elunia zmarła w maju 2018 roku.

I wtedy był ten moment, kiedy pan się schował?

Jak zaczęła się pandemia, to byłem jeszcze w Warszawie. I były takie obrady Senatu, w których zrobiliśmy 250 poprawek, trwało to do 2.00 w nocy, a ja rano miałem pogrzeb kuzyna. U nas w rodzinie dbamy o takie rzeczy. I jak wracałem stamtąd, to już czułem, że ten ból mnie dopada. Znałem go. A potem doszła bezsenność.

A wcześniej, tuż po śmierci?

Na początku było tak, że nastąpiła ulga, po sześciu latach cierpienia… Dom, szpital, dom, szpital i jak widzisz kogoś, kogo tak bardzo kochasz i nie możesz mu pomóc, i to trwa i trwa, i to zbiera się w tobie, magazynujesz te wszystkie emocje, bóle i takie codzienne wkurwienie…

Jest strach?

Wtedy nie skupiasz się na strachu. Walczysz, działasz. Pamiętajcie, że ja musiałem zbierać też pieniądze na leczenie. I zbierałem, gdzie mogłem. Do tego był Senat, a Ela była ze mnie bardzo dumna, że wcześniej byłem posłem, potem senatorem. No więc ja cały czas byłem w biegu. Wtedy się nie zastanawiasz nad niczym, tylko działasz.

A jak Pan dawał radę godzić pracę w Warszawie, z życiem w Krakowie?

Generalnie udawało się. Musiało się udać. Ja musiałem pracować, bo potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenie. Ale jeszcze przed śmiercią raz było tak, że czwartą noc urzędowaliśmy w Senacie – były głosowania, a moja Ela była tutaj na górze, u nas w sypialni. I ona chciała mnie w domu. No i ja uciekłem z jakiegoś głosowania… I jak się rzucił na mnie za tę nieobecność Borsuk (Bogdan Borusewicz – red.), o mój Boże. Mówię mu: chłopie, jak ty do mnie, kurwa, mówisz? Jak ty możesz tak do mnie tak mówić? Czy ty się człowieku możesz opanować. Wejdź w moje życie, człowieku, to zobaczysz, jak wygląda świat. Ja wracałem do żony, która tu umierała!

Ostro.

Kiedyś jeden senator, po śmierci Eluni wyciągnął do mnie rękę z kondolencjami, a ja mówię: odpierdol się. Kondolencje przyjmuję, ale ręki nie podaję.

Dlaczego?

Bo w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałem pieniędzy dla Eli, to on głosował za obniżeniem nam pensji o 20 proc., choć błagałem, by tego nie robił. Ale tak chciał Kaczyński. Nikt się nikim w ławie obok nie przejmował. Bywałem więc i taki okropny, wiem o tym. Ale ja czułem się już coraz bardziej zmęczony, a jak już przyszło to…

…depresja?

Tak. To ja już myślę tylko o jednym. Że ja już chcę być z nią. Tam. Po prostu. Jutro pewnie będę o tym rozmawiał z moją psycholożką.

Aktywność polityczna nie pomaga oderwać się od bólu?

Senat?

Tak. 

Gdzie tam. Zresztą ja już nie powinienem startować.

Dlaczego?

To już nie jest czas dla polityków średniego rzędu i starych jak ja.

Proszę nie żartować, pan ma 73 lata, a Donald Trump 74.

Tam polityka wygląda kompletnie inaczej. Oczywiście, moją wiedzę i doświadczenie można by wykorzystać. Ale tu nikt tego nie potrzebuje. Politycy tacy jak ja są już niepotrzebni.

Czuje się pan niepotrzebny?

Tak się czuję, ale też w tym moim upadku została odpowiedzialność. Nas jest 50 i ważny jest każdy głos. Poza tym musicie mi uwierzyć, że wyrosłem w takim domu i w takim otoczeniu, w którym bycie senatorem jest powodem do autentycznej dumy. I to zaufanie ludzi jakoś mnie tam trzyma.

Dawno pana na Wiejskiej nie było.

Przez pandemię. Pracuję zdalnie. Dziś były głosowania, miałem krótkie wystąpienie, dostałem brawa. Ale powiem wam absolutnie szczerze – ja jestem kurwa zmęczony, ja jestem już zmęczony życiem. (cisza)

Myślał pan, żeby zrezygnować z mandatu?

Na mnie głosowali ludzie, wielu z nich znam, tak się nie robi.

Jak dziś wygląda pański dzień?

Chcecie wiedzieć? Na przykład jutro: najpierw muszę znaleźć w sobie siłę, żeby wstać z łóżka. Jak już wstanę to powinienem zjeść śniadanie, ale nie wiem, czy dam radę, rzadko jem. O 12.00 mam spotkanie z psycholożką – świetna, mądra kobieta – która mi pewnie powie, żebym zażywał nie sześć, tylko cztery tabletki. Że muszę zmniejszyć dawkę. No to ja jej powiem, że na razie się nie uda, bo one mnie podtrzymują. Potem mam wolne. I to jest straszne.

Czas wolny?

Nienawidzę być takim staruszkiem, starszym panem… I to jest w ogóle niepedagogiczne, co powiem, ale nie mam ochoty na życie, nie mam ochoty na tę salę senacką, na te korytarze, na te pokoiki.

Kiedyś pan tym żył.

A dziś widzę tę bylejakość polityki. Ten brak szacunku. Tę bezkarność na każdym kroku. A jestem za słaby, żeby coś zmieniać, więc się wkurwiam.

Dla kogo pan dziś żyje, panie senatorze?

Mam wspaniałą, czułą rodzinę. Kochających mnie synów. Wnuki. Jestem z nich bardzo dumny.

Odwiedzają pana?

Oczywiście.

To skąd to uczucie samotności?

Z tego, że ja chcę być z nią. Tak bardzo, że to jest nie do wyrażenia. I nie do zniesienia. Mnie nie cieszy już nic. Wakacje? Te najwspanialsze z Elką mam już za sobą. Teatr? Zagrałem już to, o czym marzyłem. A ja, jak nie idę ogniem do przodu, to cierpię. Zrozumcie… Ja w życiu zrobiłem już tak dużo, żyłem tak intensywnie, ciągle się gdzieś spieszyłem. Dom, teatr, sport, stypendia w Austrii, w Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, grałem w teatrze na Węgrzech. Potem były wybory, jedne, drugie… Był tenis, w którym się spełniałem. Jak ja o tym myślę i próbuję to ogarnąć, to się zaczynam dusić. Bo to wszystko było dzięki Elżuni i dla Elżuni.

Przeraża to pańskie „nie mam siły”.

Bo to ona była jej źródłem.

A myśli pan czasem: Fedor, weź się w garść?

Żeby wróciła siła, to ja musiałbym mieć jakiś cel. Wtedy celem było to, żeby poprawiło się mojej żonie. A dziś? Do celu, do którego zmierzam, muszę mieć siłę fizyczną, której nie mam. I kółko tej beznadziei się zamyka.

A jaki jest ten cel na dziś?

Szczerze? Chcę zapanować nad bólem, który dziś puszcza dopiero po tabletkach. Jeśli opanuję ten ból, będę potrafił zmusić siebie do choćby pięciu godzin snu. Jeśli wstanę z łóżka, zrobię sobie śniadanie. Dziś, jeśli mi ktoś tego nie zrobi, to nie zjem, bo nie mam siły. Zakupy? Dla mnie to jest katastrofa. To jest nie do przejścia. Więc jeśli uda mi się zrobić te drobne rzeczy, to może wtedy przyjdzie czas na ten większy cel.

Możemy teraz my szczerze? To niezwykłe, że potrafi pan tak mówić o swoich trudnościach. To ważne dla wielu osób, które to przeczytają, które same zmagają się z depresją.

Chyba powinienem powiedzieć na koniec coś optymistycznego. Bo pewnie się będziecie niedługo zbierać.

Jeśli tylko pan chce.

Teatr Ludowy w Krakowie chce, żebym zagrał Nixona w nowym spektaklu „Cały Nixon” Russella Leesa. Podaj proszę tę niebieską teczkę.

Tę?

Tak.

Fedorowicz otwiera scenariusz, w którym ma pozakreślane swoje kwestie. Odchrząkuje i zaczyna recytować. Głosem, który pierwszy raz w czasie naszej rozmowy przypomina głos Fedorowicza znany każdemu, kto choć raz go słyszał, choćby w telewizji.

Jerzy Fedorowicz: Mogę?

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński: Jasne.

„Lipiec. 58 rok. Delegacja. Taka zwykła, służbowa – Caracas. Cholera, ty siedzisz koło mnie, wjeżdżamy, a tu antyamerykańska demonstracja. Kijami, pałami, jakimiś krzakami walą po samochodzie, po wszystkim. Drą się itd. No i co ja wtedy robię, i co ja wtedy robię…? Ty byś, kurwa, siedział i byś próbował negocjować, a ja otwieram drzwi samochodu, wysiadam i całuję te mordy plugawe. Te śmierdzące ryje maczo po prostu.” (śmiech) 

Dobre.

No jasne, że dobre. Plus to jest dobra sztuka.

W niej gra dwóch aktorów: jeden jako Nixon, drugi jako Kissinger. Kto będzie tym drugim?

Miał być mój przyjaciel Jerzy Trela, ale tam się coś pozmieniało. Ale bardzo się rozwinął Piotrek Pilitowski – aktor ode mnie z teatru. On bardzo dobrze gra i spróbujemy to przeczytać.

I pan uważa to za swój test?

Nic nie uważam. Boję się uważać cokolwiek. Zaprosili mnie na próbę czytaną i zobaczymy, czy mi to wyjdzie. Spróbuję się z tym zmierzyć. Jeśli to przetrzymam, to może…

…może znajdzie Pan cel w życiu?

Może zacznę się podnosić.

Przyjedziemy na premierę. 

(uśmiech) Jeśli zagram, zaproszę was.

Autor: Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński; współpraca: Klaudia Musiał

Źródło: tvn24.pl

Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym: 116 123 (codziennie 14-22, połączenie bezpłatne)

Jerzy Fedorowicz o śmierci żony i o depresji. Wywiad Arlety Zalewskiej i Krzysztofa Skórzyńskiego - TVN24

Dni Zadumy, a więc i ja mało napiszę

Wybrałam się dzisiaj na cmentarz i tak sobie pomyślałam, że mam komfort, bo nie muszę daleko jechać w Polskę i czuć się niebezpiecznie w natłoku pędzących samochodów na cmentarze. Dojście do cmentarza zajmuje mi co najwyżej 10 minut, a więc powolutku, wolnym krokiem i jestem przy grobach moich bliskich. 

Na cmentarzu dzisiaj jeszcze niektórzy robili porządki przy grobach, a inni już je pięknie ogarnęli. Umyli pomniki, wyrwali jakieś tam chwasty i zagrabili, aby było świątecznie, bo przecież jutro przy grobach spotka się cała rodzina i oby nie było tak, jak na poniższym obrazku.

Dzisiaj na zupełnym luzie przeszłam się po cmentarzu, bo ludzi nie było zbyt wiele, ale jutro będzie tłok i na szczęście zapowiadają przepiękną pogodę, co jest ważne, kiedy tak ludzie czasami raz w roku się spotykają przy grobach, bo na co dzień nawet rodziny się nie nie spotykają i ze sobą nie rozmawiają. Jest to okazja więc, aby się spotkać i chwilę ze sobą pobyć. 

Mam tak, że wolę dzień wcześniej odwiedzić groby i podumać chwilę o tym wszystkim, o sensie życia, w ciszy i wspomnieć tych, których z nami już nie ma.

Idę więc do swojego taty i teścia, ale najdłużej to bym postała nad grobkiem moich dwóch wnuków, którym nie dane było nas wszystkich spotkać i być tu z nami. Nie myślę o tym codziennie, ale są chwile, że jest mi bardzo z tym źle i smutno.

Idźcie jutro na cmentarze, bo Oni na Was czekają. 

Andrzej Dąbrówka

+++

Przyjadą
albo nie przyjadą

Przyniosą kwiaty
albo nie przyniosą

Zabiorą wnuki
albo nie zabiorą

Przyjadą, jeśli nie będzie strasznie padać
Przyniosą kwiaty, jeżeli trafią na kwiaciarnię
Wnuki się zjawią, jeśli nie będą miały imprez

Jednym słowem wszystko będzie tak
jak za życia