Archiwa tagu: Mikołaj

List do Świętego Mikołaja!

Dzieci już pewnie napisały Listy do Świętego Mikołaja, w których poprosiły o spełnienie swoich najskrytszych marzeń.

Może te listy już dotarły, albo są w drodze, ale kto powiedział, że my dorosli nie możemy takiego listu też napisać! 😀

Ja seniorka postanowiłam napisać do Mikołaja w te oto słowa:

„Drogi Mikołaju – ja osoba dorosła mam tylko jedno marzenie natury bardzo osobistej.

Piszę do Ciebie Mikołaju pierwszy raz w życiu!

W życiu moim układa się dość dobrze i nie mam prawa  narzekać, gdyż niczego mi praktycznie nie brakuje.

Mam dom i mam w koło siebie kochane osoby, a więc czego mi więcej trzeba – no może lepszego zdrowia dla mnie i moich bliskich. Jeśli nie ma zdrowia, to i pieniądze nie cieszą!

Proszę Ciebie Mikołaju o to, abyś podczas podrzucania prezentów pod choinkę – porozmawiał z dorosłymi ludźmi dla dobra mojego kraju – Polski.

Ja wiem, że przez to będziesz miał więcej pracy, ale to ważne!

W Polsce nie dzieje się dobrze od dwóch lat, gdyż rządzący nam robią w kraju rozróbę i wszystko niszczą – demokrację też.

Pogadaj Mikołaju z dorosłymi, aby w wyborach samorządowych, które odbędą się za rok – głosowali mądrze i nie oddali naszych Małych Ojczyzn w ręce złodzieji i desperatów!

Pogadaj z nimi, że zależy Ci, aby Polska wróciła na drogę demokracji, spokoju i mądrych rządów.

Mikołaju! Czy mogę na Ciebie liczyć, że pomożesz nam Polakom wrócić na szczęśliwą ścieżkę?

Z góry dziękuję i mam nadzieję, że i Tobie zależy na mądrej Europie – zjednoczonej Europie!

Abyśmy nie musili w sieci pisać podobnych tekstów – jak niżej!

W Tobie Mikołaju jedyny ratunek dla mojego kraju!”. 😀

Andrzej Rodan

ZNASZ LI TEN KRAJ?!
ANDRZEJ RODAN tako rzecze: jest taki kraj w Europie, z którego śmieje się cały świat z wyjątkiem Korei Północnej. W kraju tym rządzi Kościół, a konkretnie setka starych szamanów zwanych episkopatem – na czele z tłustawym, obleśnym, najbogatszym zakonnikiem świata, który w innym, normalnym kraju już dawno by siedział w pierdlu. Przy pomocy swoich żałosnych sługusów-obszczymurów rządzi także tym krajem konusowaty mlaskający gargamel, bezzębny, złośliwy, zawistny, mściwy, zgorzkniały, ksenofob, lodołamacz konstytucji i prawa, boksujący się z Unią Europejską i Puszczą Białowieską, kryptogej, nie posiadający konta bankowego, prawa jazdy, żony, dzieci, nie potrafiący posługiwać się komputerem, internetem, nienawidzący kobiet, Tuska, wypełniony jadem, żólcią i innymi substancjami trującymi w stosunku do wszystkiego i wszystkich. Znasz li ten kraj? Jak żyć w kraju nagiej głupoty, bezczelnej podłości, dominacji zakrystii? Biorę więc akordeon (na zdjęciu) i gram poloneza „Pożegnanie ojczyzny”. Młodości, ty nad poziomy wylatuj i spierdalaj stąd póki czas! Ostatni gasi światło!

 

Zdjęcie użytkownika Andrzej Rodan.

List od świętego Mikołaja do moich Wnuków!

Kiedy są Wnuki u mnie, to mam armagedon w domu, ale bardzo przyjemny! 😀

 

Święta, święta i już po świętach – jak ten czas szybko leci.

Pogoda okrutnie obrzydliwa za oknem,  a do tego w zachodniej Polsce szaleje orkan „Barbara” i już wiele miejscowości go odczuwa.

W pobliskiej wiosce została już zerwana linia elektryczna i ludzie nie mają światła. Całe szczęście w tym wszystkim, że to się dzieje pod koniec świąt.

Ja korzystam jeszcze, że Internet mi działa – jak na razie i nic szczególnego jeszcze się nie dzieje.

Chcę podzielić się z Czytelnikami nijakim, uważam świetnym pomysłem, na to, kiedy Wnuczęta przestają już wierzyć w Mikołaja i nie da się ich oszukać.

Rodzice moich Wnuków wpadli na ciekawy pomysł, aby jeszcze do końca nie odzierać dzieci w wiarę, iż prezentów nie kupują Rodzice.

Rodzice napisali list jakby od świętego Mikołaja do dzieci właśnie.

Nie napiszę oczywiście dokładnie jak ów list brzmiał, ale mniej więcej tak:

„Kochane Dzieci!

To ja święty Mikołaj do Was piszę i wiem, że czekacie na mnie i się niecierpliwicie.

Niestety, ale moje sanie uległy awarii, a renifery są bardzo zmęczone.

Nie zdążę więc wręczyć Wam osobiście prezentów, gdyż po naprawie sań będę musiał jeszcze odwiedzić ponad 6 milionów domów, aby obdarować inne Dzieci prezentami, ale do Was już nie zdążę.

Mam więc prośbę, aby prezenty w moim imieniu wręczył Wam Wujek Artur, któremu powierzam moją misję i czapeczkę Mikołaja.

Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i może zdążę do Was w przyszłym roku”.

List ten został położony na parapecie zewnętrznym okna i w pewnym momencie Tata moich Wnuków zadzwonił do domu i oznajmił Dzieciom, że znalazł list od świętego Mikołaja.

Trzeba było widzieć oczy Dzieci, bo zrobiły się jak pięć złotych.

Moja Wnusia drżącymi rączkami rozrywała kopertę i jąkając się ze wzruszenia przeczytała pozostałym Dzieciom ten list, a my dorośli mieliśmy niesamowitą frajdę widząc zdziwione i pełne wiary twarzyczki Dzieci.

Uważam, że pomysł był przedni i dlatego podaję go jako receptę na przedłużenie magii prezentów pod choinką dla naszych milusińskich.

Mikołaj nie żyje!

Mikołaj nie żyje!  
Tak przynajmniej uczy 6-letnie dzieci – katechetka, na lekcji religii w jaworznickiej podstawówce.  
Uczy też, aby nie wierzyły rodzicom, bo oni je ..okłamują i jest inaczej.
Coś takiego przekazuje pierwszakom pani od religii!  
Na dodatek rzuca kluczami, nazywa dzieci „szatanami” i odprawia jakieś egzorcyzmy z świecą i kamieniem, gdzie jednej z dziewczynek zapaliły się włosy, ale szkoła to zataiła! 
Kiedy rodzice zgłaszali zastrzeżenia dotyczące pani Taborskiej – katechetki, szkoła łącznie z samą panią katechetką, twierdziły, że: dzieci są niewychowane i rodzice powinni je zdyscyplinować,  (ciekawe czym??)
Tłumaczenie szkoły? – „Dzieciom od małego trzeba hartować ducha”  
ŹRÓDŁO

Niestety zwykle bardziej niż na własnych dzieciach zależy rodzicom na opinii proboszcza i innych „bo co ludzie powiedzą?”/ „co z komunią? / co z bierzmowaniem? itp.”
Zacofanie i pseudo-wiara na pokaz są porażające.  
Jeśli ktoś naprawdę jest wierzący i naprawdę zależy mu na przekazaniu tych wartości dziecku – będzie to potrafił zrobić sam z dobrym przykładem własnym.

 A u mnie już z akcentem świątecznym i niech szlag trafi oszołomów pod rządami tego nierządu!

Prezenty dla dzieci i sentymenty :)

Podsumowanie świąt raz jeszcze. Kiedy po części Wigilii, nadszedł stosowny moment na zjawienie się Mikołaja, byłam przerażona ile prezentów zjawiło się pod choinką – dla wszystkich, ale rzecz jasna, dla dzieci najwięcej. Moje wnuczęta mają dwie pary Babć i Dziadków, a także ciocie i wujków i każdy pod choinkę coś przygotował. Z nami było tak, że daliśmy rodzicom pieniążki i to Oni za określoną kwotę, dokonali zakupu zabawki, gry, czy też innego prezentu. Przecież to rodzice znają swoje dzieci najlepiej. Mimo wszystko przeraziła mnie ilość tego wszystkiego, bo ja najbardziej pamiętam ze swojego dzieciństwa jeden bardzo dla mnie zapamiętany prezent. Otóż miałam chyba 8 lat i mieszkaliśmy w Ustce, gdzie rozpoczęłam naukę w pierwszej klasie. Nie wiem dlaczego ten prezent tak utkwił mi w pamięci. Dostałam pod  choinkę dwie bajki, a tytuł jednej z nich to był, aby nie przekręcić „Mister Twister, fabrykant guzików”, z której dowiedziałam się jak ten Mister dorobił się majątku, ale gdzie? W Ameryce oczywiście. Pamiętam, że siedziałam na podłodze przy ciepłym piecu, z wypiekami na twarzy i sama czytałam tę opowieść z zapartym tchem. Chłonęłam każde słowo, a z czytaniem dawałam sobie już nieźle radę. Lektura była na tyle ciekawa, że czytałam i oczywiście podziwiałam każdą ilustrację. Dlaczego o tym wspominam, bo dzisiejsze dzieci mają za dużo  na raz i prezenty z nieba im kapią, a czy potrafią tak do końca się z tego cieszyć? Czy zapamiętają na przyszłość, tę jedyną zabawkę, grę na wiele lat? Czy będą potrafiły wspomnieć kiedyś coś, co sprawiło im niewymierną radość – oto jest pytanie? Jestem zwolenniczką poznania swojego dziecka, na tyle, aby uraczyć je wymarzonym prezentem, niekoniecznie drogim, ale takim, przy którym dziecko spędzi dłużej niż godzinę. Ma być to coś, co się chowa w swoim kąciku i dba jak o największy skarb, ale czy w zalewie pięknych i wymyślnych zabawek jest to jeszcze możliwe?

Moje bajki z czasów dzieciństwa są w pudle schowane w mojej piwnicy i liczą sobie już 50 lat. Mogłabym je podarować swoim wnukom, ale czy mnie by nie wyśmiały czasami, kiedy bym im  podarowała posklejane bajeczki, takie już niemodne. Może kiedyś, kiedy dorosną i zaczną doceniać moje sentymenty, podzielę się z nimi moimi wspomnieniami – może kiedyś?

Cudowne święta

Godzina  16.45 wsiadamy zapakowani i jedziemy na  rodzinną Wigilię. Policzyłam, że będzie nas 15 osób, małych i dużych. Wchodzimy z kolędą „Dzisiaj w Betlejem”, a wnuczęta zdziwione, bo nasze pojawienie było tajemnicą oczywiście. Na początek dzielimy się i życzymy sobie najlepszego i spełnienia marzeń. Podchodzę do najstarszej wnusi i na ucho życzę jej, ale to jest nasza tajemnica. Patrzą na mnie okrągłe, szczęśliwe oczęta, kochanie. Zrozumiałyśmy się, bo my mamy swoje tajemnice. Zasiadamy do stołu i gospodyni domu w takiej ogólnej mowie zaprasza do wspólnej Wigilii z życzeniem, abyśmy na drugi rok spotkali się w tym samym gronie i oczywiście wspominamy jej Mamę, która w tym roku odeszła. Mamy wszyscy w oczach łzy, bo życie jest takie nieprzewidywalne  przecież. Próbujemy wszystkiego po trochu, wszak przed Wigilią pościliśmy i napawamy się wigilijnymi smakami. A to rybka, a to racuchy z sosem grzybowym, a to to, a to tamto, w ciszy i spokoju, uśmiechamy się do siebie, ale czujemy presję i spojrzenia dzieci, wszak czekają na Mikołaja. Dziadek Leszek robi akcję i ogłasza, że widzi Mikołaja przez okno wołając wszystkie dzieci. Wlepione nosami w szybę okna pilnie wyczekują i wypatrują. Dałam sygnał, że może Mikołaj wejdzie przez komin, a więc zaczęły pytać, a gdzie jest ten komin? Nagle ktoś wali laską w drzwi i pojawia się wyczekiwany i upragniony Mikołaj, a więc biegną wszystkie do drzwi. Jedne odważne, a inne przestraszone, zależnie od wieku. Oczy jak pięć złotych, a my dorośli robimy dobrą minę, bo nic nie wiemy na ten temat, co Mikołaj przyniesie i skąd przybywa. Mikołaj zaproszony przez starsze dzieci zasiada w wielkim fotelu, tuż obok prześlicznej choinki i zaczyna się festiwal wierszyków, kolęd, piosenek z przedszkola, a dorośli muszą wykonać przysiady, skłony i niestety też muszą śpiewać.

Wspaniała chwila, kiedy dzieci rozdzierają papiery i kokardki i znajdują tam swoje wymarzone prezenty w postaci przeróżnych, kolorowych spełnionych marzeń.

No więc się pochwalę, co Mikołaj mnie przyniósł, domyślając się, co mnie uszczęśliwi, a więc przede wszystkim ciepłe skarpety, bo Babci marzną bardzo nogi, a potem książkę Maryli Rodowicz, a następnie krajalnicę, ekstra do warzyw i oczywiście kalendarz ze zdjęciami moich wnucząt. Cudne prezenty, trafione, jestem szczęśliwa.

A dzisiaj, to znaczy w pierwszy dzień świąt, moje dzieci, wnuczęta i zięciowie, zawitali do nas na godzinę 14. Wszystko przygotowałam najlepiej jak potrafię. Zrobiłam stroik, zapaliłam świece w różnych miejscach, aby ponownie poczuć ten dzień. Wszyscy zjawili się punktualnie, bo Oni wiedzę, że ja kocham punktualność. Obiad ciepły im przygotowałam, zupę dla wnucząt i zaczęła się rodzinna biesiada. My w jednym pokoju, a wnuczęta w drugim, znów rozpakowywały prezenty, ale Babcia ma w kartonie tajemnym schowane farby i bloki i przy specjalnie przygotowanym dla nich stoliku rozłożyłam ich skarby i przez dwie godziny rodzice nie wiedzieli, że mają dzieci. Zaczęła się twórcza praca, malunki choinek,  Mikołajów, a w tym czasie, My dorośli mogliśmy sobie swobodnie porozmawiać, bo przecież takie święta są  tylko raz w roku.

Przed chwilą moje dzieci, zięciowie i wnuczęta opuścili nasz dom, a ja z mężem możemy się oddać już odpoczynkowi, bo jutro znowu idziemy w gości, a ja już jestem szczęśliwa, że kolejne święta mogłam spędzić tak wspaniale i tylko moje Mamie, 83 letniej Pani pociekły łzy, bo tak bardzo by chciała spotkać się z nami za rok.