Archiwa tagu: studia

A kiedy sobie mówią Dość!

Mam dość! Anna krzyknęła na cały dom, tak, aby usłyszał jej mąż, który siedział sobie w fotelu, w pidżamie i spokojnie, jak gdyby nic, oglądał telewizor. Było już południe i Anna jak każdego dnia, wybrała się na zakupy, bo jej męża wcale, a wcale to nie obchodziło i kiedy weszła do kuchni i zobaczyła ten bałagan, jaki każdego poranka robi jej mąż – nie wytrzymała. Rzuciła niedbale zakupy i ciężko usiadła na taborecie, podpierając w rozpaczy swoją głowę. Kiedy ochłonęła, ogarnęła wzrokiem kuchnię i się załamała. Zalana kuchenka, rozrzucone skorupki po jajkach i wszystkie sztućce dostępne w kuchni  brudne porozrzucane gdzie bądź.

On zawsze taki był niedbały i zawsze go nie obchodziło kto w tym domu sprząta, szoruje, gotuje, pierze i prasuje. Wszystko miał zrobione na czas i podstawione pod nos. Zawsze się starała, aby w domu była domowa i rodzinna atmosfera, a dom był zadbany, ale teraz, kiedy on przeszedł na emeryturę, a dzieci poszły na swoje, zaczęło ją to wszystko przerastać.

– Palcem nie kiwniesz, bałaganiarzu jeden, wygarnęła, kiedy szurając kapciami pokazał się w kuchni.

– O co ci chodzi – spytał, a ona, że ma dość tego jego lenistwa, bo ona też nie młodnieje i czasami brakuje jej już sił.

– Mam dość usługiwania już i albo zaczniesz mi pomagać i wspierać, albo składam pozew o rozwód – wykrzyczała. Kiedy pracowałeś to darowałam ci to nieróbstwo i brak zaangażowania w dom, a teraz kiedy masz tyle wolnego, zaczyna mnie to cholernie drażnić i szczerze ostrzegam, że odejdę od ciebie. Sprzedam mieszkanie i podzielimy je na dwa oddzielne, a potem możesz brudem zarosnąć i mnie to guzik będzie obchodziło – rozumiesz. Spojrzała na niego z politowaniem i rozkazała, aby się chociaż wykąpał i ogolił, bo wygląda jak dziad!

Inaczej było u Teresy. Całe życie wiedziała, że on ją zdradza. Zaciskała usta, aby mu tego nie wykrzyczeć, ponieważ wiedziała, że bez jego pieniędzy nie będzie w stanie wychować ich trójki dzieci. Musiała to znosić, gdyż pragnęła dla swoich dzieci normalnego domu, gdzie jest zgoda i aby one nie przeżywały domowego piekła. Poświęciła się dla dzieci, bo były dla niej wielkim skarbem – kochała je tak bardzo, że ukrywała przed nimi ekscesy ich ojca.

Kiedy dzieci pokończyły studia i się usamodzielniły, znów się dowiedziała, że  ma następną kochankę. Fama poszła po mieście, że zdradza ją z kobietą o 12 lat młodszą i ta wiadomość przelała czarę goryczy, która wciąż w niej była, tylko tak bardzo stłumiona.

Pewnego wieczora zaproponowała mu kolację we dwoje z powodu jej 55 urodzin. Tak, to już 55 lat i 30 lat małżeństwa, a więc kolacja jak najbardziej była świetnym pomysłem, aby wreszcie uwolnić swoje emocje i strachy, zgromadzone przez tyle lat.

Nalała wina do kieliszków i po kilku chwilach oświadczyła, że nie chce już tak dalej żyć i już złożyła pozew o rozwód. Taki sobie zrobiłam prezent na swoje urodziny – oświadczyła i pojawił się na jej twarzy uśmiech. Nie chcę, rozumiesz, już nie chcę tego znosić i umożliwiam ci spokojny romans. Już nie musisz się kryć z tymi swoimi lafiryndami, bo ja się wyprowadzam do naszej córki. Mam u niej zapewniony byt, a tobie zostawiam całe to mieszkanie. Zabiorę ubrania i kilka drobnych rzeczy, a więc nie okradnę cię, tak jak ty ukradłeś mi moją godność.

Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że: Według danych Głównego Urzędu Statystycznego liczba rozwodów w Polsce rośnie. W 2010 roku rozpadło się ponad 61 tys. małżeństw, rok później już ponad 64 tysiące. Rozwodzimy się nie tylko częściej (w 1991 roku na 10 zawartych małżeństw rozstawało się półtora, w 2011 już trzy kończyły się rozwodem), ale także w coraz późniejszym wieku. W 2011 r. rozpadło się ponad 17,3 tys. par ze stażem małżeńskim wynoszącym dwadzieścia i więcej lat. To trzy razy więcej niż w 1990 r.

http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/poradnik-rozwodnika/rozwody-po-piecdziesiatce/fdtbg

Tak sobie pomyślałam o moim małżeństwie, bo zawieruch w nim nie brakowało i nie raz padło u nas to straszne słowo „rozwód”. Nie raz wrzeszczeliśmy oboje, że mamy siebie dość i nie raz było bardzo blisko, aby się rozstać i nie zawracać sobie sobą głowy. Każde z nas miało wizję innego, lepszego życia, bo osobno. Jednak nadal jesteśmy razem i chyba już tak zostanie, bo nie potrafimy żyć bez siebie. Nie wiem, bo może oboje jesteśmy tchórzami, a może jednak wciąż się kochamy. Wczoraj powiedziałam mężowi, że jest tendencja wzrostowa rozwodów wśród takich wiekowych ludzi i usłyszałam, że my się nie rozwiedziemy i jak tu nie cieszyć się, że ten facet doszedł wreszcie do wniosku, że takiej wariatki jak ja nigdzie nie znajdzie. Chwilo trwaj!

Za młodzi na sen, za starzy na grzech

Byłam dziś w naszym Urzędzie Miasta, aby załatwić pewną, ważną dla mnie sprawę urzędową. Pracowałam tam, skąd trzy lata temu odeszłam. No więc weszłam do mojego budynku. Niby nic się nie zmieniło, bo na ścianach wciąż te same biała panele, te same płytki na schodach. No może zostały zmienione drzwi do pokoi i wiszą inne tabliczki na drzwiach. No więc weszłam jak do grobowca. Cisza totalna i nie słychać z za drzwi żadnych rozmów, a jeśli tak, to tylko takie same urzędowe, czyli załatwianie petenta, bo petent jest najważniejszy przecież. Kiedyś na najniższym piętrze była postawiona popielniczka dla palaczy i tam, co jakiś czas spotykali się palacze na pogaduszki i chwilę oddechu. Nie ma już tej popielniczki i nie ma żadnych pogaduch. Koniec, do roboty drodzy urzędnicy.

Słyszę, przechodząc się po korytarzu, a może raczej widzę przez uchylone drzwi, że wszyscy siedzą przykładnie w swoich pokojach i ledwie ktoś wysunie nosek ze swojego gabinetu, a w powietrzu czuć następną kampanię wyborczą i wszyscy się boją, aby po, utrzymać swoje stanowisko pracy. Takie czasy, że co cztery lata następuje przesiew  i obsadzanie poszczególnych stanowisk swoimi. Czuje się lęk i obawę, aby nie wylecieć ze stanowiska, a więc nie zmieniło się nic. Wchodzę po 40 minutach do gabinetu, gdzie są trzy biurka, ale jedno z urzędniczką, a więc już widać oszczędności, czy źle zaprogramowany wydział.

Załatwiam szybko i pomyślnie, za przyczyną programów komputerowych. Wychodzę zadowolona, mijając urzędnika przepięknie i modnie ubranego, bo w urzędach jest rewia mody i codziennie należy być inaczej, ale modnie ubranym, a więc nic się nie zmieniło.

Odetchnęłam, kiedy do domu wróciłam, a tu za chwilę telefon. Mamo, przyjdę na kawę, bo udało mi się szybciej urwać z pracy. Okej, wstawiam wodę na kawę i czekam. Za 20 minut wpada córka, siadamy. Stawiam kawę z mleczkiem i zaczynamy konwersację.

-Jutro wyjeżdżam do Poznania.

– A po co – pytam.

– Na kolejne studia się dostałam i mam do czwartku zjazd.

– No okej, ale gdzie będziesz mieszkała  – pytam.

– W hotelu, sama, ale dam radę.

– Tak długo, a co z małą – dopytuję.

– Będzie w żłobku, a potem zajmie się nią Babcia i Dziadek, bo mój mąż też jedzie na studia, ale do Szczecina – hm, studia siódme, czy ósme – nieśmiało pytam.

– Oj mamo, musimy się dokształcać, bo to zaprocentuje.

– Okej, uczcie się, ale stajecie się niewolnikami współczesnego wyścigu szczurów, a kiedy jesteście razem, jako rodzina, jako rodzice – zwariowaliście chyba, zasmuciłam się, bo kiedyś jednak inaczej było, spokojniej.

A może ja czegoś nie pojmuję, a może wciąż tkwię w czasach, że jedna szkoła powinna wystarczyć na całą karierę zawodową.

Trudno, czasy się zmieniły, ale czy na lepsze?