Archiwa tagu: wspomnienia

Jeszcze trochę wspomnień.

kanał1

Wczoraj pisałam, że młode pokolenie zabrało się za oczyszczenie kanałów, które łączą u nas trzy jeziora i się dziś dokonał rejs dziewiczy z początkiem wiosny.

Docelowe miejsce, to półwysep znajdujący się na trzecim jeziorze i to się udało.

Młodzi zadzwonili do mojego M i zabrali go na wycieczkę dzisiaj.

Patrzę na to zdjęcie z sentymentem, bo nie pamiętam, w którym roku pokonywaliśmy te kanały, aby spędzić dwa tygodnie właśnie na tym półwyspie.

Mieliśmy bodajże po 40 lat i wraz z dwoma małżeństwami i naszymi dziećmi popłynęliśmy na ten półwysep.

Przeprawialiśmy się łodziami z dużym obciążeniem, bo zapakowaliśmy namioty, materace, gary, butle gazowe i inny potrzebny ekwipunek, aby przeżyć w dziczy te dwa tygodnie.

Nigdy nie zapomnę tego czasu, kiedy nasze dzieci kąpaliśmy w wodzie cieplutkiej podczas zachodzącego słońca.

Mężczyźni łapali ryby i robiliśmy kotlety rybne, bo maszynkę do mielenia też mieliśmy.

Małe okonie trafiały do octu, a inne artykuły kupowaliśmy w mieście i były dowożone samochodem wojskowym Gaz-69.

Na obiad były dania jednogarnkowe, a więc przeważnie ziemniaki z warzywami i odrobiną mięsa – zajadały się nasze dzieci.

Ja sama odpoczywałam siedząc na kładce z wędką, bo bardzo lubiłam ten spokojny, wyciszony czas z dala od miasta i pracy.

Niestety ale te czasy minęły i się nie powtórzą!

Najważniejsze w naszym życiu są wspomnienia i właśnie o takie jestem bogata, bo nie trzeba jechać do ciepłych krajów, by odpocząć.

Nasz wspaniały kolega już nie żyje, który tylko dla mnie robił masło czosnkowe i za to mu dziękuję, bo go bardzo lubiłam za szczerość i pracowitość.

Pamiętam wieczorne ogniska i siedzenie przy nim razem z dobrymi ludźmi.

To se ne vrati!

Pisałam też na blogu, że w moim mieście była przebudowa placu w środku miasta i oto została skończone tuż przed świętami i mimo narzekań i pomsty na betonozę – ludziska już tam odpoczywają, a dzieci chlapią się w podświetlanej fontannie.

Jutro już święta i lubię ten czas odpoczynku od polityki, kiedy lodówka jest zapełniona i w sumie nastanie upragniony spokój.

Jeszcze raz życzę Wam spokojnych świąt moi Drodzy.

Historia!

Synowie po swojej śp. Mamie zaczęli proces sprzątania jej mieszkania w celu przygotowania go do sprzedaży.

Codziennie prace posuwają się do przodu i praktycznie nic nie zostaje wywalone na śmietnik.

Nawet nie wiem, gdzie Teściowa miała schowane powyższe lalki, bo nigdy ich nie widziałam.

Dziś trafiły do nas i zostaną oddane dla najmłodszej, naszej Wnusi, ale jest ciekawa ich historia.

Dwie lalki były podarowane dla mojej starszej Córki, kiedy była malutka.

Większa przyjechała z Rosji i kupił ją pradziadek, który raz jeden odwiedził moją Teściową.

Druga lalka w kapelusiku przyjechała z Buczy z Ukrainy, a wiem to, ponieważ obie te lalki mają opis, który zrobiła moja Teściowa.

Jak dziś wiemy Rosjanie zbombardowali Buczę i jej już nie ma, ale jest lalka.

Z tego opisu wynika, że lalki mają więcej niż 40 lat.

Teściowa zrobiła im ubranka na szydełku, zapakowała w folię i tak te lata przeleciały, a lalki nigdy nie trafiły do mojego dziecka ha ha.

Ludzie przychodzą i pytają się, co mogą zabrać z mieszkania Teściowej i tak dzisiaj na wieś do rodziny pojechała szafa, kanapa, krzesła i stół.

W sobotę ludzie zabiorą segment, pralkę i lodówkę, a więc nic się nie zmarnuje, a dostanie drugie życie i to mnie cieszy.

Ja mam do przebrania cały karton różnych przydasiów, bo Teściowa wszystko zbierała.

Mam dylemat, bo naprawdę jest wiele pamiątek, ale nie mam kompletnie gdzie tego trzymać i dlatego będę musiała się sporo pozbyć.

Historia ta nauczyła mnie czegoś, że w życiu nie warto otaczać się jakimś majątkiem, a żyć tylko z niezbędnymi nam przedmiotami, bo po śmierci ludzie wyrzucają wiele na śmietnik nie przywiązując do tego żadnej wagi.

Nam się udało przekazać jej ubrania, do Czerwonego Krzyża, bo Teściowa była elegantką i naprawdę niech ktoś z tego skorzysta i dalej nosi.

Najważniejsze jest to, że bracia nie chwytają się za łby w sprawie podziału majątku, a wręcz odwrotnie, bo jest to braterska zgoda i współdziałanie.

Ja się łapię wciąż na tym, że szykowałam obiad dla Teściowej, a teraz już nie muszę – dziwne uczycie.

Pokolenie Starszych!

starsi
Poniższy tekst znalazłam na Facebooku i udostępniłam u siebie od znajomej.
Nie jest to tekst dokładnie przetłumaczony, ale jest w nim sedno życia mojego pokolenia.
Warto sobie tak powspominać i sądzę, że moje pokolenie żyło w całkiem, ciekawych czasach.
Wydaje mi się, że dość dobrze pamiętam moje dzieciństwo i młodość i nie narzekam, że moje pokolenie nie żyło w dobrobycie, bo wychowywaliśmy się w szaro – burej Polsce.
 Musieliśmy co rusz przestawiać się na inne, zmieniające się czasy, które musieliśmy akceptować, a zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Byliśmy dziećmi podwórka i na nim sporo się działo, a nie siedzieliśmy nosem w komputerach.
Byliśmy czynni i rozbiegani bawiąc się w kapsle, cegiełki, podchody i w niewidzialną rękę.
Nie mieliśmy pojęcia jak wygląda zagranica, bo nie zbyt dużo o tym mówiono w czarno – białej telewizji.
Jeśli chciałam być bliżej zachodu, to kupowałam czasopisma takie jak „Film”, czy „Ekran” i stamtąd czerpałam  wiedzę o kinie i filmach, a także podziwiałam piękne, amerykańskie aktorki, których zdjęcia wklejałam do zeszytu.
Dużo zajęć w szkole, bo sport i śpiewanie w chórze, a więc wciąż byłam zajęta, ale i na odrabianie lekcji znalazł się czas.
Zresztą o tym na blogu nie raz pisałam, że nasze życie nie było nudne, bo ciągle się coś działo.
Nie narzekałam, że muszę się ładnie ubrać i iść w Pochodzie 1-Majowym i nie czułam jakieś tam presji.
Pamiętam, że później – w czasie transformacji czekałam cały tydzień na program, którego nazwy nie pamiętam już, w którym pokazywano już w telewizorze „Rubin” ciekawostki ze świata i zagranicy.
Kiedy byłam młodą mężatką ucieszyło mnie wywalczenie telefonu stacjonarnego, a książka telefoniczna też była zdobyczą.
Zupełnie nie można zapomnieć, że nasze pokolenie przeżyło Stan Wojenny, kiedy w kraju były pustki na półkach i o wszystko trzeba było się bić i mieliśmy kartki na żywność, ale i to przeżyliśmy.
Potem nastały telefony komórkowe i satelity na dachu, by mieć więcej programów.
A oto co dzieje się teraz?
Musieliśmy opanować komputery/laptopy i nauczyliśmy się robić zakupy w Internecie płacąc Blikiem, a także korzystać z portali społecznościowych – my starsi ludzie robimy także opłaty, a więc jesteśmy mistrzami.
Można pisać tak w nieskończoność, bo wiele się zaczęło zmieniać w miastach i na wsiach, kiedy przystąpiliśmy do Unii Europejskiej.
Ze znalezieniem pracy na peryferii nie było tak lekko, ale jakoś udało się popracować do emerytury i jak tak się spojrzy w tył, to zadaję sobie pytanie – jak moje pokolenie to przeżyło, bo lekko nie było, ale i tak te wspomnienia sprawiają z perspektywy czasu – interesujący okres w naszym życiu.
Świat pędzi jak szalony i ciekawe w jaką stronę pójdzie młode, dzisiejsze pokolenie, kiedy już się mówi, że jest dużo słabsze psychicznie z wieloma problemami, tym bardziej, że w ich świat wkracza sztuczna inteligencja.
I teraz przeczytajcie jak to zostało zapisane w poniższym felietonie:
Nazywają nas „Starszymi”
Urodziliśmy się w latach 40-50-60-tych.
Dorastaliśmy w latach 50-60-70.
Uczyliśmy się w latach 60-70-80-tych.
Spotykaliśmy się razem w latach 70-80-90.
Pobraliśmy się i odkryliśmy świat w latach 70-80-90-tych.
Odważyliśmy się w lata 80-90-te.
Ustabilizujemy się w latach 2000.
Mądrzeliśmy w 2010 roku.
A my mocno wykraczamy poza 2020 rok.
Wygląda na to, że przeżyliśmy osiem różnych dekad…
DWA różne stulecia…
DWÓCH milenialsów od siebie…
Przeszliśmy od telefonu z operatorem połączeń dalekobieżnych do rozmów wideo wszędzie na świecie.
Przeszliśmy od slajdów do YouTube, płyt winylowych do muzyki online, odręcznie pisanych listów do e-mail i WhatsApp.
Od radia z gier na żywo, przez czarno-białe telewizory, po kolorowy telewizor, a potem do 3D HD
Poszedłem do sklepu wideo, a teraz oglądam Netflixa.
Poznaliśmy pierwsze komputery, karty przebite, dyskietki a teraz mamy gigabajty i megabajty na smartfonach.
Całe dzieciństwo nosiliśmy spodenki a potem spodnie, Oxford, rakiety, kompletne muszelki i niebieskie je
Uniknęliśmy paraliżu dziecięcego, zapalenia opon mózgowych, polio, gruźlicy, świńskiej grypy a teraz COV
Kiedyś jeździliśmy na łyżwach, trójkołowych, rowerach, motorowery, samochodami benzynowymi lub dieselami a teraz jeździmy hybrydami lub elektrycznymi
Tak, wiele przeszliśmy, ale jakie mieliśmy życie!
Mogliby nas opisać jako „wzorowych”, ludzi urodzonych w tamtym świecie lat pięćdziesiątych, którzy mieli analogowe dzieciństwo i cyfrową dorosłość.
Mamy coś w stylu „widzieliśmy to wszystko”!
Nasze pokolenie dosłownie przeżyło i było świadkiem więcej niż ktokolwiek inny w każdym wymiarze życia.
To nasze pokolenie dosłownie zaadaptowało się do „ZMIANY. „
Wielkie brawa dla wszystkich członków bardzo wyjątkowego pokolenia, które będzie NIEPOWTARZALNE!

 

 

Czy Polska jeszcze tańczy?

Dzisiaj w „Szansie na sukces” były piosenki Piotra Szczepanika i tu z pewnością nikt z młodych go nie pamięta.

Dla mnie to był powrót do piosenek z lat mojej młodości, czyli piosenek, które zapadły we mnie na zawsze.

Piotr Szczepanik śpiewał ciepłe, nostalgiczne i romantyczne piosenki swoim bardzo delikatnym głosem, a każda jego piosenka stawała się hitem

Dziś usłyszałam piosenkę pt. „Zabawa podmiejska” i automatycznie włączyły się wspomnienia.

Mały wycinek z tekstu piosenki brzmi:

„Zabawa podmiejska
Z soboty na niedzielę
Dłużej gra orkiestra
Nie miejska niewiejska
Zabawa podmiejska”

Kiedy tak sobie czasami wspominam przeglądając zdjęcia w albumach, to stwierdzam, że się w życiu natańczyłam i lubiłam tańczyć.

Mój M nie za bardzo umiał tańczyć, ale z czasem świetnie się dograliśmy!

Kiedyś ludzie jakoś byli bliżej siebie i spotykali się właśnie na dancingach, a potem na dyskotekach.

U nas w latach PRL-u można było potańczyć, co sobotę na dansingu w klubie wojskowym, albo w małych knajpkach i faktycznie ludzie tak planowali tydzień, aby w sobotę się zabawić!

Na Plaży Miejskiej był wybetonowany kawałek plaży i tam też ludzie się schodzili, aby potańczyć, a często przygrywała orkiestra wojskowa, bo moje miasto, to było właśnie wojskowe i mieliśmy tutaj jednostki wojskowe.

Byliśmy z M na wielu weselach, bo nawet na wsi, kiedy zapraszali nas znajomi.

Zabawa trwała do białego rana, ale często braliśmy udział w Sylwestrach i balach charytatywnych.

Lubiłam, kiedy szykowałam sobie kreację na Sylwestra, bo w sklepach nie było wyboru.

Kiedyś zrobiłam sobie bluzkę ze srebrnej nitki, a teściowa mi uszyła spódnicę ze wstążki i naprawdę dobrze się w tej kreacji dobrze bawiłam.

W pewnym okresie życia, kiedy w mieście nie było pracy załozyłam tzw. „Lumpex” i naprawdę miałam do wyboru wiele kreacji, a ileż to ja miałam wówczas koleżanek!

Później w modę weszły dyskoteki i na nich też zdzierało się buty, kiedy miksował muzykę didżej i miło te czasy wspominam.

I nagle w moim mieście wszystko umarło i teraz, to ja nawet nie wiem gdzie bawią się młodzi ludzie, bo wszystko jest pozmykane na spusty i nie dzieje się praktycznie nic.

Restauracja, która zajmowała się organizacją dyskotek o lat jest zamknięta i wojskowy klub także, a więc nuda – panie nuda, a może jest tak, że ludzie siedzą w sieci i już nie potrzebują tego typu rozrywki.

Zauważyłam jednak, że szczujnia, co rusz robi koncerty piosenki biesiadnej z naszych podatków po to, aby ludzie na chwilę zapomnieli o drożyźnie, inflacji i biedzie.

Na dobranoc pokażę Wam zachód słońca nad naszym morzem, który przesłała mi moja starsza z wnusią.

Wczoraj i dziś!

roza

Córka na Urodziny sobie zażyczyła, by jej sprezentować róże na kiju – tak to się nazywa i oto żółta zaczęła pięknie kwitnąć, a biała ma dużo pączków i zakwitnie lada chwila.

To tak na początek lajtowego wpisu dzisiaj.

Czasami zaglądam na Instagrama i zawsze się wnerwię, bo ludziska bez skrupułów tam pokazują całe swoje życie, a także dupska i cycki i nie zatrzymują dla siebie żadnej prywatności.

No cóż, bo teraz mamy czasy, że wszystko jest na sprzedaż i chcą nam wmówić – popatrzcie jaka jestem wyluzowana/y i jaki jestem szczęśliwa/y i tak dalej.

A nie zawsze tak było, bo nie było Internetu i aby czegoś dowiedzieć się o celebrytach, to biegło się do kiosku i kupowało gazety, które czytało się z rozdziawioną buzią.

Pamiętam jak biegałam do kiosku po czasopisma jak „Ekran” i „Film”

Wycinałam zdjęcia ludzi na topie i wklejałam do zeszytu, dowiadując się także o celebrytach zagranicznych.

Jako nastolatka miałam jakieś pojęcie, co się działo w świecie artystycznym.

Pamiętam jaka burza się w Polsce rozpętała, kiedy to Oleńkę w „Potopie” miała zagrać Barbara Brylska i miała już podpisany kontrakt, a w konsekwencji Oleńkę zagrała Małgorzata Braunek, której Polacy nie chcieli w tej roli.

Taka sama burza, a może nawet większa, kiedy to w roli Kmicica w „Potopie” miał zagrać Daniel Olbrychski.

W gazetach aż huczało, a w konsekwencji Olbrychski z roli nie zrezygnował, ale mówił w wywiadach, że grożono mu nawet przemocą jeśli przyjmie tę rolę.

Pamiętam też rozmowę z koleżanką, która mnie uświadomiła, że Czesław Niemen naprawdę nazywał się Wydrzycki i nosi on perukę, bo swoje włosy miał bardzo słabe i wstydził się ich.

Nikt w tamtych czasach nie mówił o tym, że Jerzy Połomski jest gejem, bo w tamtych czasach o tym publicznie się nie mówiło.

Połomski był łysy i nosił perukę, czego ludzie się domyślali.

To są takie smaczki, które zapamiętałam z okresu młodzieńczego, a było ich z pewnością dużo, ale nie wszystkie wypływały na światło dzienne.

Wiem, że w tamtych czasach była cenzura i aktorom, piosenkarzom, artystom nie zawsze było lekko.

Dzisiaj pokusiłam się na serial „Lalka” na podstawie powieści Bolesława Prusa i stwierdziłam, że już takich filmów się już nie kręci, a gra aktorska współczesnych nie dorównuje tamtemu aktorstwu.

Każdy kadr z tego filmu nadaje się na obraz w kolorze, a gra aktorska była na najwyższym poziomie.

Czasami lepiej jest nie wiedzieć nic o życiu prywatnym sławnych ludzi, bo inaczej się ich odbiera na scenie, czy w kinie, bo nie psuje to oceny o danym człowieku.

Teraz wszystko o nich wiemy, bo mamy Instagram, Pudelek, Kozaczek, czy Plotek, a to nie robi dobrej roboty!

Kiedy Jan Pietrzak śpiewał w Opolu, aby „Polska była Polską”, to go uwielbiałam, ale czasy się zmieniły i Pietrzak nałogowo pluje na opozycyjne partie i niestety czar prysł.

Pogadałam sobie i oto oglądam Opole – dzień drugi i niestety – nędza.

Jakie czasy czekają nasze dzieci i wnuki?

Jak ten czas szybko leci, bo oto jeszcze niedawno moja, mała Wnusia dziś pisała egzamin ośmioklasisty z języka polskiego.

Jutro będzie matematyka, a pojutrze język obcy, czyli angielski.

Tematy są w sieci i z języka polskiego dziś była „Balladyna” i rozprawka z przeczytanych lektrur.

Wydaje się, że piszące dzieci przeżywały stres, gdyż przecież dwa lata z powodu pandemii – uczyły się zdalnie.

Zdzwoniłyśmy się i powiedziała, że chyba dobrze jej poszło, a pisała rozprawkę.

Trzymam za Nią kciuki i w takich sytuacjach człowiek sobie przypomina jak to było w 1972 roku, w którym i ja pisałam egzamin do szkoły średniej.

Nawet dobrze pamiętam, bo z polskiego pisałam wypracowanie z „Ludzi bezdomnych” – Żeromskiego, a do matematyki przygotował mnie korepetytor bardzo dobrze.

Korepetytor był lepszy od mojej matematyczki, która była tak drętwa, że właściwie nikogo matematyki nie nauczyła.

Pamiętam jak siedziałam nad atlasem geograficznym, bo wybrałam jako przedmiot dodatkowy właśnie geografię.

Na pamięć wykłułam kontynenty, stolice na całym świecie, oceany, morza i rzeki, a także studiowałam statystykę odnośnie wydobycia węgla i inne dane.

Pani, która mnie przepytywała była zadowolona z mojej wiedzy i spytała, kto mnie w podstawówce uczył geografii i to pamiętam do dzisiaj.

Dostałam się do najlepszej klasy i 4 lata w liceum było nas 33 dziewczyn w klasie z najlepszymi ocenami.

Przyjemnie jest tak powspominać na starsze lata, ale w sumie potem w mojej pracy nigdy mi te przedmioty się nie przydały, prócz tego, że coś tam w głowie zostało z wiedzy ogólnej.

Mojemu rocznikowi i wcześniejszych przyszło nam żyć w różnorodnych czasach, bo w PRL-u, a potem w czasach transformacji i rządów PO, ale nie myślałam, że przyjdzie mi doczekać czasów za nierządu PiS.

Codziennie cierpię katusze za ich nierządów, bo dzisiaj oglądałam komisję w Sejmie dotyczącą Trybunału Konstytucyjnego.

Zabrali nam ten najwyższy urząd i zawłaszczyli sobie bez żadnych skrupułów.

Nie mam pojęcia dlaczego Polacy nie demonstrują, że zabrali nam praworządność i mamy tutaj już Białoruś i Rosję.

Dlaczego tak myślę, ano dlatego, że dziś na komisji niejaki Cymański powiedział wprost, że Trybunał Konstytucyjny będzie wydawał wyroki na telefon od Kaczyńskiego.

Rzygać się chce, ale może jeszcze doczekam oczyszczenia tego burdelu, a Przyłębka i inni trafią przed wymiar sprawiedliwości, kiedy opozycja zacznie ten wymiar naprawić.

Nie wierzycie, to obejrzycie to video, które jest szokujące!

Oto niejaki Ast został zatopiony i zaorany przez sędziego, który go skompromitował.

Jeśli nie otworzycie, to Wam streszczę i oto Ast chciał wmówić sędziemu, że kadencja Przyłebskiej trwa 9 lat.

Sędzia pyta w jakiej ustawie jest to zapisane, a ten tego nie znalazł.

Sędzia mówi, aby ten nie szukał, bo nie ma takiego zapisu!

Kurtyna.

Wspominki!

P1050538

Między laptopem i rozmową ze Stasiem, a kuchnią ugotowałam wiosenną zupę z botwinki z jajkiem i wyszła naprawdę pyszna. Uwielbiam zupy ze świeżych warzyw, a i M smakowała.

Lubię w takiej zupie większe, młode ziemniaki i koper zielony.

Dziś nie ruszę polityki, bo robi mi się już niedobrze na to wszystko, a na TT ludzie piszą, że słuchając Morawieckiego dostają migreny, bo tak to wszystko jest nie do zniesienia.

Ludzie, którzy ich wciąż popierają nie są zdrowi na umyśle i tak to skwituję.

Po południu wpadłam w albumy i przeglądałam zdjęcia i to poniższe jest pierwszym zdjęciem z moją pierworodną, robione w czerwcu 1976 roku, a więc 47 lat temu.

Doskonale pamiętam gdzie było robione, a tak naprawdę w tamtym czasie ludzie nie mieli aparatów foto i dlatego nie mam takich zdjęć dużo.

Teraz jest taka technika, że rodzice robią swoim pociechom tysiące zdjęć i kręcą filmiki, a więc, to moje zdjęcie jest jak skarb, ku wiecznej pamiątce.

W tamtych czasach macierzyństwo wyglądało zupełnie inaczej, tym bardziej, że w kraju była bieda i kupienie czegokolwiek wymagało sporej gimnastyki i logistyki.

Ubranka, pieluchy, środki kosmetyczne, to wszystko było na wagę złota.

Nie było pampersów, a tylko pieluchy tetrowe i flanelowe, które trzeba było prać w pralce „Frania” i gotować w kotle z mydłem, bo i był tylko proszek dla dzieci o nazwie „Cypisek”

Moje dziecko mało na ten proszek uczulenie, a więc tarłam mydło na tarce, a po gotowaniu pieluch, trzeba było je wypłukać ręcznie i tak codziennie!

Nie miałam żadnego doświadczenia przecież, ale miałam książkę pt. bodajże „Twoje dziecko” i to z niej czerpałam wszelką wiedzę, kiedy podać pierwszy sok, czy jak ugotować zupę dla niemowlaka.

Z pojawieniem się dziecka wszystko się zmieniło, bo urlop macierzyński trwał zaledwie 3 miesiące, a potem kobiety wracały do pracy i ja wróciłam.

Były ogromne problemy z uzyskaniem miejsca w żłobku, ale jak się miało znajomości tak jak ja, to poszło gładko.

Poranne szykowanie dziecka do żłobka, a potem biegłam 3 kilometry do pracy i z powrotem też 3 kilometry i tak 6 dni w tygodniu, bo soboty były też pracujące.

Niedziela, jako jedyny wolny dzień była przeznaczona na sprzątanie domu i nie było szans na odpoczynek.

W 1979 roku urodziłam drugą Córkę i wszystko się zaczęło od nowa, ale doszła przeprowadzka na swoje, bo 8 miesięcy mieszkałam u mamy i remont tego mieszkania.

Mogłabym taki pisać i pisać, ale jedno napiszę, że byłam silna i przy pomocy mamy i teściowej doczekałam się M, który wrócił z wojska, bo my gówniarze byliśmy, kiedy się pobraliśmy.

Nie mam zamiaru się skarżyć, bo mam wspaniałe dzieci, które mają swoje rodziny i dobrze sobie radzą i warto było przeżyć to wszystko.

Dzisiaj miałam koszmarny sen, że zmarł mój M, a kiedy w tym śnie byłam w żałobie, to On do mnie wrócił żywy i zdrowy, ale co się spociłam w tym śnie, to moje.

Kiedyś to wszystko się skończy i chciałabym odejść pierwsza szybko i bezboleśnie, aby nie być nikomu ciężarem.

To był dobry czas!

Zdjęcie jest autorstwa mojego M i wczoraj nad nasze miasto nadciągnęła burza ze strony Szczecina.

Pomruczała trochę i sobie poszła, ale dobrze, że popadało trochę, bo ziemia jest spragniona wody!

Potocznie się mówi, że jeśli kogoś nie ma w Internecie, to nie istnieje i tak dzisiaj szukałam jakiegokolwiek zdjęcia mojego, byłego nauczyciela i nie znalazłam, a przecież istniał.

Gdzieś około godziny 16 dzisiaj – dotarła do mnie wiadomość, że właśnie odszedł mój nauczyciel od WF-u, który zaszczepił we mnie miłość do sportu i zauważył, że rokuję!

Było to w szkole podstawowej i bardzo lubiłam lekcje WF-u, a w godzinach pozalekcyjnych brałam udział w tzw. „SKS-e”, bo tak to się wówczas nazywało, czyli szkolnym kołem sportowym!

Zrobiło mi się bardzo smutno i automatycznie na moim fanpage podałam wiadomość, bo wiem, że wielu ludzi go wspomni z sentymentem.

Grałam dobrze w piłkę ręczną, a także w kosza, którego uwielbiałam, ale byłam dobra w lekkoatletyce i gdzieś tam jeszcze leżą moje dyplomy, których się nie pozbyłam.

W takich sytuacjach automatycznie w głowie pojawiają się wspomnienia z młodzieńczych lat i zawsze będę pamiętała, że miałam świetnych nauczycieli, tak w szkole podstawowej, jaki i potem w średniej!

Muszę przyznać, że moi nauczyciele wykonywali swój zawód z pasją i absolutnie nie zdeformowali mojej psychiki, bo wszyscy pozostali w mojej pamięci na zawsze.

Miałam tylko kłopot z panią od matematyki, która kompletnie mi nie pasowała.

Nie rozumiałam jej wykładów i na lekcji mnie poderwała do odpowiedzi, a ona do mnie, że wiem, iż gdzieś dzwoni, ale nie wiem w jakim kościele i usiadłam zrozpaczona.

Za parę miesięcy czekały mnie egzaminy do szkoły średniej, a ja byłam totalna noga i uwierzyłam, że jestem matematycznym beztalenciem.

Trafiłam jednak do korepetytora, który dał mi parę lekcji i pojęłam wszystko w lot, a egzamin zdałam na piątkę.

W życiu tak bywa, że po skończeniu szkół wiara się rozjechała i tyle pozostało z tych wspomnień.

Nie mieliśmy wówczas Internetu, ale byliśmy zaangażowani w zajęcia pozalekcyjne, a więc tak się spełnialiśmy.

Teraz kiedy przechodzę obok mojej szkoły, w moim mieście wspominam ten czas z sentymentem i ani razu ze złymi wspomnieniami, bo to był dla mnie dobry czas.

Rodzice!

Moja śp. Mama na tym zdjęciu miała 24 lata i mówiła mi, że była ze mną w ciąży.

Nie ma jej już, ale ja często wracam do wspomnień z Nią związanych, gdyż kiedy byłam mała, to trochę o sobie opowiadała.

Kiedy się urodziła w 1932 roku w Łodzi, to jej rodzona mama umarła i została tylko ze swoim ojcem.

Po jakimś czasie ojciec związał się z kobietą, ale ta znajomość długo nie trwała.

Okazało się, że ta nowa matka chciała zagłodzić to dziecko, bo widocznie nie pokochała mojej mamy i może nie chciała jej wychwywać.

Jej ojciec wygonił złą kobietą i za jakiś czas związał się z nową, która moja mamę wychowywała do 20 roku życia.

Mama opowiadała, że była dla niej bardzo ostra i jeśli tylko było źle posłane łóżko, albo niedomyta podłoga, potrafiła wszystko zniszczyć i mama musiała zaczynać od nowa układać pierzyny i myć podłogę szorując ją szczotką na kolanach.

Wiem, że do pracy poszła w wieku 14 lat, a już trwała wojna.

Niemcy przychodzili do ich domu i szukali alkoholu i coś do jedzenia i nie raz była przez nich pobita.

Naprawdę, to nie wiele wiem z jej życia, bo była oszczędna we wspomnieniach.

Opowiedziała tylko, kiedy już byłam starsza, że kiedy wyszła za mąż i wyjechała z Łodzi, to jej ojciec, który bardzo ją kochał się rozpił i w konsekwencji powiesił z rozpaczy i tęsknoty.

Mój Ojciec też nie oszczędzał jej i w domu były awantury, a także potem ucieczka, aby odciąć się od przemocy.

Pół roku mieszkałyśmy u zupełnie obcych ludzi do czasu, kiedy ojciec po rozwodzie otrzymał inne mieszkanie, a my mogłyśmy wrócić do własnego domu.

Jak pamiętam na głowie mamy było dosłownie wszystko, a więc robiła w tym małżeństwie za kapitana, aby to wszystko jakoś ogarnąć.

To ja namówiłam Ją do rozwodu, bo bałam się, że ojciec nas pozabija w pijackim amoku i może miała o to do mnie pretensje – tego nie wiem.

Jednak z czasem odżyła i mogła żyć już po swojemu.

Kiedy byłam dzieckiem, to byłam w Łodzi z mamą i wujkiem i widziałam ten skromny domek, w którym mama się wychowywała i mam w pamięci jako, takie wyobrażenie.

Pamiętam, że przy domu był ogródek i mały sad i to wszystko, co mi przekazała ze swojego życia.

Nie mam nawet zdjęć z okresu Jej dzieciństwa i młodości, ani jej rodziców.

Jeszcze gorzej jest z pamięcią o dzieciństwie i młodości mojego ojca, bo on nigdy nic mi nie mówił, a też urodził się w Łodzi, a tylko wiem, że miał dwóch braci, których wychowywała matka.

O jego ojcu nie mówił nigdy i gdzie w tej Łodzi mieszkali.

Jeden z braci mi powiedział, kiedy byłam już mężatką, że kiedy ojciec był młody, to bardzo troszczył się o matkę i braci.

Potem niechcący została mi zdradzona tajemnica, że matka mojego ojca popełniła samobójstwo, bo wydawało się jej, że jest chora na raka, co nie było prawdą.

Ogólnie więc przynależę do rodziny pełnej dziwnych tragedii i nieszczęść, gdyż mój ojciec też popełnił samobójstwo i sami widzicie, że musiałam i muszę z tym żyć.

Ojciec nawet nie zostawił żadnego listu i do dzisiaj nie wiem dlaczego tak zrobił.

Ech…

Moja rodzina i moi bliscy, których praktycznie już nie ma zawsze byli zimni, lodowaci i nie potrafili mówić o uczuciach, a mi do dzisiaj tego bardzo brakuje.

Nie mówili, że się kochają i siebie potrzebują, a teraz na wszystko jest za późno, bo z grobów już nie słuchać żadnych słów.

Dlatego mówmy swoim bliskim dobre słowa, że pamiętacie i nie szczędźcie słowa kocham swoim bliskim i dzieciom choćby miały już 50 lat.

Powrócić do wspomnień.

Już wieczór, a więc zapalam taką malutką lampkę, aby skreślić notkę na blogu.

Najlepiej mi się przy niej pisze, choć muszę potem sprawdzać, czy w notce nie ma błędów, bo lampka mało światła mi daje, a ja piszę właśnie wieczorem.

Jestem w tym wieku, że na te starsze lata wiele się przypomina z czasów nastoletnich, bo widocznie takie jest prawo wieku.

Teraz młode dziewczęta mają Internet i z niego mogą swobodnie czerpać wiedzę na przeróżne tematy je interesujące.

Istnieją także fora, na których wymieniają się doświadczeniami, a także zadają pytania na to, co je zajmuje.

Kiedyś nie było tak łatwo, bo literatura była bardzo uboga, a czasami wręcz niedostępna. W szkole nie było lekcji z wychowania w rodzinie, czy też na tematy dojrzewania oraz przygotowania do dorosłego życia, nawet seksualnego.

Nie było podpasek, kiedy dziewczyna dostała pierwszy okres i byłyśmy skazane na ligninę, a w dobrym przypadku na watę – po prostu.

W domach nie rozmawiało się o dojrzewaniu i jak się zabezpieczyć przed niechcianą ciążą i dlatego trzeba było samemu dochodzić do wszystkiego!

Nie było literatury i pamiętam, że w kiosku miałam założoną teczkę i pani z kiosku „Ruchu” wkładała do niej zamówione, dane czasopismo!

Pamiętam, że wykupywałam „Przyjaciółkę”, „Filipinkę”, „Ekran” i „Film” i coś tam jeszcze.

Lubiłam usiąść sobie w kuchni i pochłaniałam owe czasopisma, szukając dla siebie interesujących artykułów i stąd czerpałam wiedzę.

Pamiętam jeszcze, że kiedy miałam jakiś kłopot, z którym sama nie dawałam rady, to pisałam do gazety swoje wątpliwości opisując, co mnie interesowało.

Nikt nie odpisywał w Internecie, a otrzymywałam list pisany na maszynie do pisania w kopercie z poradą, na którą czekałam i w zasadzie byłam z odpowiedzi zadowolona.

Z koleżanką dorwałyśmy książkę uświadamiającą pt. „O dziewczętach dla dziewcząt” i czytałyśmy jA w altanie na działce, żeby nikt nas na tej lekturze nie złapał.

Potem w szkole średniej 31 dziewczyn miało do dyspozycji tylko jeden egzemplarz książki Wisłockiej „Sztuka kochania” i pochłaniałyśmy ją na szybko pod ławką, albo po kryjomu w domu – takie to były czasy.

Mój pierwszy chłopak, który mnie poderwał i poszłam z nim na randkę – bardzo mnie nudził, ale aby go nie urazić pisałam z nim listy, bo był zamiejscowy, a to tego miał na imię Julek!

Pisałam z wieloma osobami i miałam karton zapełniony kartkami i listami i pewnego dnia pozbyłam się tego, a teraz bardzo żałuję.

Pisałam pamiętnik i to się zachowało i często do niego zaglądam stwierdzając, że w okresie nastolatki miałam dużo dylematów!

W tym pamiętniku wciąż są bilety do kina, czy teatru, a także moje wiersze.

Nie byłyśmy w tamtym czasie uświadomione, choć ja trochę już wiedziałam o tych sprawach, a jest to bardzo ważne dla każdej dziewczyny i chłopaca.

Pamiętam, że moja koleżanka miała chłopaka i kiedyś mnie się spytała, czy można zajść w ciążę kochając się na fotelu, a nie w łóżku!

Teraz młode dziewczyny niech będą szczęśliwe, że mają Internet, choć jak wiemy w szkołach nadal nie ma lekcji uświadamiających, bo to katolicka Polska jest i rządzi szkołą kabotyn – deweloper!

Dawne znajomości się rozmyły, a było tak, że spotykałyśmy się z dziewczynami ze szkoły średniej co rok, ale po 25 latach się nie poznałyśmy, bo czas zrobił swoje.

I tak uciekła młodość!