Pani Prowadząca? Nie mam pojęcia, jak mogę się nawet zwracać, żeby nie obrazić… Ale lepiej zostanę przy ‚pani’, szacunek podstawą! Więc… Pisze do Pani zapewne wiele osób, także to cud, jeśli uda się otworzyć Pani ten list, jednak nadzieja i chęć powrotu do normaloności jest silniejsza. Nie wiem jednak nawet od czego zacząć, także proszę wybaczyć ‚banalność’ całego listu. Ale – może po prostu zacznę od senda? Dziś jest kolejny wieczór, godzina, sekunda, które zamieniam w poszukiwania kogoś, kto mógłby mi pomóc. Pomóc w doprowadzeniu siebie do normalności. A dokładniej kogoś, kto przeszedł, być może nadal przechodzi anoreksję, tego cholernego zabójcę, który się doczepił – być może jeszcze nie w stanie krytycznym, ale cały czas ciągnie z coraz mocniejszą siłą. Mam nad nim jedynie kawałek przewagi w tym, że chcę z nim walczyć i mam świadomość jego oblicza, jednak, co mi po tym, skoro sama nie potrafię? Zaczęło się od chęci schudnięcia. Najpierw kontrolowane diety pod okiem mamy, żeby w wakacje przed 6tą klasą zrzucić te 67kg, jakie widziałam na wadze. Lekkie ćwiczenia, determinacja, niby nic strasznego. Ale potem zaczynało to się powoli zmieniać. Z każdym dniem nasilać. I dopiero tydzien temu, jak wyjeżdżałam na tegoroczne wakacje z rodzicami, zdałam sobie sprawę, co do cholery zrobiłam. Przed lustrem po wyjeździe stoi wprawdzie szczęśliwa dziewczyna, w której jednak kłębi się wiele emocji. Ważący 39kg przy 170 dzieciak. Dzieciak, jednak jaki dzieciak wyrzuca jedzenie? Oszukuje na temat tego co zjadł? Zamiast ćwiczyć dla przyjemności robi z tego katorgę? Nałogowo sprawdza, przelicza kalorie? Opycha się wodą przed ważeniem? Nieustannie kłamie na temat siebie. Ale jednak widzi, że robi źle, chce to przerwać, zatrzymać. A jednak nadal nie potrafi. Boi się przytyć. ‚Od tego kilograma się nic nie stanie, dobra, schudnę dziś, jutro dojdę wyżej’. Ale to jutro jest odkładane w nieskończoność. Wypadły włosy. Wyniki krwi? Być może fatalne. Jeszcze około dwóch tygodni, przed wypoczynkiem, który okazał się dla mnie ratunkiem psychicznym, nie miałam siły na nic, nie miałam chęci na nic. Sińce pod oczami, nie dawałam rady stać prosto. A jednak coś chciało jeszcze. Teraz już jest zupełnie na odwrót – najcudowniejsza kobieta, jaką jest moja mama doprowadziłą mnie do stanu, że wyglądam już na zdrową, pełną energii postać, która jest chuda ‚z natury. Lecz zarówno Ona jak i ja wiemy, że jest inaczej. Albo przynajmniej ja. Już nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że jest źle po moich wszystkich kłamstwach. Bo prawdą jest to, że chcę przestać. Ale nie potrafię! I dlatego piszę, proszę, błagam o jakikolwiek kontakt, pomocną dłoń, radę, rozmowę Panią. Potrzeba mi czegoś takiego, gdyż rodzicom nawet przecież boję się wyznać tego, jak jest naprawdę, mimo że Oni by mi wtedy pomogli… Jak zawsze. Ale co zrobić, umysł głupiej nastolatki. Tym samym proszę o poważne rozpatrzenie mojego listu, bez względu na to, że mam 13 lat… Oprócz wieku mam też, jak Pani widzi problem, jakiego nie potrafię samodzielnie rozwikłać. Mam jeszcze tyle do wyznania, zapytania, do zwierzenia i rady… Wierzę, że mogę na Panią liczyć, Pani ma przecież dobre rady na logu. A ja potwora chcę pokonać, kiedy mam jeszcze na to siłę i czas, kiedy, mam nadzieję nie jest za późno. Także, czekam niecierpliwie na odpowiedź, na jaką bardzo liczę. Z góry przepraszam za kłopot i pozdrawiam : )