Archiwa tagu: wnioski

Z rodziną tylko dobrze wychodzi się na zdjęciu, ale warto czasami się odciąć!

Syn i brat pani Zosi trzydzieści lat temu dostali z zakładu pracy bardzo korzystne kredyty na budowę. To były te czasy, kiedy zakłady pracy dbały o swoich pracowników. Wykupili więc działki obok siebie i z rozmachem zaczęli się budować. Ludzie w mieście im zazdrościli, że oto udało się im i będą mieli niskie oprocentowanie, a więc złapali pana boga za ogon.

Wszystko dobrze szło i z miesiąca na miesiąc stawały dwa domy, prawie takie same. Domy z piętrem, czterema pokojami, dużą kuchnią i dwiema łazienkami. Na tamte czasy, to był szczyt marzeń i każdy podziwiał, bo obaj panowie, aby zaoszczędzić, to większość prac wykonywali sami.

Urosły te dwa domy i po dwóch latach panowie wprowadzili się z żonami i malutkimi dziećmi. Do każdego domu przynależał kawałek ogródka, gdzie można było uprawiać warzywa i posadzić kilka drzew owocowych i było jeszcze miejsce na rozpalenie grilla.

Jednak coś się stało i panowie się o coś pokłócili i doszło do ostrej wymiany zdań. Pewnie już dziś nie pamiętają, o co poszło, ale do dziś się nie odzywają. Mimo, że dzieci im porosły, to nie mogą się przemóc by się pogodzić i odgrodzili się wysokim płotem i monstrualnym żywopłotem.

Obie żony się znienawidziły i mimo bliskości przez lata się do siebie nie odzywają, choć dzieli ich tylko ten wysoki płot.

Z czasem syn pani Zosi założył własną firmę i kompletnie stracił matką zainteresowanie. Całą opiekę nad starszą panią scedował na starszego brata, do którego należy wożenie  po lekarzach i szpitalach, a także robienie jej zakupów. Poczuł się na tyle bogaty, że rodzina poszła w odstawkę, bo on był i jest wiecznie zapracowany.

Żona brata pani Zosi też poszła w odstawkę, bo jej mąż ją kiedyś tam zdradził i od tego momentu szeptano w czterech ścianach, że powinna go zostawić, a nie wybaczać. Nikt z rodziny nie powiedział jej tego w cztery oczy. Mimo, że mieszka w tym samym mieście, to nikt jej nie zaprosił na żadne uroczystości przez 20 lat. Potępiona i obmówiona nie pchała się nie pcha do rodziny męża, choć uratowała swoje małżeństwo i jest z tego dumna. Wszyscy patrzą na nią jak na kosmitkę i boją się z niewiedzy spytać jak jej jest. Unikają jak ognia piekielnego, bo pewnie ma nierówno pod sufitem, bo kto wybacza zdradę? Chyba ma lekko nie tak pod sufitem, że dalej z nim żyje i obgadują ją w czterech ścianach już 20 lat.

Żona syna, tego od firmy przyjęła pod swój dach swoją schorowaną mamę, ale nie miała nigdy serca i cierpliwości do pani Zosi. Nie chciała jej widzieć w swoim domu i wiele lat nie zapraszała jej do siebie, choć ostatnio trochę to się poprawiło, bo pani Zosia była świetną kompanką do rozmów z jej schorowaną mamą. Było jej to na rękę, bo jej mama zawsze miała jakąś odmianę. Trochę to wyrachowane, ale tak było.

Dziś wszyscy spotkali się na pogrzebie i mimo, że celebrowałam pogrzeb i kilka razy mnie ścisnęło w gardle, bo w końcu ktoś odszedł z tego świata, to jednak jako dość dobry obserwator, zauważyłam, że nadal wszyscy sobie są obcy. Nadal nikt do nikogo nie podszedł, oprócz oczywiście złożenia kondolencji. Jest to bliska rodzina, ale wszyscy są zimni za życia i nie ma szans na poprawę. Wszyscy są schorowani na swój sposób, ale nikt do nikogo się nie uśmiechnął, a po położeniu kwiatów na świeżym grobie – rozeszli się bez słowa.

Może wkrótce znowu spotkają się tylko na cmentarzu i jak te kukły bez żadnych uczuć nie wyciągają absolutnie żadnych wniosków, że wszyscy jesteśmy tuż przed nieuchronnym.

Smutne i nie wiem, czy tylko ja to zauważyłam. Z nikim o tym nie rozmawiam, bo mam od tego swojego bloga!

Rozmyślania po śniadaniu

Oj, znacznie się ochłodziło i proszę zauważyć, że ot tak na pstryk i mamy jesień. Może jeszcze będzie parę słonecznych dni, ale nie da się ukryć, iż jesień zapukała z dnia na dzień.

Jeszcze ludzie mają urlopy, a dzieci wakacje, ale zbliżamy się z każdym dniem do długiej zimy, której ja osobiście nie lubię. 

Włączyłam elektryczny kominek, bo jest mi dzisiaj już zimno w moim domu i tak sobie myślę i myślę, że chyba nie doceniam dostatecznie tego, co mam. Nie korzystam z życia ile się da, a trochę zwinęłam się w kłębek i siedzę w swojej skorupce, aby nikomu się nie narazić? Zawsze byłam domatorką i wolałam swoją samotność, którą znoszę całkiem dobrze, a może powinnam wyruszyć gdzieś, aby zdobywać nowe lądy i krajobrazy? Jestem ciekawa świata, a jednak nie mam w sobie tyle odwagi, aby wyruszyć w podróż i chłonąć świat. Czegoś się boję i obawiam, że idąc gdzieś tam, spotka mnie jakaś przykrość i nie dam sobie sama rady. Ludzie podróżują samotnie i zwiedzają setki kilometrów nowe lądy, miejsca i kultury. Robią zdjęcia, dokumentują, opisują, piszą książki, a ja się boję!

Widocznie nie jest mi już pisana podróż życia i nie mam w genach tej żyłki wędrownika i dlatego strach przed nieznanym mnie paraliżuje, choć w głębi duszy chciałabym mieć na tyle odwagi, by wyrwać się ze swojego strachu, oswoić go i wyjechać w siną dal.

Wiem, że na pewne rzeczy już jest za późno, a więc staram się wychodzić tylko w obrębie mojego miejsca zamieszkania, aby nie zakisić się w swojej skorupce i nie zgnuśnieć. Wiek, nie jest przeszkodą, aby wyruszyć w świat, jeśli ma się oczywiście zdrowie, ale natura podróżnika powinna być w genach, a ja widocznie tej natury nie wyssałam z mlekiem matki i jestem niepoprawną domatorką i z tym należy się pogodzić, bo nic na siłę.

Innym, którzy uważają, że marnują swoje życie, żyjąc byle jak i bez sensu, polecam poniższy link, który był natchnieniem do tego wpisu. Koniecznie obejrzyjcie i na chwilę się zatrzymajcie. Pomyślcie, że zawsze jest czas, aby wszystko zacząć od początku. 🙂

https://www.youtube.com/watch?v=GuTV7yBxYrU#t=328

Życie mam teraz piękne

Pisanie bloga, to fajna powinność jest, można rozliczyć się ze swoją przeszłością i pozamykać wszystkie drzwi oraz spowodować, że to co było, zostaje już za nami. Z opowiadań mojej Mamy wiem, że już na starcie, moja Babcia, która potem popełniła samobójstwo, skacząc do studni, przy mojej pierwszej kąpieli by mnie utopiła, gdyż robiła to na tyle bezradnie, że zachłysnęłam się wodą i zrobiłam się sztywna. Moja Mama na szczęście miała sąsiadkę pielęgniarkę, która przyszła z pomocą i po siarczystym klapsie załapałam powietrze. Potem, w ciągu mojego dalszego życia, było wiele momentów, że żyć mi się nie chciało, ale zawsze mnie odratowano. Nie jestem wierząca w Boga i żadne anioły, stojące za człowiekiem, ale to „coś”,  pozwoliło mi wciąż żyć, bo zawsze zostałam jakimś cudem odratowana. Minęły lata, a ja wciąż żywa, mam najlepszy okres w swoim życiu. Jestem szczęśliwą kobietą i niech ten stan trwa jak najdłużej. Jeszcze nigdy nie czułam takiego komfortu i pewności, że to co w życiu zrobiłam, te moje wybory, to były słuszne i dokonywałam niesamowitych cudów, aby Ci, co robili błędy, zrozumieli o co  w tym krótkim życiu chodzi. Pragnęłam tylko szczerości i życia zgodnie z sumieniem, aby już więcej nikt nie ranił bliźnich. Udało mi się, choć przepłaciłam moją walkę, swoim zdrowiem. Nadal nienawidzę kłamstwa i pozerstwa i brzydzę się ludźmi o podwójnej moralności. Brzydzę się starymi ludźmi, którzy z powodu swojej samotności, opuszczeni na często własne życzenie zapominają, że kiedyś byli radosnymi ludźmi, a kiedy zostali zamknięci w czterech ścianach, przeistoczyli się w trolle i hieny. Moja Mama, liczy sobie 83 lata i wciąż jest otwarta na inności i wciąż dziwi się, że jej sąsiadki bardziej interesują się plotkami, niż swoją rodziną. Z moją Mamą mogę rozmawiać na najbardziej kontrowersyjne tematy i zawsze się zgadzamy, a koleżanki mojej Mamy interesuje najbardziej, ile w miesiącu zużyła wody i czym farbuje włosy, bo to niemożliwe, że w tym wieku nie ma ani jednego siwego włosa i nie pojmują, że taka jest jej uroda. Świat jest dziwny i politycy są dziwni, ale najważniejsze, to znaleźć w tym wszystkim równowagę i nie dać się zdziadzieć. Najważniejsze jest być człowiekiem do końca swoich dni i zasłużyć sobie na szacunek po śmierci. Staram się żyć tak, aby nikomu nie wyrządzić krzywdy, choć po historii mojego życia powinnam być zrzędliwa,  narzekająca na wszystko i na wszystkich, a jednak rozliczam w duchu złych ludzi i złe kobiety, ogromnie im współczując, że ze swojego życia zrobili targ niechcianych produktów, jakby chińskiego badziewia, kiedy ja się teraz pławię w wykwintnym duchowym świecie, a resztę, niech trafi szlag! Ja jestem ważna i moja rodzina, dzieci, mąż i wnuki i nie mam zamiaru szukać innego zamiennika na szczęście. Żyję i jeszcze trochę powinnam i mam nadzieję, że zostawię po sobie pokłady dobra i wielkiej wyrozumiałości na błędy popełnione przez innych, a więc wypijmy za błędy jak śpiewa Ryszard Rynkowski!