Archiwa tagu: myśli

Jesienna chandra, a może tylko proza życia!

Życie – stary sposób na zbieranie zdziwień
Kończy się dość jednak nieszczęśliwie- bowiem śmiercią.
I choć tyle miewa znaczeń…
Nie słyszałem, by skończyło się inaczej.

Żyj
Jakiś sens przy tym miej
Bowiem żyć, samo żyć – nie wystarczy za sens.

Miej nadzieję na szczęście
Powiedzmy od września…
Miej nadzieję…… i na tym poprzestań.

Andrzej Poniedzielski

Budzimy się i mamy nadzieję na dobry, spokojny dzień.

Robimy sobie kawę i zasiadamy wygodnie w fotelu, by się kawą rozkoszować.

Niestety, ale życie często zaskakuje, bo nagle drzwiami i oknami włażą życiowe zdziwienia.

Dziwimy się, że ktoś i gdzieś nas obsmarował, potępił, ocenił, naubliżał, nie znając faktów, a także oplotkował.

Nagle kawa nie smakuje, bo za dużo negatywnych bodźców wytrąca nas z normalnego funkcjonowania, a w duszy zbiera się gorycz i złość.

Nie wiadomo jak się bronić, aby po drodze komuś też nie naubliżać, nie nawymyślać, a zachować się z klasą i dystansem oraz zachować się przyzwoicie.

Możemy znieść wiele upokorzeń, ale pewnego dnia się przeleje i popadamy w stan depresyjny, bo nie godzimy się z tym wszystkim, co inni nam robią.

I ja taki dzisiaj dzień miałam, że dwie godziny przepłakałam – ciurkiem leciały mi łzy, bo jestem bezradna wobec zacieśniającej się wobec mnie ośmiornicy niczym sycylijskiej.

Moją chandrę dopełniły do tego wydarzenia w moim kraju, który tonie w lawinie kłamstw i łamania Konstytucji!

Nie da się już oddychać w tym kraju i ratują mnie takie, moje luźne myśli, które na blogu prezentuję:

Nie są one wysokich lotów, ale oddają to, co mnie cholernie boli, że Polska teraz, to obdartusy Europy!

Morał z życia jest taki, że jeśli nie wiesz o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o kasę i w polityce i w życiu zwyczajnych ludzi!

W PiS-e, to już Korea!
Mazurek wyznacza, kto może
iść do TVN-u!

Co to za władza, taka butna i harda – staje przed nami, która rżnie w gacie i zasłania się policją i barierkami?

Myślisz, że jesteś prawnie czysty jak łza?
Nic już nie gwarantuje, że nie czeka na Ciebie i Ciebie – więzienna cela!

Niemcy Polskę obserwowali – poszli do wyborów i mądrze wybrali!

Polsko, moja Polsko – cóżeś Ty za Pani, że dorwali się do władzy – głupcy i tyrani!

Nie ma Prezydenta i nie ma Premiera, gdyż tym krajem rządzi – ta mała cholera!

Waszczykowski, głupol „kce” rezygnować z rosyjskiego gazu!
Ludzie! Kupujcie butle gazowe, bo Putin zakręci kurek!

Taka jest prawda!
„Ucho Prezesa”, to już nie jest kabaret.
„Ucho Prezesa”, to brutalna prawda!

Kiedy będzie „SKOK” pisowców na PKO BP ?

Wiecie co mi mój Mąż zrobił?
Jadł kolację w moim pokoju i włączył TV1!
To był jego błąd! O mało mu pilotem nie przywaliłam!

Mówisz, że to tylko rok, a ja ci powiem, że ten rok, to więcej niż tysiąc lat w dewastacji Polski!

Po cichu
po wielkiemu cichu
idu sobie ku miastu na zwiadu
i idu i patrzu

[Na ulicach cichosza
na chodnikach cichosza
nie ma Komorowskiego
i nie ma Tuska. 😀

Wyszłam sobie dziś na spacer trochę przymusowo. Za oknem aura raczej na spacer nie zapraszała, bo zimno i mgliście, ale jak mus, to mus.

Szłam sobie tak i po drodze robiłam zdjęcia, bo coś się jednak w małym miasteczku działo.

Ekipa remontowa uszczelniała jakąś pękniętą rurę. Na trawniku porażająca ilość buteleczek po małpeczkach w jednym miejscu. W okół ładnego bloku dużo zieleni, co znaczy, że mieszkańcom tego budynku zależy na estetyce.

Ot takie przemyślenia po drodze zawsze mi się włączają, kiedy wychodzę z domu. Lubię obserwować małomiasteczkową rzeczywistość, ale do rzeczy.

Wystarczy słuchać ludzi i zapamiętywać, co mówią, a trochę mówią, co faktycznie dzieje się w moim miasteczku. Myślę, że tak dzieje się teraz w całej Polsce, bo i na wsi i w dużych miastach.

W moim miasteczku nie ma przemysłu już wcale. Jeśli ludzie pracują, to przede wszystkim w urzędach, szkołach, sądzie, w służbie zdrowia i tej roboty trzymają się rękoma i nogami. Jak wszyscy chcą żyć, ale niestety w mieście moim zapanował wielki strach. Ludzie lada chwilę mogą stracić swoją pracę, bo szemrze się o tym w kuluarach. Mają się dobierać do Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów, a co się z tym wiąże – wiadomo, bo roszady.

Boją się nauczyciele i boją się urzędnicy. Boją się ludzie pracujący w sądach i szpitalach, gdyż walec PiS nie oszczędzi nikogo.

W moim mieście ludzie zamilkli i boją się wypowiadać na temat obecnej linii partyjnej. Ludzie są zastraszeni i to się czuje w rozmowach z nimi. Padł na ludzi blady strach, że nawet małżeństwa pracujące w oświacie mogą nagle stracić robotę. Oboje!

Jeśli walec będzie wyrównywał wszystko, to ludzie zaczną masowo wyjeżdżać z Polski i moje miasto stanie się miejscem starych ludzi, gdzie tylko kościół w środku miasta będzie na nich czekał.

Ileż młodzieży wyjechało z Polski, bo nie mieli tu perspektyw, a teraz wyjedzie ich jeszcze więcej,  bo walec wyrówna wszystko i nie będzie się liczyło żadne wykształcenie, a znajomości w tej machinie niszczącej.

Wystarczy przyłożyć ucho gdzie trzeba, by usłyszeć szmer strachu i widzieć zdziwione oczy, że nie spodziewali się tego, co robią teraz z Polską. 

Ciekawe czasy nastały i będzie o czym pisać, choć niektórzy zadają mi pytanie – na co mi ten blog. Po co właściwie piszę?

Owszem, jestem w wieku seniora, ale czy to oznacza, że mam nie zabierać głosu w sprawach arcyważnych? 

Mam siedzieć w fotelu i szydełkować skarpety dla wnucząt, których nigdy nie założą? Mam dziergać swetry dla nich, których też nie założą?

Piszę bo lubię, bo mnie interesuje, bo się buntuję, bo myślę jeszcze, bo się wściekam, bo mnie dziwi i ćwiczę swój mózg i pobudzam go do aktywności, a więc dajcie mi spokój.

Chcę pozostawić po sobie coś i choć nie raz denerwuję kogoś, to pisać będę do czasu, kiedy mi zdrowie dopisze.

Kiedyś zamilknę!

 

 

 

 

 

 

Blogi mają wielką siłę, ale…

Dzień dobry.

Na ten temat miałam już dawno napisać, ale jakoś tak schodziło. Na moim blogu jest gdzieś, w jego czeluściach dwa dni moje z 1972 roku, kiedy byłam jeszcze panienką, ale już z wielkim bagażem życiowym. Przez rok pisałam bardzo systematycznie pamiętnik prawie z każdego mojego dnia.

Nie były to ciekawe czasy, gdyż w mojej rodzinie bardzo wiele złego się działo, a ja to strasznie przeżywałam. Nie miałam do kogo się zwrócić ze swoim bólem i rozterkami, a więc w dość na tamte czasy, nowoczesnym, laminowanym, niebieskim zeszycie pisałam wszystko, co mnie dotykało i moją rodzinę.

Po latach sięgnęłam po ten zeszyt, który był pieczołowicie chowany w głębokiej szafie, pod ubraniami, na samej górze w pawlaczu i o nim kompletnie w swym zalatanym życiu zapomniałam. Kiedy były remonty, przemeblowania, pozbywanie się garderoby, mój pamiętnik lądował w innym miejscu i znów o nim zapominałam na lata.

Coś jest takiego w człowieku, że kiedy te lata biegną jak szalone, a nastaje czas spowolnienia, to zaczynają się nam przypominać zakodowane w różnych zakamarkach i szufladkach naszego mózgu szczegóły. Cofamy je sobie i przypominamy, bo na starsze lata włącza się taka przypominajka i czy chcemy, czy też nie, myśli kłębią się jak szalone. Pragniemy powrotu do czasów minionych, a więc sięgamy po stare albumy i oglądamy zdjęcie po zdjęciu z wielką uwagą. Pochylamy się nad każdym, często w okularach, z lupą, kiedy wzrok już nie ten i trwa to godzinami – ja się na tym łapię.

Sięgamy do różnych zakamarków starych szuflad, gdzie schowane są stare listy od ukochanego chłopaka, który był w wojsku, czy też po listy od przyjaciół związane ozdobnym sznureczkiem, czy też kolorową wstążeczką.

Odkurzamy pamiątki z czasów swojej młodości, a potem już bardziej dorosłego życia, bo stanowią one dla nas wielką kopalnię pamięci i przypominają na starsze lata, że czas tak szybko płynie, ale my trwaliśmy i przeżywaliśmy piękne chwile. Jednak także  przypominają o tych smutniejszych, kiedy było nam w życiu gorzej.

Spoglądamy na fotografie i widzimy jak się zmienialiśmy i jak zmieniały się nasze twarze, sposób ubierania, a także nasz dorobek, czyli rodzinę i jeśli ktoś miał psa, czy kociaka, który po latach od nas odszedł.

Z pewnością macie zdjęcia z wczasów i wyjazdów, a więc wspominamy o tamtych latach w PRL i o biwakach z dziećmi, w lasach i nad jeziorami, czy też nad morzem, albo w górach.

No więc i ja na starsze lata wyciągnęłam swój pamiętnik w niebieskiej okładce i zaczęłam czytać, a tam tyle moich emocji, żalu i łez. Pisałam z wielką starannością i wyciągałam z duszy wszystko, co uwierało, bo wiedziałam, że nikt tego nie przeczyta, a więc pozwalałam sobie na szczerość do bólu. Nie okłamywałam siebie, nie koloryzowałam, nie upiększałam.

W moim pamiętniku jest wiele wierszy i cytatów, choć nie wiem skąd je brałam, bo chyba z gazet młodzieżowych. Do dzisiaj są w nim wklejone bilety z kina, kiedy coś w małym miasteczku puszczali, a także bilety do teatru, kiedy to z klasą jechałam do większego miasta i było to wielkie wydarzenie. Nie ma w moim pamiętniku żadnych zdjęć, bo kiedyś mało kto posiadał aparat fotograficzny, a więc wiele umknęło bezpowrotnie.

Zanudzam może, ale już zmierzam do celu.

Od chwili pisania przeze mnie pamiętnika minęło 40 lat, a on wciąż ze mną jest, a ja zdecydowałam się na pisanie bloga i nie uważam tego za złą decyzję, ponieważ tym sposobem nawiązałam wiele ciekawych znajomości, choć wirtualnych. Wiem, że i realni znajomi mnie czytają, choćby z mojego miasta. Pisanie bloga to wielka radość, ale i niebezpieczeństwo, ponieważ nigdy nie wiemy, kto nas czyta i dlatego trzeba się w wielu momentach hamować, bo nigdy nie mamy pewności, że nas nie rozpozna ktoś i nie będzie się identyfikował z danym wpisem.

Nie chcę nikogo urazić i dlatego kamufluję w wielu swoich notkach, aby nikogo nie urazić i nie sprawić dyskomfortu na moim blogu. Druga sprawa to jest fakt, że na blogu nie możemy pisać tak szczerze i od  serca, tego co nam w duszy gra, aby nie wystawić się na śmieszność i krytykę, bo jak napisałam,  nigdy nie wiemy kto nas czyta.

Wniosek z tego taki, że pamiętnik przewiązany kokardką, czy też zamknięty na kłódkę jest o wiele bardziej bezpieczny, bo jest tylko nasz i możemy w takim pamiętniku pisać do bólu szczerze. Możemy wywalić swoje życie i serce, a nikt tego nie przeczyta, a nam przyniesie ulgę, bo kochany pamiętnik nas nie zdradzi i nie obgada, a więc blog to super sprawa, ale jest taka w nas sfera, której nikomu zdradzić nie chcemy.

Już nie piszę pamiętnika, bo z chwilą założenia okularów mój dość ciekawy charakter pisma się zwichrował, a klawiatura pisze cudnie, a więc staram się, aby blog wyglądał ciekawie, choć nie zawsze piszę, co mi w duszy gra, bo nie wszystko jest na sprzedaż.

Ciekawa jestem, czy piszecie oprócz blogów swoje pamiętniki, schowane i celebrowane, takie tylko dla siebie?

Moje demony postawiły już rogi!

Leżymy sobie wieczorem z mężem i oglądamy telewizję, to znaczy ja oglądam, a mąż jest  w Internecie w poszukiwaniu tam czegoś. Trzymam go za rękę, cieplutką jego rękę i jest nam tak dobrze, aż tu nagle durne myśli mi przychodzą do głowy, bo co ja bym zrobiła, jeśli ta moja, jego kochana ręka nagle stałaby się zimna. Łzy mi napływają do oczu niemal natychmiast i zimny dreszcz po mnie przechodzi, bo zaczęłam się panicznie bać.

Zaczęłam sobie wyobrażać, że nagle zostaję sama, bo mąż mnie zostawia na tym łez padole, bo mu się zachciało umrzeć pierwszym i zrobić mi tak paskudnego psikusa. Płaczę tak, by tego nie zauważył i nie zauważył, bo tłumię w sobie skutecznie moje emocje i nie dzielę się nimi. Przeszło za chwilę, to znaczy zatamowałam łzy i dziękowałam sobie, że się nie zdradziłam, ale myśli poszły dalej.

Wyobrażam sobie powrót do pustego domu tuż po pogrzebie, gdzie było dużo ludzi, bo mąż jest strasznie lubiany.  Wyobrażam sobie, że są przy mnie bliscy, ale najchętniej to bym została sama, nie wiadomo po co? Wszyscy deklarują pomoc, ale ja tego nie słyszę i nadal chcę zostać sama ze swoimi łzami i bólem,  bo nagle wszystko zaczyna mi przeszkadzać, bo za dużo słów, co męczy.

Wychodzą, a ja faktycznie zostaję sama i co? Kładę się ze swoją rozpaczą i wiem, że mąż już nigdy ze mną nie będzie. Już nie wykona żadnego telefonu, już nigdy nie odkręci kurka z wodą, już nigdy nie spuści po sobie wody, już nigdy nie zrobi mi jajecznicy najlepszej na świcie,  ani nie zrobi zakupów – cięższych, już nigdy nie będziemy się spierać, co oglądać w telewizji, już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy się nie posprzeczamy, już nigdy nie powie mi, że w nocy pochrapywałam, już nigdy nie zabierze mnie nad jezioro, już nigdy nie pojedziemy do wnuków, już nigdy nie będziemy wspólnie planować świąt  – już Nigdy nic!

Niestety, ale moje myśli brną dalej! Co ja ze sobą zrobię, kiedy nie daj losie, już go nie będzie, bo czy mam opróżniać jego zakamarki w szufladach i w szafkach, gdzie trzyma swoje ważne rzeczy? Czy mam się pozbywać jego rzeczy i co z nimi niby mam zrobić? Czy mam oddać biednym czy jednak niech wszystko zostaje bez zmian?

Nie wiem i nie chcę wiedzieć, bo wiem tylko jedno, że w razie czego nie pozbieram się nigdy i za chwilę i mnie też na tym świecie nie będzie, bo tego nie przeżyję i niech szlag trafi kontakt z ludźmi w sieci i niech ten blog żyje swoim życiem, bo ja nie będę chyba miała już do tego serca. Ale może dam sobie radę z przeżywaniem żałoby i w tym właśnie pomoże mi mój blog? Pisanie o swoich emocjach pomaga i może i mnie by pomogło, ale póki co?

Kochani, to nie sen, a tylko coraz częściej dopadające mnie demony o przemijaniu, ale czy oby nie za wcześnie? Może za wcześnie, a może i nie, bo nie znamy dnia, ani godziny, a czas tak szybko upływa!

Losie, zabierz mnie pierwszą, ale może ja jestem egoistką. Czy znów będę musiała się zmierzyć z koleją rozpaczą, tylko, czy dam sobie radę?

Boję się, bo całe swoje życie kochałam bardzo i jeśli zostanie mi odebrane, nie będzie łatwo!

Ps. Kochajcie się ludzie, czerpcie jak najwięcej z drugiej połówki, wyciągajcie wnioski z drobnych, czy wielkich potknięć, nauczcie się wybaczać, dajcie sobie drugą szansę, mówcie sobie dobre rzeczy, bo nie ma nic piękniejszego na tym świecie, jak miłość i nie chcę tu zabrzmieć populistycznie, ale chcę abyście zrozumieli, że łatwo zepsuć, a trudniej poskładać.

Mnie się udało i może dlatego się tak boję!

 

 

Roztrzepane, jesienne myśli

Czego starsza pani oczekuje od życia – oto jest pytanie za sto punktów. Czego oczekuje w kraju, gdzie te nędzne emerytury za lata pracy dla kraju, są tak małe. Nie raz trzeba wybierać, czy kupić sobie coś na grzbiet, czy wykupić partię leków, które nie są akurat refundowane i trzeba zostawić w aptece więcej niż 200 zł.

Czego oczekuje starsza pani, jeśli w kraju dzieje się źle i młodzi nagminnie wyjeżdżają z Polski, a w tym jej dzieci i wnuki. Jadą za chlebem i lepszym życiem z dala od nędznych zarobków, za które z ledwością opłaca się czynsz, a jeśli się go opłaci, to nie starcza na jedzenie i zakup podstawowych podręczników i ubrań dla swoich dzieci.

Czego oczekuje starsza pani, jeśli na zabieg kolana, czy innej części ciała czeka się w kolejce rok, albo więcej. W końcu, czego oczekuje starsza pani, jeśli pochówek jej nagle zmarłego męża pochłania jej wszystkie oszczędności.

Ja nie  wiem! Może zakochana jest w kraju, gdzie minęła jej młodość i wychowała w tym kraju swoje potomstwo, najlepiej jak umiała. Biegła z fabryki, czy urzędu do domu, aby potomstwu zgotować ciepłą strawę, choć często do gara nie było co włożyć. Może dlatego, że stała w długich kolejkach, aby nabyć swoim dzieciom buty zimowe i jakąś kurtkę, aby potomstwo nie zmarzło w drodze do szkoły. Może dlatego, że wieczorami, choć śmiertelnie zmęczona, siedziała w fotelu przy byle jakim oświetleniu i cerowała skarpetki i rajstopy, a w między czasie prasowała im fartuszki i zmieniała kołnierzyki na czyste?

I tak minęło życie starszej pani na wiecznej szarpaninie i boksowaniem się z  niełatwym życiem. Walczyła jak lwica, aby zapewnić rodzinie wszystko, co najlepsze. W ciągłym biegu nie myślała często o sobie i zapominała, że sama jest też ważna, bo doba była za krótka, aby myśleć o sobie. Rodzina była najważniejsza i to o nią dbała i walczyła jak prawdziwa Matka Polka.

Przyszedł jednak taki czas, kiedy już nie musiała biegać, bo wzorowo wykonała swoje zadanie i może teraz spokojnie sobie usiąść i podsumować to wszystko, co jest nadal dla niej ważne i oddać się wspomnieniom.Wreszcie może odpocząć od życiowego pędu, bo sobie na odpoczynek już zasłużyła, ale jej głowę coraz częściej zaprzątać zaczynają ponure myśli, że zostało jej tak mało tego czasu na odpoczynek, ponieważ zdrowie nagle zaczyna wysiadać, a do głowy wkradają się ponure myśli o przemijaniu.

Starsza pani budzi się każdego poranka i dziękuje losowi, że jeszcze jeden poranek do niej należy i jeszcze jedna poranna kawa, ale jesienią, kiedy drzewa się czerwienią i  zrzucają liście – dopadają ją często myśli mgliste i na to nie ma rady i z tym trzeba się zmierzyć, że nadejdzie taki czas pożegnania się z tym wszystkim.

 Przepraszam za ten wpis, trochę melancholijny i dołujący i aby odgonić te smutne myśli, czas zabrać się za jakąś pracę, bo praca leczy wszystkie smutki.

Dobrego dnia więc 🙂

Dorota Chróścielewska

* * *

Nie bój się nie bój nie bój
bo tylko sobie zaśniesz
I otuli cię niebo
czarne sypkie i ciasne

Drewnianą dadzą suknię
Tu moda się nie zmienia
I jeszcze kwiaty będą
Takie na do widzenia