Nigdy w swoim życiu nie byłam blisko przy osobie umierającej.
Mam już dużo lat, ale los mi oszczędził bycia przy odchodzeniu widzianym na własne oczy.
Nigdy nie miałam babci i dziadka, gdyż wszyscy odeszli kiedy mnie jeszcze nie było na świecie.
Nigdy nie siedziałam na kolanach ukochanej babuni i nigdy nic dla mnie nie ugotowała, jak to się często czyta o tym, że babcie kochają karmić swoje wnuki.
Nigdy żaden z dziadków mnie nie wziął za rączkę – jak małego dzieciaka i nie zaprowadził na przykład do lasu, aby pokazać piękno tego lasu i nie zdążył mi pokazać jak trzeba zbierać grzyby, czy jak nazwać ptaki, albo drzewa.
Zawsze, całe życie zastanawiałam się dlaczego los mnie tak doświadczył, że nie poznałam swoch babć i dziadków, kiedy inne dzieci w szkole opowiadały o swoich.
Mój Ojciec umarł szybko i w szpitalu, a więc nie widziałam na własne oczy Jego odchodzenia.
Odszedł 20 lat temu i pamiętam go w trumnie, która była otwarta.
Pamiętam, że pierwszy raz w życiu pożegnałam nieboszczyka, który był taki zimny i sztywny.
Pierwszy raz zetknęłam się ze śmiercią i potem długo, długo było mi to oszczędzone.
Zawsze wiedziałam, że Mama kiedyś odejdzie, ale byłam szczęśliwa, że mimo wieku doskonale sobie radziła.
Wciąż miała dość dobry wzrok, świetną pamięć i wciąż wiele rzeczy robiła sama nie potrzebując pomocy z zewnątrz, co z czasem się zmieniało, ale mimo wieku można rzec, że była bardzo dzielna.
Dwa lata temu, dokładnie w listopadzie Mama zachorowała na raka wątroby i w ciągu tych dwóch lat chyba ze cztery razy myśleliśmy, że to koniec, ale to były takie przełomy i dzielnie wracała do rzeczywistości.
Leżąca i kompletnie od nas zależna jakoś się otrzepywała i wciąż wracała do nas.
Dziś nastąpił przełom na niekorzyść i chyba nam Mama umiera, bo Jej mózg prawie się wyłączył i przestała z nami się kontaktować.
Patrzyłam tak na Nią i wydaje mi się, że Ją tracimy, choć nikt nie wie ile taki stan może jeszcze potrwać, ale ja przygotowuję się do żałoby i moi bliscy także.
Zbliża się dzień Wszystkich Świętych i możemy w ten dzień utracić Mamę, ale Ona jest mimo wszystko bardzo mocna i może zrobić nam psikusa!
Wszycy zgłupieliśmy w tej Jej chorobie, bo na żadnym filmie nikt nie widział takiej woli życia mimo, że Mama od wielu miesięcy jest warzywem.
Na razie trzymam się dzielnie, bo Mama wciąż oddycha, ale boję się pogrzebu i czasu po tym, bo mogę się rozsypać na kawałki i długo będę się zbierała do kupy.
Ludzka psychika w takich momentach jest niezbadana i każdy z nas inaczej reaguje na odchodzenie Rodziców.
Ja siebie nie znam w tej materii, bo mnie temat śmierci oszczędzał.
Mój Mąż wyprowadza swoją Mamę – staruszkę na spacery, która choruje na serce i tak oboje i moja Rodzina osaczeni jesteśmy śmiercią, a prawda jest taka, że nadchodzi czas na nas – ludzi też już w kwiecie wieku seniora.