Archiwa miesięczne: Styczeń 2014

Za młodzi na sen, za starzy na grzech

Byłam dziś w naszym Urzędzie Miasta, aby załatwić pewną, ważną dla mnie sprawę urzędową. Pracowałam tam, skąd trzy lata temu odeszłam. No więc weszłam do mojego budynku. Niby nic się nie zmieniło, bo na ścianach wciąż te same biała panele, te same płytki na schodach. No może zostały zmienione drzwi do pokoi i wiszą inne tabliczki na drzwiach. No więc weszłam jak do grobowca. Cisza totalna i nie słychać z za drzwi żadnych rozmów, a jeśli tak, to tylko takie same urzędowe, czyli załatwianie petenta, bo petent jest najważniejszy przecież. Kiedyś na najniższym piętrze była postawiona popielniczka dla palaczy i tam, co jakiś czas spotykali się palacze na pogaduszki i chwilę oddechu. Nie ma już tej popielniczki i nie ma żadnych pogaduch. Koniec, do roboty drodzy urzędnicy.

Słyszę, przechodząc się po korytarzu, a może raczej widzę przez uchylone drzwi, że wszyscy siedzą przykładnie w swoich pokojach i ledwie ktoś wysunie nosek ze swojego gabinetu, a w powietrzu czuć następną kampanię wyborczą i wszyscy się boją, aby po, utrzymać swoje stanowisko pracy. Takie czasy, że co cztery lata następuje przesiew  i obsadzanie poszczególnych stanowisk swoimi. Czuje się lęk i obawę, aby nie wylecieć ze stanowiska, a więc nie zmieniło się nic. Wchodzę po 40 minutach do gabinetu, gdzie są trzy biurka, ale jedno z urzędniczką, a więc już widać oszczędności, czy źle zaprogramowany wydział.

Załatwiam szybko i pomyślnie, za przyczyną programów komputerowych. Wychodzę zadowolona, mijając urzędnika przepięknie i modnie ubranego, bo w urzędach jest rewia mody i codziennie należy być inaczej, ale modnie ubranym, a więc nic się nie zmieniło.

Odetchnęłam, kiedy do domu wróciłam, a tu za chwilę telefon. Mamo, przyjdę na kawę, bo udało mi się szybciej urwać z pracy. Okej, wstawiam wodę na kawę i czekam. Za 20 minut wpada córka, siadamy. Stawiam kawę z mleczkiem i zaczynamy konwersację.

-Jutro wyjeżdżam do Poznania.

– A po co – pytam.

– Na kolejne studia się dostałam i mam do czwartku zjazd.

– No okej, ale gdzie będziesz mieszkała  – pytam.

– W hotelu, sama, ale dam radę.

– Tak długo, a co z małą – dopytuję.

– Będzie w żłobku, a potem zajmie się nią Babcia i Dziadek, bo mój mąż też jedzie na studia, ale do Szczecina – hm, studia siódme, czy ósme – nieśmiało pytam.

– Oj mamo, musimy się dokształcać, bo to zaprocentuje.

– Okej, uczcie się, ale stajecie się niewolnikami współczesnego wyścigu szczurów, a kiedy jesteście razem, jako rodzina, jako rodzice – zwariowaliście chyba, zasmuciłam się, bo kiedyś jednak inaczej było, spokojniej.

A może ja czegoś nie pojmuję, a może wciąż tkwię w czasach, że jedna szkoła powinna wystarczyć na całą karierę zawodową.

Trudno, czasy się zmieniły, ale czy na lepsze?

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki

Lubisz mnie, to: Wyślij SMS o treści A00759 na numer 7122

Weszła do pustego domu i stanęła przy zlewie opierając dłonie. Oczy miała skierowane gdzieś w dal, jakby nieobecne. No tak, to już 10 lat po rozwodzie – pomyślała. Dzieci odeszły już z domu, a wiec, co dalej ze mną będzie? Rozejrzała się po swojej pięknej kuchni i poczuła się bardzo samotną kobietą. Czy wszystko już skończone i czy wszystko już stracone – myślała. Nie miała ochoty położyć się do łóżka, a więc zarzuciła szybko na siebie szal i wyszła do baru na drinka. Usiadła na wysokim stołku i zamówiła małego drinka z lodem. Rozejrzała się po sali i zauważyła, że gdzieś w dalekim kącie siedzi jej były mąż. Siedział zamyślony i pochylony nad szklaneczką alkoholu. Kiedy ją zauważył, podszedł do niej i złożył na jej policzku pocałunek na przywitanie. Zrobiło się jej bardzo miło, a wciąż byli w dobrych stosunkach, choćby ze względu na trójkę dorosłych już dzieci. Wypili jeszcze po drinku, rozmawiając i śmiejąc się jak za dawnych, szczęśliwych lat.

Ona bardzo długo podnosiła się po rozwodzie. Klasyczna zdrada z młodszą kobietą i tak ona została zmuszona przez wiele lat do korzystania z psychoterapeuty, który wyciągał ją na powierzchnię, bo rozpadła się na kawałki. Była wzorową matką i robiła wszystko, aby jej dzieci ich rozstanie odczuły jak najmniej. Udało się, gdyż dzieci  obdarzyły ją szacunkiem i poważaniem, choć gdzieś tam w tle był też ich ojciec, związany z inną, młodszą kobietą.

Ona i jej eks otrzymali zaproszenie na wręczenie dyplomów ich najmłodszego syna. Pojechała cała rodzina, a po ceremonii wszyscy poszli na uroczystą kolację. Usiedli przy wielkim, okrągłym stole, tak jak dawniej, śmiejąc się, jedząc i żartując. Kiedy dzieci poszły na tańce, oni dwoje zaczęli polewać sobie wino i inne trunki, trochę w nadmiarze. On ją przytulał i całował, a ona oddawała mu to samo. Zupełnie zapomnieli, że są po rozwodzie. Nie miało to w danej chwili, lekkiego upojenia alkoholem żadnego znaczenia.

Nagle znaleźli się w hotelowym, wspaniałym pokoju i zwyczajnie poszli ze sobą do łóżka. Namiętny seks, tak jakiego nie pamiętali od wielu lat. Kiedy dzieci były w domu, a oni pracowali, seks między nimi został zepchnięty na ostatni plan, aż on poszukał sobie młodszej, ale z dzieckiem, która po prostu go unieszczęśliwiła. I nagle ten wybuch namiętności oboje bardzo zdziwił. Kiedy wyczerpani padli na poduchy, położył swoją delikatną rękę, na jej krocze i stwierdził, że w domu jest najlepiej ha ha.

Okazało się, że dawna żona stała się obecną kochanką. Kochali się wiele jeszcze razy, choćby dlatego, że po prostu nigdy nie przestali się kochać, a on ogromnie żałował, że tak bardzo ją skrzywdził. O romansie mamy i taty, ich dzieci nie miały zielonego pojęcia i kiedy ich ojciec oświadczył, że chce na nowo wszystko posklejać, dały wolną rękę ich matce. Oczywiście odszedł od tej młodszej z nadzieją, że przyjmie go na nowo kobieta, którą pokochał pierwszą. Nic z tych rzeczy i choć wciąż się kochali żarliwie i prawdziwie, kobieta postanowiła ułożyć sobie życie, ale z innym mężczyzną, który gdzieś tam, cierpliwie na nią czekał. Czy zrobiła dobrze, to czas pokaże, bo może mimo swojej całej miłości do męża, bała się zostać zraniona?

Romanse, zdrady, oszustwa są i będą jak świat światem, ale sztuką jest ładnie się rozstać i może nawet zrodzić się z tego przyjaźń, a druga sprawa, jakże często faceci, kiedy posmakują życia z tą nową, piękną i powabną, po pewnym czasie zaczynają tęsknić do tej starej, mądrej, obytej, cierpliwej, oszczędnej, pracowitej, cieszącej się życiem, uśmiechniętej i chętnie by wrócili na stare śmieci, ale będą mieli szczęście, jeśli  zostaną zaakceptowani tylko jako przyjaciele domu, zgodnie z powiedzeniem, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.

I tak to się plecie różnie, raz na okrągło, albo podłużnie. Szczęścia wszystkim życzę w tych meandrach i zawiłościach.

Aby nie zgubić po drodze miłości

http://blogroku.pl/2013/kategorie/lustro-codziennol-ci,7bf,blog.htm

No więc sprawy się mają tak: Założyłam tego bloga dla siebie, aby wyczyścić

swoje serce, duszę, całą siebie. Nagle spostrzegłam, że umykają mi fajne chwile,

ponieważ ludzka pamięć jest okropnie zawodna, a pojawiły się wreszcie, po wielu latach, ciekawe momenty,

bo może i ja dorosłam do widzenia wielu spraw inaczej.

Porodziły się moje wnuczęta,( ale dwoje umarło, a swój ból też tu zostawiłam)!

Ugładziłam swoje osobiste, trudne życie.

Wpadła mi do głowy myśl, że warto jakoś to wszystko spisać i ogarnąć w całość,

ale nie przypuszczałam, że pojawią się czytelnicy. Nie śmiałam nawet o tym marzyć,

a jednak jesteście i teraz piszę już nie tylko dla siebie. Wszystkim dziękuję

z wielką dozą nieśmiałości, czy trafiam swoim myślami, czy spełniam się

dobrze w sieci. Pojawił się konkurs na Bloga 2013 i przystąpiłam do niego

tylko z racji, aby udowodnić sobie, że poradzę sobie z trudami zgłoszenia bloga

do tej zabawy. Nie było łatwo, bo trzy razy zostałam odrzucona, ale

walka i determinacja powiodła się. Ile sił starczy, pisać będę, bo każdy

pisać może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, a więc: 🙂 Od dziś już można 🙂

 

Chcesz zagłosować ? Wyślij SMS o treści A00759 na numer 7122

Konkurs Blog Roku 2013

To już ponad trzydzieści lat po ślubie, pomyślała i spojrzała nieśmiało na siebie w lustro. Był wieczór, taki niby jak zawsze, kiedy wieczorem każde z nich szło do swojego pokoju na odpoczynek po całym dniu.

– O nie, nie może być tak zawsze, do końca życia i poszła do łazienki wziąć wieczorny prysznic. Ubrała najpiękniejszą koszulę, ułożyła włosy i zrobiła delikatny makijaż. Spojrzała ponownie na siebie w lustro i stwierdziła, że jest jeszcze fajnie  i  podobała się sobie.

Wzięła głęboki oddech i weszła do pokoju męża, który czytał w łóżku gazetę. Spojrzał na nią od niechcenia i nie zauważył jej pragnienia w oczach, a zarazem ogromnego zażenowania. Stanęła w progu z oczekiwaniem, że zaprosi ją do wspólnego łoża i po prostu przytuli.

– Chciałaś coś, coś się stało, tylko takie pytanie usłyszała, rzucone za gazety.

– Nie, nic się nie stało i wycofała się do swojego pokoju, zakrywając załzawioną twarz.

Położyła się w swoim pokoju, pełna tęsknoty za tamtymi latami, kiedy kochali się namiętnie i prawdziwie, a tu już od czterech lat, żyjąc pod jednym dachem, w pięknym mieszkaniu czuje się coraz bardziej samotna i pomyślała, że chyba wszystko się już wypaliło i nic ją nie czeka. Tak bardzo go kocha, a mimo to nie potrafi mu opowiedzieć, co czuje, co ją uwiera i do czego tak bardzo jeszcze tęskni. Codzienna rutyna ją zabijała i coraz bardziej czuła się odepchnięta przez swojego kochanego mężczyznę.

O poranku usmażyła kolejny raz mężowi jajko na bekonie, po czym on wychodził do pracy na długie godziny, bez pocałunku i bez grama czułości. Gdzieś te wszystkie uczucia się zagubiły i to ją okropnie uwierało. Nie mogła się pogodzić, że być może on już jej nie kocha i go ani troszeczkę nie pociąga. Przecież nie może tak dalej żyć, wśród niedomówień i wstydu za czułością, delikatnym dotknięciem, przelotnym pocałunkiem, a o seksie nie wspominając.

Nie może tak być i postanowiła poszukać specjalisty, który pomoże jej odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Ktoś kto pobudzi ich dwoje do powrotu do siebie, bądź odrzucenia bez względu na wyniki terapii. Musi to wiedzieć, co między nimi jest jeszcze do ocalenia. Odda każdy grosz, aby ratować swoje małżeństwo, które po odejściu dzieci z domu, stało się skostniałe, jakby go nie było. Było by jej łatwiej, gdyby ją opuścił i czułaby się mniej samotna, niż obok niego, który zamknął się w świecie swoich zajęć i rutyny. Gdyby zechciał jej się zwierzyć z tego, czy ma jeszcze jakieś oczekiwania i pragnienia. Nie wiedziała o nim nic właściwie i chciała przy pomocy specjalisty na nowo go poznać i rozszyfrować. Postawiła wszystko na jedną kartę, bo albo się rozstaną, albo na nowo się do siebie zbliżą w oparach nowej namiętności.

Każda kobieta wychodząc za mąż ma swoje oczekiwania i pragnienia. Każda z nas chce być pożądana przez swojego mężczyznę wybranego spośród miliona innych. Wychodzimy za mąż, budujemy gniazdo rodzinne, rodzimy dzieci, pracujemy i tak nam ucieka wiele lat. Nie zauważamy, że obok żyje z nami drugi człowiek, który także ma swoje fantazje i pragnienia. Jakże często nie rozmawiamy na te tematy, bo wstydzimy się ujawniać nasze najskrytsze pragnienia. Mijają lata, dzieci odchodzą z domu i nie potrafimy cieszyć się tą wolnością, przestrzenią, która jest niespodziewanie nam dana. Codzienne czynności, codzienne przyzwyczajenia zatracają w nas potrzebę bliskości. Dochodzi do tego także zmiana naszego wyglądu, dodatkowych kilogramów, posiwiałych włosów. To wszystko oddala nas od bliskich spotkań w sypialni, ponieważ szybko przekreślamy swoją atrakcyjność. Rezygnujemy z bliskości, obawiając się odrzucenia. Spoglądamy na siebie w lustro i stwierdzamy, że nie powinniśmy już domagać się seksu, przytuleń, pocałunków. Oddalamy od siebie swoje pragnienia, choć pojawiają się nie raz.

Ktoś to wszystko źle urządził, ponieważ kiedy mamy tak wiele czasu na bliskość, odrzucamy ją niejednokrotnie, wstydząc się swoich myśli, a co dopiero rozmawiać o tym z kochanym partnerem i dopóki ktoś z tych dwojga nie przerwie tego przeklętego milczenia, poczujemy nagle, że omija nas jeszcze coś bardzo ważnego w życiu. Omija nas szczęście jakie może dać nam bliska i kochana osoba.

Jak to zmienić? Trzeba rozmawiać, a jeśli się nie udaje, trzeba poszukać rady dobrego psychologa, aby nam pomógł przełamać te lody, bo szkoda czasu, ostatniego czasu na miłość.

PS. Moja bohaterka wygrała i jej determinacja sprawiła, że zostały pokonane wewnętrzne obawy przed bliskością, bo sobie założyła, że jeśli on kocha, to do niej mentalnie wróci i poświęci jej jeszcze nie jedną upojną noc. A może i ja powinnam spróbować dziś wieczorem? – Koniec? 😀

 

Nie wysłany list – łzy na śniegu w Soczi

Panie Prezydencie Putin. Piszę  z Polski i jestem zwykłym szaraczkiem w moim kraju. Jedną z miliona jednostką. Mam do Pana ogromne pretensje z powodu organizacji Olimpiady Zimowej w Soczi. Obejrzałam wczoraj bardzo obiektywny dokument w naszej nowej telewizji – Biznes i Świat, który mi pokazał jakie draństwa dzieją się wokół organizacji i przygotowań na przyjęcie na dwa tygodnie sportowców i gości z całego świata. Gdzieś tam piszą, że jest Pan najbogatszym politykiem na świecie. Podobno Pana samoloty, helikoptery i samochody są na miliardowe sumy, choć w oświadczeniu majątkowym posiada Pan dwa samochody, mieszkanie i garaż!  Żyje sobie Pan dostatnio i bezpiecznie i wybił się Pan ponad przeciętność. Nie zapowiadało się, że będąc zwykłym dzieckiem, uda się Panu sięgnąć tak wysoko i będzie Pan Prezydentem wielkiego i bogatego w złoża naturalne kraju. Rosja to przepiękny kraj, zróżnicowany kraj pod względem geologicznym jak i etnicznym. Trzeba wielkiego samozaparcia, aby zapanować nad tą wielkością i różnorodnością. Zawsze chcieliście być największym, najmądrzejszym i najbogatszym Narodem i Pan ma taką wizję, aby pokazać całemu światu, że jesteście niezniszczalni i potężni. Nie ujmuję Panu umiejętności w rządzeniu Narodem, który jest  Narodem dzielnym i podporządkowanym, bo jednak wynik wyborów sam mówi za siebie.

Nie czepiam się, że jako rasowy mężczyzna, co nie jednokrotnie widziałam na zdjęciach, sportowiec i hardy człowiek, opuścił Pan swoją żonę Ludmiłę, którą skutecznie, przez wiele lat Pan bił, bo Panu przeszkadzała w licznych romansach i robieniu kariery politycznej i pięcia się po szczeblach kariery, ale może to tylko plotki!

Co mnie to obchodzi, że w końcu, w cywilizowany sposób, ogłosił Pan, że rozstaje się z długoletnią partnerką, a legalizuje Pan związek z młodszą kobietą, bo co młode ciałko to młode, a więc  niezaprzeczalnie jest smakowitsze. Takie rzeczy się zdarzają, choć ja sobie nie wyobrażam, aby Prezydent mojego kraju robił sobie takie chocki klocki.

No więc wracam do tego dokumentu, po którym stwierdziłam, że nie będę oglądała Olimpiady Zimowej w Soczi. Przygotowujecie się od 2007 r. i od tego czasu, ludzie zamieszkujący ten teren, Wam potrzebny, żyją w uwłaczających warunkach. Wysiedliliście ludzi ze swoich domów i teraz jakże często mieszkają w norach, nie nadających się do godnej egzystencji, bez wody i prądu, a także na metrażu wbrew ludzkim potrzebom. Pokazano mi pracowników, którzy przyjechali do Soczi, aby budować tę Pana dumę, ale Oni muszą miesiącami czekać w barakach, też bez wody i prądu na wypłatę i nie mają pieniędzy, aby wesprzeć swoje rodziny czekające na zarobiony grosz w najdalszych zakątkach Pana kraju. Ja wiem, że Pan chce pokazać Soczi od najpiękniejszej strony, bo nawet trawa będzie zielona i gościom nie zabraknie ptasiego mleka. Telewizja pokaże tylko te miejsca,  dopracowana i zapięte na ostatni guzik. Będzie cudnie i Pan będzie z dumy wypinał się jak paw, ale ja wiem już, że Olimpiada odbędzie się na łzach biednych ludzi i to mnie mierzi i ja się na to nie godzę. Mamy XXI w, a mimo to w Pana kraju człowiek jest niczym.

Kiedy film miesza się z Twoim życiem

Pamiętam, że  kiedy moja depresja położyła mnie na tygodnie do łóżka, moja rodzina o mnie walczyła. Załatwili mi dobry szpital, wcale nie tak blisko miejsca zamieszkania. O miejsca było bardzo trudno, ale Córka walczyła jak lwica, abym była czym prędzej przyjęta. Kiedy zaczęła mnie pakować, bo sama nie byłam w stanie, wciąż się wzbraniałam i nie chciałam jechać. Nawet mnie nie interesowało, a można było sprawdzić w komputerze, jakie metody będą tam stosowane. Pojechałam wreszcie jak koza uparta i przez 1,5 miesiąca nie mogłam się tam odnaleźć. Nie nawiązywałam żadnych znajomości i nie chciało mi się z nikim gadać. Byłam uparta jak osioł i na psychoterapii się nie udzielałam, co wnerwiało psychologów i inne uczestniczki. Stało się jednak coś, co mnie otworzyło na innych i poznałam naprawdę fajnych, choć poranionych ludzi. Mogliśmy siedzieć godzinami i rozmawialiśmy o tym, jak wyjść ze swoich lęków i nauczyć się życia poza szpitalem. Szpital otulał nas bezpieczeństwem i z czasem powstała super paczka. Chodziliśmy razem na spacery, śmialiśmy się i wspólnie braliśmy czynny udział w zajęciach. Pamiętam, że zorganizowaliśmy czarodziejską akcję i każdy z nas napisał życzenie na karteczce, aby ją podpalić i wrzucić do rzeki. Niech sobie popłyną nasze troski i zmartwienia, spalone na popiół. Ja napisałam tylko, że wreszcie chcę być wolna od lęków i chcę być szczęśliwa. Albo szliśmy do lasu i wydzieraliśmy się w niebogłosy, aby wykrzyczeć swój ból. Przytulaliśmy się do drzew, czerpiąc z nich uzdrawiającą energię. No fajnie było przy grillu i wspólnym siedzeniu przy ognisku. Tak się tam zaaklimatyzowałam i tak było mi dobrze, że kiedy nastąpił koniec i mąż po mnie przyjechał, powiedziałam mu, że nie chcę stąd wyjeżdżać, bo tam w realnym świecie nikt mnie nie zrozumie, tak jak tutaj. Wcale mi nie chodziło o czekające mnie obowiązki w domu, ale chodziło mi, że być może w domu, w którym wszyscy są zapędzeni nie będę miała tych ludzi, z którymi się zżyłam i, którzy mnie rozumieli. Kiedy weszłam do swojego ukochanego domu, postawiłam bagaże i nie wiedziałam co dalej. Z dnia na dzień musiałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości, bez sentymentów i bez tych wszystkich, których tak bardzo polubiłam.

Dlaczego o tym piszę. Wiecie, że jestem kinomaniaczką i lubię podzielić się z Wami wrażeniami z obejrzanego filmu. Jedne wybory są lepsze, a inne gorsze – wiem. Scenariusze filmów powstają na prawdziwych zdarzeniach, albo na fikcji, ale ja ostatnio trafiam na filmy, które jak ulał pasują do moich przeżyć. W filmach, jakże często jest zdrada, kłopoty małżeńskie, uzależnienia, choroby, starość, marzenia i tęsknoty, codzienne życie itd. Nie oglądam tylko horrorów i bardzo rzadko komedie. Czasami pokuszę się na dobry kryminał, bo takie są moje oczekiwania w stosunku do filmu.

Film pt. „Mężczyzna kocha kobietę”,http://dwn.so/v/DS7719987F

to był strzał w dziesiątkę, bo identyfikowałam się z główną bohaterką, co prawda uzależnioną od alkoholu, a ja nie.  Mającą dwie, śliczne córeczki, bardzo mądre, kojarzące problem między rodzicami. Mąż zakochany po uszy, oddaje żonę na długotrwały odwyk, po którym Ona wraca do domu i nie potrafi rozmawiać ze swoim mężem, a tylko dlatego, że tam, gdzie była, było wielu uzależnionych którzy najlepiej ją rozumieli i byli grupą wsparcia o każdej godzinie, w dzień i w nocy. Kiedy wróciła do domu, straciła kontakt z tymi ludźmi i nie potrafiła się odnaleźć, tak jak ja!

Trzeba do takich ludzi, z problemami naprawdę mieć wiele cierpliwości i ja to wiem, a tych, którym po powrocie podali mi na nowo pomocną dłoń – dziękuję i chyba nigdy się nie wypłacę.

Film polecam z całych sił, bo warto zrozumieć mechanizmy ludzkich słabości. Warto wyczuć, kiedy wspierać, a kiedy dać im po prostu czas na klimatyzację i osobiste przemyślenia.

To się wydarzyło, co zapomnieć chcę

Witam serdecznie.

Od rana jestem z lekka podminowana, gdyż chodzi mi po głowie, co mam napisać w następnej notce i czy powinnam to napisać? Ale pomyślałam sobie, że to będzie następny wpis, taki oczyszczający mnie z brudu i wirtualnej niegodziwości. Otóż obchodzimy 69 rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, co u każdego Polaka wywołuje chwilę zadumy i pochylenie się nad ludźmi, którzy nie urodzili się aryjczykami i dlatego masowo byli mordowani w najróżniejszy sposób. Wciąż i zawsze należy pamiętać o tym, że to się wydarzyło, choć nie powinno. Na świecie było tyle wojen i wciąż są, ale w żadnej wojnie nie było takiego bestialstwa i bardzo często zastanawiam się, jakim człowiekiem był Hitler, któremu przyszedł do głowy pomysł likwidacji tak wielu nacji w taki bestialski sposób. W tym dniu w Oświęcimiu przybyło już tak niewiele żyjących i pamiętających tamten czas. Jest Ich coraz mniej i dlatego oddałam się swojej osobistej zadumie i pochyleniu się nad ich wspomnieniami. Obejrzałam dokument w telewizji, w którym kobiety, którym udało się przeżyć, opowiadały jakie piekło musiały przeżyć. To są wstrząsające opowieści o upodleniu, wszach, szczurach i chorobach. To są wstrząsające opowieści, których nie można wysłuchać ze spokojem. Całe życie moje mam wielki szacunek do tych ludzi, którym dane było walczyć o kroplę wody i łyżkę pożywienia, gnanych jak bydło do pracy. Wychudzeni, z resztką sił, walczyli o siebie, aby przeżyć i opowiedzieć następnym pokoleniom, co się wydarzyło w Oświęcimiu i innych obozach zagłady. Kiedy to piszę, serce mi łupie jak oszalałe, bom wrażliwą jest i  nie wyobrażam sobie tej walki o godność, w tak niegodziwych warunkach, a więc chylę czoła przed tymi, którzy są jeszcze wśród nas i w każde święto zmarłych, pamiętam o tych, których zagazowano, spalono i zamordowano, bo to jest nasza historia przecież, ale jest jedno ale…

Będąc użytkowniczką forum seniora, największego takiego w sieci dla polskich seniorów i nie tylko, poznałam wirtualnie jedną, z ocalałych, byłych więźniarek z Oświęcimia. Trafiła tam jako mała dziewczynka i udało się jej przeżyć. W każdą, kolejną rocznicę przypomina ona, że musimy pamiętać, to tamtych strasznych czasach. Każdy jej wpis, to nawoływanie do oddania czci tamtym, okropnym czasom, choć wydaje mi się, że grupa seniorów nie musi być upominana z każdym rokiem, bo wielu z nich przeżyło czas wojny. No, ale, no więc do rzeczy.

Pewnego razu, jednej z użytkowniczek napisałam na wątku, że jej wpisy są dość kontrowersyjne i mnie, osobiście takie odzywki się nie podobają, bo nie przystoją, aby pisała je zrównoważona seniorka, od której wymaga się powagi, choćby z racji wieku, no i się zaczęło. Powstała grupa wzajemnej adoracji i nastąpił zmasowany atak na moją osobę. Nie mogłam się nigdzie, w żadnym wątku wypowiedzieć, bo zaraz byłam ośmieszona i wyśmiana. Przypisywano mi najróżniejsze rzeczy, a mianowicie, że jestem chora psychicznie, nadużywam alkoholu, kopiuję i przenoszę treści z forum w inne miejsca. Kiedy się broniłam, widocznie mało skutecznie, tym atak był bardziej śmiały i zamierzony, aby mnie wyeliminować z grupy seniorów. Najśmieszniejsze jest to, że owa więźniarka z obozu, ta ocalała w wielu swoich atakach, wklejała wirtualną broń, w postaci pistoletu, skierowanego w moją, biedną głowę. Lufa była wymierzona wprost w mój biedny i zatroskany łeb. Owa więźnierka była na każdym wątku, gdzie kroiła się jakaś zadyma. Bawiło ją to, że ludzie nie mogą wirtualnie się porozumieć i podsycała konflikt, za zgodą admina tegoż forum.  Dopiero niedawno została ukarana i zdjęto jej funkcję moderatora tego forum, ale o wiele za późno, bo szkody poczynione przez tę seniorkę, zapisane są na kartach w wielu wątkach i wszystko jest do sprawdzenia. Lufy skierowane we mnie dalej wiszą i wisieć będą na wieki, wieków, amen. Szkoda wielka, że ta pani, pokrzywdzona przez los, wyniosła się do ciepłej Hiszpanii, bo chętnie bym się z nią spotkała w realnym życiu – oko w oko i jestem ciekawa, czy miałaby odwagę przystawić mi lufę między oczy?!

Jaką hipokrytką trzeba być, aby nawołując do pamięci pomordowanych i stosować takie chwyty, a może to trauma pozostawiła w niej bestię?

Nie udała się Panu Bogu starość

Lubisz mnie i mojego bloga, to: Wyślij SMS w związku z Konkursem Blog Roku o treści A00759 na numer 7122 – dziękuję, bardzo, bardzo

Było sobie takie starsze małżeństwo. Nazwijmy ją i jego, a więc On niech będzie Stanisław, a Ona Anna. Łączyła ich przez całe życie pasja do muzyki klasycznej, wręcz godzinami mogli ze sobą rozmawiać o muzyce właśnie. Ich rozrywką na starsze lata było chodzenie na wszystkie koncerty jakie odbywały się w ich mieście. To była dla nich uczta, a po każdym koncercie wracali autobusem do swojego domu, pełnego książek, obrazów, starych bibelotów i pamiątek i oczywiście w salonie stał okazały fortepian, przy którym Anna często zasiadała, a dom ich rozbrzmiewał muzyką. Stanisław siedział z herbatą w fotelu, zapatrzony i zasłuchany podziwiał jej grę.

Pewnego poranka usiedli w kuchni do wspólnego śniadania. Anna ugotowała mężowi jajka na miękko, ale zapomniała podać soli. Kiedy Stanisław podniósł się po przyprawę, wracając do stołu, zauważył, że z Anną dzieje się coś bardzo dziwnego. Mówił do niej, pytał co jej jest, a Anna siedziała z nieruchomym wzrokiem, wpatrzona w jeden punkt. Stanisław bardzo się wystraszył i zaczął Annie robić zimny okład. O dziwo, Anna przemówiła i zaczęła się zupełnie normalnie zachowywać, nie pamiętałąc jednak nic, co się wydarzyło.

Czujny Stanisław zawołał lekarza, który Annę skierował na badania do szpitala. Okazało się, że Anna musi być poddana operacji, w celu usunięcia skrzepu z żyły szyjnej. Niestety, ale operacja się nie udała i po niej pozostał Annie paraliż, co wiązało się z wózkiem. Niewładne nogi i prawa ręka, skazały ją na całkowitą pomoc ze strony Stanisława. Kochający jak nikt, starał się, aby Anna w miarę normalnie funkcjonowała. Opiekował się nią z całych sił, kąpał, mył włosy, czytał, gładził jej ręce, karmił i rehabilitował. Wzbraniał się przed pomocą pielęgniarki, gdyż Anna to był tylko jego, ukochany skarb.

Pewnego dnia Anna miała drugi atak i straciła zdolność mówienia i rozpoznawania. Stanisław i Anna mieli jedną córkę, która mając swoje poważne kłopoty małżeńskie, wpadała do rodziców jak po ogień, współczując swojemu Ojcu. Między wierszami sugerowała, aby oddać matkę do domu starców, ale Stanisław nie chciał o tym słyszeć. Sam chciał opiekować się żoną, mimo, że coraz gorzej sobie z tym radził. Zdecydował się wreszcie przyjąć pielęgniarkę, ale widząc jaka z niej szorstka i nieludzka kobieta w obchodzeniu się z jego żoną, wypędził ją na trzy wiatry.

Z Anną było już tylko gorzej i nie miała już żadnej szansy na powrót do zdrowia. Leżała w łóżku jak roślina, robiąc pod siebie. Stanisław jednak wciąż się nią opiekował, choć kontakt z żoną już był żaden. Sam zaczynał podupadać na zdrowiu i było mu coraz ciężej, patrząc, jak jego ukochana żona jest warzywem.

Pewnego dnia, goląc się, usłyszał jęki z pokoju żony. Poszedł do niej i spytał, czy ma jej coś opowiedzieć ze swojego życia. Opowiedział jej historię, której przez całe ich wspólne życie  nie zdążył opowiedzieć, a kiedy skończył, wziął poduszkę i zakrył twarz żony tak szczelnie, że za chwilę Anna skonała. Następnie poszedł do kwiaciarni i kupił kwiaty. Przebrał żonę w najpiękniejszą suknię, obsypał ją kwiatami, a potem zamknął w pokoju, oklejając drzwi taśmą, aby nikt jej nie przeszkadzał już.

Tym razem opowiedziałam film z zakończeniem pt. „Miłość”. Nie wiem jaki czort kazał mi oglądać ten film. Nie wiem, co mnie podkusiło być przez dwie, bite godziny w domu Stanisława i Anny, podglądać ich małżeńską miłość i ogromną tragedię. A może dlatego, że się ponownie utwierdziłam, że starość się Panu Bogu nie udała, a także, że starość, to gówniana sprawa.  Gdybym kiedyś ja stała się taką bezbronną istotą, dla której nie ma już żadnego ratunku, to nie chcę za wszelką cenę, trzymania mnie na siłę przy życiu. Może taka poduszka i odwaga kogoś bliskiego, to jest całkiem dobre rozwiązanie, skoro nikt w naszym kraju nie chce ze starymi ludźmi rozmawiać o eutanazji!

Wyłuskane okruszki moich wspomnień przesiane przez gęste sito

Chyba już wszystko napisałam na moim blogu o sobie i moich życiowych potknięciach i radościach, czyli o moich dzieciach. Chyba wszystko już zakreśliłam i zdradziłam o moim nietypowym małżeństwie i w nim o wzlotach i upadkach. Uważny mój czytelnik chyba już wszystko o mnie wie, bo staram się pisać bardzo osobiście. Blog miał zadanie, abym się oczyściła z kurzu i brudu, jaki przez lata nosiłam w swoim sercu i duszy. Powoli wszystko robi się czyste i przejrzyste , a ja wracam po raz któryś do mojego bezpiecznego świata, jaki sobie sama wymyśliłam na samym początku mojej małżeńskiej drogi. Każda młoda kobieta, wychodząc za mąż ma nadzieję na szczęśliwe małżeństwo przy boku ukochanej osoby. Każda kobieta ma swój obraz namalowany, że w jej małżeństwie będą tylko jasne barwy i nic tych barw nie będzie miało prawa zaciemnić, tak, że ów obraz będzie straszył.

Każda kobieta pragnie, aby jej mężczyzna był godnym człowiekiem, dobrym człowiekiem, pracowitym i odpowiedzialnym za nią i za przyszłą rodzinę. Tak jest na początku drogi, bo pojawiła się miłość i mamy nadzieję, że żadne wichury i huragany, ani żadne moce nie będą w stanie tej miłości nam zepsuć i zabrać.

Napisałam, że chyba zdradziłam już wszystkie sekrety mojego dziwnego małżeństwa, ale jakże jeszcze często pojawiają się we mnie różne wspomnienia, które wciąż bolą i boleć będą, choćby za przyczyną obejrzanego filmu, czy przeczytanej książki, kiedy to w nich znajdujemy wciąż siebie i swoje problemy. Uświadamiamy sobie, że ktoś, kto pisał scenariusz do filmu, bądź zarys do książki, sprytnie nas podglądał i notował skrupulatnie, aby potem powstało dzieło, na kanwie naszego życia. A może jest to tak, że jednak w każdym małżeństwie z czasem pojawiają się rysy, które przez lata staramy się polerować i dążymy do tego, aby na nowo być szczęśliwymi.

Mam pytanie do czytelnika, bo czy kobieta, która w jakiś sposób jest raniona przez swojego męża, ma obowiązek mimo bólu, przy nim stać i walczyć z jego słabościami i wadami? Wiem, wady mamy wszyscy, bo nie ma człowieka bez wad, bo i ja mam masę wad, ale jeśli pojawia się w małżeństwie zdrada, albo notoryczny alkoholizm, czy inne dziadostwo, to czy kobieta musi, czy powinna podać rękę i wciąż ją wyciągać za każdym potknięciem, albo draństwem swojego partnera? Oczywiście, że na początku tych potknięć, każda kobieta wyciągnie rękę i poda ją pomocnie. Ale jeśli to dzieje się latami, bo np. mąż chla wódę przez długie lata, a w przerwach transu obiecuje, że już nie będzie i się poprawi, że to ostatni drink, prosi o cierpliwość, obiecuje leczenie, a mimo wszystko wciąż rani i ma ciągi, co sprawia, że życie kobiety i dzieci staje się piekłem? Czy mimo tej strasznej rodzinnej tragedii warto tkwić obok i wciąż być okłamywaną, poniżaną i sprowadzoną do tego jego dna.

Piszę o tym , ponieważ sama byłam taką ofiarą pijącego męża. Praca, a w pracy kłopoty, a jeśli kłopoty, to trzeba je jakoś zniwelować, zapomnieć, a najlepiej w gronie kolegów, bo koledzy też mają swoje kłopoty związane z pracą. Ileż to razy przynoszono mi męża na tzw. czterech. Postawili w przedpokoju, a ty babo martw się teraz już sama. Ileż razy mówiłam sobie, że dłużej tego nie wytrzymam i odejdę z dziećmi. Alkohol, to potwór i nie każdy może go pić. Ludzie się bardzo zmieniają po wpływem długiego picia, zatruwając siebie i swoich bliskich. Jest obok nas tak wiele rodzin, gdzie rządzi alkohol, a mimo to, te kobiety wciąż wierzą, że tym razem dana obietnica zostanie dotrzymana. Tak, ja z alkoholem już wygrałam, bo mąż pije teraz tylko okazjonalnie, ale jest to już picie kontrolowane i mąż nie ma już z nim żadnego problemu. Jednak są mężczyźni, dla których alkohol stanowi wodę rozmowną i nie umieją bez alkoholu egzystować. Nie pomagają żadne argumenty i lamenty. Nie pomaga terapia i tak toczy się życie alkoholika i jego bliskich. Bardzo to smutny scenariusz na film, a jednak taki powstał. Przed chwilą obejrzałam film pt. „ Miłość to za mało”, opowiadający o kobiecie walczącej przez większość swojego życia z mężem alkoholikiem. Stała przy nim długie lata, znosząc wszystkie upokorzenia związane z piciem męża. Odchodziła i wracała, ale wciąż go kochała. Tyle razy ją zawiódł i zranił, a mimo to, o niego walczyła. Kiedy sam zauważył, że sięgnął dna, ze wszystkich sił starał się wydobyć z tego piekła. Terapią była dla niego pomoc innym alkoholikom i wraz ze swoją silną żoną założyli klub AA, co pozwoliło im wrócić do siebie emocjonalnie. Tym razem miłość wygrała, ale jakże często bywa, że miłość to za mało.

Wywiad z własną Matką – gdyby padły te pytania?

Pytanie pierwsze:

– Mamo dlaczego wyszłaś za naszego Tatę?

Odpowiedź:

– Ponieważ się zakochałam i nigdy nie byłam u żadnego mężczyzny w takim centrum zainteresowania. Całe, młode swoje życie walczyłam o zainteresowanie u mojego Ojca i nigdy go nie uzyskałam. Ojciec nie interesował się moją skromną osobą. Nie wiedział do, której chodzę szkoły. Nie wiedział jak sobie radzę z nauką i do jakiej klasy chodzę. Nie wiedział także, kto jest moim wychowawcą i nie miał pojęcia w jakich grupach poza lekcyjnych biorę udział. Nie miał zielonego pojęcia, że prowadzę szkolny sklepik i muszę się rozliczyć z przychodów i rozchodów. Mój Tata wiedział tylko, że dla niego brzydko dorośleję i zadaję się po lekcjach z Waszym przyszłym Tatą, a więc byłam dla niego dziwką i taką na literę K. Uciekałam ze swojego domu do Waszego przyszłego Taty, aby zapomnieć, jakie piekło mam w domu. Zakochałam się i imponowało mi to, że jestem w centrum zainteresowania mojego chłopaka. Chodziliśmy na randki na około jeziora i byliśmy uważani przez rówieśników za bardzo dobraną i udaną parę, choćby z tego powodu, że brano nas za siostrę i brata.

Drugie pytanie:

– Czy chciałaś mieć z naszym Tatą dzieci?

Odpowiedź:

– Odpowiadam szczerze, bo staram się być z życiu zawsze szczerą osobą. Tak, chciałam mieć dzieci z facetem, którego pokochałam, ale może nie tak szybko, jak się to wydarzyło. Zaczęliśmy współżyć po czterech latach chodzenia i nagle się wydarzyło. Zaszłam w ciążę nie planowaną. Strach w moich oczach się pojawił, co dalej. Ani razu przez myśl mi nie przeszło, co mam zrobić z tą ciążą. Wzięliśmy szybki ślub, a potem Wasz Tata musiał iść służyć Ojczyźnie. Pracowałam i wychowywałam swoją pierwszą Córkę. Radziłam sobie przy pomocy Waszej Babci. Potem zaplanowałam, że nie chcę mieć tylko jednego dziecka, bo wyrośnie na zepsutą  jedynaczkę i w dniu 8 marca, w Dniu Kobiet, została spłodzona druga Córka i na tym postanowiłam zakończyć w myśl, że jeśli będzie wojna, to mam dwie ręce i dwoje dzieci. Wojny co prawda nie było, ale zdarzył się nam stan wojenny i wystarczyło mi zabiegań, aby Was dwie ubrać i nakarmić.

Trzecie pytanie:

– Mamo, jak Ty zniosłaś te zdrady naszego Taty?

Odpowiedź:

– Wzięłam to na karb jego głupoty i tego, że jeszcze nie dorósł do miana faceta z charakterem. Wciąż był małym, nie wyżytym facetem, co to myślał, że mu wszystko wolno. Odpowiedzialność wynosi się z domu, a w domu Waszego Taty, etyczność i odpowiedzialność za rodzinę nie była priorytetem. Ojciec jego pił, a Matka zamiatała problemy pod dywan. Nie tłumaczono Waszemu Tacie, że istnieje coś takiego, jak troska o innych. Biedny pogubił się, bo nie wyniósł z domu żadnych wartości i myślał, że zabawa z innymi kobietami to nic takiego i to nic złego, że mnie zdradza, choć zawsze do mnie wracał, niezależnie, że inne kobiety kusiły i mamiły. Jednak to przy mnie uczył się, że za swoje grzechy należy odpowiadać. Owszem, chorowałam i i miałam poczucie niższej wartości, ale to nauczyło go, że jego dzieci, to są jego dzieci i o żonę trzeba na nowo walczyć. To był okropny okres w naszym życiu, bo się załamywałam, ale nigdy nie zrezygnowałam z naszej rodziny i jestem z tego dumna. Ja wiem, że postronni ludzie śmieją się ze mnie, ale ten się śmieje, kto śmieje się ostatni, bo ja wygrałam – naszą rodzinę, która trwa i będzie trwała.

Czwarte pytanie:

– Mamo, czy wybaczyłaś naszemu Tacie zdrady?

Odpowidź:

– Nigdy nie wybaczyłam i nigdy nie wybaczę, ale Wasz Tata robi wszystko, abym zapomniała, bo same wiecie, że tak naprawdę Wasz Tata, najbardziej w swoim życiu mnie kocha. Daje temu przykład w każdym aspekcie. Dba o mnie, robi zakupy, finansuje wszystkie nasze potrzeby, a także jak może pomaga Wam. Odda ostatni grosz, aby Wam ulżyć w codzienności i to go cieszy, że  dzięki swojej pracy jest w stanie Was wspomóc. Was młodych i czegoż mi więcej potrzeba, jeśli  jesteście w jego sercu. To dobry człowiek jest – zresztą wiecie o tym. Jesteśmy razem i mamy powód, aby Was wspierać i kochać, a więc moje zabiegi, całej mojej walki  o rodzinę nie poszły na mare, bo żyjemy dzięki Wam i dla Was.

Pytanie piąte:

– Mamo, czy kiedy odeszłyśmy z domu, jesteś szczęśliwa?

– Mimo tego wszystkiego, mimo kataklizmowi, jaki przeszedł przez nasz dom, co bez wątpienia pamiętacie, to jestem szczęśliwa, że udało mi się Was wychować na porządnych ludzi, bez patologii, wyniesionej, jakże często z domu  rodzinnego. Pokazałam Wam, że mimo wszystko rodzina jest najważniejsza i trzeba o nią walczyć. To była trudna sztuka przetrwania, ale ja i Wy poradziliśmy sobie w ocaleniu rodziny i wciąż jesteśmy razem na dobre i na złe i wzięłam to na klatę, kosztem utraty zdrowia. Wy jesteście szczęśliwe i ja dopięłam swojego.