Archiwum dnia: 27 stycznia, 2014

Nie udała się Panu Bogu starość

Lubisz mnie i mojego bloga, to: Wyślij SMS w związku z Konkursem Blog Roku o treści A00759 na numer 7122 – dziękuję, bardzo, bardzo

Było sobie takie starsze małżeństwo. Nazwijmy ją i jego, a więc On niech będzie Stanisław, a Ona Anna. Łączyła ich przez całe życie pasja do muzyki klasycznej, wręcz godzinami mogli ze sobą rozmawiać o muzyce właśnie. Ich rozrywką na starsze lata było chodzenie na wszystkie koncerty jakie odbywały się w ich mieście. To była dla nich uczta, a po każdym koncercie wracali autobusem do swojego domu, pełnego książek, obrazów, starych bibelotów i pamiątek i oczywiście w salonie stał okazały fortepian, przy którym Anna często zasiadała, a dom ich rozbrzmiewał muzyką. Stanisław siedział z herbatą w fotelu, zapatrzony i zasłuchany podziwiał jej grę.

Pewnego poranka usiedli w kuchni do wspólnego śniadania. Anna ugotowała mężowi jajka na miękko, ale zapomniała podać soli. Kiedy Stanisław podniósł się po przyprawę, wracając do stołu, zauważył, że z Anną dzieje się coś bardzo dziwnego. Mówił do niej, pytał co jej jest, a Anna siedziała z nieruchomym wzrokiem, wpatrzona w jeden punkt. Stanisław bardzo się wystraszył i zaczął Annie robić zimny okład. O dziwo, Anna przemówiła i zaczęła się zupełnie normalnie zachowywać, nie pamiętałąc jednak nic, co się wydarzyło.

Czujny Stanisław zawołał lekarza, który Annę skierował na badania do szpitala. Okazało się, że Anna musi być poddana operacji, w celu usunięcia skrzepu z żyły szyjnej. Niestety, ale operacja się nie udała i po niej pozostał Annie paraliż, co wiązało się z wózkiem. Niewładne nogi i prawa ręka, skazały ją na całkowitą pomoc ze strony Stanisława. Kochający jak nikt, starał się, aby Anna w miarę normalnie funkcjonowała. Opiekował się nią z całych sił, kąpał, mył włosy, czytał, gładził jej ręce, karmił i rehabilitował. Wzbraniał się przed pomocą pielęgniarki, gdyż Anna to był tylko jego, ukochany skarb.

Pewnego dnia Anna miała drugi atak i straciła zdolność mówienia i rozpoznawania. Stanisław i Anna mieli jedną córkę, która mając swoje poważne kłopoty małżeńskie, wpadała do rodziców jak po ogień, współczując swojemu Ojcu. Między wierszami sugerowała, aby oddać matkę do domu starców, ale Stanisław nie chciał o tym słyszeć. Sam chciał opiekować się żoną, mimo, że coraz gorzej sobie z tym radził. Zdecydował się wreszcie przyjąć pielęgniarkę, ale widząc jaka z niej szorstka i nieludzka kobieta w obchodzeniu się z jego żoną, wypędził ją na trzy wiatry.

Z Anną było już tylko gorzej i nie miała już żadnej szansy na powrót do zdrowia. Leżała w łóżku jak roślina, robiąc pod siebie. Stanisław jednak wciąż się nią opiekował, choć kontakt z żoną już był żaden. Sam zaczynał podupadać na zdrowiu i było mu coraz ciężej, patrząc, jak jego ukochana żona jest warzywem.

Pewnego dnia, goląc się, usłyszał jęki z pokoju żony. Poszedł do niej i spytał, czy ma jej coś opowiedzieć ze swojego życia. Opowiedział jej historię, której przez całe ich wspólne życie  nie zdążył opowiedzieć, a kiedy skończył, wziął poduszkę i zakrył twarz żony tak szczelnie, że za chwilę Anna skonała. Następnie poszedł do kwiaciarni i kupił kwiaty. Przebrał żonę w najpiękniejszą suknię, obsypał ją kwiatami, a potem zamknął w pokoju, oklejając drzwi taśmą, aby nikt jej nie przeszkadzał już.

Tym razem opowiedziałam film z zakończeniem pt. „Miłość”. Nie wiem jaki czort kazał mi oglądać ten film. Nie wiem, co mnie podkusiło być przez dwie, bite godziny w domu Stanisława i Anny, podglądać ich małżeńską miłość i ogromną tragedię. A może dlatego, że się ponownie utwierdziłam, że starość się Panu Bogu nie udała, a także, że starość, to gówniana sprawa.  Gdybym kiedyś ja stała się taką bezbronną istotą, dla której nie ma już żadnego ratunku, to nie chcę za wszelką cenę, trzymania mnie na siłę przy życiu. Może taka poduszka i odwaga kogoś bliskiego, to jest całkiem dobre rozwiązanie, skoro nikt w naszym kraju nie chce ze starymi ludźmi rozmawiać o eutanazji!