
Dzień dobry niedzielne 🙂
Drugi dzień wiosny. Za oknem po wczorajszym deszczowym dniu, dzisiejszy wstał skąpany w słońcu, że chce się żyć po długich szarych miesiącach. Mam nadzieję, że i u Was – Wasz świat z dnia na dzień pięknieje i przynosi coraz więcej radości i nadziei.
Przyroda budzi się do życia. Pierwiosnki i krokusy pokazują swoje kolorowe łebki i oznajmiają nam, że czas szykować się do świąt. Czas pomyśleć, co też będzie na naszych stołach, czyli powoli planować menu, odświeżyć to i owo w naszych domostwach, a także je świątecznie przystroić choćby kupnem wiosennego, pięknie pachnącego hiacynta.
Tak ten świat jest ułożony w naszym klimacie, że po smutku przychodzi radość wraz z promieniami słońca i nowymi planami, a jeśli jeszcze tylko zdrowie jako tako dopisuje, to oto mamy w progu ukochaną wiosnę. Porę roku najbardziej wyczekiwaną, która odsłoni po zimie niedoskonałości, aby za chwilę nadać jej barwę zieleni trawy i zakwitłych drzew owocowych. Zbudzą się owady i motyle i przyroda pobudzi i nas do działania. Niektórzy wybędą na swoje ukochane działki i tam będą sadzić i siać, a inni posadzą na swoich balkonach umytych po zimie, chociażby pelargonie, aby móc potem przysiąść sobie z kawą i książką.
Cudowny czas idzie, ale kochani nie wszyscy się z tego potrafią cieszyć. Niektórzy ludzie zamiast obserwować budzącą się przyrodę do życia, wolą siedzieć w necie i wielką przyjemność sprawia im obrzucanie innych błotem i fekaliami.
Jest taki gatunek ludzi, niezależnie od wielu, że bez sączenia jadu na forach i wszelkich portalach społecznościowych – nie żyją!
Miałam już o tym nie pisać, bo ten temat na moim blogu jest już jak wyprana setny raz stara szmata, którą powinno się dawno wywalić i zapomnieć, ale we współczesnym świecie i Internetu wraca to dziadostwo jak bumerang i choćbyśmy się odganiali jak od namolnego komara, to ten i tak znajdzie miejsce i nas ukąsi.
Dwa tygodnie temu ponownie zostałam wezwane na policję w sprawie nękania i hejtu mojej osoby. Poszłam po raz kolejny wiedząc doskonale, że nic z tego nie wyjdzie, ale oni mają swoje procedury i muszą sporządzić kolejną notatkę i sprawę odfajkować.
O godzinie 9 rano poszłam do nowiutkiego komisariatu policji. Mówię Wam jak cudnie oni teraz tam mają. Szerokie korytarze z gabinetami po obu stronach. Płytki, kafelki i nowoczesne drzwi i dużo bardzo światła. Okej, stawiłam się punktualnie. Pan policjant zszedł po mnie jak po królową i osobiście zaprowadził do pokoju przesłuchań. Nie czekałam długo, a od razu przystąpił do zadawania pytań. Odpowiedziałam na nie najinteligentniej jak potrafię i po kilku minutach oświadczyłam, że kończę z tą sprawą, bo jestem po roku czasu zmęczona przerzucaniem pism urzędowych od policji, do prokuratury i nazad. Wciąż listonosz mi dostarczał coraz to nowe pisma polecone, w których mnie informowano, że to, czy tamto i takie tam. Mam chyba z 20 pism urzędowych, z których dowiedziałam się, że policja i prokuratura, a także sąd nie są władni, aby mi pomóc, bo sprawa jest dla nich zbyt trudna i w zasadzie policjant dał mi do zrozumienia, że oni nic nie mogą, bo nie ma na to narzędzi i fachowców, a także przypuszczam, że i pieniędzy.
Wkurzyłam się najbardziej, kiedy jedno z pism przyszło mi odebrać w sklepie motoryzacyjno – ogrodniczym, a nie na poczcie. Tak, tak! Takie mamy czasy, że teraz listy i przesyłki jeśli nie ma nas w domu leżą do odebrania w punktach, które wygrały jakiś tam przetarg z pocztą i trzeba się fatygować zamiast po kupno kosiarki, to po odbiór listu. Zgroza!
Tak więc skończyłam batalię i w zasadzie się wewnętrznie wyciszyłam, bo walka z wiatrakami w moim wieku już jest nie wskazana. Muszę dbać o swoje zdrowie i staram się jak najmniej denerwować, a hejterki w wieku moherowym mam już dawno w nosie, żeby nie napisać dosadniej. Biedne babinki szukają do mnie namiarów i znalazły nazwę mojej pracy i się cieszą, że w sieci podany jest mój adres i nr telefonu. Oto przykład ha ha :
Cóż z tym mam zrobić, no co mam z tym zrobić? Wypada tylko uśmiechnąć się pod wąsem, że im się tak ciągle chce mnie śledzić w sieci. Codziennie czekam, może ta moherowa się odważy i zadzwoni do mnie, skoro wysupłała mój numer telefonu w odmętach Internetu i się cieszy jak jakaś głupia, że jest w jego posiadaniu. Nie dzwoni jednak, a tylko się chwali, że jest taka sprytna, a ja tu napiszę, że Google potrafi obsługiwać każdy głupi, a niech się więc głupia cieszy!
Czemu ja o tym znów pisze? Dlatego, że moja dobra znajoma wirtualna podała mi dziś link do świeżej wypowiedzi dziennikarki zajmującej się show bizem, jak ona to określa, a ja tylko Pani Karolinie tutaj napiszę, że jej argumenty nigdy nie zostaną uwzględnione przez stróżów prawa, bo wciąż jesteśmy w tym temacie za Murzynami jak to się potocznie określa. Jeszcze dużo wody musi w Wiśle upłynąć zanim ktoś zdeterminowany weźmie się poważnie i technicznie za ściganie hien internetowych, hejterów, nękaczy i specjalistów od stalingu. Póki co, to możemy sobie tylko pogadać o tym zjawisku odrażającym jakże!
Polak Polakowi w internecie p….ą lesbą, brudnym Żydem, „mośkiem”, je…ą ciotą, gównem, a końcu ku..ą.
Czyli o tym, jak niszczy się ludzi w necie. Niszczy się nie tylko w Polsce. U nas ofiary są bezbronne i stają się obiektem kolejnych „żartów”. Na świecie jednak podnoszą powoli głowy i mają oparcie w mediach i prawie.
Monica Lewinsky na konferencji TED2015 w Vancouver, fot. screen z huffingtonpost.com
Pacjent zero. To ten, od którego zaczyna się globalna epidemia. W kwestii hejtu, obelg, zniszczonego na lata życia pacjentem zero światowych mediów i internetu była Monica Lewinsky. Ktoś ja dzisiaj pamięta? Paru pasjonatów polityki zapewne, ale nie zaszkodzi sobie teraz przypomnieć. Jak sama powiedziała kilka dni temu w Vancouver: ” Miałam 22 lata, kiedy zakochałam się w moim szefie. W wieku 24 lat poznałam straszliwe tego czynu konsekwencje”. Lewinsky to słynna urodziwa stażystka z Białego Domu, która niemal pozbawiła USA prezydenta, a wszystko dzięki ujawnionej intymnej relacji miedzy nią a prezydentem. Ładna, ciemnowłosa, lekko zaokrąglona dziewczyna o szczerym uśmiechu stała się zwierzyną łowną, obiektem drwin, uzasadnionych według wielu obelg i chamskich złośliwości, choć to był „tylko” romans w pracy, w tym wypadku- romans z największym przywódcą świata, oficjalnie żonatym, idealnym ojcem rodziny i Narodu. Nota bene sam prezydent publicznie oświadczył, że nie miał stosunków seksualnych „ z tą kobietą”.
„Ta kobieta” z dnia na dzień stała się najbardziej znienawidzoną i wyszydzaną na ziemi. To stało się w 1998 roku. Internet już był. I były też fora…A na nich od razu pojawił się masowy i ogólnoświatowy, bezkompromisowy hejt. ”Jeśli chodzi o utratę reputacji w skali globalnej stałam się pacjentem zero”, mówi dzisiaj Lewinsky, 41-letnia kobieta, która odważnie, po latach zniszczonego życia, niepowodzeń, wieloletniej terapii, mówi głośno tym, co ją spotkało. „Łatwo zapomniano wówczas o tym, że „ta kobieta” miała duszę” mówi Lewinsky i dodaje: ”Wtedy to, co stało się ze mną 17 lat temu nie miało nazwy, dzisiaj już wiemy to cyberprzemoc”. Wystąpienie Lewinsky jest w internecie, radzę je dokładnie obejrzeć. Lewinsky przeszła prawdziwe piekło zgotowane głównie przez anonimowych internautów z całego świata. Zniszczono jej życie, nie miała latami pracy, mimo świetnych kwalifikacji, bo każdy rozmawiając z nią widział w niej „tę kobietę”.
Ofiarą cyberprzemocy padła niedawno znana hollywoodzka aktorka, Ashley Judd, która jako kobieta „ośmieliła się” skomentować mecz na Twitterze, w związku z czym znalazło się wielu grożących jej gwałtem, pobiciem, przemocą i wyzywających ją od najgorszych. Głównie mężczyzn, chociaż trudno rozpoznać płeć hejterów w internecie, który tak genialnie kamufluje naszą tożsamość. Judd, której najpierw radzono: jeśli jesteś kobietą i chcesz komentować futbol amerykański na TT, MUSISZ to robić pod zmienioną płcią, pod obcym nazwiskiem, nie dała się zastraszyć. Oddaje sprawę w ręce prawa i policji, nie chce tego tak zostawić, sama doświadczyła w dzieciństwie przemocy i wie, co to znaczy. Ma poparcie w oficjalnych mediach i prawie. Będzie walczyć do końca, czyli do zidentyfikowania hejterów i osądzenia ich. I bardzo dobrze.
Ofiar cyberprzemocy jest coraz więcej, Lewinsky podaje listę przykładów samobójstw popełnionych z powodu nękania i obelg w internecie. W Polsce takie przykłady też są. Będzie ich więcej. Wystarczy wejść na jakiekolwiek forum, gdzie obelgi i chamstwo leją się swobodnym strumieniem. Atakuje się osoby prywatne, niszczy im się opinie na forach, publikując ich dane, adresy, zdjęcia, a do tego pisząc bzdety i kłamstwa; w internecie na forach „załatwia się” też prywatne interesy, oczernia innych często dla zysku, zniszczenia konkurencji czy po prostu zniszczenia byłej żony albo męża; atakowane są też osoby publiczne. To nowy, specyficzny sport. Ataki te podkręcane są przez media, bo spora część mediów z tego żyje. Nic tak się nie klika jak hejty, prawda? Wiedzą coś o tym ci, którzy pracują dla portali.
Doświadczam zmasowanego internetowego hejtu notorycznie. Sama nie używam w dyskusji obelżywych argumentów, ale to nie przeszkadza, by wobec mnie takie były stosowane, nie tylko przez anonimowych komentujących, ale i przez znanych z twarzy i nazwiska celebów. Zbieram owe celebryckie hejty na siebie i chyba nawet kiedyś wydam z tego książkę. Potworna lektura. Według anonimowych internautów zaś jestem głównie „brudną, śmierdzącą Żydówką, parszywą lesbą, k..wą, grubą i zezowatą krową” która nie wiadomo, komu „dupy dała, że pracuje tam gdzie pracuje”, jestem też „ch…wa” i „niedoruchana”- to jeden z koronnych argumentów nowoczesnej „dyskusji” medialnej, także na przykład w tweetach niektórych „publicystów”; do tego jak zwykle: „lewak, debil, faszysta, talib, gówno” czyli standard. I na koniec: ”zaj…my ciebie, twoich bliskich i twoje psy, spalimy ci dom, rozj…my cię w ciemnej ulicy, wiemy, gdzie mieszkasz”. To tylko wycinek tego, co średnio raz dziennie spływa na mojego walla na Facebooku.
Bywają dni, że takich wiadomości jest i kilkaset. Wiem, że internetowy hejt dotyka bardzo wiele, coraz więcej publicznych osób, wie coś o tym i Magda Gessler i Jarek Kuźniar; nie każdy wykształcił w sobie, jak ja, silne, póki co, mechanizmy obronne. I co? Nic. Policja? Jest bezradna, powiem wprost, ma to gdzieś. Dopóki mi albo komuś innemu czegoś naprawdę nie zrobią, nie ma ruchu. Czyli zadziała spełnienie groźby. Prawnicy?Miałam pomysł na inicjatywę obywatelską, żeby zrobić projekt ustawy, która regulowałaby to, co pisze się na forach internetowych, bo ofiar przybywa bez względu na to, skąd pochodzi obiekt cyberprzemocy. Odezwałam się do dwóch prawniczych „gwiazd”, które to kochają medialny lans, a w telewizjach wygłaszają ładne i okrągłe zdania i nic. Lans widać zajmuje zbyt wiele czasu, aby zając się czymś konkretnym, co mogłoby pomóc wielu ludziom. A problem nie zniknie, będzie jedynie narastał. Wyrasta pokolenie, które większość spraw załatwia on line, niszczenie ludzi i ich psychiki do tego też się zalicza. Szczególnie anonimowe. Na razie prawo wydaje się bardziej chronić u nas tego, kto anonimowo opluwa, niż tego, kto jest jego ofiarą. To jest normalne? Nie skarżę się na swój los, jestem osobą publiczną i wiem, że wzbudzam kontrowersje, ale jestem jednak absolutnie przeciwna anomimowemu hejtowi w internecie, laniem szamba i obelg.
Na razie Polak Polakowi w Internecie na forach głównie mośkiem, brudnym Żydem, gównem, ku..ą albo niedoruchaną i brzydką lesbą.
Naprawdę tego chcemy? Aż tak już z nami źle?