Archiwa tagu: depresja

Atak depresji!

Może być zdjęciem przedstawiającym drzewo, zbiornik wodny i przyroda

Prawdy i mity o depresji - Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. - Psycholog i Coach - Anna Kamyszek-Cieślarczyk

Dzisiaj przypada dzień walki z depresją!

O swojej depresji na blogu już pisałam, a więc nie będę się powtarzała, ale bywało bardzo ciężko!

Moje wpisy na ten temat można znaleźć pod tagiem – depresja!

Napiszę tylko, że jakieś 20 lat temu wstałam rano z łóżka i nie chciało mi się żyć – ot tak po prostu zwaliło mnie z nóg, bo straciłam chęć do życia!

Była brzydka jesień, kiedy na ziemi leżały mokre liście, bo padał deszcz.

Wzięłam całe opakowanie psychotropów i postanowiłam ze sobą skończyć!

Poszłam nad jezioro i zaczęłam szurać nogami po tych butwiejących liściach i umyśliłam sobie, że usiądę na kładkę i kiedy stracę przytomność, to wpadnę do wody i się utopię – tak po prostu!

Jednak dostałam jakiś znak z góry, że przecież dzieci moje nigdy mi tego nie wybaczą, a więc resztkami sił zeszłam z tej kładki i wpadłam do wody – na samym brzegu!

Taką nieprzytomną i ubrudzoną w błocie znalazł mnie mężczyzna, który szedł do pracy i wezwał karetkę pogotowia w ostatnich chwilach!

Nie wiem, co się ze mną działo w szpitalu, bo kompletnie tego nie pamiętam, ale dochodzenie do siebie było długie i burzliwe, bo byłam wściekła, że żyję!

Depresja mnie kocha i jeśli tylko spotkała mnie w życiu przykrość, to od razu wpadam w te stany i tak było kilka razy w moim życiu!

Codziennie się budzę i modlę po swojemu, aby mnie nie dopadła i na końcówce życia – dała mi święty spokój!, ale nie daje, bo ostatni rzut depresji miałam rok temu, chociaż nikomu o tym nie powiedziałam.

Mamy pandemię i ludzie siedzą w domach tak młodzi, jak i starsi i czytam, że depresja dopada wszystkich skłonnych – ze zdwojoną siłą!

Rośnie liczba samobójstw, bo właśnie ludzie tracą z różnych względów chęć do życia, a statystyki tego zjawiska można poszukać sobie w sieci!

Codziennie na świecie z powodu depresji umiera 3800 osób!

https://forumprzeciwdepresji.pl/depresja/samobojstwo

Zawsze się bałam, aby w genach nie przekazać nikomu w rodzinie moich skłonności do depresji i jak na razie wszystko jest dobrze!

Każdy, który zaczyna się gorzej czuć i traci chęć do życia, bo nie potrafi sobie poradzić musi znaleźć pomoc u lekarza!

Każdy powinien szukać pomocy, a także musi mieć wsparcie bliskich, którzy problem rozumieją i nie gadają w kółko – weź się w garść!

Ludzie chorzy muszą wiedzieć, że medycyna w sprawie depresji idzie do przodu i leki nowej generacji są coraz lepsze!

Czytam czasami bloga „Matka jest tylko jedna”, którą uważałam za silną, mądrą babeczkę, wychowującą dwóch wspaniałych synów i nagle dziś upubliczniła swoje świadectwo, co oznacza, że pod przykrywką silnej, to tylko Ona wie, co przeżywała, a może i przeżywa!

Matka jest tylko jedna

„Wstajesz rano i nie wiesz po co. Mówią: weź się w garść, więc się bierzesz. Robisz dzieciom śniadanie, odwozisz je do szkoły, żartujesz z matkami, dowiadujesz się o sprawdzianie z matmy.
Żyjesz.
Ona zawsze taka wesoła, słyszysz o sobie. A potem w aucie widzisz siebie, jak zjeżdżasz pod te koła ciężarówki i nie wiesz, czy ta myśl cię korci, czy przeraża.
Hahahaha. Tak, znowu jestem w piżamie. To zabawne. Jutro idą do teatru? Jasne, przyniosę kasę na wyjazd.
Pod ciężarówką. Pod ciężarówką.
Wracasz do domu. Dojeżdżasz. Stoisz 5 minut bezmyślnie pod drzwiami i nie czujesz nic. Nie chcesz wejść. Nie chcesz wyjść. Stoisz. Ale tylko chwilę. Chwila całkowitej pustki, przenikająca aż po końcówki palców.
Wchodzisz. Jesz coś. Niewiele. Bo od lat nic nie smakuje. Jesz, bo podobno trzeba żyć, ale ty nie żyjesz, ty się tylko podtrzymujesz.
Pytają cię o plany, marzenia. Masz je. Czy prawdziwe? Nie wiesz. Mówisz, bo wypada. Bo oczekują. Bo jak to bez planu, bez celu. Jak można żyć, nie żyjąc w ogóle.
Chcesz. Czegoś chcesz, a na niczym ci nie zależy. Robisz obiad. Jedziesz po dziecko. Hahahihi przed szkołą, ale jestem zabawna, doprawdy. Powrót do domu, drogą, którą nie jeżdżą ciężarówki. Rozmowa. Pierdu, pierdu. Sprzątanie. Mechanicznie. Lub w ogóle.
Ktoś zadzwonił, dziecko się uderzyło, kolacja zjedzona, łóżko pościelić i spać.
Spać. Nie widzieć, nie patrzeć, nie czuć. Nie czuć, że wszystko boli, że wszystko zniechęca, nie czuć, że się chce czuć, czując tak wiele, że się chce prawdziwie uśmiechać, że chce się płakać, krzyczeć, szarpać i kaleczyć wszystko w sobie.
Nie czuć tego smutku i nie chować łez za uśmiechem. Wziąć się wreszcie w garść. Pobiegać. Napić się dziurawca, to przejdzie. Niech cię Chłop porządnie przerucha, to ci miną muchy w nosie. Bo to wymysły i bzdury, że nic nie czujesz, nie chcesz, że każdy krok kosztuje cię więcej wysiłku niż poród.
Takie wymysły, bo jestem taka zabawna, nic mi nie jest. W dupie się przewróciło od dobrobytu.
Taka jestem zabawna, kiedy widzę siebie pod ciężarówką, to przejdzie.
Taka jestem zabawna żyjąc, nie żyjąc w ogóle, bo mam za mało roboty.
Taka jestem zabawna, kiedy. Kiedy. Kiedy śpię i nie myślę o niczym, a ty sądzisz, że z tobą rozmawiam.
————————
Dziś Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Kto nie przeżył, nie zrozumie. Kto rozumie, ten dotknął tematu za blisko niż chciał. Kto wyśmiewa, temu zazdroszczę, że nigdy tego nie poczuł. I współczuję jego przyjaciołom, którzy być może wstydzą się poprosić o pomoc.
*Tekst powstał rok temu, gdy ta historia była już prawie za mną. Jak myślałam”

Kobieto czerp radość z życia!

Wzięłam wszystko na siebie i jestem zmęczona - mamaklub.pl

Bycie domową pedantką trzeba chyba zaliczyć do nerwicy natręctw.

Kobiety bardzo często zatracają się w codziennym pucowaniu domu i nie potrafią się tego wyzbyć!

Wszystkie przedmioty w domu muszą leżeć na swoim miejscu, a jeśli domownicy je przenoszą w inne – te kobiety działają niemal natychmiast!

Piloty od telewizora muszą leżeć równiutko na ławie, a gazety nie maja prawa być rozłożone na kanapie!

Wciąż biegają z mopem, odkurzaczem, ścierką,  trzepią, myją okna, zmieniają firany i tak codziennie patrzą po domu, co by tu jeszcze i zabierają się po raz trzeci za łazienkę!

Kiedy się tak napracują nie mają po prostu wieczorem chęci na seks, bo były zarobione i głowa je boli!  😀

Oczywiście, że w domu powinien być jako taki porządek i mądre kobiety same sobie wybierają czas na sprzątnięcie domu, ale nie jest to obsesyjne, a raczej racjonalne i zdrowe!

Różne są nerwice natręctw, bo czytałam, że są osoby, które myją włosy trzy razy dziennie, a ręce nawet 50 razy!

Kiedy wychodzą z domu, to często wracają, by sprawdzić, czy przekręciły kluczem  zamek w drzwiach, albo czy zostało wyłączone żelazko, bo same sobie nie wierzą!

Musi być to bardzo uciążliwe i może prowadzić do ciężkiej depresji, którą trzeba leczyć lekami i przy pomocy terapeuty!

Znalazłam w sieci poniższy tekst, który być może komuś pomoże, bo nie można tracić życia na ciągłym sprzątaniu, bo lepiej wziąć książkę i ją przeczytać, albo pójść do kina na wybrany dla siebie film, czy do kosmetyczki i fryzjera!

Jeśli osoba z nerwicą natręctw się opamięta i zmieni swój stosunek do tego, że w domu nie musi być jak w domku dla lalek, to będzie bardziej wolna i szczęśliwa!

💔 Kobieto pamiętaj! Nie pozwól sobie na to, aby Twoje patelnie błyszczały bardziej niż Ty! Nie pozwól sobie na to, aby Twój dom błyszczał bardziej niż Ty!

💔 Sprzątanie domu nie jest najważniejszą sprawą na świecie!

❤️ Od kiedy masz własny dom zaczęłaś spędzać cały czas na sprzątaniu! Chcesz aby wszystko było czyste, poukładane i postawione pod linijkę. Najlepiej co do milimetra! Po co to? Mówisz, że tak musi być – „No bo co by było, gdyby nagle ktoś mnie odwiedził?!”

💔 No to posłuchaj co by było!

Sprzątasz cały dzień, a potem okazuje się, że wszyscy są bardzo zajęci, chodzą, bawią się, cieszą się życiem i nikt Cię niespodziewanie nie odwiedza!

💔 A co, jeśli nawet ktoś nagle się pojawi?

💔 Nic! Zupełnie nic! Nie musisz się nikomu tłumaczyć, że właśnie w tej chwili coś nie leży na miejscu! Więcej! Oni nawet nie wiedzą gdzie jest miejsce tej właśnie rzeczy!

💔 Ludzie nie są zainteresowani tym, co robisz przez cały dzień, ludzi nie interesuje to, że rezygnujesz ze wszystkiego, żeby siedzieć i cały czas sprzątać, segregować i układać wszystko na miejscu! Ludzie chodzą do kina, na spacery i cieszą się życiem.

❤️ Życie jest krótkie – odpocznij, baw się, uśmiechaj się!

❤️ Miej czas aby pobyć z dzieckiem, posłuchać muzyki, poczytać książki, wybrać się na spacer, odwiedzić przyjaciela, ugotować to, co lubisz, wziąć długa kąpiel w wannie, wypić lampkę wina… Jest tyle cudownych pomysłów aby pięknie spędzić czas…

❤️ Pamiętaj! Dzisiejszy dzień się nie powtórzy! Tego czasu już nikt Ci nigdy nie odda! Kiedyś, za kilkanaście lat, ktoś spyta co robiłaś pięknego w życiu… co odpowiesz? Że walczyłeś z kurzem? Że prasowałaś, układałaś i szorowałaś patelnie?

💔 Myślisz, że ludzie będę pamiętali, że miałaś czysto w domu?

❤️ A ja myślę, że będą pamiętali waszą przyjaźń, wspólne spotkania, spacery, zjedzone razem kolacje, wyjścia do kina, przypalone kotlety i pomylone drogi w czasie wyjazdu na ferie i wiele innych, czasami bardzo nieperfekcyjnych, a przez to właśnie perfekcyjnych, cudownych i pełnych radości chwil waszego życia…

💔 Kobieto pamiętaj! Nie pozwól sobie na to, żeby Twoje patelnie błyszczały jaśniej niż Ty…

~ Beata Jasiówka

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba

Dzień dobrych wieści i złych!

Oglądam serial pt. „The Affarir” i jestem już w sezonie 4, a serial składa się z 5 sezonów i każdy ma po 12 odcinków i chyba miesiąc mi zejdzie!

Serial opowiada o losie dwóch małżeństw – bardzo burzliwych i strasznie wciąga – jak narkotyk!

Kiedy skończyłam sezon 3, zajrzałam na swojego Facebooka i tam czekała na mnie bardzo zaskakująca  wiadomość od przemiłej Pani z mojego miasta!

Jest ona działaczką w naszym mieście i bardzo dużo robi także dla mieszkańców i jej tożsamości nie zdradzę!

Dostałam wiadomość o treści:

„dzień dobry Pani Elu przypadkiem trafiłam na Pani bloga. Bardzo mi się spodobał i myślę nad tym by również pisać bloga. Kiedyś dawno temu zaczęłam ale jakoś nie wyszło, może uda mi się teraz. Pozdrawiam”

Oczywiście podziękowałam i dałam kilka wskazówek jak i gdzie najlepiej bloga pisać!

Na blogu ostatnio sporo piszę o depresji, która ludzkość dopada coraz częściej i już lekarze potrafią ją diagnozować, ale nie zawsze wyleczyć, gdyż depresja – depresji jest nierówna.

Jedni z niej wychodzą, a inni nie i dlatego jest ona zmorą dzisiejszych czasów, bo kiedyś to chyba się nazywało melancholią!

Depresja dopada znienacka i może się pojawić zaraz po obudzeniu, albo w trakcie prowadzenia normalnego życia.

On spada i poraża niczym piorun!

Dopada i zwala z nóg, kiedy na przykład odchodzi z tego świata ktoś nam umiłowany, bliski, kochany, niezastąpiony!

Przyznam się szczerze, że taką osobą dla mnie jest mój Mąż, bez którego nie potrafię żyć, bo tak bardzo go kocham!

Gdyby odszedł przede mną, to było by po mnie, gdyż wiem, że bez niego nie chciałabym dalej żyć!

W moim serialu, który oglądam kobieta o imieniu Alison straciła dziecko, a za chwilę wpadła w głęboką depresję i pół roku spędziła w szpitalu!

Tak się dzieje w wielu przypadkach ze stratą w tle, że ludzie sobie z tą stratą nie radzą!

Dziś przeczytałam wywiad, który niżej wklejam w całości z aktorem filmowym i teatralnym, a także z Senatorem – Jerzym Fedorowiczem!

Wywiad z nim przeprowadzili dziennikarze z TVN24 i jest on szczery do bólu i każde zdanie w tym wywiadzie jest strasznie ważne!

Płakałam czytając, bo depresję przeżyłam i wiem jaki to jest ból duszy, że aż serce wyrywa z klatki piersiowej, a w głowie powstaje jakaś dziwna pustka i czuje się wówczas, że nie chce się dalej żyć i walczyć!

W depresji się nie śpi! Nie chce się jeść, myć, robić zakupy, odwiedzać bliskich, bo wszystko staje się bezsensem i brakuje energii na cokolwiek!

Jest to wegetacja!

Czasami się zastanawiam dlaczego niektórzy popadają w depresję, a inni się z niej śmieją!

Dochodzę do wniosku, że depresja nie dopada ludzi silnych psychiczne, bezwzględnych, materialistów i ludzi dążących do bezwzględnej władzy!

Proszę przeczytajcie ten wywiad, bo warto przeczytać o człowieku, który swoją żonę – moją imienniczkę traktował jak największego przyjaciela w życiu i na całe życie.

Życzę Panu Fedorowiczowi powrotu do sensu życia, choć wiem jakie to jest kurwa trudne!

„- Jak Pan się czuje? – Źle. – Fizycznie? – (cisza) Mnie się nie chce żyć, w ogóle. – Tęskni pan za żoną? – Tęsknię za nią niemiłosiernie.

Gdybyśmy spotkali dziś Jerzego Fedorowicza na ulicy, prawdopodobnie byśmy go nie poznali. Sportowa sylwetka znanego polityka, aktora i reżysera gdzieś zniknęła. Pogodne oczy zapadły się głęboko w oczodołach i tylko szelmowski uśmiech, który w trakcie tej rozmowy pojawił się na twarzy dwa razy, przypomina człowieka sprzed lat. Sprzed śmierci żony – znanej scenografki, Elżbiety Krywszy-Fedorowicz, i tego, co przyszło po niej – choroby. Depresji.

Uprzedzamy Czytelników, że w tej rozmowie raz na jakiś czas padają przekleństwa. Nie „wykropkowaliśmy” ich przy edycji wywiadu, bo to wtrącenia bardzo „fedorowiczowe”. Oddają jego osobowość i w jego ustach brzmią jak przecinki, a nie jak wulgaryzmy. Taka aktorska poetyka.

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński (dziennikarze „Faktów” TVN): Piękne zdjęcia. (na ścianie niewielkiej sypialni wiszą zdjęcia zmarłej dwa lata temu Elżbiety Krywszy-Fedorowicz)

Jerzy Fedorowicz: Dzieci mi taki ołtarzyk zrobiły. Ale nie wiem, czy to dobrze.

Bo?

Bo cały czas patrzę na te zdjęcia i nie mogę przestać myśleć.

Ależ pan się zmienił.

Co ja mam wam powiedzieć. Znacie mnie. Jak radość, to na maksa, jak ból… to depresja. Tak, mam depresję – po raz drugi w życiu. Pierwsza dopadła mnie, jak Elunia zachorowała. Miała raka piersi. A moja żona miała najpiękniejsze piersi na świecie. Chorowała sześć długich lat.

Jak pan wtedy z tej depresji wyszedł?

Był moment, że jej się poprawiło, przyszły dobre wyniki, pojechaliśmy na wakacje, to i ja z tego wyszedłem. Byłem szczęśliwy. Najgorsze jest to, że ja wiem, jak się leczyć, a się nie leczę.

Czyli jak? 

Pierwsze, co mówią, to żeby nie myśleć o tym… o niej. Tyle, że te myśli przychodzą nawet w snach.

I co robicie w tych snach?

Jesteśmy razem. Rozmawiamy. Kochamy się. Elunia była wspaniałą kochanką.

Uśmiecha się pan…

Bo cieszę się, że mogę wam o niej opowiedzieć. Zobaczcie tamto zdjęcie. Zrobiłem je już, jak była chora. (zdjęcie wisi na ścianie w salonie. Pani Elżbieta ma na nim przeciwsłoneczne okulary.)

Piękna.

Najpiękniejsza.

Był pan przy żonie do końca?

Tak, byłem przy niej do śmierci. Spałem w tamtych dniach w szpitalu. Pamiętam ten moment jej ostatniego uśmiechu. Uśmiechnęła się do mnie i zgasła. To trwało dwa dni i po prostu zgasła. Na pewno nie cierpiała. I potem wnuczka Tosia zabrała mnie do siebie. Wyjechałem i odpoczywałem. Schodziło ze mnie całe te sześć lat: tych wizyt, tych lekarzy, tego załatwiania. W tamtym czasie koncentrowałem się na wspominaniu i upamiętnianiu Eli.

Często pan chodzi na cmentarz?

Ostatnio właśnie nie. (cisza) Nie mam na to siły, ale wiem, że tam jest wszystko zadbane.

Płacze pan czasem?

Wcale.

Duma nie pozwala?

Nie, nie potrafię. Nie mam siły. Naprawdę nie mam siły, żeby płakać.

Jaka była pana żona?

Silna, bardzo silna. Elunia była bardzo znanym scenografem. Są momenty, gdy scenograf rządzi sceną, krawcowymi, stolarzami… I ona robiła to świetnie. Ale była też trudna. U niej było: raz tak, raz tak. Zawsze stawiała na swoim. Każda kłótnia musiała wyjść na jej. No i ja ustępowałem. Jezu, jak my się kochaliśmy kłócić. (po raz drugi pojawia się uśmiech)

Pan ją poznał, jak miał 18 lat.

Tak, a ona 21. Opowiem wam jedno moje wspomnienie, które wam pokaże, jak bardzo się kochaliśmy i jak bardzo byliśmy dla siebie stworzeni. Podsłuchałem kiedyś rozmowę w towarzystwie, w którym bawiliśmy się na imprezie. Ona rozmawiała z koleżanką i pyta: jak Ty to robisz, żeby się nie kochać ze Staszkiem, jak nie masz ochoty? A tamta mówi: „no normalnie, idę do łazienki i czekam tam tak długo, aż Staszek zaśnie”. A Elka mówi: „to nie na Fedora, bo ten skurwysyn, jak wrócę z łazienki, to się obudzi i jeszcze gorzej będzie” (śmiech). Taka była. Znała mnie i kochała takiego, jakim jestem. A nie byłem święty…

Aktor-amant?

Wiele kobiet się mną interesowało – nie kryję. Elka potrafiła mnie opieprzyć, były awantury, ale potem wybaczała. Sama lubiła imprezować. Tańczyć, bawić się, była królową życia. Fenomenalną kobietą. Wszyscy mi mówili, że ja sobie nie zasłużyłem na taką wspaniałą kobietę.

Jak się w ogóle poznaliście?

Na balu pierwszoroczniaków. Tańczyła, była sama. Ja miałem dziewczynę, ale to już nie miało znaczenia. Pokochałem ją od razu. Mówię wam poważnie, od razu. No ale dupa, bo ona na początku mnie nie chciała. Że jestem gówniarz i smarkacz. Ale miałem charakter i mój upór jej chyba zaimponował.

I się udało.

Pojechaliśmy na wakacje, kupiłem wino i zaczęliśmy się kochać… Była ode mnie trzy lata starsza. I wyobraźcie sobie: jest szaleństwo, jest teatr, są imprezy, podróże, jest wszystko. I nagle poznaję kogoś takiego i idę z nią w całe życie. Do wszystkiego dochodziliśmy razem. Sami.

Był czas, kiedy wyjechaliście z Krakowa.

Bo ona dostała etat w Szczecinie. Dla niej zostawiłem Kraków i teatr. Ona wiedziała, że ma we mnie absolutną gwarancję bezpieczeństwa. Że choćby nie wiem co się działo, to zawsze jestem obok. Zawsze zdążę.

Ciężko się zostawia Kraków dla Szczecina?

Nawet mi, kurwa, nie mówcie. Ja zostawiałem Teatr Stary. Trela, Stuhr… To miało być całe moje życie. A rzuciłem to w sekundę dla Eli i ani przez minutę tej decyzji nie żałowałem.

Ależ pan ją kochał.

Ta nasza miłość była czymś takim, co trudno innym będzie ogarnąć umysłem. Taki to był rodzaj miłości. Był szacunek, namiętność, pasja, coś jak z kosmosu. Ja zawsze miałem dziewczyny, w końcu grałem Romea w „Romeo i Julii”. (śmiech)

(śmiech)

No a kto miał je mieć? Ten który grał, kurwa, aptekarza? Zawsze się mówiło: Fedor to dobre ciacho. I nagle zobaczyłem ją i koniec. Oszalałem. (cisza) Przepraszam, ale jak ja na takie zdjęcie popatrzę, to ja pierniczę…

Na to na ścianie?

Tak. Tu fotografowali nas jako najpiękniejszą parę w Krakowie. I tacy byliśmy. Pragnęliśmy tego samego. Były podróże. Było życie, była młodość i każdy wieczór był taki jak teraz, rozmowy, muzyka, tyle, że była wódka nasza własna i zakąski zrobione przez Elkę. I teraz pomyślcie… przychodzi moment choroby i ja… Ja, kurwa, choć wiem, że nie wolno mi, winię siebie.

Dlaczego siebie?

Że nie nakłoniłem jej wcześniej, żeby poszła na badania. Tym bardziej, że od początku byłem zaangażowany w akcje tak zwanej „różowej wstążki”. Chodziłem tu po rynku z dziewczynami i namawiałem, żeby robić mammografię, żeby się badać. I ja nagle nie dopatrzyłem tego u własnej żony. I teraz jestem w tym domu zupełnie sam.

Kiedy się wie, że się ma depresję?

Macie jeszcze czasem tremę przed wejściem na antenę?

Czasem tak.

No właśnie. Tylko trema w pewnym momencie „puszcza”, a mnie nie puszcza. Ja już za drugim razem wiedziałem, że ten ból tak przechodzi tu, po klatce piersiowej. I wiedziałem, że nie będzie snu.

I nie było?

Nic. Ja nie śpię. Dopiero jak wezmę pastylkę, tylko wtedy zasypiam. Ja mam świadomość, że gdyby nie koronawirus, to mógłbym z tego być może już wyjść. Zamknęliby mnie w szpitalu, zmusili do snu i tabletkami z tego wyprowadzili. A tak, jestem w domu, mam te pigułki, o to te (na stole leżą opakowania z lekarstwami)… które wiem, że mnie niszczą.

W jakim sensie niszczą?

No uzależniają. Bo to jest jak narkotyk. Z tą depresją jest tak, że ja ją czuję fizycznie nawet teraz, w tym momencie. Choć teraz trochę mniej, bo przyjechaliście, możemy sobie pogadać, za co wam dziękuję. Wiecie… Są ludzie, którzy dobrze znoszą samotność, a są też tacy, jak ja.

A kiedy to największe „walnięcie” choroby przyszło?

Niecałe dwa lata po śmierci. Elunia zmarła w maju 2018 roku.

I wtedy był ten moment, kiedy pan się schował?

Jak zaczęła się pandemia, to byłem jeszcze w Warszawie. I były takie obrady Senatu, w których zrobiliśmy 250 poprawek, trwało to do 2.00 w nocy, a ja rano miałem pogrzeb kuzyna. U nas w rodzinie dbamy o takie rzeczy. I jak wracałem stamtąd, to już czułem, że ten ból mnie dopada. Znałem go. A potem doszła bezsenność.

A wcześniej, tuż po śmierci?

Na początku było tak, że nastąpiła ulga, po sześciu latach cierpienia… Dom, szpital, dom, szpital i jak widzisz kogoś, kogo tak bardzo kochasz i nie możesz mu pomóc, i to trwa i trwa, i to zbiera się w tobie, magazynujesz te wszystkie emocje, bóle i takie codzienne wkurwienie…

Jest strach?

Wtedy nie skupiasz się na strachu. Walczysz, działasz. Pamiętajcie, że ja musiałem zbierać też pieniądze na leczenie. I zbierałem, gdzie mogłem. Do tego był Senat, a Ela była ze mnie bardzo dumna, że wcześniej byłem posłem, potem senatorem. No więc ja cały czas byłem w biegu. Wtedy się nie zastanawiasz nad niczym, tylko działasz.

A jak Pan dawał radę godzić pracę w Warszawie, z życiem w Krakowie?

Generalnie udawało się. Musiało się udać. Ja musiałem pracować, bo potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenie. Ale jeszcze przed śmiercią raz było tak, że czwartą noc urzędowaliśmy w Senacie – były głosowania, a moja Ela była tutaj na górze, u nas w sypialni. I ona chciała mnie w domu. No i ja uciekłem z jakiegoś głosowania… I jak się rzucił na mnie za tę nieobecność Borsuk (Bogdan Borusewicz – red.), o mój Boże. Mówię mu: chłopie, jak ty do mnie, kurwa, mówisz? Jak ty możesz tak do mnie tak mówić? Czy ty się człowieku możesz opanować. Wejdź w moje życie, człowieku, to zobaczysz, jak wygląda świat. Ja wracałem do żony, która tu umierała!

Ostro.

Kiedyś jeden senator, po śmierci Eluni wyciągnął do mnie rękę z kondolencjami, a ja mówię: odpierdol się. Kondolencje przyjmuję, ale ręki nie podaję.

Dlaczego?

Bo w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałem pieniędzy dla Eli, to on głosował za obniżeniem nam pensji o 20 proc., choć błagałem, by tego nie robił. Ale tak chciał Kaczyński. Nikt się nikim w ławie obok nie przejmował. Bywałem więc i taki okropny, wiem o tym. Ale ja czułem się już coraz bardziej zmęczony, a jak już przyszło to…

…depresja?

Tak. To ja już myślę tylko o jednym. Że ja już chcę być z nią. Tam. Po prostu. Jutro pewnie będę o tym rozmawiał z moją psycholożką.

Aktywność polityczna nie pomaga oderwać się od bólu?

Senat?

Tak. 

Gdzie tam. Zresztą ja już nie powinienem startować.

Dlaczego?

To już nie jest czas dla polityków średniego rzędu i starych jak ja.

Proszę nie żartować, pan ma 73 lata, a Donald Trump 74.

Tam polityka wygląda kompletnie inaczej. Oczywiście, moją wiedzę i doświadczenie można by wykorzystać. Ale tu nikt tego nie potrzebuje. Politycy tacy jak ja są już niepotrzebni.

Czuje się pan niepotrzebny?

Tak się czuję, ale też w tym moim upadku została odpowiedzialność. Nas jest 50 i ważny jest każdy głos. Poza tym musicie mi uwierzyć, że wyrosłem w takim domu i w takim otoczeniu, w którym bycie senatorem jest powodem do autentycznej dumy. I to zaufanie ludzi jakoś mnie tam trzyma.

Dawno pana na Wiejskiej nie było.

Przez pandemię. Pracuję zdalnie. Dziś były głosowania, miałem krótkie wystąpienie, dostałem brawa. Ale powiem wam absolutnie szczerze – ja jestem kurwa zmęczony, ja jestem już zmęczony życiem. (cisza)

Myślał pan, żeby zrezygnować z mandatu?

Na mnie głosowali ludzie, wielu z nich znam, tak się nie robi.

Jak dziś wygląda pański dzień?

Chcecie wiedzieć? Na przykład jutro: najpierw muszę znaleźć w sobie siłę, żeby wstać z łóżka. Jak już wstanę to powinienem zjeść śniadanie, ale nie wiem, czy dam radę, rzadko jem. O 12.00 mam spotkanie z psycholożką – świetna, mądra kobieta – która mi pewnie powie, żebym zażywał nie sześć, tylko cztery tabletki. Że muszę zmniejszyć dawkę. No to ja jej powiem, że na razie się nie uda, bo one mnie podtrzymują. Potem mam wolne. I to jest straszne.

Czas wolny?

Nienawidzę być takim staruszkiem, starszym panem… I to jest w ogóle niepedagogiczne, co powiem, ale nie mam ochoty na życie, nie mam ochoty na tę salę senacką, na te korytarze, na te pokoiki.

Kiedyś pan tym żył.

A dziś widzę tę bylejakość polityki. Ten brak szacunku. Tę bezkarność na każdym kroku. A jestem za słaby, żeby coś zmieniać, więc się wkurwiam.

Dla kogo pan dziś żyje, panie senatorze?

Mam wspaniałą, czułą rodzinę. Kochających mnie synów. Wnuki. Jestem z nich bardzo dumny.

Odwiedzają pana?

Oczywiście.

To skąd to uczucie samotności?

Z tego, że ja chcę być z nią. Tak bardzo, że to jest nie do wyrażenia. I nie do zniesienia. Mnie nie cieszy już nic. Wakacje? Te najwspanialsze z Elką mam już za sobą. Teatr? Zagrałem już to, o czym marzyłem. A ja, jak nie idę ogniem do przodu, to cierpię. Zrozumcie… Ja w życiu zrobiłem już tak dużo, żyłem tak intensywnie, ciągle się gdzieś spieszyłem. Dom, teatr, sport, stypendia w Austrii, w Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, grałem w teatrze na Węgrzech. Potem były wybory, jedne, drugie… Był tenis, w którym się spełniałem. Jak ja o tym myślę i próbuję to ogarnąć, to się zaczynam dusić. Bo to wszystko było dzięki Elżuni i dla Elżuni.

Przeraża to pańskie „nie mam siły”.

Bo to ona była jej źródłem.

A myśli pan czasem: Fedor, weź się w garść?

Żeby wróciła siła, to ja musiałbym mieć jakiś cel. Wtedy celem było to, żeby poprawiło się mojej żonie. A dziś? Do celu, do którego zmierzam, muszę mieć siłę fizyczną, której nie mam. I kółko tej beznadziei się zamyka.

A jaki jest ten cel na dziś?

Szczerze? Chcę zapanować nad bólem, który dziś puszcza dopiero po tabletkach. Jeśli opanuję ten ból, będę potrafił zmusić siebie do choćby pięciu godzin snu. Jeśli wstanę z łóżka, zrobię sobie śniadanie. Dziś, jeśli mi ktoś tego nie zrobi, to nie zjem, bo nie mam siły. Zakupy? Dla mnie to jest katastrofa. To jest nie do przejścia. Więc jeśli uda mi się zrobić te drobne rzeczy, to może wtedy przyjdzie czas na ten większy cel.

Możemy teraz my szczerze? To niezwykłe, że potrafi pan tak mówić o swoich trudnościach. To ważne dla wielu osób, które to przeczytają, które same zmagają się z depresją.

Chyba powinienem powiedzieć na koniec coś optymistycznego. Bo pewnie się będziecie niedługo zbierać.

Jeśli tylko pan chce.

Teatr Ludowy w Krakowie chce, żebym zagrał Nixona w nowym spektaklu „Cały Nixon” Russella Leesa. Podaj proszę tę niebieską teczkę.

Tę?

Tak.

Fedorowicz otwiera scenariusz, w którym ma pozakreślane swoje kwestie. Odchrząkuje i zaczyna recytować. Głosem, który pierwszy raz w czasie naszej rozmowy przypomina głos Fedorowicza znany każdemu, kto choć raz go słyszał, choćby w telewizji.

Jerzy Fedorowicz: Mogę?

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński: Jasne.

„Lipiec. 58 rok. Delegacja. Taka zwykła, służbowa – Caracas. Cholera, ty siedzisz koło mnie, wjeżdżamy, a tu antyamerykańska demonstracja. Kijami, pałami, jakimiś krzakami walą po samochodzie, po wszystkim. Drą się itd. No i co ja wtedy robię, i co ja wtedy robię…? Ty byś, kurwa, siedział i byś próbował negocjować, a ja otwieram drzwi samochodu, wysiadam i całuję te mordy plugawe. Te śmierdzące ryje maczo po prostu.” (śmiech) 

Dobre.

No jasne, że dobre. Plus to jest dobra sztuka.

W niej gra dwóch aktorów: jeden jako Nixon, drugi jako Kissinger. Kto będzie tym drugim?

Miał być mój przyjaciel Jerzy Trela, ale tam się coś pozmieniało. Ale bardzo się rozwinął Piotrek Pilitowski – aktor ode mnie z teatru. On bardzo dobrze gra i spróbujemy to przeczytać.

I pan uważa to za swój test?

Nic nie uważam. Boję się uważać cokolwiek. Zaprosili mnie na próbę czytaną i zobaczymy, czy mi to wyjdzie. Spróbuję się z tym zmierzyć. Jeśli to przetrzymam, to może…

…może znajdzie Pan cel w życiu?

Może zacznę się podnosić.

Przyjedziemy na premierę. 

(uśmiech) Jeśli zagram, zaproszę was.

Autor: Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński; współpraca: Klaudia Musiał

Źródło: tvn24.pl

Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym: 116 123 (codziennie 14-22, połączenie bezpłatne)

Jerzy Fedorowicz o śmierci żony i o depresji. Wywiad Arlety Zalewskiej i Krzysztofa Skórzyńskiego - TVN24

Leczenie depresji w Polsce!

Jakieś 10 lat temu trafiłam na oddział leczenia nerwic i depresji – całodobowy w Międzyrzeczu – Obrzyce.
Byłam tam przez okres 3 miesięcy i z początku się buntowałam, że muszę być taka sama wśród innych chorych!
Wszędzie piszą, że psychiatria w Polsce jest nie dofinansowana i ogólnie jest to obraz nędzy i rozpaczy!
Ja trafiłam na bardzo dobrze wyposażony oddział – wyremontowany ze wszystkimi dogodnościami!
Pokoje były 2 i 4 osobowe z szafką, szafą i czystą pościelą,, a także z pralką automatyczną.
Trafiłam tam z powodu silnej depresji spowodowanej nawarstwieniem się kłopotów w moim życiu!
Było tak, że nie wstawałam z łóżka, gdyż całkowicie straciłam chęć do życia – bywa tak w depresji!
Po pewnym czasie przydzielono mnie do zajęć i na samym początku postawiono na psychoterapię, a potem muzykoterapię, rysunek, ćwiczenia na sali gimnastycznej i tak był ułożony każdy dzień, czyli aktywnie!
Bardzo długo nie czułam się tam dobrze i chciałam wracać do domu, bo cierpiałam z powodu nieumiejętności się przystosowania, ale moja rodzina się uparła, że mam przejść cały cykl!
Zawsze miałam  kłopot z nawiązywaniem więzi międzyludzkich!
Zawsze potrzebowałam dużo czasu!
Szpital i różne oddziały znajdują się w poniemieckich budynkach, do których Niemcy zwozili chorych psychicznie i tam ich pozbawiali życia poprzez zastrzyki.
Do dzisiaj jest tam cmentarz zamordowanych, chorych i to jest ta mroczna strona tego miejsca.
Po pewnym czasie i terapii zauważyłam u siebie poprawę i zaczęłam nawet to miejsce lubić!
Pomogły mi w tym trzy kobiety, z którymi się zaprzyjaźniłam i byłyśmy nierozłączne.
One były naprawdę chore – z problemami i godzinami ze sobą rozmawiałyśmy, a  te rozmowy pamiętam do dziś!
Kiedy poczułam, że jestem coś warta i, że ktoś chce być w moim towarzystwie zauważyłam ciekawe zjawisko!
Zauważyłam, że nie wszyscy pacjenci są chorzy, czy to na depresję, albo nerwicę!
Nic z tego, bo te osoby nawet nie dostawały leków, gdyż zaliczały szpital po to, aby uzyskać rentę, albo rozwód, czy też z innych – nieznanych dla mnie przyczyn!
Sfera seksualna kwitła po kątach!
Te trzy kobiety naprawdę cierpiały, bo Maria z powodu zdrady męża, z którą nie mogła się pogodzić!
Honorata – strasznie mądra dziewczyna szukała w sobie odpowiedzi – czy jest na tyle dobra, aby rodzice ją pokochali!
Trzecia, to Teresa, którą mąż lał codziennie i ubliżał, a ona nie potrafiła od niego odejść!
Kiedy w końcu ja uwierzyłam, że jestem czegoś warta, to sobie policzyłam, że na oddziale liczącym 50 osób – 80%, to wielka ściema!
Osoby te czuły się bardziej na wczasach, czy też w sanatorium!
Tak działa w Polsce leczenie psychiatryczne, bo często tylko dla papierka, ale najważniejsze jest to, że ja po tych 3 miesiącach powstałam jak Feniks z popiołów, a reszta jest nieważna!
Pamiętam sytuację kiedy oddałam psychologowi swój rysunek do oceny, który  rzekł – w końcu widzę w twoich oczach blask!
Ozdrowiałam, ale wciąż jestem podatna na stany depresyjne i wiem, że jeśli ktoś mnie zrani, to przejdę wszystko od nowa!
IB Systems

Nie znasz historii życia kogoś, to milcz!

Znalezione obrazy dla zapytania: dzień depresji 23 luty

Weź się w garść. Zrób coś ze swoim życiem.

Jesteś silny/a tylko ci się nie chce.

Wszyscy ludzie cierpią, nie jesteś jedyny/a. Takie słowa są najczęściej kierowane do tego kogoś, kto nagle traci chęć do życia.

Nie wiedzieć kiedy, zapada się w siebie i nic go już nie cieszy.

Nagle pochyla się i garbi, a przedmioty lecą mu z bezradności i braku siły na podłogę.

Wyraz twarzy się zmienia i widać na nim ogromny smutek, bez cienia jakichkolwiek oznak chęci do życia.

Myśli się plączą i nagle chory na depresję zatraca się w swoim smutku i beznadziejności.

Nie umie wytłumaczyć otoczeniu, co mu dolega, a tylko sygnalizuje, że nie ma chęci dalej żyć i wszystko straciło dla niego sens.

Najczęściej ucieka w sen, albo też cierpi na wielkie pokłady bezsenności.

Często pojawia się nadmierne obżarstwo, albo kategoryczne odmawianie posiłków.

Jest wiele odmian depresji i zdiagnozować tę właściwą, to dla lekarza jest wielką sztuką, jeśli w ogóle pacjent zdecyduje się na takie leczenie.

Wciąż w naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że pojawienie się przed gabinetem psychiatrycznym, to jak wydanie na siebie wyroku – jestem chory psychicznie i za chwilę wszyscy będą o tym gadać.

Będę skreślony/a i nie nigdzie nie dostanę pracy, albo wszyscy się ode mnie odsuną.

Zostanę sam/a.

Jak pomóc osobie chorej na chorobę duszy? Jak poprowadzić i wyciągnąć rękę ku drodze uzdrowienia , bo sam/a sobie nie pomoże.

Jakie uruchomić mechanizmy, gdzie skierować, aby zajęli się nim, nią specjaliści i wyciągnąć z tego czarnego dołka.

Najczęściej namawiamy do wizyty u dobrego psychiatry.

W dobie Internetu, wpadamy więc do sieci i szukamy najlepszych lekarzy w naszym rejonie – chcemy pomóc, bo zależy nam na nim, niej.

Na naszym dziecku, mężu, żonie, czyli na  naszym bliskim.

Jesteśmy zdrowi, silni i robimy wszystko, aby pokierować tak chorym, aby do nas wrócił.

Jeśli uda nam się namówić chorego do wizyty u lekarza, najczęściej po wstępnym wywiadzie, otrzymuje chory receptę na leki, czyli tzw. antydepresanty. 

Jest nadzieja, że leki te od razu sprawią, że chory poczuje się lepiej i złapie pierwszy oddech od wielu miesięcy i zacznie patrzeć optymistycznie na świat.

Jednak często tak bywa, że lekarz z lekiem nie trafi i chory zamiast czuć się lepiej, wpada jeszcze w większy dół.

Druga i kolejna wizyta, a efektów brak i wówczas lekarz rozkłada ręce i wypisuje skierowanie do szpitala.

Jeśli u chorego pojawiają się myśli samobójcze, tym szybciej należy umieścić chorego w placówce zamkniętej, na obserwacji.

I tu zaczyna się dramat.

Widziałam różne szpitale w swoim życiu.

Wielkie sale, zastawione kilkoma łóżkami i przy nich malutka szafeczka.

Nikt nie oddziela  ludzi bardzo chorych, niewyleczalne, ciężkie przypadki, od ludzi z nadzieją na wyleczenie.

Pierwszy wywiad, zrobiony na szybko i wpisanie leków do karty i tyle.

Nagle słyszy się na korytarzu szpitalnym, wycie, przeklinanie i wiązanie w pasy.

Nagle chory narażony jest na niewyobrażalny stres sytuacyjny.

Nie może się odnaleźć, bo nie ma w tym miejscu cichego zakątka, gdzie mógłby się odizolować.

Nie obchodzi to żadną pielęgniarkę i nikt nie uchroni go od tego dodatkowego przeżywania.

Takie leczenie nie ma sensu i chory prosi rodzinę, aby go jak najszybciej zabrano do domu, bo dłużej tego nie wytrzyma.

Widziałam też szpital, gdzie jedyną rozrywką dla chorego jest palarnia i mocna kawa.

Gdzie spotykają się ludzie, aby opowiedzieć sobie jak spędzili noc.

Czy leki działają, czy też powodują większe rozdrażnienie.

Spotykają się w tej palarni, aby pogadać, pomilczeć, popłakać.

Nikt z personelu tam nie zagląda i nikt nie wspomina o tym, że w szpitalu palić nie wolno.

Nikt nie jest w stanie zlikwidować palarni w szpitalach psychiatrycznych, gdyż palarnia działa jak pokój psychoterapeutyczny.

Widziałam jeszcze jeden szpital, chyba zbliżony najbardziej do cywilizowanych warunków.

Pokoje ładnie udekorowane. Każdy ma swój kawałek podłogi.

Nie ma w nim przypadków skrajnych.

Nikt nie wrzeszczy i nikogo nie zakuwa się w pasy.

Chorzy są pod ciągłą opieką lekarza i psychologa.

Ułożony grafik zajęć, sprzyja samodyscyplinie. Powstają grupy wsparcia.

Chorzy uczęszczają na zajęcia z muzyką, tańcem, a także muszą ćwiczyć na sali sportowej.

Psychoterapia w kółku, powoduje większe otwarcie się na problemy innych ludzi, co wywołuje różne emocje, zmuszając chorego do współodczuwania, dyskusji i uwierzenia w siebie.

Długie spacery po parku, rozmowy z zaprzyjaźnioną grupą i taki szpital z takim programem kieruje chorego na drogę ku uzdrowieniu.

Widziałam ludzi po takiej kuracji, że na twarzach chorych pojawiała się chęć do życia.

Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że są w Polsce jeszcze i dobrze się mają, szpitale skostniałe, niczym z filmu CK Dezerterzy, gdzie chorego na depresję podciąga się pod chorobę psychiczną, najcięższego gatunku.

Powinno się to zmieniać i powinno się o tym mówić bardzo głośno!

W Polsce na depresję choruje już ponad milion ludzi, kiedy chorzy wpadają w taki stan, że nie chce się im myć, czesać, malować.

Jest to tendencja wzrostowa i bije się już na alarm.

Nie chce się  ładnie wyglądać i sprzątać, bo nic się nie chce, a najbardziej chce się umrzeć i skończyć tę wegetację.

Moja pani doktor wysłała mnie do tego dobrego szpitala, całodobowego z psychoterapią i dopiero tam małymi kroczkami otrzeźwiałam i zrozumiałam, że jestem czegoś tam warta i nie odstaję niczym od ludzi zdrowych.

To było moje koło ratunkowe, z którego na siłę skorzystałam, ale wyzdrowienie nie jest dane na zawsze, bo to dziadostwo czai się znienacka i lubi ponownie za atakować!

Jednak nie wszyscy chcą się leczyć i i tkwią latami w bólu i cierpieniu i tu zapłaczę nad losem, kiedyś pięknej Elżbiety Dmoch, która śpiewała „Windą do nieba”, aż nagle odcięła się od świata po przeżyciach i odtrąca wszelką pomoc.

Depresja, zaraz po raku jest najbardziej, okropną chorobą, ale rządzący nie chcą przeznaczyć 2 miliardów na onkologię, albo na poprawę leczenia psychiatrycznego dla dzieci i dorosłych, bo potrzebują tych pieniędzy na kampanię prezydencką pod przykrywką  dotacji na swoją kłamliwą telewizję!

Tymczasem szpitale psychiatryczne są wciąż z czasów PRL-u, bo są nie dofinansowane i brakuje personelu!

Chorzy „leczeni” są w starych budynkach i leżą na odrapanych łóżkach i nikt nie pilnuje, że młodzi ludzie mają przy sobie ostre narzędzia i się tną!

A teraz mam apel do rodziców, aby zwracali uwagę na zachowanie swoich dzieci, gdyż dzieje się tak, że na depresję zapadają najmłodsi i to nie zawsze jest złe zachowanie nastolatka,a bunt, który może się zmienić w chorobę depresyjną!

Cd. niżej!

Bolesne rozstanie

Po dawnej sławie nie zostało nic. Elżbieta Dmoch na nowych zdjęciach nie przypomina zjawiskowej gwiazdy sprzed lat.

Wybrała życie w samotności

„Już mi niosą suknię z welonem, już Cyganie czekają z muzyką” – śpiewa Elżbieta Dmoch w słynnym utworze „Windą do nieba”. Piosenka o wielkim smutku i nieszczęśliwej miłości stała się paradoksalnie hitem każdego wesela. Dmoch nie mogła wiedzieć, że słowa tego utworu staną się dla niej prorocze.

Do sieci trafiły zdjęcia paparazzi, na których widać Elżbietę Dmoch. To pierwsze zdjęcia, odkąd pojawiła się wiadomość o tym, że zdecydowała się na życie w samotności. Nic dziwnego, że wywołują sensację. Elżbietę Dmoch wielu z nas pamięta jako piękną kobietę, która pięła się po szczeblach kariery. Już dawno wybrała dla siebie inną drogę. Z daleka od luksusów, sławy, mediów i zainteresowania dawnych fanów.

Dmoch sfotografowano podczas zakupów w osiedlowym sklepie spożywczym. Gumowe klapki, przetarte rajstopy, wyciągnięte spodnie i krótki T-shirt, który odsłaniał brzuch. Na pierwszy rzut oka wygląda na zaniedbaną kobietę, która dawno przestała przejmować się swoim wyglądem. Potargane, niechlujnie ułożone włosy dopełniają obrazek nieszczęścia. Ale osoby, które ją widziały, zwracają uwagę na zupełnie co innego. – Poszła do sklepiku mieszczącego się przy jej bloku. Wyglądała bardzo dobrze. Była w czystych ciuchach, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Pani Elżbieta zrobiła zakupy i widać było, że polepszyło się jej materialnie – mówi w rozmowie z „Super Expressem” jeden z klientów sklepu.

Kilkanaście lat temu Elżbieta Dmoch przeszła załamanie nerwowe, wpadła w głęboką depresję. Przestała pracować, występować na scenie, żyła jedynie z oszczędności. Maria Szabłowska, znana dziennikarka telewizyjna i radiowa, mówiła w wywiadach, że Dmoch przestała płacić składki na ZUS. Nie przyjmowała też pieniędzy, które zbierali dla niej przyjaciele. Mieszkała sama w niewielkim mieszkaniu, które w końcu musiała opuścić ze względu na to, że nie płaciła czynszu. W 2005 roku jej losem zainteresowali się dziennikarze Uwagi TVN.

Dmoch nie zgodziła się porozmawiać wtedy z dziennikarzami Uwagi. Od lat konsekwentnie unika mediów. Dziennikarze poinformowali, że mieszka w fatalnych warunkach w maleńkim domu na wsi. Odizolowała się od świata, nie chce nikogo widywać, odmawia pomocy lekarzy i pracowników opieki społecznej. – Dziwi się, czemu zakłócamy jej spokój. Pyta, czy zrobiła coś złego, skoro do niej przychodzimy. Czy mamy jej pomagać na siłę, czy zostawić samej sobie, jeśli wybrała taki sposób życia? – mówiła Elżbieta Klimkowska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarczynie. Dmoch wielokrotnie oferowano pomoc finansową. Ze wszystkich pieniędzy rezygnowała. Utrzymuje się tylko i wyłącznie z tantiem wypłacanych przez Stowarzyszenie Artystów i Wykonawców Utworów Muzycznych. – Bardzo skrupulatnie sprawdza, czy są to tantiemy, które jej się należą, a nie pomoc, której się jej udziela. Doszła do wniosku, że niczego więcej nie chce od świata i nie chce, by świat czegoś od niej chciał – mówił z kolei Jacek Skubikowski, prezes Stowarzyszenia.

Był koniec lat 60., gdy Elżbieta Dmoch zaczęła współpracować z Januszem Krukiem. W 1971 roku na rynku muzycznych pojawiło się ich wspólnego dziecko – zespół 2 plus 1. Królowali na polskich estradach i to dosłownie. Elżbieta miała wtedy 17 lat, Janusz 22. Oboje byli po przejściach. Ich duet podbił serce Polaków w zawrotnym tempie. Przeboje, koncerty, wielka sława. – Sami ledwo to wytrzymywaliśmy, a ona robiła dwa razy więcej – wspomina Cezary Szlęzak, były współpracownik Dmoch, przyjaciel artystki w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”. – W Niemczech mieliśmy własne półki w sklepach muzycznych. W Japonii byliśmy na listach przebojów. Zagraniczni menadżerowie dobijali się bez przerwy. Jak jej zrobili sesję zdjęciową, to na sześćset fotografii – dodaje. Wspomina, że 2 plus 1 mieli już zamówiony koncert w Iraku, ale wojna przekreśliła występ artystów.

To ona zaśpiewała „Windą do nieba”, „Choć pomaluj mój świat” czy „Czerwone słoneczko”. W 1974 roku Elżbieta otrzymała tytuł Miss Obiektywu. Drugi raz ten tytuł przyznano jej w 1976 roku na Festiwalu w Opolu. Była zjawiskowa, hipnotyzująca, naturalnie piękna i ludzie to doceniali. W 1979 roku Dmoch otrzymała jedno z najbardziej wyjątkowych odznaczeń – Srebrny Krzyż Zasług. Była na szczycie. Stała się legendą PRL-u. Mówiło się, że ona i Janusz Kruk tworzą najpiękniejszą parę wśród polskich artystów. Pobrali się jeszcze w 1973 roku. On miał już wcześniej żonę i dziecko. Dla Elżbiety postanowił zostawić rodzinę. Ale ich szczęście nie trwało długo.

 

Jak wspomina Szabłowska w jednym z wywiadów: „Janusz był rozrywkowym facetem. Drzwi się nie zamykały, przyjaciele do nich lgnęli”. Kruk w końcu postanowił opuścić piosenkarkę dla innej kobiety. To była druga połowa lat 80. Rozwiedli się dokładnie w 1989 roku. Podobno pozostali w przyjacielskich stosunkach, ale w mediach krążyły liczne plotki o kolejnych romansach Kruka. Elżbieta wierzyła jednak, że kiedyś do siebie wrócą. Janusz był jej największą miłością. W 1992 roku mężczyzna zmarł na zawał serca. Wtedy wokalistka przeżyła załamanie nerwowe i wycofała się z życia publicznego. Zaszyła się na wsi i rzadko dopuszczała do siebie ludzi. Wróciła na scenę tylko raz – w 1998 roku. Publiczność przyjęła ją owacjami na stojąco. – Ela była tak zachwycona, że byliśmy pewni, iż ją odzyskaliśmy. Niestety, choroba znów dała o sobie znać – mówiła Szabłowska w rozmowie z „Na żywo”.

https://gwiazdy.wp.pl/po-dawnej-slawie-nie-zostalo-nic-elzbieta-dmoch-na-nowych-zdjeciach-nie-przypomina-zjawiskowej-gwiazdy-sprzed-lat-6299155448477313g/3

 

Nie przypomina dawnej siebie

Zalegalizować marihuanę w Polsce!

Gdzieś przeczytałam, że w hotelu dla polityków wieczorami unosi się zapach palonej marihuany.
Politycy PiS  po stresującym dniu pełnych kłamstw,  uspokajają się widocznie w ten sposób, albo piją alkohol.
Politycy mają wejścia do tego świata i im jest łatwo załatwić sobie jointa i go zarajać .
Zwykły obywatel w naszym kraju ma utrudniony dostęp  i jeśli zdobędzie, to jest to karalne.
Ja uważam, że marihuana lecznicza powinna być w Polsce dostępna, bo może nawet na receptę, aby nie zadzierać z prawem.
W Polsce dostępny jest alkohol i papierosy przez 24 h, a magiczna roślina zabroniona pod rygorem więzienia.
Przeczytałam świadectwo jednej sędzi, która z powodu bardzo stresującej pracy wysiadła psychicznie i takich ludzi w Polsce jest miliony.
On wie, że do końca swoich dni skazana jest na leki uspokajające!
Ludzie faszerują się chemią, bo tak im przepisują lekarze psychiatrzy zamiast leczyć ich najbardziej skuteczną rośliną na świecie jaką jest właśnie marihuana.
Sama zmagam się z depresją pomieszaną z nerwicą i wolałabym zażyć medyczną marihuanę, a nie prochy zwane antydepresantami.
W swoim życiu przeżyłam tak dużo, że się  dziwię, iż jeszcze żyję!
Po dłuższej przerwie dopadła mnie zmora z dnia na dzień, a bliżej w rocznicę śmierci mojej Mamy!
Nie poszłam do lekarza, bo nie mam na to siły i nie chcę lekarzowi się spowiadać, bo opowieść byłaby bardzo długa!
Dziś też przeczytałam świadectwo ojca, który pali „marychę”, która pomaga mu być spokojniejszym ojcem i cierpliwym i uważa, że dzięki temu jest lepszym ojcem.
Koncerny produkują różne leki i na tym zbijają ogromne pieniądze, a lekarze koncernom w tym pomagają!
Po co to tak działa, kiedy w Polsce ludzie chorują na nerwicę i depresję w miliony i gdyby marihuana była legalna, to po prostu budżet dostałby ogromny zastrzyk, a chorzy ulgę!
Dlaczego nie pozwala się sprzedaży leczniczej marihuany dla dzieci cierpiącym na padaczkę, albo ludziom cierpiącym na stwardnienie rozsiane, a także ludziom chorującym na raka i tym, którzy zmagają się z rakiem mózgu!
To jest zła polityka w tym katolickim kraju, kiedy zabrania się pomocy potrzebującym!
Kiedy moja Mama cierpiała, to zastanawiałam się dlaczego nie mam prawa marihuaną jej ulżyć w cierpieniu, bo zabraniają tego politycy, którzy regularnie się wspomagają?
Jakże wiele krajów zalegalizowało „Maryśkę, a my tu w Polsce odbijamy się od muru!
Na rynku w Polsce dostępny jest i legalny olej CBD, który prawdopodobnie pomaga przeżyć kolejny dzień potrzebującym, bo czytamy:
Czy olej CBD pomaga na nerwicę?

Czy olej CBD pomaga na nerwicę?

Szacuje się, że na różne odmiany nerwicy cierpi nawet osiem milionów Polaków. Tak wielka liczba osób, czyni nerwicę najpowszechniej występującym zaburzeniem na tle psychicznym. Psychoterapia jest w przypadku nerwicy długotrwała i wymaga cierpliwości oraz konsekwencji w działaniu. Okazuje się, że w czasie trwania zaburzeń można sobie pomagać olejem CBD, który łagodzi i wycisza pewne, towarzyszące nerwicy objawy.

Chroniczny stres, napięcie i nieustanne wewnętrzne konflikty związane z niemożnością pogodzenia ze sobą sprzecznych poleceń w pracy, niewykonalnością codziennych zadań (brak czasu!), kłopoty rodzinne, zamartwianie się o bliskich, niedostatek pieniędzy, nadmierny szum informacyjny – stała ekspozycja na te i inne stresory skutkuje społeczną epidemią zaburzeń o charakterze nerwicowym i lękowym.

W efekcie zaczynamy cierpieć na bóle różnych narządów, od głowy i kręgosłupa, aż po serce i kończyny. Pojawia się nadmierna senność, problemy z koncentracją i zapamiętywaniem informacji oraz nieuzasadnione lęki. Z czasem mogą one stać się tak głębokie, że uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, a nawet wychodzenie z domu.

Olej CBD stosowany na nerwicę

Leczenie zaburzeń nerwicowych wymaga udania się po pomoc do psychoterapeuty i psychiatry, który pomoże zdiagnozować przyczynę problemu, ustali, czy jest ona wyłącznie zewnętrzna (czynniki stresowe), czy też przypadkiem chorobie nie sprzyja dodatkowo któraś z cech osobowości pacjenta.

I tu powoli dochodzimy do roli, jaką w terapii nerwicy odegrać mogą kannabinoidy oraz – szczególnie – olej konopny CBD. Jedną z charakterystycznych cech nerwicy jest tzw. sprzężenie zwrotne. Towarzyszący zaburzeniom o charakterze nerwicowym lęk nasila objawy somatyczne, te z kolei potęgują lęk i w efekcie chory traci zdolność do jakiejkolwiek samodzielnej aktywności.

Tymczasem pozyskiwany z konopi siewnych kannabidiol (CBD) który w przeciwieństwie do THC nie wykazuje działania psychoaktywnego, zdolny jest łagodzić wiele towarzyszących nerwicy objawów. W badaniach na szczurach udało się potwierdzić osłabienie somatycznej reakcji na lęki. Skuteczność CBD jako substancji przeciw lękowej udowodniono zresztą w całym szeregu badań przedklinicznych.

Czy olej CBD pomaga na nerwicę?

Badania nad olejem z konopi a nerwicą

Do jednego z badań prowadzonych w Brazylii zaproszono np. pacjentów cierpiących na lęk społeczny. Podzielono ich na dwie grupy – jednej z grup podawano kannabidiol, druga otrzymywała placebo. W ramach badania dowiedziono, iż olej CBD stosowany na nerwicę, redukuje uczucie niepokoju. Dodatkowo wpływa na faktyczne zmniejszenie lęku i obawy przed kontaktami z ludźmi u osób z zdiagnozowanym lękiem społecznym.

Jeśli chodzi o wspomaganie terapii zaburzeń nerwicowych (lękowych), wpływ oleju CBD jest nie do przecenienia. Także jeśli chodzi o inne, poza lękowe objawy zaburzenia. Olej CBD wykazuje działanie rozluźniające i wspomagające zasypianie, sprzyja także poprawie jakości snu.

Zmniejszenie objawów psychosomatycznych po podaniu oleju CBD

Zregenerowany układ nerwowy będzie sobie lepiej radził zarówno ze stresorami pojawiającymi się w życiu codziennym. Ale także z nawracającymi symptomami nerwicy. Do takich symptomów można zaliczyć bóle o charakterze psychosomatycznym, kołatania serca, czy problemy z koncentracją i lęk. Dowiedź się, więcej na temat dawkowania oleju CBD w nerwicy.

Na koniec podkreślić należy, że badania nad dobroczynnym wpływem oleju CBD na osoby dotknięte nerwicami wciąż trwają. Ponieważ jednak nie tylko naukowcy, lecz także lekarze-praktycy dostrzegają potencjalną wartość kannabidiolu jako leku wspomagającego terapie zaburzeń lękowych, wkrótce spodziewać należy się pierwszych leków aptecznych zawierających CBD. Na razie na uspokojenie polecamy olej CBD!

Czy olej CBD pomaga na nerwicę?

 

Jestem, a jakby mnie nie było!

Mam to po śp. Ojcu – skłonność do depresji!

Depresja to nie jest wymysł ludzi, gdyż depresja atakuje znienacka i tylko kto ją przeżył i na jakiś czas pogonił, to wie, że ona lubi wracać!

Mnie dopadła po 10 latach od psychoterapii i tak dekadę byłam w jako takim dobrym stanie.

Psychoterapia bardzo mi pomogła uwierzyć przede wszystkim w siebie i uwierzyłam, że wszystko mogę i wszystko chcę!

Jednak życie nie jest wolne od złych zdarzeń.

Osoba skłonna do depresji w pewnym momencie upada i traci chęć życia.

Nie tak dawno w moim życiu wydarzyła się bardzo zła historia i ja poczułam się jak nic nie warte istnienie – jak gówno!

Jakiś czas sobie z tym radziłam, ale niestety mam w genach depresję i rozpadłam się na milion kawałków.

Najgorsze jest to, że nie mam nikogo z kim mogłabym to przegadać!

Mam, ale to jest korespondencja, a powinnam w cztery oczy!

Stało się tak, że tydzień temu wstałam z łóżka i poczułam się jak nic nie warty śmieć!

Inni ludzie w takiej sytuacji powiedzieliby sobie – pieprzę, nic mnie to nie obchodzi, muszę żyć dla siebie i być silną, bo życie to nie jest bajka.

Ja się zapadłam niestety i przegrywam sama ze sobą, gdyż czuję się jak trzcina na wietrze, którą potrafi złamać zła, ludzka wola i złe słowo, oraz uczynek.

Zawsze starałam się żyć tak, aby nikogo nie krzywdzić, ale teraz czuję się jak niechciane istnienie i zostały przekreślone wszelkie moje zasługi dla innych ludzi!

Budzę się rano z pieczeniem w klatce piersiowej jak zranione zwierzę i znowu padam na łóżko i chciałabym przespać dzień i noc i następny dzień i noc, bo tak mnie moja egzystencja boli.

Potem głowa zaczyna pracować i zadaję sobie tysiące pytań – dlaczego?

Resztami sił robię cokolwiek w domu i wiem, że powinnam udać się do lekarza, ale nie mam kompletnie siły!

Nie wiem ile mnie to potrzyma, bo może długo, ale walczę sama ze sobą, by nie pojawiły się najgorsze myśli!

Nie jest to życie, bo pisałam bloga z wielką chęcią i radością życia, a teraz piszę, bo może mi to pomoże oczyścić się!

Jest mnie mniej na Facebooku, bo nie mam ochoty na komentowanie np. polityki i nie mam ochoty na nic!

Zmuszam się do pisania, bo pisanie oczyszczało zawsze moją duszę, ale jak ten stan potrwa dużej, to boję się o siebie!

Osobę, którą dopadła depresja zrozumie tylko ktoś, to to przeżył.

Inni tylko mówią weź się w garść, nie udawaj, podnieś się, to minie i się wyprostuje – żyj!

Jednak to tak nie działa!

Jutro czeka mnie kolejny dzień walki o siebie i napiszę Wam, czy będę się ponownie czuła jak śmieć, czy powoli dam sobie radę przeżyć dzień jako – tako!

W tym wpisie chcę Wam zwrócić też uwagę na to, że polskie dzieci zaraz po Niemcach popełniają w Europie najwięcej samobójstw z powodu nie akceptacji przez otoczenie.

Został napisany bardzo ważny artykuł o tam jak społeczeństwo szykanuje inność z czym nie radzą sobie nastolatki.

Kiedy w Polsce ksiądz brzmi:

Marek Jędraszewski jak mantrę powtarzał hasło o tęczowej zarazie.

Cały artykuł pod linkiem:

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/milosc-w-czasach-zarazy/nbqxxwm?utm_source=t.co_viasg_wiadomosci&utm_medium=social&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2

Znalezione obrazy dla zapytania: depreja"

Depresja!

Wiele razy pisałam na blogu, że chorowałam, a może i dalej choruję na depresję i mam ataki paniki.

Wczoraj wybrałam się na spacer. Pierwszy raz po śmierci matki, a minęło już 6 miesięcy.

Wieczór był cudny i mało ludzi na ulicach, a ja po zrobieniu kilku zdjęć czym prędzej chciałam wrócić do domu, do mojej oazy spokoju.

Zmęczyłam się, bo szłam szybkim krokiem, aby jak najszybciej być w domu.

Zrozumiałam, że wciąż mam wątpliwości, czy nadaję się do życia na zewnątrz, skoro dopadają mnie lęki.

Rodzina mi zarzuciła, że w pewnym momencie 4 lata nie odwiedziłam swojej matki, ale rodzina nie zainteresowała się ani na jotę, dlaczego tak się stało?

Stało się więc tak, że mnie matka wydziedziczyła, bo miała tylko jedną córkę!

Nie zauważyła, że potrzebowałam pomocy!

Siedziałam w tamtym okresie w domu, albo leżałam i zastanawiałam się jak mam dalej żyć, skoro wszystkiego się bałam.

Zawsze byłam smutna, bo ojciec alkoholik wyprał ze mnie poczucie wartości i czułam się gorsza od swoich koleżanek, które pytały mnie w szkole średniej dlaczego jestem taka smutna.

Tak byłam smutna, bo czułam się od nich gorsza po prostu – stygmatyzowana alkoholizmem ojca.

Potem w życiu dorosłym wiele rzeczy poszło nie tak i się zwyczajnie załamałam.

Położyłam się do łóżka na wiele miesięcy i nie potrafiłam się pozbierać, by czerpać z życia wszystko, co najlepsze.

Poszłam do lekarza, bo miałam myśli samobójcze, które się dokonały, ale mnie uratowano.

Przepisywane leki były źle dobrane i cierpiałam jeszcze bardziej i czułam się źle wciąż.

Funkcjonowałam jakoś tylko dlatego, że miałam dzieci, ale faszerowałam się psychotropem, który przez 20 lat jakoś trzymał mnie w ryzach, ale organizm się zbuntował i wylądowałam na detoksie!

Przez 7 tygodni przeżywałam horror, ale jako tako z tego wyszłam.

Potem pojechałam na 3 miesięczną psychoterapię i od razu zauważyłam tam, że były tam osoby faktycznie chore na depresję, ale i byli kombinatorzy, którym zależało na papierku potrzebnym do uzyskania renty!

Nikomu na świecie nie życzę depresji, która zbiera coraz większe żniwo, bo nawet dzieci myślą o samobójstwie, gdyż tak bardzo są zagubione we współczesnym świecie.

Z depresji nie można się wyleczyć, a co najwyżej ją zaleczyć, co pozwala w miarę żyć!

Ja to wiem, bo wczorajsze uczucie lęku na spacerze uzmysłowiło mi, że jestem na pograniczu, kiedy w swojej ostoi jestem bezpieczna i nie wolno mi się denerwować, bo serce chce wyskoczyć i informuje, że tylko spokój może mnie uratować!

Przeczytajcie świadectwa ludzi dotkniętych depresją, bo ile bólu jest w tych zwierzeniach i nigdy nie można tym ludziom powiedzieć – weź się w garść, bo to jest krzywdzące!

Piszę o tym tak szczerze, bo pisanie mi pomaga przetrwać!

„Chyba przerosło mnie zwykłe życie”. Historie depresji pokazują, z czym mierzą się ludzie na całym świecie.

  • Ludzie z depresją muszą cały czas mierzyć się z tym, że inni nie uznają ich za chorych. Tak jakby wymyślili sobie chorobę, żeby przykryć, że są po prostu smutni i leniwi. A to przecież choroba, która finalnie prowadzi do śmierci. Tyle, że samobójczej – mówi Andrzej, jeden z bohaterów naszej akcji #NOTJUSTAMOOD. Historie naszych czytelników z Polski, Serbii, Węgier, Niemiec i Słowacji pokazują, że depresja ma wiele wcieleń i objawów, a jej bagatelizowanie może mieć tragiczne skutki.

Leczę się z depresji, a jednocześnie bardzo kocham życie – Ewa, 25 lat, Polska  

Prawdopodobnie jestem ostatnią osobą, jaką ktokolwiek podejrzewałby o depresję. Jestem towarzyska, pełna energii i pomysłów. Ale czasem tak się zdarza, że osoba, która najwięcej się uśmiecha, kryje w sobie najcięższe tajemnice. Miałam naście lat, gdy mój ojciec zaczął pić. Moja rodzina straciła dom, a ja na zawsze wewnętrzną równowagę. Nawet psa musiałam oddać do schroniska. Przez te wszystkie lata radziłam sobie z traumami dzieciństwa bez leków i terapii, bo miałam chłopaka, który był dla mnie wsparciem. Rok temu odszedł. Straciłam nie tylko miłość, ale przede wszystkim jedyną osobę, przy której czułam się bezpiecznie, której mogłam się wygadać i wypłakać. Gdy go zabrakło, nic już nie chroniło mnie przed „czarną dziurą”. Mimo że mam wielu znajomych, nikomu nie mogłam już powiedzieć, jak podle się czuję. Przestałam jeść i spać, ale do psychiatry poszłam dopiero, gdy zaczęłam mieć fantazje, że rzucam się z mostu. Wiem, że tak naprawdę nie chcę się zabić, że to choroba we mnie podsuwa mi takie myśli. Mam depresję i leczę się na nią, a jednocześnie kocham życie i kocham to, co robię w życiu. Leki stabilizują mnie i dają mi pewność, że jestem bezpieczna sama ze sobą. Będę brać je tak długo, aż zyskam całkowitą pewność, że chęć życia jest silniejsza niż myśli samobójcze.

Pomoc jest potrzebna, trzeba ją przyjąć i zaakceptować siebie na nowo – Carmel Paradise, 21 lat, piosenkarka, Słowacja

Nie miałam pojęcia, że to jest depresja, bo miałam tylko 12 lat. Czułam się źle, miałam ataki paniki. O tym, że jestem w depresji dowiedziałam się, gdy jako 15-latka próbowałam popełnić samobójstwo. Gdy wychodziłam ze szpitala, w raporcie przeczytałam, że mam depresję, zaburzenia lękowe, ataki paniki i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Może to dziwne, ale ucieszyłam się – w końcu zrozumiałam, kim jestem i dlaczego tak się czułam, wiedziałam, jak nad tym pracować. Początkowo byłam przerażona wizją wyzdrowienia, lekarze powiedzieli, że „to minie i będzie lepiej”, ale nie wiedziałam co to znaczy i czy odnajdę się w tej „nowej ja”. Dziś wiem, że pomoc jest potrzebna, trzeba ją przyjąć i zaakceptować siebie na nowo.

Zatapiałam się w nienawiści do siebie – Carlotta Pollmann, 21 lat, blogerka modowa, Niemcy

Historia mojej choroby zaczęła się, gdy miałam 14 lat. Powoli zdałam sobie sprawę z emocji, o których wcześniej nie miałam pojęcia: czułam albo pustkę, albo ból. Zaczęłam więc szukać drogi wyjścia z tych dwóch stanów. Najpierw nożyczki, potem sięgnęłam po nóż, a w końcu żyletki. Oczywiście, nie były to zdrowe sposoby radzenia sobie z moimi uczuciami, ale nie widziałam lepszego rozwiązania. Stałam się zależna od bólu i uczucia ulgi, która się z nim wiązała. Z czasem małe zadrapania stały się głębokimi cięciami, a raz w tygodniu zamieniło się w trzy razy dziennie. Samookaleczenie było dla mnie jedynym sposobem na chwilę spokoju. Cięłam się, gdy wpadałam w pustkę, bo ból i krew sprawiały, że znów czułam, że żyję. Cięłam się, gdy dopadał mnie wewnętrzny ból, bo ten fizyczny łatwiej było znieść niż to, co działo się we mnie. Samookaleczenie jest uzależnieniem i jak każdy nałóg daje ulgę tylko na chwilę, a potem jest tylko gorzej. Żałowałam tych cięć, zatapiałam się w nienawiści do siebie i znów się cięłam. To było błędne koło, z którego bardzo trudno było mi się wyrwać. Udało się dzięki pomocy rodziny, przyjaciół, niezliczonych terapii, ale przede wszystkim mojej własnej woli. Od kilku lat jestem wolna od samookaleczeń i akceptuję swoje depresje. Nauczyłam się o tym rozmawiać i radzić sobie z bólem w zdrowy sposób.

 

Depresja nie przyszła nagle, bardzo długo na nią pracowałam – Marta, 38 lat, redaktorka Noizz, Polska

W swoje 35. urodziny nie wstałam z łóżka, ale depresja nie przyszła nagle, bardzo długo na nią pracowałam. Tego dnia moje ciało zrozumiało, że nigdy sama niczego nie zmienię i to ono zdecydowało za mnie. Wcześniej zignorowałam wszystkie sygnały – trwającą dwa lata bezsenność, narastające ataki paniki, natrętne myśli samobójcze. Gdy nie mogłam spać – biegałam, gdy myślałam, żeby się zabić – zatapiałam się w pracy, gdy przestałam rozumieć, co czytam – powtarzałam jedno zdanie tyle razy, aż jego treść dotarła. Czułam, że jestem chora, ale robiłam wszystko, żeby nie przyznać, że mam depresję. To oznaczałoby, że nie jestem dość fajna, że nie doceniam tego, co mam, że nie daję rady. Gdy złamiesz nogę – to widać, ale jak wytłumaczyć innym, że łamiesz się w środku? Gdy nie dało się już dalej tego ukrywać, dziewczyna znalazła mi psychiatrę. Dostałam zwolnienie z pracy na miesiąc i leki, po których spałam ponad 12 godzin na dobę i czułam się gorzej, niż przed wizytą u specjalisty. Byłam totalnie „odcięta” od rzeczywistości – nic nie mogło mnie ani zdenerwować, ani ucieszyć. Lekarz sam nie był pewny czy to “zwykła” depresja, czy choroba afektywna dwubiegunowa. Zmieniał leki, a ja brałam kolejne zwolnienia. Miałam szczęście, bo byłam na etacie, a szefowa podeszła do mojej choroby z pełnym zrozumieniem. Co bym zrobiła, gdybym, jak większość moich znajomych, nie miała takiego zabezpieczenia? Po 4 miesiącach wróciłam do pracy, leki odstawiłam po ponad roku. Równolegle z antydepresantami zaczęłam psychoterapię. To bardzo drogi sposób, ale po trzech latach nadal tam chodzę, żeby nie stracić równowagi.

Zdrowia psychicznego nie odzyskuje się z dnia na dzień – Sara, 40 lat, Węgry

Nie byłam pierwszą osobą w rodzinie, która zachorowała na depresję, wśród moich bliskich były nawet próby samobójcze, więc gdy pojawiły się pierwsze objawy od razu poszłam do psychoterapeuty. Na terapii przepracowałam traumy z dzieciństwa – anoreksję, złe relacje, ale przede wszystkim śmierć taty. Myślę, że moja depresja jest silnie związana z jego odejściem. Uciekałam w alkohol, który – mimo że był tylko substytutem – dodawał mi energii i pomagał przezwyciężyć pustkę. Nie chciałam żyć, ale nie myślałam o samobójstwie, bo sama mam dziecko i czułam się za nie odpowiedzialna. Nie mogłam go zawieść. W końcu zdecydowałam się na leki antydepresyjne, ale to też nie było proste rozwiązanie, bo leki dobiera się metodą prób i błędów. Po niektórych byłam agresywna, inne za bardzo mnie usypiały. Minął rok zanim udało nam się z lekarzem dobrać odpowiednie tabletki. To ważne, by chorzy mieli świadomość, że zdrowia psychicznego nie odzyskuje się z dnia na dzień. U mnie pierwsze pozytywne efekty pojawiły się dopiero po kilku miesiącach farmakoterapii. Dziś mogę już spotykać się ze znajomymi, często się śmieję, mniej martwię się o niepotrzebne sprawy i nie towarzyszy mi ciągły niepokój, ale to nie znaczy, że jestem w pełni zdrowa. Nadal obserwuje siebie, żeby mieć pewność, że w przyszłości poradzę sobie bez leków.

Przez lata starałem się być kimś, kim nie byłem – Sebastian Goddemeier, 25 lat, dziennikarz Noizz, Niemcy

Mój pierwszy atak paniki miał miejsce w 2016 roku. Miałem 22 lata. Tego dnia zdiagnozowano u mnie guz w lewym płucu. Obwód: osiem centymetrów.

Wieczorem siedziałem w barze z przyjaciółmi, piłem tylko wodę. W pewnym momencie ściany wydawały się zbliżać, muzyka stała się nieznośnie głośna, nie mogłem oddychać. Wyszedłem na zewnątrz, usiadłem na chodniku i nie mogłem uwierzyć w to, co się ze mną dzieje. Tak wygląda atak paniki.

Wróciłem do domu i tłumaczyłem sobie, że to nic, tylko muzyka była za głośna i zrobiło mi się słabo. Ale gdy zasypiałem, moje serce nagle zaczęło bić jak dzikie, ścisnęło mnie w klatce piersiowej, a w głowie pojawiła się natrętna myśl, że zaraz umrę. Zadzwoniłem po karetkę, w szpitalu podano mi Tavor (Lorazepam – przyp. red.), silny lek przeciwlękowy, po którym czujesz się jak pusta skorupa i śpisz cały dzień.

W międzyczasie pomyślnie przeszedłem operację płuc, guz wycięto, ale panika pozostała. Przez dwa lub trzy lata zmagałem się ze strachem. Ataki paniki pojawiały się coraz częściej – w biurze, w metrze, w trakcie ćwiczeń, w domu, w Boże Narodzenie. W pewnym momencie bałem się już nawet samego strachu. Żeby go nie czuć, odurzałem się alkoholem. Jednocześnie wstydziłem się moich ataków i nie chciałem nikomu wyjaśniać co się ze mną dzieje, zwłaszcza w pracy.

Po operacji płuc zacząłem psychoanalizę. Trzy razy w tygodniu leżałem na kozetce i opowiadałem o swoich stanach. Dzięki terapii zdałem sobie sprawę, że przez lata starałem się być kimś, kim nie byłem. Lęk często pojawiał się, gdy traciłem kontakt ze sobą i odwracałem uwagę od swoich uczuć i nie słuchałem intuicji. By lepiej poznać siebie w 2018 roku przestałem pić alkohol.

Dziś mogę powiedzieć, że jestem bardziej sobą niż kiedykolwiek, ale to nie znaczy, że jestem całkowicie wolny od lęków. Benedict Wells napisał: „Trudne dzieciństwo jest jak niewidzialny wróg: nigdy nie wiadomo, kiedy uderzy”. Tak samo jest z paniką.

Samookaleczenie nie przyniosło oczekiwanej ulgi – Judit, 25 lat, Węgry

Miałam 22 lata, kiedy pojawiły się pierwsze objawy depresji. Wszystko zaczęło się od poczucia samotności, a właściwie wyobcowania. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Wykonanie codziennych czynności sprawiało mi olbrzymią trudność. Depresja i paniczny lęk doprowadziły mnie do jedynego rozwiązania – zaczęłam sama siebie krzywdzić. Myślałam, że fizyczny ból pozwoli łatwiej znieść to, co czuję w środku. Ale samookaleczenie nie przyniosło oczekiwanej ulgi. Czułam się jeszcze gorzej, bo w ten sposób krzywdziłam nie tylko siebie, ale także całą moją rodzinę. Dotarło do mnie, że potrzebuję pomocy. Psycholog skierował mnie do psychiatry, a ten dał mi leki psychotropowe. Farmakoterapia wzmocniła mnie na tyle, że mogłam odstawić tabletki już po czterech miesiącach, ale na terapię chodziłam ponad rok. Gdy czułam się już w miarę stabilnie, postanowiłam wyjechać na trzy miesiące do Stanów, zmiana otoczenia bardzo mi pomogła, wróciłam do domu silniejsza i spokojniejsza.

Przerosło mnie zwykłe życie – Olja, 17 lat, Serbia

Zaczęło się od bólu w klatce piersiowej i dławienia się, potem doszły lęki, niepokój, bóle mięśni, w końcu myśli samobójcze. Na początku płakałam codziennie, potem już nawet na to nie miałam siły. Dlaczego? Chyba przerosło mnie zwykłe życie – kłótnie z rodzicami, rozstanie z chłopakiem, próba gwałtu, śmierć babci. Do tego styl życia, któremu nie obce były alkohol i narkotyki. Depresja zaczęła się prawie rok temu. Rodzice od razu zauważyli zmianę i zachęcali mnie, żebym poszła do psychologa. Na początku ich nie słuchałam, nie zdawałam sobie sprawy, że mój stan jest tak poważny, ale też nie wierzyłam, że ktoś może mi pomóc. Trafiłam do lekarza, gdy nie mogłam już zrobić niczego koło siebie, nawet wstać z łóżka. Psychiatra od razu dał mi leki. To była dobra decyzja, bo dość szybko poczułam poprawę. Zaczęłam trenować i sport do dziś bardzo mi pomaga. Biegam, mam grono zaufanych osób, z którymi spędzam czas. Nie powiedziałabym, że jestem w pełni zdrowa, ale kontynuuję leczenie i czuję, że jest mi o wiele lepiej.

Depresja poporodowa po prostu mnie “złamała” – Umelkyňa Denisa, Słowacja

Odkąd skończyłam 12 lat, byłam “dziwna”, spięta, zdemotywowana, apatyczna. Dopiero w szkole średniej pomyślałam, że to może być depresja. Myśli, że do niczego się nie nadaję, że nikt mnie nie lubi, że nie mam żadnej wartości stały się tak natarczywe, że paraliżowały mnie. Rodzice widzieli, że mam problemy, ale ignorowali je. Sama je ignorowałam, aż do pojawienia się dziecka. Depresja poporodowa po prostu mnie “złamała”, wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym, gdy moje dziecko miało zaledwie 2,5 miesiąca. Spędziłam tam cztery tygodnie, lekarze zdecydowali, że najlepszą metodą dla mnie będą elektrowstrząsy, bo one przynoszą najszybszą poprawę. Sześć zabiegów postawiło mnie na nogi.

Na terapię poszedłem o 5 lat za późno – Paweł, 25 lat, Polska

Myślę, że pewna melancholia jest niejako „wbudowana” w mój system. W liceum jarałem się tym, że jestem smutny. Pewnie już wtedy zamiast programować w sobie, że smutek jest fajny i twórczy, powinienem się udać na pierwszą konsultację psychologiczną, bo z biegiem lat przestałem kontrolować moje lęki. Kryzysy przychodziły falami, trwały dwa-trzy miesiące, a później jakoś udawało mi się wyjść z dołka. O ile nie miałem problemów z codziennym funkcjonowaniem, coraz trudniej szło mi kontaktowanie się z otoczeniem: ludzie wydawali mi się wrogami, panicznie bałem się zabierać głos na zajęciach, mimo że naprawdę miałem dużo do powiedzenia. Zasypiałem i budziłem się z lękiem.

Cudem skończyłem studia; zacząłem unikać imprez, bo zabawianie ludzi i ciągłe zastanawianie się czy jestem odpowiednio fajny było dla mnie zbyt trudne. Pozwoliłem, by paraliżujący stres zdominował moje życie, z czasem pojawiał się już nawet wtedy, gdy teoretycznie znajdowałem się w bezpiecznych warunkach. Niedawno poszedłem do lekarza, ale znalezienie odpowiedniego terapeuty też zajęło mi bardzo dużo czasu. Możecie się domyślić, że dzwonienie do przychodni i chodzenie po lekarzach to nie jest ulubiona czynność osoby, która jest w depresji. Szczególnie, gdy na terapię zapisujecie się jakieś 5 lat za późno. Teraz chodzę prywatnie na terapię indywidualną, a lekarkę otrzymałem z polecenia od zaufanej osoby. Gdyby nie to polecenie, pewnie nadal byłbym bez terapii.

Mam nerwicę. Terapia mi pomaga, bo uświadamia mi, że nie jestem z moimi lękami sam. Terapeutka poleca mi środki farmakologiczne, myślę, że wkrótce skorzystam z jej rady, bo przeczytałem, że permanentny stres i nerwica powoduje zmiany chemiczne w mózgu.

#NOTJUSTAMOOD – rozmawiajmy o depresji

W Noizz chcemy wyraźnie powiedzieć, że depresja to poważny temat, którego nie można ignorować. Mamy nadzieję, że dzięki akcji #NOTJUSTAMOOD zaczniemy rozmawiać o leczeniu otwarcie: bez tabuizowania i stygmatyzowania chorych, bez porad w stylu “weź się w garść” albo “spróbuj się uśmiechnąć”. Będziemy pokazywać temat zdrowia psychicznego z różnych perspektyw, mówić o tym, że warto sięgać po pomoc specjalistów. Przez następne miesiące będziemy rozmawiać z ekspertami oraz osobami cierpiącymi na depresję. Będziemy publikować wywiady oraz osobiste historie ludzi z Polski, Niemiec, Słowacji, Serbii i Węgier, czyli krajów, w których jesteśmy obecni. Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, opisać swoje doświadczenia ze zmaganiami z depresją lub opisać historię znajomego, napisz na notjustamood@noizz.pl

*

Jeśli czujesz, że jesteś w ciężkiej sytuacji i potrzebujesz porozmawiać z psychologiem, nie czekaj i porozmawiaj ze specjalistą całodobowego Centrum Wsparcia800 70 2222. Numer jest bezpłatny. Możesz również wysłać maila lub porozmawiać na chacie. Jeśli jesteś dzieckiem zadzwoń pod (również bezpłatny i anonimowy) numer przeznaczony dla nieletnich: 116 111.

https://noizz.pl/not-just-a-mood/depresja-historie-ludzi-ktorzy-zachorowali-objawy-depresji-notjustamood/0bfkxxw

Depresja!

Znalezione obrazy dla zapytania depresja

 

Co to jest depresja, a więc garstka wiedzy z netu!

Depresja
Depresja to temat mało wdzięczny i mało medialny, dlatego nieczęsto się o niej mówi. A szkoda, bo zdaniem lekarzy depresja jest jak grypa: może się zdarzyć każdemu.
Depresja to zaburzenie psychiczne wymagające specjalistycznego leczenia. Charakterystyczne jest dla niej występowanie objawów i ich utrzymywanie się przez dłuższy czas. Powodem do niepokoju jest nie tyle przygnębienie, a jego wpływ na codzienne życie, które nagle zostaje zaburzone. Osoby z depresją przez cały czas odczuwają smutek, który z dnia na dzień zaczyna ich coraz bardziej zmieniać. Przygnębienie to często nie ma konkretnej przyczyny. Tak po prostu nasze życie zaczyna być szare, pozbawieni zostajemy energii życiowej, występują kłopoty z najprostszymi czynnościami, myśleniem i emocjami. Również ważne dotychczas ambicje i sukcesy zawodowe/życiowe przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Osoby zmagające się z depresją zasypiają szybko, lecz budzą się bardzo wcześnie rano.
http://www.medonet.pl/psyche/choroby-psychiczne,depresja—objawy-i-leczenie,artykul,1677658.html
Nie boję się przyznać, że kilka razy w swoim życiu doznałam tego paskudnego stanu, że grunt mi się usuwał i nie wiedziałam, w którą stronę mam iść.
Ojciec bił mnie jak mokre żyto za nic i już w tym momencie czułam się gorsza, beznadziejna, nic nie warta!
Wyśmiewał mnie, kiedy zaczęłam dojrzewać, a mnie brunetce pokazał się nad górną wargą – wąsik.
Czułam się bardzo niekomfortowo i źle, bo tak mnie traktował.
Potem w życiu zdarzały się momenty, że byłam źle traktowana w pracy, bo spotkał mnie mobbing i nie umiałam sobie z tym poradzić.
Nie spałam po nocach i budziłam się o 4 rano cała zestresowana, że muszę znowu iść do tych ludzi, którzy niezasłużenie mnie źle traktowali.
Był taki dzień, że nie potrafiłam sobie poradzić z obowiązkami służbowymi i i lekarz skierował mnie na półroczne zwolnienie lekarskie.
Położyłam się do łóżka, bo nic mi się nie chciało.
Byłam okrutnie zmęczona życiem i nawet leki mi nie pomagały.
Odcięłam się od rodziny, koleżanek i cierpiałam we własnym sosie, w którym nie znajdowałam sensu życia.
Czułam się źle, a w głowie pojawiały się myśli samobójcze.
W końcu to zrobiłam i żałowałam, że mnie odratowali – strasznie żałowałam.
Znalazłam się w szpitalu, gdzie podawali mi leki, po których czułam się jeszcze bardziej rozbita, bo były nie trafione.
Od rodziny słyszałam, że mam się wziąć w garść, bo nikt nie wczuł się w mój stan, bo nikt na deprechę nie zachorował, a tylko ja – wrażliwiec!
Byłam w depresji kilka lat i raz się podnosiłam, a za chwilę znowu traciłam poczucie własnej wartości.
Mąż płakał widząc mnie w takim stanie.
W końcu moja lekarz wypisała mi skierowanie na trzymiesięczną psychoterapię!
Nie chciałam tam jechać, bo z góry sobie założyłam, że to głupota i nic mi to nie pomoże.
Spakowali mnie i na siłę wsadzili do samochodu.
150 kilometrów i byłam na miejscu, a w czasie podróży nie odezwałam się do Męża ani słowem, bo taka byłam zła.
Dostałam na miejscu swoje łóżko, szafkę i półkę w szafie.
Nie odzywałam się do ludzi i stałam się samotnicą.
Na zajęciach z psychoterapii milczałam przez miesiąc wysłuchując zwierzeń innych ludzi, aż w końcu dostałam olśnienia, że się otworzyłam i poleciało!
Nawiązałam tam wspaniałe przyjaźnie i było dużo spacerów i nagle się odnalazłam, a ludzie mnie polubili.
Na początku terapii dzwoniłam do Męża, aby mnie stamtąd zabrał, a pod koniec nie chciałam wyjeżdżać, bo tak dobrze się tam poczułam.
Odnalazłam tam siebie  – mądrą, lojalną, uczciwą i szczęśliwą.
Wróciłam do domu inna ja!
Ten stan mój trwa już 10 lat i cieszę się, że na tej psychoterapii uwierzyłam w siebie.
Każdemu polecam taką formę leczenia, bo trzeba szukać drogi do siebie!

Mój tragiczny Ojciec!

 

Znalezione obrazy dla zapytania jaromin

Zajęło mi to bardzo wiele lat, aby w końcu dowiedzieć (domyślić) się dlaczego?

Dlaczego mój ojciec w 1997 roku targnął się na swoje życie, rzucając się z okna w Domu Pomocy Społecznej w Jarominie  – blisko Trzebiatowa.

Nie zostawił żadnego listu wyjaśniającego, co go popchnęło do tak drastycznej decyzji.

Do dziś było, to dla mnie wielką zagadką i w końcu zrozumiałam!

Nie umarł od razu, a dopiero w szpitalu, kiedy go odwiedziłam, to poprosił mnie o papierosa, bo był palaczem, ale uważałam, że nie może zapalić na szpitalnej sali i żałuję tego do dziś!

Opuściłam szpital mając nadzieję, że przeżyje, ale on umarł tak po prostu!

Chciałam, aby go pochowano w moim mieście i wysłałam karawan, ale za parę godzin dzwoniła do mnie prokuratura, że muszą zbadać, czy ktoś mu nie pomógł i karawan wrócił bez ojca.

Sprawa się przeciągnęła i prokuratura wydała ciało, a ja ponownie musiałam wysłać karawan po ojca i organizować pogrzeb.

Ojciec nigdy nie opowiadał o swojej młodości i nie wiem prawie nic o tym, jakim był człowiekiem, a wiem jeno tylko to, że był dobrym synem i pomagał matce w wychowaniu jeszcze dwóch braci młodszych.

Zbierał węgiel na torach dla matki i organizował jedzenie, aby matce ulżyć, gdyż nie miał już ojca.

Potem wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego i tam dość szybko piął się po szczeblach kariery.

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi

Poślubił moją mamę i pojawiłam się na świecie ja i moja siostra, ale w jego karierze zawodowej nie działo się dobrze, bo system był okrutny i tylko twardziele przeżyli.

Ojciec się rozpił i w końcu moi rodzice rozwiedli się po 17 wspólnych latach.

Kompletnie sobie nie radził jako mężczyzna samotny i w końcu trafił do szpitala w Gorzowie Wlkp., a tam ja rozmawiałam z ordynatorem, aby pomógł mi przeniesć ojca do Domu Opieki Społecznej i się udało.

Był w tym domu 7 lat i go odwiedziałam z Mężem, ale niestety stał się człowiekiem wycofanym i trudno było z nim rozmawiać.

Dom Pomocy w Jarominie to piękny dom, wyremontowany, tak jak na zdjęciu powyżej.

Żyją tam ludzie, którymi nie ma się kto zająć,  a także Senorzy, ale ojciec się tam nigdy nie odnalazł i nie nawiązał żadnej przyjaźni, jako dumny oficer wojska.

Na stronie tego domu przeczytałam taką opinię ,napisaną przez jednego z mieszkańców:

„Tutaj jest jak u Pana Boga za piecem , jak w sanatorium , jak w ośrodku wczasowym ; wczasy dozgonne , rehabilitacja , opieka , blisko misto , sklepy , banki , 2 wiele szpitale w Gryficach i Kołobrzegu , fachowa opieka , wysoki standard wew. budynków , internet – tylko żyć i nie umierać i o takich warunkach socjalno – bytowych każdy marzy w chorobie i na starość . Piszę to jako tutejszy mieszkaniec od 7 lat .

Wiesław Jóźwik”

Mój ojciec nigdy tego nie poczuł i dziś mnie oświeciło, że samobójstwo popełnił w wyniku samotości, bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest kompletne sam na tym świecie, bo bracia byli daleko i w nosie go mieli, a ja nie mogłam być u niego zbyt często.

Mój ojciec nie był chory psychicznie, ale się w życiu pogubił, a ja mogę być z siebie dumna, że przedłużyłam mu życie o siedem lat.

Na jego nagrobku kazałam wyryć, że – „naszym smutkiem było twoje cierpienie”.

Po tylu latach zdałam sobie sprawę z tego, że on na swój sposób cierpiał i zdał sobie sprawę z tego, że nie ma nikogo bliskiego – blisko – zresztą na własne życzenie.

Ja na swój sposób kochałam swoich rodziców, ale widzocznie było to niezauważone.

Okazało się , że matka mnie wydziedziczyła, a siostra okradła w białych rękawiczkach.

Poczułam w sercu ten smutek i gdyby nie mój Mąż, to może bym podzieliła z żalu los mojego ojca!

 

saania2806.wordpress.com/

Philosophy is all about being curious, asking basic questions. And it can be fun!

TAKI JEST ŚWIAT

spójrz, życie to nie bajka

365 dni w obiektywie LG/Samsunga

365 days a lens LG/Samsung

skowron pisze / skowron writes

mała cząstka mnie / little part of me

WikaKos

Bardzo miło Mi gościć was na moim blogu😊😍. Będę tu dodawała recenzje książek📚 i opisywać wrażenia, które dotyczyły mi podczas ich czytania. Przekaże wam ich minusy 👎i plusy👍. Abyście mogli zobaczyć jak wygląda książka pokazywać będę okładki i w postach umieszczę fragmenty🗨️książek. Następnym zadaniem mojego blog jest zachęcenie ludzi (najlepiej młodzieży👥) do czytania książek. Mam już wiele pomysłów na posty z tym związane. 🤗Zapraszam na mojego blog WikaKosczyta! mam już umieszczone na nim kilka recenzji

Travel N Write

Travel, Poetry & Short Stories

Wrzosy

O tym co było, co jest i czasem trochę marzeń

Szufladkowe poezje

Wiersze, poezja, skryte myśli. Jestem słowem.

Piotrek

Zdrada - tak to można określić, chciałbym się wygadać o swoich zdradach, uzależnieniu od kobiet, etc.

U stóp Benbulbena

pocztówki z Irlandii

Roma Carlos

I'm not sure what I did last time

Wiedźmowisko

Dzień po dniu

Program PIT 2021 pobierz program PIT

Darmowy program PIT Programy do rozliczenia PIT

welcome to my blog

blogging, travel, advertising, christianity, google, life, blog,

ulotnechwile

Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.

Blog Caffe

Mój punkt widzenia / My point of view

Sport News

Blood Sport

Free gold bird

No one let you down, we can move the mounds/mount

Myśli (nie)banalne Joanny

czyli spostrzeżenia, refleksje, moje spojrzenie na świat.

Alek Skarga Poems

Poezja w słowach i obrazach

ZLEPEK KLEPEK CZYLI BECZKA ŚMIECHU

BLOG TADEUSZA HAFTANIUKA

Wodospad Slow

Przemyslenia,wiersze,smutne,wesole./Wszelkie kopiowanie wierszy,tekstow bez mojej zgody zabronione.

Walcz zawsze do końca

Osobiste zapiski z mojego życia

Życie jest piękne , uśmiech dodaje mu blasku :)

Rozważ , jak trudno jest zmienić siebie , a zrozumiesz , jak znikome masz szanse zmienić innych. "(Wolter)

Tatulowe opowieści

" Poczuj się jak słuchacz opowieści ojca wracającego po pracy do domu i dzielącego się z rodziną tym, co przemyślał i przeżył"

sasza4

Subskrybuj moją twórczość.

Związek niesakramentalny

my bez żadnego trybu

mysz galaktyczna

Tu i tam. O zmianach na lepsze, miejscach, codzienności i kulturze.

Antropozofiablog

Rudolf Steiner, Antropozofia i inne

Blog o Australii

O życiu, podróżach i spełnianiu marzeń

wzzw.wordpress.com/

strona byłych działaczy »Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża«

alina-ala

... na swą słabość patrząc postaraj się zrozumieć innych...

Sześćdziesiąt równa się dwadzieścia

Wiek nie ogranicza człowieka w działaniu

teresa ozimek

Hajnowski blog lokalny - Piszcie o swoich sprawach na adres: teresa.ozimek@wp.pl

KRYSTYNA RYSUJE

Mając 8 lat narysowałam swój pierwszy obraz. Po długiej przerwie znów powróciłam do kartki i ołówka. Cały czas się uczę i dążę do perfekcji

Niepełnosprawny Świat Blogerki

Moja DUSZA to bezdenna głębia Oceanu, czasem zmącona przez wzburzone fale Życia ...

życie umysłowe

Najlepszy blog o rzeczach oczywistych. Niby oczywistych