Archiwa miesięczne: Marzec 2019

Warto być przyzwoitym!

Znalezione obrazy dla zapytania spadek

Pani Julia kiedy jej mama została wdową, to sprowadziła ją do swojego miasta i wzięła pod swój  dach.

Mama pani Julii przystała na taki układ, gdyż bała się samotności i chętnie się spakowała i zamieszkała u córki.

Była pełna werwy, a więc szykowała rodzinne obiady, kiedy pani Julia i jej mąż byli w pracy.

Dom był duży, a więc mama miała swój, osobisty pokój, gdzie mogła wypoczywać, oglądać telewizor, czy też poczytać.

Pani Julia z mężem pracowali bardzo ciężko i do późnych godzin, a więc dom ogarniała mama, ale nigdy się nie skarżyła i w domu nie było nigdy żadnych zatargów, a i mąż pani Julii nigdy nie wszedł w konflkt z teściową.

Mama pani Julii lubiła też latem pogrzebać w przydomowym ogródku, a także czuwała nad dziećmi pani Julii, które babcię bardzo szanowały i kochały.

Żyli w takiej symbioze ładne, parę lat i wszystko do siebie pasowało i się układało.

Mama pani Julii miała jeszcze dwie córki, mieszkające w innych miastach, ale to była zgrana rodzina i spotykali się na wspólne świętowanie i celebrację rodzinnch stosunków.

Ta rodzina stanowiła przykład dla innych, że można żyć w rodzinie zgodnie i się nie sprzeczać i nie drzeć pierza.

Minęło parę lat i nagle mama pani Julii zaczęła chorować.

Pakowali ją do samochodu i jeździli z nią po lekarzach, a także pilowali, aby brała systematycznie leki, ale niestety było coraz gorzej i w końcu mama pani Julii wylądowała w łóżku, nie mogąc pokonać swojej choroby.

Pani Julia zrezygnowała z pracy i opiekowała się swoją, chorą mamą, a więc wykonywała wszystkie zabiegi niezbęde przy chorym jak mycie, karmienie, pilnowanie higieny, a także towarzyszenie matce prawie przez 24 h.

Nie była w tym sama, bo w opiekę włączył się też mąż pani Julii i jej już dorosłe dzieci.

Mama w końcu odeszła otoczona troskliwymi i kochającymi bliskimi.

Na pogrzeb przyjechali wszyscy i okryci żałobą, po stypie – usiedli do wspólnego stołu i między sobą podzielili wszystko, co po mamie zostało – sprawiedliwie!

Mama pani Julii nigdy nie napisała żadnego testamentu, bo wiedziała, że jej córki są przyzwoitymi ludźmi i żadna z nich się nie wyłamie, a podział majątku odbędzie się w spokoju i zgodzie.

Nikt nie musiał się awanturować, że komuś się więcej należy, a także nie musiał iść się sądzić o spadek, bo po prostu warto być przyzwoitym.

Znam jeszcze drugą, bardzo podobną historię, że po śmierci mamy wszystkie dzieci po pogrzebie podzieliły spadek po matce tak, że z narady wyprosiły swoich małżonków i tylko we wspólnym gronie – jako dzieci rozdysponowały wszystko między sobą – sprawiedliwie.

Warto być przyzwoitym, tak, aby do końca życia móc sobie spojrzeć w lustro.

Jeśli rodzina się rozpada, to najczęściej przez wiarę, politykę i pieniądze!

Coś osobistego!

Znalezione obrazy dla zapytania pisanie
Los nie dał mi talentu do pisania wierszy, ale czasami mam jakieś przebłyski i przelewam na klawiaturę coś tam, coś tam.
Mam dziś melancholijny dzień i napisałam list do Męża, którego pewnie nie przeczyta, ale może kiedyś zdradzę mu swoje myśli spod klawiatury, a w realu staram się dla Niego, a On dla mnie!

Za chwilę będzie razem 43!

Podobny obraz
O betonowy chodnik rozbiłam swój żal,
jak nie potrzebny bibelot wdeptałam,
a za chwilę wystawiłam swą twarz
w stronę słońca i wieczorem do gwiazd.
Ulga zagościła w pani w kapeluszu.
Podobny obraz
Pada deszcz
i obmywa mnie z dawności.
Niech pada,
jestem coraz czystsza.
Podobny obraz
Umyłam okna i lśniły jak gwiazdy,
a świat stał się bardzo wyrazisty.
Weszłam na stołek, a nie jest mi łatwo.
Dziś  krople deszczu  zmyły mój trud – trudno.
Podobny obraz
Poeci nie zawsze rymują, bo często białe wiersze piszą
i taki ja chcę napisać o nas, choć nie jestem poetą!
Jesteśmy w tym mieście tylko we dwoje, skazani na siebie!
Gdzieś w świecie mamy nasze dzieci, ale one w zakamarkach
mają schowane swoje marzenia i nie będziemy im przeszkadzać.
Teraz jest ich czas – niech się realizują.
Budzę się jeszcze obok Ciebie i niech tak zostanie na długo,
bo to daje mi siłę.
Pytam rano niepotrzebnie, czy idziesz do pracy, choć wiem, że nie możesz
bez pracy żyć.
Pytam, co dzisiaj na obiad, a Ty czasami masz specjalną zachciankę,
którą z całej mocy chcę  spełnić, bo to sprawia mi przyjemność.
Czasami się złoszczę, że tak dużo pracujesz i zostawiasz mnie samą,
ale za chwilę uświadamiam sobie, że muszę dać Ci przestrzeń.
Pokornie czekam, aż wrócisz i podzielimy się tym – jak minął dzień.
Mówisz mi, że musisz pracować, gdyż trzeba do domu kupić coś nowego.
Dziś kupiłeś mi nową kanapę, na której siadam z laptopem i piszę ten wiersz.
Jesteśmy tacy sami, ale cieszymy się, że mamy siebie wciąż.
Kiedy wieczór przychodzi z satysfakcją zasypiamy obok siebie wsłuchując się w nasze oddechy.
Czasami tylko jeszcze przed snem wtrącę, że taki spokój jest w mieście,
kiedy z otwartym oknem wsłuchujemy się w odgłosy miasta.
Wtedy jest cisza. Samochody na parkingach, a my kochamy tę ciszę
po całym dniu. Wtulamy się w swoje poduchy i jest bezpiecznie.
Jutro rano znowu Cię spytam, czy idziesz do pracy i co mam ugotować na obiad.
Lubię tę naszą konwersację bez sensu, a może z sensem i walkę o każdy wspólny dzień razem.
I jeszcze taka drobnostka!
My się wciąż kochamy, choć sami jesteśmy w tym mieście.
Podobny obraz
Patrzę na niebo
i ono zawsze wisi
nad moimi rzęsami.
Patrzę na drzewo
i ono odradza się
z wiosną zielonymi listeczkami.
Patrzę na trawę świeżą
oplecioną mleczami.
Patrzę na nas
i nie wiadomym jest czy ona
zabierze ciebie pierwszego,
czy pierwszą mnie – na zawsze, 
bez możliwości odrodzenia!
Podobny obraz

Na moim osiedlu

wydeptała sobie ścieżkę

i kosi bez skrupułów.

Nie patrzy na wiek,

ani na wyznanie

i kosi jak oszalała

– stara wariatka.

Skosiła Panią Bożenkę,

która sprzedawała mi bułki latami,

a potem skosiła panią Marię,

która dzieciom zastrzyki dawała.

 One już wiekowe były,

ale dlaczego skosiła

młodego człowieka?

Bezlitośnie puka do drzwi,

a często nie puka

i wchodzi bezszelestnie,

aby kolejną duszę skosić,

bo ma taką zachciankę.

Wciąż jest nienasycona

i wciąż jest głodna

i zdarza się jej skosić

Matkę Dziecku, albo Ojca.

Wredna jest i nie przekupna

i nie przyjmuje modlitwy.

Ona kosi i kosić będzie

i tylko jednym daje

więcej czasu

na pożegnania,

a drugich zabiera

nocą,

albo z samego rana.

I tu ludzkość zadaje sobie pytanie,

kiedy przyjdzie

i, o której godzinie

i ja też się pytam

– często, coraz częściej!

Podobny obraz

Mocno oświetlam lustro
i przed nim staję.
Przyglądam się i wcale się nie dziwię.
Na mej twarzy są zmarszczki do zniesienia i są ładne.

Palcami grzebię we włosach szukając siwizny.
Jest na skroniach jeszcze nie pomalowana,
ale farba czeka na użycie.
Patrzę na szyję i widzę, że nie jest już łabędzia,
ale nie spędza mi to z oczu snu.
Poleciały te lata szalone i czas zrobił swoje,
co nie znaczy, że tam głęboko w duszy
nie mam wciąż osiemnastu lat.
Nie dziwcie się, że moje serce i dusza
się nie zestarzały, choć dziwię się sama i ja.

Wybaczcie mi dzieci i wybacz mężu, że nie jestem

nobliwą matroną, ale może się taką stanę, gdy

umierać przyjdzie mi.

 

Podobny obraz

Wszystko się zmienia,
moje marzenia
i spojrzenia moje też.
Nagle zauważam, że
ostatni listek
z drzewa spadł.
Widzę to teraz
bo też się zmieniam
i na drobne się
nie rozmieniam,
bo przyszedł czas
na wzruszenia.
Nagle zauważam
i nagle widzę
jak drzewa
poszarpał wiatr
i ostatni listek
z drzewa spadł.

 

Podobny obraz

Krawcowa kiedy szyje sukienkę,
a nici na szpulce się kończą,
zakłada nową, by skończyć dzieło.
Nasze życie też jest taką szpulką,
ale jakże rzadko możemy skorzystać
z zapasu nici, gdyż ostatni ich centymetr
nie pozwala już skończyć życia dzieła!

Podobny obraz

Nie mów nic kochany,
w naszym wieku słowa są zbędne.
Zamy się lat tyle, że wystarczy spojrzenie,
a wiemy nagle, co wpół drogi chcemy sobie przekazać.
Oszczędzajmy na słowach,
a zyskujemy na czasie, z powodu
trafnych odgadnięć i bez zaskoczenia,
bo znamy się jak łyse konie
i to jest nasza wielka miłość i siła na dalsze lata.

Podobny obraz

Frywolitka, utkana ze starej nici,
ma nadzieję na dalszy swój żywot,
ale stara nić już się strzępi,
więc trafiła na dno szuflady,
jako pamiątkowy, lecz nie potrzebny
już śmieć.
Tak z kobietą jest podobnie
i nie mówcie, że to kłamstwo
bo tylko młoda nić jest podziwiana,
a kiedy się strzępi
staje się jak ten pamiątkowy
i nie potrzebny śmieć?

Podobny obraz
Jeannie Ebner
Wiersz o małżeństwie
Z tych wszystkich listów do ciebie —
żadnego nie otrzymałeś,
bo nie wysłałam ich nigdy,
nawet ich nie napisałam,
i tylko moje oczy przyrzekały,
zdradzały miłość,
tylko moja skóra dawała sygnały,
moje włosy wszeptywały tobie w ucho.
I wystarczało nam, co nasze ciała
miały sobie do powiedzenia.
Wypowiadały słowa-zaklęcia:
Ufność.
Połączenie.
Miłość.
A więc czy było trzeba,
Bym listy do ciebie pisała?
tłum. Krystyna Kamińska
A jednak napiszę list do Ciebie Mężu, bo to zdjęcie, do którego mi tak śmiesznie i zabawnie pozowałeś, dało mi wiele do przemyślenia, że wciąż mamy siebie.
Napiszę ten list, choć nie wiem, czy dam Ci go do przeczytania? Wiesz, że piszę bloga i popierasz to moje dziwne hobby, choć kompletnie nie wnikasz w treści tu zamieszczane. Wiesz tylko, że mnie to sprawia przyjemność i w związku z tym pogodziłeś się, że są takie chwile, że myślami jestem gdzie indziej i pochłania mnie klawiatura, przy pomocy, której przelewam swoje myśli. Istnieje jednak możliwość, że dam Ci do przeczytania ten list, którego nigdy nie wyślę, ale będzie on tu zamieszczony na wieki.
Wczoraj się na mnie wkurzyłeś, bo coś wspomniałam  o umieraniu i może to ja pierwsza opuszczę ten padół i zostawię Ciebie samego. Zganiłeś mnie, a wieczorem się przytuliłeś i powiedziałeś, że masz mnie teraz tylko jedną. Nasze córki już wiodą swoje życie gdzieś tam w świecie. Pracują i mają swoje obowiązki i rodziny. Ja Ci dziękuję, że dałeś mi tak wspaniałe dzieci, za które ani razu nie musieliśmy się wstydzić. Nasze dzieci, to nasz wielki kapitał i kiedy z domu odchodziły, każde z nas cierpiało na swój sposób.
Nagle w domu zrobiło się tak cholernie cicho. Cisza ta była bardzo nieprzyjemna, bo musieliśmy oboje się pogodzić, że oto nadeszła taka kolej w naszym życiu, że nagle zostajemy tylko we dwoje.
Nie udawało się to na początku. Ja się zamknęłam ze swoją tęsknotą, a Ty uciekłeś w pracę. Widywaliśmy się tylko o poranku i wieczorem, bo praca pomagała Ci uporać się z nieuchronnym i przemijaniem, a ja ze swoim bólem i syndromem pustego gniazda musiałam uporać się sama. Bywały dni, że nie chciało mi się wstawać z łóżka, bo ogarnął mnie bezsens tego wszystkiego, ale mnie motywowałeś i udało się. Obydwoje zrozumieliśmy, że inaczej już nie będzie i musimy wspierać nasze dzieci już na odległość i to przywróciło mi wiarę, że nie zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą. 
Pamiętasz nasze młode lata, kiedy tuż po ślubie pojechałeś na dwa lata do wojska, a ja zajęłam się wychowaniem naszego pierwszego dziecka? Pisałeś do mnie listy, że tęsknisz, a list wówczas szedł z cztery dni. Ja przyjechałam do Ciebie na przysięgę wojskową i byłeś w tym mundurze taki piękny, bo bardzo Ci on pasował. Byłam dumna z Ciebie, ale liczyłam dni do Twojego powrotu.
A pamiętasz nasze randki, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni? Ja pamiętam, że chodziliśmy na nie – nad jezioro i tam mieliśmy swoją ławeczkę, której już teraz nie ma. Pamiętam nasz pierwszy, niewinny pocałunek i ja nie zapomnę go do końca życia? Miałam Ciebie i czułam podświadomie, że jesteś tym jedynym i inni chłopcy mnie absolutnie nie interesowali. Zakochałam się szaleńczo w Tobie i tak mnie do dzisiaj trzyma.
Jak każde małżeństwo, mieliśmy swoje wzloty i upadki. Dochodziło czasami do bardzo ostrych spięć. Jak w każdym małżeństwie padało do straszne słowo – rozwód! Jak każde małżeństwo, mieliśmy ciche dni, których ja nie znosiłam, a wiem, że i Ty także, a więc czym szybciej się godziliśmy i dalej pchaliśmy ten wózek pod nazwą – rodzina.
Oj, nasze dzieci z pewnością mają w pamięci te nasze spienione burze i huragany. Wiem, że pamiętają, bo zdarza się w bezpośredniej rozmowie, po latach, że wspominają, iż czasami jako rodzicie przedobrzyliśmy. Jednak w każdej takiej rozmowie wspominkowej, ogromnie je przepraszam, że coś nam w życiu nie wyszło.
Najważniejsze, że przeszliśmy przez to wszyscy razem i wciąż jesteśmy wszyscy razem. Nasze dzieci realizują się zawodowo i są szczęśliwe. Mam nadzieję, że nie popełniają błędów swoich szalonych i ekspresyjnych rodziców. Mam nadzieję, że potrafią nam przebaczyć nasze błędy popełnione i widzę, że Tobie też na tym zależy, bo jesteś na każde ich zawołanie, kiedy proszą o cokolwiek. Potrafisz wszystko rzucić i pędzisz do nich, co mnie wciąż ogromnie cieszy.
Jesteśmy wciąż razem kochany i póki zdrowie jeszcze jako tako nam dopisuje, potrafimy się sobą cieszyć na nowo. Zmądrzeliśmy na starość i oboje wiemy, że będziemy ze sobą do momentu nieuniknionego. Nikt z nas nie wie, jak to się skończy i oboje boimy się, że coś się nam złego wydarzyć może, ale nie rozmawiamy o tym zbyt często, choć wiem, że masz też swoje przemyślenia. Jesteś bardzo skryty ze swoimi myślami i mało wylewny, ale ja Ciebie znam i wiem, kiedy na chwilę się zatrzymujesz i rozmyślasz. Ja to wszystko widzę i po tylu latach rozumiemy się już bez słów.
Chciałabym Ci podziękować, że jesteś dla mnie tak bardzo dobry. Tyle dobrego dla mnie teraz robisz, że nawet wyprzedzasz moje niewypowiedziane prośby, a choćby, że wiesz, że w domu kończy się chleb i trzeba dokupić proszek do prania, czego ja nie zauważyłam. Ile razy mnie prosisz, abyśmy gdzieś dalej sobie pojechali, choćby na zakupy do większego miasta. Ile razy robisz mi drobne prezenty, ot tak bez powodu.
Ja też staram się dbać o Ciebie. Lubię Ci ugotować coś smacznego i lubię patrzeć, kiedy po dobrym obiedzie robisz sobie 15 minutową drzemkę. Cieszę się, kiedy dostrzegasz moje starania, aby w domu było czysto. Pomagasz mi nawet w drobnych pracach domowych, a do tego potrafisz sam wszystko naprawić, że nie musimy wzywać żadnych fachowców.
Cieszę się, że Twoja praca daje Ci satysfakcję i w niej nadal się realizujesz. Pragnę, abyś robił, to co lubisz jak najdłużej, bo praca daje Ci ogromnego kopa do życia. Wiem, że bez pracy szybko byś zwiądł i się załamał, a więc wspieram Cię w tym, najlepiej jak potrafię.
A na koniec kochany mężu muszę Ci napisać, że jestem bardzo z Tobą szczęśliwa, a wiem, że i dla Ciebie ja jestem ważna. Dopiero teraz oboje zdajemy sobie sprawę, że los nie na darmo nas sobie przedstawił 39 lat temu.
Może kiedyś napiszę jeszcze inny list. Może przypomni mi się wiele innych szczegółów i zapragnę o tym napisać, a tymczasem się powtórzę – kocham Cię bardzo, bardzo. 🙂 Wiem, że Ty mnie też, bo nawet dziś mi o tym powiedziałeś. 🙂

Popieram Protest Nauczycieli w XXI wieku!

Znalezione obrazy dla zapytania szkoła w prl

Na wstępie życzę wszystkim Nauczycielom samych sukcesów i satysfakcji z pracy z naprawdę niełatwą młodzieżą i w niełatwych czasach.

No właśnie! Jaka była szkoła kiedy to ja i moi rówieśnicy przekraczaliśmy progi szkoły po raz pierwszy, w czasach PRL-u.

Byliśmy przede wszystkim ogromnie, chyba wystraszeni, bo nie byliśmy pokoleniem telewizyjnym, ani komputerowym, ale po prostu musieliśmy opuścić nasze podwórka, trzepaki i z miną z lekka wystraszoną nie wiedzieliśmy, co nas czeka. 

Teraz dzieci wydaje mi się są bardziej świadome, że szkoła nie jest taka straszna.

Mama nigdy mnie nie posłała do przedszkola, a więc nie miałam kontaktu ani z rówieśnikami, ani z nową Panią, która by coś do mnie mówiła i czegoś ode mnie wymagała.

Było mi ciężko zaakceptować kogoś nowego i wymagającego.

Zniosłam to z dumą i podporządkowałam się nowej Pani z respektem.

Pamiętam, gdy przeszłam z powodu przeprowadzki do nowej szkoły, w innym mieście – moje pierwsze dyktando napisałam na dwóję, gdyż nawet kura było przez „ó”, a pozostałe wyrazy – lepiej nie wspominać.

Moje dyktando, to moja wielka porażka i teraz nie wiem, czy to był stres, czy różnica w nauczaniu w różnych szkołach!

Tak mi się ta sytuacja dzisiaj przypomniała i wspominam ją  z rozrzewnieniem. 

W szkole podstawowej miałam świetnych nauczycieli, takich z wielkim sercem dla ucznia.

Bardziej pamiętam nauczycieli ze szkoły podstawowej, niż z późniejszej mojej edukacji.

Nie wiedzieć czemu, ale pozostali Oni we mnie na zawsze i zapisali się w mojej pamięci przez duże „N”.

Pani od języka polskiego, biegająca po klasie, energiczna, starająca się z całej mocy, aby wiadomości przekazywane, dotarły do wszystkich tak, aby w domu już nie trzeba było niczego się uczyć, co najwyżej przeczytać lekturę i napisać wypracowanie – już nie żyje, moja ukochana Pani Jarek!

Pani od geografii – wysoka, groźna z wielkim kokiem na głowie. Pamiętam wskaźnik w jej ręku, wskazująca na mapie miasta i kraje.

Za jej przyczyną zdałam wstępny egzamin do szkoły średniej na 5. Nie wiem gdzie się podziała moja Pani od geografii 🙂

Pani od matematyki – Grejć. Oj Ona to się miała ze mną, bo ja tej matematyki nie lubiłam i nigdy nie miałam analitycznych zdolności.

Kiedyś wywołała mnie do odpowiedzi i pamiętam, że mi rzekła, że dzwonią w jakimś kościele, ale nie wiadomo w jakim – siadaj i się ucz!

Bałam się jej i zupełnie nie rozumiałam wkładanego przez nią przedmiotu.

Myślałam, że zawalę egzaminy z matematyki do szkoły średniej, ale ktoś mi udzielił kilka lekcji prywatnie i Eureka – zdałam na piątkę, a więc Pani Grejć do mnie nie trafiała – zdarza się, że nauczyciel nie trafi na pojętnego ucznia i odwrotnie. 🙂

Pani od matematyki mieszka obecnie w moim bloku i nadal mam wielki respekt przed nią ha ha 😀

Pan od wuefu – to mój ukochany nauczyciel – Cecerski, chyba Zbigniew.

Uwielbiałam ćwiczyć, gonić za piłką na boisku, grać nawet z chłopcami w nogę.

Byłam niezła w skoku w dal i w  zwyż i nigdy nie miałam pretensji do nauczyciela o to, że wymagał od nas za dużo.

Gdzieś mam pochowane dyplomy z olimpiad międzyszkolnych i wspominam najmilej mojego Pana wuefistę.

Dawno go nie widziałam i mam nadzieję, że ma się świetnie 🙂

O, a Pan od śpiewu to lubił przytulać się do dziewczynek.

Kiedy uczył taktów, to przytulał się bardzo blisko.

Chyba dziś by miał kłopoty, ale wówczas tylko szeptałyśmy z dziewczynami po kątach, trochę zniesmaczone.

Jednak muzykiem był wyśmienitym, nasz opiekun chóru i zespołu „Stokrotki” – Pan Nyderek, którego nigdy więcej po ukończeniu szkoły, nie widziałam.

Pani Michaluk, od historii, którą chłopcy nazywali śmieszna i kiedyś wsypali jej do dziennika proszek łzawiący.

Klasa ryła ze śmiechu, a Pani musiała przerwać lekcję.

Kochałam się w jej synku Adasiu.

Rzucaliśmy sobie miłosne liściki na lekcjach, do momentu, kiedy Adaś zakochał się w Joli. Kurcze, jaka ja byłam wtedy nieszczęśliwa 😀

Długo by wspominać i teraz po tylu latach mogę stwierdzić, że lata szkoły podstawowej, to były cudne lata, mimo, że szkoła moja nie miała sali gimnastycznej i nie miała wielu innych rzeczy, ale miała duszę oraz klimat stworzony przez Dyrektora Zygfryda Gizińskiego – kochanego człowieka o gołębim sercu już ś.p.

Tak wspomnam swoją edukację w czasach słusznie minonych i żadnej traumy nie przeżyłam, bo było po prostu normalnie i nikt nauczycielom nie podskakiwał.

Uczyli nas dobrzy nauczyciele, którzy swoją profesję traktowali jak służbę wobec nas.

Oczywiście nie mieliśmy pojęcia ile zarabiają nasi nauczyciele i przez co przechodzili w swoich rodzinach, a często nie było zbyt ciekawie.

Tajemnicą było wszystko, a w niejednym domu odbywała się przemoc, zdrada, opuszczene, finansowe kłopoty, a mimo to,  przychodzili do szkoły i nas edukowali.

W kwietniu nauczyciele w Polsce przystępują do generalnego strajku i na swojej drodze spotykają się z potępieniem, a ja ich popieram i niech walczą z tym bezdusznym systemem o prawo do godnego życia.

Dość wyzysku, kiedy przeciętny ministr dostaje strasznie wysokie premie tylko za to, że leje wazelinę w kierunku urwisa Kaczyńskiego.

Popieram strajk!

Poniżej wkleiłam może długi wpis – byłego nauczyciela, który opisał – jak jest!

Obraz może zawierać: tekst

Daniel Kurman

Mija właśnie 3 lata od momentu, gdy dostałem listem poleconym wypowiedzenie z pracy w szkole. To nie była praca pod tytułem: „mieszkam u rodziców i mam cały hajs na imprezy, i gry na plejstejszyn, więc wyjebane”. Była to raczej praca typu: „mam dwójkę dzieci, kredyt hipoteczny, więc pozwolę się upodlić, bo nie chcę tłumaczyć dwulatce, że tata jest przegrywem i kinderków dzisiaj nie będzie”. Raczkowałem wtedy w fotografii i nie miałem za bardzo pomysłu, co mógłbym robić innego poza pracą dydaktyczną. Ale po otworzeniu koperty zamiast się przejąć, poczułem jakąś niewytłumaczalną radość i wolność. Bo to oznaczało, że kończy się moja przydługa przygoda z nauczycielstwem.
Czemu wolność? Bo po raz pierwszy od 8 lat mogłem spokojnie pójść kupić gacie do sklepu (nie narażając się na spotkanie z moimi uczniami zdziwionymi, że kupuję gacie), bo mogłem napisać „dupa” na Fejsie albo napić się w spokoju piwa w knajpie ze znajomymi. Słowem: przestać żyć jak pieprzony chodzący przykład i rycerz bez skazy (i nocnej zmazy). 

Teraz po prawie 3 latach w korporacji, po nabraniu dystansu i spojrzeniu z innej perspektywy, mogę opowiedzieć co nieco o tym, jak wygląda świat po drugiej stronie szkolnych drzwi. A jak się komuś dalej nie chce czytać, to wersja tl;dr – praca nauczyciela to nie plaża w Miami i koktajle z palemką…

1. Kasa

W pierwszym roku pracy zarabiałem 901 zł brutto. Słownie: dziewięćset jeden złotych. To było jakieś 560 zł na rękę, oszczędzę wam matematyki. To nie błąd. Miałem 27 godzin dydaktycznych, czyli półtora etatu, więc wyciągałem jakieś 800 zł miesięcznie. Za pracę w jednym z lepszych liceów w okolicy, za przygotowywanie trzecioklasistów do matur, sprawdzanie próbnych egzaminów, udział w komisji na samym egzaminie, pilnowanie dorosłych ludzi na korytarzach, żeby sobie krzywdy nie zrobili itd. Fakt, byłem ledwo po koledżu nauczycielskim. Rok później zdałem licencjat, wskoczyłem na stopień nauczyciela kontraktowego i zarobki poszybowały w górę, do astronomicznej kwoty jakiegoś 1200 zł na rękę. W ostatnim roku pracy, już z magistrem ale wciąż na tym samym stopniu awansu zawodowego, zarabiałem niewyobrażalne 1700 zł. Po 8 latach pracy. Dla porównania: w korpo startowałem z pułapu osoby z zerowym doświadczeniem i bez kierunkowego wykształcenia z zarobkami na poziomie nauczyciela dyplomowanego – czyli takiego z najwyższym stopniem awansu. Podsumowując: najstarszy stopniem, najbardziej doświadczony pracownik w szkole, nawet po 30 latach pracy, zarabia tyle, co junior w korpo, bez większej odpowiedzialności, bo i tak wszyscy wiedzą, że on nic jeszcze nie umie.

2. Czas pracy

18 godzin przy tablicy to etat. Nie będę tu kadził o godzinach karcianych, radach pedagogicznych, zebraniach z rodzicami, przygotowaniu imprez, przygotowywaniu i sprawdzaniu kartkówek, sprawach wychowawczych itd. Opowiem o czymś ciekawszym. W szkole nie ma ewidencji czasu pracy. Ktoś mógłby pomyśleć, że to fajnie, bo robię 4 lekcje danego dnia i dzida na chatę. Ale niestety, działa to w drugą stronę, bo godziny dydaktyczne to stricte praca z uczniem, podczas której nie zrobisz nic z tego, co wymieniłem wyżej. A ile czasu na to poświęciłeś? 40h? Good for you. 50? Nobody cares. Kasa ta sama, a życia jakby mniej. Rodzi to też taką przedziwną sytuację, że nie wiesz, czy powinieneś wyjść z pracy, czy jeszcze zostać, czy to jest w dobrym tonie itp. Raz jedna pani wice się uzewnętrzniła, że „to nie biuro, stąd się nie wychodzi o 15.00”. No i posiedziałbyś w domu, ale nie. Grzejesz krzesło w nauczycielskim, bo tak wypada.

3. (De)motywacja

W szkole nie istnieje system motywowania pracownika. Wyobrażasz sobie, że latami solidnie pracujesz i nic z tego nie masz? Tam cię poklepią okazyjnie po ramieniu, dostaniesz jakiś kubek, inny dyplom i to tyle. Jest tzw. dodatek motywacyjny, nazywany częściej demotywacyjnym, czyli jakieś 10% do pensji. W praktyce nie ma kasy, więc to jest raczej jakieś 5-7%. Szkoły przyznawania dodatków są dwie. Albo dostają je ciągle te same osoby (bo zawsze robią jasełka czy inne przedstawienia), albo dyrektor rozdziela pulę pośród całej kadry. U nas stosowana była ta pierwsza szkoła. Raz dostałem, nawet nie zauważyłem. Zresztą motywować pracowników nie trzeba i dyrektor doskonale o tym wiem. Po co? Bo odejdą do innej szkoły? Za takie same pieniądze? Bez sensu. A jak się ktoś zwolni, to zawsze znajdzie się ktoś inny. Jakość nauczania nikogo. Liczy się obłożony etat. Najbardziej motywujące co mnie spotkało w szkole to powtarzane przez dyrektorkę słowa, że „inni mają gorzej” i żeby „cieszyć się, że mamy pracę, bo nie wszyscy mają”. Mistrz motywacji, nie ma co…

4. Szefostwo

Mieliście kiedyś szefa-idiotę? Jeśli nie, to zazdroszczę. Jeśli tak, to wiecie, że można zmienić pracę albo przeczekać, aż zrobi to szef. W przypadku szkoły pierwsze rozwiązanie jest bez sensu (patrz punkt 3.), a drugie nie występuje, bo… w szkole szef-idiota jest zawsze. Nazywa się minister edukacji. I po jednym idiocie przychodzi następny z jeszcze lepszymi doradcami i pomysłami. A dyrektorzy, chcąc nie chcąc, muszą wcielać te pomysły w życie, bo inaczej przyjdzie <złowroga muzyka>KURATORIUM i nie będzie NICZEGO<koniec złowrogiej muzyki>. Kuratorium to taki niewidzialny pomocnik szefa-idioty. Pojawia się raz na 100 lat, a na sam dźwięk tego słowa nauczyciele zaczynają wypełniać segregatory papierami, dyrektorzy pieluchy kupą, a kadra administracyjno-sprzątająca – przyodziana w świeże fartuszki- korytarze czerwonymi dywanami. Całemu procederowi wtórują celujące uczennice biegające wokół i posypujące dywany płatkami róż. Celujące, bo szóstkowe, a nie że celujące w coś… Chyba że tymi płatkami w dywany i w kolejne oceny celujące. Tak czy inaczej nie wiem, nie byłem, ale założę się, że te fartuszki i róże mają specjalną półkę z napisem „na wizytację KURATORIUM”.

5. Awans

Jest coś takiego jak stopnie awansu zawodowego, ale nie ma to nic wspólnego ze sprawdzonym na rynku pracy klasycznym promowaniem pracownika. W normalnym świecie pracujesz dobrze – awansujesz, jesteś do dupy – wywalają cię z roboty. Może nie zawsze dokładnie tak to działa, ale koncept jest ogólnie dobry i się sprawdza. W szkole? Zbierasz papierki przez 3 lata, po czym siadasz przed komisją, która zadaje Ci jakieś teoretyczne pytania z dziedziny pedagogiki, metodyki i prawa oświatowego. Sami mają w dupie to, o co pytają, bo i tak na koniec dostaniesz papier i uścisk dłoni starosty czy tam innej grubego kotleta. Żeby państwo za dużo na nauczycieli nie wydało, między jednym awansem a drugim trzeba odczekać 3 lata. Czyli przez 3 lata nie masz żadnej motywacji. Zrobisz najwyższy stopień – koniec. Twoje zarobki na wieczność stanęły w miejscu. Moja przygoda skończyła się na kontraktowym – drugim stopniu (a w zasadzie pierwszym, bo „stażystą” się jest w pierwszym roku pracy z automatu). W tydzień po zdanym egzaminie ktoś w urzędzie jorgnął się, że złożyłem podanie o rozpoczęcie awansu o rok za wcześnie. Kazali mi powtarzać (3 lata). Dałem sobie spokój. Propozycję pani dyrektor pozwolę sobie przemilczeć.

6. Rodzice

Ogólnie jest okej. Pod warunkiem, że nie jesteś wychowawcą. Na szczęście nigdy nie miałem tej wątpliwej przyjemności, znam temat z opowiadań kolegów i koleżanek z pracy. Wierzę jednak, że odbieranie służbowych telefonów o 22.00 w niedzielę to nic przyjemnego. Miałem natomiast kilka nieprzyjemnych sytuacji. Syn byłej nauczycielki pracującej w KURATORIUM. Leń i cwaniak. Poskarżył się, że anglista się na niego uwziął. W dużym skrócie: sprawa trafiła od razu do dyrekcji, musiałem się tłumaczyć. Inna mama, zaskoczona, że córka otrzymała ode mnie ocenę naganną z zachowania pod koniec 3. klasy (przez 3 lata jej na oczy nie widziałem), przyszła i obwieściła, że ona tak tego nie zostawi. Musiałem się tłumaczyć. Tata trzecioklasistki przyszedł z fochem, bo córka dostała „za nic” dwie jedynki. Zmiękła mu rura dopiero, jak obejrzał pusty zeszyt ćwiczeń swojej pociechy. Dodam, że była końcówka roku szkolnego. Inną razą pewien patologiczny uczeń zaczął mi kurwować i wyjechał do mnie na ty. Wyszedłem z nim na korytarz i powiedziałem kilka mocniejszych słów. Musiałem się tłumaczyć. Historia ostatnia nie moja, a koleżanki po fachu. Wygoniła ucznia z klasy za złe zachowanie, przyszła mama, narobiła szumu, nauczycielka musiała przeprosić ucznia w obecności mamy i wicedyrektorki. Ja mógłbym napisać na ten temat książkę. Moje koleżanki po kilku wychowawstwach zawstydziłyby publikacjami George’a RR Martina.

7. Czas wolny.

Ferie, wakacje, każdy weekend, święta. Po raz kolejny nie będę się tu rozpisywał, bo w temacie zostało powiedziane już wiele. Powiem tylko tyle: Przez 2,5 roku pracy w korpo nie odczuwałem potrzeby dłuższego urlopu niż 2 tygodnie. Nawet pod koniec miałem ochotę, by już się skończył. Zmęczenia w czerwcu, będąc nauczycielem, nie potrafię opisać. Gdybym musiał słuchać choć kilka dni dłużej „szpana, mogę poprawić”, zacząłbym mordować. Te półtora miesiąca na odmóżdżenie to i tak mało.

8. Oceny.

Generalnie nikt nie wpieprza się w twój system oceniania. Oczywiście jest jakiś warunek. A warunek jest taki, że nikt się nie wpieprza, dopóki nie postawisz szmaty na koniec roku. Wtedy wice męczy ci bułę, że może lepiej przepuścić, bo a po co spadochroniarza mieć, a bo to będzie następną klasę rozwalał itp. itd. Ot, gimnazjum. Stan umysłu. Uwalisz, to tylko sobie roboty narobisz, bo egzamin komisyjny trzeba przygotować. No i koledzy wkurwieni, bo ktoś w komisji musi siedzieć.

9. Absurdy.

W szkole generalnie jest jak w filmie Barei. Szef-idiota wyskakuje z jakimś pomysłem, a ty realizujesz. Wiesz, że temat z góry jest daremny i za chwilę go nie będzie, ale musisz. Coś jak wspinaczka po ulicy, czy budowa Borsuka Trojańskiego. Odrywasz się od najważniejszego, czyli tego, czego społeczeństwo oczekuje od ciebie – uczenia. A ci z góry tylko dopierdalają papierami, uznając że czas i cierpliwość nauczycieli jest z gumy.
Pamiętam, jak jednego roku dowiedzieliśmy się, że od tej pory dysfunkcyjnego ucznia nie będzie opisywał tylko wychowawca, a każdy przedmiotowiec, na 4 arkuszach A4. Potem wychowawca będzie to zbierał i robił podsumowanie. I gdzieś wysyłał. Pewnie do KURATORIUM. Wychowawcy lepszych klas, mieli luz, ale ci co mieli zbieraninę dysfunkcyjnych, kolekcjonowali te papierki (4 kartki x 20 uczniów x 12 przedmiotówców), opisywali, wysyłali gdzie trzeba, a potem ubierali kaftanik z przydługimi rękawami i szli na spacerniak. Innym razem wice kazała być punktualnie równo z dzwonkiem na dyżurze przy stołówce (bo tam była generalnie największa rozpierducha). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczniów z lekcji przed dzwonkiem wypuścić nie można. A przebycie drogi jednak – fizyka jest tu nieugięta – coś czasu zajmuje. Ostatecznie umówiliśmy się, że będziemy się teleportować.
Przy stołówce zresztą pani wice lubiła dyżurować razem z nauczycielem dyżurującym, by kontrolować, czy uczniowie bez kart obiadowych na obiad nie wchodzą. Ale ci potrafili ją przekonać, że kartę zjadł im udomowiony krokodyl nilowy i pozwalała im wejść, mówiąc: „Panie Danielu, ten ostatni raz”, robiąc ze mnie kompletnego idiotę, bo chwilę wcześniej, zgodnie z jej dyrektywą, ich nie wpuściłem.
W naszej szkole nie można było brać kawy na lekcję, bo jak to tak, uczeń nie może pić, a nauczyciel robi sobie z lekcji przerwę na kawę? Żeby coś skserować, trzeba było iść do pani woźnej, pobrać klucz, podpisać się, pójść na 2. piętro, dokonać faktycznego kserowania, wrócić, zdać klucz, podpisać się. Wolałem przynieść prywatną drukarkę. Bo – niewiarygodne, ale – czasem wyskoczyło coś nieoczekiwanego i trzeba było skserować coś na miejscu. Tu też można by napisać dwie powieści. Ale nie o to…

Tym, którzy dotarli do tego momentu, chcę podziękować. Nie łudzę się, że trafię do połowy społeczeństwa, ale jeśli choć kilka osób się zastanowi, to było warto. A ty, serio, chciałbyś pracować jako nauczyciel? Ja wolałbym, cytując klasyka, „wypierdalać do Niemiec na ogórki”.

I jeszcze słowo do byłych kolegów po fachu. Te agresywne głosy społeczeństwa, hejt wszechobecny w sieci, to głównie od ludzi, którzy nie mieli ze szkołą po drodze. To głos frustratów, którzy za swoje niepowodzenia obwiniają innych. Dla nich każdy, kto ma lepiej, to złodziej i w ogóle „skond on wzioł na to piniondze”. Trzymam za was kciuki, nie dawajcie się. Bo szkoła „musi być szanowana, musi, Ryba. Bo inaczej dupa zbita”.

Cuda cuda ogłaszają!

Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, tekst

Poniżej, to nie jest mój tekst, a napisał go mój dobry znajomy o imieniu Dominik i od czasu do czasu korzystam z jego twórczości oczywiście po zapytaniu, czy mogę pobrać jego treści i czytamy, co napisał Dominik!

Dość już użalania się nad sobą i swoim losem, a więc podejmuję inne tematy:

Wreszcie Polska jest w czymś .. najlepsza!! .:yahoo:.
Jak chodzi o wypędzanie diabła z duszy ludzkich – NIE MAMY SOBIE RÓWNYCH!! .:oklaski:.
Licencjonowanych, specjalnie przygotowanych i wyznaczonych przez biskupa diecezjalnego KAPŁANÓW – EGZORCYSTÓW mamy ponad 150-ciu!!! ,;zwyciestwo;.
Obrazek
A w takich np. Niemczech, Szwajcarii, Hiszpanii czy Portugalii NIE MA ANI JEDNEGO!
.:bezradny:. Tam podobno zajmują się tym lekarze psychiatrzy i psychologowie i mają wyniki nieporównywalne z naszymi ekspertami… .;smiech;.
No … ale u nas w istnienie diabła wierzy zaledwie 41% Polaków, a 56% w to, że istnieje piekło. W takiej sytuacji odprawiający egzorcyzmy księża mają ręce pełne roboty.
Obrazek
Dokładną liczbę osób zgłaszających się po pomoc do egzorcysty trudno określić – Kościół nie prowadzi żadnych statystyk..:bezradny:.
Ale taki np. Ks. Marian Rajchel, jeden z egzorcystów w diecezji przemyskiej, miał w jednym miesiącu 120 spotkań, ale większość ma takich „spotkań” po kilkanaście miesięcznie – NIE ZA DARMO OCZYWIŚCIE!!. .;evil;.
Z pomnożenia wyjdzie że LUDZI OPĘTANYCH jest w Polsce dziesiątki tysięcy (ale to tylko tych którymi zajął się kościelny specjalista!)
Osobiście szacuję ilość OPĘTANYCH w Polsce na 6 do 8 milionów, a najczęściej można ich spotkać przed kamerami reżimowych telewizji!! .;smiech;.
Egzorcyści podkreślają że jednak nawet bezpośredni kontakt z szatanem może być nieświadomy. .:bezradny:.
TO BY MI SIĘ ZGADZAŁO!! .:okok:.
Obrazek
Do końca lat 90. XX w. obrzęd egzorcyzmu był ujednolicony za pomocą Rytuału Rzymskiego z 1614 r. .:boisie:,
Dopiero w 1997 r. Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wydała instrukcję „O egzorcyzmach większych i duszpasterstwie opętanych”, którą zatwierdził 1 października 1998 r. Jan Paweł II. .;kaplan;.

Obrzędy rozpoczynają się pokropieniem pobłogosławioną wodą. Potem odmawia się litanię. Egzorcysta może też recytować jeden psalm lub kilka. Następnie odczytuje Ewangelię. Potem nakłada ręce na dręczonego, błagając Ducha Świętego, aby diabeł odszedł od człowieka. W tym samym czasie może dmuchać w twarz dręczonego (exsufflatio). Później recytuje wyznanie wiary, a następnie Modlitwę Pańską. Po tych czynnościach ukazuje dręczonemu krzyż, a następnie czyni nad nim znak krzyża, który wyraża władzę Chrystusa nad diabłem.
Obrazek
Statystyk wyników niestety nie ma, ale podobno – NIE ZAWSZE SIĘ UDAJE!!! .;smiejsie;.

Czy macie jakieś doświadczenia albo wiedzę o .. OPĘTANIACH?? .;035;.
Ja mam taki test dla kogoś kto chce wiedzieć czy jest opętany i potrzebuje pomocy: .:dziadek:.
Odpowiedz sobie samej/mu – czy jesteś w stanie szczerze powiedzieć komuś?:
„Skoro nie wierzysz w to co ja – to jesteś opętany”.
Jeśli jesteś w stanie wypowiedzieć te słowa – to znak, że powinieneś trafić do egzorcysty” .:bezradny:.

A oto cud w kościele!

Jaś został przywieziony do Kościoła przez swoją mamę na wózku inwalidzkim.

Prawie trzy tygodnie temu obudził się rano i nie mógł wstać z łóżka. Ból w jego nogach był okropny. Jego mama faszerowała go wieloma lekami przeciwbólowymi, a On dalej krzyczał z bólu. Miał zrobione prześwietlenia, rezonanse i wielu specjalistów badając go, powiedziało: „To jest bardzo dziwny przypadek, nie wiemy co z tym zrobić”. Mama Jasia przez całą mszę starała się dotrzymać go do końca, ponieważ ból, który miał nasilił się tak mocno, że chłopiec ciągle płakał i jęczał. Ludzie dookoła dziwili się czemu jego mama trzyma go jeszcze w kościele. Ona chciała jednak, żeby chłopiec został do końca modlitwy.

Kiedy zacząłem dzielić się świadectwem, poczułem, że zamiast głosić mam pomodlić się w intencji osób, które przyszły na spotkanie z wielkim bólem w lędźwiach. Okazało się, że rehabilitant stwierdził, że być może tam leży przyczyna i źródło bólu. Po modlitwie w tej intencji wiele osób doświadczyło ustąpienia bólu, łącznie z Jasiem, który powiedział mamie, że ból odszedł. Na koniec chłopiec pierwszy raz od pamiętnego poranka zaczął samodzielnie chodzić. Chłopiec był bardzo ostrożny, bo nawet delikatny ruch powodował potworny ból.

Dziś rano rozmawiałem z jego mamą, która powiedziała, że chłopiec skacze i biega po domu. Jest tak szczęśliwy, że może sam pójść do toalety i wstać z łóżka. Bogu dzięki za wszystko, co uczynił!!

Zgubna technologia!

 

Znalezione obrazy dla zapytania korea południowa smartfony

W Korei Północnej Internet jest dozowany i nie każdy ma do niego dostęp, a za to w Korei Południowej jest inaczej i w tym kraju wszyscy są w sieci i robią w nim dziwne rzeczy.

Obejrzałam program podróżniczy Martyny Wojciechowskiej „Na krańcu świata”, która pokazała obraz bardzo smutnej i zagubionej społeczności, kompletnie uzależnionej od technolgii.

Obejrzałam i zrobiło mi się smutno, bo tam ludzie większość swojego czasu spędzają w sieci i są po prostu od niej uzależnienieni, tak jakby chorowali na chorobę alkoholową.

Wojciechowska dotarła do nastolatków, którzy robią sobie posiłki i jedzą je przed komputerem na jakimś kanale, gdzie obserwuje to masa ludzi, którzy towarzyszą w jedzeniu – maskara!

Ta młodzież jest bardzo samotna i smutna, bo nie mają szans na poznanie drugiej połówki, gdyż pracują często po 16 godzin i są przeważnie singlami.

Po pracy idą na drinka wieczorem i często nie wracają do swoich domów, bo za chwilę muszą być gotowi ponownie do pracy, a więc śpią po hotelech.

Wszystko trafia do sieci, bo biegają po mieście i na wysięgnikach mają zamontowane smartfony.

Nagrywają filmiki, które natychmiast trafiają do Internetu dla poklasku i lajków.

Martyna Wojciechowska będąc w Korei poczuła się strasznie samotna, chociaż na ulicach są tysiące mieszkańców, którzy sprawiają wrażenie, że  nie są ludźmi, a robotami.

Wszyscy gapią się w okienka smartfonów i tabletów.

Ogromna presja nauki i stres na uczelniach sprawia,  że wiele młodych ludzi w Korei Południowej popełnia samobójstwo. Ich ilość poraża, a także wpadanie w alkoholizm.

Pewna mama z Australii postarała się, aby uchronić swego syna przed uzależnieniem, ale wielu dorosłych nie zwraca uwagi na to, co ich dzieci robią w sieci.

To jest już problem światowy i trzeba reagować, ale wydaje się, że to daremny alarm, bo to już się dzieje!

Że większość nastolatków nie rozstaje się ze smartfonem w dłoni i oczami w wyświetlaczu nawet na lekcjach, a niekiedy i przechodząc przez jezdnię – to już niemal norma.

Smartfon może w ręku nastolatka być zarówno narzędziem pożytecznym i wspomagającym jego bezpieczeństwo, jak i prawdziwym źródłem nieszczęścia.

I jak to pogodzic?? 
Nadchodzi taki moment, że dziecko zwyczajnie chciałoby, podobnie jak rówieśnicy, korzystać z gier i aplikacji, robić zdjęcia. Po prostu mieć telefon. Jak jednak przygotować dziecko, uświadomić mu, z czym wiąże się dostęp do internetu i jak działają media społecznościowe?

Australijska mama 12-latka wymyśliła kontrakt, który jej syn musiał podpisać, by korzystać ze smartfona! :dziadek:
Obrazek
12-latek podpisał taki 17-punktowy kontrakt, by korzystać ze smartfona:

1. Akceptujesz, że jeżeli zgubisz lub zepsujesz telefon, to naprawisz go lub wymienisz na swój koszt. My jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie ci najlepszego pokrowca na telefon.

  1. Zawsze odbieraj telefony od rodziców. Jeśli nie możesz odebrać, napisz sms’a albo zadzwoń, gdy już możesz. Jeśli się z nami nie skontaktujesz, zaczniemy cię szukać.

  2. Transfer danych – jeśli go przekroczysz, to nie dostaniesz nowego do czasu następnego doładowania.

  3. Zabronione jest zabieranie telefonu do swojego pokoju.

  4. Telefon należy oddawać rodzicom przed pójściem spać.

  5. Czas na używanie telefonu jest ograniczony. Nie ma wysyłania sms’ów przed 7:30 rano, niektórzy ludzie wtedy śpią, dziwne, prawda?

  6. Przestrzegaj zasad dotyczących używania telefonów obowiązujących w szkole.

  7. Nie rób zdjęć i nie nagrywaj ludzi, którzy nie są tego świadomi. To się tyczy także obcych. Zwłaszcza jeśli ktoś prosi cię o nierobienie mu zdjęć.

  8. Nie wrzucaj na portale społecznościowe niczego, czego nie chciałbyś zobaczyć o sobie albo o swoich siostrach. Albo czego nie chciałbyś, żeby zobaczyła twoja mama lub babcia.

  9. Nie trolluj ludzi na portalach społecznościowych.

  10. Hasła i loginy – są dla nas dostępne w każdym momencie. Jeśli zmienisz hasło w tajemnicy przed nami – NIE MASZ TELEFONU.

  11. Jeśli celowo ukryjesz lub usuniesz coś z telefonu, portalu społecznościowego lub skrzynki pocztowej, to stracisz wszystkie konta.

  12. Zastanawiaj się nad tym, co piszesz i mówisz. Napisanie czegoś może zostać zupełnie inaczej zrozumiane, niż miałeś to na myśli.

  13. Pamiętaj, że to, co opublikujesz na portalach społecznościowych, pozostanie tam na zawsze.

  14. Jeśli ktoś się nad tobą znęca – powiedz nam. Nie ukrywaj tego.

  15. Zrozum, że dostęp do karty SIM i naszego telefonu to dla ciebie ogromny przywilej.

  16. Jakakolwiek przemoc albo zdarzenie, które sprawi, że stracimy do ciebie zaufanie, poskutkuje zabraniem ci telefonu.

Mnie się podoba – a Wam?? :D

 

Autor „D”

Mój tragiczny Ojciec!

 

Znalezione obrazy dla zapytania jaromin

Zajęło mi to bardzo wiele lat, aby w końcu dowiedzieć (domyślić) się dlaczego?

Dlaczego mój ojciec w 1997 roku targnął się na swoje życie, rzucając się z okna w Domu Pomocy Społecznej w Jarominie  – blisko Trzebiatowa.

Nie zostawił żadnego listu wyjaśniającego, co go popchnęło do tak drastycznej decyzji.

Do dziś było, to dla mnie wielką zagadką i w końcu zrozumiałam!

Nie umarł od razu, a dopiero w szpitalu, kiedy go odwiedziłam, to poprosił mnie o papierosa, bo był palaczem, ale uważałam, że nie może zapalić na szpitalnej sali i żałuję tego do dziś!

Opuściłam szpital mając nadzieję, że przeżyje, ale on umarł tak po prostu!

Chciałam, aby go pochowano w moim mieście i wysłałam karawan, ale za parę godzin dzwoniła do mnie prokuratura, że muszą zbadać, czy ktoś mu nie pomógł i karawan wrócił bez ojca.

Sprawa się przeciągnęła i prokuratura wydała ciało, a ja ponownie musiałam wysłać karawan po ojca i organizować pogrzeb.

Ojciec nigdy nie opowiadał o swojej młodości i nie wiem prawie nic o tym, jakim był człowiekiem, a wiem jeno tylko to, że był dobrym synem i pomagał matce w wychowaniu jeszcze dwóch braci młodszych.

Zbierał węgiel na torach dla matki i organizował jedzenie, aby matce ulżyć, gdyż nie miał już ojca.

Potem wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego i tam dość szybko piął się po szczeblach kariery.

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi

Poślubił moją mamę i pojawiłam się na świecie ja i moja siostra, ale w jego karierze zawodowej nie działo się dobrze, bo system był okrutny i tylko twardziele przeżyli.

Ojciec się rozpił i w końcu moi rodzice rozwiedli się po 17 wspólnych latach.

Kompletnie sobie nie radził jako mężczyzna samotny i w końcu trafił do szpitala w Gorzowie Wlkp., a tam ja rozmawiałam z ordynatorem, aby pomógł mi przeniesć ojca do Domu Opieki Społecznej i się udało.

Był w tym domu 7 lat i go odwiedziałam z Mężem, ale niestety stał się człowiekiem wycofanym i trudno było z nim rozmawiać.

Dom Pomocy w Jarominie to piękny dom, wyremontowany, tak jak na zdjęciu powyżej.

Żyją tam ludzie, którymi nie ma się kto zająć,  a także Senorzy, ale ojciec się tam nigdy nie odnalazł i nie nawiązał żadnej przyjaźni, jako dumny oficer wojska.

Na stronie tego domu przeczytałam taką opinię ,napisaną przez jednego z mieszkańców:

„Tutaj jest jak u Pana Boga za piecem , jak w sanatorium , jak w ośrodku wczasowym ; wczasy dozgonne , rehabilitacja , opieka , blisko misto , sklepy , banki , 2 wiele szpitale w Gryficach i Kołobrzegu , fachowa opieka , wysoki standard wew. budynków , internet – tylko żyć i nie umierać i o takich warunkach socjalno – bytowych każdy marzy w chorobie i na starość . Piszę to jako tutejszy mieszkaniec od 7 lat .

Wiesław Jóźwik”

Mój ojciec nigdy tego nie poczuł i dziś mnie oświeciło, że samobójstwo popełnił w wyniku samotości, bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest kompletne sam na tym świecie, bo bracia byli daleko i w nosie go mieli, a ja nie mogłam być u niego zbyt często.

Mój ojciec nie był chory psychicznie, ale się w życiu pogubił, a ja mogę być z siebie dumna, że przedłużyłam mu życie o siedem lat.

Na jego nagrobku kazałam wyryć, że – „naszym smutkiem było twoje cierpienie”.

Po tylu latach zdałam sobie sprawę z tego, że on na swój sposób cierpiał i zdał sobie sprawę z tego, że nie ma nikogo bliskiego – blisko – zresztą na własne życzenie.

Ja na swój sposób kochałam swoich rodziców, ale widzocznie było to niezauważone.

Okazało się , że matka mnie wydziedziczyła, a siostra okradła w białych rękawiczkach.

Poczułam w sercu ten smutek i gdyby nie mój Mąż, to może bym podzieliła z żalu los mojego ojca!

 

SOS dla Ziemi!

Znalezione obrazy dla zapytania drawieński park narodowy

Drawieński Park Narodowy znajduje się w zachodniej części Polski i byłam tam wielokrotnie .

Zawsze byłam zachwycona, bo to jest dzika natura, której na świecie jest coraz mniej.

Jeśli nie zadbamy o środowisko, to z każdym rokiem będze tylko coraz gorzej, ale okazuje się, że człowiek, który zauważył wylewane ścieki do rzeki i jezora w parku jest gnębiony i grozi mu rok więzienia tylko za to, że odkrył i zgłosił draństwo, ale w Drawnie istnieje układ zamknięty, który problemu nie widzi.

Jest więc tak, że ręka, rękę myje i oto został zastraszony człowiek, któremu zależy na tym, aby swoim dzieciom zostawić czyste środowisko.

Mój Mąż dzisiaj jechał rowerem nad naszym jeziorem, gdzie jest ścieżka rowerowa i spacerowa i też odkrył dziwny ściek do jeziora, który śmierdzi szambem.
Wstawiłam to zdjęcie na moim fan-page i przez parę godzin były tysiące odsłon.
Ludzie piszą, że ten ściek jest od dawna i nasze władze w tym temacie też nic nie robią.
Druga sprawa, to zaśmiecony brzeg jeziora tak, że aż razi w oczy.
Ludzie spacerują i owszem, ale śmieci zostwiają na brzegu jeziora, które widać i co strasznie martwi i denerwuje.
Za chwilę sie zazieleni i śmieci zostaną przykryte, ale to nic nie zmienia, bo pozostaną tam na lata, czyli plastik, który latami się rozkłada, podobno nawet 400 lat.
Dziś w telewizji pokazywali zmarłego wieloryba, który w swoim brzuchu miał 40 kilogramów plastiku, a oceany są tym zaśmiecone w tysiącach ton.
Do czego to zaprowadzi ludzkość jeśli się nie ockniemy i nie zaczniemy walczyć o środowisko na Ziemi?
Wkleiłam świeżutkie zdjęcia mojego jeziora i tylko smutne jest to, że jesteśmy tak bezmyślni i bez wyobraźni.
Czas się obudzić! Czas to sprzątać i uświadamiać!

Czytamy więc o człowieku, który jest ekologiczny, a tą sprawą zajął się program dokumentalny „Uwaga” na kanale TVN-u.

„Drawieński Park Narodowy położony jest w północno-zachodniej Polsce. Jego znaki rozpoznawcze to turkusowe jeziora oraz dzikie rzeki płynące wzdłuż unikatowych lasów. Występuje tu orzeł bielik, rybołów i puchacz. Niestety, spotkać się można też z brutalną działalnością człowieka.

– Przy zrzucie ścieków piana idzie na całą rzekę i ta robi się purpurowa. Od 1994 roku cały czas, systematycznie, tydzień w tydzień następuje zrzut ścieków – mówi Przemysław Nowak.

Rodzina 40-letniego Nowaka związana jest z Drawnem od pokoleń. Pan Przemek w zamkniętej przed laty szkole prowadzi wraz żoną i ojcem ośrodek dla turystów, gdzie jedną z głównych atrakcji są wycieczki kajakiem.

Odkrywając przed letnikami piękno rodzinnej ziemi, postanowił uwieczniać na publikowanych w internecie filmikach ciemną stronę Drawna i okolic. Jeden z takich filmów wpędził go w poważne kłopoty.

Widać na nim pana Przemka, który stoi przy rurze, z której leci coś do rzeki. „Cieknie to 10 godzin, bez przerwy. Dyrektor o tym doskonale wie, wypłatę przytula. Wie, że burmistrz mu nic nie zrobi. Burmistrz też się dyrektora nie boi. Zatrudnił jego żonę. Taki mały układ zamknięty”, słyszymy w nagraniu.

– Finał jest taki, że dyrektor parku narodowego pozywa mnie o zniesławienie i świadkiem jest burmistrz. Jeden odpowiada za nadzór nad zakładem komunalnym, który zrzuca ścieki. Drugi nadzoruje ochronę przyrody i jeden drugiemu świadczy – wskazuje Nowak.

W gmina Drawno mieszka zaledwie pięć tysięcy mieszkańców. Najważniejsze postaci jedynego miasta to burmistrz i szef jedynej centralnej instytucji – Drawieńskiego Parku Narodowego. – Zostałem w tych filmikach pomówiony o rzeczy, których nie zrobiłem i nie robię – mówi Paweł Bilski, dyrektor Drawieńskiego Parku Narodowego.

Od jak dawna do rzeki Drawy spuszczane są ścieki? – Na terenie naszego parku jest kilka miejsc, gdzie z oczyszczalni ścieków są odprowadzane oczyszczone ścieki. W oparciu o pozwolenie wodnoprawne, w określonych ramach, określonych ilościach te ścieki mają prawo być zrzucane do rzeki Drawy – stwierdza Bilski.

– Rozmawiałem z dyrektorem parku. Mówiłem, że się leją ścieki, a on mówi, że monitoring u nich tego nie wykazuje. A burmistrz ma zgłaszane od lat i zawsze mówi: „Dobrze, wiemy, załatwimy, przyjrzymy się sprawie”. Dla nich ważniejsze jest postawić za 5,5 mln zł punkt informacji turystycznej, niż przeznaczyć pieniądze na oczyszczalnie ścieków – denerwuje się Nowak.

Andrzej Chmielewski, kiedyś kierownik PGR-u, przez wiele lat pełnił wysokie funkcje publiczne, m.in. wicestarosty i wicewojewody. Drawnem rządzi od blisko dekady. – Pan Przemek przedstawia to jako zatruwanie rzeki, a wypływają oczyszczone już ścieki – mówi Chmielewski.

Burmistrz ws. ścieków wydał oświadczenie. – Napisał, że jest po kontroli, że wszystko jest w porządku. Woda spełnia wszystkie wymogi i jest dobrze. I zaczęło się szkalowanie mnie. Urząd powiedział, że ma wyniki i jest w porządku, a Nowak coś opowiada, a nie ma badań. Powiedział, że mogę pokazać mu krokodyla, jak pływa w rzece, czy jeziorze – mówi Nowak.

Mężczyzna złożył wówczas propozycję. – Powiedziałem, żeby sprawdziła to niezależna instytucja – Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Napisałem taki wniosek o skontrolowanie tych dwóch oczyszczalni, które bezpośrednio do rzeki zrzucają ścieki. Okazało się, że normy były przekroczone – mówi Nowak.

Kontrola Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w drawieńskich oczyszczalniach wykazała wiele nieprawidłowości, m.in. poważne uszkodzenia zbiorników na ścieki i brak dokumentacji technicznej. Co jednak najważniejsze: potwierdziła zrzut niedozwolonych ścieków do Drawy i Parku Narodowego.

Problem niedziałających właściwie oczyszczalni dotyka nie tylko przyrody i turystów, ale też zwykłych mieszkańców Drawna. – Przynajmniej raz w roku są awarie. Ścieki rozlewają się po całej posesji, później przez dwa tygodnie jest smród. Zgłaszałem to nie tylko ja, ale jest petycja skierowana do burmistrza i na razie nie mamy odpowiedzi – mówi jeden z mieszkańców.

W dokumentach wszystko jest jednak w porządku. Tzw. monitoring, na który dyrekcja Parku Narodowego wydaje rocznie dziesiątki tysięcy złotych, nie wykazał bowiem zanieczyszczenia rzeki. – Na odcinku bezpośrednio zbliżonym do oczyszczalni nie zauważamy istotnej zmiany, jeśli chodzi o parametry wody – zapewnia dyrektor parku.

Doniesienie przestało być przedmiotem żartów, gdy miejscowa prokuratura uznała, że pan Przemek dopuścił się zniesławienia i postawiła mu zarzut popełnienia przestępstwa. W nadchodzącym procesie społecznikowi grozi rok więzienia.

– W jednym z filmików padają sformułowania dotyczące nepotyzmu. Jest to sformułowanie o charakterze pejoratywnym związane z działaniem pewnego rodzaju układu zamkniętego, jak to sformułował podejrzany – mówi Joanna Biranowska-Sochalska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

– Nie boję się. Pokładam nadzieje w wolnych jeszcze sądach. Warto było to zrobić dla dzieci – mówi Nowak i podkreśla: Ile możemy czekać i taką sytuację tolerować? Mamy takie środowisko zostawić dzieciom? Nie możemy z tą sprawą zwlekać kolejne lata. Mamy 30 lat Drawieńskiego Parku Narodowego i z pierwszej klasy czystości wody schodzimy na trzecią. Poczekamy 10 lat, będzie czwarta. Następne dziesięć lat i będzie piąta.”

Obraz może zawierać: roślina, na zewnątrz i woda

Obraz może zawierać: niebo, chmura, drzewo, roślina, na zewnątrz, przyroda i woda

Obraz może zawierać: chmura, niebo, drzewo, na zewnątrz, przyroda i woda

Obraz może zawierać: ptak, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: ptak, na zewnątrz i woda

Obraz może zawierać: niebo, drzewo, na zewnątrz, woda i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, roślina, na zewnątrz, woda i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, most, na zewnątrz, woda i przyroda

Obraz może zawierać: rower, drzewo, trawa, na zewnątrz i przyroda

Czająca się depresja!

 

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ocean, tekst, woda i na zewnątrz

Od kiedy mama umarła analizuję i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że oto zostałam sama na tym świecie.

Mam przy sobie Męża, który o mnie dba i opiekuje się mną, ale często z racji pracy nie ma go w domu i ja jestem wtedy sama.

  • nigdy nie poznałam swoich babć i dziadków, bo umarli jeszcze przed moim narodzeniem,
  • wszystkie ciotki i wujkowie od dawna nie żyją,
  • moi rodzice nie żyją także,
  • nie mam już siostry, która pefidnie mnie oszukała,
  • moje dzieci toczą swoje życie i uczestniczą w wyścigu szczurów, a więc nie mają dla mnie zbyt dużo czasu.

Zostałam sama na tym świecie i po zgonie mamy zdałam sobie z tego sprawę.

Nie mam z kim przerobić tematu, że matka mnie wydziedziczyła i nie mam już szansy, by zpytać ją – dlaczego?

Poczułam się strasznie samotnym bytem, odsuniętym od rodziny i czuję się z tym wprost fatalnie.

Z każdym dniem czuję, że mogę popaść z powrotem w stan depresyjny, bo zostałam skrzywdzona najbardziej w rodzinie przez własną matkę i siostrę.

Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie, a tylko żałuję, że nie spytałam matki dlaczego tak postanowiła i czym jej zawiniłam.

Czuję się bardzo samotna, kiedy Mąż jest w pracy i nawet nie będę miała do kogo zwrócić się o pomoc, gdyby mój Mąż odszedł wcześniej z tego świata.

Zostanę sama jak palec, choć z nikim nie byłam w konflikcie i żyłam tak, aby nikogo nie obrażać, obgadywać i być w zatargach.

Nie opłaca się takie życie, bo czasami trzeba było walnąć w stół i domagać się swoich praw, a ja tego nie potrafię i dlatego jest tak, jak jest – wyobcowana zostałam i odsunięta przez cwaniaków!

Jest mi strasznie żle – tak źle, że czasami brakuje mi oddechu i czuję, że ponownie czai się za plecami moja przyjaciółka – depresja.

W latach 90-tych jeździłam do mojego ojca, który po rozwodzie z mamą mieszkał w innym mieście.

Sprzątałam u niego zbierając pety z podłogi i wynosiłam gówna, bo mu się zapchał kibel.

Myłam naczynia  w zimnej wodzie, zasyfione, bo nie opłacał gazu i płaciłam jego rachunki!

Załatwiłam mu Dom Spokojnej Starości i tak mu przedłużyłam życie o siedem, dobrych lat.

Robiłam to, bo w jakimś sensie mi na nim zależało, choć o milości trudno mówić.

Odwiedzając go, dostałam od niego dwa razy po tysiąc złotych i potem w księgowości zostało cztery tysiące, które przeznaczyłam na pominik, kiedy odszedł.

Z powodu tych pieniędzy, jakże skromnych, miałam nalot na mój dom i krzyczały – oddaj kasę i oddałam płacąc kamieniarzowi.

Do dziś pamiętam tą pazerność i oskarżenie mnie o kłamstwo finasnowe, ale muszę z tym jakoś żyć, kiedy siostra zgarnęła za mamy mieszkanie 79 tysięcy!

Mnie nie chodzi o te pieniądze, ale nie mogę pojąć tego, że moja, własna matka tak mnie zlekceważyła i to będzie mnie boleć do końca moich dni!

Przepraszam czytających za to, że jestem monotematyczna, ale jak się z tym draństwem uporam, to na blogu znajdą się inne tematy, a siostrze życzę spokojnego życia w zgodzie z własnym sumieniem!

Jakie to smutne jest!

 

Obraz może zawierać: tekst

To jest mój blog i taka forma pamiętnika i oczyszczenia się z emocji, bo pisanie zawsze mi pomagało.

Pamiętam, że kiedy byłam młodą mężatką, a siostra miała już też dzieci zrobiłam prezent dla jej malutkiej córki na imieniny i kupiłam „małego lekarza’.

Na to wszedł mój szwagier i zastrzegł sobie, że nie będziemy robić prezenów dla swoich dzieci, bo to kosztuje.

Dostałam po ryju jak nic, a potem kiedy odwiedzałam swoją siostrę, to wyprosił mnie z mieszkania i tak usunęłam się z ich życa na 30 lat.

Była też taka sytuacja, że przyszła do mnie moja mama, którą z impetem wyprosiłam z mojego mieszkania, bo wiedziała razem z siostrą, że mój mąż mnie zdradza, ale tego nie dowiedziałam się od nich, a od osób spoza rodziny, czyli jak zwykle – ostatnia.

Byłam po próbie samobójczej, ale żadna z nich mnie nie wsparła i nie otoczyła rodzinną troską i musiałam z depresji wydobywać się sama, bo nikt z rodziny mnie nie odwiedził w szpitalach i nikt się o mnie nie martwił.

Podczas choroby mamy byłam straszona sądem i zostałam zmieszana z błotem, a tylko dlatego, że pisałam prawdę, że inni podczas choroby mamy wypoczywali, kiedy ja byłam pod telefonem, aby zmienić mamie pampersa, czy podać pić i nakarmić, ale oczywiście to wszystko było za mało!

Siostra wypoczywała nad morzem z mężem, a ja czuwałam nad chorą matką, ale to też dla nich było za mało!

W tym czasie nie wyjechałam nigdzie by odpocząć, a byłam na każde zawołanie, ale to też było za mało!

Przez dwa lata choroby mamy nie wzięłam z jej budżetu ani grosza, a często bywało tak, że z przyjemnością kupowałam coś, na co miała ochotę!

Nie chcę się użalać nad sobą, ale z rodziny nikt nie wyciągnął do mnie pomocnej dłoni i od mamy też – nie!

Siostro przypomnij mi, kiedy odwiedziałaś mnie w szpitalu?

Mam sporo zdjęć albumie, że mama bywała u mnie na świętach.

Moja siostra chyba zapomniała, że na początku chorby mamy napisała do mnie list, w którym jest jasno na białym, że mam iść do sądu po zachowek, a potem, że mam się nie martwić i tak mnie zmaipulowała – przebiegła.

Muszę z tym życ!

Mamo nie odwiedzę ciebie na cmentarzu!

Siostra napisała mi w liście, że po zachowek mam iść do sądu, a mimo to sprawowałam opiekę nad mamą, kiedyty tylko była taka potrzeba.

Oto słowa z listu bardzo bolesne:

Za tak wspaniałą opiekę domagasz się zachowku – Idż do sądu, takie masz prawo!”

„Co do spadku – przyjdzie czas, to otrzymasz to, co ci się prawnie będzie należało. Nie martw się!”

TEKST PIOSENKI
FISZ EMADE TWORZYWO: DWA OGNIE
zapomnij o tych, co skrzywdzili cię
gdy robiło się ciemno
jakby nie było latanie mamy tak grubych skór
by to nie trafiło w czuły punkt
wiem coś o tym
uwierz, wiem coś o tymzdradzili cię bliscy
a tak obcy, jakby stali za mgłą

to trochę jak zabawa w dwa ognie
czekasz aż pila cię dotknie
a ty zejdziesz z boiska zbita jak pies

kiedy zacznie się ściemniać
a moja ręka jak skrzydło zasłoni cię
będzie chronić przed ciemną woda
mętną woda
odpocznij
zapomnij o tych co skrzywdzili cię
ciemna woda
mętna woda
w twoich oczach
pełnych obaw
odpocznij
zapomnij o tych co skrzywdzili cię
mętna woda
ciemna woda
w twoich oczach
pełnych obaw

wspieramy się tyle lat
to co między nami jest święte
choć tracę wiarę
moja wiara blednie
to kiedy patrzę ci w oczy
anioły i inne światy wirują mi w głowie
jak belnder

ocal mnie od ognia
kiedy leżę sam w sypialni
ogień liże parapety i firanki

to trochę jak zabawa w dwa ognie
czekasz aż pila mnie dotknie
zejdę z boiska zbity jak pies
to trochę jak zabawa w dwa ognie
w dwa ognie

kiedy zacznie się ściemniać
a moja ręka jak skrzydło zasłoni cię
będzie chronić przed ciemną woda
mętną woda
odpocznij
zapomnij o tych co skrzywdzili cię
ciemna woda
mętna woda
w twoich oczach
pełnych obaw
odpocznij
zapomnij o tych co skrzywdzili cię
mętna woda
ciemna woda
w twoich oczach
pełnych obaw

Czarno na białym!

Obraz może zawierać: tekst

Ten wpis będzie brutalny i wiem, że się powtarzam, ale dziury w sercu szmatą nie zapchasz.

Tak, mam w sercu wielką dziurę, której nijak od dwóch prawie miesięcy nic nie jest w stanie uleczyć.

Liczę sobie 62 lata, ale jestem zdrowa na umyśle i to, co piszę jest zgodne z prawdą.

Nie boję się tego, że czyta mnie najbliższa rodzina, ciekawa każdego wpisu i nie boję się potępienia, bo piszę samą prawdę i o tym jak ja się czuję.

Czuję się fatalnie, bo po śmierci mojej Mamy dowiedziałam się jak mało byłam dla niej ważna, tak jakbym nie istniała, choć mała dwie córki.

Czuję się jakbym wypadła sroce z pod ogona i kompletnie nie należała do rodziny – odsunięta i zlekceważona.

Miałaś Mamo dwie córki, ale każda inna i one nie miały nigdy dobrych ze sobą kontaktów, bo  o to nigdy nie zadbałaś, a po swojej śmierci poróżniłaś je tak, że tego już nigdy nie da się naprawić!

Wydziedzczyłaś mnie dokumentnie i nigdy nie chciałaś tego sporostować, choć byłam przy Tobie przez ostatnie dwa lata na każde wezwanie i też się Tobą opiekowałam.

Sprawiłaś z premedytacją, że budzą się z żalem o poranku, a w ciągu dnia mielę temat i analizuję, a więc i kładę się spać z pytaniem – dlaczego?

Tu nie chodzi o pieniądze, ale o fakt, że mogłaś to naprawić w ciągu choroby, ale tego nie zrobiłaś i to boli jeszcze bardziej.

Ja nigdy się z tym nie pogodzę i choć stara już jestem, to zawsze chciałam być Twoim dzieckiem, a Ty mnie potraktowałaś tak jakby mnie wcale nie było.

Dlaczego ja nie zauważyłam przez tyle lat, że nie byłam Ci bliska i na samym początku choroby usiadłam do komputera i napisałam list do Ciebie, który wręczyłam Ci na samym początku choroby w szpitalu.

Powiedziałaś, że przeczytasz go po wyjścu ze szpitala do domu i nigdy nie wróciłaś do tego listu, a ja miałam nadzieję, że sobie o nim pogadamy i powspominamy! – Tekst listu poniżej!

Zawsze Ciebie kochałam i podziwiałam, a Ty nie potrafiłaś się do listu odnieść i zostałam z ręką w nocniku.

Nie lubiłaś u mnie spędzać świąt, bo zaraz gnałaś do drugiej córki i tam sobie siedzieliście do późnych godzin, z alkoholem w tle, a i przez 40 lat nie zrobiłaś ani razu obiadu w swoim domu, by zbliżyć do siebie dwie córki.

Mamo podlewali Ci ten alkohol, bo wiedzieli, co robią, a robili  to dla kasy!

Płaciłaś za remonty, bo oni wiedzieli, że po Twojej śmierci mieszkanie zyska na wartości – sprytne!

Taka sptrytna taktyka długoterminowa.

Gdybym wiedziała jak mnie załatwiłaś, to bym tego listu nigdy nie napisała, bo i po co?

Miałam ogromne problemy osobiste – nie wsparłaś.

Miałam próby samobójcze – nie wsparłaś, bo lepiej było milczeć i się nie wtrącać.

Mówiłaś rozwiedź się, ale nie proponowałaś swojego dachu dla mnie i moich dzieci!

Wolę Ciebie Mamo pamiętać jak w tym liście, ale zdaje się, że bardzo się pomyliłam.

Odeszłaś i nagle mój telefon zamilkł i nikt już o mnie nie pamięta.

Nikt nie powie, że przyjdź na kawę – porozmawiamy.

Czuję się jak zbity pies, jak ktoś mało ważny, a tak byłam potrzebna przez dwa lata, kiedy ta Twoja druga córka odpoczywała na wczasach, kiedy  Ty zmagałaś się z ciężką chorobą i byłam przy Tobie.

Umierałaś bardzo długo i sądzę, że cierpiałaś mając świadomość, że tak bardzo mnie skrzywdziłaś!

Muszę z tym żyć niestety, ale dziury w sercu nie jestem w stanie niczym zapchać.

Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, że po Tobie zostanie mi tylko stara patelnia i to, co kupiłam dla Ciebie z okazji imienin.

Mam w sobie takie myśli, że tylko usiąść i wyć z bólu.

Nie wiem kiedy odwiedzę Ciebie Mamo na cmentarzu, ale może być tak, że nigdy!

„Mamo, ja wszystko pamiętam jak bardzo starałaś się wychować nas na porządnych ludzi, ale może od początku opowiem Ci, co pamiętam:

Babie Doły, rok 1959 bodajże, kiedy ja, jako szkrab uciekałam Ci z domu nad morze i złaziłam po stromych wydmach, albo znajdywałaś mnie w lesie na jakiś drzewie, bo już wówczas lubiłam chodzić swoimi drogami ku Twojej udręce. Pamiętam, że uszyte przez Ciebie porcięta, rwałam na gwoździach i potem bałam się do tego przyznać, a także jak przychodziłam zakrwawiona, posiniaczona, a Ty jechałaś na pogotowie, aby mi te szramy zaszyli. Pamiętam, gdy opowiadałaś o czasach wojny i jak byłaś głodzona jako dziecko, przez swoją macochę, a potem jak zaczęłaś pracować w wieku 14 lat, jako mała dziewczynka w szwalni i  przekradałaś się  po ulicach wojennej Łodzi. Jak Niemcy przychodzili i robili w domu przeszukania, a Radogoszcz poszedł z dymem pochłaniając pracujących tam ludzi.

Po przeprowadzce do Ustki, pamiętam jak gotowałaś bieliznę  w kotle i strasznie się oparzyłaś, a Ojca w domu nie było długie miesiące i wszystko było na Twojej głowie, a ja właśnie poszłam do pierwszej klasy, a Ty w wolnych chwilach robiłaś nam zabawki – takie mebelki dla lalek. Pamiętam, że po położeniu nas spać, pisałaś w kuchni wiersze w niebieskim zeszycie, albo długo rozmawiałaś z Ojcem, który przyjechał, a był w domu gościem z racji swojej pracy. Pamiętam, że często płakałaś w czasie tych rozmów, a do tego opiekowałaś się bratem Ojca, który nie miał się gdzie podziać, a potem zwalił Ci się na głowę brat następny, bo też nie miał się gdzie podziać i to wszystko na Twoją biedną głowę.

Potem następna przeprowadzka i Ojciec już w domu, ale czasami sobie myślę, że lepiej nam było bez niego. Wieczne awantury i alkohol i tak minęło 17 lat, w których walczyłaś jak lwica o nasz dom, pracując jednocześnie. Pamiętam, jak pomagałaś mi robić do szkoły zadania z plastyki i wszystko potrafiłaś. Nie był Ci obcy młotek, gwóźdź, malowanie, remonty, ponieważ nie mogłaś liczyć na nikogo, bo jesteś przecież jedynaczką. 

Nastał dzień, że trzeba było z domu uciekać, bo poziom awantur przybrał apogeum. Wyszłyśmy z domu z paroma ciuchami do zupełnie mi obcych ludzi. Chciałaś mnie z siostrą uchronić przed psychicznym znęcaniem się, abyśmy wszystkie nie zwariowały. Mieszkanie poza domem przez pół roku i znowu wszystko było na Twojej głowie. Dorastałyśmy, uczyłyśmy się i trzeba było nas ubrać, zakupić podręczniki, zeszyty i sama na to wszystko pracowałaś i długo by wymieniać i pisać o Twojej dobroci, cierpliwości i pracowitości, a do tego nigdy się nie załamałaś. Zawsze Cię podziwiałam, zawsze byłaś dla mnie wzorem i wybacz, że kiedy odeszłam z domu i założyłam swoją rodzinę, było mnie mniej w Twoim życiu, ale wówczas to ja musiałam zadbać o swoją rodzinę i wychować swoje dzieci na porządnych ludzi. Zadanie wykonałam i teraz Mamo jestem myślami bliżej Ciebie, bo mam teraz na to czas. Dziękuję Ci Mamo za wszystko i kłaniam Ci się w wielkiej atencji”.

 

Myśli (nie)banalne Joanny

Moje spojrzenie na świat

Wrzosy

O tym co było, co jest i czasem trochę marzeń

𝓛𝓾𝓼𝓽𝓻𝓸 𝓬𝓸𝓭𝔃𝓲𝓮𝓷𝓷𝓸ś𝓬𝓲 - 𝓴𝓪𝓵𝓲𝓷𝓪𝔁𝔂

𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝒷𝓎ł𝒶𝓂 𝐸𝓌ą 𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝓈𝓀𝓇𝒶𝒹ł𝒶𝓂 𝓃𝒾𝑒𝒷𝑜 𝒞𝒽𝑜𝒸𝒾𝒶ż 𝒹𝑜𝓈𝓎ć 𝓂𝒶𝓂 ł𝑒𝓏 𝑀𝑜𝒾𝒸𝒽 ł𝑒𝓏, 𝓉𝓎𝓁𝓊 ł𝑒𝓏 𝒥𝑒𝓈𝓉𝑒𝓂 𝓅𝑜 𝓉𝑜, 𝒷𝓎 𝓀𝑜𝒸𝒽𝒶ć 𝓂𝓃𝒾𝑒

ocalić - od --zapomnienia

https://blogaisab.wordpress.com/

mysz galaktyczna

Tu i tam; zmiany na lepsze, zaczynanie od nowa, Irlandia/Polska, mieszkanie na wsi, łażenie & qltura

Tatulowe opowieści

" Poczuj się jak słuchacz opowieści ojca wracającego po pracy do domu i dzielącego się z rodziną tym, co przemyślał i przeżył"

Wirujące myśli

Poezje i zmyślone historie.

Kuchnia w kolorach lata

Kontynuacja bloga Czerwień i błękit

FacetKA

... bo ktoś musi nosić spodnie!

artystkowo

wszystko co piękne ; rękodzięło,antyki z pchlich targów,ręcznie wytwarzana biżuteria,ozdoby do domu ,postarzanie mebli ,ozdoby z recyklingu,opisy ciekawych miejsc.

Słowna kawiarka

Love, stories & passions #2017

Mysza

w sieci

BEATA GOŁEMBIOWSKA www.bgbooks.com.pl

Felietony, reminiscencje, spostrzeżenia

Burgundowy Kangur

Zawiłości codzienności

Agata nie gotuje

o wszystkim, byle nie o gotowaniu

Wiecznie Niezadowolona Kacha

Kino, bez względu na to czy chce być bajką, czy ambicją jest przede wszystkim magią i według tego trzeba je oceniać - Zygmunt Kałużyński

Kazimierz Wóycicki

In Web scribis

sudeckie klimaty

hipsters and cowboys

Burza-W-Glowie

~Myślodsiewnia~ Ten blog jest dla ludzi, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co w dzisiejszym materialnym i sceptycznym świecie jest łatwo zapominane i odchodzi w cień. Sny, miłość, honor, wzajemny szacunek i ciekawość świata- o tym jest ten blog.

Wędrownej Mrówki Dziennik

Komu w drogę temu sznurowadło!

Tamnadole.wordpress.com Intymne historie ludzi odwiedząjących sklepy dla dorosłych. Bez tabu. Sklep erotyczny od środka, prawdziwe historie, fetysze, seksoholizm, bdsm, przyjemność, erotyka, seks i miłość

Ja – incognito w sklepie dla dorosłych, dopytuje o intymne sprawy kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych. W kraju bez edukacji seksualnej. W kraju gdzie zaglądanie do łóżka jest krajową rozrywką. Tamnadole.wordpress.com to blog poświęcony seksualnym historią kobiet i mężczyzn, które zgromadziłam pracując pod przykrywką w sklepach erotycznych w Polsce. Opowieści pozytywne, intymne, ale i pełne traum czy uprzedzeń i stereotypów. Bohaterkami są one – od tych wycofanych przez nazywane rozwiązłymi, aż po te bardzo świadome swojego ciała. W końcu udało mi się zauważyć pewną sekwencję. Z czym zmagają się kobiety w zaciszu swojej sypialni? Tamnadole to przestrzeń dla opowieści i dyskusji. Czy życie seksualne Polaków jest pełne perwersji czy granic?

ogryzekzycia

Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze... Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy... Nauczyć się dawać, nie dając... Nauczyć się brać, nie biorąc... Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ....miłości nie kochając... Nauka jest sztuką!!!!

Saania's diary - reflections, learnings, sparkles

Life is all about being curious, asking questions, and discovering your passion. And it can be fun!

Travel N Write

Travel, Poetry & Short Stories

Szufladkowe poezje

Wiersze, poezja, skryte myśli. Jestem słowem.

Pamiętnik, opis moich przeżyć, itp.

Moje życie - tak to można określić, chciałbym się wygadać o swoim uzależnieniu od kobiet, etc.

U stóp Benbulbena

pocztówki z Irlandii

Roma Carlos

I'm not sure what I did last time

Wiedźmowisko

Dzień po dniu

Home Of Charity

#blogging, #charity, #travel, #love, #christianity, #google, #life, #blog,

ulotnechwile

Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.

Blog Caffe

Mój punkt widzenia / My point of view

Sport News

Blood Sport

Free gold bird

No one let you down, we can move the mounds/mount

Alek Skarga Poems

Poezja w słowach i obrazach