Archiwa tagu: młodość

Miłość i zauroczenia!

Nie wiem, czy się domyślicie o czym chcę dzisiaj napisać, widząc ten obrazek. 🙂

Najpierw odniosę się do 100 dni rządów Premiera Donalda Tuska i tak:

Piździelce zostawili ogromny dom z wyrwanymi oknami, podłogą, zapadającym się dachem i zerwanymi ścianami i gnoje rozliczają Tuska ze 100 dni remontu tej ruiny.

A teraz do obrazka się odniosę.

Pewnego dnia przyszła do mnie Córka na kawę i tak sobie porozmawiałyśmy.

Powiedziała mi, że kiedy byłam jeszcze w szkole podstawowej, mając 15 lat, to na zabój kochał się we mnie Piotr, będący ode mnie o rok starszy.

Otóż ten Piotr opowiedział mojej Córce, że zakochał się we mnie, ale nigdy tego mi nie okazał, bo myślał, że nie ma żadnych szans, bo ja zapatrzona byłam w innego i on to widział.

Dziwnie się dowiedzieć po 50 latach, że ktoś miał mnie na oku.

Ceniłam go za to, że kochał muzykę i już się nią zajmował, ale kompletnie nie był w moim guście.

Odnalazłam profil Piotra na Facebooku i stwierdzam, że na swoje lata świetnie się trzyma i nadal gra na gitarze, oraz bierze udział w wielu imprez kulturalnych, co widać po wstawionych zdjęciach.

Na starsze lata, tak sobie analizuję moją młodość i jakieś tam zauroczenia i to są naprawdę przyjemne wspomnienia.

Pamiętam takie zauroczenia Adamem, który był synem mojej nauczycielki od historii i wysyłaliśmy sobie smsy w postaci karteczek na lekcjach, aż zostaliśmy zganieni przez jego mamę!

Przypominam sobie marka, który ubolewał nad każdym, moim siniakiem doznanym na lodowisku, ale on był dla mnie jakby niewidzialny, a do tego niższy od głowę. 😂

Jednak zawsze podobali mi się chłopcy bruneci z lekko śniadą cerą i taki jest ze mną już 48 lat.

Pamiętam, kiedy się zakochałam w moim Mężu.

Wracaliśmy z wycieczki pociągiem z klasą z Poznania i to był taki strzał prosto w serce.

Wyglądaliśmy przez okno w pociągu i wpadł mi do oka kawałek węgla i on mi chusteczką to usunął, a potem zauważyłam jak strasznie się w nim zakochałam i chyba z wzajemnością.

Były pierwsze randki, spacery, rozmowy i tak chodziliśmy ze sobą 4 lata.

W ciągu naszego pożycia małżeńskiego były między nami wichury, burze, tornada, ale trwamy i będziemy trwać, bo z każdym rokiem kochamy się bardziej.

Jesteśmy już wiekowi i oboje wiemy, że przyjdzie kres, ale nie podnosimy tego tematu za często, bo chwilo trwaj.

Mam do Was Drodzy takie pytanie, bo jakie typy urody partnerki, czy partnera były dla Was pociągające i jakie charaktery?

Czy jest tak, że brunetki, blondynki – ja wszystkie Was dziewczynki całować chcę! 🤣

Kto pamięta film „Love Story”?

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie love-story2-101610_l.jpg

Ja pamiętam, choć już jestem panią w kwiecie wieku.

Dziś na FB zamieścił ktoś kadr z tego filmu i wróciły wspomnienia, ale także z tego powodu, bo odszedł od nas Ryan O’Neal, w którym się platonicznie kochałam w tym filmie.

Lata 70-te i pojawia się na ekranach taki film! Drugi film po „Przeminęło z wiatrem” i są to te dwa obrazy, które zapisały się w mojej pamięci na zawsze.

Ja jako 15 latka bodajże, bo dokładnie nie pamiętam, wybrałam się z klasą na ten film.

Nie było jeszcze w kinie popcornu i coca coli i bardzo dobrze, bo nie było słychać chrupania i siorbania, a było słychać pochlipywanie publiczności.

Opiszę pokrótce o czym film ten opowiadał.

Opowiadał o wielkiej miłości. ❤️

Ona biedna, On bogaty. Rodzina bogatego sprzeciwiała się kategorycznie tej miłości.

On odcina się od rodziny i biorą ślub. Ona za chwilę umiera na raka.

Dialogi między nim i nią dla mnie mistrzowskie, które rozwaliły mnie na łopatki i też chciałam przeżyć taką wielką miłość i też chciałam mieć taki szalik i kapelusik jak Ona. 

Przypominam sobie, jak w kinie na seansie siedział obok mnie Boguś, kolega z klasy, który pod wpływem emocji, złapał mnie odważnie za rękę i w ten sposób chciał mnie poderwać.

Ja dzikuska byłam i tego gestu nie zaakceptowałam.

Byłam po cichu już zakochana w innym i ten gest był dla mnie afrontem, bo to przy innym chciałam przeżyć taką wielką miłość i dla niego pragnęłam ubrać fantazyjny szalik i kapelusik, a nie dla jakiegoś Bogusia, którego tylko lubiłam.😂

Wybiegłam urażona z kina ze szlochem, że ten mój ukochany nie widział tego filmu i sama jestem w tej mojej, wielkiej miłości – padał śnieg – tak jak kulali się w śniegu ci zakochani z filmu i ja też tak chciałam 🙂

Cytat z filmu, który będę zawsze pamiętała 🙂

Miłość znaczy, że nigdy nie musisz mówić „przepraszam”.

Ali Mac Graw w kapelusiku, moim wymarzonym w tamtym czasie.

Miałam taki zestaw, bo przyszła Teściowa mi to wydziergała.

Z tym panem, w którym się tak strasznie zakochałam jesteśmy już 47 lat.

Powrócić do wspomnień.

Już wieczór, a więc zapalam taką malutką lampkę, aby skreślić notkę na blogu.

Najlepiej mi się przy niej pisze, choć muszę potem sprawdzać, czy w notce nie ma błędów, bo lampka mało światła mi daje, a ja piszę właśnie wieczorem.

Jestem w tym wieku, że na te starsze lata wiele się przypomina z czasów nastoletnich, bo widocznie takie jest prawo wieku.

Teraz młode dziewczęta mają Internet i z niego mogą swobodnie czerpać wiedzę na przeróżne tematy je interesujące.

Istnieją także fora, na których wymieniają się doświadczeniami, a także zadają pytania na to, co je zajmuje.

Kiedyś nie było tak łatwo, bo literatura była bardzo uboga, a czasami wręcz niedostępna. W szkole nie było lekcji z wychowania w rodzinie, czy też na tematy dojrzewania oraz przygotowania do dorosłego życia, nawet seksualnego.

Nie było podpasek, kiedy dziewczyna dostała pierwszy okres i byłyśmy skazane na ligninę, a w dobrym przypadku na watę – po prostu.

W domach nie rozmawiało się o dojrzewaniu i jak się zabezpieczyć przed niechcianą ciążą i dlatego trzeba było samemu dochodzić do wszystkiego!

Nie było literatury i pamiętam, że w kiosku miałam założoną teczkę i pani z kiosku „Ruchu” wkładała do niej zamówione, dane czasopismo!

Pamiętam, że wykupywałam „Przyjaciółkę”, „Filipinkę”, „Ekran” i „Film” i coś tam jeszcze.

Lubiłam usiąść sobie w kuchni i pochłaniałam owe czasopisma, szukając dla siebie interesujących artykułów i stąd czerpałam wiedzę.

Pamiętam jeszcze, że kiedy miałam jakiś kłopot, z którym sama nie dawałam rady, to pisałam do gazety swoje wątpliwości opisując, co mnie interesowało.

Nikt nie odpisywał w Internecie, a otrzymywałam list pisany na maszynie do pisania w kopercie z poradą, na którą czekałam i w zasadzie byłam z odpowiedzi zadowolona.

Z koleżanką dorwałyśmy książkę uświadamiającą pt. „O dziewczętach dla dziewcząt” i czytałyśmy jA w altanie na działce, żeby nikt nas na tej lekturze nie złapał.

Potem w szkole średniej 31 dziewczyn miało do dyspozycji tylko jeden egzemplarz książki Wisłockiej „Sztuka kochania” i pochłaniałyśmy ją na szybko pod ławką, albo po kryjomu w domu – takie to były czasy.

Mój pierwszy chłopak, który mnie poderwał i poszłam z nim na randkę – bardzo mnie nudził, ale aby go nie urazić pisałam z nim listy, bo był zamiejscowy, a to tego miał na imię Julek!

Pisałam z wieloma osobami i miałam karton zapełniony kartkami i listami i pewnego dnia pozbyłam się tego, a teraz bardzo żałuję.

Pisałam pamiętnik i to się zachowało i często do niego zaglądam stwierdzając, że w okresie nastolatki miałam dużo dylematów!

W tym pamiętniku wciąż są bilety do kina, czy teatru, a także moje wiersze.

Nie byłyśmy w tamtym czasie uświadomione, choć ja trochę już wiedziałam o tych sprawach, a jest to bardzo ważne dla każdej dziewczyny i chłopaca.

Pamiętam, że moja koleżanka miała chłopaka i kiedyś mnie się spytała, czy można zajść w ciążę kochając się na fotelu, a nie w łóżku!

Teraz młode dziewczyny niech będą szczęśliwe, że mają Internet, choć jak wiemy w szkołach nadal nie ma lekcji uświadamiających, bo to katolicka Polska jest i rządzi szkołą kabotyn – deweloper!

Dawne znajomości się rozmyły, a było tak, że spotykałyśmy się z dziewczynami ze szkoły średniej co rok, ale po 25 latach się nie poznałyśmy, bo czas zrobił swoje.

I tak uciekła młodość!

Podsumowanie!

CZAS ZROBIŁ SWOJE

Dziewczynka, którą kiedyś byłam,

Odwiedza mnie czasami w snach.

Częstuje dropsem lub agrestem

I patrzy na mnie, jakoś tak….

Z niedowierzaniem w piwnych oczach,

W zdumieniu tak dziecinnym trwa,

Jakby nie mogła w to uwierzyć,

Że … ja – to ja,

Że ja – to ja.

To czas, kochanie,

Zrobił swoje,

Dokładnie i solidnie.

Każda dziewczynka to przechodzi,

A potem… trochę brzydnie.

To czas, kochanie,

Zrobił swoje

I cofnąć go nie można.

Pamiętaj o tym,

Wróć do mamy.

Na przyszłość bądź ostrożna.

Z pożółkłej starej fotografii

Uśmiecha się znajoma twarz;

Zabawne jasne warkoczyki,

A w oczach ten bezczelny blask.

Pamiętasz? – pyta – tamte wiosny,

Wagary, flirty, pierwsze bzy,

I tego, który kochać nie chciał,

Więc dotąd się, za karę śni.

To czas, kochanie,

Zrobił swoje,

I depcze nam po piętach.

On jakoś nie zna się na żartach,

Na żadnych sentymentach.

To czas, kochanie,

Zrobił swoje

Najlepiej jak potrafił.

A ty – ty wiecznie uśmiechnięta

Na starej fotografii.

W codziennym życia kołowrotku,

Wciąż zrywa mi się jakaś nić,

Więc trzeba wiązać koniec z końcem

I mimo wszystko jakoś żyć.

W pośpiechu, podle, podle, bez nadziei…

Z dnia na dzień przeżyć byle jak,

A nocą pytać aż do świtu

I po co tak? I na co tak?

To czas, kochanie,

Robi swoje,

Traktuje nas jak gości,

On nie ma złudzeń, ani pytań

I żadnych wątpliwości.

Bo czas nie pyta

Tylko płynie

I twarze wokół zmienia,

Aż nagle widzisz

Jak go mało

Zostało do stracenia.

Magda Czapińska

Zdjęcia odzyskane z różnych legitymacji, które trzymam w specjalnej szkatułce na pamiątkę.

Niestety, ale poleciały już lata i nijak nie idzie do nich wrócić, a tylko ciągnąć ten wózek i żyć, choć nikt nie wie w moim wieku – ile jeszcze dane będzie.

Kiedy tak sobie siedzę, teraz wolna od obowiązków pracy, to w głowie kotłują się myśli, co bym zmieniła w swoim aktywnym życiu i chyba niewiele!

Do tego zdałam sobie sprawę z tego, że praktycznie gdybym nie miała M i Córek, oraz Wnuków, to byłabym całkowicie sama na tym świecie, bo wszyscy już odeszli.

Nie dane mi było w życiu mieć babcię, czy dziadka, bo umarli zanim się urodziłam, a więc nie znam tego uczucia, że babcia wzięła mnie na kolana, czy upiekła dla mnie coś pysznego.

Zawsze zazdrościłam koleżankom, że miały babcie i dziadków, a ja tego nie zaznałam.

Moi rodzice kompletnie się nie dobrali i po 17 latkach męki się rozwiedli, ale to dobrze, bo w domu było piekło.

I tak człowiek przeszedł przez życie i wiele złego musiał przeżyć, ale najważniejsze, że stać mnie było na wybaczenie sobie i innym, a teraz żyję w spokoju i zgodzie ze sobą.

Każdy z nas popełnia błędy i z pewnością i ja je popełniłam, bo praktycznie nikt mi nie pokazał jak trzeba żyć i do wszystkiego dochodziłam sama.

Moja młodość była smutna, bo kiedy w domu jest coś nie tak, to odbija się to na psychice dziecka i wiele lat walczyłam z demonami i pytałam sama siebie – dlaczego ojciec bił i pił.

Tak, byłam smutną nastolatką, bo ojciec odebrał mi poczucie własnej wartości i wiele lat walczyłam ze sobą, że jestem coś warta, że nie jestem zła!

Dopiero na psychoterapii 3 miesięcznej pokazali mi, że jestem dobra i wszystko jest ze mną okej.

Jakie to ważne mieć dobre dzieciństwo i potem młodość, kiedy się czuje w domu troskę i miłość i niech młodzi rodzice o tym pamiętają, gdyż dawanie kiedyś zaprocentuje.

Mam wciąż niedosyt, że mogło być inaczej, a było często tragicznie, co odbiło się na dalszym moim życiu.

Może ja sama nie dałam swoim Córkom dość miłości, ale to były ciężkie i zabiegane czasy, kiedy przed transformacją trzeba było o wszystko się bić, a więc zabrakło siły na dawnie i ja sobie z tego zdaje sprawę.

Byłam nerwuską i walczyłam, o przetrwanie mojej rodziny, a to mnie spalało wewnętrznie.

M pomagał, ale to ja miałam wyobraźnię, że trzeba walczyć z systemem i zdobywać.

Czasy nie były łatwe, bo stan wojenny, kartki na żywność kolejki po wszystko i w pewnym momencie kłopoty w związku i to przepłaciłam depresją, z którą długo walczyłam.

Ale to już było i mam nadzieję nie wróci i może dane będzie mi jeszcze pożyć, wiedząc, że moje dzieci świetnie sobie radzą w życiu i to jest największa nagroda, co mi uświadamia, że warto było się bić z życiem i brać się z nim za bary.

Ale mnie naszło!

Odnośnie Polski, to dziś doszłam do wniosku, że nie warto się nią przejmować, gdyż skoro prawo jest pisane pod starca, to koniec Polski jest na wyciągnięcie i w zasadzie może starzec zrobić z nią wszystko i skręcić wybory.

Wciąż piszę, że my seniorzy niewiele możemy zrobić, a skoro młodym to nie przeszkadza, to ja nie mam pytań.

Uspokajam się politycznie ze względu na zdrowie.

Odeszła Ewa Demarczyk – pomału scena wielkich pustoszeje [*]

Dzisiaj dotarła do nas bardzo smutna wiadomość!

Oto w wieku 79 lat opuściła nas wielka postać sceny – Ewa Demarczyk.

Pamiętam jej występy w telewizji, choć byłam młodą dziewczyną, ale Jej twórczości artystycznej nie dało się nie zauważyć.

Frapowała mnie jej postać, bo taka zawsze była tajemnicza, ubrana na czarno, a do tego ten jej głos!

Odeszła ze świata artystycznego w 1972 roku, kiedy ja rozpoczynałam szkołę średnią, ale nigdy Jej nie zapomnę mimo, że wycofała się ze świata sceny i tak trudno było potem do Niej dotrzeć!

Odsunęła się i nie udzielała żadnych wywiadów i tak jakby została pustelnicą, żyjącą tylko w swoim świecie.

Wielu próbowało do Niej dotrzeć – namówić na powrót, ale tak naprawdę nikomu się to nie udało!

Pozostała więc wielką zagadką dla Jej wielbicieli, słuchaczy, odbiorców, dziennikarzy i wszystkich mediów!

Istnieją różne hipotezy dlaczego odeszła i jedni mówią, że straciła swój, charyzmatyczny głos – zaś inni mówią, iż chciała założyć własny teatr, ale ze względów finansowych, to się Jej nie udało!

Nie wiemy o Niej prawie nic, bo nic o Jej życiu prywatnym, ale najważniejsze, że pozostawiła po sobie cudowną poezję śpiewaną i jak dotąd nikt jej nie dorównał.

Pozostanie w naszej pamięci tą jedyną, która  zostawiła nam cudowne pieśni w mistrzowskim wykonaniu.

Dla mnie ten dzień był bardzo smutny, a kiedy w telewizji było o Niej wspomnienie, to tak po ludzku się zryczałam,  bo oto odchodzi moja młodość i fascynacja!

Któż może o Niej więcej wiedzieć – jak nie Tomasz Raczek, który tak Ją dzisiaj wspomniał!

„Tomasz Raczek
2 godz.

Zmarła EWA DEMARCZYK, największa interpretatorka polskiej piosenki aktorskiej. Była tak skoncentrowaną doskonałością, że jej piosenki można było smakować latami, bez obawy że utracą swoją siłę i intensywność. Jeździłem za nią po Polsce, byle tylko dostać się na jej koncert. Bywało, że siedziałem na scenie, wpuszczony przez nią za kulisy.
Pisałem o niej wielokrotnie. Raz nawet miałem zaszczyt podpisywać razem z nią swoją książkę „Karuzela z madonnami”, w której był poświęcony jej rozdział. Podpisywała go, bo uznała, że udało mi się uchwycić prawdę o niej. To był wspaniały moment – we Wrocławiu. Dostałem wtedy także od niej numer telefonu, jej płyty z autografem i obietnicą, że się kiedyś jeszcze spotkamy, nagramy długi wywiad, może film dokumentalny. Ale tak się nie stało. Dzwoniłem, próbowałem. Moment minął a Ewa Demarczyk świadomie pogrążała się w odmętach zapomnienia.
Dziś znów wszyscy o niej mówią. Tak bywa w chwili śmierci. Dopóki chcecie się jeszcze czegoś o niej dowiedzieć, przypominam mój tekst o niej z książki. Ten tekst, który sama uznała za sprawiedliwy wobec jej sztuki.
Ciemność. Po chwili punktowiec oświetla drobną, kobiecą sylwetkę przy mikrofonie. Demarczyk stoi skupiona, w czarnej prostej sukni bez żadnych ozdób. Za nią ośmiu muzyków ubranych w czarne garnitury, pod muchą, dyskretnie eleganckich. Pierwsze dźwięki. Stare piosenki mieszają się z nowymi. Słowa polskich wierszy – z obcymi, czasem odbieranymi tylko emocjonalnie, bez rozumienia treści.
Demarczyk śpiewa poemat Goethego „Nähe des Geliebten”, a za chwilę piękny wiersz niezwykłego poety z Salzburga, Georga Trakla („Muzyka w Ogrodzie Mirabel”). Ciepłe i piękne rosyjskie „Do babuni” Mariny Cwietajewej graniczą o moment tylko z rytmem „Ognia nocy św. Jana” chilijskiej laureatki Nagrody Nobla, Gabrieli Mistral. Wreszcie delikatne, nierzeczywiste słowa rodem jakby z jakiegoś niespokojnego snu, poezji Roberta Desnosa. Wszystko to dociera do nas jednym strumieniem niezwykłości.
Na scenie: czarne kotary, na czarno ubrani muzycy i w czarnej, prostej sukni Ewa Demarczyk. Muzyka jest gdzieś między nimi, równie elegancka jak oni i także pogrążona w mroku. Kilka reflektorów czasem tylko rozjarzy się rosnącą emocją. Ale twarz Ewy Demarczyk jest przez cały czas wyraźna: wykrzywione w grymasie usta i nieprzytomne oczy szalonej spirytystki. To za jej sprawą w naszych myślach pojawiają się różnojęzyczni bohaterowie nieszczęśliwych miłości.
Rebeka. Twarz Demarczyk opowiada smutną historię żydowskiej dziewczyny. Zahipnotyzowani, wpatrujemy się w jej oczy, a tam – stara studnia, zrozpaczona kochanka i.. odjeżdżająca limuzyna. Tylko chwila całkowitej ciemności oddziela ten obraz od następnego. Znowu punktowiec oświetla twarz Demarczyk i znowu odczytamy z niej inną opowieść: o dawnym balu, „Grand Valse Brillante”.
W jej śpiewie nie słychać wysiłku. Obrazy malowane są półgłosem; tylko w kulminacjach piosenek Demarczyk pozwala sobie na wykorzystanie jego całej mocy. Wtedy (poemat Goethego, „Taki pejzaż”) słychać jak wspaniały to głos i z jaką maestrią się nim posługuje. Rozumie się każde słowo, co ja mówię – każdą sylabę, w najtrudniejszych, nawet najbardziej karkołomnych piosenkach („Karuzela z madonnami”). „Taki pejzaż” to wręcz śpiewanie poszczególnych fonemów; koncert dźwięków, które nie mają już prawie znaczenia słów. Taki pejzaż.
Znów ciemność. Publiczność bije brawo i brzmi to jak niedelikatność. Był sobie skrzypek… Muzyka staje się tak sentymentalna, że aż nie można się przed nią obronić. Demarczyk patrzy przed siebie: jakby wspomina czy rozmawia z kimś, potem oddala się a koło nas pojawia się skrzypek Sercowicz. Metr dalej prawdziwy skrzypek wykonują swoją partię. Kierownik zespołu muzycznego i zarazem kompozytor większości piosenek, Andrzej Zarycki, podchodzi do piosenkarki. Razem z nią zaśpiewa o „Ogniu w noc św. Jana” i za każdym razem w refrenie powita go śpiewny uśmiech Ewy.
„Tomaszów”, „Pieśń nad pieśniami”, „Sur le Pont d’Avignon”, „Wiersze Baczyńskiego”, „Cyganka”. A potem Demarczyk gwałtownie odwraca się i zbiega ze sceny. U szczytu muzycznej emocji. Pozostaje nienasycone apogeum, które zamiera. Na sali elektryczność. Między sceną i widownią jest takie napięcie, że można by zapalić żarówkę. Oklaski trwają długo, ale nie ma bisu. Tych miłosnych „Dziadów”; teatru, w którym muzyka spełnia rolę medium wywołującego duchy kochanków, nie da się powtórzyć. Demarczyk ukłoni się sztywno i zbiegnie ze sceny. Seans skończony. Niech nienasycenie czyni legendę. Niech wraca wspomnienie nie powtórzonego.
Kiedyś udało mi się podejrzeć Ewę Demarczyk podczas próby. Ze zdumieniem słuchałem znanych sobie piosenek, śpiewanych zupełnie „na zimno”, bez emocji. Nie było napięcia, nie było oprawy, tylko misternie układane dźwięki. Spokojnie i dokładnie. Podczas koncertu wydawało się to takie naturalne, niesamowite samo przez się. Ale przecież to inscenizacja, teatr.
Ten efekt Demarczyk starannie wypracowała. Najpierw posiadła technikę aktorską i muzyczną (szkoła teatralna i muzyczna). Do niej dodała intuicję, dzięki której potrafiła zaprojektować nieomylnie trafną inscenizację każdego utworu. Wiedziała kiedy wzmocnić światło reflektorów, kiedy się odwrócić i wreszcie kiedy – wykorzystując emocję chwili – nagłym ruchem, nieoczekiwaną ucieczką ze sceny podkreślić jej wymowę. Śpiewane przez nią wiersze czasem były wyrafinowane a czasem banalne jak słowa jarmarcznej piosenki. Wyłaniające się z nich chmurne postacie, rysowane głosem i nastrojem, złożyły się na spójną wizję posępnego świata, pełnego daremnej tkliwości, samotności, buntu i nieśmiałej nadziei. To nieprawda, że Demarczyk była Czarnym Aniołem polskiej piosenki. Ona całkiem świadomie grała rolę Czarnego Anioł”.

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior,
zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne ptasi świt.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.Kto mi odda moje zapatrzenie
i mój cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny są – coraz młodsze.I niedługo już – tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienieZiemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
Wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
Futrem iskrząc zwiną wszystko
W barwy burz,
w serduszka listków,
w deszczu siwy splot.Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
Długa wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie,
aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy.
„Kochany” – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
jak włosów miękkich smugą, lilie z niej pachną tak mocno,
że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,
i wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy – czuję,
że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie powoli,
jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku
i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,
aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głos miękki
stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągniecie ręki.
„Kochany” – szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramionaLas nocą rośnie.
Otchłań otwiera 
usta ogromne, chłonie i ssie.Przeszli, przepadli; dym tylko dusi
i krzyk wysoki we mgle, we mgle.Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
K.K Baczyński
Obraz może zawierać: 1 osoba, noc i zbliżenie

Sezon grzybowy!

Spójrzcie do tego powyższego wiaderka!

Całe wiaderko prawdziwków, a zdjęcie dostałam od mojego Zięcia!

Dziwię się, że w lesie jest dość sucho, a jednak prawdziwki się pojawiły.

Oczywiście każdy grzybiarz ma swoje, niezawodne miejsca i nikomu nie chce ich zdradzić!

Pamiętam czasy, kiedy byliśmy piękni i młodzi i w okresie grzybobrania nie odpuszczaliśmy.

Wstawaliśmy o 6 rano i szykowaliśmy wałówkę, aby jak najszybciej znaleźć się w lesie!

Mąż miał Gaza – 69 i to nim całą rodzinką jechaliśmy na piknik połączony ze zbieraniem grzybów.

Jechaliśmy do lasu nawet 2 godziny, ale zawsze się opłacało, a do domu wracaliśmy wieczorem.

Najczęściej grzyby były przeznaczone na susz, a suszyliśmy je na sitach nastawianych na kuchenkę gazową!

Pamiętam czas spędzony w samym lesie, kiedy wypożyczyliśmy wóz camping i tak mieszaliśmy 2 tygodnie.

Chodziłam sama do lasu i zebrałam bardzo dużo grzybów, a je suszyłam u znajomego i po ważeniu okazało się, że suszu było dwa i pół kilo.

Nie ususzone sprzedawałam hurtownikom, którzy przyjeżdżali pod wiejski sklep i skupowali świeże grzyby i płacili, a więc  udało mi się trochę zarobić.

Kiedy się suszy grzyby w domu, to jest nieziemski zapach, który uwielbiam, a w kuchni dość często sięgam po zapasy.

Najwięcej schodzi mi suszu na Święta Bożego Narodzenia, bo robię sporo sosu do racuchów drożdżowych, które moja rodzina uwielbia.

Ze zbieraniem grzybów wiąże się opowieść, kiedy mój Teść znawca tematu zostawił pełen koszyk z grzybami pod drzewem i tak się zakołował, że ten koszyk mu zginął.

Musieliśmy wszyscy udać się na poszukiwania, które skończyły się powodzeniem.

Innym razem mój Mąż poleciał za grzybem w las i się też zagubił, a my baliśmy się, że coś mu się stało.

Mąż doszedł do jakieś malutkiej wioski i przy pomocy dobrego człowieka odnalazł nas i samochód.

Jednym zdaniem w lesie trzeba się bardzo pilnować, bo łatwo się zakręcić i stracić orientację!

W związku z grzybami przypomina mi się też coś, kiedy miałam osiem lat.

Jednostka Wojskowa mojego Ojca zorganizowała wypad na grzyby.

Pamiętam, że jechałam wojskowym samochodem „Lublin” i przypominam sobie, że za Ojcem weszłam do brzydkiego lasu – zagajnika, w którym drzewa uschły.

W tym zagajniku znaleźliśmy ponad 200 cudnych, pachnących borowików i tu muszę oddać hołd Ojcu, że nauczył mnie zbierać grzyby i je nazywać!

Jedna Ukrainka nauczyła mnie jak smażyć większe kapelusze borowików, a więc trzeba je naciąć w kratkę i obtoczyć w cieście naleśnikowym i smażyć na patelni z dwóch stron – niech schabowy się chowa!

Umówiłam się dziś z Mężem, że we wtorek wybierzemy się do lasu i obyśmy mieli dobry dzień w zbieraniu grzybów i wrócą nam wspomnienia z młodości!

Zdjęcia poniższe są moje!

Obraz może zawierać: jedzenie

Obraz może zawierać: przyroda

Nie wrócą te lata, te lata szalone!

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

 

Tacy byliśmy jeszcze wczoraj i kiedy ten czas nam przelecił, że oto tak szybko staliśmy się Seniorami.

Nie mam zbyt wielu zdjęć z czasu, kiedy byłam panienką, a mój przyszły mąż – kawalerem.

Jeśli je mam, to były robione przez naszych znajomych, którzy gdzieś nas uchwycili na randce.

Jeśli takie zdjęcia znajduję w albumie, to traktuję je jak wielki skarb!

Nie mieliśmy komórek, smartfonów i nie robiliśmy sobie selfie, a to co zostało uwiecznione na kliszy było wywoływane w zakładach fotograficznych.

Ludzie na świecie dalej robią zdjęcia wszystkiego, ale te zdjęcia najczęściej trafiają do sieci i moje ostatnie także, bo to jest najkrótsza droga, by podzielić się nimi z innymi, a albumy są teraz passe.

Więcej rodzinnych zdjęć powstało wówczas, kiedy dostępne były aparaty fotograficzne, do których zakładało sie kliszę i można było zrobić bodajże tylko 36 zdjęć, ale to była frajda, kiedy się je wywołało i potem oglądało!

Minął czas nie widomo kiedy i nagle po latach spoglądamy w lustro i widzimy zupełnie inne twarze – starość nie radość – widzimy!

Jeśli tylko zdrowie jako tako dopisuje, to i starość może być interesująca i nie straszne są zmarszczki i siwe włosy.

Gapię się często na mego Męża i widzę jego siwiznę, choć kiedyś był kruczo – czarny, a on pewnie gapi się na mnie i mówi – ufarbuj już włosy! Słodkie to z jego strony, bo mi sam tę farbę kupuje.

Uzupełniamy się na starsze czasy i strach myśleć, co będzie za tydzień, miesiąc, rok!

Właśnie na te strasze lata włączają się przypominajki i wspominamy, to jak nam to życie upłynęło i kim byliśmy w tym jedynym, danym nam życiu?

Jacy byliśmy i jakie popełniliśmy błędy i co byśmy zmienili, poprawili, naprawili jeśli by była taka możliwość?

 

http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,107881,18093098,kazdy-z-nas-patrzac-w-lustro-widzi-siebie-z-mlodosci-te-zdjecia.html

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi i w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją, garnitur i w budynku

 

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie siedzą i w budynku

 

 

Pamiętnik wyciągnięty z sekretnego miejsca!

Znalezione obrazy dla zapytania pamiętnik

Kiedy miałam 16 -17 lat, jako nastolatka pisałam bardzo systematycznie swój, osobisty pamiętnik.

To było bardzo dawno, bo 45 lat temu i mam go ciągle schowanego w sekretnym miejscu.

Nie wiedzieć czemu – dziś sobie o tym przypomniałam i wyciągnęłam go na światło dzienne.

Usiadłam na balkonie i zaczęłam czytać o tym, co działo się w moim życiu 45 lat temu, a nie działo się dobrze.

Pisałam bardzo systematycznie i zawierałam w swoim pamiętniku swoje myśli, przeżycia i pisałam o jedynej miłości jaką już przeżywałam.

Dużo pisałam o szkole, o nauczycielach w szkole średniej i o koleżankach.

Pisałam bardzo szczerze i nie wybielałam siebie, a często ganiłam i miałam wyrzuty sumienia, kiedy wydawało mi się, że postapiłam źle i nagannie.

W pamiętniku są wciąż bilety do kina, czy do Teatru w Szczecinie, czy Poznaiu i wiersze wyczytane w gazetach, bo przecież Intenetu nie było.

Te dwa lata nie były rodzinnie dobre, bo się dużo działo złych rzeczy za przyczyną ojca alkoholika i jest w pamiętniku wszystko, co mną wówczas targało.

W jednym wpisie napisałam, że pewnie będę się śmiała ze swojego pamiętnika, kiedy będą dorosłą kobietą, która jako nastolatka – dramatyzowała.

Jednak dziś się tak nie stało, bo pisałam bardzo obrazowo i przeniosłam się w moje mroczne czasy dzieciństwa i okazało się, że na nowo to wszystko przeżywałam. W pamiętniku nie było koloryzowania, a jest brutalna prawda.

Odświeżyłam sobie pamięć odnośnie mojego charakteru pisma i okazało się dziś, że było bardzo schludne, proste i dostojne oraz bardzo czytelne. Dziś już tak schludnie nie piszę, bo piszę na klawiaturze!

Jako nastoletnia dziewczyna wiedziałam i przewidziałam, że mój ojciec popełni samobójstwo i tak też się stało.

Obserwowałam zachowanie mojego ojca i przeczuwałam, że skończy źle i taki oto dowód mam na to, ze swojego pamiętnika, co przytaczam:

Znalezione obrazy dla zapytania linie gify

 

„24.03.1973 r.

Jest sobota, na którą tak długo czekałam.

Poszłam na upragnioną randkę i znów jestem bardzo nieszczęśliwa.

Tak bardzo pragnę miłości, ale nasze randki trwają tylko trzy godziny.

Jakie to życie jest okrutne, a los uwziął się na mnie.

Jestem rozbita jak statek na burzliwym morzu.

Gdy fala mocniej uderzy, to bardziej się rozsypuję.

Ojciec się wścieka i mówi takie rzeczy, które całkowicie wypaczają mój charakter.

Czasami myślę, że  on jest bliski tego, aby popełnić samobójstwo.

Może to, o czym piszę jest okrutne, ale naprawdę nie ma w moim sercu dla niego litości”

Wieki całe nie było mojej nie rymowanki :)

 

Mocno oświetlam lustro
i przed nim staję.
Przyglądam się i wcale się nie dziwię.
Na mej twarzy są zmarszczki do zniesienia i są ładne.

Palcami grzebię we włosach szukając siwizny.
Jest na skroniach jeszcze nie pomalowana,
ale farba czeka na użycie.
Patrzę na szyję i widzę, że nie jest już łabędzia,
ale nie spędza mi to z oczu snu.
Poleciały te lata szalone i czas zrobił swoje,
co nie znaczy, że tam głęboko w duszy
nie mam wciąż osiemnastu lat.
Nie dziwcie się, że moje serce i dusza
się nie zestarzały, choć dziwię się sama i ja.

Wybaczcie mi dzieci i wybacz mężu, że nie jestem

nobliwą matroną, ale może się taką stanę, gdy

umierać przyjdzie mi.

Jak młodzi widzą Seniorów :) Duże zaskoczenie :)

Kampania AARP, w której zapytano młode pokolenie o to jak wygląda „starość”, a później pokazano im prawdziwych „starych” ludzi. 
Film w ciągu pierwszego tygodnia obejrzało przeszło 10 milionów odbiorców.

MAŁŻEŃSTWO

Że tak im było dane
zestarzeć się jak świątkom przy drodze
tak samo spróchniali
tak samo
poorani mrozem i zawieją

Że tak im dozwolono
iść serce w serce
biodro w biodro
zmarszczka w zmarszczkę

Że tak im darowano
istnieć w sobie podwójnie
i milczeć wzajemnie

Że tak im dopuszczono
by nawet w sen wchodzili razem
on ją obejmował na poduszce
by o kamień snu nie zraniła stopy

Że tak ich wysłuchano
aby to on
czerwone jabłko niósł jej do szpitala
i ukląkł w jej ostatniej łzie

Anna Kamieńska