Archiwa tagu: młodość

Odeszła Ewa Demarczyk – pomału scena wielkich pustoszeje [*]

Dzisiaj dotarła do nas bardzo smutna wiadomość!

Oto w wieku 79 lat opuściła nas wielka postać sceny – Ewa Demarczyk.

Pamiętam jej występy w telewizji, choć byłam młodą dziewczyną, ale Jej twórczości artystycznej nie dało się nie zauważyć.

Frapowała mnie jej postać, bo taka zawsze była tajemnicza, ubrana na czarno, a do tego ten jej głos!

Odeszła ze świata artystycznego w 1972 roku, kiedy ja rozpoczynałam szkołę średnią, ale nigdy Jej nie zapomnę mimo, że wycofała się ze świata sceny i tak trudno było potem do Niej dotrzeć!

Odsunęła się i nie udzielała żadnych wywiadów i tak jakby została pustelnicą, żyjącą tylko w swoim świecie.

Wielu próbowało do Niej dotrzeć – namówić na powrót, ale tak naprawdę nikomu się to nie udało!

Pozostała więc wielką zagadką dla Jej wielbicieli, słuchaczy, odbiorców, dziennikarzy i wszystkich mediów!

Istnieją różne hipotezy dlaczego odeszła i jedni mówią, że straciła swój, charyzmatyczny głos – zaś inni mówią, iż chciała założyć własny teatr, ale ze względów finansowych, to się Jej nie udało!

Nie wiemy o Niej prawie nic, bo nic o Jej życiu prywatnym, ale najważniejsze, że pozostawiła po sobie cudowną poezję śpiewaną i jak dotąd nikt jej nie dorównał.

Pozostanie w naszej pamięci tą jedyną, która  zostawiła nam cudowne pieśni w mistrzowskim wykonaniu.

Dla mnie ten dzień był bardzo smutny, a kiedy w telewizji było o Niej wspomnienie, to tak po ludzku się zryczałam,  bo oto odchodzi moja młodość i fascynacja!

Któż może o Niej więcej wiedzieć – jak nie Tomasz Raczek, który tak Ją dzisiaj wspomniał!

„Tomasz Raczek
2 godz.

Zmarła EWA DEMARCZYK, największa interpretatorka polskiej piosenki aktorskiej. Była tak skoncentrowaną doskonałością, że jej piosenki można było smakować latami, bez obawy że utracą swoją siłę i intensywność. Jeździłem za nią po Polsce, byle tylko dostać się na jej koncert. Bywało, że siedziałem na scenie, wpuszczony przez nią za kulisy.
Pisałem o niej wielokrotnie. Raz nawet miałem zaszczyt podpisywać razem z nią swoją książkę „Karuzela z madonnami”, w której był poświęcony jej rozdział. Podpisywała go, bo uznała, że udało mi się uchwycić prawdę o niej. To był wspaniały moment – we Wrocławiu. Dostałem wtedy także od niej numer telefonu, jej płyty z autografem i obietnicą, że się kiedyś jeszcze spotkamy, nagramy długi wywiad, może film dokumentalny. Ale tak się nie stało. Dzwoniłem, próbowałem. Moment minął a Ewa Demarczyk świadomie pogrążała się w odmętach zapomnienia.
Dziś znów wszyscy o niej mówią. Tak bywa w chwili śmierci. Dopóki chcecie się jeszcze czegoś o niej dowiedzieć, przypominam mój tekst o niej z książki. Ten tekst, który sama uznała za sprawiedliwy wobec jej sztuki.
Ciemność. Po chwili punktowiec oświetla drobną, kobiecą sylwetkę przy mikrofonie. Demarczyk stoi skupiona, w czarnej prostej sukni bez żadnych ozdób. Za nią ośmiu muzyków ubranych w czarne garnitury, pod muchą, dyskretnie eleganckich. Pierwsze dźwięki. Stare piosenki mieszają się z nowymi. Słowa polskich wierszy – z obcymi, czasem odbieranymi tylko emocjonalnie, bez rozumienia treści.
Demarczyk śpiewa poemat Goethego „Nähe des Geliebten”, a za chwilę piękny wiersz niezwykłego poety z Salzburga, Georga Trakla („Muzyka w Ogrodzie Mirabel”). Ciepłe i piękne rosyjskie „Do babuni” Mariny Cwietajewej graniczą o moment tylko z rytmem „Ognia nocy św. Jana” chilijskiej laureatki Nagrody Nobla, Gabrieli Mistral. Wreszcie delikatne, nierzeczywiste słowa rodem jakby z jakiegoś niespokojnego snu, poezji Roberta Desnosa. Wszystko to dociera do nas jednym strumieniem niezwykłości.
Na scenie: czarne kotary, na czarno ubrani muzycy i w czarnej, prostej sukni Ewa Demarczyk. Muzyka jest gdzieś między nimi, równie elegancka jak oni i także pogrążona w mroku. Kilka reflektorów czasem tylko rozjarzy się rosnącą emocją. Ale twarz Ewy Demarczyk jest przez cały czas wyraźna: wykrzywione w grymasie usta i nieprzytomne oczy szalonej spirytystki. To za jej sprawą w naszych myślach pojawiają się różnojęzyczni bohaterowie nieszczęśliwych miłości.
Rebeka. Twarz Demarczyk opowiada smutną historię żydowskiej dziewczyny. Zahipnotyzowani, wpatrujemy się w jej oczy, a tam – stara studnia, zrozpaczona kochanka i.. odjeżdżająca limuzyna. Tylko chwila całkowitej ciemności oddziela ten obraz od następnego. Znowu punktowiec oświetla twarz Demarczyk i znowu odczytamy z niej inną opowieść: o dawnym balu, „Grand Valse Brillante”.
W jej śpiewie nie słychać wysiłku. Obrazy malowane są półgłosem; tylko w kulminacjach piosenek Demarczyk pozwala sobie na wykorzystanie jego całej mocy. Wtedy (poemat Goethego, „Taki pejzaż”) słychać jak wspaniały to głos i z jaką maestrią się nim posługuje. Rozumie się każde słowo, co ja mówię – każdą sylabę, w najtrudniejszych, nawet najbardziej karkołomnych piosenkach („Karuzela z madonnami”). „Taki pejzaż” to wręcz śpiewanie poszczególnych fonemów; koncert dźwięków, które nie mają już prawie znaczenia słów. Taki pejzaż.
Znów ciemność. Publiczność bije brawo i brzmi to jak niedelikatność. Był sobie skrzypek… Muzyka staje się tak sentymentalna, że aż nie można się przed nią obronić. Demarczyk patrzy przed siebie: jakby wspomina czy rozmawia z kimś, potem oddala się a koło nas pojawia się skrzypek Sercowicz. Metr dalej prawdziwy skrzypek wykonują swoją partię. Kierownik zespołu muzycznego i zarazem kompozytor większości piosenek, Andrzej Zarycki, podchodzi do piosenkarki. Razem z nią zaśpiewa o „Ogniu w noc św. Jana” i za każdym razem w refrenie powita go śpiewny uśmiech Ewy.
„Tomaszów”, „Pieśń nad pieśniami”, „Sur le Pont d’Avignon”, „Wiersze Baczyńskiego”, „Cyganka”. A potem Demarczyk gwałtownie odwraca się i zbiega ze sceny. U szczytu muzycznej emocji. Pozostaje nienasycone apogeum, które zamiera. Na sali elektryczność. Między sceną i widownią jest takie napięcie, że można by zapalić żarówkę. Oklaski trwają długo, ale nie ma bisu. Tych miłosnych „Dziadów”; teatru, w którym muzyka spełnia rolę medium wywołującego duchy kochanków, nie da się powtórzyć. Demarczyk ukłoni się sztywno i zbiegnie ze sceny. Seans skończony. Niech nienasycenie czyni legendę. Niech wraca wspomnienie nie powtórzonego.
Kiedyś udało mi się podejrzeć Ewę Demarczyk podczas próby. Ze zdumieniem słuchałem znanych sobie piosenek, śpiewanych zupełnie „na zimno”, bez emocji. Nie było napięcia, nie było oprawy, tylko misternie układane dźwięki. Spokojnie i dokładnie. Podczas koncertu wydawało się to takie naturalne, niesamowite samo przez się. Ale przecież to inscenizacja, teatr.
Ten efekt Demarczyk starannie wypracowała. Najpierw posiadła technikę aktorską i muzyczną (szkoła teatralna i muzyczna). Do niej dodała intuicję, dzięki której potrafiła zaprojektować nieomylnie trafną inscenizację każdego utworu. Wiedziała kiedy wzmocnić światło reflektorów, kiedy się odwrócić i wreszcie kiedy – wykorzystując emocję chwili – nagłym ruchem, nieoczekiwaną ucieczką ze sceny podkreślić jej wymowę. Śpiewane przez nią wiersze czasem były wyrafinowane a czasem banalne jak słowa jarmarcznej piosenki. Wyłaniające się z nich chmurne postacie, rysowane głosem i nastrojem, złożyły się na spójną wizję posępnego świata, pełnego daremnej tkliwości, samotności, buntu i nieśmiałej nadziei. To nieprawda, że Demarczyk była Czarnym Aniołem polskiej piosenki. Ona całkiem świadomie grała rolę Czarnego Anioł”.

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior,
zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne ptasi świt.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.Kto mi odda moje zapatrzenie
i mój cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny są – coraz młodsze.I niedługo już – tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienieZiemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
Wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
Futrem iskrząc zwiną wszystko
W barwy burz,
w serduszka listków,
w deszczu siwy splot.Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
Długa wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie,
aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy.
„Kochany” – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
jak włosów miękkich smugą, lilie z niej pachną tak mocno,
że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,
i wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy – czuję,
że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie powoli,
jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku
i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,
aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głos miękki
stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągniecie ręki.
„Kochany” – szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramionaLas nocą rośnie.
Otchłań otwiera 
usta ogromne, chłonie i ssie.Przeszli, przepadli; dym tylko dusi
i krzyk wysoki we mgle, we mgle.Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
K.K Baczyński
Obraz może zawierać: 1 osoba, noc i zbliżenie

Sezon grzybowy!

Spójrzcie do tego powyższego wiaderka!

Całe wiaderko prawdziwków, a zdjęcie dostałam od mojego Zięcia!

Dziwię się, że w lesie jest dość sucho, a jednak prawdziwki się pojawiły.

Oczywiście każdy grzybiarz ma swoje, niezawodne miejsca i nikomu nie chce ich zdradzić!

Pamiętam czasy, kiedy byliśmy piękni i młodzi i w okresie grzybobrania nie odpuszczaliśmy.

Wstawaliśmy o 6 rano i szykowaliśmy wałówkę, aby jak najszybciej znaleźć się w lesie!

Mąż miał Gaza – 69 i to nim całą rodzinką jechaliśmy na piknik połączony ze zbieraniem grzybów.

Jechaliśmy do lasu nawet 2 godziny, ale zawsze się opłacało, a do domu wracaliśmy wieczorem.

Najczęściej grzyby były przeznaczone na susz, a suszyliśmy je na sitach nastawianych na kuchenkę gazową!

Pamiętam czas spędzony w samym lesie, kiedy wypożyczyliśmy wóz camping i tak mieszaliśmy 2 tygodnie.

Chodziłam sama do lasu i zebrałam bardzo dużo grzybów, a je suszyłam u znajomego i po ważeniu okazało się, że suszu było dwa i pół kilo.

Nie ususzone sprzedawałam hurtownikom, którzy przyjeżdżali pod wiejski sklep i skupowali świeże grzyby i płacili, a więc  udało mi się trochę zarobić.

Kiedy się suszy grzyby w domu, to jest nieziemski zapach, który uwielbiam, a w kuchni dość często sięgam po zapasy.

Najwięcej schodzi mi suszu na Święta Bożego Narodzenia, bo robię sporo sosu do racuchów drożdżowych, które moja rodzina uwielbia.

Ze zbieraniem grzybów wiąże się opowieść, kiedy mój Teść znawca tematu zostawił pełen koszyk z grzybami pod drzewem i tak się zakołował, że ten koszyk mu zginął.

Musieliśmy wszyscy udać się na poszukiwania, które skończyły się powodzeniem.

Innym razem mój Mąż poleciał za grzybem w las i się też zagubił, a my baliśmy się, że coś mu się stało.

Mąż doszedł do jakieś malutkiej wioski i przy pomocy dobrego człowieka odnalazł nas i samochód.

Jednym zdaniem w lesie trzeba się bardzo pilnować, bo łatwo się zakręcić i stracić orientację!

W związku z grzybami przypomina mi się też coś, kiedy miałam osiem lat.

Jednostka Wojskowa mojego Ojca zorganizowała wypad na grzyby.

Pamiętam, że jechałam wojskowym samochodem „Lublin” i przypominam sobie, że za Ojcem weszłam do brzydkiego lasu – zagajnika, w którym drzewa uschły.

W tym zagajniku znaleźliśmy ponad 200 cudnych, pachnących borowików i tu muszę oddać hołd Ojcu, że nauczył mnie zbierać grzyby i je nazywać!

Jedna Ukrainka nauczyła mnie jak smażyć większe kapelusze borowików, a więc trzeba je naciąć w kratkę i obtoczyć w cieście naleśnikowym i smażyć na patelni z dwóch stron – niech schabowy się chowa!

Umówiłam się dziś z Mężem, że we wtorek wybierzemy się do lasu i obyśmy mieli dobry dzień w zbieraniu grzybów i wrócą nam wspomnienia z młodości!

Zdjęcia poniższe są moje!

Obraz może zawierać: jedzenie

Obraz może zawierać: przyroda

Nie wrócą te lata, te lata szalone!

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

 

Tacy byliśmy jeszcze wczoraj i kiedy ten czas nam przelecił, że oto tak szybko staliśmy się Seniorami.

Nie mam zbyt wielu zdjęć z czasu, kiedy byłam panienką, a mój przyszły mąż – kawalerem.

Jeśli je mam, to były robione przez naszych znajomych, którzy gdzieś nas uchwycili na randce.

Jeśli takie zdjęcia znajduję w albumie, to traktuję je jak wielki skarb!

Nie mieliśmy komórek, smartfonów i nie robiliśmy sobie selfie, a to co zostało uwiecznione na kliszy było wywoływane w zakładach fotograficznych.

Ludzie na świecie dalej robią zdjęcia wszystkiego, ale te zdjęcia najczęściej trafiają do sieci i moje ostatnie także, bo to jest najkrótsza droga, by podzielić się nimi z innymi, a albumy są teraz passe.

Więcej rodzinnych zdjęć powstało wówczas, kiedy dostępne były aparaty fotograficzne, do których zakładało sie kliszę i można było zrobić bodajże tylko 36 zdjęć, ale to była frajda, kiedy się je wywołało i potem oglądało!

Minął czas nie widomo kiedy i nagle po latach spoglądamy w lustro i widzimy zupełnie inne twarze – starość nie radość – widzimy!

Jeśli tylko zdrowie jako tako dopisuje, to i starość może być interesująca i nie straszne są zmarszczki i siwe włosy.

Gapię się często na mego Męża i widzę jego siwiznę, choć kiedyś był kruczo – czarny, a on pewnie gapi się na mnie i mówi – ufarbuj już włosy! Słodkie to z jego strony, bo mi sam tę farbę kupuje.

Uzupełniamy się na starsze czasy i strach myśleć, co będzie za tydzień, miesiąc, rok!

Właśnie na te strasze lata włączają się przypominajki i wspominamy, to jak nam to życie upłynęło i kim byliśmy w tym jedynym, danym nam życiu?

Jacy byliśmy i jakie popełniliśmy błędy i co byśmy zmienili, poprawili, naprawili jeśli by była taka możliwość?

 

http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,107881,18093098,kazdy-z-nas-patrzac-w-lustro-widzi-siebie-z-mlodosci-te-zdjecia.html

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi i w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją, garnitur i w budynku

 

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie siedzą i w budynku

 

 

Pamiętnik wyciągnięty z sekretnego miejsca!

Znalezione obrazy dla zapytania pamiętnik

Kiedy miałam 16 -17 lat, jako nastolatka pisałam bardzo systematycznie swój, osobisty pamiętnik.

To było bardzo dawno, bo 45 lat temu i mam go ciągle schowanego w sekretnym miejscu.

Nie wiedzieć czemu – dziś sobie o tym przypomniałam i wyciągnęłam go na światło dzienne.

Usiadłam na balkonie i zaczęłam czytać o tym, co działo się w moim życiu 45 lat temu, a nie działo się dobrze.

Pisałam bardzo systematycznie i zawierałam w swoim pamiętniku swoje myśli, przeżycia i pisałam o jedynej miłości jaką już przeżywałam.

Dużo pisałam o szkole, o nauczycielach w szkole średniej i o koleżankach.

Pisałam bardzo szczerze i nie wybielałam siebie, a często ganiłam i miałam wyrzuty sumienia, kiedy wydawało mi się, że postapiłam źle i nagannie.

W pamiętniku są wciąż bilety do kina, czy do Teatru w Szczecinie, czy Poznaiu i wiersze wyczytane w gazetach, bo przecież Intenetu nie było.

Te dwa lata nie były rodzinnie dobre, bo się dużo działo złych rzeczy za przyczyną ojca alkoholika i jest w pamiętniku wszystko, co mną wówczas targało.

W jednym wpisie napisałam, że pewnie będę się śmiała ze swojego pamiętnika, kiedy będą dorosłą kobietą, która jako nastolatka – dramatyzowała.

Jednak dziś się tak nie stało, bo pisałam bardzo obrazowo i przeniosłam się w moje mroczne czasy dzieciństwa i okazało się, że na nowo to wszystko przeżywałam. W pamiętniku nie było koloryzowania, a jest brutalna prawda.

Odświeżyłam sobie pamięć odnośnie mojego charakteru pisma i okazało się dziś, że było bardzo schludne, proste i dostojne oraz bardzo czytelne. Dziś już tak schludnie nie piszę, bo piszę na klawiaturze!

Jako nastoletnia dziewczyna wiedziałam i przewidziałam, że mój ojciec popełni samobójstwo i tak też się stało.

Obserwowałam zachowanie mojego ojca i przeczuwałam, że skończy źle i taki oto dowód mam na to, ze swojego pamiętnika, co przytaczam:

Znalezione obrazy dla zapytania linie gify

 

„24.03.1973 r.

Jest sobota, na którą tak długo czekałam.

Poszłam na upragnioną randkę i znów jestem bardzo nieszczęśliwa.

Tak bardzo pragnę miłości, ale nasze randki trwają tylko trzy godziny.

Jakie to życie jest okrutne, a los uwziął się na mnie.

Jestem rozbita jak statek na burzliwym morzu.

Gdy fala mocniej uderzy, to bardziej się rozsypuję.

Ojciec się wścieka i mówi takie rzeczy, które całkowicie wypaczają mój charakter.

Czasami myślę, że  on jest bliski tego, aby popełnić samobójstwo.

Może to, o czym piszę jest okrutne, ale naprawdę nie ma w moim sercu dla niego litości”

Wieki całe nie było mojej nie rymowanki :)

 

Mocno oświetlam lustro
i przed nim staję.
Przyglądam się i wcale się nie dziwię.
Na mej twarzy są zmarszczki do zniesienia i są ładne.

Palcami grzebię we włosach szukając siwizny.
Jest na skroniach jeszcze nie pomalowana,
ale farba czeka na użycie.
Patrzę na szyję i widzę, że nie jest już łabędzia,
ale nie spędza mi to z oczu snu.
Poleciały te lata szalone i czas zrobił swoje,
co nie znaczy, że tam głęboko w duszy
nie mam wciąż osiemnastu lat.
Nie dziwcie się, że moje serce i dusza
się nie zestarzały, choć dziwię się sama i ja.

Wybaczcie mi dzieci i wybacz mężu, że nie jestem

nobliwą matroną, ale może się taką stanę, gdy

umierać przyjdzie mi.

Jak młodzi widzą Seniorów :) Duże zaskoczenie :)

Kampania AARP, w której zapytano młode pokolenie o to jak wygląda „starość”, a później pokazano im prawdziwych „starych” ludzi. 
Film w ciągu pierwszego tygodnia obejrzało przeszło 10 milionów odbiorców.

MAŁŻEŃSTWO

Że tak im było dane
zestarzeć się jak świątkom przy drodze
tak samo spróchniali
tak samo
poorani mrozem i zawieją

Że tak im dozwolono
iść serce w serce
biodro w biodro
zmarszczka w zmarszczkę

Że tak im darowano
istnieć w sobie podwójnie
i milczeć wzajemnie

Że tak im dopuszczono
by nawet w sen wchodzili razem
on ją obejmował na poduszce
by o kamień snu nie zraniła stopy

Że tak ich wysłuchano
aby to on
czerwone jabłko niósł jej do szpitala
i ukląkł w jej ostatniej łzie

Anna Kamieńska

Kochajmy starsze panie, panie :)

Wszystko się zaczęło od generałowej Jaruzelskiej, która podejrzewała swojego męża, już wiekowego o romans z gospodynią domową. Mówiła w brukowcach, że jej mąż to jest Amoroso i ona się z nim rozwiedzie. Nie zdążyła, bo generał Jaruzelski zmarł.

Druga generałowa Kiszczakowa stała się na naszych oczach najdroższą szafiarką w Polsce, która za 90 tysięcy chciała opylić papiery i tu podkreślam, że nie tylko na Wałęsę. Poczuła wiatr w żagle i kiedy generał Kiszczak zmarł – to ewidentnie zaszalała i kto wie, ale może zmieniła bieg historii polskiej.

I tu dochodzimy do innej starszej pani, która za czasów naszej młodości umilała nam telewizyjny czas. Była śliczna i miło się ją odbierało, a teraz kiedy Kurski robi telewizję Narodową, to pani Wander zapragnęła powrotu do telewizji. Twierdzi, że skoro ma burzę, swoich włosów i wciąż swoje zęby, to chętnie przyjmie propozycję, by na nowo zaistnieć w telewizji. 😀 Pani Wander jest zapewniana przez znajomych, że wciąż wygląda świetnie. Ja bym radziła, aby znajomych zmieniła na bardziej szczerych. 😀

Jednym słowem nigdy nie wiadomo, co kobiecie na starość do głowy przyjdzie. 😀 Aż się boję o siebie. 😀

Bogumiła Wander też chce wrócić do telewizji. „Znajomi mówią mi, że dobrze wyglądam!”

 

 

 
Nowi szefowie TVP postanowili powrócić do kilku pomysłów sprzed lat, które, ich zdaniem, sprawdzą się w nowej, „narodowej” telewizji. Po latach przerwy mają zostać przywrócone takie programy jak magazyn kulturalny PegazTeleranek oraz popularnonaukowa Sonda. Toczą się także negocjacje w sprawie powrotu Wielkiej Gry, jednak prowadząca program Stanisława Ryster odmawia, w obawie, że program będzie robiony byle jak.

Swoją szansę w odświeżaniu starych formatów dostrzegła też dawna prezenterka Bogumiła Wander. Mimo że skończyła już 72 lata, szykuje się do powrotu na antenę.

Nie utyłam, nie mam braków w uzębieniu i wszystkie zęby mam swoje – reklamuje się wFakcieGęste włosy też są moje. Nie mam sklerozy, dobrze się czuję. Przyjaciele i znajomi powtarzają mi, że dobrze wyglądam. Nie czuję się ograniczona wiekiem.

Wander pracowała w TVP od 1970 roku. W 2002 roku złożyła wymówienie, bo czuła się odsuwana na boczny tor. Jak zapewnia w Fakcie, nie straciła kontaktu z telewizją, więc na pewno szybko przypomni sobie dawne obowiązki.

Często bywam w telewizji śniadaniowej jako gość – wyjaśnia w tabloidzie.

Myślicie, że uda jej się jeszcze wrócić do TVP?

 

 

 

Seniorze nie bój się policzyć zmarszczek na swojej twarzy :)

Dzień dobry w dniu wyborów. 🙂

Czas biegnie jak szalony i chyba wszyscy odczuwamy, a może najbardziej w wieku Seniora, że dni uciekają, choć my już nic nie musimy przecież.

Zrobiliśmy w swoim życiu, to co było do zrobienia, a teraz przyszedł czas na zasłużony odpoczynek i już tylko żyć i nie umierać.

Ale to nie jest takie proste, bo wystarczy spojrzeć w lustro, by zauważyć jak bardzo nas to życie zmieniło. Kiedyś mieliśmy długie, mocne włosy. Dziewczęta zaplatały cudne warkocze, a panowie nosili na głowie gęstą czuprynę. Kiedyś byłyśmy śliczne, szczupłe, pełne życia i uśmiechu, a panowie silni i męscy i żadne góry do przenoszenia nie były im straszne, bo kochani – byliśmy po prostu młodzi!

Nie wiadomo kiedy się bardziej starzejmy, bo czy ten proces następuje w ciągu dnia, a może kiedy śpimy i nie zauważamy, że się zmieniamy sukcesywnie i nieubłaganie.

Nagle nasze ciała się zmieniają i z jędrnych, zamieniamy się w pomarszczone osobniki i zaczyna się tu i tam starzeć nasze ciało. Jeszcze do tego dochodzą różne choroby, które dają się we znaki, gdyż tu i tam boli i strzyka i po tym rozpoznajemy też, że coś się zaczyna kończyć. Zauważamy, że jest nam już bliżej, niż dalej i jeśli się tak wgłębić w swoje myśli zaczynamy się z lekka bać, tego co niestety, ale nadejdzie.

Byłam u swojej Mamy w odwiedzinach i choć moja Mama nie skarży się na swoje zdrowie, to jednak od czasu do czasu zdarza się jej stwierdzić, że starość się Panu Bogu nie udała, a jak ja mogę wesprzeć swoją Mamę, kiedy doskonale ją rozumiem, bo i mnie dopadają już wszelkie schorzenia. Coraz bardziej sobie one we mnie poczynają. Możemy obie tylko stwierdzić jednoznacznie, że tak, to prawda, że starość bywa okrutna i nie ma przed nią ucieczki, ale może warto przyjąć ten proces z odrobiną uśmiechu, aby nie stać się gderliwym, niechcianym staruchem, bo jeśli coś boli, to znaczy, że jeszcze się żyje.

Oczywiście ten uśmiech nie dotyczy osób, które cierpią na chroniczny, nieuleczalny ból, bo to by było poniżej pasa z mojej strony.

Miłego dnia kochani i spójrzcie na swoje zdjęcia z młodych lat i wróćcie do tych najpiękniejszych, kiedy nic nam strasznym nie było. Spójrzcie w lustro i nie bójcie się policzyć swoich zmarszczek, bo każda z nich o czymś opowiada. Opowiada historię z naszego życia i jest mapą wyjątkową i niepowtarzalną.

Miłego dnia.

 JAK SIE CZUJĘ

 

Kiedy ktoś zapyta, jak się dziś czuję

Grzecznie mu odpowiem, że dobrze, dziękuję.

To, że mam artretyzm to, jeszcze nie wszystko,

Astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką.

Puls słaby, krew moja w cholesterol bogata…

Lecz dobrze się czuję jak na moje lata. 

 

Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,

Choć zawsze wybieram najlatwiejszą drogę.

W nocy przez bezsenność bardzo się morduję,

A przyjdzie ranek… znów się dobrze czuję.

Mam zawroty glowy, pamięć „figle” płata,

Lecz dobrze się czuję jak na swoje lata.

 

Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi.

że kiedy starośc i niemoc przychodzi,

To lepiej zgodzić się ze strzykaniem kości

I nie opowiadać o swojej starości.

Zaciskając zęby z tym losem się pogódź

J wszystkich wkoło chorobami nie nudź!

 

Powiadają:”Starość okresem jest zlotym”.

Kiedy spać się kładę zawsze myślę o tym

„Uszy” mam w pudelku, „zęby” w wodzie studzę.

„Oczy” na stoliku, zanim się obudzę…

Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuję:

„Czy to wszystkie części które się wyjmuje?”

 

Za czasów młodości (mówię bez przesady)

Łatwe były biegi, skoki i przysiady.

W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało,

żeby bez zmeczenia przetańczyć noc całą…

A teraz na starość czasy się zmieniły,

Spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

 

Dobra rada dla tych, którzy się starzeją:

Niech zacisną zeby i z zycia się śmieją.

Kiedy wstaną rano, „części” pozbierają,

Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają.

Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,

To znaczy, że zdrowi i się dobrze czują.

 

                                   Józefa    Juchta

 

Już nie ma dzikich plaż?

Do tej notki skłoniło mnie zdjęcie z hiszpańskiej plaży, gdzie ludziska mają swoje, co najwyżej metr kwadratowy do wypoczynku i pławieniu się w morskiej bryzie i promieniach słonecznych. Z tego zdjęcia można wywnioskować, że ludzie są ssakami stadnymi i bardzo boją się samotności, a więc lgną do siebie jak stadne pingwiny ha ha

Na pewno gdzieś, parę kilometrów jest pusta plaża, gdzie można swobodnie i bez skrępowania się położyć na ciepłym piasku i oddać  kontemplacji, a jednak ludzie wolą być w gromadach, choć nie ma gdzie wcisnąć palca. Każdy wypoczywa jak chce i  mnie się w związku z tym przypomniały nasze młode lata, kiedy to każdego roku, latem nasz dom był zamknięty na klucz, bo nie było nas w domu.

Od rana trwało pakowanie potrzebnych rzeczy, a więc picie i jedzenie i wyruszaliśmy nad nasze jezioro. Spędzaliśmy tam całe dnie z dziećmi, albo wyjeżdżaliśmy na biwaki, zabierając naprawdę spory ładunek namiotów, materacy, poduszek, garnków, no dosłownie mieliśmy wielką wprawę w pakowaniu. Wyjeżdżaliśmy na tydzień, albo dwa i kto by się tam bał komarów i kleszczy. Nie złego nikomu się nie wydarzyło i potrafiliśmy tak spędzać wakacje z dziećmi, albo jechaliśmy nad morze, na wczasy, kiedy dzieci już podrosły i przemierzały wakacyjne ścieżki ze swoimi rówieśnikami. 

To były wspaniałe czasy, a najbardziej na fakt, iż byliśmy młodymi ludźmi i nie straszne były nam gorące lata i kilometry do przejechania, czy też przejścia daleko, brzegiem morza. Uwielbiałam ten wakacyjny czas i tą słodką chwilę, spędzaną na gorącym pisaku, a kiedy byliśmy na wczasach, komfort, że jedzenie poddane pod nos, sprawiało, że o nic nie trzeba było się martwić. 

Niestety czas szybko zleciał, a lekarz zabronił przebywania na nasłonecznionych plażach, a więc zostaje balkon z parasolem i lektura i też słodkie lenistwo. Niech to będzie dziś dla mnie namiastka szerokiej i piaszczystej plaży, pod palmami 🙂

Wszystkim wypoczywającym, życzę wspaniałego weekendu, a ja czekam także na moje wnuki, które już korzystają z uroków naszego jeziora.