Archiwa tagu: Ojciec

Dzień Ojca!

Mama i Ojciec pięknie się ubrali i zabrali mnie 8 miesięczną do fotografa.

Potem było już tylko gorzej, ale ja jeszcze o tym nie wiedziałam, ufnie patrząc na świat.

Była niewyobrażalna przemoc i każdego roku w Dzień Ojca wyję, bo tego nie da się zapomnieć!

Nie lubię Dnia Ojca, bo każdego roku od nowa przeżywam – jakie było, to moje dzieciństwo.

Ojciec mnie nienawidził od momentu, kiedy tylko przyszłam na świat.

Kiedyś mama się wygadała, że ojciec powiedział, że więźniowie w Auschwitz lepiej się wysypiali, kiedy ja maleńka w nocy płakałam.

Nasze dorastanie na tym świecie polega na tym, że z dzieciństwa niewiele pamiętamy.

Ja jednak twierdzę, że wszystko jest w naszym mózgu – w tzw. szufladkach schowane.

Oto dziś właśnie taka szufladka się otworzyła i ryczę cały wieczór.

Przypomniałam sobie, że kiedy mieszkaliśmy w Ustce, to mama i tata zabrali mnie i siostrę na plażę, bo było upalne lato, a ja miałam zaledwie 6 lat.

Rodzicie się pokłócili na tej plaży i ojciec wstał z koca i poszedł w stronę wzburzonego morza.

Po chwili nie było go widać, bo fale zakrywały jego postać, a ja stałam na brzegu roztrzęsiona i krzyczałam – tatusiu, tatusiu wracaj‼️

Kochałam ojca, ale bez wzajemności niestety, bo kiedy dorastałam go nie pamiętam, gdyż nigdy nie było go w domu.

Kariera wojskowa była ważniejsza, aniżeli rodzina.

Nigdy nie wziął mnie na kolana, nie przytulił i nie pokazał świata i może dlatego i ja nie jestem spontaniczna w okazywaniu uczuć, bo sama tego nie doznałam.

O mało nie zadźgał mnie nożem w plecy, kiedy stanęłam w obronie matki podczas wielkiej awantury domowej.

Mogłabym tak pisać i pisać, ale już nie mam siły jakie piekło mi zgotował i zawsze się zastanawiam dlaczego taki się stał mój ojciec.

Może zniszczył go system w PRL-u i się po prostu załamał.

Jedno zrobiłam dla niego, że kiedy rodzice się rozstali, a on totalnie zagubił, to załatwiłam mu dom Pomocy Społecznej i tam żył 7 lat, a potem popełnił samobójstwo.

Sprowadziłam ciało i jest pochowany na cmentarzu blisko mojego domu!

Kiedy mama zmarła została pochowana w tym samym grobie i mam nadzieję, że w końcu się tam dogadali!

I to by było na tyle!

Ojciec sadysta!

Każdy dorosły z nas wyniósł z domu jakieś wychowanie niezależnie jaki to był dom.

Osobiście twierdzę, że nie ma „domu bez złomu” i każdy z nas doświadczył różnych momentów, bo dobrych, ale i złych.

Ile razy sobie powtarzaliśmy, że nigdy nie będę taka/taki jak moja matka, albo jak mój ojciec i nie powtórzę ich błędów kiedy założę swoją rodzinę.

Oczywiście, że różnie to bywa, bo wszystko zależy od tego na jakiego partnera – partnerkę trafimy i jak się to życie małżeńskie układać będzie.

Ja wychodząc z domu i zakładając rodzinę przysięgłam sobie, że niezależnie ile dzieci będę miała, to będę je kochała jednakowo, jeśli nawet będą się od siebie różniły.

Przysięgi dotrzymałam i moje dzieci wiedzą, że je kocham cała sobą, mimo, że obie mają już po 40-tce.

Zawsze chciałam i dążyłam do tego, aby wyrosły na dobrych i empatycznych ludzi i to też mi się udało!

Niczego im nie narzucałam i one same wybrały swoją drogę i żadna nie ma pretensji, że coś im w życiu schrzaniłam i mam czyste sumienie.

Właśnie tak obserwuję tego naszego Anżeja, który wciąż maniakalnie powtarza, że jest prezydentem i tak się zastanawiam z jakiego domu on wyszedł, że jest tak pokrzywiony przez los.

Zapamiętam go z jego dziwacznych, napompowanych min i z tego, że wciąż klęczy, bo w domu, w windzie, na torach, w polu, w metrze i swetrze i tak dalej.

Kto go tak strasznie skrzywdził i okazuje się, że własny ojciec i własna matka zdruzgotali mu psychikę!

Straszne piekło przeszedł w domu, w którym ojciec okazał się sadystą, katolikiem i fanatykiem, że pokrzywił własne dzieci do bólu i śmieszności i czytamy:

„Wychowanie i klękanie, czyli prawa rodzina prezydenta Andrzeja Dudy.

Jan Duda zawsze pilnował, żeby jego dzieci miały piątki z religii i z polskiego. I żeby Andrzej raz w miesiącu się spowiadał. Dziś przestrzega przed „lewactwem i libertynizmem”.

Andrzej Duda na procesji Bo?ego Cia?a w Krakowie

Rodzice prezydenta? Niech mnie pani nie wypytuje, chcę mieć święty spokój – wielu rozmówców w Krakowie tak reaguje na pytania o rodziców prezydenta Andrzeja Dudy. Mówią, że odkąd wygrał wybory, rodzice zrobili się bardzo wrażliwi na punkcie tego, kto i co o nich mówi. Część osób, oczywiście anonimowo, tłumaczy, że państwo Dudowie to ludzie bogobojni, a liberalne media robią z nich katolickich talibów.

Rodzice prezydenta mieszkają w czteropiętrowym gierkowskim bloku z wielkiej płyty na krakowskim Prądniku Białym. Dla części moich rozmówców to był szok, gdy Dudowie opowiedzieli Milenie Kindziuk w wywiadzie rzece pt. „Rodzice prezydenta” o tym, jak w tym mieszkaniu przez lata modlili się wraz z trójką dzieci. Cała piątka klękała i zaczynała odmawiać „Ojcze nasz”.

Mama prezydenta opowiedziała w wywiadzie rzece, że mąż zrobił z tych codziennych modłów rytuał.

Przez cały adwent budziliśmy dzieci o świcie i o 6.30 rano byliśmy już w kościele na roratach. Codziennie. .

– Zanim doszliśmy do pacierza, zaczynaliśmy ze sobą swobodnie rozmawiać, klęcząc lub siedząc na podłodze. Każde z naszej piątki opowiadało, jak spędziło dzień, co ważnego się wydarzyło w przedszkolu, szkole, pracy. I tak niepostrzeżenie upływała cała godzina. Dopiero potem zaczynaliśmy się już naprawdę modlić – wspominała. Dudowie odprawiali razem z dziećmi w domu drogę krzyżową, klęcząc i rozważając kolejne stacje męki Pańskiej. – podkreślała Janina Milewska-Duda. – Chcieliśmy, żeby nasze dzieci traktowały życie religijne poważnie. Jaś był tu zresztą bardzo rygorystyczny”

Autor: Renata Grochal – Newsweek

Ojciec i córka!

Przeczytałam poniższy list ojca do swojej córki i się zwyczajnie popłakałam.

Każdemu dziecku potrzebny jest ojciec i matka.

Nie wystarczy tylko spłodzić dziecko i dać mu życie – nie wystarcza!

Trzeba jeszcze je wspierać na każdym etapie życia swojego dziecka – dzieci!

Ja tego nie miałam ze strony ojca, bo albo go w domu nie było, a potem po prostu pił i się awanturował.

Nie pamiętam rodzinnych świąt, spacerów, rozmów i nie pamiętam, żeby ojciec pokazywał mi i tłumaczył otaczający świat.

Nie nauczył mnie niczego, bo na przykład nazwy drzew, ptaków, gry w piłkę, jazdy na rowerze, łyżwach, bo nic takiego się nie działo.

W domu była przemoc, która została we mnie na całe życie, bo nie rozmawiało się o uczuciach, a na zimno katowało.

Ojciec nie interesował się jakie robię postępy w nauce, co robię, jakie mam stopnie.

Nawet nie wiedział, do której klasy chodzę i kto jest moim wychowawcą.

Nie był nigdy na wywiadówce, a i tak wciąż mi wmawiał, że jestem do niczego i nic ze mnie dobrego nie wyrośnie.

Wyśmiewał mój proces dojrzewania – dosłownie się śmiał ze mnie.

Odebrał mi poczucie mojej wartości na wiele lat z czym walczyłam – wiele lat, bo uwierzyłam, że jestem nic nie warta.

Zabił we mnie radość z młodości i musiałam bardzo szybko stać się dorosła.

Moje koleżanki często się mnie w szkole pytały dlaczego jestem taka poważna, a ja po prostu już taka byłam.

Dlatego ten list mnie tak bardzo wzruszył, bo nigdy nie miałam takiego taty, za którym tęskniłam, a nie dostałam nic!

Chcę też nadmienić, że ten list powinien przeczytać każdy rodzic, bo mama i tata.

Jest on o tym także, że nasze dziecko jest nasze i to rodzice mają prawo mu wpajać, iż żaden minister edukacji nie ma PRAWA ingerować w jego wychowanie w sposób narzucony przez partię!

Każdy mądry rodzic ma prawo się wtrącać w wychowanie przez szkołę i sprzeciwiać się choremu Czarnkowi, bo przyszłe społeczeństwo ma być mądre, szeroko myślące – światowo, a nie po kościelnej myśli!

Dość indoktrynacji naszych dzieci, wnuków, młodzieży!

Z tej mojej ścieżki życiowej sama przed sobą się przyznaję, że strasznie kocham moje Córki, ale zauważyłam, że nie potrafiłam też do końca być wylewna w stosunku do nich.

Nie wyniosłam tego z domu niestety i to się ciągnie za człowiekiem całe życie.

Wiem, że byłam dość szorstką i wymagającą matką, ale one wiedzą, że dla mnie i dla Męża, to są nasze „słoneczka”

„Córko, pamiętaj!

Jeśli ktoś Ci kiedyś powie, że coś jest z Tobą nie tak, to się z nim pożegnaj. Jestem Twoim ojcem i wiem lepiej – wszystko jest z Tobą ok.

Dopóki będziesz się czegoś bała, będziesz od tego zależna i będzie to kierowało Twoim życiem. Uwolnij się od tego a przekonasz się, że jesteś czymś znacznie więcej, niż sądziłaś na swój temat.

Zachowania należy zmieniać, ale Ty jako osoba jesteś niekwestionowalnie dobra, godna, wartościowa, ważna. Nie stań się upartym osłem popełniającym te same błędy i nie bierz osobiście feedbacku dotyczącego Twych ułomności.

Jeśli inni Cię nie rozumieją, to albo nie umiesz tego jeszcze właściwie przekazać albo wybrałaś niewłaściwego odbiorcę. Wybieraj tylko takich ludzi, przy których rośniesz i jesteś akceptowana.

Nie musisz być grzeczna, niewieścia, pasywna ani żadna inna. Możesz być taka, jaka chcesz i żaden leśny dziadek ani konserwa nie mają prawa ingerować w Twoją autonomię. Nikt nie wie lepiej od Ciebie jak masz żyć.

Nie kupuj bajek o tym, jaki model kobiety rzekomo jest dobry, bo to służy do kontroli mas – ofiar społecznego programowania, które wybierają pozorne bezpieczeństwo i akceptację zamiast wolności.

Po każdym rozstaniu, obojętnie, jak bolesnym, zawsze pojawia się miejsce na nowy związek. Gwarantuję Ci, że może być lepszy od poprzedniego – jeśli wyciągniesz wnioski. A jak ich nie wyciągniesz, w kolejnym będzie to samo.

Zaczniesz dojrzewać, gdy zobaczysz, że nie chcesz być taka jak Twoja matka. Gdy będziesz decydowała na bazie tego, co czujesz i będziesz gotowa do obrony swego stanowiska.

Nie musisz czcić rodziców, bo szacunek się zdobywa, a nie się do niego zmusza. To nie są bogowie, a ludzie. Współpracuj i komunikuj się z nimi. Usamodzielnij się. A potem stań najlepszym rodzicem dla siebie samej.

Nikogo nie zawiodłaś, bo nigdy nie byłaś narzędziem realizowania czyichś planów. Zawiedziesz jednak siebie, jeśli będziesz postępować wbrew sobie.

To nie facet, rząd, rodzice mają realizować Twoje potrzeby gdy już jesteś dorosła. Tylko Ty znasz siebie i tylko Ty możesz być za nie odpowiedzialna.

Możesz być, kim zechcesz. Planuj, motywuj się, realizuj, wyciągaj wnioski. Nie musisz się nikomu ani niczemu poświęcać. Nie wierz tym, co nazwą to egoizmem, bo oni nie rozumieją, że dopiero niezależny i spełniony człowiek może być wartością dla innych.

Jeśli ktoś Ci kiedyś powie, że musisz być bardziej twarda, to przytul ją mocno i doradź, by wybaczyła swoim rodzicom. Twardość to mechanizm obronny na lęk i odrzucenie. Zrób na te uczucia przestrzeń i przestań od nich uciekać.

Nie potrzebujesz akceptacji innych do budowania poczucia własnej wartości. Potrzebujesz kompetencji, które mają wartość rynkową i determinacji w osiąganiu swoich celów.

Słuchaj swojej intuicji. Badania zostaną obalone, rady się zmienią, ale to, co mówi Ci serce, pozostanie na zawsze Twoje. Ten wewnętrzny głos nie może być zagłuszony ani rozsądkiem ani radami innych.

Miłość nie jest magiczną siłą, która przychodzi i odchodzi. Można się jej nauczyć, a potem ją świadomie dawać i brać. W prawdziwych związkach jest fundament bliskości, namiętności i zaangażowania, komunikacji i zdrowej psyche, a nie magii.

Jeśli będziesz się porównywać do innych kobiet, to pamiętaj, że każda może mieć tyłek i piersi przykryte modnymi ciuchami oraz przypudrowane policzki, ale żadna nie ma takiego umysłu, duszy, historii osobistej, jak Ty. Porównuj jabłka tylko do jabłek.

Jeżeli żonaty facet będzie Ci mówił, że jest w trudnym związku i nie może odejść od żony, odejdź od niego jak najszybciej jeśli nie chcesz stać się środkiem do uzupełniania jego braków. Wykorzystuje Cię, a Ty się wykorzystywać dajesz.

Jak usłyszysz, że: za krótka sukienka, faceci tak mają, wyglądasz jak szkielet, nie jedz tyle, sama się prosiłaś, zimna się zrobiłaś, masz się uśmiechać, wciągnij brzuch, bądź cicho, nie pokazuj za dużo, nie przeklinaj, ściągasz na siebie uwagę, kiedy dzieci, feministka, nie płacz… To weź głęboki oddech i uświadom tę osobę, że czas się obudzić z kulturowego programowania.

Zawsze szukaj w ludziach dobra. Gdy poznasz cierpienie, przez które przechodzili, zrozumiesz, dlaczego są tacy, jacy są. Bądź wyrozumiała, tolerancyjna, spokojna.

Zarabiaj swoje pieniądze, rób swoje wykształcenie, miej swoje kompetencje, realizuj własne marzenia.

Ty zarządzasz i jesteś odpowiedzialna za swoje życie: nie los, nie religia, nie rodzice, nie kultura. Ty, Ty, Ty, Ty.

I choćby się waliło i paliło, choćby nie wiadomo jak było trudno, to chcę, byś pamiętała, że jesteś tak ważna, tak kochana, tak niepowtarzalna, że jest ktoś, kto bez sekundy zawahania mógłby dla Ciebie oddać swoje życie.

To święte prawo. Zapamiętaj je na zawsze.

Ściskam

Tata”

Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby, ludzie stoją, plaża i ocean

Jesiennie w duszy!

Jesień mamy i musimy się na to przygotować, bo nie wszyscy ją lubią.

U mnie dzisiaj było bardzo chłodno, a najbardziej w domu, a więc się podgrzewałam, choć idą wielkie podwyżki energii, ale zdrowie jest ważniejsze.

Dopiero i na szczęście wieczorem kaloryfery zaczęły grzać i zrobiło się przyjemnie i bezpiecznie, kiedy za oknem pada deszcz i naprawdę dość mocno wieje.

Mam więc swoje domowe ciepełko, a liczę, że pogoda nas jeszcze zaskoczy i będziemy mieli słoneczną namiastkę lata jeszcze.

Myślałam o czym tu dzisiaj napisać i do tego wpisu mnie natchnął Stasiu na swoim blogu, który w piątek u siebie zadał pytanie.

Aby mu odpowiedzieć – musiałam się chwilę zastanowić, a pytanie brzmiało – czy podałbyś rękę rodzicowi, który zrobił ci w dzieciństwie piekło na ziemi?

Niby zamknęłam w sobie ten temat i chyba wybaczyłam swojemu Ojcu, ale tego nie da się zrobić na zawsze i do końca, bo od czasu do czasu – dusza boli!

Byłam dziewczynką, a potem nastolatką, która miała w domu rodzinnym piekło właśnie.

Alkohol, bicie, rozwalanie mebli, wybijanie szyb w drzwiach i wielki strach.

Raz było tak, że za obronę matki przed ojcem dostałabym nożem w plecy, a w nocy trzeba było barykadować drzwi w strachu o nasze życie.

Trzeba było uciekać z domu do obcych ludzi i mieszkać z obcymi ludźmi!

Nie można było tak dalej żyć, a więc wymusiłam na Matce, by się z tyranem rozeszła, bo inaczej wszystkie skończymy na cmentarzu!

Po rozwodzie Ojciec dostał osobne mieszkanie, ale kompletnie sobie nie radził mimo dość wysokiej emeryturze.

Potem dostał mieszkanie w innym mieście i tam do niego jeździłam i wszystko się powtórzyło.

Sprzątałam, opłacałam rachunki, ale i tak wpuszczał do domu pijaków, którzy zdemolowali mieszkanie i okradali z pieniędzy.

Pewnego dnia dostałam telefon, że zebrali Ojca z ulicy i trafił do szpitala.

Pojechałam i poprosiłam ordynatora szpitala, aby znalazł Ojcu dobry Dom Opieki Społecznej.

Opisuję wszystko po krótce, bo nie da się tej traumy opisać dokładnie, a i wiele na szczęście uleciało z pamięci!

Minęło parę lat i miałam już swoją rodzinę i mogłabym sobie powiedzieć, że niech się dzieje z nim co chce, ale nie potrafiłam, bo gdzieś podskórnie go kochałam.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że zniszczył go ten komunistyczny system, bo Ojciec był żołnierzem LWP, a wówczas się działo.

Ordynator pewnego dnia zaprosił mnie na rozmowę w Gorzowie Wlkp. i oznajmił, że jest miejsce w DOS i czy się na to zagadzam.

Przewieziono Ojca do tego domu i tam też go odwieziałam.

Był to ośrodek cudownie wyremontowany z fantastycznym dyrektorem, którego też poznałam.

Tym sposobem przedłużyłam życie Ojcu o 7 lat, ale i tam nie potrafił się przystosować i pewnego dnia popełnił samobójstwo.

Sprowadziłam jego ciało na nasz cmentarz i przez rok, codziennie – przed pracą chodziłam zapalić mu światełko!

Potem mi to przeszło, kiedy w sobie poukładałam wszystko, a dwa lata temu dołączyła do niego Matka i mam nadzieję, że tam się już nie tłuką i nie kłócą!

Piszę o tym dlatego, że chyba zrobiłam wszystko dla człowieka, który się kompletnie pogubił w życiu!

Zrobiłam, co mogłam i zasypiam każdego wieczoru z czystym sumieniem.

Różnica pokoleniowa

Pokój dla dziewczynki - pomysły, inspiracje i aranżacje

Dzieci z normalnych rodzin, a nie z patologicznych mają się bardzo dobrze, gdyż rodzice są obecnie zrobić dla nich wszystko.

Pracują i zapewniają swoim dzieciom wszystko, co najlepsze, a więc poświęcają swoje życie by je wychować na dobrych ludzi, aby byli z nich dumni!

Ja babcia mam trzy Wnuczki i jednego Wnuka i wiem jak bardzo ich rodzice są zaangażowani, aby niczego im nie brakowało.

Od samego urodzenia dzieci są otoczone troskliwą opieką, a rodzice z całych sił je wychowują i poświęcają masę czasu swojego, aby być z dziećmi blisko!

Pokazują im świat w każdym okresie ich życia, a więc dzieci mają masę zabawek, gier planszowych, książeczek, a potem książek, a także ubrania często markowe!

Kiedy podrosną mają swoje pokoiki pięknie udekorowane na różowo dla dziewczynki i na niebiesko dla chłopczyka!

Dzieci mają po prostu swoje miejsce w domu tzw. azyl, aby mogło spokojnie się uczyć i rozwijać.

Dzieci są zabierane przez rodziców na spacery, aby pokazać im świat przyrody, choć teraz – w czasie pandemii jest to ryzykowne i dzieci tak jak my dorośli żyjemy w izolacji!

Niemniej współczesnym dzieciom niczego nie brakuje jeśli rodzice się postarają i o swoje potomstwo dbają, aby jak najmniej odczuły czasy pandemii.

Rodzicie rozsądni jeśli się kłócą, to tak aby dzieci tego nie słyszały, bo je chronią z całego serca i z troski o ich rozwój!

Mimo tego wszystkiego, bo tych zabiegów jakże często teraz dzieci nie potrafią docenić wysiłków rodziców i ich często nie doceniają!

Myślą, że wszystko im się należy i rodzice muszą spełniać ich każda zachciankę, bo np. zakupienie wypasionego laptopa, czy też smartfona i często to dostają, bo przecież rodzice pragną, aby ich dzieci były szczęśliwe.

Współczesne dzieci są roszczeniowe i muszą mieć to, co mają ich rówieśnicy, bo nie chcą odstawać od grupy i nie chcą czuć się gorsze.

Teraz rodzice wiedzą, że klaps, to jest bicie sporne sprawy załatwiają drogą rozmowy i tłumaczeniu, co jest dobre, a co złe i bardzo dobrze.

Był rok 1956 i przyszłam na świat ja!

Zabrali mnie do fotografa i wszyscy tak pięknie wyszliśmy!

Moi rodzice tacy przystojni, elegancko ubrani – chyba mnie kochający i ze mnie dumni!

Mijały lata, a ja rosłam i nie pamiętam szczęśliwego dzieciństwa, bo ojciec kiedy broniłam swojej matki przed przemocą o mało nie wbił mi nóż w plecy!

Nie raz dostałam od niego po pysku, bo nie godziłam się na przemoc domową.

Matka robiła co mogła, abym nie była głodna i obdarta, ale nie pamiętam tego, aby wzięła mnie na kolana i powiedziała – kocham cię!

Nikt mnie nie odprowadzał do  szkoły i nikt mnie z niej nie zabierał, a ojciec nie wiedział do której klasy ja chodzę, do której szkoły i jakie mam oceny na świadectwie.

Nie chcę się użalać na swój los, bo minęło tyle lat, ale jednak blizna jest w sercu, gdyż oboje mnie zawiedli. 

Niech spoczywają w pokoju!

Może być zdjęciem przedstawiającym 3 osoby

A jednak istnieje jeszcze ludzka życzliwość!

Po rozwodzie moich rodziców mój ojciec kompletnie sobie nie radził!

Wpadł w jeszcze większy alkoholizm, a pijaczki drobne go okradali dosłownie ze wszystkiego.

Znalazłam mu Dom Opieki, w czym mi pomógł pewien ordynator szpitala i tam ojca umieściłam!

Dom ten był świeżo po remoncie i naprawdę ojciec miał tam świetne warunki, łącznie z pokojem tylko dla siebie z telewizorem!

Myślałam, że tam siebie odnajdzie i będzie miał dobrą opiekę, wyżywienie, ubrania i tak też było, bo dość często go tam odwiedzałam!

Nigdy nie odnalazł tam siebie i stał się odludkiem!

Był w tym domu 7 lat, ale pewnego dnia, będąc w pracy otrzymałam telefon, że ojciec skoczył z drugiego piętra na płytki chodnikowe.

Kiedy przyjechało pogotowie, to jeszcze żył, a my pojechaliśmy do szpitala w Gryficach i wydawało się, że ojciec to przeżyje.

Niestety, ale dwa dni później umarł z powodu niewydolności oddechowej!

Wysłałam po ojca karawan, ale go prokuratura cofnęła, gdyż badała, czy nie było w tym nieszczęściu osób trzecich!

Trzeba było szykować pogrzeb, kiedy prokuratura wykluczyła podejrzenia!

Postawiłam ojcu pomnik i znalazłam ładne jego zdjęcie, kiedy był jeszcze pełen życia i marzeń!

Na pogrzebie wygłosiłam swoją mowę, którą mam zapisaną do dziś w zeszycie, a brzmiała:

„Zasiadając do obiadu w intencji po zmarłym ojcu Henryku, pragnę zacytować moje motto podsumowujące ziemskie życie zmarłego:

„Na świcie jest tak wiele smutku i naszym smutkiem było cierpienie naszego ojca, męża, brata, dziadka, teścia i szwagra!

Mógł w życiu wiele osiągnąć , ale wieloletnia choroba nie pozwoliła mu na to!

Dlatego proszę wszystkich bliskich, by mu wybaczyli, że nie mógł być z nami naprawdę!

Mam głęboką wiarę, że o zmarłym zostanie w naszych sercach wieczna pamięć”

Tak bardzo jestem na tym zdjęciu podobna do ojca, że nigdy by mnie się nie wyparł!

Za chwilę minie dwa lata, kiedy odeszła moja mama i trzeba było zmienić pomnik, bo ją złożono z ojcem!

Zostały więc zmienione także zdjęcia, ale ja w tym udziału nie brałam!

Stary pomnik po ojcu znalazł się na gruzowisku wraz ze zdjęciem!

Dzisiaj ktoś zapukał do moich drzwi i wręczył mi stare zdjęcie ojca i powiedział, że nie może tak być, że ktoś nie zachował pamięci o zmarłym!

Delikatnie podważył zdjęcie i otrzymałam je w całości!

Stanęłam jak osłupiała ze łzami w oczach, bo pomyślałam sobie, że są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie – empatyczni ludzie!

Długie chwile gładziłam zdjęcie w dłoniach!

Wspomnienia wróciły – no cóż, bo te dobre i złe, ale liczy się ludzka życzliwość!

Obraz może zawierać: 1 osoba

Młode matki w sieci!

Kiedy urodziłam swoją, pierwszą Córkę dopadł mnie jakiś smutek, którego 40 lat temu nikt nie potrafił mi wyjaśnić!

Bałam się, że sobie nie poradzę i ubolewałam, że coś mi się skończyło i pora stać się dorosłą i trzeba wziąć sprawy w swoje ręce co mnie przerażało.

Teraz wiele kobiet cierpi po porodzie tak jak ja, ale w obecnych czasach już kobiety wiedzą, że oto dopadła je depresja poporodowa tzw. „Baby blues”!

Ja z tego bluesa musiałam się szybko otrząsnąć, gdyż okres urlopu macierzyńskiego trwał zaledwie 3 miesiące.

Po umieszczeniu Córki w żłobku „zapindalałam” do roboty i depresja musiała mnie opuścić, bo już nie miałam czasu na roztkliwianie się nad sobą!

Teraz młode mamy mają taką możliwość, że mogą zostać z dzieckiem w domu nawet 3 lata!

Często czytam, że dopada je rutyna i źle znoszą ten okres i o tym piszą także w sieci szukając pomocy nie tam gdzie trzeba!

Ja seniorka czytam od czasu do czasu świetnego bloga pt. „Matka jest tylko jedna” prowadzony przez mądrą, kreatywną kobietę – matkę dwóch synków!

Tak sobie myślę, że gdyby był Internet w moich czasach także wieczorami zapełniałabym swojego bloga zdjęciami moich pociech i wszystkim, co związane było z wychowaniem dzieci!

A więc pierwszy ząbek, kroczek, śmieszne słowa!

Wiele młodych mam prowadzi blogi parentingowe, na których właśnie realizują się jako matki swoich dzieci i zapisują co, ciekawsze  momenty!

Nie ubolewają, że mąż za dużo pracuje i wraca późno do domu!

One tworzą mimo zmęczenia i mają z tego satysfakcję i także kontakt ze światem!

Ja wierzę, że taka aktywność na  blogach pomaga młodym kobietom oderwać się od rutyny.

Z pewnością cały dzień rejestrują w głowie i szukają w swoim – niby nudnym życiu ciekawych tematów na bloga i rejestrują je aparatem!

Właścicielka bloga nazywa się Joanna Jaskółka, która w pewnym momencie swojego życia porzuciła życie w Stolicy i wraz z mężem i pierwszym synkiem – Kosmą wyprowadziła się do głuszy na Mazurach i tam urodziła drugiego synka – Adama!

Skrupulatnie dzieli się ze swoimi czytelnikami swoim życiem, a jej blog jest hitem, bo zawiera w nim bardzo szczere opisy, które śmieszą do łez bardzo często!

Aby stać się sławną w sieci trzeba pracować, aby dotrzeć do matek, które mogą z Pani Joanny brać przykład, bo jej wpisy leczą z depresji poporodowej!

Ja sama wiem, że pisząc bloga w wielu sprawach sama sobie pomogłam będąc już w starszym wieku, bo pisanie naprawdę pomaga i moi czytelnicy piszący też to wiedzą!

Ludzie prymitywni śmieją się z blogerów, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że pisanie pomaga, oczyszcza i wiąże z innymi ludźmi!

Oto poniżej wywiad z Panią Joanną – poznajcie Ją!

Joanna Jaskółka prowadzi poczytnego bloga Matka Tylko Jedna

„Moje dzieci nie patrzą na budynki, tylko liczą drzewa”. O wychowaniu na wsi Matka Tylko Jedna.

O macierzyństwie blisko natury, edukacji i zaletach mieszkania na wsi rozmawiamy z Joanną Jaskółką, mamą dwóch chłopców, Kosmy i Adasia, autorką bloga Matka Tylko Jedna

Dorastałaś na Mazurach, potem studiowałaś i mieszkałaś jakiś czas w Warszawie, ale w końcu wróciłaś w rodzinne strony. Co skłoniło cię do takiej decyzji?
Prawda jest taka, że w tamtym czasie ja i mój partner nie mieliśmy za bardzo wyjścia. Siedziałam z małym dzieckiem w domu, nie mieliśmy meldunku w Warszawie, a wtedy był on potrzebny, by przysługiwał mi żłobek.
Byłam sfrustrowana tym, że finansowo wciąż wychodzimy na zero. Zaczęła w nas dojrzewać myśl o wyprowadzce, zwłaszcza, że na Mazurach mieliśmy stary rodzinny dom, w którym się wychowałam.
Najpierw jednak zamieszkaliście u twoich rodziców.
Tak, mniej więcej trzy lata zajęło nam doprowadzenie naszego domu do stanu, w którym mogliśmy już tam zamieszkać i nie marznąć (śmiech).
Jak z perspektywy czasu oceniasz decyzję o przeprowadzce?
To najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu. W mieście byłoby nam jednak ciężej, poza tym, gdybyśmy zostali w Warszawie, pewnie nie zdecydowałabym się na drugie dziecko.
Macierzyństwo bez wsparcia rodziny nie było dla mnie proste, do tego byłam pierwszą matką wśród moich znajomych, więc nawet jak ktoś chciał mi pomóc, nie za bardzo wiedział, jak to zrobić. Gdy znów zamieszałam na Mazurach mogłam liczyć na wsparcie mojej mamy.
Szybko przystosowałaś się do tego spokojniejszego trybu życia?
Minus był taki, że nie miałam samochodu, nie miałam nawet prawa jazdy. I myślę, że to pierwsze pół roku mieszkania na wsi przepłaciłam depresją. Dlatego powstał mój blog, bo opisywałam tam to, co przeżywam, dlatego powstał jeden z najpopularniejszych moich tekstów „Samotność w… matce”. Bardzo ciężko radziłam sobie z tym wszystkim, tak naprawdę nie miałam nawet do kogo gęby otworzyć, oprócz mojej mamy. A ileż można rozmawiać z jedną osobą? (śmiech).
Blog był odpowiedzią na monotonię życia?
Tak. Pisze do mnie wiele kobiet na grupie, które przeprowadziły się na wieś i nagle wpadają w pustkę, bo nie wiedzą, co ze sobą robić. Nie wiedzą od czego zacząć, bo jednak miasto w jakiś sposób narzuca ci swój rytm.
Nawet jak wyjdziesz na tramwaj, do musisz dostosować się do jego rozkładu. Jest dużo możliwości czy atrakcji, z których możesz skorzystać. Na wsi to ty musisz zorganizować cały swój dzień – jeśli masz samochód, to masz wolność – nie ma korków, pośpiechu, możesz zrobić w zasadzie wszystko.
Wiele twoich czytelniczek pisze, że łatwo im się z tobą zidentyfikować.
Dostaję wiadomości, że urzeka je to, że nie udaję. A nie udaję, bo nie potrafię tego robić, uważam, że jest to zbyt kosztowne emocjonalnie. Nie kreuję siebie, jestem szczera i wydaje mi się, że czytające mnie kobiety po prostu to czują.
Słyniesz też z ogromnego dystansu do siebie, twoje teksty są uniwersalne, a przy okazji zabawne.
Jest mi bardzo miło, kiedy to słyszę. Wydaje mi się, że spojrzenie na różne, zwłaszcza macierzyńskie sytuacje z takiego komicznego punktu widzenia, to jest nasz wentyl bezpieczeństwa, ratunek. Ja nie mówię, że trzeba się „śmieszkować” ze wszystkiego, bo niektóre sytuacje absolutnie śmieszne nie są, ale poczucie humoru zawsze pomaga.
Na pewno nie śmieszą stereotypy dotyczące wychowywania dzieci na wsi i w mieście…
One na pewno jeszcze funkcjonują, ale ja ich nie widzę, bo obracam się wśród dziewczyn, które mieszkają na wsi. Z drugiej strony jest w nich trochę prawdy, np. to oczywiste, że na wsiach trudniej znaleźć dobre przedszkole dla dziecka, bo często jest jedno na gminę, a nie kilkanaście na dzielnicę, jak w dużych miastach.
U mnie są dwa przedszkola w zasięgu 15 km, następne 30 km od naszego domu. Podobnie jest ze szkołą, choć spotykam coraz więcej ludzi z miast, którzy przeprowadzają się na wieś i są przekonani, że nawet w tej wiejskiej szkole będzie ich dzieciom lepiej, niż w tej miejskiej. Szukają spokoju, nawet kosztem tej lepszej edukacji.
Co to znaczy lepsza edukacja? Większa ilość języków obcych, zajęć dodatkowych?
Przeciążanie dzieci na pewno nie jest tą lepszą edukacją. 8-9 godzin zajęć w szkole, 2 godziny zajęć dodatkowych – kto by to wytrzymał? Jestem zdania, że gdy dziecko ma więcej wolnego czasu, to może je poświęcić na swoje pasje lub rozwijanie się w tych przedmiotach, do których ma predyspozycje. Obserwuję też ogromny bunt przeciwko temu, co dzieje się w systemowych szkołach, rodzice oczekują zmian lub przechodzą na edukację domową.
Poza tym dzieci muszą mieć jeszcze czas na dzieciństwo. Czy na wsi, wśród natury jest pod tym względem łatwiej?
Mnie zachwyca to, że wszystko, co otacza moich synów jest dla nich tak bardzo naturalne. Gdy przyjeżdżają do miasta, to nie patrzą na budynki, tylko liczą, ile wzdłuż ulicy rośnie drzew.
Wiedzą, że to ważne, by te drzewa w mieście rosły, bo dają tlen. Wiedzą, że trzeba o naturę dbać. Szczerze mówiąc moje dzieci dostałyby w mieście nerwicy, tym bardziej, że mój młodszy syn ma zaburzone przetwarzanie dźwięków i na niego hałas działa bardzo stresująco.
Jest chyba też więcej swobodnej zabawy. To stąd wziął się pomysł na twojego e-booka „150 darmowych zabaw dla dzieci”?
Rzeczywiście, bo to w większości zabawy, które wymyśliły moje dzieci. Nie mają placu zabaw przy domu, dlatego muszą polegać na własnej wyobraźni i pomysłach. Oczywiście, nie jest tak, że moi synowie się nie nudzą, bo też czasem narzekają na nudę, ale dużo czasu spędzają na zewnątrz, wymyślając coraz to nowe zabawy.
Którą z wymyślonych i opisanych w książce zabaw twoi synowie lubią najbardziej?
Detektywa, bo najbardziej ich bawi, a polega na tym, że ja coś robię w ogrodzie, a oni muszą biegać dokoła mnie tak, żebym ich nie zauważyła. I muszą koniecznie śledzić, co robię.
Chowają się za jakąś donicą czy drzewem i chichrają się, że są tacy sprytni. Lubią też robić łódki z kapsli czy zakrętek. Do miski nalewamy wodę, wkładamy plastelinę do zakrętki, dodajemy wykałaczki i łódka gotowa. A ulubiona zabawa mojego młodszego syna to dinozaury w lodzie. Zalewamy je wodą, wsadzamy do zamrażalnika, potem bawimy się w ekspedycję naukową.
Wszystko brzmi sielsko, są zatem jakieś wady mieszkania na wsi?
Na pewno to, że trudno moim dzieciom spotkać się z kolegami. Mieszkają zwykle w promieniu 20 km i taki wyjazd po szkole zająłby pół dnia. Starszy syn wykorzystuje zooma czy Messengera do komunikacji z kolegami, młodszy w tym roku poszedł do przedszkola i odkrywa radość z posiadania kolegów.
A największe plusy?
Kontakt ze sobą, bo jesteśmy na siebie skazani popołudniami, więc musimy nauczyć się rozmawiać ze sobą, mówić do siebie, siedzieć razem w tym domu. Plusem posiadania domu na wsi jest też to, że dzieci muszą pomóc, np. grabić liście, wyciągać marchewki, nakarmić króliki. Nawet jeśli w ich przypadku przeistoczy się to w zabawę, a zdarza się to często, to i tak mają jakiś substytut pracy.
A legendarna już lepsza odporność, gdy mieszka się na wsi. Potwierdzasz ją?
Ludzie próbują mnie przekonać, że wiele zależy od genów, ale ciężko mi się z tym zgodzić. Mój młodszy syn miał trudny start w życie, bo zaczął od antybiotyku, który go bardzo osłabił i przez pierwszy rok życia non stop chorował. Potem bardzo często wychodziliśmy na dwór, pozwalałam mu taplać się w błocie i korzystać z tych wszystkich podwórkowych zarazków (śmiech). Teraz jest okazem zdrowia.
Najczęściej mówię o dżizas i się miotam, czyli Matka jest tylko jedna - Mamopracuj

Piekło polskich kobiet w czterech ścianach!

 

Już tu u siebie gdzieś pisałam o tym, że moje dzieciństwo nie było usłane różami.

Moje dzieciństwo było szkołą przetrwania i dlatego bardzo szybko dorosłam i wciąż czuję, że coś mnie fajnego w życiu ominęło za sprawą ojca despoty, bo odebrał mi dzieciństwo i młodość!

Tak, bardzo szybko spoważniałam, bo musiałam myśleć jak przetrwać kolejny dzień.

Gdzie uciec, aby schować się przed razami pijanego ojca.

Uciekałam, najczęściej do szkoły, gdzie brałam udział w zajęciach pozalekcyjnych i starałam się do domu wracać jak najpóźniej, ale w niedzielę, to już było gorzej.

Pewnej niedzieli się znowu awanturował i jako mała dziewczynka pobiegłam na policję, bo telefonów wówczas nie było!
Przyszła policja, a ojciec udawał, że obiera ziemniaki na obiad i siedział w kuchni na stołku, a więc policja nie miała już nic do roboty – poszła sobie!

Byłam, tak uważam, dobrym dzieckiem i zupełnie nie zasłużyłam na przemoc domową.

Dobrze się uczyłam, ale ojciec się tym nie interesował.

Nie wiedział do jakiej szkoły chodzę i jakie oceny mam na świadectwie.

Nie myślę teraz już tak często o swoim przegranym dzieciństwie i już potrafię wytłumaczyć ojca dlaczego tak robił.

Ale to mi zabrało tak wiele lat mojego życia, aby przebaczyć.

Mamie pomógł Dowódca Jednostki, w której pracowała.
Rozkwaterował mieszkanie i tak ojciec dostał osobną kawalerkę, a ja mogłam już spokojnie żyć w nowym mieszkaniu.
Jakże jednak często jest tak,  że oprawca latami mieszka ze swoją kobietą i rodziną i jest w Polsce zgoda na trwałą przemoc!
W poniedziałek Ziobro ma wypowiedzieć w Polsce kampanię stambulską, a więc polskie kobiety nie będą miały prawdopodobnie żadnej już ochrony ze strony państwa.

Ojciec już nie żyje, ale za sprawą wypowiedzenia konwencji stambulskiej, to wszystko wraca na chwilę i tak się potrafię na nowo zadumać.

Przemoc w moim domu była zupełnie bezzasadna, bo ani ja na nią niczym sobie nie zasłużyłam, a trauma została na lata!

Wciąż przemoc rządzi w bardzo wielu domach.

Podobno w 700 tysiącach domów dochodzi do niej rocznie.

Wielu nie przeżywa przemocy i targają się na swoje życie z bezsilności i depresji.

Bite są kobiety, bite są dzieci, ale bici są mężczyźni – tak, tak oni też.

Nie orientuję się jak obecnie można bronić się przed przemocą skoro ten nierząd szykuje Polkom piekło na ziemi i wielu rodzinom.

Niebieska linia, policja, sądy, telefony zaufania, ale jakże często wstydzimy się zgłaszać i tkwimy w domach i związkach, w których regularnie dochodzi do aktów przemocy.

Przemoc jest trudno udowodnić i pamiętam, że kiedy moja mama do sądu zgłosiła świadków, sąsiadów, to nikt się nie odważył zeznawać.

Teraz jest akcja – widzisz, słyszysz, to reaguj, ale w praktyce, to tak nie działa.

Ludzie boją się wychylać i często milczą  – odwracając głowy.

Nie chcą żadnych kłopotów – tego ciągania po policjach i prokuraturach.

Przeżyłam domowe piekło w czterech ścianach i rozumiem bardzo dobrze przemoc domową i nie mogę się pogodzić z tym, co robi ten nierząd!

Kobiety wychodźcie na ulicę i brońcie się!

Przeczytałam w sieci taki komentarz pod artykułem o przemocy i to też mną wstrząsnęło:

„Działo się to na niewielkiej wsi, w dawnym woj. Kaliskim, zabitej dechami dziurze oddalonej od najbliższego miasta o 40 km. Była niedziela, piękny letni dzień. Pewna wielodzietna rodzina wybrała się do kościoła, po mszy, żona z dziećmi poszła do domu, a szanowny małżonek do wiejskiej knajpy. Po kilkugodzinnej biesiadzie, powrócił do domu i …. on jej nie zbił, on ją skatował. Nie było mowy o wezwaniu policji czy pogotowia, najbliższy telefon był we wsi oddalonej o kilka kilometrów, po za tym „tradycyjny” światopogląd tubylców nie pozwalał na takie „odchyły”. Kobieta, udała się do proboszcza i …. wielebny najpierw przestrzegł ją przed samym myśleniem o rozwodzie, a później dał do zrozumienia, że źle służy mężowi. Katowanie powtórzyło się jeszcze kilka razy, były również wizyty u wielebnego. Obiecał modlitwę. Kobieta, całkowicie osamotniona powiesiła się na samotnym drzewie, w środku pola. Nie pomógł jej nikt, a modlitwy chyba nie zostały wysłuchane.”

Biją swoje kobiety mężczyźni niezależnie od wykształcenia i wykonywanej pracy!

Biją lekarze, sędziowie, nauczyciele i biją policjanci, a zwłaszcza oni!

Katarzyna  wyszła za mąż  za policjanta.

Wszyscy ją ostrzegali, że policjant, to cholernie zła partia, bo to jest specyficzna grupa zawodowa, która kompletnie nie nadaje się, by rodzinę zakładać.

Nie słuchała i wierzyła, że jej się uda i koleżanki bredzą i jej zazdroszczą tak przystojnego mężczyzny.

Poznali się na domówce jej koleżanki i od razu wpadli sobie w oko.

Przetańczyli ze sobą całą noc i przegadali.

Była wniebowzięta, że mając około trzydziestki wreszcie trafiła na tak interesującego faceta.

Po roku wzięli ślub i otrzymali służbowe mieszkanie.

On jeździł na akcje, bo pracował w kryminalnym.

Wiele widział i był doceniany przez kolegów, bo był najbardziej skuteczny.

Był dobry w swojej robocie, ale to była praca bardzo stresująca, a więc często zbierali się w zakamarkach komisariatu i chlali na umór, a Komendant udawał, że nic nie widzi.

Tolerował to, bo chłopakom należy się odskocznia i kiedy przyszła na skargę, że jej mąż pije na terenie, obiecał, że wezwie go na rozmowę, ale raczej nie wezwał, bo jej mąż chlał coraz więcej, pod przykrywką własnego szefa.

Kiedy robiła mu wymówki i biła się o jego godność, ten przychodził i od progu walił ją pięścią w twarz.

Twierdził, że ma się zamknąć i nie fikać, bo nie takie numery on w pracy widział i ma być posłuszną.

Przychodził do domu i okładał ją ile wlezie.

Miał pretensje o wszystko i choć nie mieli dzieci, to ona służyła mu za worek treningowy za przyzwoleniem kolesi z pracy, którzy udawali, że nic się nie dzieje.

Chowała przed światem te swoje siniaki i tak przeżyła z nim dziesięć lat.

Nie mogła dobić się sprawiedliwości, bo wszyscy wiedzieli, że ją bije, ale wszyscy chronili świetnego policjanta.

Pewnego razu nie wytrzymała – uzbroiła się w kuchenny nóż i wbiła go mu prosto w serce.

Nagle stała się wolna od przemocowca i agresora, ale sąd postanowił, że zamordowała męża, nie dając jej cienia na obronę.

Odsiaduje karę 25 lat za kratami za to, że jej mąż ją chciał zaszczuć i zrobił z niej ofiarę i nikt za nią się nie wstwił!

 Rodzaje Przemocy

Fizyczna – naruszanie nietykalności fizycznej.

Psychiczna – naruszenie godności osobistej.

Seksualna – naruszenie intymności.

Ekonomiczna – naruszenie własności.

Zaniedbanie – naruszenie obowiązku do opieki ze strony osób bliskich.

Fizyczna – naruszanie nietykalności fizycznej. Przemoc fizyczna jest intencjonalnym zachowaniem powodującym uszkodzenie ciała lub niosącym takie ryzyko, np.: popychanie, szarpanie, ciągnięcie, szturchanie, klepanie, klapsy, ciągnięcie za uszy, włosy, szczypanie,, kopanie, bicie ręką, pięścią, uderzenie w twarz – tzw. „policzek”, przypalanie papierosem, duszenie, krępowanie ruchów, itp.;

Psychiczna – naruszenie godności osobistej. Przemoc psychiczna zawiera przymus i groźby np.: obrażanie, wyzywanie, osądzanie, ocenianie, krytykowanie, straszenie, szantażowanie, grożenie, nieliczenie się z uczuciami, krzyczenie, oskarżanie, obwinianie, oczernianie, krzywdzenie zwierząt, czytanie osobistej korespondencji, ujawnianie tajemnic, sekretów, wyśmiewanie, lekceważenie, itp.;

Przemoc psychiczna jest najczęstszą formą przemocy i jest trudna do udowodnienia.

Seksualna – naruszenie intymności. Przemoc seksualna polega na zmuszanie osoby do aktywności seksualnej wbrew jej woli, kontynuowaniu aktywności seksualnej, gdy osoba nie jest w pełni świadoma, bez pytania jej o zgodę lub gdy na skutek zaistniałych warunków obawia się odmówić. Przymus może polegać na bezpośrednim użyciu siły lub emocjonalnym szantażu. Np.: wymuszanie pożycia, obmacywanie, gwałt, zmuszanie do niechcianych praktyk seksualnych, nieliczenie się z życzeniami partnerki/partnera, komentowanie szczegółów anatomicznych, ocenianie sprawności seksualnej, wyglądu, itp.;

Ekonomiczna – naruszenie własności. Przemoc ekonomiczna wiąże się celowym niszczeniem czyjejś własności, pozbawianiem środków lub stwarzaniem warunków, w których nie są zaspokajane niezbędne dla przeżycia potrzeby. Np.: niszczenie rzeczy, włamanie do zamkniętego osobistego pomieszczenia, kradzież, używanie rzeczy bez pozwolenia, zabieranie pieniędzy, przeglądanie dokumentów, korespondencji, dysponowanie czyjąś własnością, zaciąganie pożyczek „na wspólne konto”, sprzedawanie osobistych lub wspólnych rzeczy bez uzgodnienia, zmuszanie do spłacania długów, itp.

Zaniedbanie – naruszenie obowiązku do opieki ze strony osób bliskich. Jest formą przemocy ekonomicznej i oznacza np.: nie dawanie środków na utrzymanie, pozbawianie jedzenia, ubrania, schronienia, brak pomocy w chorobie, nie udzielenie pomocy, uniemożliwianie dostępu do miejsc zaspokojenia podstawowych potrzeb: mieszkania, kuchni, łazienki, łóżka, itp.;

Przemoc w rodzinie - Tygodnik PLUS

O samotności w rodzinie!

Obraz może zawierać: 3 osoby, dziecko

Oto moje zdjęcie zrobione w 1957 roku bodajże, a na nim mogłam mieć jakieś osiem miesięcy.

Siedzę między swoimi rodzicami i wyglądam na szczęśliwą, bo oczy i buzia mi się śmieje i widać z tego zdjęcia, że byłam pogodnym dzieckiem.

Oczywiście nikt z nas nie pamięta swojego dzieciństwa  w tym wieku i tylko jeśli mamy zdjęcia z tego czasu, to możemy się domyślać jak to wówczas było.

Na zdjęciu są moi rodzice tak bardzo młodzi i piękni i wydawałoby się szczęśliwi, a ja jeszcze nie wiedziałam, że przyjdzie mi przejść przez piekło!

Wiele razy pisałam, że ojciec mnie bił, a mama trzymała wszystko w garści, ale przez całe życie nie powiedziała mi – kocham ciebie.

Wykonywała zadania matki i żony, ale nie pamiętam by wzięła mnie na kolana i pogłaskała po głowie, przytuliła!

Bardzo się starała, abym miała wszystko w miarę możliwości, ale w moim domu nie mówiło się wcale o uczuciach i tego nie umiała mama, a także ojciec!

Bardzo mi pomogła, kiedy urodziłam pierwsze dziecko, bo biegałam na noce do pracy, a wówczas opiekowała się moim dzieckiem i za to jej dziękuję.

Myślałam, że sobie więcej powiemy kiedy zachorowała na raka, ale tak się nie stało!

Byłam przy niej przez ostanie dwa lata i  usłyszałam tylko, że jestem dobrą dziewczyną i to by było na tyle.

Kiedy mama umarła od reszty rodziny nie usłyszałam, że dziękujemy za to, iż włączyłaś się w opiekę i nam pomogłaś, a są to ci, którzy wiedzieli już, że mama darowała im mieszkanie!

Za to usłyszałam, abym  wzięła mamę do siebie na pół roku i tak chcieli jej się pozbyć jak stary mebel nie mówiąc nic o tym, że zgarną kasę za sprzedane mieszkanie!

Tak chcieli mnie wyrolować!

Idzie o zachowek i wczoraj moja rodzona siostra napisała mi na Facebooku tak:

„To byl Twoj zasrany obowiązek aby opiekowac sie matką”.

Potem padły jeszcze ostrzejsze słowa i zostałam wyśmiana, że całe moje dorosłe życie leczę się na depresję i dlatego mieszam fakty!

Dano mi w twarz i poczułam się po tym jak mnie potraktowała  własna siostra, bo jak śmiecia i jak Murzyna, który zrobił swoje i może odejść!

Poczułam, że mimo mojego strasznie burzliwego życia, naszpikowanego wieloma tragediami ona mnie traktuje jak bym nic nie znaczyła, a moim zasranym obowiązkiem było opiekowanie się  matką, która mi po sobie nie zostawiła złamanego grosza.

Naprawdę nie chodzi mi tu o kasę, ale o to, że dla niej nic nie znaczę i może mnie bezpardonowo obrażać.

Jakie to jest smutne i dziś cały dzień myślałam jak mnie odtrąciła i wiecie jaka najgorsza jest samotność?

Najgorsza samotność jest w rodzinie, czego nikomu nie życzę!

Ja na szczęście mam dwie kochające Córki oraz Męża i oni mnie szanują i nie wytykają mi mojej skłonności do depresji, a mnie chronią, bo jestem ta słabsza w rodzinie.

My się kochamy i wspieramy się, ale są złe osoby, które mnie wyszydzają i krytykują, a ja na to nie zasłużyłam.

Jest takie powiedzenie, że karma wraca!

Wydaje mi się, że jest to ostatni wpis na ten temat, chyba, że spadną na mnie kolejne obrazy!

Czy jest jakiś rodzaj samotności, który może nas wyjątkowo mocno boleć?

Najgorsza jest samotność w rodzinie. Dlatego, że dotyczy to osób z naszego najbliższego otoczenia. Bywa, że w rodzinie dzieje się coś takiego, że powstało dużo niechęci, przykrości, chłód i dystans między ludźmi. Człowiek mimo, iż ma w koło siebie bliskich to jest niezwykle osamotniony i nie za bardzo wie, co z tym zrobić.

„Samotność ma wiele twarzy

Jaka jest samotność? Przykra, potrzebna, a może… cudowna? Jedno słowo, a tak dużo odczuć.

Psycholog Elżbieta Zubrzycka w rozmowie z Alicją Samolewicz Jeglicką podkreśla, że samotność to bardzo złożone zjawisko..

Czy w dzisiejszych czasach, kiedy mamy takie multimedialne możliwości jak smsy, telefony, skype, facebook… Czy w dobie tego wszystkiego – samotność jest możliwa?

Elżbieta Zubrzycka: Samotność jest absolutnie możliwa, bo ona wynika z wielu rzeczy. Jedne kontakty nam łatwiej nawiązywać, inne trudniej właśnie przez to, że zamieniliśmy je na elektroniczne. Bardziej szanujemy indywidualizm niż życie towarzyskie.

 

Jak w naszym życiu może pojawić się samotność?

Jej rodzajów jest bardzo wiele. Jeden z typów samotności wiąże się z przykrymi wydarzeniami w życiu. Często towarzyszy chorobom. Ludzie boją się i unikają chorych. Samotność towarzyszy również w depresji. To bardzo ciężkie kiedy człowiek chory czuje się samotny. Oczywiście towarzyszy ona również żałobie, kiedy stracimy kogoś naprawdę bliskiego. Ale nie tylko. Samotność może wynikać też z okoliczności zewnętrznych – przyjeżdżamy z małego miasta do dużego. Jeszcze nie stworzyliśmy żadnych relacji z ludźmi, jeszcze nie poznaliśmy ludzi podobnych do nas… Często również osoby, które pozostały w małych miastach zostały same – bo wszyscy ich znajomi wyjechali na przykład za pracą. Tu można też mówić o imigrantach i emigrantach – im również na początku bywa trudno.

 

To są zewnętrzne czynniki. A czy my sami też potrafimy stworzyć ścianę i coraz bardziej wchodzić w samotność…?

Istnieją również powody nasze wewnętrzne, osobowościowe. Może jesteśmy nieufni, nieśmiali, spotkaliśmy się z dużą ilością krytyki albo wyszydzania w życiu. To powoduje, że możemy bać się wejść między ludzi. Po prostu boimy się ponownego zranienia. W jakimś sensie to my sami mamy trudności z wejściem w nową grupę i stworzeniem nowego środowiska. Powód? Nosimy w sobie lęki, nieśmiałość, strach i przez to nie umiemy z ludźmi nawiązać relacji.

 

NV0eHnNkQDHA21GC3BAJ_Paris Louvr

Samotność widzimy głównie w negatywnym świetle. Da się na nią jakoś spojrzeć pozytywnie?

Słowo samotność ma wiele znaczeń. Osoba samotna bywa także z wyboru, bo tak jej się podoba. Czasem samotność jest wręcz miła i pożądana. Każdy z nas przeżywa samotność w różnych sytuacjach życiowych, często nie mając na nie wpływu. Są jednak momenty, kiedy chcemy samotności. Poszukujemy jej w przyrodzie, chodzimy sami do lasu, spacerujemy w pojedynkę po plaży w zimie. Taka samotność jest higieną umysłową. Odrywamy się od tłumu, od ludzi, od spraw. Samotność może być antidotum na przemęczenie.

Można się pokusić na stwierdzenie, że samotność jest raz na jakiś czas potrzebna?

Tak – jest wręcz konieczna. Pozwala na przemyślenia: czy praca, którą wykonujemy jest tą, którą chcemy; czy nasze relacje są takie, jakie chcemy. W tej samotności możemy zapytać samych siebie: kim jesteśmy, co robimy i czy to jest dla nas dobre czy coś musimy zmienić. W wielu religiach osoby wchodzące na wyższy poziom religii są samotne. Kontakt z Bogiem, rozwój duchowy wiąże się z samotnością. Jak widać samotność ma pozytywne aspekty. Trzeba na nią patrzeć na bardzo złożone zjawisko – przykre, potrzebne, cudowne. Mamy jedno słowo na bardzo różne odczucia.

Najbardziej samotni czujemy się w trzech momentach życia - Focus.pl

Dzień Dziecka i nie zawsze szczęśliwa rodzina!

Obraz może zawierać: 1 osoba

Jutro będziemy obchodzili Dzień Dziecka i bardzo lubię to święto, choć ja już nie jestem nikogo dzieckiem, bo rodziców już nie ma!

Zostałam sama na tym świecie, gdyż nie ma już żadnej babci, dziadka, wujka, cioci i gdyby nie moja rodzina czyli mąż, moje dzieci i wnuki – to byłabym bardzo samotną kobietą.

Na zdjęciu jestem pogodnym bobasem, ale potem, kiedy rosłam życie nie było bajką, ale wyparłam to w sobie, bo nie można żyć z raną w sercu tyle lat.

Było, minęło i trzeba żyć dalej i radzić sobie z emocjami,  oraz złymi wspomnieniami.

Największym sukcesem jest moja rodzina, którą zawsze chciałam mieć i to mi się udało.

Piszę o tym, że na szczęście wyrosłam na prawego człowieka nie robiącego nikomu krzywdy, choć pewnie jakieś popełniłam nieświadomie.

Każda matka będąc w ciąży ma nadzieję, że urodzi dziecko zdrowe, które wyrośnie na dobrego człowieka, ale czasami się zdarza, że matka rodzi dziecko – potwora.

Oglądam czasami kanał „ID”, gdzie są pokazywane obrzydliwe zbrodnie popełnione właśnie przez dzieci.

Dziś właśnie obejrzałam odcinek na „ID” pt. „Żyjąc z potworem”.

Była to normalna, amerykańska rodzina z trójką dzieci, ale jedno z nich odstawało od pozostałych i od początku sprawiało wielkie trudności i wypaczenia w zachowaniach.

Rodzice mieli nadzieję, że ich dziecko po prostu z tego wyrośnie i dużo wkładali wysiłku, aby kształtować ich psychikę, ale im dalej w las, tym dziecko sprawiało coraz więcej kłopotów wychowawczych!

Było złośliwe, krnąbrne, nieżyczliwe, a w oczach widzieli potwora, choć nie do końca zdawali sobie z tego sprawę!

Ojciec uczył syna jak posługiwać się bronią i nie przypuszczał, że ta nauka zostanie wykorzystana.

Chłopak miał 17 lat i nienawidził swojej rodziny, a więc pewnego dnia wziął ojca broń i wystrzelał rodzinę, co do jednego, a dom pływał we krwi!

Przeżyła tylko jedna siostra – cudem uratowana, która od 30 lat analizuje sprawę i pyta – dlaczego nikt nie zauważył, że jej brat urodził się potworem!

Takie rzeczy nie tylko w Ameryce, bo znam przypadek rodziny, w której potwór się urodził.

Parę lat temu obserwowałam pewnego chłopca na podwórku, który był strasznie głośny i kolegów rozstawiał po kątach.

Uważał, że tylko on ma rację i patrzyłam na niego ze smutkiem, bo zachowywał się właśnie jak potwór.

Minęło parę lat i chłopak trafił do poprawczaka za drobne kradzieże, a rodzice rwali włosy z głowy, bo nic do niego nie trafiało.

Ożenił się z czasem i spłodził syna i wszyscy mieli nadzieję, że wydoroślał i zmądrzał.

Niestety, ale teraz siedzi w więzieniu, a dziecko adoptowali starzy rodzice i już nie mają złudzeń, że on się kiedyś zmieni!

Wiedzą, że spłodzili potwora właśnie.

Z pewnością świat medycyny bada fakt, że w jednej rodzinie, w której rodzą się zdrowe dzieci – ze zdrową psychiką i zastanawiają się dlaczego jedno rodzi się wampirem, mającym w myślach tak niecne czyny, które często realizuje!