Archiwa miesięczne: Grudzień 2014

Zapraszam na „blogówkę” :)

Kochani, tak sobie myślę, że gdzie się podziały te moje czasy, że szło się na Sylwestra balować do białego rana, a było trochę tego 🙂

Tak sobie myślę, że w moim wieku, to bym już „śmisznie” na tym parkiecie wyglądała, bo wiek zrobił swoje, ale nikt mi nie zabroni bawić się jednak. Bawić się w domu, nawet w kaputkach lekko się po wyginać i po podskakiwać w rytm ulubionych przebojów z tamtych, szalonych lat. Wybrałam kilka i zachęcam w rytm starych piosenek abyście też już poczuli klimat szalonej nocy, jaka jest przed nami, choćbyśmy o północy już byli w betach, kiedy świat zapłonie fajerwerkami. Nam też coś się jeszcze od życia należy, a więc zapraszam już teraz na namiastkę tego, co za chwilkę i szampana nie żałuję, a więc :

DO SIEGO ROKU i dziękuję, że bywacie tutaj.

https://www.youtube.com/watch?v=PIb6AZdTr-A

 

https://www.youtube.com/watch?v=d-diB65scQU

https://www.youtube.com/watch?v=yRYFKcMa_Ek

Na koniec roku zapachniało kupą

Agnieszka Kublik z Gazety Wyborczej ponoć, napisała felieton „Pampers z niespodzianką”, w drugim członie tytułu dodając, że nie jest to „felieton przeciwko matkom”. Przeczuwała, że tekst wywoła burzę – i absolutnie się nie pomyliła, bo ch…, de… i kamieni kupa, to pikuś do tego, co napisała owa dziennikarka i jak podzieliła społeczeństwo.

Poszła do włoskiej restauracji z przyjaciółmi z USA, aby sobie porozmawiać i się rozerwać, a tu nieopodal jej stolika jakaś polska mamuśka na kanapie przy stoliku, bez skrępowania zaczęła zmieniać, że tak delikatnie rzeknę, zafajdanego przez dzidziusia pampera i się zaczęło!

Pani Agnieszka ni chybił opowiedziała tę scenę w gazecie jako okropnie zdegustowany gość owej restauracji, bo tak nią to wzburzyło. Ten pseudo pachnący pampers został przeniesiony demonstracyjnie, obok stolika Pani Agnieszki i umieszczony z niespodzianką w toalecie, w kuble na śmieci i w zasadzie sprawę tak zakończyła owa matka, ale burza się rozpętała kupkowo na sam koniec roku.

Tak sobie myślę, że mnie taka sytuacja pewnie by obeszła, bo nie należę do szczególnych wrażliwców i wszystko, co ludzkie nie jest mi obce, ale tutaj trafiło na estetkę i kobietę wymagającą, trzymającą się standardów i mamy kłopot, bo i goście z USA pewnie źle ocenią polską mentalność!

Kłopot polega na tym, bo czy rodzice powinni przychodzić do restauracji z tak małymi dziećmi, które często wrzeszczą, piszczą, plują i wybrzydzają. Dzieci, które mogą w trakcie jedzenia, czy picia kawy, albo wina zrobić ową kupkę jakiegoś tam koloru.

Ja sobie myślę, ze nastały dziwne czasy, że dzieci zaczynają ludziom przeszkadzać. Złoszczą się na dzieci w samolotach, w uzdrowiskach, restauracjach i kawiarniach, a także na plażach. Dzieci, które nie potrafią się zachować i stanowią zło konieczne w przestrzeni publicznej, bo są miedzy nami ludzie, a często kobiety, które dzieci nie znoszą i najlepiej dla nich by było, aby dzieci w ich otoczeniu wcale nie było.

Trochę to smutny czas nastał, że ocenie kategorycznej i często bardzo złej, poddawane są Matki Polki, które bardzo się rozpanoszyły podobno i kiedy idzie taka z wózkiem, to klękajcie narody, bo oto idzie bohaterka wszech czasów, bo jest matką!  Trzeba jej ustępować na każdym kroku, bo jak nie, to walnie tym wózkiem w biodro, albo obrzuci stosownie słowami, że zapamięta się do końca życia.

Czy tak jest? Nie wiem, bo nie spotkałam się w swoim życiu z taką roszczeniową matką i żadna mnie wózkiem nie pchnęła, a więc nie mogę oceniać, ale chyba coś jest na rzeczy jednak, skoro takich kwiatów jest tak dużo w sieci i tu konkluzja:

Przypominam sobie jak to było, kiedy sama byłam młodą kobietą i chodziłam dwukrotnie w ciąży pracując do rozwiązania obu ciąż. Żaden lekarz się nade mną nie roztkliwiał i nie zaproponował zwolnienia na ten czas, a mnie coś takiego nie przyszło do głowy nawet. Zwolnienia były tylko dla ciąż zagrożonych, a nie jak teraz – jak leci, że każda ciężarna powinna odpoczywać, bo to jest szczególny czas błogosławiony i już! Może w traktowaniu ciąży jak chorobę tkwi cały szkopuł, że obecne, młode kobiety czują się jak księżniczki i krzyczą na prawo i lewo, że oto ona jest matką i należą się jej wszystkie dobroci tego świata.

Nie wiem, może się mylę i nie chcę oceniać pochopnie, ale ja byłam matką przede wszystkim dla siebie i dla swoich dzieci i nie szpanowałam tym swoim matczeniem, bo to była tylko i wyłącznie moja i tylko moja sprawa, a tak na koniec, to dobrze, że pani w tej restauracji miała pampersa, a nie jak my kiedyś – pieluchy tetrowe, bo dopiero było by fuj 😀

Bo tak cicho się zrobiło, że aż dziwnie :)

Chandra, to takie brzydkie słowo, ale jak dopadnie to dopadnie i trzeba jakoś się z nią uporać i  wrócić do normalności. Przez ostatnie dni przed świątecznie i świąteczne, które były wypełnione po brzegi uczuciami, emocjami, spotkaniami, rozmowami i tym wszystkim, czego na co dzień się nie doświadcza, to chandra chyba jest normą!

Pojechali, rozeszli się i każdy wrócił już do swoich zadań, a mnie się tak cicho zrobiło i jakoś chandrowato właśnie. Może to ta cisza, a może tęsknota za jeszcze więcej wrażeń, ale cóż!  Wszystko na tym świecie ma swój początek i swój koniec i muszę się na nowo za klimatyzować w swojej ciszy i szarości dnia codziennego, a więc powoli i jednostajnie wracam, a od chandry wiem, że się opędzę, gdyż zawsze tak mam, gdy coś się kończy i odchodzi, a ja  choruję i jestem depresyjna. Na szczęście wiem, że to będzie krótki taki stan, bo znam siebie. Juto wyjeżdżam załatwić na koniec roku ważną dla siebie sprawę, a więc nie będę miała czasu się rozczulać nad sobą, a za progiem czai się Nowy Rok i tak sobie robię podsumowanie roku, który przemija i stwierdzam, że dla mojej Rodziny i dla mnie to był naprawdę dobry rok. 

Nie zdarzyło się w ciągu starego roku dla mnie nic bardzo bolesnego i nic nie wstrząsnęło i nie spadło jak grom z jasnego nieba. Jesteśmy wszyscy w komplecie, cali i w miarę zdrowi, choć o rok starsi – jak wszyscy zresztą, co jest sprawiedliwe na tym świecie.

Wnuki rosną jak na drożdżach i powoli wkraczają w świadome dzieciństwo, bo mają już swoje obowiązki, choćby w przedszkolu. Uczą się współgrać z rówieśnikami w grupach, a więc jest to już poważne zadanie.

Moja Mama troszkę w tym roku podupadła na zdrowiu i to jest ten moment, kiedy wszyscy obawiamy się o jej zdrowie i to jest ten czas, kiedy wszyscy bardziej myślimy o przemijaniu. 

Czego bym chciała w tym Nowym Roku? Niczego nadzwyczajnego, a tylko dla siebie, abym nie podupadła na zdrowiu, a potem, abym mogła wieść każdy dzień w miarę spokojnie i bezpiecznie. Aby moja Rodzina w całości, znalazła w tym Nowym Roku swoje malutkie radości w codziennych czynnościach i aby to wszystko miało swój cel i sens jaki sobie wszyscy wytyczyli. Niechaj wnuki rosną, a starsze pokolenie ponownie spotkało się za rok przy świątecznym stole, tak jak to było tego roku i tyle mam życzeń.

Swoim czytelnikom też życzę na Nowy Rok stabilizacji i bezpieczeństwa, bez zawirowań i brzydkich niespodzianek losowych. Życzę dużo miłości przede wszystkim  radości z bliskich – ukochanych osób, bo Rodzina jest najważniejsza i zdrowie, a resztę możemy pominąć milczeniem, choćby wstrętną politykę!

Wam i sobie życzę

Jestem dzisiaj
jak ten stary rok odchodzący
w milczeniu nikt
nie zwraca na to uwagi nie
poderwę już do lotu
siebie ani innych wszystkie
czyny i słowa
uśmiechy i szlachetne gesty
żarty i przekleństwa
wszystko
wkrótce odejdzie na zawsze
liczyć się będzie
tylko ten który przyjdzie
z daleka
nieba albo piekła nie
wiadomo
tylko ten gówniarz będzie
ważny ten
szczyl wierzgający nóżkami
w kołysce który nie
potrafi wyartykułować żadnego
sensownego dźwięku
załatwiający się pod siebie
ze smrodem
równym swej urodzie
wrzeszczący na i do innych
z byle powodu
on tylko
będzie w centrum uwagi
na ustach
pijanych ze szczęścia
szampana taniej wódy i piwa
milionów
okupujących tę planetę bez
żadnego celu tylko by
przyjść nasmrodzić nawrzeszczeć
naubliżać innym i sobie
pokochać znienawidzić zranić
zabić i odejść zatrzeć
wszystkie ślady
na piasku i w ułomnej pamięci
minąć jeszcze po drodze
nowy rok
raczkujący rumiany napchany
miliardami gwiazd marzeń
pragnień tak
rzadko
tak rzadko spełnianych ale
zawsze będą
sobie życzyć nawzajem
te naiwne
bezbronne miliony wszystkiego
co według nich
najlepsze
ja też wam i sobie tego
z nadejściem
kolejnego bękarta marzeń
życzę.

Ryszard Mierzejewski

W te święta poznałam Panią Jadwigę

Kiedy jesteśmy zapraszani w gości, to nigdy nie wiemy kogo możemy spotkać pierwszy raz. Stało się tak, że teść mojej córki zaprosił na święta swoją siostrę, której ja nie znałam, albo nie pamiętałam z wesela mojej córki. Nie zawsze jesteśmy z stanie zapamiętać gości weselnych, choć są nam przedstawiani. W ferworze weselnej atmosfery i lekkim zdenerwowaniu, aby wszystko się udało na weselu naszego dziecka nie jesteśmy w stanie kodować powinowactwa i dlatego kiedy zobaczyłam Panią Jadwigę na świętach zgadywałam sobie, jakaż to też jest osoba?

Mam tak,że nowe osoby w moim otoczeniu jakby obserwuję, aby je bliżej poznać i nie popełnić gafy podczas rozmowy, bo Pani Jadzia jest sporo ode mnie starsza, a więc muszę rozpoznać na ile mogę sobie pozwolić w żartach i ogólnej rozmowie. W zasadzie szybko karty się odkrywają i po około pół godzinie mogę określić czy powinnam zachować dystans, czy też stwierdzić, że to jest swojska kobieta i można z nią konie kraść.

Powiem w sekrecie, że Pani Jadwiga, a za chwilę Jadzia, bo przyszłyśmy na ty, jest z tych kobiet z tzw. starej szkoły i można z nią porozmawiać na każdy temat, a więc o życiu bardzo, lub mniej poważanie. Jest to kobieta, której nie obce są tematy polityki, a na seksie skończywszy w prześmiewczy sposób. Jest to kobieta z tzw. starej szkoły wychowania, pełna godności i dystynkcji i kiedy się z nią rozmawia, to mimo samotności, bo mąż umarł, ma w sobie wielkie pokłady pokory i zrozumienia na innych ludzi i na otaczający ją świat, a do tego wspaniale radząca sobie z przeciwnościami losu, choć łatwo jej nie jest.

Jakże się cieszę, że poznałam w te święta tak wspaniałą kobietę, dzięki której zrozumiałam, że kiedy odchodzi druga połówka, to można jednak jakoś żyć – mimo, że samotnie.

Mało już jest takich ludzi, którzy wiele w swoim życiu przeszli, a jednak pogoda ducha ich prowadzi każdego dnia i potrafią się z tego dnia danego im się cieszyć.

To było dla mnie wspaniałe doświadczenie i mam nadzieję, że jeszcze spotkam się z Jadzią nie jeden raz i oby tylko zdrowie nam obu dopisało.

Morał: Szukajcie takich ludzi i pozwólcie sobie na ich zapamiętanie, gdyż jest to już wymierające pokolenie ludzi prostych, a jednak wielkich!

 

 

Cudownie i świątecznie jeszcze

Tak, to były cudne święta, czyli takie, że nawet sobie ich wcześniej nie wymarzyłam. Były inne zupełnie, ponieważ znalazłam się w miejscach, których wcześniej nie planowałam, a zdarzyły się, a także było to spędzanie świąt z ludźmi, których lubię i przede wszystkim im ufam.

Było wiele śmiechu, radości, a także wiele wspomnień i wspólnych rozmów na wszelkie tematy, a więc jestem naładowana pozytywną energią i świeżym powietrzem, bo nie samym biesiadowaniem żyliśmy, ale i spacerem po lekko zabielonych śniegiem ścieżkach.

Reasumując, to był cudowny czas, ale jeszcze się nie skończył, bo dziś jeszcze będziemy świętować, a więc lecę do kuchni 🙂

Wojna na przeżywanie świąt!

Zauważyłam, że w tym roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia rozgorzała wściekła dyskusja na temat, czy ateiści mają prawo obchodzić te święta, bo katolicy obchodzą je głębiej i prawdziwej, a ateiści zachowują się na świętach,  jak u cioci na imieninach, a ja:

Protestuję i kategorycznie się sprzeciwiam, ponieważ jako ateista przeżywam ten czas może i głębiej jak zadeklarowani katolicy. Dbam o to, by na stole były potrawy takie, które zasmakują katolikom, bo w mojej rodzinie mam takie osoby, które dbają o tradycję, a i sama je uwielbiam, Ubieram choinkę, bo uwielbiam to robić i kiedy ją ubiorę w migocące światełka, to gapię się jak w jakieś zaczarowane drzewko, magiczne drzewko i napawam się kolorami, które odbijają się w bombkach, co tworzy ten nastrój, jaki mnie rozrzewnia i kto mi zabroni?. Czy mi się nie należy wzruszać, tylko dlatego, że nie wierzę w Boga, a ten czas poświęcam na rodzinne spotkanie w blasku tych światełek i  świec w jedynym danym nam czasie, kiedy po długich miesiącach w roku, możemy się wreszcie spotkać przy jednym stole?

Czy mnie się odmawia przez katolików, że cieszę się tego wieczora, bo moje wnuki urosły przez ten rok i zmądrzały i mimo odległości w czasie, wciąż mnie pamiętają i całują w babciny policzek? Czy ateista nie ma wspomnień z przeszłości i przy wigilijnym stole nie wspomina tych, którzy odeszli, a nas kochali i często gęsto uroni łzę na te wspomnienia, też przy blasku świec, patrząc szczerze w oczy rozmówcy, tak aby zrozumiał, że przeżywamy i boli nas to?

Takich pytań jest setki, bo jakże często jest tak, że ateista nie kradnie, nie oszukuje, nie szmugluje, nie chla alkoholu, nie bije żony i dzieci, nie zdradza, nie kradnie, nie i nie, a jednak w mediach się coraz częściej rozmawia, że ateista nie ma prawa do przeżywania świąt, bo katolik to potrafi najlepiej, a według mnie jest to strasznie krzywdząca ocena i życzę sobie, aby katolicy nas nie oceniali i oczywiście nawzajem , a mam jeszcze pytanie.

W naszym kraju jest 90% zadeklarowanych katolików i z tego wynika, że to te 10%,  to sami mordercy, podpalacze, złodzieje, pijacy, pedofile, alkoholicy, bo pozostała część do rany przyłóż, tylko ze statystyk wynika, że to zadeklarowani katolicy chyba dopuszczają się najcięższych przestępstw  i dopiero w kicu i na mitingach AA się  ponownie nawracają, a więc obłuda owa nie dotyczy ateistów, a tych, co na kolanach służą Bogu, ale po czasie!

A ja znam takich katolików, że nie kochają po równo swojego potomstwa, bo jeden syn jest kochany, a drugiego na starość się wykorzystuje do swoich potrzeb, nie dając mu miłości. Znam takiego katolika, który bywa co niedzielę na mszy, a swoim dzieciom urządził w domu obóz przetrwania nie dając ani grama miłości i traktował swoje dzieci jak żołnierzy. Znam takie katoliczki, które nie odpuściły żadnej sąsiadce i zaglądały jej w okna, a potem wymyślały androny, że się puszcza. Znam żonę i matkę, która prowadzi podwójne życie, udając kochającą matkę i żonę, a kiedy tylko nadarza się okazja jedzie do kochanka  i to nie przeszkadza jej wierzyć w Boga, a więc ja ateistka wznoszę do niego wzrok i pytam, czy on nie widzi tych wszystkich draństw, a jeśli widzi, co co ma zamiar z tym zrobić, aby zrobić porządek w swoich szeregach, a ateistów rozgrzeszyć, bo to są dobre ludzie „som” 😀

Ale, ale, bo znam katolików jakże bardzo uczciwych ludzi i takich szanuję i tacy mi się podobają i mam wielkie uznanie dla ich wartości religijnych i to by było na tyle, a teraz lecę w gości 🙂

Nasza Wigilia :)

 Ludzie się spieszą przez cały rok,

by mieć coraz więcej pieniędzy,

by wybudować wielki dom z basenem najlepiej.

Spieszą się i spieszą i sami czasami się gubią,

bo nie wiedzą dokąd tak pędzą i po co?

A ja się spieszyłam wczoraj w ten piękny wieczór,

do wzruszeń i poruszeń,

do ciepłych spojrzeń i przytuleń.

Spieszyłam się do błyszczących oczu  i śmiechu moich wnucząt

i do ich radości szczerej, gdy pod choinką

znalazły wymarzone prezenty.

Spieszyłam się do z niecierpliwością

rozdzieranych paczuszek i uradowanych dziecięcych twarzy,

że tam w środku znalazły, to o czym marzyły.

Spieszyłam się w końcu do wspomnień i refleksji

i do łzy uronionej na wspomnienia o tych, których już nie ma.

Spieszyłam się do rozmów przy blasku świecy i próbowania

tych wszystkich dóbr, choćby po kawałeczku z każdego dania.

Spieszyłam się, by na długo zapamiętać te chwile celbracji rodzinnej,

wspólnej, szczerej,  pośród  wyciszonej atmosfery przy kominku.

To wszystko wczoraj dostałam i jestem bogatsza w swoje refleksje,

że kolejna Wigilia dała mi poczucie bezpieczeństwa i wielkiego szczęścia. 🙂

 

Prowokacja na samotnego wędrowca podczas wieczerzy!

Mój dość dobry znajomy na jednym z forum i tu nie zdradzę jakiego i nie zdradzę nicka – zadał takie oto pytanie innym użytkownikom tegoż forum, czy?

Czy celebrujecie ową tradycję??
Czy zdarzyło się aby to miejsce przy Waszym stole zostało ZAJĘTE??

Parę lat temu wraz z kolegą wystawiliśmy na próbę jednego nawiedzonego pseudo-chrześcijanina, który z różańcem się nie rozstawał i pouczał ciągle ludzi jaki powinien być katolik.:pop:

Wynajęcie menela (trzeźwego!) którego po skropieniu wódką (dla zapachu) – wysłaliśmy do jego domu w trakcie kolacji wigilijnej, to był koszt skrzynki piwa. :chichot:

Ależ mieliśmy ubaw – jak nasz Moher się przejechał na biedaku i pogonił niczym psa.. 

 

Teoria a praktyka niestety i tu nie zawsze idą w parze.. :mur:

Powyższa historia jest bardzo smutna, bo gdzieś w nas zatraciły się ludzkie odruchy, a może zawsze tak było? Nie wiem, ale wiem jedno, że jutro z mężem jedziemy do teściów mojej córki, którzy przeprowadzili się na wieś. To nasze pierwsze spotkanie będzie w ich nowym, odnowionym domu po Tacie Teścia mojej córki śp.

Pracowali ciężko przez dwa lata, aby przystosować dom do swoich potrzeb, ale wiem, że mają głęboko w sercu swoich Rodziców, którym wiele zawdzięczają i wiem, że przy stole Wigilijnym wspomnimy tych, którzy od nas odeszli i wiem, że na zawsze będą w naszej pamięci. To się im należy, ponieważ całe swoje życie poświęcili tym, którzy po nich odziedziczyli przyzwoitość i godność. Nie są to wielkie słowa, bo są to słowa z serca płynące, ale przed chwilą otrzymaliśmy telefon, że brat mojego męża nie chce na Wigilii swojej Matki, bo w tym roku nasza kolej, by ją ugościć, mimo, że kobieta woli mojego męża brata i jego towarzystwo, bo kocha go bardziej. Nie będziemy z mężem się licytować, ale nie gwarantujemy, że matka mojego męża będzie się czuła z nami dobrze, choć zrobimy wszystko, aby tak się stało, ale się nie dało!

Telefon. Dzwoni mój mąż do swojej Mamy, że jedziemy na Wigilię, a w słuchawce słychać wzdychanie i prężenie się jak piskorz, że nie pojedzie i woli być sama w domu i nie ważne, że moje wnuki ją kochają, a ona może się z nimi spotkać może ostatni raz, bo ma ponad 80 lat. Nie ważne, że teściowa mojej córki zaprasza ją serdecznie  do siebie. Moja teściowa to typ księżniczki i trzeba wiele minut przegadać przez telefon, aby dojść do konsensusu, choć nikt nie wie, czy jak się prześpi to wyrazi zgodę na wspólną Wigilię i tu rzeknę, że mój Mąż mimo, że jest mniej kochany od jego brata, ma wielkie pokłady cierpliwości. Ja go w tym wspieram, bo znam moją teściową jak własną kieszeń i współczuję bratu mojego Męża, że brakuje mu tego wyczucia, że Matka kocha go nad życie, a ten podsuwa ją komuś jak nie potrzebny mebel. Tak więc mam nosa, że nigdy nie wiadomo, kto się zjawi, odepchnięty i niechciany i zawsze stawiam na stole talerzyk dla tego kogoś, kogo nikt w rodzinie nie chce. Nie jestem zagorzałą katoliczką, a tylko myślącą kobietą, ale jeszcze rzeknę, że brat mojego męża siedzi w kościele i różaniec przekłada, a jednak to nie człowiek, a wyrachowana g…, bo kiedy matka mieszkanie  przepisała na niego, to można już się jej pozbyć, Wykonała zadanie, a dla mnie to jest  zgroza i niesmak i to są te uczucia, które mną zawładnęły zupełnie niepotrzebnie na święta, a miałam odpoczywać od codzienności, ale się nie da! Chce się zakląć!

Morał z tego taki, że Matka, która kocha bardziej jednego syna od drugiego została odepchnięta i paradoksem będzie, że  podczas wieczerzy brat mojego męża postawi ten symboliczny talerz dla zbłąkanego wędrowca, a to byłaby obłuda nie wytłumaczalna!