Archiwa miesięczne: Styczeń 2015

4 latka mojej wnusi

Co dla Babć i Dziadków może być piękniejszego niż fakt, że doczekali się wnucząt, które rosną jak na drożdżach – zdrowe i mądre. Często pada takie stwierdzenie, że wnuki kocha się bardziej niż swoje własne dzieci, ale czy ja wiem? Ja twierdzę, że kocha się je inaczej po prostu. Kocha się je, bo nagle na starsze lata odnajdujemy w sobie większe pokłady cierpliwości, a dzieci tej cierpliwości ogromnie potrzebują, bo i one lgną do Babć i Dziadków i potrafią odwzajemnić się uśmiechem i przytuleniem.

Nie widzę ich codziennie, ale One nas pamiętają i kiedy spotkamy się razem, to są takie słodkie i przychodzą, by choć na chwilkę pobyć razem i się przytulić, a więc cóż może być piękniejszego dla Babć i Dziadków?  Przecież nasza krew płynąca w tych małych istotkach sprawia, że miękniemy, a wszystko inne traci jakby blask i niech tam w świecie źle się dzieje, to my z takich spotkań czerpiemy wielkie pokłady energii.

Wróciliśmy z Urodzin Naszej Wnusi tak właśnie pozytywnie naładowani. To był cudny dzień. 🙂

W Dzień Przytulania chcę zrobić swoim czytelnikom przyjemność

Tak, dziś przypada Dzień Przytulania, a więc postanowiłam przytulić swoich czytelników serdecznie tak, jak przyszło mi to do głowy. Odrobina, a może szczypta ciepła z mojego bloga niech trafi w Wasze czułe, najczulsze punkty, aby na Waszych twarzach pojawił się uśmiech, a także chwila relaksu i zadumy.  Nie mogę Was przecież wirtualnie przytulić, a więc wymyśliłam taką ścieżkę do ludzkich uczuć, pragnień i tęsknot.

Liczę na to, że na chwilkę się zatrzymacie, tylko oby nie przypaliły się ziemniaki na obiad, a woda na kawę nie wyparowała, bo chwilkę to zajmie. Oczywiście, że żartuję, bo lepiej żartować niż chorować.

A co u mnie? Wybieram się dziś na Urodziny mojej wnusi, która urodziła się 1 lutego, a kończy 4 lata i chciało by się napisać, jak ten czas leci? 🙂

I jeszcze jedno, bo śnieg zawitał wreszcie w moje strony i posyłało, a zdjęcia są poniżej. Tak więc teraz zapraszam na ucztę przytulankową 🙂

Bo:

* * * (Powinno się…)

Powinno się
przynajmniej raz dziennie
przeczytać jakiś ładny wiersz,
zobaczyć piękny obraz,
posłuchać przyjemnej piosenki
lub porozmawiać
z najlepszym przyjacielem.

W ten sposób budujemy
piękniejszą, bardziej wartościową
część naszego istnienia.

Heinrich von Kleist

 I oto wybrałam dla Was taki wiersz: 🙂

Zdradzę wam tajemnicę:
nie czytamy poezji dlatego, że jest ładna.
Czytamy ją, bo należymy do gatunku ludzkiego
a człowiek ma uczucia.
Medycyna, prawo, finanse czy technika
to wspaniałe dziedziny,
ale żyjemy dla poezji, piękna, miłości.

John Keating – „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”

I obraz taki wybrałam:

Olga Boznańska

Kwiaciarki
1889. Olej na płótnie. 65 x 85 cm.
Muzeum Narodowe w Krakowie.

A piosenka moja ukochana, może i Was otuli swoim ciepłem i głębią:

Tak więc na koniec życzę Wam wspaniałego dnia z wielką dawką przytulanek:

Dla ciebie zrobię wszystko – moje kino

Czasami to wstyd się przyznać, że się ogląda melodramaty, ale w końcu choć jestem już seniorką, to wciąż kobietą i dlatego od czasu do czasu poświęcę swój czas na melodramat właśnie.

Która kobieta nie chce, a i mężczyzna też, aby znaleźć w świecie tę drugą połówkę jabłka, z którą zechce się zestarzeć. Kto nie marzy o wielkiej miłości, takiej aż po kokardy, takiej na wieki i aż po grób. Nie wszystkim się tak układa i bywa różnie, bo to by było zbyt piękne i może nawet nudne, a więc tym bardziej namawiam do całkiem dobrego melodramatu pt. „Dla ciebie zrobię wszystko” produkcji USA. 

Oglądając ten film miałam wrażenie jakby to była następna propozycja z cyklu „Love Story”, bo tak się też bohaterowie zaplątali w życiowych perypetiach i pokonywali masę przeszkód, aby tylko być ze sobą na zawsze!

Nie będę opowiadała fabuły, ale namawiam na to kino może we dwoje przytuleni, robiący sobie wieczorny seans, bo myślę, że i płci przeciwnej film się spodoba. 🙂

http://http://www.abckomputera.com.pl/film-fabularny/2271-dla-ciebie-wszystko-the-best-of-me-2014.html

Wybór Pani Leokadii

Letnie późne popołudnie, które pozwoliło po dziennym upale opuścić swoje domy, ponieważ w mediach ostrzegali, aby w takie upały najlepiej pozostać w domu. W małym miasteczku rozdzwoniły się dzwony, które przypominały ludziom o wieczornej mszy. Dzwoniły tak głośno, że ich dźwięk rozchodził się po wszystkich uliczkach tonących w zieleni i letnim marazmie.

Dwie kobiety z jednej ulicy wyraźnie słyszały, że czas iść do kościoła, a po mszy siadały w uroczym parku obok kościoła,  na ławeczce, kiedy tylko pogoda pozwalała i siedziały czasem rozmawiając, a czasem milcząc zupełnie. Lubiły się, choć dzieliła ich wielka przepaść, ale może jednak przeciwieństwa się przyciągają.

Często się spierały i jedna na drugą fukała, ale za chwilę gładziły się po rękach i uśmiechały do swoich starczych fobii i dziwactw. Obie to był gatunek powojenny i obie miały wiele przykrych wspomnień z tego powodu, ale nie lubiły wracać w swoich rozmowach do tamtych lat, kiedy to Niemcy wpadali do domu i robili przeszukania i  jeśli im się coś nie podobało, to walili na oślep tak, że i małym dziewczynkom się dostało. Jedna z nich pamięta, jak rodzice pędzili po kryjomu bimber, aby mieć z czego żyć, a jak kupili plasterek wędliny, to tylko dla niej, a więc jadła najpierw chleb, a ten plasterek smakowała i smakowała, aby nie zapomnieć smaku. Druga też pamiętała, jak wpadli Niemcy do domu i szukali czegoś wartościowego, a kiedy nie znaleźli nic, to demolowali dom i pamięta, że jadła surowe śledzie z beczki na zmianę z kiszoną kapustą i nigdy nie zapomni uczucia głodu i bezradności, a potem jeszcze widziała stosy spalonych ciał w miejscowej fabryce i nigdy nie zapomni tego fetoru, który zakodował się na całe jej życie.

To wszystko sobie Pani Melania i Pani Leokadia opowiedziały, a także i to, jak ułożyło się ich życie, kiedy Niemcy opuścili zrujnowany kraj, który wziął się za odbudowę, aby podnieść się gruzu, prochu i pyłu.

Obie się zakochały w chłopcach, którzy stanęli na wysokości zadania i zależało im, aby Polska powstała z kolan i tak:

Pani Melania pokochała i z przyszłym mężem zamieszkała w niewielkim domku, bez wody i kanalizacji, ale po ślubie robiła wszystko, aby żyć w miarę godnie i tak z wielkiej miłości urodziła dwie córki. Pani Melania z czasem przeprowadziła się do nowego bloku, gdzie otrzymali piękne, dwupokojowe mieszkanie i tam jej córki dorastały, które z czasem powychodziły za maż i też urodziły po dwie córki, a potem te córki urodziły wspólnie troje dzieci i tak Pani Melania stała się babcią trójki wnucząt, ale tego szczęścia nie doczekał jej mąż, który przedwcześnie zmarł i zostawił Panią Melanię w wielkiej rozpaczy. Jednak to wnuczęta pozwoliły jej przetrwać ciężkie chwile i teraz żyła tylko dla tych małych istotek i cieszyła się, że ma przy sobie swoje dzieci i te szkraby, które rozpromieniały jej każdy dzień.

Inaczej było z Panią Leokadią, gdyż po wojnie zakochała się też, ale jeszcze przed ślubem zorientowała się, że jest w ciąży i cieszyła się jak każda kobieta, ale na samym początku ciąży dowiedziała się, że z jej chłopakiem w ciąży jest jeszcze inna kobieta. Wściekła się i kompletnie rozsypała i czym prędzej swoją ciążę usunęła, bo nie chciała mieć nic po tamtym człowieku, który ją tak śmiertelnie zranił i tak już nigdy w swoim życiu nie zaufała żadnemu mężczyźnie. Została starą panną, która mieszkała ze swoją matką staruszką i jej życie toczyło się tylko wokół matki i jej pielęgnacji, kiedy ta się postarzała. Gotowała jej, wyprowadzała staruszkę na spacer, a wieczorami obie oglądały w telewizji swoje ulubione programy i tak mijało życie Pani Leokadii.

Kiedy Melania zaczęła opowiadać coś o swoich wnukach, jej towarzyszka ją strofowała i przypominała, że nie lubi słuchać opowiastek o wrzeszczących bachorach, bo nie lubi dzieci i już i nie rozumie kompletnie tej fascynacji dziećmi zasmarkanymi, wrzeszczącymi i roszczeniowymi, że to świat powinien się kręcić wokół nich. Wówczas Pani Melania milkła, aby się nie kłócić i nie nadepnąć na odcisk swojej towarzyszki, bo jednak ją lubiła i starała się zrozumieć, że Pani Leokadia tych dzieciaków nie cierpi i już.

Przeszło gorące lato i nieubłaganie drzewa zaczęły zmieniać swoją szatę, na brązy, czerwienie i złocienie i nagle Leokadia przestała przychodzić do kościoła, aby prosić Boga o wybaczenie za swoją aborcję, bo tego domyślała się Pani Melania. Nagle miejsce na ławce krzyczało pustką i Pani Melania się zaniepokoiła, a okazało się, a wieści w małym miasteczku rozchodzą się błyskawicznie, że Pani Leokadia trafiła do szpitala, bo nagle zaczęło ją bardzo mocno boleć. Lekarze rozłożyli ręce i przeniesiono Panią Leokadię do  przyszpitalnego hospicjum, bo nie było dla niej ratunku już. Wciąż żyjącą 90 letnią mamę Pani Leokadii umieszczono w domu spokojnej starości i tylko Pani Melania kuśtykając i podpierając się laseczką w ostatniej chwili trzymała rękę odchodzącej koleżanki, bo innych bliskich Pani Leokadia nie miała, bo taki był jej życiowy wybór.

Starość i podsumowania! Moja nie rymowanka

Kiedy byłam młoda, to biegłam do domu przeskakując z werwą co trzeci stopień schodów i myślałam, że to tak będzie zawsze i przeskoczę nie jedną partię schodów do nieba.

Byłam silna, wysportowana i biegłam wynieść śmieci i w mig wracałam do domu, mojego domu, gdzie były dzieci.

Byłam mocna, niezmordowana i siaty z zakupami targałam bez zadyszki,

a potem kręciłam się po domu, sprzątałam, prałam, prasowałam i wychowywałam dzieci.

Potrafiłam zejść hektary lasów, by nazbierać najdorodniejsze grzyby na pierogi i zupę grzybową i do bigosu.

Potrafiłam przepłynąć latem jezioro z kroplami wody na rzęsach, choć było to zakazane.

Potrafiłam na biwaku łowić ryby, aby potem zrobić z nich kotlety, bardzo zdrowe kotlety dla swoich dzieci.

Potrafiłam wszystko i sił miałam w sobie tyle, że nic na przeszkodzie mi nie stało,

aż nagle coś się stało, że:

Schody są moim wrogiem, bo pokonuję je z zadyszką.

Zakupy są coraz cięższe, choć większość robi wciąż silny mąż.

Wyprowadzenie psa, to wyzwanie, bo on wymaga dalekich spacerów, a ja jestem  co raz bardziej zmęczona.

Sprzątanie domu, kiedyś godzina, a teraz czasami zmora, która męczy i doskwiera

coraz wolniejszymi ruchami, co męczy i martwi, ale wiecie co mnie cieszy?

Cieszy mnie to, że mój rozum nie każe mi się z nikim kłócić i wciąż działa bez

zarzutu, a to już bardzo dużo!

Interesowna kochanka

Jerzy mężczyzna 50 letni, dyrektor dużego przedsiębiorstwa, mąż i ojciec dwójki już dorosłych dzieci. Zawsze elegancki i pachnący najlepszą wodą kolońską. Ogolony i ostrzyżony, a do tego mimo wieku cholernie przystojny z lekką, ponętną siwizną

Jego żona Justyna dobrze zarabiająca główna księgowa, dla której praca miała wielkie znaczenie. Elegancka kobieta często udająca się do fryzjera i kosmetyczki, a lubiła o siebie dbać. Justyna była bardzo lubiana w swoim środowisku, gdyż była bardzo interesującą kobietą, która miała swoje zdanie i potrafiła się zachować, a także miała w sobie wysokie pokłady empatii. Potrafiła współczuć biedniejszym i dlatego założyła w miasteczku taką kobiecą organizację dzięki, której zbierano pomoc dla chorych dzieci. Organizowała aukcje, namawiała sponsorów do pomocy, a także dzięki występom i różnym akcjom charytatywnym nie jedno dziecko otrzymało potrzebny wózek, czy też specjalistyczną opiekę lekarską.

Całkowicie wsiąkła w tę swoją działalność i często gęsto wracała do domu skonana, ale szczęśliwa. Lubiła opowiadać Jerzemu o swojej pracy i on był z niej bardzo dumny. Szczycił się nią w towarzystwie na bankietach, gdzie prezentował swoją żonę idealnie ubraną i elokwentną. Był z niej dumny.

Mieszkali w apartamencie wysokiej klasy i nie marzyli jeszcze o domku z ogrodem, gdyż wciąż byli aktywnie zajęci. Dzieci były na najlepszych uczelniach w kraju i właściwie wszystko w ich życiu układało się idealnie, bo mieli dobrą pracę i tryskali dobrym zdrowiem.

Lubili spędzać czas w swojej sypialni, kiedy w wielkim łożu małżeńskim ona pisała w swoim laptopie opowiadania dla dzieci, a on kochał czytać wybrane dla siebie książki i tak mijały im wieczory, przerywana o czasu małżeńskim, udanym seksem.

Justyna niczego nie zauważyła, bo mąż zachowywał się bez zarzutu, choć zdarzało mu się wracać czasami trochę później do domu, ale zawsze się sensownie wytłumaczył, a więc nie drążyła, a wręcz odwrotnie, bo bardzo mu współczuła nawału pracy i odpowiedzialności za zakład pracy i jego pracowników.

Pewnego razu znalazła na swojej skrzynce mejlowej dużo zdjęć. Były to zdjęcia samochodu jej męża, który stał przy ekskluzywnym hotelu i pary udającej się do tegoż hotelu. Rozpoznała męża, ale kobiety nie rozpoznała wcale. Była to buściata, niewysoka blondynka, taka ponętna, co facetom może się spodobać. Nie wiedziała, co to za kobieta, ale w następnym mejlu życzliwy ją poinformował, że jest to nowa sekretarka jej męża, a więc była już w domu, tylko dlaczego jej nie powiedział, że zmienia sekretarkę?

Znalazła biuściatą sekretarkę na facebooku i przesłała jej zdjęcia proponując rozmowę na temat – co dalej? Nie czekała długo, bo prawie natychmiast dostała odpowiedź, że tamta kobieta chętnie się z nią spotka w restauracji takiej i takiej, o tej godzinie, a więc:

Justyna na odwagę nie wypiła kilku drinków, a zapaliła marihuanę, którą oboje palili z Jerzym przed seksem. Tak na odwagę i poszła na wyznaczoną godzinę.

Podeszła spokojnie do stolika, gdzie biuściata już czekała i zamówiła sobie mocną kawę i kieliszek wina. Rozmowa była krótka, bo Justyna spytała, czy weźmie sobie jej męża i czy będzie o niego dbała tak jak ona o niego dbała przez trzydzieści lat małżeństwa. Usłyszała z ust roześmianych, że owszem i rozkładała nogi przed jej mężem, bo i owszem spotykali się i ona dawała mu rozkosz, ale miała z tego profity, bo Jerzy spłacił jej kilka kredytów, dawał wysokie premie, kupił jej mieszkanie i samochód i sam jest sobie winien, że uwierzył w jej miłość i rozwalił swoje małżeństwo. Powiedziała, że ona się nie prosiła o romans, bo sam za nią pełzał i prosił o chwile intymne, a teraz to ona jest już ustawiona i oddaje Justynie męża i wyszła dumna z restauracji wzdrygając lekceważąco ramionami.

Justyna zdębiała, ale kiedy przyszła do domu, gdzie już był jej mąż zrzuciła z półek wszystkie ich fotografie i kazała mu się spakować, a on klęczał u jej nóg i błagał o wybaczenie.

Nie wybaczyła, ale cierpiała okrutne męki na sprawie rozwodowej i potem jeszcze długo. Oboje wyrazili zgodę na sprzedaż mieszkania i ona wyniosła się w drugi koniec miasta, zamieszkując w niewielkiej kawalerce i tyle zostało jej po długoletnim małżeństwie. Rzuciła się w wir swojej pracy i działalności, a w prasie lokalnej napisali, że organizacja pod patronatem Justyny kupiła kolejny wózek  dla niepełnosprawnego dziecka w mieście!

Matka i dziecko – moje kino

Polecam, polecam z całego serca film niesłychanie wartościowy pt. „Matka i dziecko”, a dlaczego? Dlatego, że jest to cudny film o życiu i nie żaden wyciskacz łez na siłę, a łzy płyną same podczas seansu, gdyż w tym filmie może się przejrzeć miliony kobiet. Poplątane losy trzech kobiet, które cierpiały z powodu splotu wydarzeń i tego, że coś się w ich życiu wydarzyło, co wpłynęło na całe ich późniejsze życie.

Mamy kobietę, która urodziła córeczkę w wieku 14 lat, którą oddaje do adopcji pod presją swojej matki.

Mamy młodą kobietę, która nie może zajść w ciążę i stara się o adopcję.

W końcu mamy młodą prawniczkę, córkę kobiety, która ją urodziła w wieku 14 lat, która sama zachodzi w ciążę i kiedy umiera podczas porodu, jej córeczka zostaje oddana do adopcji/

I tak się poplątało to wszystko i tak się pokomplikowało, aby na koniec filmu się poskładać i dać upragniony spokój kobiecie, która tak młodo urodziła, a więc jeszcze raz z całego serca polecam ten film, ale obok niech leżą chusteczki – nie zapomnijcie o tym. 🙂

/http://www.cda.pl/video/9073030/Matka-i-dziecko-online-2009-Lektor-PL

 

 

Osoby publiczne zaszczute w sieci, a policja ma związane ręce!

Na początek tej notki proszę o obejrzenie poniższego clipu, a ja polecę dalej. 😀

https://www.youtube.com/watch?v=5l0HkkcH1hI

Nowy temat na bloga spadł mi jakby z nieba. Jako mieszkanka mojego miasta, mimo, że już wyłączona zawodowo, to śledzę w sieci wiadomości dotyczące naszej małej społeczności i natrafiłam na takiego rodzynka.

Rodzynek dotyczy trzech pań z mojego miasta, które udzielają się w samorządach i innej publicznej działalności. Można by rzec, że jest to elita trzęsąca naszym miasteczkiem, która z racji wykonywanych zadań działa na rzecz naszej społeczności.

Panie zostały wybrane w wyborach, a więc społeczeństwo im zaufało i dało jakoby pałeczkę by żyło nam się tu coraz lepiej i w zasadzie tak się też żyje w dość smętnym miasteczku, ale władze robią co tylko mogą, aby związać koniec z końcem, bo pieniędzy nie staje na wszystko. Jednak młodym to może i u nas źle się żyje, gdyż brakuje pracy, ale ludzie w moim wieku mają tu świeże powietrze, dużo miejsca do spacerów, a także parków z ławeczkami, a więc władze trzeba powiedzieć, że się starają i powstały na naszym jeziorze dwa, bardzo ładne mola widokowe, utwardzone ścieżki, po których śmigają młodzi i ci starsi i choć jak wszędzie umarł przemysł, ale za to mamy świeże powietrze.

Ale wracając do meritum, to trzy panie na wysokich stanowiskach zostały obrażone w sieci, co spowodowało u nich dyskomfort psychiczny. Nie czytałam tych wpisów, gdyż staram się nie grzebać w szambie, gdyż czuję odrazę, ale w clipie jest wszystko na ten temat. Anonimy sobie pisały oszczercze komentarze, które nijak nie trzymały się prawdy, a wiem, że nie trzymały się, gdyż jako tako znam te panie i wiem, że mają swoje rodziny, są żonami, matkami i dostało im się tylko dlatego, że są więcej niż inni , bo na świeczniku.

Panie się zwarły i złożyły doniesienie na policję – jak ja!

Policja przekazała sprawę do Prokuratury – tak jak moją sprawę!

Panie zawiadomiły media więc – ja nie miałam takich szans i w zasadzie nie chciałam absolutnie tego!

Panie nie założyły sprawy w Sądzie – moja dwukrotnie do Sądu trafiła, a pomagał mi bardzo dobry prawnik.

Paniom sprawę Prokuratura umorzyła, a mnie umorzył Sąd – dwukrotnie i tu mi ręce opadły.

Panie nie wiedzą nadal, kto ich w sieci oczernia, a ja wiem:

https://www.facebook.com/ptaszki.tv.9678?fref=ts

ale i to policji i prokuratury nie zainteresowało, a więc możemy stwierdzić, że gadanie o ściganiu hejterów możemy między bajki włożyć, choć i ja jeszcze raz składam wniosek o ściganie!

Jaki z tego wniosek? Ano taki, że Prokurator Generalny ogłosił totalną walkę z hejtem, ale to nijak ma się do rzeczywistości, a ja zostałam pouczona przez sąd, co to jest hejt i nękanie w sieci i jeśli nie zagrażało mi to śmiercią, albo utratą zdrowia, to Sąd umarza sprawę i przekazuje ją do archiwum i tak się skończyła moja walka o moje dobre imię. Nie zostałam poinformowana jakie działania zostały podjęte i jakimi sposobami próbowano dotrzeć do hejtera, ponieważ nie zostały absolutnie podjęte takie działania i nie został w sprawę włączony dobry informatyk. Dochodzimy więc do konkluzji, że i tym paniom nie uda się nic, choć panie się uparły, ale chyba tylko w związku z wiarą w sprawiedliwość i przebiegłość naszych organów ścigania, a tu i im wyjdzie zonk i ja im to gwarantuję.

Ja wobec swoich psychofanek zastosowałam dwie metody, bo na Lindę z Psów i na atak terrorystyczny w Paryżu i  od trzech dni mam spokój, ale jak długo? Demony nie śpią, demony są na moim blogu i demony czuwają, a owym paniom z mojego miasteczka radzę, aby dały sobie spokój, bo państwo polskie jest za Murzynami w Afryce i tylko nad tym trzeba ubolewać, a reszta to walka z chorymi psychicznie, a ta jak wiemy bywa najczęściej porażką! Chorzy co raz trafiają na swoje oddziały, a tam są tylko chorymi i w zasadzie nikim!

Takim hienom to tylko strzelać w łeb i wiem, co piszę!

70 Rocznica Wyzwolenia Auchzwitz – Oby nigdy ludzie nie przeżyli takiego piekła!

Nie chcę pisać patetycznie, bo nie przeżyłam tamtych okropieństw. Za późno się urodziłam na szczęście!  Niech opowiadają o tamtych latach ludzie, którzy jeszcze żyją. Niech przestrzegają historycy i niech uczy się nasze dzieci, aby to się nigdy więcej nie powtórzyło. 

Byłam w Oświęcimiu w latach siedemdziesiątych, to kupa czasu, ale wciąż tam są buciki malutkich dzieci, sukieneczki dziewczynek i góry pamiątek po zamordowanych, niczemu nie winnych ludzi. Leżą tam już od 70 lat i niech będą przestrogą, że nie można już nigdy dopuścić do takiego poniżenia i pogardy oraz ludobójstwa zalanego hektolitrami potu i łez.

Ten dzień jest dla mnie dniem refleksji i na tym poprzestanę 😦

Starość i seks!

Pani Janina i Pan Leon to była taka w mieście wzorowa para. Od kiedy ludzie pamiętają, to zawsze i wszędzie byli razem i często ich widziano spacerujących albo robiących zakupy, którzy szli dumni i wyprostowani trzymając się za ręce. To był ich manifest, że bardzo się kochają i nie dlatego, aby wkurzyć społeczność i wzbudzić w nich zazdrość, a tylko dlatego, że  kochali się szczerze i naprawdę.

Wiedziały to ich córki i kiedy były małe to otrzymały doskonałe wychowanie wzorując się na swoich zakochanych rodzicach. W domu nie było żadnych kłótni, a jeśli zdarzały się spięcia między rodzicami, to oni tak to załatwiali, aby dzieci absolutnie nie były świadkami małżeńskiej kłótni. Rodzice wychowywali je mądrze i przede wszystkim wymagali, a więc każda miała wydzielony zakres zadań zapisany w rodzinnym grafiku. Każda miała sprzątać swój pokój, a także musiała pomagać mamie w kuchni, aby nauczyć się gotować. Każda z nich wiedziała, że nie może odmówić wyniesienia śmieci, czy posprzątania części mieszkania, gdyż rodzice wymagali, ale i nagradzali.

Nagrodą były wyjazdy na wakacje, na obozy i kolonie, a także wspólne wypady w ciekawe miejsca, nad jeziora pod namiot, aby dzieci zażyły świeżego powietrza i razem z ojcem łapały ryby i rozpalały ogniska, a wieczorem przy ognisku siedzieli w blasku gwiazd z gitarą, a ojciec śpiewał i opowiadał dawne dzieje wspominając czasy wojenne i jak udało mu się przeżyć te wszystkie okropieństwa wojny.

Kiedy dziewczynki podrosły i zaczęły interesować się seksualnością oboje rodzice po kolei przeprowadzali z nimi rozmowy, najchętniej gdzieś na spacerze, w swobodnej atmosferze i oczywiście podsuwali im dobre książki na ten temat, zdając sobie sprawę jak ważną rzeczą jest ludzka seksualność.

Dziewczynki jednak obserwowały swoich rodziców i zawsze o poranku wiedziały, że coś na rzeczy było, bo tata szalał w kuchni i robił mamie wspaniałą jajecznicę z grzankami i oczywiście wesoło sobie pogwizdywał i to był ten znak, a mama? Mama szła do swojego osobistego SPA i pod prysznicem sobie nuciła piosenki Ireny Santor i to też był ten znak, że coś było na rzeczy, a dziewczynki mrugały do siebie porozumiewawczo!

Mijały lata i dziewczynki pozdawały na studia i po drodze powychodziły za mąż, a za trochę pojawiły się dzieci i każda z tych rodzin żyła swoim rytmem, ale na święta wszyscy zjeżdżali się do Janiny i Leona. Święta z rodzicami były zawsze magiczne i niepowtarzalne jak to u rodziców. Zawsze była świeża choinka, a Janina stawała na wysokości zadania i Leon jej w tym towarzyszył, że ona piekła ciasta, a on mięsiowo i przyrządzał najlepsze śledzie i bigos na świecie.

Pewnego świątecznego dnia Leon postawił na stół swoje nalewki, też najlepsze na świecie i tak sobie siedzieli świętując i żartując, aż jedna z córek z chichotem spytała rodziców, czy oni jeszcze to robią, a potem tata pogwizduje, a mama śpiewa Irenę Santor.

Nastała niezręczna cisza i rodzicom na twarzy pojawił się pąs, a córka przepraszała za swoje głupie pytanie, ale chciała by było wesoło, a wyszło bardzo głupio!

Mama pochrząkiwała nerwowo kilka razy, tata pogładził też nerwowo swoje włosy, ale postanowił odpowiedzieć na niezręczne pytanie swojej latorośli.

– Popatrz na nasze twarze moja kochana córko. – Czy widzisz na naszych twarzach zmarszczki? – Widzisz prawda, a więc nasze ciała dokładnie tak samo wyglądają. – Jesteśmy już starymi ludźmi i nasze ciała są już bardzo niesmaczne i ja z mamą nie wstydzimy się starości, ale oboje wstydzimy się naszych, już nieapetycznych ciał. Dlatego od roku ze sobą już nic. Owszem wciąż ze sobą śpimy, wciąż się kochamy, wciąż trzymam waszą matkę za rękę, a na dobranoc dajemy sobie buziaka, ale oboje, jednogłośnie nie chcemy już z takimi ciałami epatować naszej przestrzeni w sypialni i możecie uwierzyć, albo i nie, ale jesteśmy wciąż szczęśliwi i wciąż się kochamy i nie możemy bez siebie żyć.

Hm… dodał ojciec, a co wy zrobicie ze swoją sypialnią na stare lata, to będzie tylko wasz wybór, bo my, że szanujemy siebie i się kochamy, to chcemy zachować odrobinę smaku i ludzkiej godności.

Nalał jeszcze kilka kieliszków nalewki i wszyscy wpatrzyli się w migocącą choinkę i się zamyślili. Nastała dłuższa cisza, ale bardzo niekrępująca. To były cudowne święta dla wszystkich.