Archiwa tagu: żal

Tego nie robi się własnemu dziecku!

Znalezione obrazy dla zapytania pusta ramka

Jakieś dwadzieścia lat temu weszłam w posiadanie malutkich zdjęć z legitymacji moich, młodych rodziców.

Jeśli dobrze liczę, to mieli oboje po 26 lat, gdyż byli z jednego rocznika.

Moja Mama z ładną fryzurą, a kiedyś kobiety nosiły na głowach delikatne fale, a Ojciec przystojny w mundurze i żołnierskiej  czapce.

Chciałam mieć pamiątkę i poprosiłam kolegę z pracy – komputerowca, aby mi te zdjęcia znacznie powiększył, abym mogła osadzić je w ramce i powiesić u siebie w domu na wieczną pamiątkę.

Zdjęcia te wiszą bardzo blisko mojego siedziska, z którego piszę bloga i przeglądam Internet, a więc są w zasięgu wzroku i o każdej porze dnia mogłam sobie na nie zerknąć, a przez głowę przepływały wspomnienia z lat dzieciństwa i młodości.

Wiele razy byłam w życiu skrzywdzona i wiele razy cierpiałam jak zbity pies.

Wiele razy wydobywałam się z dołków i depresji, bo jestem wrażliwcem i bardzo łatwo jest mnie zranić, a więc wiele razy cierpiałam okropne katusze, ale mimo to – żyję!

Żyję dzięki lekarzom, którzy wydobywali mnie z dna i trzymiesięcznej psychoterapii, dzięki, której zrozumiałam, że jestem silna i wartościowa i ten stan trwa do dziś i oby jak najdłużej.

Zauważyłam, że zaczęłam gadać do zdjęcia mojej Mamy i pytałam dlaczego mnie tak skrzywdziła.

Doszłam więc do wniosku, że zdejmę ze ściany zdjęcie Matki, która wbiła mi nóż w serce odrzucając mnie z premedytacją.

Była w chorobie bardzo ciężkiej ponad dwa lata i ani razu mnie nie przeprosiła i nie wyjaśniła dlaczego tak postąpiła, chociaż na początku choroby była całkowicie świadoma swoich myśli i czynów.

Ani razu w swoim życiu nie przeprowadziła ze mną rozmowy, że może nie spełniam jej oczekiwań, że powinnam się zmienić, poprawić, zmienić myślenie i postępowanie.

Nie było takich rozmów, a ja zawsze starałam się być dobrym dzieckiem, aby Jej nie sprawiać specjalnych kłopotów.

Kochałam swoich rodziców tak jak umiałam i choć Ojciec mnie bił, to z upływem lat zrozumiałam, że ambitnego faceta zniszczył system i nie potrafił sobie z tym poradzić, a więc targnął się na swoje życie i tu przywołuję Kiszczaka, który zniszczył mi Ojca.

Moi rodzice się rozwiedli po 17 latach wspólnego pożycia i Mama sobie poradziła, a Ojciec wręcz przeciwnie.

Na ścianie powiesiłam ich zdjęcia obok siebie i stały się dla mnie powodem do wspomnień i pamięci o czasach, kiedy nie działo się dobrze w rodzinnym domu, ale mimo to wywodzę się z takiej właśnie potrzastkanej rodziny.

Ojca na ścianie zostawiłam, bo dawno mu wybaczyłam, ale nie jestem w stanie jak na razie wybaczyć Matce i póki, co nie pójdę na Jej grób, bo tego się nie robi własnemu, pieroworodnemu dziecku.

Czuję się zraniona, odepchnięta, odrzucona, a w głowie pojawia się  tysiąc myśli za co i dlaczego, chociaż byłam przy niej i towarzyszyłam w chorobie na każde zawołanie.

Pewnego razu wzięłam swoje zdjęcie kiedy miałam 20 lat i przystawiłam je do zdjęcia Ojca i odkryłam, że jestem kalką swojego Ojca i może stąd moja Mama czuła do mnie niechęć.

Podczas ciężkiej choroby w przypływie uczuć powiedziała mi, że jestem dobrym dzieckiem, ale to za mało Mamo!

Kochałam Ciebie do końca Twoich dni i martwiłam się, że odejdziesz, ale po Twojej śmierci odkryłam jak mało byłam dla Ciebie ważna i będę z tym piętnem musiała żyć do końca swoich dni.

 

 

I tylko dlaczego jesteśmy tak strasznie podzieleni?

5 Rocznica Katastrofy Smoleńskiej

 

Żal

Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno

choćby się teraz pobiegło
w przedpokoju szurało
niosło serce osobne
w telefonie szukało
słuchem szerszym od słowa

choćby się spokorniało
głupią minę stroiło
jak lew na muszce

choćby się chciało ostrzec
że pogoda niestała
bo tęcza zbyt czerwona
a sól zwilgotniała

choćby się chciało pomóc
własną gębą podmuchać
w rosół za słony

wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepewne

ks. Jan Twardowski

O kobiecie, której zdrada wyszła na dobre!

Kiedy Karol wrócił z tygodniowej delegacji nie za bardzo ucieszył się z widoku żony i trójki dzieci. Po obiedzie położył się spać, gdyż twierdził, że jest kompletnie wykończony i musi odpocząć. Krysia, bo tak na imię miała jego żona trochę się zdziwiła, że tak się zachował, jakby do tego domu  wcale nie zatęsknił, ale zabrała się za swoje babskie czynności i czekała, aż mąż się obudzi i z nią porozmawia czulej.

Obudził się, wziął prysznic i po tym wyjął walizki z pawlacza i zaczął się pakować. Wrzucił do walizek kilka czystych koszul, spodnie i zebrał z łazienki swoje przybory toaletowe i kiedy Krystyna zorientowała się co się dzieje, usłyszała tylko jego jedno słowo – odchodzę!

Jak to odchodzisz, dokąd odchodzisz – spytała zdziwiona uważając postępek męża za kiepskiej jakości żart. Kiedy się zorientowała, że on nie żartuje już nie było go w domu.

Zbiegła za nim po schodach i chwyciła za kurtkę żądając wyjaśnień. Szarpnął ją z impetem i wycedził, że już nie kocha jej, a na dzieci będzie płacił alimenty. Ma mu pozwolić odejść, ale się zakochał w innej kobiecie i chce się z nią zestarzeć. Ma dosyć kręcącej się po domu żony wiecznie zapracowanej  w wyciągniętych dresach i krzyknął, że to koniec ich związku i od czasu do czasu będzie przychodził, by odwiedzić dzieci, bo dzieci kocha, a jej już nie!

Nie wierzyła w to usłyszała i nie mogła się pogodzić z tym, że tak raptem przekreślił ich dziesięcioletni związek. Nie zamierzała mu tak odpuścić i musiała dowiedzieć się, co to za baba była tak lepsza od niej. Milion myśli przewaliło się jej przez głowę, kiedy zrozpaczona wróciła do domu. Dzieci pytały o ojca, a ona nie potrafiła nic sensownego im powiedzieć. Płakała, a raczej wpadła w dziką rozpacz i nie wyobrażała sobie dalszego życia bez niego.

Mijały dni, a ona nie potrafiła podnieść się z łóżka. Nie obchodziły ją dzieci i czy są czyste, czy nie są głodne. Nie potrafiła zebrać myśli, a w głowie kołatały się jej setki pytań, na które nie znajdowała odpowiedzi. Telefon od matki ją nieco postawił na nogi, ale poprosiła, by zajęła się dziećmi, bo ona nie jest w stanie i tylko szlochała do słuchawki i matka przyjechała by zająć się zdezorientowanymi dziećmi, które czuły, że stało się coś strasznego.

Krystyna zawsze wiedziała, że jest słaba psychicznie i zawsze przeżywała wszystko bardziej niż inne kobiety. Nie wstawała z łóżka i nic nie jadała, aż matka jej kazała się zebrać do kupy i wysłała ją do psychiatry, bo już nie miała sił tak patrzeć jak cierpi jej córka.

Resztkami sił zwlokła się z łóżka i kiedy pokonywała drogę do lekarza z jednej bramy wychodził jej mąż i się wszystko wyjaśniło w jej skołowanej głowie. W tym domu mieszkała jej koleżanka, która była od niej osiem lat starsza. Starsza, ale ładniejsza, a do tego bez męża, taka typowa singielka. Zawsze zadbana i mocno stąpająca po ziemi, czyli taki mocny charakter, który nie raz stawiał Krystynę na nogi, kiedy się spotkały. Krystyna opowiadała, że trójka dzieci to nie lada wyzwanie, a ta zawsze utwierdzała ją w przekonaniu, że da radę i niechaj się nie żali, bo dzieci to wielki skarb.

Lekarza przepisał jej leki na uspokojenie i skierował do psychologa, ale Krystyna nie brała leków, bo bała się otumanienia i całkowitego oderwania od świata. Chodziła do lekarza i każdą receptę wykupowała, ale leki zbierała by mieć je na zapas, bo po głowie chodziło jej samobójstwo. Tak, chciała umrzeć, bo wciąż kochała Karola tak bardzo, że nie wyobrażała sobie bez niego życia. Umierała z miłości i jednocześnie z upodlenia jakie jej zafundował.

Na to wszystko nie mogła już patrzeć matka Krystyny. Widziała jak cierpi i to, że schudła dwadzieścia kilo i leciała psychicznie w przepaść. Poszła osobiście do psychiatry i powiedziała, że już nie ma siły, bo mimo leków córka wciąż się nie może pozbierać i tu psychiatra wypisała skierowanie na psychoterapię i namawiała do szybkiego zgłoszenia się do szpitala, gdzie co najmniej przez pół roku Krystyna musi poddać się leczeniu.

Nie chciała jechać za żadne skarby. Płakała, bo co z dziećmi, a matka jej wykrzyczała, że i tak jej nie ma dla dzieci, a ona się nimi zajmie, ale do cholery niech coś zacznie ze sobą robić, bo ona wiecznie nie będzie przecież żyła.

Krystyna wsiadła w autobus i pojechała do szpitala oddalonego o sto  kilometrów. Po drodze była kompletnie nieprzytomna, ale poradziła sobie na izbie przyjęć i zakwaterowano ją w pokoju z czterema innymi kobietami, które już tam od jakiegoś czasu były i wprowadziły ją we wszystko, a najważniejsze otoczyły opieką i troską.

Nie wiedziała, co się stanie jutro, ale pierwszą noc przespała spokojnie, a rano zaprosił ją na rozmowę psycholog i rozpisał grafik jej codziennych zajęć. Poczuła się bardziej spokojna, że komuś zależy by wyszła na prostą.

Mijały dni, a ona czuła się w tym gronie ludzi z problemami coraz lepiej. Nagle zauważyła, że nie jest jedyna na tym świecie, którą mąż porzucił i zdradził. Nagle poczuła, że ktoś chce jej coś wytłumaczyć, że na tym byle jakim związku nie kończy się świat i warto żyć mimo wszystko.

Minął miesiąc psychoterapii i zauważyła, że kręci się wokół niej mężczyzna o imieniu Adam, którego zdradziła żona. On  też nie mógł się z tym pogodzić, bo zdradzała go od trzech lat, a on o niczym nie wiedział. Kiedy się dowiedział, to także nie mógł się pozbierać, bo kochał ją nad życie. Próba samobójcza i znalazł się w szpitalu by się na nowo odnaleźć. Krystyna i Adam zaczęli bywać ze sobą coraz częściej. Zapraszał ją na wspólne spacery i opowiadali sobie o swoim bólu, aż pewnego razu objął ją i pocałował.

Nie od razu do niego coś poczuła, ale on był uparty i zabiegał o jej względy. Dobrze im się rozmawiało, a on opowiadał, że jego żona nie mogła mieć dzieci, a on tak bardzo jest za dziećmi i  zawsze chciał mieć ich dużo.

Kiedy Krystyna wróciła do domu, mocno postawiona na nogi, to Adam ją od czasu do czasu odwiedzał. Widziała, że ma świetny kontakt z jej dziećmi, co jej bardzo zaimponowało, a z czasem lubiła go coraz bardziej. Dbał o nią i kiedy tylko się zjawiał zawsze miał dla niej kwiaty, a dla dzieci prezenty, co bardzo podobało się Krystynie, która chyba na nowo zaczęła kochać mężczyznę.

Minął rok ich znajomości i zamieszkali razem, choć Krystyna nie miała jeszcze rozwodu, ale postanowiła zaufać Adamowi. Coraz bardziej jej na nim zależało. Dzieciaki zakochały się też w Adamie, który miał wyjątkowy stosunek do dzieci i je autentycznie pokochał.

Była niedziela i Adam zabrał dzieci na spacer, a Krystyna została w domu, by ugotować niedzielny obiad i raptem usłyszała, że  ktoś zapukał do drzwi.

Zdjęła kuchenny fartuszek i poszła otworzyć zdziwiona, że któż to może być. Otworzyła drzwi a w nich stał Karol zarośnięty i zaniedbany, woniejący alkoholem i wydukał, że przeprasza i chce do niej i do dzieci wrócić. Nie zastanawiała się długo i go przeprosiła, że nie wpuści go do domu, bo już ułożyła sobie życie na nowo i trzasnęła mu drzwiami przed nosem.

Kochanki i ich córki!

Jerzy żałował, że zdradzał swoją żonę. Teraz żałował najbardziej, kiedy leżał w hospicjum i był podłączony rurkami to tych wszystkich kroplówek, które pozwalały mu przeżyć jeszcze jeden dzień.

Leżał na łóżku wpatrzony w okno, za którym kołysały się wesoło liście na drzewach już lekko zbrązowiałe i wiedział, że ta jesień będzie dla niego ostatnią jesienią. Czuł, że koniec się zbliża, bo lekarze zrobili już wszystko, by ratować mu życie.

Patrzył w okno i żałował, że był na tyle głupi i zachłanny na przeżywanie swojego życia wbrew wszystkim przykazaniom i przysiędze, jaką składał podczas ślubu swojej żonie. Przysięgał wierność i te ważne słowa, że nie opuszczę cię, aż do śmierci. Było wesele i był taki szczęśliwy, że spotkał na swojej drodze tak ładną i mądrą kobietę. Obsypywał ją pocałunkami, a wyglądała w pięknej białej sukni  tak niewinnie, a w jej oczach widać było wielką miłość do niego.

Urodziły im się dzieci i jego żona poświęciła się dla nich całkowicie. Była bardzo dobrą matką, która macierzyństwo przedłożyła nad karierę zawodową. Myślała sobie, że wróci do pracy kiedy już dzieci podrosną. Tak bardzo zaangażowana w rodzinę nie zauważyła, że…

Jerzy przychodził do domu coraz później. Nadmiernie zaczął ją okłamywać i nie raz i nie dwa wracał do domu z zapachem innej kobiety. Zaczął o siebie dbać bardziej i zmienił garderobę na taką bardziej wyluzowaną. Kłamał, że jedzie w delegację, a szedł do tamtej, a kiedy pytała, odpowiadał pokrętnie i plątał się.

W końcu się dowiedziała i ta wiadomość spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Miała żal, że była tak bardzo ślepa i tak długo dawała się oszukiwać.

Dziecko sobie zrobił z tamtą i to był gwóźdź do trumny, ponieważ tego nie była w stanie już wybaczyć. Mogła wybaczyć jednorazowy skok w bok, ale nie będzie się z nim dzieliła z tamtą i wniosła sprawę o rozwód i alimenty na dzieci.

Jerzy po rozwodzie nie związał się ze swoją kochanką, bo się wystraszył. Był ojcem jej trzeciego dziecka i nie miał w sobie siły, aby wychowywać nie swoje dzieci. Uciekł i nie brał udziału w wychowaniu swojej córki. Wyjechał i przesyłał alimenty regularnie, choć od czasu do czasu, spotykał się z córką na gruncie neutralnym i zdawało by się, że ma dobry kontakt z nią.

Mijały lata i Jerzy związał się z drugą kobietą. Ta też miała córkę z pierwszego małżeństwa. Mąż tej drugiej się powiesił, a więc była wolna. Spotykali się na seks i nie wiedział do końca, czy chce z nią się związać. Córka kochanki okazała się ćpunką i to też Jerzego wystraszyło. Nie chciał walczyć z nie swoim dzieckiem i nigdy nie zdecydował się, aby zamieszkać razem ze swoją kobietą. Przerosły go problemy i walka o córkę kochanki, która ćpała i uciekała z domu. Próbował do tego dziecka po męsku dotrzeć kilka razy i chyba dziewczyna go polubiła, ale mimo to, Jerzy wolał mieszkać sam.

Czasami spotkał się ze swoimi biologicznymi dziećmi, które były bardzo dobrze wychowane i zgadzały się na te spotkania, ale nigdy mu nie wybaczyły, że tak bardzo skrzywdził ich matkę, która z nikim innym się nie związała. Były już duże i świetnie się uczyły, bo zaraz po skończeniu średniej szkoły dostały się na studia mimo, że nie było im lekko z finansami. Jednak ich matka marzyła, aby jej dzieci wyrosły na wykształconych ludzi i wszystko robiła, aby tak się też stało. Pracowała ciężko, by jej dzieciom zapewnić dobry start w dorosłe życie.

Kiedy Jerzy zachorował, odwiedził go kolega. Jerzy się zwierzył, że będzie umierał sam, bo nikt go z pewnością nie odwiedzi. Mógł mieć obok siebie bliskich, ale to zniweczył i wszystko popsuł. Będzie umierał sam, ponieważ nikomu nie dał od siebie miłości i musi za to zapłacić. Podczas rozmowy wyszło, że córka jego pierwszej kochanki związała się ze złodziejem i robią skoki na sklepy i praktycznie z tego żyją. Żyją z kradzieży i towar sprzedają pokątnie za pół ceny. Natomiast córka jego drugiej kochanki jest prostytutką na niemieckim terenie, bo przecież, skoro nie skończyła żadnej szkoły, to z czegoś musi żyć!

Jerzy patrzył w to okno, za którym kołysały się brązowe liście, podłączony do tych wszystkich rurek i wiedział, że tej jesieni już nie przeżyje. Kiedy tak patrzył, do pokoju weszły jego biologiczne dzieci. Przyszły, aby się z nim pożegnać, a on ze łzami w oczach, prosił je o wybaczenie!

Na pogrzeb przyszła żona Jerzego i jego prawdziwe dzieci. Położyli na grobie trzy białe lilie i zapłakali na swoim losem. Nikt, nigdy nie widział, aby Jerzego grób odwiedziły jego, dwie kochanki.

Nic nie dane jest na zawsze!

Niestety, po wyborach do PE, niektórym minki zrzedły i stanęli oko w oko z codziennością – tą zwykłą i szarą, bez oka kamer i blichtru na europejskich korytarzach. Ja tam nawet nie wiem, co dla mnie w tej Brukseli zrobiła Joanna Senyszyn i nie wiem, za co Ona mnie przeprasza, bo przeprasza, pisząc na FB:

„Drodzy Przyjaciele!

Przykro mi, że zawiodłam i w przyszłej kadencji nie będę Was reprezentować w Parlamencie Europejskim. Do mojego mandatu zabrakło zaledwie 600 głosów, czyli mniej niż 1 proc. glosów oddanych na listę SLD-UP w okręgu małopolsko-świętokrzyskim, gdzie startowałam. Natomiast, gdyby poparcie dla naszej partii było tylko o 1 proc. wyższe i przekroczyło 10 proc., przypadłby mi szósty mandat. Nie tak miało być. Przepraszam.

Moim Wyborcom serdecznie dziękuję za poparcie. Współpracownikom i wolontariuszom za wspaniałą pracę, oddanie, życzliwość. Jestem przekonana, że z efektów naszych wspólnych działań będziemy korzystać podczas wyborów najbliższych samorządowych i sejmowych.

Przede mną wiele życiowych decyzji, ale za wcześnie na wiążące postanowienia. Jak mówi mądre, chińskie przysłowie, kiedy jedne drzwi się zamykają, inne drzwi się otwierają. Jeszcze nie wiem, jakie otworzą się przede mną, ale niczego nie wykluczam. Dlatego nie żegnam, ale do zobaczenia, usłyszenia, poczytania.
Waszaa

Joanna Senyszyn”

W podobnym tonie pisze przystojny Wojtek Olejniczak, tylko z tą różnicą, że jest to stosunkowo młody człowiek, a więc radę sobie da, choć pisze, że musi odpocząć po harówce w Europarlamencie, bo jak wiadomo tam, w tym wielkim budynku praca jest szczególnie ciężka, bo może cięższa niż górnika pod ziemią. Wiadomym jest, że takie latanie w te i we te jest bardzo męczące, a więc niech sobie chłopina odpocznie:

„[WO] Jestem ciekawy życia poza polityką. Ale też lekko przestraszony, bo to nowe wyzwanie. Przynajmniej do 2015 nie będę startował w żadnych wyborach. To postanowione. Nie jestem gotowy organizacyjnie, wewnętrznie, psychicznie. Trzeba dać sobie spokój. Aby wrócić do polityki, muszę się teraz sprawdzić poza polityką.”

Będę trochę bezczelna i zadedykuję tym wszystkim, którym wyborcy pokazali czerwoną kartkę, przepiękną piosenkę, iż  „Nic nie dane jest na zawsze.” Ja wiem, że porażka boli, bo nawet boli porażka Joannę Moro, która nie wygrała Tańca z Gwiazdami i aby się uspokoić i odreagować, wyjechała bidulka nad morze, aby pośród wzburzonego morza pozbierać myśli. Jest więc to jakiś sposób – prawda? 😀

https://www.youtube.com/watch?v=ranaFUXG_Jc

 

Ale nie bójcie się! Oni wrócą, bo nie mogą żyć bez polityki i tych wszystkich apanaży i kamer. Wywalimy ich drzwiami, to wchodzą oknem, bo mają wprawę, no i znajomości – a jakże!

 

 

Jak cisza wyborcza zabiła na Seniorze i w Seniorze życie.

Jest w sieci takie miejsce dla Seniora (a może było?), którego Senior trzyma się jeszcze rękoma i nogami. Senior ma dużo czasu, a więc trzeba go jakoś wypełnić na wzajemnych rozmówkach od rana do wieczora. Dobrze, że ktoś stworzył dla Seniora takie miejsce, pozwalające na codzienny kontakt i wypicie wirtualnej kawy, albo wklejenie obrazka z różami dla wirtualnej koleżanki lub złożenie wirtualnych zapewnień o swojej przyjaźni i oddaniu codziennym i nie zmiennym. Udekorowane profile w sentencje i aforyzmy o mądrości życiowe wzięte z sieci. Miła jest także pamięć, o tych, co akurat obchodzą imieniny, albo urodziny, bo jest okazja na znalezienie najpiękniejszego kwiatka w Internecie – nic od siebie, bo wszystko zerżnięte, nawet wierszyki urodzinowe, która piękniejsze.

Piszę która, bo w zasadzie jest to babskie poletko, gdyż panowie jakoś stronią od tego miejsca, bo może wolą iść na ryby, kiedy ich połowice dzielą się tym, jaka zupa dzisiaj będzie i czym wyczyścić lustro bez chemii.

No i dobrze, niech sobie klikają, skoro czują taką potrzebę, ale cisza wyborcza zabiła skutecznie to forum i zrobiło się byle jak i bez treści, aż chce się zapłakać, że na ponad 20 tys. zarejestrowanych użytkowników z całej Polski, wiernych jest najwyżej 100 szt. Koniecznie potrzeba świeżej krwi, która miałaby tzw. „jaja”.

Dzieje się jednak tak, że świeża krew jest bardzo dokładnie prześwietlona, a często przepędzona – a sio!

Tak mi przyszło do głowy, że to już jest koniec, bo się wypaliło – niestety i chce się zakrzyknąć – adminie otwórz wątki polityczne, bo sobie sam pętle zacisnąłeś na szyi. Szkoda tych tłustych lat, kiedy było to całkiem fajne miejsce, ale to se ne vrati !

To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteście wolni, możecie iść.
To już jest koniec, możecie iść,
Jesteście wolni, bo nie ma już nic.

To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteście wolni, możecie iść.
To już jest koniec, możemy iść,
Jesteście wolni, bo nie ma już nic.

Robaczek w swej dziurce jak docent za biurkiem,
I pszczółka na kwiatkach jak kontrol w tramwajach,
Tak dłubie i gmera napisze, wymyśli,
Obejdzie wokoło, zabrudzi, wyczyści,
I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie,
Jak noga w skarpecie sprzedawca w kantynie,
Kamyczek na polu i strażnik na straży,
Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy,
A po co, a po co tak dłubie i dłubie,
A za co, a za co tak myśli i skubie,
I tak się przykłada i mówi z ekranu,
I bredzi latami wieczorem i ranooo…

To już jest koniec (to jest już koniec),
Nie ma już nic (nie ma już nic),
Jesteście wolni (jesteście wolni) 😀

 

I na koniec taki mały drobiazg :

Jan Kurczab

Szcze­rość jest jeszcze trud­niej­sza od matematyki.

Kiedy kropla drąży skałę – dziś o wytrwałości

Nie myślę o tym codziennie, bo bym się zadręczyła, ale czasami wraca do mnie taki wielki żal. Do kogo, albo do czego – spytacie się z pewnością? Mam żal do natury, że zabrała mojej córce dwoje dzieci. Kiedy dziś przeczytałam, że Małgorzata Kożuchowska, aktora w wielu 42 lat zaszła w ciążę dopiero z pierwszym dzieckiem, zapaliła się we mnie czerwona lampka, bo to przecież jest niestety, ale późne już macierzyństwo. Oczywiście kibicuję Pani Małgosi, aby wszystko przebiegało prawidłowo i aby urodziła zdrowe dziecko.

Lekarze mają swoje zdanie na temat tak późnych ciąż, bo przecież po 40 organizm kobiety się bardzo zmienia, tak kobiety jak i mężczyzny, ale w 96 % rodzą się zdrowe dzieci, a pozostałe procenty, to niestety, ale zdarzają się dzieci z różnymi wadami genetycznymi, a więc istnieje realne ryzyko.

Moja Córka, wiem, że dusi w sobie tę niepowetowaną stratę i wiem, że już nie zdecyduje się na kolejne dziecko. Wiem, że cierpi, a ja nie mogę nic jej pomóc, bo niby jak? Kiedy ze sobą rozmawiamy, staram się nie podnosić tego tematu. Staram się nie rozdrapywać troszkę już zabliźnionych ran i wiem, że Ona wie, że i mnie ta strata dotknęła. Każdej Matce zależy na szczęściu jego dziecka. Każda Matka robi wszystko, aby w życiu jej dziecka pojawiały się tylko pozytywne emocje i doznania. Niestety, ale nas wszystkich, a najbardziej moją Córkę dotknęła strata, której nie da się w żaden sposób załatać i w sercu pozostał na zawsze ten wielki żal, jaki niewątpliwie pojawia się po stracie.

Swoją drogą to cieszę się, że Córka intensywnie pracuje. Cieszę się, że jest wiecznie zajęta i całe swoje serce oddała jedynej córce, którą nie dotknął wadliwy gen.

Córko moja kochana, jeśli to przeczytasz, to wiedz, że i we mnie i w Twoim Tacie jest także ta ogromna rana i w nas tkwi i drąży, choć nie chcąc Cię ranić, nie podejmujemy tego tematu, bo czasu nie da rady cofnąć, gdyż życie to nie zegarek, na którym można cofnąć wskazówki. Musimy nauczyć się z tym żyć. Innej rady nie ma.

Rozwody są dla ludzi, ale tylko dzieci żal

Kiedy chcę coś napisać, to zdradzę swoją tajemnicę. Mam w telewizorze taki kanał, na którym widoczny jest kominek i słychać trzaskanie drew i widać cieplutki ogień. Wyciszam się maksymalnie, oddzielam od mediów i nie słyszę jazgotania polityków, którzy coraz bardziej mnie wnerwiają, bo  np.: taki Adam Hofman  z PiS wziął sobie 31 pożyczek, jakby mu normalnej pensji partyjnej było mało, ale widać, że żona jest na zwolnieniach lekarskich i jest bardzo wymagająca. Albo taki Prezes PiS, który już nie chce być Prezydentem, ale jeno Premierem, to i owszem, ma chrapkę. Albo taka Posłanka Pawłowicz, co to się martwi, że sobie, no w ten odbyt wsadzają. To ja sobie myślę, że lepiej włączyć sobie ten kanał z kominkiem, skoro nie mam prawdziwego. No bo nie dorobiłam się zwyczajnie tego luksusu relaksacyjnego.

No więc czytam sobie to tu to tam, że  Marcin Dubieniecki złożył pozew o rozwód z Martą Kaczyńską, córką śp. Lecha Kaczyńskiego. Wzorowa to była rodzina, choć chodziły słuchy, że jedna z córek jest nie jego. Ja tam nie wiem, ja tam materacem nie byłam i na całe szczęście, bo jeszcze by mnie za świadka podano. Brr, umywam rączki! No więc, to w życiorysie Marty Kaczyńskiej byłby drugi rozwód. O matulku, w Polsce drugi rozwód, toż to sodomia i gomora. Jakże to, w katolickiej rodzinie dzieci z innych związków i do tego rozwód – drugi! Co tam dwa czy trzy mieszkania, drogie samochody i markowe torebki oraz buty, widać pieniądze szczęścia nie dają!

Polska to nie Hollywood, gdzie Liz Taylor wzięła sobie osiem razy ślub. Rozwodziła się tylko siedem, bo ósmy mąż zginął w wypadku i nie zdążyła!  Polska, to taki katolicki kraj, gdzie dwa rozwody, to już jest bardzo dużo i nie szkodzi, że dwoje ludzi, zawierający ślub przed Bogiem i księdzem powinni wytrzymać ze sobą – jak nam dopomóż Bóg, póki śmierć nas nie rozłączy. A tu taka Marta Kaczyńska rozchodzi się ze swoim drugim mężem, a tam w obłokach mama i tata cierpią. Jak to może być, że ich córka nie chce pokazać Polsce, że jest przykładną matką i żoną. A co na to powie Ojciec Rydzyk, bo mnie to zwisa i powiewa, a tylko dzieci żal!

Dobry dzień to był, ale film mnie dobił

Pamiętamy za co została skazana Katarzyna Waśniewska. Sąd uznał, że zabiła swoje dziecko z prozaicznych powodów, gdyż chciała wrócić do życia bez trosk, takiego, jakie wiodła przed porodem. Chciała dalej się bawić i imprezować, a dziecko bardzo ją ograniczało i postanowiła pozbyć się niechcianego balastu. Potem w naszym kraju i przed tym były okropne zbrodnie na dzieciach. Pamiętamy dzieci w beczkach i zamrażarce. Nie chcę męczyć mojego czytelnika, ale jakże oburzamy się, kiedy media podają fakty, że ponownie jakieś dziecko zostało z premedytacją zamordowane i nie wiem, czy ja dobrze myślę, ale dzieje się tak w rodzinach o niższym statusie. W rodzinach, gdzie brakuje na chleb powszedni, czyli w domach biednych. Oczywiście nie jest to regułą, ale znaczna część morderstw odbywa się w rodzinach patologicznych, gdzie rodzice żyją za marne grosze, a dzieci rodzą się, co rok to prorok. Nie mają na potrzeby podstawowe dla swoich dzieci, ale zawsze znajdzie się grosz na alkohol. Dlaczego piszę o tym, ano dlatego, że sama, na własne życzenie wmanewrowałam się w straszny, w swojej treści film pt. „ Amerykańska zbrodnia”. Jest dostępny na VOD i polecam go dla ludzi o mocnych nerwach. Otóż taka zbrodnia wydarzyła się w latach 60-tych w Ameryce właśnie, ale mogła się wydarzyć w każdym innym zakątku świata. Zaborcza matka, wychowująca samotnie liczne swoje potomstwo, przyjmuje pod swój dach jeszcze dwie dziewczynki, których rodzice ciężko pracują w innych miejscach, w cyrku i na różnych jarmarcznych imprezach. Uzgodnili z kobietą, że co tydzień będą przysyłali jej 20 dolarów na potrzeby swoich dzieci. Jednak pewnego razu, pieniądze nie doszły i Gertrude Baniszewski, bo tak się nazywała ta kobieta i się zaczęła udręka dwóch, niewinnych dziewczynek. Kobieta ta z biedy postanowiła je ukarać, ale jak je karała, to trzeba zobaczyć. To była bardzo głośna rozprawa, w tamtych latach i dlatego to kino polecam naprawdę dla ludzi lubiących mocne i bezwzględne kino, aż do bólu.