„Eżbieta Witek skomentowała informację o nagrodach przyznanych pracownikom Kancelarii Sejmu, w tym szefowej kancelarii. Agnieszka Kaczmarska dostała łącznie 45 tys. zł. Przyznałam pracownikom Kancelarii Sejmu, w tym minister Agnieszce Kaczmarskiej, nagrody z funduszu nagród. Praca, jaką wykonywali przez poprzednie cztery lata, była wyjątkowo ciężka – mówiła marszałek Sejmu Elżbieta Witek”
Otrzymała za to, że przez dwa lata miała pod kluczem listy do KRS!
Dostała nagrodę za lojalność partyjną i wobec Kaczyńskiego!
Oni wiedzą jak wydoić kasę z budżetu i dlatego tak się upodlają, bo kasa nie śmierdzi!
W swojej kampanii się darli, że wystarczy nie kraść, a potem Szydło wrzeszczała w Sejmie, że te pieniądze im się po prostu należały, a więc doją ile się da.
Nie mogę się nadziwić ich pazerności, kiedy ogłosili, że 2 miliardy złotych przeznaczą na propagandę Kurskiego, aby promował kampanię Adriana, a w Polsce olali społeczeństwo i mają w tyle chorych ludzi na raka!
Mają nas w dupie – te wszystkie dzieci potrzebujące pomocy psychiatrycznej i dorośli też!
Służba Zdrowia jest niedofinansowana, a oni take kwoty przeznaczają na partyjniactwo, bo chcą dalej kraść bez opamiętania, a także wspomagają Rydzyka, bo żadnego ojca, a złodzieja.
Gdyby nie Jurek Owsiak, to szpitale nie miały by pomp, inkubatorów, aparatów do rezonansu i tomografów!
Ta łachudra Kaczyński bez żadnego trybu, kiedy kolano zabolało został od razu obsłużony i nawet mu kule do domu dostarczyli, kiedy ludzie żebrzą na jakiś „Zrzutkach” zbierając pieniądze na leczenie siebie, albo chorych dzieci.
Na Facebooku można znaleźć świadectwa ludzi chorych na raka i oni opisują jak są w Polsce traktowani, gdyż są traktowani tragicznie, bo rządzący kradną na potęgę i mają w tyle nasze, zwykłych ludzi problemy! i czytamy:
„Franz Maurer
18 lutego o 11:54
Cześć 😀😎😁🤪,
mam na imię Marcin. Mam 40 lat. Od 5 września 2018 roku jestem osobą chorującą na raka. Chciałbym opowiedzieć Wam pewną historię i przybliżyć choć w małym stopniu z jakimi historiami, My chorzy na raka musimy sobie radzić.
Tak jak napisałem powyżej wszystko zaczęło się właśnie 5 września 2018 w CWZ Canisius-Wilhelmina Ziekenhuis w Nijmegen w jednym z gabinetów lekarskich. Wtedy to właśnie zostałem poinformowany o tym, że na jednym z organów, pojawił się guz, duży, z czopem nowotworowym do żyły głównej. Pierwsze pytanie jakie zadałem lekarzowi brzmiało ile zostało mi czasu. Spokojnym i opanowanym głosem odpowiedział mi, żebym się uspokoił. W zasadzie w tej chwili, wbrew logice i wbrew okolicznościom, byłem wyjątkowo spokojny pomimo informacji, która powinna była mnie zmiażdżyć. Lekarz przedstawił mi plan działania, ale zaznaczył, że w związku z czopem nowotworowym operacja będzie trudna. Zapytałem o skalę trudności od 1 do 10, było 8!!! Hmmm… całkiem grubo… Poinformował mnie również o tym, że komplet dokumentacji zostaje przesłany do innej jednostki ze względu na brak możliwości przeprowadzenia tegoż zabiegu w CWZ. Następne pytanie brzmiało czy zgadzam się wstępnie na operację, odpowiedziałem, że potrzebuję 24h na podjęcie decyzji, co mam zrobić dalej, czy zostać i operować się w Holandii czy wracać do Polski…
Po kilku telefonach i burzy mózgów podjąłem decyzję, że wracam do Polski bo rodzina, bo znajomi, bo u siebie…
Następnego dnia rano dostałem telefon z pytaniem o podjętej przeze mnie decyzji. Poinformowałem lekarza, że jadę do Polski. Życzył mi zdrowia i dużo siły, po czym podał mi swój prywatny numer telefonu i poprosił mnie, żebym go poinformował jak będę po operacji, co oczywiście zrobiłem…
Szczęściem w nieszczęściu było to, że znam język angielski biegle więc nie miałem problemu w rozmowie, tłumaczeniu mi wszystkich tych zawiłych rzeczy związanych z sytuacją i zadawaniu pytań.
I tutaj chciałbym zrobić małą pauzę i komuś podziękować. Mojej Mamie, dlatego, że ganiała mnie pasem, kijem, pałą na korepetycje z angielskiego… Mamo❤️, dzięki…
10 września byłem już w Polsce. Początkowo nic nikomu nie mówiłem tylko zacząłem działać. Trafiłem do lekarza, którego polecił mi znajomy, jest ordynatorem jednego z oddziałów, bardzo dobrym lekarzem i świetnym człowiekiem. Po ustaleniu terminu na badanie CT na CITO pomimo posiadania takowego z Holandii, Pan doktor potwierdził dokładnie to samo i postawił sprawę jasno. Panie Marcinie tej operacji nie jestem w stanie przeprowadzić u siebie. Dostałem skierowanie do kliniki specjalizującej się w trudnych przypadkach tego typu… Zacząłem więc szukać dojścia do Pana profesora, kierownika tejże kliniki. Na szczęście znalazłem, zostałem przyjęty przez niego i po kilku dniach bylem przyjęty na oddział. Pan profesor człowiek orkiestra, miły, zabawny, rzeczowy i bardzo ciekawy… Powiedział no to trzeba się skurwiela pozbyć…
Po dwóch dniach na oddziale i kilku dodatkowych badaniach, przyszedł ten dzień… Dzień pozbycia się skurwiela…
Z tego dnia niezbyt dużo pamiętam, oczywiście po operacji… Natomiast całkiem dużo przed…
Panie pielęgniarki zawiozły mnie na salę operacyjną… Wooowww… Mega… Robi wrażenie…
Tym samym pozdrawiam serdecznie i gorąco wszystkie Panie pielęgniarki… Na sali operacyjnej po ogólnym rozejrzeniu się i zauważeniu sztabu lekarzy, przesympatyczna Pani anestezjolog przedstawiła mi cały plan i zapytała mnie czy mam ochotę może na jakąś muzyczkę przed operacją. Wybrałem Caruso – Andrea Bocellego i Brothers In Arms – Dire Straits… Zanim Pani anestezjolog włączyła wybrany przeze mnie repertuar, życzyłem całemu sztabowi powodzenia… Bo to przecież oni go bardziej potrzebowali ode mnie… Żeby wszystko się udało… Muzyczka się włączyła, a ja zasnąłem…
Operacja trwała ok. 7 godzin…
Po operacji trafiłem na salę intensywnego nadzoru… A dzień później już na normalną…
2 dni po operacji Pan profesor kazał mi wstać z łóżka, a na 3 dzień kazał już powoli chodzić…
Poinformowany zostałem, że wycięte zostało wszystko i czekamy na wynik histopatologii…
I tak po 19 dniach wróciłem do domu z zaleceniami co i jak robić… W wyniku okazało się, że jest to rak jasnokomórkowy…
I tak spędziłem jakiś czas, zdołowany całą sytuacją i bez chęci do czegokolwiek. Nic nie miało sensu, życie kręciło się tylko w trybie zero-jedynkowym, dzień-noc… Nic więcej…
Nie chciało mi się żyć… Ale dzięki pewnej „pszczółce” jakoś powoli się pozbierałem, ale dalej nie do końca…
Po pewnym czasie zrobiłem badania kontrolne, zlecone przez moją Panią doktor rodzinna, którą bardzo szanuje i bardzo lubię…
Okazało się, że muszę stawić się w poradni onkologicznej i przystąpić do programu leczenia…
I tutaj właśnie chciałbym pokazać Wam ile trwało zakwalifikowanie mnie do programu leczenia od momentu pierwszej wizyty w poradni…
Na pierwszą wizytę czekałem 14 dni…
W trakcie pierwszej wizyty dostałem skierowanie na CT…
Kolejne 14 dni na kolejną wizytę…
Druga wizyta z opisem CT i wyznaczenie kolejnej wizyty… z tym, że miałem czekać na telefon do 10 dni roboczych w celu poinformowaniu mnie o następnej wizycie… Chodziło o konsylium lekarskie i zakwalifikowaniu mnie do programu leczenia… Po 10 dniach roboczych brak telefonu. Dzwonię, zostaję poinformowany, że moje papiery są na konsylium i proszę czekać na telefon. Następnego dnia telefon i wyznaczenie terminu za 14 dni…
3 wizyta skierowanie na scyntygrafię kości… i wskazówki od Pani doktor co mam dalej zrobić z wynikami…
Po otrzymaniu wyników udałem się do sekretariatu bo takie były wskazówki… I co? I wyznaczenie terminu na za 14 dni… I wtedy szlag mnie trafił i mnie trochę poniosło… Nagle dało się wyznaczyć termin na NASTĘPNY DZIEŃ!!!
I teraz proszę sobie policzyć ile trwało zakwalifikowanie mnie do programu… Prawie 3 miesiące!!! Tłumaczenie zawsze było jedno bo nie ma lekarzy…
Więc co nasi rządzący pier…olą, że tak ułatwiają życie Nam chorym? Zacznijcie q…rwa słuchać ludzi i wychodzić naprzeciw ich potrzebom bo stosowanie metod propagandy sukcesu, ch…ja daje… Proponuję ruszenie tych przyrosłych do ław poselskich dup, przejechaniu się po ośrodkach i obejrzenie jak wyglądają poczekalnie w szpitalach i przychodniach, a przede wszystkim porozmawiać z pacjentami… Niech włodarze ruszą tymi pustymi q…rwa łbami i wreszcie zaczną dofinansowywać onkologię tak, żeby pacjenci nie musieli szukać środków poza systemem… Pamiętajcie, że My chorzy, jesteśmy tyle samo warci co zdrowi i o wiele więcej od was, oszołomy z Wiejskiej bo w przeciwieństwie do was, wiemy jak działa ten system i jak dużo Nas to kosztuje!!!
Nie piszę tego, żeby coś od kogoś chcieć… Chcę tylko pokazać, że jesteście bandą idiotów, pławiących się w sukcesie waszych kłamstw i naginaniu rzeczywistości… Dajcie więcej 🖕🖕🖕Kurskiemu to podkręci wam propagandę, a to dno 🖕🖕🖕Lichocka następnym razem niech włoży sobie palec głęboko w dupę… Życzę serdecznie tej pani, nauczenia się empatii w stosunku do ludzi, o których tu piszę… Empatii w stosunku do Nas, „ONKOLOGICZNYCH”… Nawet nie zdaje sobie sprawy ta dama, co My przeżywamy z każdym badaniem i z każdą wizytą…
I nie chce mi się pisać o waszym budżecie i ile to pieniędzy na służbę zdrowia jest w nim ujętych… Bo to też naginanie… Wystarczy znać się odrobinę na ekonomii i wiedzieć cokolwiek o inflacji czy zmianach cen świadczonych usług czy nowych terapii lub sprzętu… Ale co tam, dalej karmcie patologię dając im 500+ bo My mamy was w dupie, a oni na was zagłosują… Chory nie znaczy martwy, proszę o tym pamiętać…
P.S. A od profesora Grodzkiego to się serdecznie odpier…niczcie bo w przeciwieństwie do was, ciule z PiS, PO, CZARNI, W KROPKI, zna ten system od skalpela… Jakby co to nie byłem pacjentem profesora Grodzkiego, żeby nie było… Mało tego nawet nie byłem w Szczecinie…
Przypomniałem sobie jeszcze o jednej wyjątkowo parszywej rzeczy… Przestańcie wreszcie finansować tego pasożyta z Torunia… I całą resztę tych purpurowych byków…
Pozdrawiam
Marcin vel Franz Maurer
Dziękuję wszystkim dobrym ludziom, których spotkałem na swojej drodze podczas tych złych dni i którzy zawsze są…
Mojej Mamie❤️, Wełnie, Alicji, Ani, Gosi, Beacie D., Irminie, Samancie, dwóm pszczółkom N&J, Grigowi – twardy gość i zna życie jak mało kto, mój taki brat, Kamilowi, Tomkowi, Danielowi, Kamilowi, Dzięciołowi, Pani doktor rodzinnej, Panu lekarzowi w Holandii, Panu ordynatorowi, Panu profesorowi, Paniom pielęgniarkom z oddziału, Paniom salowym, Paniom i Panu onkologom z przychodni, Paniom pielęgniarkom z przychodni(oprócz jednej, wkurzyła mnie tekstem) i wielu innym ludziom, których z imienia lub opisu nie wymieniam… I mojemu durnowatemu piesełowi, który mnie wkur…za jak mam zły humor… 🙂
A przepraszam jednej Pani onkolog wyjątkowo dziękuję za jedno zdanie, którym obudziła we mnie znowu słońce🌞… To dla Pani ❤️…
I DODATKOWO WSZYSTKIM, ALE TO WSZYSTKIM TYM, KTÓRYCH SPOTYKAM NA KORYTARZACH PRZYCHODNI I SZPITALA, WSPIERAJĄCYCH SIĘ JAK TYLKO MOGĄ… 3MAJCIE SIĘ… 💪💪💪DAMY RADĘ!!!💪💪💪
Chciałbym jeszcze tak na koniec wspomnieć tych, których już nie ma i którzy przegrali…
😢Mojego Tatę, 😢Małego – mojego najlepszego przyjaciela i 😢Pana Jurka – takiego trochę wujka…
Dziękuję za przeczytanie…🙂
Jeżeli chcecie, możecie udostępnić, a jeżeli nie to nie… 😊😁🤪😎”.