Archiwa tagu: weekend

Dzień – na pomieszanie złego i dobrego!

Od jakiegoś czasu budzę się z lękiem z powodu choroby Mamy.

Serce wali mi jak młot i boję się dźwięku telefonu, aby nie usłyszeć tylko, że z Mamą jest źle.

Po przebudzeniu się, już nie zasnę nawet na minutę, a od razu zrywa mnie z łóżka. Trochę musi minąć czasu, by się uspokoić i wyciszyć. Proszę o kolejny dzień, który będzie Mamie dany i to są dla nas wszystkich trudne chwile.

Moja znajoma napisała mi, że w tak beznadziejnym przypadku należy robić wszystko, by chory nie cierpiał i to właśnie się dzieje.

Bez morfiny Mama by bardzo cierpiała i tu ukłon w stronę mojej Siostry, że robi osobiście Mamie zastrzyki – ja się boję.

Jak to się mówi, to mimo choroby Mamy – życie musi toczyć się dalej i kiedy ja byłam z Mamą, to mój Mąż zabrał dziś naszą Wnusię na pierwszy, prawie wiosenny wypad nad jezioro z pieczeniem kiełbasek na ognisku.

Zachodnia Polska dziś była skąpana w słońcu i to był powód, by zrobić Dziecku taką niespodziankę.

Mój Mąż ma świetny kontakt z Wnukami i pokazuje im świat od strony przebywania na łonie przyrody, palenia ogniska i rąbania drzewa na nie. Dzieciaki nasze uwielbiają Jego zaangażowanie i to mnie bardzo cieszy.

Kiedy przyjadą do nas pozostałe Wnuki, to wszyscy wybierzemy się na taki wypad, skąpany w dymie z ogniska.

Uwielbiam takie chwile i czekam z utęsknieniem na taki dzień – razem.

Pomimo powyższego w dniu dzisiejszym miałam jeszcze jeden powód do radości i dumy z mojego Męża.

Oto przedstawiam komputer – nówka nie śmigana!

Mam nowy laptop, który musiałam przystosować na moje potrzeby, co mi się udało bezboleśnie i oto ten wpis jest z nowego, mojego, ukochanego laptopa.

Będę o niego dbała, chuchała, oszczędzała, aby mi jak najdłużej służył. 😀

 

I po balu panno lalu :)

Spędziliśmy cudowne popołudnie w gronie rodzinnym. Akumulatory naładowane na następne dni. Rozmów i śmiechu, co nie mara i oczywiście towarzysząca nam przyroda.

Cykłam kilka fotek na pamiątkę, tego jakże udanego dnia. U mojej córki i zięcia kwiatów jest pod dostatkiem, a produkują wszystko sami i odzyskują raz zakupione cebulki i sadzonki, aby nie narażać się co roku na nowe koszty. Begonie rosną jak szalone, pelargonie też, a rododendrony już przekwitły. Na tarasie teraz toczy się życie i choć skrawek ziemi jest nie wielki, to bardzo miło spędza się tu czas, bo nie dochodzą odgłosy ulicy. Dotleniona i zadowolona będę dobrze dziś spała, czego i Wam życzę.
P1050581P1050580P1050574P1050578P1050577 P1050579P1050584

Dziwne czasy teraz mamy

Modlitwa o śmiech – Stare Dobre Małżeństwo

Śmiechu mi trzeba
na te dziwne czasy
śmiechu zdrowego
jak źródlana woda

niech mnie kołysze
w tej wielkiej podroży
i niech prowadzi
gdzie śmieszna gospoda

Niech dźwięczy męczy
aż do zadyszki
śmiechu mi trzeba
przede wszystkim

niech się zatrzęsą
od śmiechu ściany
niechaj na zawsze
będę nim pijany

nie okrutnego
nie cynicznego
śmiechu mi trzeba
bardzo ludzkiego

Zbliża się weekend, a media o doktorze Chazanie nadają. Diagnoza była słuszna, ponieważ urodziło się dziecko z mózgiem na wierzchu i zwisającym okiem. Tak opowiadał inny lekarz, który dziecko widział i zaprosił Chazana na oględziny dokonanej zbrodni na biednej matce! Dziecko  będzie powoli umierało około dwóch miesięcy! Już zamilknę, bo płakać mi się chce i nie tylko mnie, bo i mój mąż, kiedy dziś usłyszał o tych narodzinach – głos mu się załamał. Cisza na blogu już na ten temat, a tylko wtrącę, że źle się dzieje w państwie duńskim i śmiechu mi trzeba na te dziwne czasy, śmiechu zdrowego. Znajdę go w swojej codzienności i zaczynam już szukać, odrywając się od mediów do bardziej milszych zajęć. Od trolli też, bo wciąż  mnie nudzą!

Ale jeszcze się wrócę!

Moje starsze dziecko powiło dwóch pięknych synów, którzy mieli uszkodzenia wewnętrzne i lekarze dawali duże nadzieje, że przeżyją. Nie mamy do lekarzy pretensji, bo wspierali to moje dziecko dając nadzieję. Niestety pomylili się i dzieciątka żyły tylko godzinę, bo system oddechowy nie wykształcił się. Szymon i Miłosz, nasze aniołki spoczywają razem i mnie pozostało tylko wspierać moje dziecko i dodawać jej otuchy, ale co Ona czuje, wie tylko Ona, choć minął już rok od pogrzebu. Trauma zostanie w niej na zawsze, bo przecież straciła dwoje dzieci! A dziś moja bardzo mądra teściowa uderzyła w te słowa, gdy spotkały się na mieście – jakoś nie możesz zgubić tego brzucha, a badałaś sobie poziom hormonu?

– Babciu, przecież to dopiero rok i trzy ciąże w ciągu pięciu lat – grzecznie tłumaczy moje dziecko, a w  gardle się zacisnęło i słowa ugrzęzły , bo ten brzuszek to jej pięta Achillesowa, jak zresztą u każdej kobiety, która pragnie po ciążach zgubić te kilogramy i do siebie dojść.

Moja teściowa do mądrych nie należała nigdy zresztą, a ja myślałam, że z wiekiem się mądrzeje, ale to można między bajki włożyć, bo niektórzy rodzą się głupi i głupi umierają!

Mądra Babcia by się spytała jak się czujesz i jak sobie moja wnusiu radzisz ze stratą dwojga dzieci, ale nie moja teściowa. To jest taki gatunek teściowych – toksycznych bez taktu i dobrego smaku i ten typ tak ma! Moje kochane dziecko jest wysoką brunetką i ja nie widzę u niej jakiegoś tam brzuszka, ale durne babsko jak chce wbić szpilę, to temat znajdzie zawsze. Moje dziecko robi, co może aby zgubić te 3 kilogramy i nie chciało mi się żalić, ale widocznie ją to zabolało, a ja zakryłam twarz rękoma w akcie bezradności, gdyż moja teściowa ma poglądy Chazana i umiłowanie do Pana Boga – akurat!

Trzeba przygotować się do weekendu, a mamy zaproszenie  jutro do córki i będziemy biesiadować sobie na tarasie, z wnuczką i na szczęście lato pokazało u mnie, swoją piękną twarz. Posiedzę sobie w ogrodzie i popatrzę na zieleń, a także posłucham ćwierkania ptaków. To będzie dzień z rodziną, na co ogromnie się cieszę. Zdjęcie pewnie będzie.

Pewnie wpadnę jeszcze na bloga, ale póki co, czas na inne zajęcia i czas na czerpanie siły ze słońca, bo siła jest mi bardzo potrzebna, aby przetrwać w świecie opuszczonych przez wszystkich – cyberstarychsierot!

Fryderyk Nietzsche

Naj­pewniej­szą oz­naką po­god­nej duszy jest zdol­ność śmiania się z

 sa­mego siebie. Większości ludzi ta­ki śmiech spra­wia ból. 

Czy wszyscy już zwariowali?

Dzień dobry.

Nie miałam dzisiaj czasu na pierdoły, ponieważ jak na zdjęciu widać przyjechały moje wnuki na weekend, a więc dzień mój był zupełnie inny, niż zazwyczaj. Rano do kuchni coś im przygotować do jedzenia, bo lubię gdy moja ferajna jest najedzona, bo jak jest najedzona, to i wesoła. 

Dziś na zachodzie pełne zachmurzenie i deszcz pojawiał się jeden za drugim, a więc siedzenie w domu, a dzieci trzeba czymś zająć przecież, bo w czasie deszczu dzieci się nudzą, ale na szczęście jest worek kloców i karton z farbami i blokami do malowania. 

Nie było czasu na żadne doniesienia z tego, co tam dzieje się w państwie duńskim i kto kogo podsłuchał, wydał, ośmieszył, zdradził i wiecie jak ja odpoczęłam psychicznie? Spróbujcie wyłączyć się chociaż na kilka godzin od telewizora. Zajmijcie się przyjemniejszymi sprawami. Zabawcie się z wnukami, idźcie do ogrodu, albo parku z książką, albo na spacer z kimś miłym. Rozpalcie grilla, jeśli jest pogoda. poplażujcie, albo jedźcie rowerem byle dalej od tej farsy, a zobaczycie jak fajnie się Wam zrobi he he.

Ale wszystko, co piękne kiedyś się kończy i nie ma siły, aby w  telewizji, czy też w Internecie nie natknąć się na doniesienia, które na nowo zatrują nasz wypracowany spokój. Ja też włączyłam komputer, kiedy moi goście poszli i od razu natknęłam się na tekst mojego znajomego z Facebooka – pisarza, Andrzeja Rodana i na nowo serce mi zadrżało i pojawił się niepokój połączony z troską, co dalej? Czytajcie kochani, bo Andrzej zapowiada odejście z Facebooka i zaprzestanie publikacji swoich felietonów, bo ma szczerze dość, jak my chyba wszyscy, bo chyba wszyscy już w naszym kraju zwariowali i nie szykuje się nam na wakacje sezon ogórkowy, bo jest sieczka, która atakuje nas zewsząd! P1050537-001

 

„A teraz kilka zdań o Polsce. Jaki to jest kraj?!

Kraj, w którym najbliższy ci człowiek zdradzi cię bez wahania i bez skrupułów, jeśli będzie w tym widział swój osobisty interes.

Kraj, w którym jeśli jesteś uczciwy i dobry dla innego, to ten w rewanżu nasra ci na łeb!

Kraj, w którym możliwości bezinteresownego skurwysyństwa są nieograniczone.

Kraj, w którym wysocy urzędnicy państwowi dają się potajemnie nagrać.

Kraj, w którym spraw wagi państwowej nie załatwia się w zaciszu gabinetów, ale przy wódce w restauracji.

Kraj, w którym religijność to jedna wielka obłuda, wierni zapomnieli o miłości bliźniego, a duchowieństwo o naśladowaniu Chrystusa.

► Kraj, w którym oszołomy mają najwięcej do powiedzenia.

► Kraj, w którym wyborcy wybierają do parlamentu ludzi umysłowo sprawnych inaczej.

► Kraj, w którym prezydent nie ma dostatecznej siły, aby skutecznie rozgonić grupę otępiałych staruchów oblegających wjazd do Pałacu Prezydenckiego.

► Kraj, w którym postawiono ponad 600 pomników papieża Jana Pawła II i ciągle stawia się nowe,

► Kraj, w którym powstał 32-metrowy betonowy Chrystus i bazylika niewiele mniejsza od watykańskiej.

► Kraj, w którym 1/6 narodu żyje poza granicami kraju.

► Kraj, w którym emeryci i renciści mają dylemat: opłacić rachunki, czy wykupić leki.

► Kraj, w którym lekarze, prawnicy etc. podpisują „Deklarację wiary”, zamiast zmienić zawód.

► Kraj, w którym 90 procent wiernych nie zna nazwiska swego Prymasa.

► Kraj, w którym najwięcej do powiedzenia w sprawie aborcji, antykoncepcji, seksu, wychowania dzieci, polityki etc. – mają księża.

► Kraj, w którym zamyka się szkoły, a w zamian buduje kościoły.

► Kraj, w którym księdzu za pedofilię grozi w zasadzie tylko zmiana parafii.

► Kraj, w którym prawie każde miasto ma swego świętego patrona jedynie słusznej religii.

► Kraj, w którym rządzą, okupują go i wyciągają szmal chłopaki w sukienkach – księża.

Mógłbym długo prowadzić tę wyliczankę, ale w zasadzie wystarczy jedno zdanie podsumowania: POLSKA TO DZIKI KRAJ!

Powiem Wam jedno, ale szczerze: STRACIŁEM OCHOTĘ DO PISANIA FELIETONÓW NA FACEBOOKU! BO JEST TO WALENIE GŁOWĄ O MUR! CZASEM WYDAJE MI SIĘ, ŻE PISZĄC ZACHOWUJĘ SIĘ JAK PIJANE DZIECKO WE MGLE!

TO JEST WIĘC MÓJ OSTATNI, POŻEGNALNY FELIETON!” 😦 

Mam nadzieję, że Andrzej wróci jednak, ale póki co, niech odpoczywa, a może i mnie się uda.

Miłego wieczoru 🙂

Zszokowany weekend – moja ucieczka w spokojne rejony :)

Dzień dobry. Mamy w kraju ogromne napięcie i w związku z tym – weekend jest stracony. Nie dość, że pogoda do kitu, bo u mnie wieje i pada, to jeszcze telewizor warczy złowrogo do mnie. Jest nie do wytrzymania i nie polecam Wam kochane ludzie włączać dziś i przez następne wolne dni telewizora, a już kategorycznie zabraniam słuchania stacji TVN, którą do dnia dzisiejszego lubiłam, ale mi się dziś odwidziało, gdyż moje wytrzymałe nerwy są naciągnięte jak struny, a więc dość.

Siedzę sobie na kanale filmowym i trafiłam na bardzo dobry film pt. „Tylko razem z córką”. Film jest z 1991 r., ale myślę, że wciąż jest to aktualny temat, a bliżej: 

Betty poślubiła Moodiego – irańskiego lekarza, który studiował w Ameryce. Miłość wystrzeliła jak pąk róży podczas słonecznego dnia. Betty rodzi córeczkę i jej małżeństwo nabiera jeszcze większego blasku. Pewnego dnia mąż Betty oznajmia, że bardzo chce jechać do rodzinnego kraju, aby odwiedzić swoich bliskich. Betty jest  temu przeciwna, bo w kraju męża panują zamieszki i zmiana rządów, czyli jest niebezpiecznie. Jednak daje się mężowi namówić ją, aby wyjechała z nim tylko na dwa tygodnie i tam na miejscu zaczyna się dziać cało zło związane z nieszanowaniem kobiet i mąż Betty zmienia się nie poznania. Betty jest bita i zabrania się jej wszelkiego kontaktu z rodziną zostawioną a Ameryce.

Betty chce wracać, ale nie jest to takie łatwe. Uruchamia tajne kontakty i szuka ludzi, którzy umożliwią jej ucieczkę z córką, do rodzinnego kraju.

Film jest jakby przestrogą dla kobiet wierzących, że poślubiając mężczyznę z krajów arabskich będą szczęśliwe, a dzieje się często tak, że są bardzo narażone na taką historię, jaką przeżyła bohaterka filmu.

Celebrowanie rodzinne przy ognisku

Wiosna już całą gębą. Moja sąsiadka wyszła porządkować swój ogródek przy balkonie, a inny sąsiad poobcinał sekatorem krzaki. Na ulice wyjechały odkurzacze mechaniczne, aby odkurzyć zalegający piach po zimowym okresie. Dzieje się, oj dzieje. Ludzie poczuli już wiosnę i lada chwila pojawią się na balkonach pierwsze skrzynki z kwiatami i choć tegoroczna zima nie była taka straszna, to jednak ludzie mają dość i zaczęło się pierwsze, wiosenne poruszenie.

My też ją poczuliśmy i jak widać na zdjęciu wyżej, postanowiliśmy zorganizować sobie nie majówkę, bo marcówkę i wyjechaliśmy 7 kilometrów za miasto. Mamy swoją ulubioną polanę, gdzie można rozpalić ognisko i usmażyć kiełbaskę, a nawet ziemniaki. Siedzę i piszę, a oczy mi lekko się zamykają od dużej dawki świeżego powietrza. Pachnę dymem, którym przesiąknęłam, ale uwielbiam ten zapach leśnej beztroski. 

Poszłam nad moje jezioro, gdzie nie widać  wiosny, bo trzciny  jeszcze są w zimowej szacie, ale za chwilę będzie tu zielono. Cudnie było, a najważniejsze, że się nie stawiałam, że nie pojadę, że posiedzę w domu, a w try miga byłam gotowa na kolejną eskapadę za miasto z rodziną 🙂

Starzejemy się, ale ja dam radę

Poranek obudził mnie dziś wyjątkowo wcześnie, bo o 7.25. Przykładałam się jeszcze, ale się nie dało.

Wstaję, nie ma co się katować. Kuchnia, kawa i telewizor. Budzę się w ten sposób, aby dojrzeć do codziennych obowiązków. Kurcze, jaki to dzisiaj dzień? A, sobota, dzień wolny od zawracania sobie głowy robotami domowymi. Powinnam wziąć prysznic i odpoczywać do woli. Powinnam oddać się totalnemu lenistwu i nic nie robieniu. Spoglądam tu i tam jednym okiem i twierdzę, że jest całkiem znośnie i da się żyć. Otwieram drugie oko i autorytatywnie stwierdzam, że figa z makiem, widzę niedoróbki, to znaczy należy wziąć odkurzacz i wszelkie szmatki, aby doczyścić, odkurzyć i wyczyścić. Okej, biorę się za robotę i nawet sprawnie mi to idzie. Najpierw przebieram pościel na świeżą, a następnie odkurzam mieszkanie i ścieram kurze. Jest dobrze, mam satysfakcję, że w sobotę, tę wolną sobotę, dałam radę i sobota mnie nie pokonała, bo w końcu jutro jest niedziela. Będzie czysto, z ulgą wzdycham. A, i jeszcze obiad, bo wszystko jest w lodówce, wystarczy przetworzyć, a więc siekam, kroję, podsmażam. W domu unosi się zapach duszonej cebulki z czosnkiem potrzebnej do sosu. Uwielbiam ten zapach cebulki duszonej. Rach, ciach i już wszystko się gotuje. Mam czas na prysznic, a obrane ziemniaki czekają na moment, aby  w odpowiedniej chwili je trzeba zacząć gotować. Mąż zadzwoni, kiedy powinnam je nastawić, bo skończy za 20 minut pracę – tak się umówiliśmy – podobno!

Tak więc zadowolona siedzę pod prysznicem, oddając się ulubionej chwili relaksu. Lubię, kiedy wszystko mam przygotowane i zrobione i ten prysznic to jest taka wisienka na torcie, albo ktopka na „i”.

Moje samozadowolenie jednak długo nie trwało! Wpada zdyszany mąż i od progu krzyczy – jest już obiad?

– No przecież miałeś zadzwonić, kiedy mam wstawiać ziemniaki, bo mięso już jest gotowe i surówka też.

– Nie tak się umawialiśmy, bo miałaś ty zadzwonić, że obiad gotowy.

No nie, kto z nas ma już tu zaniki pamięci? – pomyślałam wrogo już nastawiona do zaistniałej sytuacji.

– Poczekaj kochanie, już wstawiam. Za 20 minut obiad będzie gotowy – nieśmiało proponuję wyjście z sytuacji.

– 20 minut? A na mnie tam czekają, bo mamy sprowadzić pojazdy i takie tam – słyszę

– No ja nie mogę, a co cię zbawi te 20 minut – warknęłam już cholernie zła.

– Rozwaliłaś mi cały dzień – wiesz?

– Posłuchaj kochanie, naprawdę nie masz większych kłopotów, jak te 20 minut. Naprawdę zawali ci się świat? Naprawdę, naprawdę, naprawdę! – wytoczyłam działa i nagle nastał spokój, zamilkł jak zaczarowany i za chwilę zjedliśmy w pełnej zgodzie, bardzo smaczny obiad, a po obiedzie spokojnie poszedł do swoich zajęć mój nerwus! Uf, cholera jasna! Polecał, a ja mam już wolne i tylko sobie pomyślałam, jak ważna jest sztuka komunikacji ludzi starzejących się.