Tak to już jest, że na starsze lata włączają się wspomnienia i nijak nie da się z tym walczyć, bo gdzieś tam w szyufladkach w mózgu są one zapisane.
Młodzi ludzie o tym nie wiedzą, ale kiedy przybędzie im lat, to zrozumieją, o czym ja piszę.
Jakże często na blogu – jeszcze na Onecie pisałam, że mój Ojciec bił, a raczej katował swoją rodzinę.
Nie raz oberwałam od niego za to, że boniłam Mamy.
Raz się tak wkurzył, że przystawił mi nóż w plecy i chciał mnie nim ugodzić, bo byłam dzieckiem niepokornym i dlatego dostawałam najbardziej.
Rodzice się w końcu rozwiedli, bo prosiłam o to swoją Mamę, że nie damy rady dalej tak żyć, kiedy demolował wszystko i niszczył. Nie chciałam żyć w rodzinie patologicznej, bo się wstydziłam takiej sytuacji.
Byłam wówczas dzieckiem zastraszonym i nie potrafiłam się z niczego cieszyć, co było zauważone w szkole, ale nigdy nikomu nie powiedziałam dlaczego taka jestem.
Po rozwodzie Ojciec zmieszkał w innym mieszkaniu, a my z Siostrą w innym i wydawałoby się, że wreszcie będziemy żyły skromnie, ale w spokoju.
Ojciec do domu swojego zapraszał męty społeczne i alkohol lał się strumieniami, a te męty jakże często go doszczętnie okradały.
Nie pamiętam dlaczego, ale w końcu znalazł się w szpitalu psychiatrycznym i tam jeździłam go odwiedzać.
Ordynator mi powiedział, że Ojciec nie jest chory psychicznie, a jedynie nieporadny życiowo i dlatego załatwił mu Dom Opieki Społecznej, za co mu do dzisiaj serdecznie dziękuję.
Uspokoiłam się trochę, bo Ojciec trafił do naprawdę dobrego DPS po remoncie i były tam bardzo dobre warunki do życia.
Jeżdziliśmy z Mężem go odwiedzać, a to nie było blisko nas, a więc pokonywaliśmy masę kilometrów.
Ojciec miał do dyspozycji tylko dla siebie, bardzo przyjemny pokój i nikt mu w niczym nie przeszkadzał.
Jednak zauważyłam, że Ojciec się alienował i był samotnikiem, co mnie martwiło.
Zawsze coś mu zawoziliśmy do ubrania, a Mąż w pokoju ustawił tylko dla niego – telewizor. Staraliśmy się, aby czuł to, że ktoś o nim myśli i nie zapomina.
Zgodził się na to, że chcemy go zabrać do domu na Wigilię, aby był z rodziną i Wnuczkami.
Przygotowałam mu pokój, a Dzieci odstawiłam do Babci, a on pobył z nami 3 godziny i kazał sie odstawić z powrotem do DPS i to sprawiło, iż pomyślałam, że woli być sam w swoim pokoju i właściwie wszędzie jest mu źle.
Pewnego dnia będąc w pracy otrzymałam telefon, że Ojciec wyskoczył z okna na drugim piętrze, ale żyje.
Błyskawicznie pojechaliśmy do niego do szpitala. Żył i poprosił mnie o papierosa, bo był nałogowym palaczem.
Nie dałam mu zapalić, bo tłumaczyłam, że w szpitalu palić nie wolno i do dziś mam wyrzuty sumienia.
Przyjechaliśmy do domu, a na drugi dzień znowu otrzymałam telefon, że Ojciec nie żyje.
Prawdopodobnie dostał zatoru w płucach po tym fatalnym skoku i umarł.
Wysłałam w tym samym dniu karawan, bo chciałam, aby Ojca pochować na naszym cmentarzu, ale Prokurator karawan cofną, bo chcieli zbadać czy nie było osób trzecich w tym upadku z okna.
Dostałam znowu telefon po dwóch dniach, że można ponownie wysłać karawan, aby zabrać Ojca zwłoki, bo to było samobójstwo.
Odbył sie pogrzeb w 1997 roku i Ojciec leży w swoim mieście blisko rodziny, ale wiecie co mi nie daje spokoju?
Ojciec nie zostawił żadnego listu wyjaśniającego i do dzisiaj nie wiem dlaczego to zrobił, bo przecież fizycznie był zdrowy!
Nigdy to się nie wyjaśni, ale dręczy mnie i tak się czasami zastanawiam, czy to nie była samotność!
Ludzie żyją i kiedy są w pełni sił jakże często niszczą swoich bliskich, bo im się zdaje, że będą wieczni.
Mój Ojciec właśnie zawsze mówił do mojej Mamy, że jak zostanie sama, to sobie nie poradzi bez niego i zgnije w rowie.
Tymczasem sam sobie skrócił życie w wieku 67 lat, kiedy moja Mama wciąż żyje, choć jest ciężko chora i liczy sobie 86 lat.
Przetrwała to piekło i nigdy się nie poddała.
Reasumując: Ojciec sprawił, że zrozumiałam, iż rodzina jest najważniejsza i nie wolno rodziny niszczyć, bo kiedy się ją niszczy, to cholerna karma wraca!