Archiwa tagu: choinka

Świąteczne dyskusje!

Byliśmy na świątecznym obiedzie u Córki i w końcu spotkała się prawie cała rodzina.

W końcu zobaczyłam swoje Wnuki, bo niestety, ale pandemia nas rozdzieliła na wiele miesięcy, a każdy dmucha na zimne.

Córka naprawdę się napracowała, aby to wszystko przygotować i chylę czoła, bo robi teraz to, co kiedyś szykowałam ja!

To tylko obiad powiecie, ale trzeba się napracować, aby nakarmić tyle osób i tu dziękuję Jej i mojemu Zięciowi, którzy nas ugościli!

Dostałam pozwolenie, ale i cudne prezenty, na to by napisać o czym żeśmy rozmawiali, bo i u nas nie obyło się bez rozmów o kościele, księżach i polityce.

Było nawet ostro i ja sama wdałam się w rozmowy i już wiem, że młodzi ludzie zupełnie inaczej postrzegają naszą rzeczywistość pod rządami PiS-u.

Ja się jako seniorka wściekam, pomstuję i nie zgadzam się z tym, co oni wyprawiają, a młodzi przyjmuję pozycję lajtową, a więc stało się tak, że moje argumenty, iż rządzi nami mafia się nie przebiły.

Oni, czyli młodzi zupełnie inaczej to wszystko widzą i usłyszałam, że żaden polityk z PiS od kradzieży i afer nie zostanie rozliczony, a zresztą, to wszystko jest winą PO i gadaj z nimi.

W sprawie migrantów też mi się dostało, ale miałam i poparcie, że ci ludzie tam na granicy potrzebują naszej pomocy!

Ktoś inny, że nie należy ich wpuszczać, bo to są nieroby i brudasy i nigdzie nie chcą pracować, a wymagają!

Tematów było wiele i nie o wszystkich chcę pisać, ale jeden był taki, że gdyby 6 lat temu opozycja dała ludziom pomoc finansową i zatroszczyła się o swoich rodaków, to by nigdy nie straciła władzy i tu się kurna zgadzam.

Młodzi uważają, że za dwa lata PiS ponownie wygra wybory, a, że chcą nam zabrać Wolne Media, to i co z tego!

Nie dochodzi do nich, że będziemy jak Węgry, Turcja, czy Rosja, bo oni biegnąć przez życie nie mają czasu na jakieś tam media.

Jak napisałam, było ostro, ale najważniejsze, że rozstaliśmy się w zgodzie, bo można dyskutować i skakać sobie do oczu.

Dziś jeszcze jasno i wyraźnie ogłosiłam wszystkim, że kiedy umrę, to nie życzę sobie żadnego księdza i wiem, że to zostanie spełnione.

Nie wierzę w księży, a jeśli jest Bóg, to niech mnie On rozliczy, a może rozgrzeszy!

Zrobiłam to dziś oficjalnie, bo nie tylko na blogu!

Mam być wesoło, bo kiedy kitę odwalę, będzie wspaniale i wszyscy mają się cieszyć, choć moje życie etapami było bardzo smutne.

Nieustająco – Wesołych Świąt.

Ja tam dalej będę walczyć po swojemu i będę miała swoje, niezależne poglądy:

Dymisja Mejzy mnie nie rusza!
Ruszy mnie dymisja całej tej bandy

i nie pozwólmy im spieprzyć do Argentyny!

My ozdrowieńcy planujemy Święta Bożego Narodzenia!

Jak pisałam – powoli zaczynamy wracać do życia po pandemii!

Położyłam więc kartkę na stole i zaczęliśmy planować menu na ŚBN.

Kartka wciąż jest do zapisywania produktów, bo co się przypomni, to dopisuję!

Będziemy tylko we dwoje, a więc tego jedzenia nie będzie za dużo, bo kto to zje, ale trochę upitrasić trzeba!

Córka zaprasza na Wigilię, ale boimy się, że przez jakiś czas możemy jeszcze zarażać, a więc trzeba być ostrożnym.

To będą już drugie święta bez rodziny i kto wie jak sytuacja będzie wyglądała na Święta Wielkanocne, gdyż mam być trzecia fala pandemii!

Jutro zabieramy się za lifting mieszkania, bo stanie nowa kanapa, a więc okien myć nie będę, bo wciąż jestem słaba, ale zmienię firany na świeże.

Połogi zmyjemy i odkurzaczem dotrzemy we wszystkie kąty, aby mieć ten komfort, że w domu będzie odświeżone!

W tym roku choinka będzie sztuczna, bo nie chcę by Mąż dźwigał świeżą, bo i On jest wciąż słaby!

Na święta planuję więc:

  • zupę z grzybów suszonych z makaronem,
  • racuchy drożdżowe z sosem grzybowym,
  • sałatkę klasyczną – jarzynową,
  • sałatkę z paluszków krabowych z selerem naciowym,
  • bigos,
  • świeży sandacz w sosie po grecku, bo nie lubimy karpia,
  • ciasto, ale nie będę sama piekła.
  • galaretkę z nóżek,
  • białą kiełbasę zapiekaną z cebulą,
  • kompot z suszu ze świeżymi jabłkami i cynamonem

i to chyba wszystko!

Kiedy dzieci u nas były na święta, to robiłam jeszcze jakieś mięso w sosie, surówkę z czerwonej kapusty z rodzynkami, biały barszcz z jajkiem, a w tym roku, to by było dla nas za dużo!

Na święta ozdabialiśmy nasz balkon w światełka, a w tym roku tego nie będzie, bo i Wnuków nie będzie – takie czasy nastały.

Każde święta dla innych katolickie – ja odbieram jako wyjątkowy czas na spotkanie się z rodziną i dla rodziny się staram!

A Wy kochani już także planujecie te dni?

Jaki macie humor w związku ze świętami w otoczeniu pandemii!

 

 

 

Na pomieszanie dobrego i złego!

Dzisiaj rozebrałam choinkę i to, że była w doniczce nie straciła swojej siły i piękna.

Igły się nie sypały wcale, a więc Mąż ją wkopał pod naszym balkonem.

Pomyślałam sobie, że jeśli się przyjmie, to będzie poświęcona wszystkim ludziom dobrej woli, którzy grali i wciąż grają z Jurkiem Owsiakiem z okazji 28 finału Orkiestry!

U mnie w zachodniej Polsce nie ma zimy, a raczej mamy wiosnę, to być może choineczka da radę!

Cd. – niżej:

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, roślina, trawa, drzewo, na zewnątrz i przyroda

Cały świat komentuje postępowanie księcia Harrego i jego żony Meghan, którzy rezygnują z piastowania królewskich powinności i chcą żyć po swojemu w Kanadzie.

Chcą oboje iść do pracy, by zarabiać na swoje rodzinne potrzeby i Królowa Elżbieta po wstrząsie dziś wydała oświadczenie, że oni mają prawo do swojej decyzji!

Obejrzałam sporo dokumentów na temat rodziny królewskiej i utwierdziłam się w przekonaniu, że Królowa Elżbieta podczas swojego panowania popełniła bardzo wiele błędów.

Jej błędem było zeswatanie syna Karola z Dianą, kiedy on całe swoje dorosłe życie kochał się w Camilii, która podobno kryła, że Karol jest gejem.

Diana urodziła mu dwóch synów, bo tego potrzebował, a potem się od Dany odwrócił, co ona przepłaciła swoim zdrowiem.

Wpadała w różne stany od bulimii po anoreksję i depresję, bo czuła się niekochana i niechciana.

Elżbieta nie zrobiła z tym nic i popierała związek Karola z Camillą, a Diana zginęła, bo będąc na świeczniku zabili ją paparazzi!

William i Harry śmierć matki przepłacili depresją, a kiedy założyli swoje rodziny, to się po prostu poróżnili i dlatego Maghan nie chciała żyć w tych sztywnych ramach i zdaje się, że to ona podjęła decyzję, że chce żyć ze swoim mężem i dzieckiem swobodnie!

Oni mają zaledwie po 30 lat i nie chcą do końca życia żyć w złotej klatce, gdyż w rodzinie królewskiej następuje zmiana pokoleniowa i ja kibicuję zaszczutej Meghan z powodu koloru skóry i kochającego ją rudego męża!

A co Wy o tym myślicie?

 

Królowa Elżbieta wydała oświadczenie o Sussexach: "Całkowicie wspieramy decyzję Harry'ego i Meghan o zbudowaniu nowego życia"

Zdjęcie

Wszystko zaczynamy od nowa!

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i na zewnątrz

Dziś ostatni dzień świętowania i trochę się u mnie zadziało!

Dziadek z rana zabrał naszą Wnusię na basen, bo mimo, iż mieszkamy w małej miejscowości, to mamy naprawdę ładny, kryty basen.

O godzinie 14 we dwoje pojechaliśmy na obiad do niedalekiej miejscowości, gdzie można zjeść domowo i bardzo smacznie.

Jest to niezbyt okazała knajpka, ale jedzenie jest świeże i nie odgrzewane.

Jeździmy to takich miejsc, gdzie stołuje się dużo ludzi, bo jest pewność, że właściciel codziennie robi zakupy i serwuje obiady gotowane na bieżąco.

Czekając na podanie nam obiadu rozejrzałam się po gościach i przy dwóch stolikach siedzieli młodzi ludzie wpatrzeni w telefony kompletnie ze sobą nie rozmawiając.

Przy innym stoliku siedzieli dziadkowie z wnukami i ich rodzicami i właśnie ci rodzice gapili się w telefony zamiast porozmawiać z dziadkami i swoimi dziećmi.

To jest taki znak czasu, że nawet rodzinnie siedząc nie potrafią ludzie się werbalnie komunikować.

Zjawił się w knajpce też dziwny gość, bo był ubrany w dres, a na nogach – w styczniu miał japonki.

Być może to tirowiec, któremu nie chciało się odpowiednio ubrać! My zdziwieni i „uchachani” dyskretnie.

Kiedy wróciliśmy do domu, to Mąż postanowił iść jeszcze na spacer.

Szedł ulicą główną u nas zwaną Wolności i zauważył na chodniku wyrzuconą przez okno choinkę w doniczce.

Komuś nie chciało się jej zanieść na śmietnik, a więc wywalił ją przez okno i na szczęście, że nikomu nie spadła na głowę!

Nie namyślał się i przytargał choinkę na nasze podwórko i pod naszym balkonem ją posadził z sąsiadem.

Mamy styczeń, a jakby wiosnę, a więc być może, że choineczka się przyjmie i tak uratujemy kolejne drzewko!

Apeluję do ludzi, bo właśnie jestem po emisji dokumentu Ewy Ewart o światowym kataklizmie!

Indie i tam wszelki plastik ląduje w oceanie, a linia brzegowa, gdzie powinna być plaża z białym piaskiem zaśmiecona jest niewyobrażanie właśnie plastikiem.

Ryby i inne stworzenia morskie dławią się plastikiem, a my na talerzu też mamy plastik w postaci granulek zgromadzonych w ciele ryb morskich!

Trzeba bić w tarabany i niech się ludzkość ocknie, bo idzie szybkim krokiem Apokalipsa dla ludzkości na własne życzenie!

Nie wrzucajmy do klozetu żadnych chusteczek, patyczków do uszu, prezerwatyw, maszynek do golenia, bo już niedługo natura pokaże nam środkowy palec!

Znalezione obrazy dla zapytania indie plastik

 

Znalezione obrazy dla zapytania big bar recz

Uratowane drzewo!

Kilka notek niżej pisałam o tym, że nasza 30-letnia choinka, która urosła tak bardzo przez ten czas, że przewyższyła wysokość mojego bloku.

Mąż posadził choineczkę na 15 urodziny naszej Córki, a drugą na urodziny pierworodnej.

Niestety, ale przyjęła się tylko jedna, która rośnie blisko mojego balkonu i osłania go od hałasu ulicy, ale przede wszystkim jest pamiątką, kiedy nasze Dzieci z nami mieszkały. Na imię jej „Lidia”.

Kochamy to drzewo wielką miłością, bo należy do nas i przypomina czasy także naszej młodości, bo kiedy Mąż je posadził byliśmy rodzicami pełnymi apetytu na życie.

Oboje przywiązujemy ogromną uwagę do czasu przeszłego i przywiązujemy się do miejsca zamieszkania, do rzeczy, do naszej historii i lubimy wspominać i takim wspomnieniem jest to nasze drzewo.

W tym roku w zachodniej Polsce, latem nie było prawie deszczu i nastała susza, która zabijała to nasze, ukochane drzewo.

Pewnego poranka zauważyłam, że nasze drzewo umiera i pojawiły się na nim rdzawe igły i się przeraziłam tym, że je tracimy.

Wpadłam do sieci w poszukiwaniu odpowiedzi co robić, aby je ratować, bo serce mi rozdzierała myśl, że trzeba będzie je ściąć.

Szukałam, bo może dopadła je zaraza, jakiś wirus, ale moje poszukiwania stanęły na tym, że drzewo ma za mało wody i nie jest w stanie wykarmić się, a więc zrzuca igły i marnieje.

Rzuciłam Mężowi hasło – podlewamy na maksa.

Mąż do kranu podłączył wąż ogorodowy i licznik bił, ale podlewaliśmy nasze drzewko trzy dni pod rząd, aż zauważyliśmy, że gałęzie się ochoczo podniosły, a kiedy zaczął wiać silny wiatr, to otrzepał drzewo z rdzawych, chorych igieł.

Hura – uratowaliśmy nasze drzewo i jesteśmy z siódmym niebie.

Konkluzja z tego taka, że woda jest darem niebios i bez niej umrze wszystko na naszym globie, ale nie potrafimy jej jakże często cenić – marnując ją.

Jakże w wielu zakątkach naszej Ziemi jest miejsc, kiedy ludzie nie mają dostępu do wody i traktują każdą kroplę na wagę złota.

Pamiętajmy o tym, że w kranach mamy wciąż wodę i podobno kranówka jest zdrowsza od wody z butelki.

Obraz może zawierać: roślina, drzewo, na zewnątrz i przyroda

 

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, śnieg, choinka, na zewnątrz i przyroda

Co się stało z moją pamięcią?

Moja koleżanka blogowa i nie tylko, bo codzienna rozmówczyni z Facebooka o sprawach ważnych i błahych, opisuje na swoim blogu „grudniowe wspomnienia”, które pochodzą z jej osobistego życia, jak i jej znajomych i przyjaciół. Pisze o tym miesiącu, który chyba najbardziej nas zbliża do siebie. Jest to miesiąc szczególny, ponieważ 24 grudnia wszyscy, no prawie wszyscy, zbliżamy się do siebie w sposób szczególny i wzniosły w poświacie zapalonych świec i świecidełek choinkowych. W każdym domu zapalają się świąteczne lampki na choinkach, a  nasze miasta wyglądają nadzwyczaj dostojnie i pięknie z wplecionym lampkami w miejscowe drzewa i wieszane na ulicznych latarniach z życzeniami wesołych świąt od władz miasta. I moja miejscowość już jest ustrojona najbardziej wspaniale w pobliżu placu, na którym odbywa się Sylwestrowa Noc. Ludzie jakby milsi i uśmiechnięci, spacerując, robią sobie fotografie w tle ze światełkami. Ale wracam do grudniowego cyklu mojej koleżanki i podziwiam ją za pamięć i chęć zbierania grudniowych opowieści, od swoich znajomych też. Wpadła na świetny pomysł zbierając jak badacz naukowy, najbardziej zapamiętane chwile z tego przedświątecznego czasu i opisuje to tak, że czytając łzy same lecą po policzkach. Brawo Marylko za pomysł, bo Twoje opowieści grudniowe są ludziom potrzebne, gdyż w tym przedświątecznym okresie robimy się tkliwi i sami zaczynamy gmerać w pamięci, jak to dawniej bywało z tymi świętami w naszych domach rodzinnych, z Tatą, Mamą i Rodzeństwem i tu Ci się przyznam Marylko i moi czytelnicy, że coś mi się z pamięcią moją porobiło. Wysilam się mocniuteńko i nie przypominam sobie spektakularnych świąt w moim dzieciństwie. Owszem, pamiętam, ż Mama szykowała szybko święta, zaraz po powrocie z pracy i pamiętam, że z kuchni wydobywały się świąteczne zapachy, a ja z siostrą oglądałam w czarno – białym telewizorze bajki Disneya, które były w tamtym czasie rarytasem dla dzieciaków. Pamiętam tylko zabieganie mojej Mamy, a potem w głowie mam lukę i już nie pamiętam nic. Ani Mamy, ani Taty, którzy by z nami zasiedli do wigilijnego stołu i nie pamiętam, aby był jakiś świąteczny i wzniosły klimat. Mam w głowie po prostu dziurę, a może byłam za mała, aby cokolwiek zapamiętać, bo gdy byłam już starsza, to trzeba było z domu uciekać i tułać się po obcych ludziach i jeśli u obcych było celebrowanie świąt, to widocznie nie miało to dla mnie żadnego znaczenia i nie utkwiło mi w głowie. Oczywiście, że żałuję, iż moja głowa ma złe wspomnienia i posiada tak ogromną lukę, ale dzięki temu, już w swoim domu i ze swoją rodziną, święta są dla mnie bardzo, bardzo ważne. Zwłaszcza teraz, kiedy dzieci są już na swoim, jest to okazja do spotkania się, tak na spokojnie przez kilka godzin. Dlatego jak zawsze będzie choinka, ustrojona w migoczące lampki i specjalnie kupione w tym roku, złote gwiazdeczki. Co roku, staram się inaczej przystroić drzewko. W oknie są już powieszone ozdoby, a balkon czeka na swój akcent świąteczny też. Będą prezenty jak zawsze i tak bardzo się cieszę, że dane mi było, kolejny rok dożyć do tego magicznego czasu, z nadzieją, że nie będzie to rok ostatni.

W każdej rodzinie jest Czarna Owca – zbliżają się święta

Zbliża się Wigilia, ten piękny, błyszczący w ozdoby choinkowe i płomienie świec wieczór. To jest dla mnie najpiękniejszy czas. Wieczór bardzo ważny, bo przy wspólnym stole spotyka się cała rodzina, od najmłodszego pokolenia, do najstarszego. Jest to wieczór, kiedy zabiegane codziennością dzieci wreszcie mają czas na czekających na nie rodziców. Pod choinką czekają prezenty opakowane w świąteczny ozdobny papier z kokardami i gwiazdkami. Nie można zapomnieć o nikim, bo każdy jest ważny i kochany – oczekiwany. Staramy się, aby jadło wigilijne było smaczniejsze, niż zazwyczaj, łamiemy się opłatkiem życząc sobie jak najlepiej, na kolejny długi rok. To jest wieczór zaklęty, magiczny, ale czy dla wszystkich? Prawie w każdej rodzinie jest tak zwana czarna owca, która przy tym stole jest niemile widziana. Niby stawiamy dodatkowe nakrycie dla przypadkowego wędrowca. Niby skłaniamy się do uśmiechu i wzajemnego sobie przebaczania, a jednak w wielu rodzinach nie możemy się przełamać do persona non grata.

I w mojej rodzinie jest taka kobieta, która całe życie wszystkich krytykowała i nikt nie wszedł w dorosłe życie, aby nie był poddany szczegółowemu śledztwu. Najczęściej były na tapecie młode kobiety, wchodzące do jej rodziny, czyli przyszłe synowe i bratowa. Jak Sherlock Holmes potrafiła dokopać się do ich rodziny, piątego pokolenia wstecz i znaleźć coś, co na samym początku skreślało przyszłą kandydatkę, jako niegodną dostąpienia zaszczytu bycia żoną jej synów, a przyszła bratowa, także była do niczego.

Zacznę od przyszłej bratowej. Otóż okazała się nierobem i brudasem. Z pewnością wg. czarnej owcy, nie nadawała się na matkę i żonę. Nie umiała ani gotować, ani prać, a jej rodzeństwo to patologia.

Nadmieniam, że niechciana bratowa, jest już ok. 50 lat w związku z bratem czarnej owcy i okazała się kobietą o wielu pozytywnych przymiotach. Jest już na emeryturze, po ciężkiej , zawodowej pracy. Wychowała dwóch synów i bardzo dba o brata czarnej owcy.Życzliwa i uśmiechnięta starsza pani.

Pierwsza kandydatka na synową, to patologia z domu rodzinnego. Smutna i nie umiejąca nic robić w domu. Nie znała się na prowadzeniu gospodarstwa domowego i także nie nadająca się na żonę i matkę.

Nadmieniam, że jest już 38 lat po ślubie z synem czarnej owcy. Wychowała dwie dorodne i mądre córki. Także najbardziej zabiega, aby dom był miejscem zgody i wypoczynku. Teraz odpoczywa po zabieganym, dziwnym życiu, ale wciąż stara się, aby dom rodzinny był azylem dla każdego, kto chce usłyszeć dobre słowo i wsparcie.

Druga kandydatka na synową, to wg. czarnej owcy, to kobieta rozwiązła. Jej karta zdrowia została sprytnie prześwietlona, bo prawdopodobnie do tego jeszcze jest chorowita. Ktoś życzliwy czarnej owcy podpowiedział, że kandydatka na synową była w związku z jakimś starym dziadem, a więc to ją całkowicie dyskwalifikowało do wejścia w tak porządną rodzinę.

Nadmieniam, że jest już 35 lat po ślubie z synem czarnej owcy i wciąż jest aktywna zawodowo. Razem z mężem prowadzą dobrze prosperujący biznes, co wymaga od nich determinacji i pracowitości. Wychowała dwóch super fajnych synów, doskonale radzących sobie w biznesie, bo mają głowę na karku i spryt do pomnażania pieniążków.

Reasumując, czarna owca jest zapraszana na Wigilię, a to tu, a to tam, ale bez entuzjazmu – koniec.