Archiwa tagu: kariera

Zrobiłam karierę, a mąż został w domu z dzieckiem. Przestał być dla mnie atrakcyjny, brakuje mi faceta…

Fot: pixabay/Tamino5/CC0 Public Domain

Czytając ten felieton doszłam do wniosku, że kobiety w PRL-u, które miały rodziny i dzieci, były bohaterkami!

Czasami, gdy patrzę na takie kobiety, mam wrażenie, że wszystko, co mam na sobie, mnie uwiera. Ona piękna, ubranie leży na niej, jakby sama przed chwilą zeszła z wybiegu. Włosy, makijaż, paznokcie, torebka, buty, idealne. „Może przyszła na spotkanie zaraz po sesji zdjęciowej?” – zastanawiam się i czuję, jak moje dżinsy i trampki nie pasują do siebie, jak włosy nagle same się potargały, a koszula wygniotła. „Na pewno zjadłam szminkę!” – myślę, zaciskając wargi. Ale to, jak ona wygląda i jak jest ubrana, nie ma nic wspólnego z tym, co czuje w środku. Jej historia jest w gruncie rzeczy smutna.

 

Magda, Manager Projektu, matka, żona:
Oboje dopiero zaczynaliśmy swoje kariery. Byliśmy ambitni. On grafik w dużej firmie, ja w dziale reklamy w jeszcze większej. Szybko awansowałam Managerem Projektu. Firma się rozwijała na naszym rynku, wyznaczała nowe kierunki i miałam tym wszystkim pokierować, opracować strategię, dopilnować realizacji. Prawdziwe wyzwanie! Ale zaszłam w ciążę. Wszystko naraz. Szef zachwycony nie był, ale zapewniłam go, że jakoś to zorganizuję. I zorganizowałam. Przez chwilę koordynowałam wszystko z domu, potem wróciłam. 

„Co powiesz, żebyś to ty został w domu z dzieckiem? A ja będę pracowała?” – zapytałam, gdy już uczciliśmy mój awans. Wszystko sobie obmyśliłam. Nie chcieliśmy niani, a babci pod bokiem nie było. Ułożyłam plan: zostanę dwa miesiące z synkiem, będę koordynowała część zadań zdalnie, a on, mój mąż, w ogóle zacznie pracować z domu. Przecież jest grafikiem?! To wolny zawód, bardziej elastyczny, nie musi siedzieć na miejscu w firmie. Poza tym ja przecież już wtedy więcej zarabiałam! To zawsze jest główny argument, przynajmniej z punktu widzenia mężczyzny.

 

Decyzja nie była łatwa 
Przede wszystkim dla niego. Tym bardziej go podziwiałam. Myślałam: „To prawdziwy mężczyzna, nie boi się, że będą mówili „pantoflarz” i śmiali się za jego plecami.” Bo gadają. Nie oszukujmy się. Partnerstwo i równouprawnienie w pełnym wymiarze jest akceptowalne tylko na papierze. Mentalność ludzką zmienia się latami, a może pokoleniami. 

Siedzisz w domu? Jesteś leniwą kurą domową! Pracujesz, robisz karierę, dobrze zarabiasz? Jesteś suką, która zostawia swoje dziecko i jeszcze nie dba o męża. A on, biedny w domu z dzieckiem. Biedny?! Bo musi siedzieć z własnym dzieckiem?!

Ale on też nie ma łatwo. Z jednej strony jest podziwiany przez inne kobiety, że ze mną wytrzymuje, a ja go nie doceniam i tak go upodliłam. Z drugiej patrzą jednak podejrzliwie: „Nieudacznik?!” Faceci, to już zupełnie inna bajka. Uważają, że dał się wpędzić w bagno. „Co z niego za facet? Gdzie ma jaja?”. U mnie w firmie mówią na niego „tatusiek”. Poprawiałam ich, ale z czasem przestałam. 

Wróciłam do pracy po niecałym miesiącu. Do tego czasu mąż rozwijał swoją działalność, zdobywał klientów, których mógłby potem prowadzić, gdy już zacznę z powrotem pracować. Z firmą się nie dogadał, oni chcieli kogoś na miejscu. 

Siedzenie w domu? Nie dla mnie 
Kocham synka, ale te domowe obowiązki mnie przygnębiały. Syzyfowa praca. Wychodzenie na spacery, na plac zabaw, spotykanie innych mam z wózkami, a każda wygłodniała „dorosłego towarzystwa”. Obłęd. „A czy twój podnosi już główkę? Czy się przekręca na bok?” – myślałam – „Co to za panika! Jak przyjdzie czas, to się przekręci, podniesie i pójdzie. Nad czym tu debatować?” W ciąży czytałam książki poradnikowe. Te najbardziej popularne i inne, naukowe. Jestem chyba bardziej analityczna i do wszystkiego podchodzę zadaniowo, do wszystkiego się przygotowuję. Może jednak jestem zimną suką? Ale dlaczego? Bo się nie rozczulam? Kocham syna. Gdy wracam z pracy, nie schodzi mi z kolan. To ja czytam mu bajki.

A mąż? No właśnie. Tu coś się zmieniło. Według całego otoczenia zostałam suką, bo zamiast wziąć się za wychowywanie dziecka, poszłam do pracy i „zaprzęgłam do garów” męża. Wiele rzeczy usłyszałam na ten temat, zwłaszcza od najbliższej rodziny. Ale nie to było dla mnie najgorsze. Najgorsze było to, że moje uczucia się zmieniły. Zaczęłam postrzegać mojego męża rzeczywiście w kategorii nieudacznika, zwłaszcza, gdy przychodziłam zmęczona, on marudził, że tak późno. Wtedy miałam ochotę powiedzieć, że tylko ja w tym domu pracuję, utrzymuję wszystkich, więc nie ma prawa komentować. Znasz to? Rozmawiam z kolegami z pracy, też tak mają, tylko z żonami.

Brakuje mi FACETA
Ta zamiana ról jest ok. On jest świetnym ojcem, ale ja naprawdę zaczęłam patrzeć na niego inaczej. Imponuje mi swoim spokojem, cierpliwością (ja jej nie mam tyle) i w sumie odwagą, którą miał, decydując się zostać w domu. Ale z drugiej strony brakuje mi FACETA. W łóżku jest jakoś tak …(milczy) szybko. Jakby każdy śpieszył się po swój orgazm. Jemu ta sytuacja chyba też ciąży, bo mało pracuje. Mówi, że nie ma czasu. Może jak mały pójdzie do przedszkola. Może jednak niania? 

Wymagamy od mężczyzn, żeby byli silni, męscy, zaradni, twardzi, zarabiali pieniądze, imponowali wiedzą, potrafili w domu wszystko nareperować i jeszcze żeby byli wrażliwi, pomocni, troskliwi, zajmowali się dzieckiem i domem. Nie bali żadnej z tych ról. Chcemy, żeby zostawali w domu gotowali, karmili, prali, przewijali, a potem znowu nam źle. Ale to działa też w drugą stronę. Oni chcą, żebyśmy my były piękne, zadbane, wysportowane, „zawsze gotowe” i dom, żeby był czysty, dzieci najedzone, obiad ugotowany, zakupy zrobione i chleb upieczony. Dlaczego my tego wszystkiego od siebie wymagamy nawzajem?

Nie rozmawiamy z mężem o tym, jak jest. To jest najgorsze. Boję się, że powie, że ma dość. Nie chcę oddawać synka jakiejś obcej kobiecie pod opiekę, a z polecenia nie mam nikogo. Już podpytywałam. Psuje się między nami. Rozmawiamy coraz rzadziej, seks jest coraz rzadziej. On chyba czuje się niedowartościowany, ja nie robię nic, żeby czuł się inaczej. Musimy porozmawiać. Wiem o tym. Teraz to wiem.

http://mamadu.pl/

Kiedy życie wali się w ciągu jednej doby

Karolina poszła skorzystać z toalety korporacyjnej i kiedy już kończyła siusiu usłyszała ciekawą rozmowę swoich dwóch koleżanek, które przyszły poprawić makijaż i upudrować nosy.

– A co się dziwisz, mówiła jedna do drugiej. Odwaliło jej kompletnie od tych sukcesów w firmie. Nie chce mieć więcej z nim dzieci, to se znalazł inną, a po trzecie, to ona mu nie dawała zbyt często. Ciekawe, co ona teraz zrobi, bo może się powiesi, że jej się tak życie wali. Ona chyba nic jeszcze nie wie.

Karolina odczekała, aż rozmowa się skończy i koleżanki opuściły toaletę. Kompletnie nie wiedziała o kim była mowa i w sumie nie wiele ją to obchodziło. Plotki zawsze były w firmie, ale ona starała się nie brać w tym udziału, bo nienawidziła plotek.

Miała męża i miała dziecko, a to było dla niej najważniejsze i starała się z całych sił, aby chronić swoją rodzinę przed tymi wszystkimi, którzy plotkami się żywili. Dlatego jeśli kogoś zapraszała do domu na kolację z lampką wina, to starała się, aby to były osoby zaufane, bo Karolina ceniła w ludziach szczerość przede wszystkim. Jednak pomyliła się wobec swoich koleżanek z pracy, bo kilka razy zaprosiła je na grilla i pomyślała, że to był jej błąd i już nigdy więcej.

Karolina i Karol, bo tak się imionami dobrali, zapoznali się na obozie harcerskim i tam od razu między nimi zaiskrzyło.  On wysoki i przystojny i do tego grał i śpiewał przy ognisku. Podobał się dziewczynom, bo miał w sobie ten czar i urok, bo kiedy przy ognisku i przy gwiazdach przygrywał wyglądał na bardzo seksownego faceta. Taki romantyk.

Jednak Karolowi wpadła w oko opalona i filigranowa brunetka, o niebieskich oczach i kształtnym biuście. Była dla niego wyjątkowo piękna i miała tak uroczy uśmiech z pięknymi, białymi zębami i tak dźwięcznie potrafiła się śmiać w głos.

Pobrali się zaraz po studiach, a za rok Karolina urodziła synka. Karol szalał ze szczęścia, że życie mu nie poskąpiło tak udanej rodziny i przysiągł sobie, że zrobi dla nich wszystko.

Dużo pracował, aby szybko się urządzić, kupić dom za miastem z ogrodem, a kiedy dziecko trochę podrosło, to i Karolina poszła do pracy i powodziło im się bardzo dobrze.

Ona pracowała w korporacji i pięła się po szczeblach kariery, a on dużo wyjeżdżał w teren, ale zawsze wracał do żony stęskniony i tak minęło im dziesięć lat małżeństwa. Wydawało się, że wciąż się kochają i nie mogą bez siebie żyć.

Przyszła pewna noc, że Karolina nie mogła spać, bo Karol miał wrócić do domu, a jednak jakoś długo go nie było. Martwiła się, że może coś mu się złego stało, a telefon męża milczał. Zaniepokojona wyobrażała sobie najgorsze scenariusze, że może miał wypadek samochodowy, albo został napadnięty.

Przyszedł w nocy chwiejnym krokiem, a ona szalała ze szczęścia, że jest cały i prawie zdrowy. Ściągnęła z niego ubranie i położyła do łóżka, wtulając się w swojego męża z całych sił.

Kiedy o poranku krzątała się po kuchni jej mąż jeszcze na lekkim kacu, wyciągnął walizki z szafy i zaczął się pakować. Wyjął nawet swój stary plecak, ten z obozu i wrzucił do niego swoje buty. Pozbierał swoje kosmetyki i opróżnił szklankę ze szczoteczką do zębów.

Nie wiedziała co się dzieje, bo niby dlaczego on się pakuje, ale usłyszała tylko, że on jest zmęczony i znudzony tym związkiem, w którym się totalnie dusi, bo kompletnie wszystko się wypaliło i on nie chce tak gnuśnieć w związku bez miłości, bo szkoda mu życia.

Znieruchomiała i nawet nie zaprotestowała, kiedy pakował w plecak jej aparat fotograficzny, który razem kupili i zbierali na niego pieniądze przez wiele miesięcy, bo Karolina kochała od zawsze fotografować i miała do fotografii niezłe oko. Zabrał też telewizor plazmowy i tak sobie z tym wszystkim odszedł!

Kiedy zadzwoniła do niej siostra, to wyłkała, że odszedł i zabrał jej nie tylko godność, ale i drogi aparat fotograficzny. Zalewała się łzami długie tygodnie i zrozumiała, że rozmowa w korporacyjnej toalecie, to była o niej, czyli wszyscy wiedzieli, a tylko ona niczego nie była świadoma.

Faktycznie myślała, że się powiesi, bo ludzie zaczęli gadać głośno, że nie dziwota, że ją opuścił, jak mu nie dawała. Zauważyła na koncie na Facebooku, że opuszczają ją znajomi i w nerwach zaczęła robić selekcję sama i pozostała jej garstka ludzi, którzy milczeli w tej sprawie, albo próbowali pocieszać. Nie dało jej to ukojenia, bo w ciągu jednego dnia została ze swoi  bólem zupełnie sama. Mówiła sobie, że musi żyć – dla dziecka, ale rozpaczała od rana do nocy i od nocy do rana – schudła.

Rozwód był szybki i żyła, aby stawić się w sądzie i uzyskać najwyższe alimenty dla ich dziecka. Poszło ekspresowo i sąd przyznał na ich dziecko tysiąc złotych, co ją satysfakcjonowało.

Pewnego dnia zadzwonił do niej Karol z prośbą, aby mu dwa miesiące odpuściła alimenty, bo jego kobieta jest w zagrożonej ciąży i spodziewa się dziecka z inną.  Musi mieć pieniądze na ratowanie życia swojej kobiety i nowego dziecka.

Zdradzał Karolinę od bardzo dawna, a powiedział jej, że to nuda w związku i takie tam. Po tym telefonie Karolina jeszcze bardziej się załamała, bo przecież żyła obok faceta, który wmawiał jej, że się dusi w związku, a w konsekwencji żył na dwa etaty.

Myślała, że tego kłamstwa nie przeżyje, ale pewnego dnia zadzwonił listonosz i przyniósł jej niewielką paczkę. Kiedy ją otworzyła, to nie wierzyła w to co zobaczyła. W paczce był bardzo drogi aparat fotograficzny z liścikiem, że na ten aparat złożyła się cała rodzina i już wiedziała, że warto żyć, a resztę niech szlag trafi!

Frances Farmer – moje kino

Zapragnęłam obejrzeć sobie tym razem jakiś film biograficzny i trafiło na opowieść bardzo smutnego życia aktorki amerykańskiej – Frances Farmer. Oczywiście, że nie znałam tej aktorki, ponieważ urodziła się w 1913 r. Filmy jej już nie są emitowane, a więc rozgrzeszam się, że nie miałam o tej aktorce zielonego pojęcia.

Niestety, ale i tym razem biografia tej aktorki jest niezmiernie smutną historią, a to z tego powodu, że świat filmowy zawsze był pazerny na talenty, a role zdobywało się i w tamtych czasach przez łóżko. Trzeba mieć niezmiernie mocny charakter, aby ten przemysł nie wyssał z człowieka wszystkich jego wartości i nie skrzywił pod względem postrzegania świata.

Moja bohaterka za swoją sławę zapłaciła bardzo wysoką cenę. Nie mogąc sobie poradzić z oczekiwaniami wobec niej, a także z tym, że została oszukana, wpadła w alkoholizm, a potem już tylko było coraz gorzej. Własna matka, która przez swoją córkę pragnęła ziścić swoje marzenia o sławie ze swojej młodości,  wpędziła ją do szpitala psychiatrycznego, gdzie Frances spędziła długich dziesięć lat. Była tam podawana elektrowstrząsom i różnym innym zabiegom  wstrzykiwania jej leków odbierających jej własną osobowość.

Frances Farmer była przepiękną kobietą i jej urodę porównywano z urodą Grety Garbo, ale splot wydarzeń w jej życiu sprawił, że przeżyła tylko 56 lat umierając na raka w 1970 r.

Tragiczna historia jakich wiele ze światka show biznesu i jeśli ktoś będzie miał ochotę spojrzeć po swojemu na ten film, to ja go szczerze polecam. Główną bohaterkę odegrała bardzo sugestywnie Jessica Lange.

„Zafascynowany historią aktorki był Kurt Cobain, lider zespołu Nirvana. Poświęcił jej piosenkę z albumu In Utero – „Frances Farmer Will Have Her Revenge on Seattle”. Courtney Love na swoim ślubie z Kurtem Cobainem miała na sobie suknię, która w przeszłości należała do Frances Farmer.”

 

 

Kłamstwo, które uratowało pewne małżeństwo!

 

Malutka, przytulna kawiarenka, gdzie dyskretne światło pozwalało ukryć twarze gości i gdzieś tam wydobywająca się klimatyczna muzyka, to było miejsce spotkań zakochanych i tych, którzy chcieli na chwilę schować się przed światem w oparach aromatycznej kawy i lekkiego zapachu wina.

Takie miejsce na spotkanie z dawno nie widzianą koleżanką ze studiów wybrała Elwira. Pragnęła porozmawiać z Joanną i telefonicznie się umówiły. Były najlepszymi koleżankami przez wiele lat, ale w pogoni za karierą i w codziennych sprawach nie spotykały się tak często, jak by sobie tego życzyły.

Joanna strasznie się ucieszyła na to spotkanie i na fakt, że na trochę wyrwie się z domu, gdzie jej mąż ostatnio trochę ją denerwował, gdyż wolał sport w telewizji, niż czas spędzony z nią. Wkradła się w ich małżeństwo rutyna i takie wyjście dobrze jej zrobi.

Elwira wyszła za mąż jeszcze na studiach, bo zakochali się z Jackiem jak szaleni i nie chcieli dłużej czekać. Uważano ich za parę roku na studiach, gdyż nigdy się ze sobą nie rozstawali i nie widzieli poza sobą świata. Postanowili szybko wziąć ślub i zamieszkali w wynajętym pokoju, ale nie narzekali, bo mieli siebie i byli bardzo szczęśliwi i szaleńczo w sobie zakochani.

Po ukończeniu studiów oboje od razu dostali pracę, bo Elwira dostała zatrudnienie w korporacji, zajmującej się czasopismem dla kobiet, a Jacek dostał kontrakt w Afryce, gdyż był bardzo utalentowanym inżynierem i tam były świetne pieniądze, które były im bardzo potrzebne. Marzyli o budowie domu kiedyś tam, ale na to trzeba było zarobić, gdyż nie chcieli zaciągać wysokiego kredytu.

Przed wyjazdem Jacek nalegał na dziecko, bo strasznie chciał mieć dziecko. Kochał dzieci od zawsze i miał z nimi świetny kontakt, ale Elwira była – na nie.

Chciała się piąć po szczeblach kariery i prosiła Jacka, by nie nalegał na razie, bo ona chce się spełnić w pracy, która daje jej duże pokłady satysfakcji, a więc Jacek się spakował i wyjechał, a ona wiedziała, że miłość ich jest tak wielka, że żadna odległość im nie zagrozi.

Jacek przylatywał do niej dwa razy w roku, a ona była w siódmym niebie, kiedy odbierała go z lotniska. Tęskniła, ale praca pochłaniała ją bez reszty i trochę tę tęsknotę zagłuszała. Brakowało jej bliskości i przytuleń Jacka i kiedy był w domu, nie wychodzili z łóżka. Porywał ją w piękne miejsca, aby zrekompensować swoją nieobecność i obiecywał, że jak tylko nazbiera więcej pieniędzy, to wróci i zaczną jakby nowe życie. Jacek nalegał na dziecko, mając nadzieję, że kiedy wróci, to on zajmie się budową domu, a ona będzie szczęśliwą mamą, ale Elwira miała inny plan i decyzję o macierzyństwie odwlekła do czasu, kiedy Jacek będzie już na stałe przy niej.

Odlatywał na cały rok, bo miał tyle pracy, że nie mógł sobie pozwolić na częste przyloty. Odwiozła go na lotnisko i długo się żegnali ze łzami w oczach. Przysięgali sobie miłość i wierność i to, że nikt i nic ich nigdy nie rozdzieli, ale jeszcze trochę i będą na zawsze razem.

Elwira tęskniła i często rozmawiali ze sobą przy pomocy komunikatora. Okropnie za sobą tęsknili, ale byli pewni, że ich miłość przezwycięży wszystko.

Do pracy Elwiry przyjęto nowego pracownika, a był to wzięty projektant z bardzo dużym doświadczeniem zawodowym. Jakoś od razu sobie wpadli w oko i zaczęli ze sobą nadawać na tej samej fali. Tadeusz, bo tak było mu na imię, to mężczyzna wysoki i strasznie przystojny, a więc taki, że babki za nim szalały. Inteligentny i elokwentny, mocny mężczyzna.

Elwira od razu zauważyła, że Tadeusz inaczej na nią patrzy i poczuła dziwne trzepoty w sercu i coś się w niej zmieniło, choć broniła się przed dziwnymi ukuciami w sercu.

Tadeusz zapraszał ją na lunch i wspólne wypicie kawy. Proponował kino, a więc z nim szła nie uważając tego za jakąś zdradę. Mogli ze sobą rozmawiać godzinami i zawsze mieli wspólne tematy, aż Elwira się tego wystraszyła.

Zaczęła ubierać się szykowniej, choć nie przyznawała się w duszy, że jej na Tadeuszu zależy, ale chciała mu się podobać i kiedy pewnego dnia założyła czerwone szpili i pończochy, to zauważył i przycisnął ją namiętnie do ściany dając do zrozumienia, że chce ją mieć.

Umawiali się w hotelach i kochali jak szaleni. Tadeusz był wytrawnym kochankiem i znał wszystkie sztuczki działające na kobiety. Elwira zatraciła się w tym romansie i biegła na każdą randkę w czerwonych szpilach jak nastolatka. Odebrał jej całkowicie zdolność racjonalnego myślenia, bo odjął  jej rozum swoją namiętnością i sprytem doświadczonego mężczyzny. Niby ganiła się za ten romans, a jednak namiętność zwyciężała.

Przyszedł dzień, że Tadeusz powiedział jej, że musi wyjechać nagle, ale nie na długo, a Elwira dowiedziała się, że jest żonaty i właśnie urodziło mu się dziecko. Była załamana, ale miała czas na to, by otrzeźwieć i wrócić myślami do Jacka, choć motyle w brzuchu nie dawały zapomnieć o Tadeuszu. Cierpiała strasznie, a kiedy zorientowała się, że jest w ciąży, to znajomy ginekolog dał jej zwolnienie do rozwiązania i kazał na siebie uważać. Bała się, że dowie się Jacek i jakie szczęście, że nikt nie znał jej męża i nikt nie doniósł, że jest na zwolnieniu.

Kiedy Joanna weszła do kawiarni, zauważyła w kącie bardzo smutną Elwirę, która pustym wzrokiem patrzyła się w okno.

– Witaj kochana i rzuciły się w sobie w ramiona. – Czego się napijesz – zapytała Elwira i obie zamówiły dwie kawy i jedno wino dla Joanny, bo Elwira zamówiła sok.

– Jestem w ciąży, nagle bez wstępu wypaliła Elwira i mam dla Ciebie propozycję. Jacek wróci do mnie za kilka miesięcy i zdążę do tego czasu urodzić.Chcę to dziecko urodzić Joanno dla Ciebie, bo tyle lat się staracie o dziecko, a ja muszę uratować moje małżeństwo z Jackiem, a więc czekam na odpowiedź. Porozum się z mężem i daj mi znać, bo ja tego dziecka nie zaakceptuję i  tu opowiedziała historię swego romansu.

Kiedy Jacek wrócił do domu, Elwira jak zawsze wyjechała po niego i rzuciła mu się z płaczem na szyję.

Jacek nigdy się nie dowiedział prawdy, bo Joanna wyjechała z mężem i synem Tadeusza na drugi koniec Polski.

Jacek przyjechał na stałe do kraju i zaczął budować dom dla niej, a ona zaszła z nim w ciążę i urodziła śliczną córeczkę i tylko w chwilach, kiedy Jacek nie wdział rozpaczała i tęskniła za synem, ale była świetną aktorką.