Archiwa miesięczne: Marzec 2017

Moje kino, które szczerze polecam!

Ponownie udało mi się obejrzeć dwa fenomenalne filmy, prawie wieczorową porą.

Długo się wzbraniałam przed aktorstwem Angeliny Jole, gdyż nie wiem czemu, ale uważałam ją za kiepską aktorkę.

Jakże się pomyliłam, bo w filmie pt. „Oszukana” Angelina jest rewelacyjna i te jej usta w każdym kadrze!

Angelina wybitnie ze swoją urodą nadaje się do filmów o latach 30 – tych, kiedy jest ubrana zgodnie z tamtą modą.

Przyjemnie się na nią patrzy i  podziwia, że ma dobry warsztat aktorski.

Clint Eastwood , który jest reżyserem „Oszukanej”, dokonał bardzo dobrego wyboru, obsadzając Angelinę w roli głównej.

Film jest dynamiczny i zwarty jak to u Eastwooda, który był świetnym reżyserem dbającym o szczegóły.

O czym jest film „Oszukana”?

O tym jak w latach 30 skorumpowana, amerykańska policja dbała tylko o własne interesy, a kiedy ginęły dzieci z niewyjaśnionych przyczyn, to policja nie radziła sobie z problemem, gdyż bardziej dbała o własne korzyści.

Kiedy ginie syn kobiety, to ona uparcie walczy ze skorumpowanym systemem i wygrywa!

Ten film, to naprawdę piękne, prawdziwe kino, a historia ukazana w filmie zdarzyła się naprawdę!

Chusteczki obok!

 

 

 

Drugi film pt. „W.E.” – opowiada o wielkiej miłości Króla Edwarda VIII do wcale nie zbyt ładnej kobiety, ale bardzo mądrej.

Król Edward VIII zrezygnował z funkcji króla Anglii dla tej właśnie kobiety i wycofał się z życia publicznego,

To był wielki romans Edwarda do mężatki  – Pani Simpson i zdarzył się naprawdę!

Oddał władzę w ręce swojego brata, a sam śmiertelnie zakochany poświęcił 35 lat swojego życia tej właśnie kobiecie.

Oboje coś stracili na tej miłości, ale nigdy nie żałowali, iż karierę i wygody poświęcili dla tego uczucia.

Cudne kino – dające do myślenia i też polecam chusteczki!

 

 

Dawno nie było nie rymowanki mojej!

Na moim osiedlu

wydeptała sobie ścieżkę

i kosi bez skrupułów.

Nie patrzy na wiek,

ani na wyznanie

i kosi jak oszalała

– stara wariatka.

Skosiła Panią Bożenkę,

która sprzedawała mi bułki latami,

a potem skosiła panią Marię,

która dzieciom zastrzyki dawała.

 One już wiekowe były,

ale dlaczego skosiła

młodego człowieka?

Bezlitośnie puka do drzwi,

a często nie puka

i wchodzi bezszelestnie,

aby kolejną duszę skosić,

bo ma taką zachciankę.

Wciąż jest nienasycona

i wciąż jest głodna

i zdarza się jej skosić

Matkę Dziecku, albo Ojca.

Wredna jest i nie przekupna

i nie przyjmuje modlitwy.

Ona kosi i kosić będzie

i tylko jednym daje

więcej czasu

na pożegnania,

a drugich zabiera

nocą,

albo z samego rana.

I tu ludzkość zadaje sobie pytanie,

kiedy przyjdzie

i, o której godzinie

i ja też się pytam

– często, coraz częściej!

Polecam 5 filmów – bardzo dobrych filmów

Między codziennymi zadaniami, przez ostatnie 5 dni włączałam komputer i w godzinach od 17 do 19, oglądałam bardzo ciekawe filmy.

Przeważnie oglądam dramaty, choć czasem trafi się film obyczajowy, albo dokumentalny.

Jednak najbardziej lubię filmy, w których dzieje się coś takiego, co daje mi do myślenia i taki film pozostaje ze mną na dłużej.

I dzisiejszego wieczora polecam moje filmy, a polecam je z całego serca.

Jest ich 5 i tym razem zarekomenduję je pokrótce na zasadzie zwiastuna.

Nie bójcie się ich oglądać, bo jest to kino wartościowe i wysokich lotów. Jest to kino z czymś i o czymś, a to lubię w kinie najbardziej!

Wobec tego lecę z rekomendacją dla reżyserów, scenarzystów, a przede wszystkim aktorów, którzy w tych filmów są genialni:

 

1. Ali and Nino (2016)

Historia opowiadająca o miłości muzułmanina z Azerbejdżanu i gruzińskiej chrześcijanki. Jest to film przecudnej urody, a ileż w nim pejzaży azerbejdżańskich, że zatyka od tego piękna. Mamy tutaj niesłychaną historię, opowiadającą o miłości, rozstaniach i patriotyzmie.

Polecam gorąco!

 

2. Co nas łączy? / Unter der Haut (2015)

Alice i Frank to szczęśliwe małżeństwo z osiemnastoletnim stażem. Właśnie przeprowadzają się z dziećmi do nowego domu. Nieoczekiwanie Frank coraz bardziej zaczyna interesować się mężczyznami. Polecam ten film, gdyż  jest to historia małżeństwa, które po 18 latach się rozstaje z powodu innych upodobań seksualnych męża kobiety. Pokazana jest ogromna depresja kobiety  z tego powodu i ból po rozpadnięciu  się związku, w którym jest trójka dzieci.

Polecam także, bo to ładne kino jest!

 

3. Ukryte działania / Hidden Figures (2016)

Niezwykła, nieznana do tej pory prawdziwa historia trzech błyskotliwych kobiet afro-amerykańskiego pochodzenia, które na przełomie lat 50. i 60. XX wieku podjęły pracę dla NASA. Pokonując niewyobrażalne przeszkody społeczne i obyczajowe, pomogły wysłać w kosmos pierwszego Amerykanina, astronautę Johna Glenna, inicjując tym samym kosmiczny wyścig między światowymi mocarstwami.

Ten film to majstersztyk i nie wolno nie znać tego filmu. 

Jest zabawny, ale też tragiczny i wątpię, że ludzkość wie, że trzy kobiety kolorowe wyniosły Amerykę w kosmos!

 

4. Hemingway i Gellhorn (2012)

Ernest Hemingway (Clive Owen) po raz pierwszy spotyka Marthę Gellhorn (Nicole Kidman), utalentowaną dziennikarkę i reporterkę, w 1936 roku. Wkrótce oboje wyjeżdżają do ogarniętej wojną domową Hiszpanii, gdzie zostają kochankami.

W tym filmie mamy obraz wielkiego pisarza, który żył niehigienicznie, ale kobiety do niego lgnęły jak mało do kogo.

W filmie pokazana jest wielka miłość Hemingwaya i wojennej korespondentki, która w pewnym momencie się skończyła, bo pisarz zakochał się w innej.

Ciekawy film z rozmachem i cudną muzyką!

5. Ukryte piękno / Collateral Beauty (2016)

Osobista tragedia sprawia, że pewien nowojorski specjalista od reklamy popada w głęboką depresję. Jego znajomi opracowują niekonwencjonalny plan, by wyleczyć go z choroby.

Ten film jest dla tych, którzy są wrażliwcami i potrafią zrozumieć ludzkie cierpienie po utracie dziecka. To jest świetne kino i świetnie zagrane.

Starość nie radość, a śmierć nie wesele!

Od listopada nasza Rodzina żyje w podwyższonej gotowości ze względu na chorą Mamę, która z dnia na dzień czuje się coraz gorzej.

Mama ma lepsze i gorsze dni, ale choroba jest agresywna i bardzo widoczna, 

Pierwsze po obudzeniu, to jak przespała noc?

Myśli o Mamie zaprzątają mój cały dzień, gdyż nie da się nigdzie uciec, aby się wyciszyć i uspokoić.

Ktoś napisał, że nie trzeba bać się starości, bo możemy robić to wszystko, jak za młodu, ale trochę wolniej.

Dobrze jest kiedy Senior nie choruje i dobrze się ma, ale kiedy wda się choroba, to nie ma już śmichów i chichów ze starości.

Starość jest podstępna i agresywna oraz nie jest przewidywalna.

Któregoś dnia coś zaboli, czy zakuje i trafiamy do szpitala, a tam złowieszcza diagnoza, że już na wszystko jest za późno, a medycyna jest bezradna.

W takiej sytuacji właśnie znalazła się moja Mama, która całe życie była okazem zdrowia, a tu nagle spada na Nią diagnoza ostateczna. Na nas też!

Wstaję więc i myślę od razu, co mam Jej ugotować na obiad, żeby to było łagodne i strawne.

Potem idę  i na zmianę z Siostrą i Córką – doglądamy i rozmawiamy, aby tylko nie cierpiała na samotność w tej swojej chorobie.

Otulona jestem cała starością i ostatnio ta myśl mi towarzyszy bardziej i bardziej.

Trzeba się jednak zresetować choć na chwilkę i dlatego poszłam w miasto zaczerpnąć wiosennego powietrza z aparatem.

Mój temat przewodni do zdjęć, to też starość!

Idąc ulicą widziałam ludzi w podeszłym wieku, którzy nieśpiesznie pokonywali miejskie chodniki i to uchwyciłam w kadrze.

Ten spacer dobrze mi zrobił i za każdym wyjściem zabiorę ze sobą aparat i będę cykać to nasze emerytalne miasteczko.

 

 

 

 

 

https://www.youtub

III Dyktando Krakowskie: Oto tekst, z którym zmierzyli się uczestnicy! Trudny?

Odbyło się w Krakowie III Ogólnopolskie Dyktando i dowiedziałam się, że w II Dyktandzie zwycięzca popełnił 19 błędów, a nam w szkole za trzy błędy stawiano niedostateczny ha ha .

Przeczytajcie tekst i sami przed sobą przyznajcie się, że nie jest łatwo pisać Dyktando, kiedy na co dzień takich wyrazów się nie używa.

Miłej lektury! 🙂

 

„Ekscytrzystka”, „ciemierzyca”, „hulajnóg”… To tylko kilka przykładów trudnych wyrazów, z którymi przyszło się zmierzyć uczestnikom III Dyktanda Krakowskiego. Zobaczcie cały tekst naszpikowany ortograficznymi pułapkami!

W dyktandzie nie zabrakło regionalizmów i zapożyczeń z języków obcych. Zmierzyło się z nim 500 osób. Jak by Wam poszło? Publikujemy cały tekst:

Koń by się uśmiał, czyli kariera telemarketera

Miałem zostać prężnym yuppie w start-upie, ale chimerycznej mojrze dałem się wziąć na hol i wylądowałem w call center wpośród zgrai podobnych do mnie korpowyrzutków. Za współtowarzyszy miałem hołubioną przez zarząd ekscytrzystkę z Hłudna, hożą super-Orawiankę z Chyżnego i pół-Czuwasza z Zawołża, chlubiącego się serią repotraży o Amu-darii. Naszym mentorem był druh Borzygniew, Pomorzanin ze Skórcza, który trenował taekwondo w Pelplinie nad Wierzycą. Przeszkolono nas w obskurnym ośrodku nad zalewem Chańcza w Kieleckiem. Przekonywaliśmy klientów, że stroniąc od sprzedawanych przez nas wyciągów z żegawki, ożanki, rzewienia, ciemierzycy, burzanki, żeń-szenia, a także jagód goji i nasion koli, uprawiają hazard, który może kosztować ich życie. Tymczasem narażaliśmy swoje, żywiąc się głównie nachos i lay’sami przepijanymi sprite’em. Marzyliśmy o brunchach w Starbucksie i świeżo parzonej café au lait, odkładając ziszczenie tych arcymrzonek ad Kalendas Graecas. Można by założyć, że to nas opisał w „Zwale” Sławomir Shuty. Po ponaddwuipółletniej harówce za biedapensyjkę powiedziałem: adieu! i przyjąłem angaż w „Życiu Krakowa”, ulokowanym pół na pół w pałacu Pod Baranami i Domu Norymberskim. Moim przełożonym był zhardziały łże-weganin z Trzebini, który rokrocznie w święto Trzech Króli na bagrach Przylasku Rusieckiego łowił płocie na mormyszkę, zwaną niby-kiełżem. Od razu zażądał, bym przepytał krakowian, jak chcieliby spożytkować budżet obywatelski. Każdy pisał, co mu się żywnie podobało, aż włos się jeżył na głowie, istny matriks. Internauta o nicku „Kustosz” zażyczył sobie, by na wpół wyburzony „Szkieletor” został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jakaś „Rachela” proponowała, aby w Rydlówce urządzić salon masażu, a nieopodal – stację samobieżnych hulajnóg. Z kolei „Batman”, który zażarcie się zarzekał,  że uratował z topieli rozżarzoną marzannę, postulował stworzenie na placu Inwalidów filii Muzeum Ofiar Przesądów i Zabobonu. Ktoś znowuż miał idée fixe, by do zoo ściągnąć yeti z Bhutanu, a Błonia krakowskie przekształcić w pole golfowe albo wznieść na nich wieżę Babel, identyczną jak na obrazie Bruegla. Byłożby tam centrum językowe z prawdziwego zdarzenia. Akcja nabrała takiego rozpędu, że gdym już wpółprzytomny, jakbym zażył co nieco absyntu z hyzopem, przechodził obok wieży ratuszowej, koń, czy raczej ochwacony muc, urwał się z zaprzęgu,  zbliżył do mnie stępem, szarpnął chrapami za połę wiatrówki i rżąc, uświadomił mi expressis verbis, że on też płaci podatki, życzy więc sobie, by w miejscu zwanym Na Gołdzie, gdzie ongiś odbył się hołd pruski, urządzić parcours/parkur dla koni, znużonych bezprzykładnym staniem pod kościołem Mariackim. Zamiast się uszczypnąć, usiadłem pod słynnym „Zwisem” przy stoliku z haworcją, vis-à-vis pana Piotra. Na jego oldskulowym kapeluszu harcowały trzy strzyżyki woleoczka. Przyjmował to z kamienną twarzą, życzliwie się uśmiechając. Już chciałem się wyżalić, gdy – uwierzcież mi, słowo honoru! – usłyszałem z jego ust: c`est la vie. Tego chybaby nawet Pani Lola z monologów Maja nie wymyśliła.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/raporty/raport-jez-polski-ortografia/fakty/news-iii-dyktando-krakowskie-oto-tekst-z-ktorym-zmierzyli-sie-ucz,nId,2373806#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Pierwszy, wiosenny spacer!

Pojechałam dzisiaj z Mężem na spacer – nie daleko, gdyż tylko nad nasze jezioro schowane trzcinami w środku miasta.

Już pierwsze promyki słońca sprawiły, że ludzie wyszli z domu i zrzucili zimowe odzienie.

Jeszcze wiosna nas nie rozpieszcza, gdyż marzec potrafi być zdradliwy i o przeziębienie nie trudno, ale śmiałków było sporo, którzy w lekkich kurteczkach pojawili się na ścieżce spacerowej.

Przy jeziorze, w kafejce siedzieli sobie już na tarasie, sącząc piwko i prawili o polityce pod parasolem.

Ludzie są zatroskani bieżącą polityką i to słyszałam na własne uszy. Nie szkodzi, że słońce, ale dla wielu losy kraju są ważne.

Dzieci z rodzicami na rowerkach, albo z psiakami też zażywały wiosennej aury.

Przy basenie sporo samochodów, bo ludzie na wiosnę chcą być szczupli, a więc dają z siebie wszystko.

Cudnie było i ładnie, a przede wszystkim słonecznie i wiosennie już.

Kilka fotek zrobiłam i na swoją stronkę wstawiłam.

Dotleniłam się ociupinkę i od razu mam lepszy humor. 

Na spacerze próbowałam zapomnieć o chorobie Mamy, a aparat foto trochę mi to ułatwił.

Kilka chwil złapanych na resecie!

 SŁOŃCE JEST JEDNO…

 

Słońce jest jedno, a chodzi od domu do domu.
Ono jest moje.
Nie dam już słońca nikomu.


Ani na jedną chwilę, na błysk, na spojrzenie.
Nikomu. Nigdy.
 A idźcie, miasta, w mrok na stracenie!

W ręce je złapię! Nie będzie kręcić się stale!
Niech sobie ręce i wargi, i serce spalę.

Jak w noc wieczną zapadnie
– w ślad za nim pognam.
Słońce ty moje! Nikomu ciebie nie oddam!

Marina Cwietajewa

 

 

 

 

 

 

Czy technologia psuje tak młodzież?

Kiedy byłam młodą dziewczyną, to wydaje mi się, że nigdy nie wpadłoby mi do głowy takie zachowanie!

Było to tak:

Małżeństwo z 25 letnim stażem miało syna w wieku 20 lat.

Było to udane małżeństwo, choć raz miało mocne tąpnięcie i o mało by się nie rozleciało.

On ją zdradził z koleżanką z pracy i ta zdrada szybko wyszła na jaw.

Żona jego wówczas wpadła w potężną depresję i musiała korzystać z psychoterapii i brała antydepresanty.

On przysięgał, że nigdy więcej się to nie powtórzy i w końcu mu wybaczyła.

Minęło 5 lat, a ich syn szykował się do ślubu, gdyż zakochał się w dziewczynie ze swojej szkoły i zamieszkali razem jeszcze przed ślubem.

Pewnego dnia cała rodzina wybrała się do galerii, aby rozejrzeć się za ślubnym garniturem dla syna, gdyż ślub zbliżał się wielkimi krokami.

Szli zadowoleni,dowcipkowali i robili plany odnośnie ślubu swojego jedynaka. Atmosfera była luźna, a oni zadowoleni.

Nagle do jej męża podbiegła młoda dziewczyna i uwiesiła się mu na szyi, robiąc wyrzuty, że do niej nie dzwoni od jakiegoś czasu i stwierdziła, że zmarnował jej pół roku, kiedy ona tak bardzo się w nim zakochała.

On stwierdził, że to jakaś tragiczna pomyłka, że ma żonę i syna i nic ich nie łączy.

Niestety, ale zraniona kiedyś żona mu nie uwierzyła, a tym bardziej syn, gdyż dziewczę było wiarygodne i wyglądała na bardzo zakochaną.

Wszyscy byli w szoku, a najbardziej jego żona, która po powrocie do domu spakowała mu walizki i wyrzuciła go z domu.

Nie miał wyjścia i się wyprowadził do hotelu!

Syn przeczuwał, że matka się rozchoruje znowu, a więc spakował parę rzeczy i wrócił do domu, aby przypilnować matkę.

Leżała całe dni na kanapie i nie chciała z nikim rozmawiać. Zapłakana, załamana, nie mogła się pogodzić z rozpadem swojego małżeństwa. Nie pomógł syn i nie pomogła koleżanka, która stawiała ją do pionu proponując wakacje, czy wyjście do kina.

Wszystkich się pozbywała i w samotności bardzo cierpiała, gdyż swojego męża kochała nad życie.

Pewnego dnia syn musiał wyjść z domu, a kiedy wrócił, to znalazł matkę nieprzytomną, a obok leżała fiolka po silnych lekach uspokajających.

Pogotowie szybko przyjechało. Zaczęto ratowanie jej życia, ale niestety – kobieta zmarła. Lekarze nie dali rady, gdyż dawka była zabójcza.

Po pogrzebie syn swojemu ojcu nie przebaczył i rozstali się jak wieczni wrogowie. Miał ogromny żal do ojca, który całe życie uczył go, by był porządnym i honorowym facetem!

Minęło kilka tygodni i chłopak idąc ulicą rozpoznał dziewczynę, która zniszczyła jego rodzinę i przez nią matka nie żyje!

Zatrzymała się, a on ją spytał jak zaczął się jej romans z jej ojcem.

Spojrzała na chłopaka i nie wiedziała o co mu chodzi.

Przypomniał jej sytuację, kiedy rzuciła się w ramiona jego ojca, wyznając mu miłość.

Znieruchomiała i przypomniała sobie, że tak właśnie było.

Okazało się, że razem z koleżankami często robią podobne akcje i zakładają się, że taki numer wywiną. Czasami jakaś ma zemdleć na ulicy, a czasami zagadać do starszego faceta idącego z żoną. Nagrywają więc filmiki i wrzucają na swoje blogi, aby było fajnie i wesoło, bo czytelników na blogu przybywa i toczy się zażarta dyskusja małolatów.

Jest to taki zgryw, fejk jak to określa teraz młodzież i się kręci i jest wesoło.

Syn przeprosił ojca, który został oczyszczony, ale tylko jego żona już nigdy nie usłyszy od męża, że nigdy więcej jej nie zdradził.

Ta historia jest na podstawie paradokumentu, który jako jedyny oglądam w tv pt. „Ukryta prawda”.

Ten odcinek zapadnie we mnie na długo, gdyż potępiam bezmyślność ludzką, kiedy to dla marnej popularności niszczy się innym życie.

Napisałam na początku, że też byłam młodą dziewczyną i miałam koleżanki, ale nigdy nam do głowy taki pomysł podłego zachowania nie wpadł.

Można by na koniec zadać pytanie? – Co dzieje się z tym światem, z młodzieżą, która myśli, że jest pępkiem świata i dokąd to wszystko zmierza?

Donalda Tuska jeszcze nie posadzili, a Misiewicza wylaszczyli!

Cała Warszawa opanowana jest przez czarne limuzyny! Tajemnicze limuzyny pędzące na światłach, a mniej na sygnałach dźwiękowych!

Ministrowie zdenerwowani, spoceni i zdezorientowani, bo Wódz wzywa do siedziby PiS na tajno – wojenne spotkanie raz w tygodniu. Może Ministrowie mają pampersy!

W tych przejazdach jest taka dramaturgia, że warszawscy kierowcy natychmiast ustępują miejsca limuzynom, bo nikt nie chce być kropnięty w maskę, czy tył samochodu, a potem być posądzonym, że jest sprawcą wypadku!

Dramaturgia jest też, kiedy podjeżdżają pod siedzibę PiS, a tam chmara dziennikarzy uzbrojonych w sprzęt nagrywający.

Ochroniarze otwierają drzwi od limuzyn, aby taki Minister przesmyknął się między dziennikarzami i nie był narażony na odpowiadanie na durne pytania typu – Panie Ministrze,a po co Wódz wzywa do siebie i w jakim celu?

Dramaturgia jest jeszcze większa, kiedy Ministrowie wychodzą z siedziby PiS, a dziennikarze pytają – Panie Ministrze, a o czym była mowa?

Zazwyczaj nie odpowiadają na pytania, ani przy wejściu, ani przy wyjściu, bo mają oczywiście zakaz informowania mediów.

Wsiadają ponownie w swoje śliczne, błyszczące limuzyny i nie wiadomo kogo Wódz pochwalił, a kogo zganił.

Naród nic nie wie, co dzieje się w siedzibie PiS! Wie tylko kabareciarz Górski! 😀

To są rozmowy tajne/poufne i trzeba cierpliwie czekać na konferencję prasową, gdzie wszyscy Ministrowie odpowiadają na pytania jednakowo po linii partii i Wodza jak mantrę!

Jak nakręceni i jak zaczadzeni ględzą formułkę, jakby nie mieli swojego rozumu, bo tak kazał Wódz i tu nie może być miejsca na własne przemyślenia! To jest tragedia wprost, że dla pochwał Wodza są zdolni do wypowiadania wyuczonych formułek i stwierdzeń.

Dlaczego nie korzystają z art. Konstytucji!:

Art. 54 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej:
Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów, oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

Nie korzystają, bo się panicznie boją utraty stołka, a także stanowisk dla rodziny obsadzonej gdzie tylko się da i to w zaledwie 1.5 roku!

Boją się Wodza jak diabła jakiego i kręcą się jak bąki puszczone w ruch tylko w jedną stronę!

A tak na marginesie, to po co Polsce „Prezydent” i „Premier” skoro całą władzę ma w rękach Wódz? Nawet do Londynu pojechał, by pogadać przez 15 minut! 😀

Partia ta jest niegospodarna, gdyż ci wyżej wymienieni są wysoce opłacani, a świat i tak wie, kto w tej Polsce rządzi.

To jest ewidentne przegięcie i wmówienie Polakom, że mają „Prezydenta” i „Premiera”.

Na szczęście Polacy zaczynają się budzić i słupki Wodzowi spadają! Nieznacznie jeszcze, ale spadają.

Śledząc politykę, to mam nadzieję, że doczekam, kiedy oni będą szybciej ze sceny politycznej spieprzać, niż ruskie zające i nastanie normalność!

I tylko Górski kpi sobie w sposób niesłychanie trafny o tym, co w siedzibie PiS się dzieje! Jest to taka radość dla mnie i czekam w każdy poniedziałek na opowieść o Wodzu i całej tej ferajny! Ubaw po pachy, tak na odstresowanie!

https://www.youtube.com/watch?v=ePYLUgpFHRU&t=326s

Moje lustro codzienności!

Cytat jest nieprzypadkowy i tylko ja wiem, o co w tym chodzi! 

Kiedyś napiszę o co!

Zbliżają się Święta Wielkanocne i powoli trzeba będzie obudzić się po zimowym śnie i ruszyć do robienia porządków wiosennych.

Jeśli jeszcze parę lat temu taka gonitwa ze szmatą nie przerażała, tak z każdym rokiem przeraża.

Najbardziej boję się już mycia okien, gdyż wchodzenie na chybotliwy stołek budzi we mnie lęk.

Dziś rano, tak od niechcenia napomknęłam Mężowi, że może trzeba będzie wynająć Panią do sprzątania, bo naprawdę te okna mnie przerażają.

Mąż szybko mi odpowiedział, że absolutnie nie, bo jeszcze dajemy sobie radę i damy radę tej i wiosny.

Powiedział, że pomoże zdjąć firany i po praniu je zawiesi, a także zetrze dachy od mebli, abym nie musiała się skrabać.

Niespodziewanie w domu pojawił się nowy sprzęt, który Mąż mi fundnął i oto tadam – mam drabinkę!

Jest ona bardzo stabilna, w przeciwieństwie do chybotliwych stołków kuchennych. Wykonana z porządnego plastiku, leciutka i łatwa w rozkładaniu i składaniu. Jednym słowem jestem zadowolona i podziękowałam Mężowi za praktyczny zakup.

 

A co ja dzisiaj robiłam w ciągu dnia na nizinach?

Mam chorą Mamę i dziś gotowałam dla Niej rosół z wołowego szpondera i z piersi kaczej.

Pyrkotał na ogniu ponad 6 godzin i wyszedł pyszny.

Ostatnio z Mężem mamy fazę na rosół właśnie, a i Mamie nie powinien szkodzić.

 

Dziś też miałam ochotę na inny smak i w lodówce znalazłam niewielki kabaczek. Tak mi się zachciało smaku lata.

Co zrobiłam z kabaczkiem?

Pocięłam go wzdłuż na plastry i zrobiłam dresing z oliwy, czosnku, odrobiny soli i pieprzu.

Kabaczek tak sobie poleżał dwie godziny w tej oliwie, a następnie usmażyłam go na rumiano z każdej strony.

Mnie to smakuje, a Mąż je nawet z takim kabaczkiem bułkę posmarowaną masłem.

I to by było na tyle o tym, co działo dziś się w moim życiu.

Chwytam każdy dzień, tak jakby jutra nie było!

Cztery pory roku w obiektywie

Uwielbiam robić zdjęcia i kto mnie czyta, to o tym wie.

Nie ruszam się z domu bez aparatu fotograficznego i kiedy go nie mam, to czuję wielką pustkę i nie mam co zrobić z rękoma.

Chyba umiem podpatrywać piękno przyrody, która pojawia się w czterech porach roku.

Piękna jest wiosna i na przekór piękna potrafi być też zima, ale chyba najpiękniejsza jest jesień, w której przeplatają się cudowne kolory.

Lato też jest piękne, ale dla mnie trochę jednolite, kiedy króluje tylko wszechobecna zieleń.

Nie jestem może profesjonalistką, ale wiele zdjęć mam w swojej kolekcji, na których można zawiesić oko.

Prowadzę fan-page i adres jest taki:

Choszczno i okolice w obiektywie

Nie wiem jak to się stało, ale na swojej stronie wgrałam z aparatu ponad 3.500 zdjęć.

Kiedy Facebook je podliczył, to byłam naprawdę zdumiona, gdyż przez trzy lata udało mi się utrwalić w obiektywie tyle obrazów.

Cieszę się, bo mam swoje hobby, które sprawia mi przyjemność.

Zostawię po sobie w Internecie moją i Męża pracę z wypadów za miasto i spacerów.

Dopóki będę na chodzie, to zdjęcia robić będę.

Muszę sobie nazbierać na lepszy, bardziej sprytny aparat fotograficzny, choć ten, który mam na razie spełnia moje oczekiwania.

Kilka zdjęć wklejam w notce, ale jest to tylko namiastka tego, co udało mi się zrobić.