Obejrzałam dzisiaj film pt. „Ostatnia stacja”, który opowiedział mi historię życia Lwa Tołstoja, który przeżył ze swoją żoną 48 lat.
Jakże to było burzliwe małżeństwo, w którym się na śmierć i życie ze sobą kłócili, a jednak przeżyli ze sobą tyle lat.
To była miłość namiętna i burzliwa, kiedy on miał inne priorytety, a ona zupełnie inne, a mimo, to urodziła mu 13 dzieci.
Ich miłość była toksyczna, ale wytrzymali ze sobą długie lata. Tołstoj nazywał swoją żonę kokoszką, a ona jego kogutem i tak spędzali czas w sypialni, gdzie namiętnie się kochali.
To była miłość wprost metafizyczna, której nie rozumieli obserwatorzy, gdyż czasami leciały na podłogę tłuczone talerze.
Oglądałam ten film i zdałam sobie sprawę z tego, że moje 41 letnie małżeństwo dokładnie wyglądało tak samo.
Walczyliśmy ze sobą jak bohaterzy z tego filmu, a jednak nigdy nie potrafiliśmy się rozstać.
Kochamy się jak wariaci i licytujemy jak to będzie, kiedy jedno z nas odejdzie pierwsze.
To są strasznie bolesne myśli, bo chcemy być ze sobą do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Nie wyobrażamy sobie chwili, kiedy przyjdzie się nam rozstać.
Kochamy się jak wariaci i nie potrafimy bez siebie żyć.
Były chwile, że sobie dokuczaliśmy, a teraz się boimy, że nadchodzi dzień rozstania.
Tak bardzo się kochamy, a zegar tyka!