Archiwa miesięczne: Lipiec 2013

Czy ja już jestem stara?

Wiesław Myśliwski

Nie ma co się tak do sta­rości spie­szyć. Sa­ma przyj­dzie. […] Spodziewa się jej człowiek, a mi­mo to czu­je się zas­koczo­ny. Nie ma w człowieku zgo­dy na starość. 

 

No właśnie i u mnie nie ma zgody na starość, bo tam w środku, głęboko czuję się jak tamta młoda dziewczyna, która chciałaby jeszcze tyle zrobić i zdziałać, a jednak z powodu wielu wrednych zdrowotnych ograniczeń zmuszona jestem na wiele spraw patrzeć już tylko z pozycji widza i to musi mnie cieszyć i cieszy, ale mam żal do upływającego czasu, że tak szybko i nieubłaganie przeminął niczym na pstryk palcami, niczym ptak odlatujący na zimę do ciepłych krajów. Pocieszam się tylko tym, że czas jest sprawiedliwy i starość dotyka wszystkich, bez wyjątku, niezależnie od statusu, majątku,  pozycji!

Weekend u Babci

Miałam dziś swoje wnuki, nie wszystkie, u siebie. Tak jak pisałam wcześniej, najpierw plażowanie z rodzicami nad jeziorem, a potem ekipa ląduje u mnie na obiedzie. Bałagan w domu to normalne, kiedy takie małe szkraby zjawiają się w domu u Babci. Bajki, zabawy, jedzonko i nocnik, wszystko zaliczone i zawsze po ich pobycie czegoś szukam, choćbym nie wiadomo jak pochowała interesujące przedmioty ha ha.

Cieszę się, że je mam, że mogę się na coś przydać, a wnusia skrabie mi się na kolana i przytula. Co może na stare lata cieplejszego spotkać straszą panią!

Meryl Streep – ja to mam szczęście

Wczoraj natrafiłam niechcący na „Ale Kino” na film z udziałem  Meryl Streep w filmie ” Dom dusz” Film ten to saga rodzinna opowiadający o wszystkich emocjach jakie targają człowiekiem w czasie całego życia, a więc miłość, zdrada, nie zaspokojone żądze, lojalność, mądrość i głupota. Oglądając ten film zauważyłam wielkie podobieństwo do mojego życia i mojego związku. Niby się kochają, a jednak się ranią i dopiero po upływie długiego czasu – mądrzeją i mentalnie wracają do siebie na dobre i na złe. Razem nie mogą być, ale osobno nie potrafią żyć i tak przez wiele lat takiej szarpaniny, ale nigdy się nie rozejdą i tylko śmierć ich rozłączy.

Film jest długi, bo 2 godz. i 20 minut, ale niema mowy o nudzie, gdyż tyle się dzieje, że film się ogląda jednym tchem, a gra aktorów to wyrafinowany kunszt – polecam gorąco.

Moje pitraszenie w kuchni

Przyjedzie córka z wnuczętami na wakacje, a więc musiałam się kulinarnie trochę przygotować i wymyśliłam kotlety z mielonego mięsa z papryką w sosie pomidorowym.

Będę miała co im dać na obiad oczywiście z młodymi ziemniakami i surówką. Lubię być przygotowana w ten sposób i sprawia mi radość, że chociaż w ten sposób odciążę zabieganą i zapracowaną córkę. Pogoda sprzyja plażowaniu, a więc po powrocie z plaży obiad będzie na nich czekał. 

Robię sobie czasami seans filmowy w domu

„Pokój Morvina”, to mój dzisiejszy film jaki pozwoliłam sobie obejrzeć. Czasami tak mam, że  szukam pilotem w telewizji, albo wyszukuję filmy w Internecie.

Jestem zadowolona, że udało mi się wyłowić taką perełkę. Film opowiada o zwaśnionej przez 20 lat rodzinie, a bliżej o dwóch siostrach, z których jedna wybrała opiekę nad schorowanym ojcem, a druga z sióstr wybrała zawodową karierę i wychowanie dwóch synów w rygorze. Nagle jedna z sióstr, która opiekuje się ojcem, dowiaduje się, że jest chora na białaczkę i zmuszona jest poszukać w rodzinie dawcy szpiku. Obie siostry spotykają się i dopiero zaczyna się bliższe poznanie się zwaśnionych sióstr. Film warto obejrzeć ze względu na niebanalny temat i niesamowitą grę dwóch wspaniałych aktorek, które mistrzowsko zagrały swoje role. Ten film to majstersztyk i gorąco polecam oraz zapraszam na chwilę zadumy nad sensem życia.

Dobrych mam sąsiadów

W mojej klatce ja z mężem jesteśmy już starszym małżeństwem. Jesteśmy  37 lat po ślubie, a w okół nas mieszkają już młodzi ludzie, młode rodziny z malutkimi dziećmi. Mimo to jesteśmy w klatce lubiani, a oto  przykład. Wczoraj zapukał do nas Karol. Karol to fajny człowiek, w wieku 30 lat, młody tata i żonkiś. Przyniósł nam grzybki z lasu – kurki! Aromatyczne grzybki w sosie będą dziś dodatkiem do letniego obiadu, a zrobiłam to tak:

Podsmażona cebula, rzucone umyte kurki i niech się tak troszkę pitrasi. Popieprzyć, posolić, wrzucić pokrojony koperek, sprasowany ząbek czosnku i niech tak chwilkę się jeszcze pitasi, a na koniec odrobinę mąki i na koniec jako wisienka na torcie – śmietana i już.

Dziękuję Karolowi, że o nas pomyślał i uważam to za miły gest z jego strony.

Nie jestem rajfurą, ale się nie godzę na coś takiego!

Dorota Zawadzka przytyła, Dorota Zawadzka się zaniedbała, takie nagłówki pojawiły się w momencie pojawienia się tej Pani w Świnoujściu, a wyglądała tak:

Na Facebooku dałam taki wpis:

Dlaczego nie razi mnie wygląd Komorowskiej, Senyszyn, Henryki Krzywonos, a ta kobieta występująca w mediach za cholerę o siebie nie dba, rażąc mój bardzo nie wygórowany nos estetyki. Pani Czubaszek, aby się chętniej na nią patrzyło, dała sobie poprawić to i owo, a od Zawadzkiej żądam, aby sobie tylko ufarbowała i ułożyła włosy sama, kiedy styliści z Tańca z Gwiazdami są już niedostępni 😦

i się zaczęło i mnie się oberwało od obrończyń tej Pani, a ja stoję na stanowisku, że osoba publiczna powinna o siebie zadbać. Nie chodzi mi tu o tuszę, gdyż wiem, że kobiety w wieku po 50-tce mają prawo do nadmiaru kilogramów, z różnych powodów, ale dla mnie jest nie do zaakceptowania jej siwizna, w której wygląda fatalnie. Wystarczy od czasu do czasu odwiedzić fryzjera, aby przyciął ładnie włosięta i pomazał trochę farbą, tak aby siwusy zakryć. Kobieta po 50-tce może być w dalszym ciągu piękna i odrobinę makijażu, jeszcze żadnej kobiecie nie zaszkodziło, a co tu mamy? Mamy zapuszczoną kobietę, która wystawia się w takim stanie na widok publiczny, w stanie w jakim nie powinna nawet wyprowadzić psa i to jest brak szacunku dla widza i słuchacza. To jest arogancja albo czyste lenistwo.

 

I już po wszystkim – pogrzeb

 

Z mojego balkonu widzę bardzo wyraźnie czubek kościoła i osadzony najwyżej nań krzyż. 

Jestem nie wierząca, a może raczej agnostyczka, delikatnie ujmując,  ale kiedy dowiedziałam się, że mój drugi wnuk będzie miał problemy z powitaniem tego świata, poznaniem swoich rodziców, siostry, dziadków – modliłam się po swojemu wystając na balkonie i patrząc tam wysoko, do góry i prosiłam Boga, aby mnie, taką małpę niewierzącą, wysłuchał choć ten jeden raz i dał siłę oraz miał w opiece mojego upragnionego wnuka, a trzecie dziecko mojej córki. Modliłam się żarliwie, prosząc, aby choć raz wysłuchał ateistkę, która wychowała dzieci swoje, jakimś cudem na katoliczki, nie zabraniając im w żadnym razie wiary, wyjazdów na zgromadzenia kościelne,  na pielgrzymki. Nie oponowałam kiedy ubierały się w pewnym momencie inaczej niż ich rówieśnicy, bo szanowałam ich wybór. Moje córki często czytały w kościele, śpiewały, a nawet pojawiła się kaseta z „Barką” na czele. To One były zakochane w Janie Pawle II i należą do jego pokolenia, a więc Bóg chociażby za to powinien wysłuchać mojej prośby – nie wysłuchał i ukarał mnie mimo wszystko, zabierając mi resztki nadziei, że w ogóle istnieje, a Biblia jest napisana pod wpływem opiatów. Mam żal, ale nie powiem swoim dzieciom, że mam pytania do Boga, bo on nie istnieje, bo gdyby istniał, nie pozwoliłby na cierpienie po raz drugi w tej samej sprawie.

Rodzina jest jak drzewo

 

Zeszłej jesieni niedobrzy ludzie, niby znający się na roślinach, okaleczyli piękną wierzbę. Przyjechali z piłami i ścięli wszystkie gałązki, tak, że drzewo było zupełnie łyse. Drzewo się jednak nie poddaje i z każdą wiosną próbuje się odrodzić i wypuszcza do słońca nowe odnogi. Chce żyć, mimo, że wygląda na chore. Nie wiem czy wszyscy widzą, że to drzewo cierpi, ale ja widzę jak ucierpiało po przez zadane mu ostrą piłą rany!

Mam w sobie sporo wrażliwości i widzę to, czego inni nie widzą i przechodzą sobie obojętnie obok wielu spraw i błędów ludzkich i zwykłej głupoty.

Rodzina jest jak drzewo i mimo, że podcięta jak to drzewo, przez los, przez nieszczęścia, przez chorobę  powinna trzymać się zawsze razem, gdyż rodzina to jest największe dobro, jakie człowieka może spotkać. Niezależnie od ludzkich wypadków powinna być podporą podczas, gdy kogoś z bliskich dotknie nieszczęście lub zawirowania losu. Ostatnie zdarzenie, śmierć syneczka mojej córki było tego przykładem. Wspieramy się jak tylko potrafimy. Dajemy sobie czas na osobistą żałobę – jesteśmy razem w tej trudnej dla nas chwili. Płaczemy razem, niezależnie od płci, bo mężczyźni też płaczą, nie wstydzą się łez. Wiem, że wspólne przeżywanie jeszcze bardziej nas złączyło. Staramy się być taktowni i nie zadajemy zbędnych pytań, gdyż chcemy, aby wszyscy przeżyli żałobę po swojemu i dajemy sobie na to wolność. Chcemy jak najszybciej, jak to drzewo, spojrzeć w stronę słońca i choć poranieni, będziemy trwali i zawsze na siebie możemy liczyć!