Archiwa tagu: dzieciństwo

Powrót do dzieciństwa!

Moja pierwsza bajka z dzieciństwa przeczytana samodzielnie!

Mister Twister - Oceny, opinie, ceny - Samuel Marszak - Lubimyczytać.pl

Kiedy słucham piosenki pt. „Moja matko ja wiem”, to zawsze ryczę jak bóbr!

Przez lata śpiewał tę piosenkę Bernard Ładysz, a dziś proponuję inną interpretację, jakże też cudną, wykonaną przez Braci Kaczmarek!

Płaczę dlatego, że moja mama odchodząc nie powiedziała mi niczego miłego i ważnego, tak jakbym dla niej nie była!

Bardzo nad tym ubolewam!

A teraz powrót do dzieciństwa, choć tak jakoś się dzieje, że niewiele z niego pamiętamy!

Teraz dla dzieci wydawane są książeczki i jest ich cała masa – do kupienia nawet w marketach!

Kiedyś tak nie było i ja pamiętam, że mając 7 lat, pod choinkę dostałam bajkę pt.  „Mister Twister fabrykant guzików”

Takie to były czasy głębokiego komunizmu, że nawet bajka zahaczała o zimną wojnę między ZSRR i USA!

„Mister Twister” Samuela Marszaka, był to dziecięcy poemat o amerykańskim milionerze, który wybrał się z wycieczką do Związku Radzieckiego. W przekładzie Janusza Minkiewicza początek tej bajki  zaczynał się od słów „Mister Twister, były minister, fabrykant guzików, właściciel dzienników i hut w USA”

Pamiętam, że jeszcze dobrze nie umiałam czytać, ale składałam literki i siedząc pod ciepłym piecem pochłaniałam lekturę i to pamiętam do dziś!

Chciałabym przedstawić  wybitnego ilustratora bajek i nie tylko, który był w swojej profesji fenomenalny, a to dlatego, że ozdabiał wydawnictwa swoimi ilustracjami, a jak wiadomo na wyobraźnię dziecka ilustracje działają znakomicie!

Kiedy stałam się starsza, to czytałam oczywiście „Świerszczyk”  i inne bajki przeznaczone dla mojej grupy wiekowej!

Przypomnijmy sobie więc swoje dzieciństwo i poczytajmy komu zawdzięczamy nasz dziecinny, zaczarowany świat!

JAN MARCIN SZANCER
12.11.1902 – 21.03.1973

Czarodziej wyobraźni. Twórca ilustracji do ponad 200 książek, m.in. baśni Andersena, „Pinokia”, „Pana Tadeusza”, Trylogii Sienkiewicza, „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, „Dziadka do orzechów”, wierszy Tuwima. Był też przyjacielem i współpracownikiem Jana Brzechwy, dzięki czemu powstały ilustracje, które towarzyszyły dzieciństwu wielu z nas, jak postać pana Kleksa.

Macie swoje ulubione ilustracje Szancera?

Jan Marcin Szancer był też kierownikiem artystycznym w telewizji, wydawnictwach książkowych i czasopiśmie „Świerszczyk”. Tworzył scenografię. Projektował kostiumy dla zespołu „Starówka”. Był autorem bajek, felietonów, scenariusza filmowego, dwóch tomów autobiografii: „Curriculum Vitae” oraz „Teatr cudów”. Był również wykładowcą warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Ukończył Akademię Sztuk Pięknych i Wyższą Szkołę Dramatyczną w Krakowie. Miał na swoim koncie doświadczenia jako aktor, ale w teatrze spełniał się jako artysta tworząc około 60 scenografii.

Nazywany „królem ilustracji” i „malarzem dziecięcych marzeń” wyczarował swą cudowną kreską wspaniały świat baśni i kształtował wyobraźnię. Niezapomniane, ponadczasowe piękno, które do dziś sprawia radość, łączy literaturę ze sztuką i stanowi część naszych wspomnień. Dorota

Film & Art

Jakie macie swoje bajowe wspomnienia?

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i ludzie stoją

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Obraz może zawierać: rysunek

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Różne dzieciństwa!

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i na zewnątrz

Starzeję się chyba, bo coraz częściej przypominam sobie moje dzieciństwo.

Stoję na balkonie, za którym jest dość duży plac i widzę się we wspomnieniach jak uczyłam się na tym placu jeździć na rowerze.

Miałam taki czerwony rower, który pamiętam do dziś i w związku z tym stłuczone kolana, ale byłam uparta!

Z drugiej strony bloku położony jest  60 lat temu bruk, po którym jeździłam zimą na łyżwach przykręcanych do butów kluczykiem, które co chwila odpadały!

Latem obowiązkowo na podwórku graliśmy w przeróżne gry z dziećmi z bloku, a więc zabawa w chowanego, pięć cegiełek, skakanie przez gumę i gonitwa po parku w zabawie – podchody!

Do dziś za blokiem jest taki betonowy plac, położony też jakieś 50 lat temu, na którym dzieci grały w siatkówkę, czy też w dwa ognie!

Teraz nikt tam nie gra i smutno się patrzy na to miejsce, a także za balkonem na placu nie ma dzieci, który by grały w piłkę, czy też w kometkę – jest pusto!

Jeśli pojawią się dzieci, to przeważnie z telefonami i nawet psy wyprowadzają gapiąc się w ekran smartfona!

My oblegaliśmy boiska sportowe przy szkole podstawowej i byliśmy w ciągłym ruchu!

Wisieliśmy na trzepaku do wieczornych godzin, aż rodzice zaczęli nas zwoływać do domu!

Czasami we mnie odzywa się taka fala wspomnień, bo teraz dzieciństwo naszych Wnuków jest zupełnie inne, a zwłaszcza w czasie koronowirusa, który zmusza dzieci do wszelkich obostrzeń w szkołach i skazuje je na częsty kontakt z Internetem.

To sprawia, że dzieci się od siebie oddalają i skazane są na nakazy i zakazy, co z pewnością niszczy w nich poczucie przynależności do grupy z innymi dziećmi!

Wszystko się na tym świecie zmienia bardzo szybko i nas nie uczono wówczas o katastrofie klimatycznej.

W serialu, który dziś skończyłam „Wielkie kłamstewka” pokazano, że dzieci boją się tej katastrofy i popadają w depresję, bo dziecięca wyobraźnia działa!

Współczesne dzieci są osamotnione i często bardzo smutne z powodu izolacji właśnie z powodu pandemii.

Na szczęście rodzice moich Wnuków zapisują je np. do Harcerstwa i działają wspólnie, co sprawia, że mają kontakt z rówieśnikami!

Kilka dni temu na piechotę Harcerze pokonali odcinek – idąc do lasu, by zdobyć kolejne sprawności!

Cd. niżej!

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją, drzewo, niebo, dziecko i na zewnątrz

Tymczasem na Facebooku przeczytałam jak to było kiedyś i naprawdę tak było:

„Dorastałem w Polsce
Szliśmy do szkoły i z powrotem z przyjaciółmi.
Nasza kolacja była o 7.
Jedzenie w restauracji NIGDY się nie wydarzyło. Tego po prostu nie było 🙄
Zdejmowałem szkolne ubrania, jak tylko wróciłem do domu i zakładałem ubrania „po domu”. Musieliśmy odrobić lekcje, zanim pozwolili nam wyjść na zewnątrz. Zjadaliśmy obiad przy stole
Nasz telefon tarczowy usiadł na naszym ′′ stoliku telefonicznym ′′ na przedpokoju i miał przymocowany sznurek, więc nie było takich rzeczy jak rozmowy prywatne, telefony komórkowe nie istniały!
Telewizja miała tylko kilka kanałów. Właściwie to 2! Musieliśmy zapytać przed zmianą kanału.
Graliśmy w policjantów i złodziei, w chowanego, pomijając piłkę nożną na ulicach
Pobyt w domu był karą i jedyne, co wiedzieliśmy o ′′ znudzeniu ′′ to — ′′ Lepiej znajdź coś do roboty, zanim znajdę to dla Ciebie!”
Zjedliśmy to, co mama zrobiła na obiad albo nic nie jedliśmy..
Wszyscy byli mile widziani i nikt nie wyszedł z naszego domu głodny.
Nie było wody butelkowej, piliśmy z kranu lub węża ogrodowego na zewnątrz (i wszyscy zdrowi).😊
Naszym ulubionym poczęstunkiem była kromka białego chleba z masłem i cukrem (dla znajomych było jeszcze pyszniej) 🍞
Oglądaliśmy kreskówki w sobotnie poranki, jeździliśmy godzinami na rowerach, pływaliśmy w rzece.
Nie baliśmy się niczego. Graliśmy do zmroku… zachód słońca był naszym czasem powrotu do domu (a nasi rodzice zawsze wiedzieli, gdzie jesteśmy).
Gdy ktoś się kłócił, oto co było , to i tak znowu byliśmy przyjaciółmi tydzień później, jeśli nie szybciej.
Szanowaliśmy starszych, ponieważ wszystkie ciotki, wujki, dziadkowie, babcie i najlepsi przyjaciele naszych rodziców byli przedłużaczami naszych rodziców, a Ty nie chciałeś, żeby powiedzieli Twoim rodzicom, jeśli źle się zachowywałeś!
To były stare dobre czasy. Tak wiele dzieci dzisiaj nigdy nie dowie się, jak to jest być prawdziwym dzieckiem.
Kochałem moje dzieciństwo
Dobre czasy”.

Dzieci w PRL-u: zabawki i gry | www.wroclaw.pl

Dzieciństwo w PRL. Jak wyglądało życie w PRL-U

 

Piekło polskich kobiet w czterech ścianach!

 

Już tu u siebie gdzieś pisałam o tym, że moje dzieciństwo nie było usłane różami.

Moje dzieciństwo było szkołą przetrwania i dlatego bardzo szybko dorosłam i wciąż czuję, że coś mnie fajnego w życiu ominęło za sprawą ojca despoty, bo odebrał mi dzieciństwo i młodość!

Tak, bardzo szybko spoważniałam, bo musiałam myśleć jak przetrwać kolejny dzień.

Gdzie uciec, aby schować się przed razami pijanego ojca.

Uciekałam, najczęściej do szkoły, gdzie brałam udział w zajęciach pozalekcyjnych i starałam się do domu wracać jak najpóźniej, ale w niedzielę, to już było gorzej.

Pewnej niedzieli się znowu awanturował i jako mała dziewczynka pobiegłam na policję, bo telefonów wówczas nie było!
Przyszła policja, a ojciec udawał, że obiera ziemniaki na obiad i siedział w kuchni na stołku, a więc policja nie miała już nic do roboty – poszła sobie!

Byłam, tak uważam, dobrym dzieckiem i zupełnie nie zasłużyłam na przemoc domową.

Dobrze się uczyłam, ale ojciec się tym nie interesował.

Nie wiedział do jakiej szkoły chodzę i jakie oceny mam na świadectwie.

Nie myślę teraz już tak często o swoim przegranym dzieciństwie i już potrafię wytłumaczyć ojca dlaczego tak robił.

Ale to mi zabrało tak wiele lat mojego życia, aby przebaczyć.

Mamie pomógł Dowódca Jednostki, w której pracowała.
Rozkwaterował mieszkanie i tak ojciec dostał osobną kawalerkę, a ja mogłam już spokojnie żyć w nowym mieszkaniu.
Jakże jednak często jest tak,  że oprawca latami mieszka ze swoją kobietą i rodziną i jest w Polsce zgoda na trwałą przemoc!
W poniedziałek Ziobro ma wypowiedzieć w Polsce kampanię stambulską, a więc polskie kobiety nie będą miały prawdopodobnie żadnej już ochrony ze strony państwa.

Ojciec już nie żyje, ale za sprawą wypowiedzenia konwencji stambulskiej, to wszystko wraca na chwilę i tak się potrafię na nowo zadumać.

Przemoc w moim domu była zupełnie bezzasadna, bo ani ja na nią niczym sobie nie zasłużyłam, a trauma została na lata!

Wciąż przemoc rządzi w bardzo wielu domach.

Podobno w 700 tysiącach domów dochodzi do niej rocznie.

Wielu nie przeżywa przemocy i targają się na swoje życie z bezsilności i depresji.

Bite są kobiety, bite są dzieci, ale bici są mężczyźni – tak, tak oni też.

Nie orientuję się jak obecnie można bronić się przed przemocą skoro ten nierząd szykuje Polkom piekło na ziemi i wielu rodzinom.

Niebieska linia, policja, sądy, telefony zaufania, ale jakże często wstydzimy się zgłaszać i tkwimy w domach i związkach, w których regularnie dochodzi do aktów przemocy.

Przemoc jest trudno udowodnić i pamiętam, że kiedy moja mama do sądu zgłosiła świadków, sąsiadów, to nikt się nie odważył zeznawać.

Teraz jest akcja – widzisz, słyszysz, to reaguj, ale w praktyce, to tak nie działa.

Ludzie boją się wychylać i często milczą  – odwracając głowy.

Nie chcą żadnych kłopotów – tego ciągania po policjach i prokuraturach.

Przeżyłam domowe piekło w czterech ścianach i rozumiem bardzo dobrze przemoc domową i nie mogę się pogodzić z tym, co robi ten nierząd!

Kobiety wychodźcie na ulicę i brońcie się!

Przeczytałam w sieci taki komentarz pod artykułem o przemocy i to też mną wstrząsnęło:

„Działo się to na niewielkiej wsi, w dawnym woj. Kaliskim, zabitej dechami dziurze oddalonej od najbliższego miasta o 40 km. Była niedziela, piękny letni dzień. Pewna wielodzietna rodzina wybrała się do kościoła, po mszy, żona z dziećmi poszła do domu, a szanowny małżonek do wiejskiej knajpy. Po kilkugodzinnej biesiadzie, powrócił do domu i …. on jej nie zbił, on ją skatował. Nie było mowy o wezwaniu policji czy pogotowia, najbliższy telefon był we wsi oddalonej o kilka kilometrów, po za tym „tradycyjny” światopogląd tubylców nie pozwalał na takie „odchyły”. Kobieta, udała się do proboszcza i …. wielebny najpierw przestrzegł ją przed samym myśleniem o rozwodzie, a później dał do zrozumienia, że źle służy mężowi. Katowanie powtórzyło się jeszcze kilka razy, były również wizyty u wielebnego. Obiecał modlitwę. Kobieta, całkowicie osamotniona powiesiła się na samotnym drzewie, w środku pola. Nie pomógł jej nikt, a modlitwy chyba nie zostały wysłuchane.”

Biją swoje kobiety mężczyźni niezależnie od wykształcenia i wykonywanej pracy!

Biją lekarze, sędziowie, nauczyciele i biją policjanci, a zwłaszcza oni!

Katarzyna  wyszła za mąż  za policjanta.

Wszyscy ją ostrzegali, że policjant, to cholernie zła partia, bo to jest specyficzna grupa zawodowa, która kompletnie nie nadaje się, by rodzinę zakładać.

Nie słuchała i wierzyła, że jej się uda i koleżanki bredzą i jej zazdroszczą tak przystojnego mężczyzny.

Poznali się na domówce jej koleżanki i od razu wpadli sobie w oko.

Przetańczyli ze sobą całą noc i przegadali.

Była wniebowzięta, że mając około trzydziestki wreszcie trafiła na tak interesującego faceta.

Po roku wzięli ślub i otrzymali służbowe mieszkanie.

On jeździł na akcje, bo pracował w kryminalnym.

Wiele widział i był doceniany przez kolegów, bo był najbardziej skuteczny.

Był dobry w swojej robocie, ale to była praca bardzo stresująca, a więc często zbierali się w zakamarkach komisariatu i chlali na umór, a Komendant udawał, że nic nie widzi.

Tolerował to, bo chłopakom należy się odskocznia i kiedy przyszła na skargę, że jej mąż pije na terenie, obiecał, że wezwie go na rozmowę, ale raczej nie wezwał, bo jej mąż chlał coraz więcej, pod przykrywką własnego szefa.

Kiedy robiła mu wymówki i biła się o jego godność, ten przychodził i od progu walił ją pięścią w twarz.

Twierdził, że ma się zamknąć i nie fikać, bo nie takie numery on w pracy widział i ma być posłuszną.

Przychodził do domu i okładał ją ile wlezie.

Miał pretensje o wszystko i choć nie mieli dzieci, to ona służyła mu za worek treningowy za przyzwoleniem kolesi z pracy, którzy udawali, że nic się nie dzieje.

Chowała przed światem te swoje siniaki i tak przeżyła z nim dziesięć lat.

Nie mogła dobić się sprawiedliwości, bo wszyscy wiedzieli, że ją bije, ale wszyscy chronili świetnego policjanta.

Pewnego razu nie wytrzymała – uzbroiła się w kuchenny nóż i wbiła go mu prosto w serce.

Nagle stała się wolna od przemocowca i agresora, ale sąd postanowił, że zamordowała męża, nie dając jej cienia na obronę.

Odsiaduje karę 25 lat za kratami za to, że jej mąż ją chciał zaszczuć i zrobił z niej ofiarę i nikt za nią się nie wstwił!

 Rodzaje Przemocy

Fizyczna – naruszanie nietykalności fizycznej.

Psychiczna – naruszenie godności osobistej.

Seksualna – naruszenie intymności.

Ekonomiczna – naruszenie własności.

Zaniedbanie – naruszenie obowiązku do opieki ze strony osób bliskich.

Fizyczna – naruszanie nietykalności fizycznej. Przemoc fizyczna jest intencjonalnym zachowaniem powodującym uszkodzenie ciała lub niosącym takie ryzyko, np.: popychanie, szarpanie, ciągnięcie, szturchanie, klepanie, klapsy, ciągnięcie za uszy, włosy, szczypanie,, kopanie, bicie ręką, pięścią, uderzenie w twarz – tzw. „policzek”, przypalanie papierosem, duszenie, krępowanie ruchów, itp.;

Psychiczna – naruszenie godności osobistej. Przemoc psychiczna zawiera przymus i groźby np.: obrażanie, wyzywanie, osądzanie, ocenianie, krytykowanie, straszenie, szantażowanie, grożenie, nieliczenie się z uczuciami, krzyczenie, oskarżanie, obwinianie, oczernianie, krzywdzenie zwierząt, czytanie osobistej korespondencji, ujawnianie tajemnic, sekretów, wyśmiewanie, lekceważenie, itp.;

Przemoc psychiczna jest najczęstszą formą przemocy i jest trudna do udowodnienia.

Seksualna – naruszenie intymności. Przemoc seksualna polega na zmuszanie osoby do aktywności seksualnej wbrew jej woli, kontynuowaniu aktywności seksualnej, gdy osoba nie jest w pełni świadoma, bez pytania jej o zgodę lub gdy na skutek zaistniałych warunków obawia się odmówić. Przymus może polegać na bezpośrednim użyciu siły lub emocjonalnym szantażu. Np.: wymuszanie pożycia, obmacywanie, gwałt, zmuszanie do niechcianych praktyk seksualnych, nieliczenie się z życzeniami partnerki/partnera, komentowanie szczegółów anatomicznych, ocenianie sprawności seksualnej, wyglądu, itp.;

Ekonomiczna – naruszenie własności. Przemoc ekonomiczna wiąże się celowym niszczeniem czyjejś własności, pozbawianiem środków lub stwarzaniem warunków, w których nie są zaspokajane niezbędne dla przeżycia potrzeby. Np.: niszczenie rzeczy, włamanie do zamkniętego osobistego pomieszczenia, kradzież, używanie rzeczy bez pozwolenia, zabieranie pieniędzy, przeglądanie dokumentów, korespondencji, dysponowanie czyjąś własnością, zaciąganie pożyczek „na wspólne konto”, sprzedawanie osobistych lub wspólnych rzeczy bez uzgodnienia, zmuszanie do spłacania długów, itp.

Zaniedbanie – naruszenie obowiązku do opieki ze strony osób bliskich. Jest formą przemocy ekonomicznej i oznacza np.: nie dawanie środków na utrzymanie, pozbawianie jedzenia, ubrania, schronienia, brak pomocy w chorobie, nie udzielenie pomocy, uniemożliwianie dostępu do miejsc zaspokojenia podstawowych potrzeb: mieszkania, kuchni, łazienki, łóżka, itp.;

Przemoc w rodzinie - Tygodnik PLUS

Dziecięce wspomnienia!

Dawniej, gdzieś w latach 60 – tych,  dzieciaki bawiły się na podwórkach do nocy i to niechętnie wracały do domu.

Wisieliśmy  na trzepakach i gadaliśmy do woli i dopiero mama z okna wołała, że czas wracać do domu.

My dzieci w PRL-u nie mieliśmy komputerów i tej całej technologii, a więc jedyną rozrywką, to byli rówieśnicy i blokowe podwórka.

Dziś sobie tak wspominałam te dziecięce lata i przypomniała mi się historyjka, która utkwiła w mojej głowie na zawsze.

Otóż było ciepłe lato i ciepły wieczór i zgrają siedzieliśmy sobie na ławkach, które stały pod blokowymi balkonami.

Na podwórku pojawił się sąsiad lekko wcięty, a że był wysokim gościem, to rzucał się w oczy

Na balkonie stała jego żona, która prosiła, aby ten zjawił się w końcu w domu!

Mieszkali oboje na trzecim piętrze, a wysoki pan rzucił się na kolana, złożył ręce jak do modlitwy i zakrzyknął doniośle – „Wyjdź na balkon piękna dziewico – nie zważaj na chłód, czy mróz – zobacz jak pięknie gwiazdy świcą”.

My dzieciaki o mało nie umarliśmy ze śmiechu i ta scenka rodzajowa na zawsze wryła się w moją głowę!

W  związku z tym jestem ciekawa, czy Wam też coś tak bardzo śmiesznego wryło się w pamięć z życia wzięte?

Może jakieś powiedzenia, anegdoty, wiersze, śmieszne i zabawne?

Kochani od jutra już nastanie jesień, a więc czekają nas nostalgiczne dni, ale miejmy nadzieję, że jesień będzie piękna ze swoimi kolorami – moje zdjęcia poniżej!

WSPOMNIENIA
Odwiedzaj swoje wspomnienia,
Uszyj dla niech płócienne pokrowce.
Odsłoń okna i otwórz powietrze.
Bądź dla nich serdeczny i nigdy
nie daj im poznać po sobie.
To są twoje wspomnienia.
Myśl o tym, kiedy płyniesz
w sargassowym morzu pamięci
i trawa morska zarasta ci usta.
To są twoje wspomnienia, których
nie zapomnisz aż do końca życia.

Adam Zagajewski

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, trawa, buty, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, roślina, trawa, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, na zewnątrz i przyroda

Uśmiechnijmy się!

Obraz może zawierać: niebo, chmura, drzewo, roślina, trawa, dom, na zewnątrz i przyroda

Na zdjęciu mojego autorstwa przedstawiam moje podwórko z lat dziecięcych.

Nie było 50 lat temu jeszcze tych budynków, ale plac istniał i na tym placu toczyło się życie dzieciaków mieszkających z rodzicami w dwóch blokach, których na zdjęciu nie widać.

Czasami tak patrzę z balkonu na plac i sobie przypominam małą dziewczynkę, która na tym właśnie placu szlifowała naukę jazdy na czerwonym rowerze, a także widzę, w którym miejscu grałam z koleżankami w gumę, klasy i w dwa ognie.

Pamiętam imiona koleżanek i kolegów i naprawdę to są strasznie miłe wspomnienia.

Dzieciaki z kluczem na szyi dawały radę!

Piszę to dlatego, ponieważ w sieci znalazłam świetny, wspominkowy wpis z tamtych czasów.

Przepraszam, że autorka zawarła dużo wulgaryzmów, ale czasami się nie da napisać tak dosadnie i przekląć trzeba!

Potem kiedy stałam się mamą i moje dzieci dorosły, to także okupowały ten sam plac z rówieśnikami.

Znalazłam ten wpis na FB i stwierdziłam, że autorka ma dobrą pamięć i mnie nawet rozśmieszyła.

Nie zawsze trzeba pisać o polityce, bo czasami życiu trzeba nadać inny, weselszy wymiar:

Teresa-Renata Żmuda-Krasek
Wizualny narrator · 30 min
Miałam już dzisiaj nic nie pisać ale się wkurwiłam jak nigdy!
Muszę odreagować.
Sorry za błędy i ogólny chaos, ale mam to w dupie. Niech to ch.j strzeli, jebany dr Oetker! No co mnie k….a podkusiło, żeby kupić budyń z tej zajebanej firmy? Siedziałam sobie w domu, czytałam to i tamto, aż mnie nagle złapała ochota na budyń. A z pięć lat już tego gówna nie jadłam. No i się wziąłam ubrałam, pobiegłam do sklepu. Poproszę budyń. Proszę. Dziękuję. Szybki powrót do domu.
Na opakowaniu napisane, że gotować mleko, potem wsypać, bla, bla, bla. Zrobiłam jak kazali. I co? I wyszło mi kakao! Rzadkie jak sraczka. Tego się nie da jeść. Jak te pieprzone chamy mogą nazywać to coś budyniem i jeszcze chwalić się nową recepturą?
Mam tego dość. Dość jebanej demokracji, kapitalizmu i całego tego ścierwa, które weszło do nas po ’89. Chce takich budyniów jak za komuny! W brzydkich opakowaniach, ale gęstych z takimi wkurwiającymi grudkami!
I kisieli też chcę! Niedawno na własne oczy widziałam jak moja znajoma PIŁA kisiel! Jak k….a można pić kisiel? Czy nasze dzieci już nie będą pamiętały, że to należy wyjadać łyżeczką, do której wszystko się lepi i na koniec trzeba oblizać?
Kto mi zabrał szklane litrowe butelki z koka kolą? Komu one przeszkadzały? I mleko w butelkach i śmietana, które kwaśniały bo były prawdziwe! A teraz po tygodniu stania na kaloryferze dalej jest ‚świeże’ – co to k…..a za mleko? A dzieci myślą, że
to mleczarnia mleko daje a krowa jest fioletowa.
A te butelki takie fajne kapsle miały, skoble do strzelania w dupę się z nich robiło!… A gumki się z szelek wyciągało Gdzie teraz takie szelki?
Dlaczego teraz nawet wafelki prince polo są w tych cudnych opakowaniach zachowujących świeżość przez pięćset lat? Ja chce wafelków w sreberkach! I nie tylko prince polo ale i Mulatków! Jaki dziad sk….ł się zachodnią technologią, dzięki której teraz wszystkie cukierki rozpływają się w ustach, a nie tak jak kiedyś, trzeba je gryźć było, tak normalnie jak ludzie!?
No pytam się, no!
Pierdolę mieć do wyboru setki rodzajów lodów i nie móc zdecydować się, na jaki mam ochotę!
Kiedyś były tylko bambino w czekoladzie i wszyscy byli szczęśliwi, a jak rzucili casatte to ustawiała się kolejka na pół kilometra.
Czy ktoś pamięta jak smakuje prawdziwa bułka? Nie, k….a, nie tak jak w waszych pierdolonych sklepach, napompowane powietrzem kruche gówna.
Prawdziwe bułki są twardawe, wyraziste w smaku, a najlepiej z prawdziwym masłem, które wyjęte z lodówki jest niemożliwe do rozsmarowania! O margarynie za komuny można było tylko pomarzyć, a jak była, to taka chujowa, chyba Palma się nazywała.
Wielkie p……..e koncerny wyjebały na amen z rynku moją ukochaną oranżadę, którą za młodu gasiłam pragnienie, a mordę przez pięć godzin miałam czerwoną. I jej młodszą siostrę – oranżadkę w proszku, której nikt nigdy nie rozpuszczał w wodzie, Bo służyła do wyjadania oblizanym palcem.
Nawet ukochane parówki mi zajebali, dziś już nie robi się takich dobrych jak kiedyś…
W telewizji dwa kanały, na każdym nic do oglądania. Teraz mamy sto kanałówi też nic nie ma. Możemy wpierdalać pomarańcze, banany i mandarynki, a kiedyś jak przyszedłeś z czymś takim do szkoły, to cię szefem nazywali.
Fast foodów też nie było i każdy żywił się w drewnianych budach i żarliśmy z aluminiowych talerzy i jakoś nikt sraczki nie dostał, a śmieci wokoło nie było bo nie było zasranych jednorazówek. A jak chcieliśmy ameryki to żywiliśmy się
zapiekankami z serem i pieczarkami i hod-dogami nabijanymi na metalowe pale. Buła, parówa, musztarda! Nic więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy.
Spierdalaj zasrana Ameryko. A taką k….a miałam ochotę na budyń

Chyba Was zanudzam!

Może jestem monotematyczna, ale dziś ponownie oglądałam zdjęcia i zeszło mi na to trzy godziny.

Karton po butach i chyba ponad tysiąc zdjęć, a ile wspomnień się pojawiło, że chyba będzie mi się to śniło.

Zdjęcia z młodych lat, dzieci malutkich i potem starszych. Zdjęcia ze świąt, spacerów, wycieczek, wyjazdów, naszych pupili domowych i takiego zwykłego życia jak gotowanie posiłków i bycia we własnym domu z dziećmi.

Wędrówka po domowych remontach, a więc zmian mebli, tapet, wystroju domu.

Wpadły mi w ręce dawno zapomniane zdjęcia z najfajniejszych, moich wakcji.

Moja Mama i przyszła Teścowa ( jeszcze wówczas o tym nie wiedziałam), zabrały nas na wieś do zaprzyjaźnionej Pani Danuty chyba, która wraz z mężem prowadziła gospodarstwo rolne na wsi oddalonej od naszego miasta jakieś 30 kilometrów.

Mama zabrała mnie i moją Siostrę, a także naszą koleżankę – Elę, a niedoszła Teściowa swoich synów i ich kolegę – Marka, który już bardzo dojrzale grał na gitarze –  Hey Joe.

Byliśmy tam chyba tydzień i spaliśmy na sianie w stodole, a nasze Mamy szykowały nam wiejskie posiłki.

Młode ziemniaczki, rosół z wiejskiej kury, mizera, buraczki, zsiadłe mleko i pachnący chleb.

Ja chyba miałem jakieś 13 lat, a moja Siostra i Ela liczyły sobie chyba po 11 .

Nie mieliśmy komórek, tabletów, komputerów, ale naprawdę nie pamiętam jak my spędzalismy całe dnie.

Pamiętam, że włóczyliśmy się po lesie z piosenką Czerwonych Gitar pt. „Droga, którą idę”.

Kąpalismy się w jeziorze, a rano robilismy toaletę przy pompie wiejskiej, co widać na zdjęciu.

Wymyślaliśmy scenki rodzajowe jak na zdjęciu, gdzie stoję z łopatą i wyglądało to groźnie, ale pomysł powstał chyba z jakiegoś filmu dla młodzieży, bo może to były „Wakacje z duchami”.

Kiedy wspominam swoje dzieciństwo i wakacje, to na pierwszym miejscu jest właśnie ten pobyt na wsi, gdzie uciekłam z Mamą od toksycznego ojca i tam naprawdę wypoczęłam.

Jeszcze raz namawiam – budujcie wspomnienia z rodzinnych zdjęć.

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 2 osoby, na zewnątrz

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

List do Joli!

Obraz może zawierać: niebo, chmura, drzewo i na zewnątrz

Dzisiaj jest niedziela, a więc pospałam sobie nieco dłużej i pierwsze, co robię po przebudzeniu, to kawa, a potem włączam komputer, aby sprawdzić, co dzieje się na świecie, w moim kraju i na moim blogu.

Pierwszy łyk kawy i nagle czytam taki komentarz zostawiony przez Jolę, dawną koleżankę i myślałam, że dostanę zawału, bo jak to się stało, że mieszkając 30 lat w Kandzie odnalazła mnie w sieci i skojarzyła fakty z mojego opowiadania pt. „Byłam nastolatką”.

Po przeczytaniu komentarza wyszłam na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, a w głowie miałam jedno zdanie, że to nie może być prawdą!

Elu,czytajac twoje opowiadanie ciarki przeszly Po calym moim ciele.To ja jestem ta kolezanka ktora cie zranila tak dawno temu.Przepraszam,ale jak piszesz nie mialam o tym pojecia. Chce ci tylko powiedziec ze przez wszystkie te lata zawsze o tobie myslalam i wspominalam ciebie.Mieszkam od 30 lat w Kanadzie.Jaki zbiegokolicznosci.Wlasciwie to szukalam ciebie na internecie przez wiele lat”.

Minęło 30 lat, a Ty Jolu wyjechałaś najpierw do Bydgoszczy i pamiętam, że w latach 70-tych, będąc na kursie w tym mieście i ja Ciebie odnalazłam i piłyśmy u Ciebie w domu kawę.

Zobacz jaką moc ma Internet, że mnie odnalazłaś i ciekawi mnie jak trafiłaś na bloga, bo chyba przez moje udostępnianie na Facebooku.

Ja sobie piszę skromnego bloga, a tu taka niespodzianka, że wręcz niemożliwa.

Jeśli tu ponownie zajrzysz, to chcę Ci napisać, co pamiętam jeszcze z naszych dziecinnych czasów.

Pamiętam, że lubiłyśmy zakładać buty naszych mam na obcasach i odgrywałyśmy, że jesteśmy dorosłe.

Pamiętam, że masz Imieniny 17 września, ale muszę to sprawdzić.

Wiele razy opowiadałam swoim Córkom, że miałam taką koleżankę, ale straciłam z Nią kontakt.

W 1976 roku wyszłam za mąż za Leszka i wiesz gdzie mieszkamy?

Mieszkamy w bloku obok naszego, na którego podwórku grasowali nasi wrogowie i nas dzieci z bloku wojskowego nie lubili.

To w tym mieście pracowałam, urodziłam Dzieci i dotrwałam do emerytury i tak zaczęłam pisać bloga, aby jakoś zaznaczyć swoje życie i zapisywać ważne z niego momenty.

U mnie tak się stało, że zaczęłam wspominać, przeglądać zdjęcia i  chyba na te starsze lata wszyscy tak mamy.

Jak wygląda nasze miasto Jolu?

Nie wiele się zmieniło, ale trochę się zmieniło i szarość miasta zamieniła się w kolorowe bloki, ocieplone kolorem, a więc nie jest już tak ponuro.

Jak pamiętasz, to mamy w środku miasta jezioro i bardzo dużo zieleni na każdym kroku.

Miło się tu mieszka, bo miasto jest spokojne, wyciszone, a więc w sam raz dla emeryta.

Prowadzę fan-page mojego miasta i możesz sobie za pomocą moich zdjęć je zwiedzić:

https://www.facebook.com/pg/Choszczno-i-okolice-w-obiektywie-369684939841459/photos/?tab=album&album_id=369685596508060

Jest tam ponad 6 tysięcy zdjęć, a więc jest co oglądać.

Jolu jeśli tu jeszcze kiedyś zajrzysz, to wiedz, że Ty też zawsze byłaś w mojej pamięci, a ostatnie zdjęcie, to jest nasz blok, w którym mieszkałyśmy

Mam jeszcze pytanie, czy Twoi Rodzice żyją, bo ja swoich już nie mam.

Mama umarła 1 lutego 2019 roku, a Ojciec popełnił samobójstwo w 1998 roku.

Pozdrawiam Ciebie serdecznie.

Odezwij się 🙂

 

Obraz może zawierać: niebo, drzewo, roślina, chmura i na zewnątrz

Obraz może zawierać: chmura, niebo, drzewo, roślina i na zewnątrz

Obraz może zawierać: roślina, drzewo, niebo, trawa, na zewnątrz i przyroda

Smaki dzieciństwa!

Znalezione obrazy dla zapytania zupa szczawiowa

Pamiętacie smaki z dzieciństwa, kiedy gotowały nam nasze mamy, babcie, ciotki?

Ja pamiętam smak masła pachnącego na kromce chleba i już nic więcej na niej.

Masło było pyszne i takiego teraz już się nie uświadczy!

Albo zsiadłe mleko – takie mleko prosto od krowy było chyba w każdym domu.

Teraz mamy mleko w kartonie, które przez miesiąc się nie psuje w lodówce!

Chleb też był pyszny, bo pieczony na zakwasie i pamiętam taką pajdję chleba posmarowanego smalcem i do tego kiszony ogórek.

Nie wiem dlaczego te smaki się zmieniły i tak trudno jest teraz je odtworzyć.

Pewnie nawozy i konserwanty popsuły nam te smaki i produkcja na wyskoką skalę powodują zatarcie się danych, prostych pyszności.

Teraz nawet tak samo nie smakuje nawet oradżada, ale może ja grymaszę!

Jedynie, co udaje mi się odtworzyć z maminych przepisów, to zupa szczawiowa i gotuję ją tak jak nauczyłam się w domu rodzinnym.

Gotuję ją tak i tak podaję jak moja Mama, a mianowicie:

  • robię bazę tak jak na rosół, a więc wlewam do garnka jakieś 2  litry wody i dodaję pokrojone warzywa, liść laurowy i ziele angielskie,
  • kiedy wszystko jest miękkie na patelni duszę z czosnkiem na maśle – szpinak,
  • dodaję do bazy dwa słoiczki szczawiu i chwilkę gotuję i dodaję uduszony szpinak,
  • nie dodaję do zupy śmietany, bo dopiero na talerzu,
  • osobno gotuję ziemniaki i kiedy są miekkie – tłuczkiem je traktuję,
  • gotuję kilka jajek na twardzo, bo zupa szczawiowa kocha jajka,
  • na patelni smażę drobno posiekaną cebulę  z pokrojonym boczkiem, albo kiełbasą do okraszenia ziemniaków.

A jak podaję?

Dla siebie na talerzu głębokim kładę jakieś trzy łyżki ziemniaków na brzegu, w których robię łyżką wgłębienie i polewam je skwarkami z cebuli i boczku.

Obrane jajko podzielone na dwie połówki,  zalewam obok zupą i dodaję kleks śmietany.

Pamiętam, że jako dziecko robiłam na swoim talerzu takie studnie i bawiłam się jednocześnie smakując takie pomerdane na talerzu – mniam!

Mężowi zaś nakładam ziemniaki na osobny talerz, a zupę podaję w misce  z jajkiem i śmietaną, bo Mąż tak lubi sobie mieszać smaki.

Ciekawa jestem jakie macie wspomnienia z dzieciństwa i co Wam smakowało z kuchni rodziców, czy to w mieście, czy na wiosce.

Podzielcie się tym, co pamiętacie ze swojejgo dzieciństwa i młodości, bo jestem ogromnie ciekawa.

Zdjęcie jest z sieci, bo nie zrobiłam autorskiego.

Morze, nasze morze – wiernie ciebie będziem strzec!

Tak się już porobiło, bo wiek skoczył na plecy, że coraz częściej wspominam dawne lata.

Mówią, że nie pamięta się wczesnego dzieciństwa, ale to nie jest prawdą.

Od trzeciego roku życia mam bardzo jasny obraz mojego dzieciństwa i pamiętam bardzo dużo z niego.

Mąż był z wycieczką nad morzem i zrobił kilka fotek, które prezentuję.

Wróciły w związku ze zdjęciami wspomnienia, kiedy to mieszkałam nad morzem i każde lato spędzałam z Mamą na ciepłym, morskim piasku.

Potem były wyjazdy kolonijne nad morze –  przeważnie i też mam zachowane to w pamięci.

Morze jest dla mnie bardzo ważne i do dzisiaj mam do morza wielki szacunek i je uwielbiam.

Byłam w swoim życiu tylko 2 razy w górach, ale ich nie pokochałam i nigdy więcej mnie w tamte strony nie ciągnęło. 

To nad morzem czuję się wolna, lepsza, lekka, delikatniejsza i łagodna. 

Mogłam siedzieć godzinami – gapiąc się w horyzont, bo tak mnie morze wycisza.

Może jeszcze w tym roku tam pojadę, choćby na jeden dzień. 

 

 

 

 

 

 https://www.youtube.com/watch?v=6AxPyiHRf34

Byłam dzieckiem podwórka i przeżyłam!

Dorastaliście w latach sześćdziesiątych, 
lub siedemdziesiątych …??? 
Jak, do cholery, udało się wam przeżyć???!!!

Samochody nie miały 
pasów bezpieczeństwa, 
ani zagłówków, 
no i żadnych airbagów!!!

Na tylnym siedzeniu było wesoło, 
a nie niebezpiecznie

Łóżeczka i zabawki były kolorowe 
i z pewnością polakierowane 
lakierami ołowiowymi 
lub innym śmiertelnie groźnym gównem

Niebezpieczne były puszki, 
drzwi samochodów.

Butelki od lekarstw i środków czyszczących 
nie były zabezpieczone. 
Można było jeździć na rowerze bez kasku. 
A ci, którzy mieszkali 
w pobliżu szosy na wzgórzu 
ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, 
stwierdzając w połowie drogi, 
że rower z hamulcem 
był dla starych chyba za drogi… 
…. Ale po nabraniu pewnej wprawy 
i kilku wypadkach… 
panowaliśmy i nad tym (przeważnie)!

Szkoła trwała do południa, 
a obiad jadło się w domu.

Niektórzy nie byli dobrzy w budzie 
i czasami musieli powtarzać rok.

Nikogo nie wysyłano do psychologa. 
Nikt nie był hiperaktywny 
ani dyslektykiem.

Po prostu powtarzał rok 
i to była jego szansa.

Wodę piło się z węża ogrodowego 
lub innych źródeł, 
a nie za sterylnych butelek PET

Wcinaliśmy słodycze i pączki, 
piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem 
i nie mieliśmy problemów z nadwagą, 
bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni

Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli 
i nikt z tego powodu nie umarł.

Nie mieliśmy Playstations, 
Nintendo 64, X-Boxes, 
gier wideo, 99 kanałów w TV, 
DVD i wideo, Dolby Surround, 
komórek, komputerów ani chatroom’ów w
Internecie… 
… lecz przyjaciół !

Mogliśmy wpadać do kolegów 
pieszo lub na rowerze,

zapukać i zabrać ich na podwórko 
lub bawić się u nich, 
nie zastanawiając się, czy to wypada.

Można się było bawić do upojenia, 
pod warunkiem powrotu do domu przed nocą.

Nie było komórek…

I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co
robimy!!! 
Nieprawdopodobne!!!

Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!! 
Całkiem bez opieki! 
Jak to było możliwe?

Graliśmy w piłę na jedną bramę, 
a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, 
to się wypłakał i już. 
Nie był to koniec świata ani trauma.

Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, 
złamane kości, czasem wybite zęby, 
ale nigdy, NIGDY, 
nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! 
NIKT nie był winien, tylko MY SAMI!

Nie baliśmy się 
deszczu, śniegu ani mrozu. 
Nikt nie miał alergii 
na kurz, trawę ani na krowie mleko. 
Mieliśmy wolność i wolny czas, 
klęski, sukcesy i zadania. 
I uczyliśmy się dawać sobie radę!

Pytanie za 100 punktów brzmi: 
Jak udało się nam przeżyć??? 
A przede wszystkim: 
Jak mogliśmy rozwijać swoją osobowość???

Też jesteś z tej generacji?

Jeśli tak, wyślij tego maila 
do twoich rówieśników. 
(Ale nie musisz, nic się nie stanie jak go
olejesz ☺) 
Niech sobie przypomną, jak było. 
A inni niech zobaczą jak było

Pewnie, 
można powiedzieć, 
że żyliśmy w nudzie, ale… kujwa, 
przecież byliśmy szczęśliwi !!!

autor nieznany, a szkoda!

PS. Mam z dzieciństwa pamiątkę w ilości 7 blizn, które z wiekiem przybladły, ale mówią mi o tym, że moje dzieciństwo było intensywne i bogate w przygody. Lubię te swoje blizny, bo przypominają mi o moim pełnych wrażeń dzieciństwie. Spędziłam je w gronie swoich równolatków, którzy rozjechali się po świecie, a wielu już nie ma pośród żywych.