Mam takie proste pytanie do moich czytelników, a mianowicie, czy lubicie swoje miejsce zamieszkania? Czy wtopiliście się w swoje środowiska i pokochaliście swoje małe Ojczyzny? A może jest tak, że wciąż mimo przemieszkanych lat wciąż czujecie się obco i po cichu marzycie o latach i Ojczyznach swojego dzieciństwa i młodości? Może być też tak, że losy Wasze nigdy tak się nie potoczyły, że musieliście zmieniać miejsce zamieszkania i wciąż celebrujecie miejsce swojego urodzenia?
Ja już tu gdzieś pisałam, że los rzucił mnie z siostrą i rodzicami do malutkiego miasteczka w województwie zachodniopomorskim, a był to rok 1963. Miałam wówczas siedem lat i w tamtym czasie było mi obojętne gdzie mieszkam, choć do szkoły miałam daleko jak pamiętam, bo całe dwa kilometry.
Zastaliśmy miasteczko, które było w 80% zrujnowane po działaniach wojennych i dopiero zaczęło podnosić się ze zgliszczy. Pamiętam, że kościół w środku miasta nie miał dachu i wyglądał jak jeniec, któremu jeszcze nie zagoiły się rany. Nie wiele było nowych budynków na ulicy głównej i dopiero miasto budziło się do życia. Mijało się ruiny banku, kiedyś bardzo okazałego i zniknęły piękne kamieniczki, które można podziwiać na starych fotografiach. Moje miasteczko było piękne za czasów świetności i można stwierdzić, że nigdy już nie wróciło do dawnego stanu, a teraz jest inne, ale wciąż piękne. Nie wiele zostało z dawnych czasów, ale pasjonaci historii wciąż coś nowego odkrywają, a tych nam w mieście nie brakuje. Wyzwolono nas 23 lutego 1945 roku i każdej daty mamy rekonstrukcję odbijania miasta. To jest coś, co interesuje mieszkańców.
Przez wiele lat nie doceniałam tego, że mieszkam w tak spokojnym i w miarę cichym miejscu, bo wiecie jak to jest – dom, praca, sklep, dzieci i tak przez wiele lat, a teraz?
Teraz odkrywam wszystko jakby na nowo i idąc przyglądam się temu, co mnie otacza. Jestem spokojniejsza i mam czas. Napiszę, że wiele uroku miasto zyskuje na tym, że w środku mamy całkiem spore jezioro, otoczone nowoczesną ścieżką zrobioną może 4 lata temu. To tu spotykają się mieszkańcy spacerując – z kijkami też. To tu można przysiąść na jednej z wielu ławek i popatrzeć na kaczki i łabędzie. To tu można sfotografować przyrodę i wrzucić na fejsa chwaląc się swoją małą Ojczyzną i dlatego na moim blogu po raz wtóry prezentuję Wam drugi dzień wiosny w moim malutkim miasteczku.