„Majówka” nie przywitała nas ładną pogodą, a więc zamiast spaceru, czy wyjazdu trzeba sobie inaczej zapełnić czas.
Uwielbiam w takim czasie oglądać filmy, na które w biegu życia nie miałam nigdy za dużo czasu, a teraz mam.
Zobaczyłam, że w sieci jest już dostępny, ostatni film Andrzeja Wajdy pt. „Powidoki”.
Nie przeczytałam, jak mam w zwyczaju żadnej recenzji, czy opinii na temat tego filmu i uwierzyłam, że skoro Wajda, to „Powidoki” muszą być arcydziełem na miarę „Ziemi Obiecanej”, czy „Katynia”.
Niestety, ale mocno się zawiodłam i gdyby nie rewelacyjny Bogusław Linda w roli głównej, to by sobie ten film odpuściła.
Nie wiem dlaczego Wajda oparł się na tak nie dorobionym scenariuszu i tak perfidnie wybielił malarza o nazwisku Strzemiński, który zyskał uznanie w środowisku artystycznym, ale większe uznanie zdobyła jego żona – rzeźbiarka – Katarzyna Kobro.
Strzemiński w filmie Wajdy został ukazany jako artysta wojujący o wolność sztuki w tamtejszym reżimie i dobrze, ale tym sposobem reżyser wybielił w gruncie rzeczy złego człowieka, złego męża i ojca.
W filmie punktowo wspomniano o żonie, której stworzył piekło na ziemi, a i obojętna była mu własna córka.
W sumie, to młodzież, która jest obecnie w epoce technologii, to mało zrozumie z tego filmu, bo jest niespójny i niejasny.
Ja, która urodziłam się w tamtych czasach wiele pamiętam i wiem jak niszczono ludzi, ale okrojona fabuła niewiele wniesie do młodego pokolenia.
Nie wiem po co Wajdzie zależało na ukryciu prawdziwego charakteru złego człowieka, który uwikłał się w polityczne zagrywki i została mu wystawiona laurka dobrego, zniewolonego Polaka.
W sieci są jednak wspomnienia, które mówią prawdę o Strzemińskim!
Znajoma córki Katarzyny Kobro: „Powidoki” to rozczarowanie. Wajda przeczy faktom [LIST]
Na niwie czysto ludzkiej, tj. relacji z najbliższą rodziną, Strzemiński nie zasługiwał nawet na podanie ręki. Czy można było to pokazać tak, aby na koniecznej do tego rodzaju filmu krystaliczności postaci nie pojawiła się rysa?
Właściwie odbiorcą moich słów powinien być reżyser filmu „Powidoki” Andrzej Wajda, ale ze zrozumiałych względów nie mam jak mu ich przekazać. Żałuję, bo ciekawa byłabym odpowiedzi. Piszę więc „list otwarty”, gdyż adresat będzie w tym wypadku zbiorowy.
Tak się złożyło, że dobrze znałam jedną z dwóch głównych bohaterek filmu Andrzeja Wajdy, Nikę Strzemińską, córkę Władysława Strzemińskiego i Katrzyny Kobro: od czasów studenckich aż do jej śmierci w 2001 r. przyjaźniły się bardzo z moją mamą, a ostatnie miesiące swej ciężkiej chorobynowotworowej Nika spędziła w naszym żoliborskim mieszkaniu. Dlatego film „Powidoki” oglądałam z trochę innej perspektywy niż większość widzów i dysponując głębszą wiedzą o życiu Władysława Strzemińskiego oraz jego rodziny.
Strzemiński: charakter psychopatyczny
Czytałam też książkę Niki „Miłość, sztuka i nienawiść”, która rzuca bardzo dużo światła na ciężki (by nie rzec: psychopatyczny) charakter Władysława Strzemińskiego. Ponieważ ona już nic powiedzieć nie może, czuję się w obowiązku zabrać głos w jej imieniu.
Jakkolwiek znany jest mi zamysł reżysera, by w filmie skupić się wyłącznie na pokazaniu ostatnich paru lat życia Władysława Strzemińskiego, nie wolno przy tej okazji zapominać, jakim malarz był człowiekiem na przestrzeni całego swego życia. Inaczej prezentuje się nieuczciwy obraz bohatera, pełen nawet nie kłamstw, ale przemilczeń. I ta świadomość powinna w „Powidokach” jakoś wybrzmieć; w przeciwnym wypadku otrzymujemy jedynie płytką hagiografię, zamiast pełnowymiarowej postaci.
Jak wiadomo, bohaterowie bez skazy nie istnieją, a A. Wajda próbuje właśnie kogoś takiego stworzyć i nam wmówić. Można się też obawiać, że świadomie wybrał krótki okres życia artysty, by nie musieć pokazywać jego skandalicznych zachowań wobec żony, jednej z najważniejszych rzeźbiarek XX wieku, Katarzyny Kobro – z biciem, zadawaniem cierpień psychicznych i dezawuowaniem jej osiągnięć artystycznych na czele. Dlatego np. scena z kwiatami na grobie żony (zresztą, w filmie usytuowanym w zupełnie innym miejscu łódzkiego cmentarza prawosławnego niż w rzeczywistości) czy łzy na wieść o jej śmierci, mające świadczyć o kolejnych pięknych cechach bohatera, są zupełnie niedorzeczne.
Flirty ze studentkami
Z filmu wyłania się więc postać czarno-białego bohatera (podobnie, jak miało to miejsce w innym dziele A. Wajdy, „Człowieku z nadziei”, traktującym o Lechu Wałęsie), herosa, w dodatku granego przez Bogusława Lindę w sposób dużo miększy i przyjemniejszy niż Władysław Strzemiński zachowywał się w istocie (jak głoszą relacje jego znajomych, a nawet studentów). Nie pada też żaden trop kierujący na poszukiwanie w psychice Władysława Strzemińskiego skutków utraty ręki i nogi – a wiadomo z licznych źródeł, że ponieważ był mężczyzną przystojnym, kalectwo bardzo negatywnie odbiło się na jego charakterze: stał się drażliwy, agresywny, a frustracje wyładowywał, flirtując ze studentkami.
Jeśli Andrzej Wajda nie chciał robić filmu biograficznego czy zajmować się w swoim dziele sferą psychologii malarza, miał do tego pełne prawo. Być może jednak nie powinien w takiej sytuacji eksponować tak bardzo postaci córki artysty – jej obecność bowiem „odsyła nas” siłą rzeczy do życia osobistego Władysława Strzemińskiego.
Laurka zamiast prawdy
Oczywiście, sprawy rodzinne nie powinny mieć wpływu na postrzeganie dorobku jakiegokolwiek twórcy – w tym wypadku czołowego przedstawiciela polskiej awangardy plastycznej. Rozpatrując talent Jacka Kaczmarskiego, nie rzutujemy wszak na ocenę zamiłowania barda do alkoholu, a oceniając filmy Romana Polańskiego – do młodych dziewcząt. I gdyby „Powidoki” dotykały tylko kwestii malarstwa, byłoby wszystko w porządku. Jednak obraz wyraźnie mówi o CZŁOWIEKU: niezłomnym bohaterze, stawiającym twardy opór komunistycznemu aparatowi, nawet za cenę utraty pracy oraz środków do życia i tworzenia. Taki człowiek powinien być wzorem do naśladowania, osobą wywołującą podziw i głęboki szacunek.
Tymczasem dla każdego, kto zna biografię Władysława Strzemińskiego, jest oczywiste, że na niwie czysto ludzkiej, tj. relacji z najbliższą rodziną, nie zasługiwał nawet na podanie ręki. Czy można było to pokazać tak, aby na koniecznej do tego rodzaju filmu krystaliczności postaci nie pojawiła się rysa? Zapewne nie, dlatego twórcy wybrali ucieczkę od niewygodnych spraw biograficznych. Uczynili to jednak zarówno ze szkodą dla odbiorcy, a nawet – poprzez wykreowanie panegiryku na cześć bohatera – wprowadzając odbiorcę w błąd, jak również po prostu sprzeniewierzając się prawdzie. I zamiast wielowymiarowej historii powstała zwykła laurka.
Trauma ratowania matki
Osobną kwestią jest, że postać Katarzyny Kobro w filmie nie ukazuje się wcale, a jej nieprzecenialny wkład w kształtowanie nowatorskiej myśli w rzeźbie nie zostaje nawet (nie licząc jednej sceny z małą Niką w muzeum) wyartykułowany. Tymczasem, zdaniem wielu specjalistów, to właśnie jej idee odegrały większą rolę w historii światowej sztuki niż teorie Władysława Strzemińskiego…
Nika do ostatnich swych dni walczyła o pamięć matki, szukając po całym świecie jej dzieł i tropiąc falsyfikaty. Zajmowała się też pisaniem, tkaniem i kolekcjonowaniem sztuki afrykańskiej. Malarstwem i rzeźbą nigdy. Była dyplomowanym neuropsychiatrą, a większość życia przepracowała jako lekarka na statkach transoceanicznych. W dzieciństwie dwukrotnie przebywała w domu dziecka i przeszła traumę ratowania umierającej w potwornych bólach matki, obserwowania przemocy domowej, a potem śmierci ojca. Sama zmarła bezpotomnie. Historia rodziny została zamknięta.
Patrząc z powyższych punktów widzenia, „Powidoki” są dla mnie bolesnym rozczarowaniem i oglądałam je z rosnącym rozgoryczeniem – jako film „z tezą”, gdzie „jeśli teoria przeczy faktom, to tym gorzej dla faktów”.

Agata Dąmbska



