Ania i Hania, to babeczki po czterdziestce, a może już bliżej pięćdziesiątki. Obie trzymają się jak się patrzy i ząb czasu delikatnie się z nimi obchodzi.
Mieszkają blisko siebie, że na rzut beretem i widzą swoje okna z rana i z wieczora, bo żadne drzewo im tego widoku nie zasłania.
Obie mają mężów i po dwoje dzieci, które urodziły już swoje dzieci. Obie są oddanymi babciami, mamami i żonami.
Tak się losy potoczyły, że się polubiły i chętnie ze sobą przebywały.
Wspólne imieniny i wzajemne prezenty. Wymiana doświadczeń w babciowaniu, to było to, co je do siebie najbardziej zbliżyło.
Przed blokiem są takie ławeczki i kiedy było gorące lato, rozpalone lato, siadywały z zimnym napojem i wymieniały swoje towarzyskie i troszkę plotkarskie wiadomości z zielonego lasu.
W pewnym momencie obie stwierdziły, że trochę im przybyło ciałka i postanowiły, że wieczorem, z kijkami będą podążać nad jeziorem, utwardzoną ścieżką, by zgubić zbędne kilogramy.
Miło było na nie patrzeć, jak tuptały równo i powabnie, a buzie im się nie zamykały.
Lato przeminęło i już razem nie było ich widać, bo jedna, drugiej pożyczyła jakieś pieniądze i trudno było je odzyskać.
Przyjaźń prysła i już nikt razem ich nie widział, ale zauważalne było inne ciekawe zjawisko.
Kiedy Hania myła okna, to zaraz myła je także Ania.
Kiedy Ania zmieniła firanki na bardziej frywolne, z falbankami, to zaraz Hania biegła do sklepu, by kupić też coś ciekawego.
Kiedy Hania posadziła w skrzynkach balkonowych kwiaty, to Ania oczywiście sadziła ich więcej i bardziej zmyślnie.
Kiedy Ania ustroiła sobie balkon w świecidełka na święta, to Hania momentalnie robiła to samo, a nawet bardziej strojnie.
I tak trwa walka na firanki między dwoma kobietami, którym już nie jest ze sobą po drodze – no chyba, że do sklepu po nowe wzory i kolory tychże firanek, kwiatów i lampek świątecznych.
I oto mieszkańcy osiedla mają taką naoczną rywalizację dwóch „cudaczek”, ale to wszystko jest z korzyścią dla osiedla rzecz jasna!